Translate

17 grudnia 2025

Barykady nie pomoga

    Pisalam juz wczesniej o barykadach, jakie stawia sie dokola terenu, na ktorym odbywaja sie swiateczne jarmarki. W niektorych miastach, gdzie zagrozenie mogloby byc wieksze, jarmarkow pilnuja uzbrojeni policjanci obok cywilnych ochroniarzy. Nie powstrzymuje to jednak bezczelnych propalestynskich pochodow do przemarszow srodkiem jarmarkow, ryczenia o wielkosci tego ich allaha (celowo mala litera) i zaklocania Niemcom pobytu. Oczywiscie takie demonstracje sa nielegalne, ale ich uczestnikow niewiele to interesuje, co sie nakrzycza to ich, zanim policja rozgoni ich palami. W Niemczech demonstracje sa legalne jedynie wtedy, kiedy sa wczesniej meldowane i zezwalane, a nie sadze, ze gminy wydalyby pozwolenie na przemarsze po terenie jarmarkow swiatecznych. 
   To tzw. ostatnie pokolenie, te bezmózgi przyklejajace sie dupami do asfaltu, niszczace eksponaty w muzeach, zaklocajace prace lotniska i niszczace samoloty, teraz zabralo sie do spryskiwania ohydna pomaranczowa farba choinek wystawianych w galeriach handlowych. Glowy nie dam, ze byly to wszystkie choinki zywe, wiele sklepow stawia na plastikowe, w kazdym razie po takiej akcji nie nadaja sie do ponownego uzycia. Na szczescie wymiar sprawiedliwosci zaczal traktowac tych idiotow jak na to zasluguja i za zadyme na hamburskim lotnisku, kiedy zaklocali odloty i przyloty wielu samolotow rejsowych, zostali wreszcie skazani na wysokie grzywny, a jesli nie bedzie z czego zaplacic, to czeka ich odsiadka.
   Ale wracajac do jarmarkow. Betonowe barykady powstrzymaja wprawdzie pojazdy, ktore ewentualnie chcialyby wjezdzac w tlum, jak swego czasu w Berlinie czy Magdeburgu, ale nie powstrzymaja pojedynczych terrorystow. Wprawdzie jest naprawde smiesznie, bo niby wszedzie wisza takie szyldziki:


   Ale nie slyszalam, zeby policja sprawdzila i zrewidowala jakiegokolwiek wygladajacego "poludniowo" gostka, bo natychmiast poszlyby skargi na rasistowskie traktowanie biednych cudzoziemcow w Niemczech, a na to Niemcy sa szczegolnie wyczuleni. Sprawdzaja wiec czasem jakies niemieckie babcie i oglaszaja sukces, kiedy znajda u nich w torebce szwajcarski scyzoryk z korkociagiem. 
   A po jarmarkach snuja sie nienawidzacy chrzescijan fanatycy z nozami i kiedy juz napatrza sie do syta na zadowolonych Niemcow, ruszaja w tlum, zeby upuscic troche frustracji. W Herford zostal powaznie zraniony nozem 16-latek, w jakims innym miescie arabski migrant oddawal w spokoju mocz na stajenke, w naszym miescie jakis czarny latal z "tulipanem" z potluczonej butelki. W Erbach banda mlodziencow zniszczyla czesc jarmarku i potraktowala kijami zywego osiolka ze stajenki. Najgorzej jest w Berlinie, propalestynscy celowo prowokuja przemarszami i politycznymi wrzaskami, a niektorzy tylko szukaja okazji, zeby w tym tlumie i tumulcie móc sie wyzyc. W Weimarze Marokanczyk tez wygrazal nozem gosciom na jarmarku swiatecznym. Ale najwazniejsze, ze odebrano niemieckiej babci szwajcarski scyzoryk, dzielna policja rozbroila potencjalna terrorystke. 
   Z ostatniej chwili: W Duderstadt w ostatni piatek wieczorem odwiedzajacy zameldowali policji, ze po terenie porusza sie mezczyzna z bronia. Policja wyprosila wszystkich, zablokowala teren, niestety poludniowo wygladajacy potencjalny terrorysta zniknal. Duderstadt to 20-tysieczne miasteczko w powiecie getynskim, oddalone od nas jakies 35 km. W Wernigerode alarm bombowy, w Mühlhausen kobieta napadnieta, w Ofenbach atak nozownika. Nie ma dnia, zeby nasi nieproszeni goscie gdzies czegos nie nawyprawiali, statystyki policyjne nie pozostawiaja zludzen, nie trzeba prowokowac, zeby stac sie ofiara napasci jakiegos azylanta, a lagodne kary czy wrecz puszczanie ich na wolna stope tylko sprawcow rozzuchwala. Brak juz miejsc w wiezieniach, a statystyki dobitnie pokazuja, ze cudzoziemcow jest wiekszosc, z tym, ze nie brani sa pod uwage Niemcy o cudzoziemskich korzeniach, bo byloby ich znacznie wiecej w kryminalnych statystykach.
   W piatek aresztowano pieciu mezczyzn, z Maroko, Egiptu i Syrii, ktorzy planowali wjazd ciezarowka na teren jarmarku swiatecznego w Dingolfing w Dolnej Bawarii. Informacja przyszla ze strony obcych sluzb wywiadowczych, bo pewnie niemieckie jak zwykle przespaly temat w przekonaniu, ze przyjechaly do nas sily fachowe do pracy i trzeba sie zajac ich integracja poprzez glaskanie po glowkach i jajach oraz stawianie im nowych meczetow, zeby mieli gdzie spiskowac przeciw panstwu niemieckiemu i planowac zamachy, bo ta piatka wlasnie w meczecie nawolywala do zamachu.
   Australia tak chetnie tanczaca na sznurkach sorosow i przyjmujaca bez opamietania terrorystow palestynskich, doczekala sie zamachu na swietujacych Chanuke na plazy w Sydney Zydow. Kilkanascie ofiar, ktorym rzad Australii nie zapewnil ochrony podczas obchodow ich swieta. Pogratulowac!

15 grudnia 2025

Chyba juz go nie lubie

    Mam tu na mysli sklep IKEA, przestaje go lubic, bo po pierwsze primo juz nie jest wcale taki tani, jak mial byc w zamysle i jaki byl na poczatku dzialalnosci, zeby zwabic klientele, a kiedy juz uzaleznil spoleczenstwo od zakupow i jedzenia potraw o dziwnych nazwach, to hop! podwyzszyl ceny i dalej wabil, co skutkuje za kazdym razem stanem przedzawalowym portfela. A po drugie primo... noszszsz... poustawial wylacznie samoobslugowe kasy. I nawet to nie byloby takie straszne, gdyby nie koniecznosc wykorzystania bonow prezentowych. Ale do ad remu.
   Ja w grudniu rzadko daje sie namowic na jakies zakupy, a juz zwlaszcza w sobote, kiedy to pol powiatu wpada na genialny pomysl robienia w IKEA zakupow przedswiatecznych. Ale z drugiej strony jestem zalezna od kierowcy, czyli mamy chocholow, bo sama nie pojade. No i moje dziecko, po sprzedaniu na weekend wlasnych dzieci swojej siostrze (one tak sie wymieniaja tymi dziecmi i maja co drugi weekend wolny, za to w inny co drugi musza troszczyc sie o cala czworke), oglosilo wyjazd do Kassel. Glowna przyczyna byla potluczona przez Zoske plexi-szyba w szafie i nie dalo sie jej niestety wymienic, trzeba bylo kupic cale nowe drzwi (65€), a sa one bardzo wysokie, wiec laczylo sie to z rozkladaniem tylnych siedzen, a i tak w drodze powrotnej sie nie widzialysmy, bo te drzwi nas dzielily, a ja musialam jej caly czas mowic, czy prawa wolna, bo nie widziala prawego lusterka, no szalenstwo! No i ledwie mogla zmieniac biegi, musialam ten ciezar podtrzymywac do gory, zeby ona mogla tam zmiescic reke. Ale tez chciala dla Zoski kupic kallaxy, bo te pozyczone od sredniej musiala jej oddac. Moje dziecko jest nieslychanie zdolne i nie postawi tych regalow ot tak sobie, a cos bedzie z nimi kombinowac, naogladala sie bowiem tych IKEA hacks i bedzie konstruowala cuda-wianki. Jak zrobi i pozwoli sfocic, to pokaze. 
   Ale sami wiecie, jak to jest w tym wlasnie sklepie, mialysmy przygotowana sciage z numerami, od poczatku bylo wiadomo, po co tam jedziemy, ale trudno nie ulegac tam pokusom, a to to, a to tamto-sramto, a to przydaloby sie, a to wezme, bo przy zamawianiu online koszty przesylki sa za wysokie, a to "skoro juz tu jestesmy...", a to jak fajnie swieczka pachnie, a kwiatek... - i za chwile juz pchalysmy dwa pelne wozki. Potem oczywiscie szukanie na tych gigantycznych regalach przed kasami, tu tez zmitrezylysmy sporo czasu, bo koloru nie bylo, trzeba bylo latac i szukac czlowieka do pomocy, no wreszcie jakims cudem moje dziecko oglosilo odmarsz do kas, kiedy ja juz bylam na ostatnich nogach, bo ten francowaty sklep zmusza czlowieka do przebycia pelnej drogi po tych kilometrowych labiryntach, do wielokrotnego cofania sie, bo cos lezy gdzies tam, a my w ferworze ominelysmy to, nie zauwazajac i trzeba bylo wracac... ojesu!!! Kiedy bylysmy tam ostatni raz, byly juz kasy samoobslugowe, ale byly tez normalne z czlowiekiem w srodku. Teraz niestety tylko i wylacznie samoobsluga, a ja mialam nazbieranych sporo payback punktow i za te punkty kupilam dla Zoski na urodziny bony prezentowe do IKEA. Moje dziecko zaczelo skanowac kody kreskowe, a ja przez ten czas usilowalam wydobyc z czelusci smartfona te bony. Niestety nie bylo tam porzadnego zasiegu, wiec telefon nie chcial wspolpracowac, a ja nie moglam tych bonow stamtad wydobyc. Przyleciala jakas pomagierka i kazala sie podlaczyc do ichniego wifi, a ja juz z tych nerf, z szalenstwem w oczach i spocona jak kobyla po wielkiej pardubickiej, nie umialam sobie tego wifi ustawic. Kobita z cierpliwoscia godna psychiatry podczas badania czubka, prowadzila mnie za reke i juz prawie te bony mialam, kiedy ona spytala mnie, czy jestem w IKEA Family, no jestem, wiec wylazlam z bonow, zeby odszukac apke IKEA, tam byly jakies znizki, ale potem znow stracilam zasieg i nie moglam wrocic do bonow. A kolejka za nami roooslaaa...JPRDL!!! Moje dziecko dostrzeglo, ze jednak nie podlaczylam sie pod wifi, wiec oddalam jej swoj telefon, a sama mialam zamiar albo zapasc sie ze wstydu pod ziemie, albo uciec ze sklepu. Wreszcie jakims cudem dostalam sie do bonu i gdybym wczesniej wiedziala, ze trzeba spisac z niego numer i pin, to zrobilabym sobie z tych dwoch bonow screeny i nie byloby takiego blamazu w sklepie. Ale ja w swojej naiwnosci myslalam, ze kasjerka mi to jakos czytnikiem zeskanuje i stad cala ta kolomyja. Reszty dokonala moja corka swoja karta platnicza, a kolejka za nami z ulga odetchnela, bosmy blokowaly przejscie naprawde dlugo. Qrde, te dygitalne cuda nie dla mnie, te kasy samoobslugowe, platnosci karta, telefonami, blikami i ch.g.w czym jeszcze. Co to ma w ogole byc, zebym ja nie mogla wydac wlasnych uczciwie zarobionych pieniedzy. Wroc! Przy bodaj dwoch kasach samoobslugowych byl szyld, ze mozna placic gotowka, ale pewnie juz niedlugo, bo wszystko zmierza ku temu, zeby nas do konca upodlic i kontrolowac, gdzie, ile i na co wydajemy.
   Nie jestem pewna, czy mam ochote jeszcze chocby raz w zyciu robic tam zakupy.
   W drodze powrotnej poprosilam corke, zeby mnie wyrzucila obok mojego auta, to podjade do niej pomagac nosic te pudla, a szczegolnie drzwi do szafy, bo jak jest silna (chodzi regularnie na silownie), tak sama nie dalaby rady. A kiedy juz bedzie po wszystkim, nie bedzie mnie musiala odwozic do domu, tylko pojade sobie sama. Te wszystkie psychiczne atrakcje i wysilek fizyczny sprawily, ze wczesnie padlam do lozka, spalam 9 godzin, a zegarek nagrodzil mnie i moj sen ocena 90. Czyli odkad odstawilam wieczorny betabloker, to zaczelam spac normalnie.

13 grudnia 2025

Zalosny typ

„Kobiety nie myślą i trzeba je do tego zachęcać. To mężczyźni są od pomysłów, a kobiety od spraw uczuciowych. Ich rolą jest wychowanie dzieci i służenie mężowi.”
ks.Maciej Gaik, sędzia Sądu Biskupiego w Sosnowcu.

No sami powiedzcie, czy autor tego paszczowego wypierdu jest normalny? Czy moze w ferworze wymyslania takich kleszych madrosci udalo mu sie z glupim na lby pozamieniac? To w seminariach w XXI wieku ucza, jak byc wzorcowym idiota? No nigdy bym sie nie spodziewala. I niby nie powinno sie oceniac ksiazki po okladce, ale jego wyglad jest jakos adekwatny do zawartosci czaszki. Te cwane i chciwe slepia teskniace za rozumem, ta nalana geba wskazujaca na sklonnosci do nadmiaru jedzenia i picia, glownie napojow wyskokowych, jak przypuszczam, bo woda nie ma az tak destrukcyjnego wplywu na mozg, jaki mozna zauwazyc u tego zalosnego klechy.
   Najsmieszniejsze jest jednak to, ze wiele kobiet zgadza sie z jego teoriami i dalej tkwi w kosciele, co jedynie swiadczy o tym, ze w ich przypadku facet ma racje, one nie mysla.

   Ale dosc tych glupich ksiezych wynurzen, nie chcialam, ale musialam zrobic notke na ten temat, bo normalnie trudno w to uwierzyc. A ja postanowilam trzymac sie tematow sentymentalno-melancholijnych w grudniowych wpisach. Skoro jednak trafilo na ksiedza, to moze powspominam swoje religijne epizody? Do chrztu poszlam na wlasnych nogach w wieku lat trzech i to wylacznie dlatego, ze moja babcia przez te trzy lata tak bardzo zawracala glowe ojcu mojemu, a swojemu synowi, ze w koncu ustapil. Na religie mnie nie zapisali, a ja dopiero w drugiej klasie sie obcielam, ze wszyscy na te religie chodza, a ja nie. No i pozazdroscilam, tez chcialam chodzic na religie i potem do komunii, miec te biala sukienke i wianek. Wtedy nie chodzilo o prezenty, byly jakies symboliczne w postaci zegarkow, medalikow czy ksiazek. Ale ja stalam sie uduchowiona i tylko o to mi chodzilo. 
   Problem byl, bo zakonnica chciala mnie dac do grupy pierwszoklasistow, jako ze bylam rok do tylu, ale mama obiecala, ze przerobi ze mna w domu te katechizmy i dogonie drugoklasistow, wiec zebym mogla byc z rowiesnikami. I chyba sie udalo, bo do samej komunii chodzilam z kolezankami z mojej klasy i klas rownoleglych.  Potem jeszcze dotrwalam do bierzmowania, ale juz wtedy wiedzialam, ze to koniec, ze wiecej nie chce, bo po pierwsze mialam te wade, ze myslalam i nie bralam wszystkiego za dobra monete, po drugie zaczelam widziec hipokryzje kosciola, a po trzecie podczas spowiedzi przed bierzmowaniem klecha pytal mnie o takie rzeczy, ze nie wiedzialam, gdzie twarz schowac. A ja wtedy jeszcze nawet sie nie calowalam, bylam dziecinna, choc dobrze oczytana w temacie i te jego zboczone pytania tak mnie do kosciola zniechecily, ze po bierzmowaniu skonczylam z tym na zawsze, tak myslalam, bo pozniej rozum mi odebralo i ochrzcilam wlasne dzieci. Ale przynajmniej nie bralam slubu koscielnego.
   Gdybym wtedy miala ten rozum co dzisiaj, nie ochrzcilabym dzieci, pozostawiajac im decyzje w kwestiach religijnych do czasu, kiedy beda dorosle, a tak musialy dokonywac aktu apostazji na wlasna reke, tak zdecydowaly i mnie nic do tego, ale moglam im oszczedzic kosztow. One swoje dzieci trzymaja z daleka od kosciola, a ja uwazam, ze w tej kwestii sa madrzejsze ode mnie.

11 grudnia 2025

Czy juz jestem cyborgiem?

 
     Wychodzi mi, ze stalam sie cyborgiem czy tam innym robotem, ale od poczatku.
   Jak czesc z Was juz wie, 9 grudnia mialam termin do kardiologa na kontrole tej przekletej malej maszynki, ktora nie pozwala mi umrzec i wali prundem, kiedy serducho leni sie z praca. Pomijajac wiele ograniczen, jakie mnie w zyciu i po smierci czekaja, np. nie wolno mi przechodzic na lotniskach przez magnetyczne bramki, nie moge poddac sie badaniu rezonansem magnetycznym, a kiedy zejde, to najpierw musza to ze mnie wydlubac, zebym mogla wjechac do pieca krematoryjnego, to moim zdaniem to swinstwo zostalo umieszczone nie w tym miejscu co trzeba. Przy niektorych ruchach staje mi to na sztorc i w ogole rusza sie pod skora. Rozmawialam z innymi dumnymi posiadaczami rozrusznikow i oni nawet nie czuja, ze cos tam maja, a poza tym zyja lepiej.  A ja nie, nie ma roznicy miedzy PRZED a PO wszczepieniu rozrusznika. Malo tego, od czasu do czasu czuje sie tak zle, ze robie sobie ekg smartwatchem i wychodzi mi, ze mam migotanie przedsionkow. Kiedy mi tak migotalo dzien za dniem, udalam sie do rodzinnej, u niej oczywiscie ekg bylo wzorcowe, ale pokazalam jej na telefonie te migotania. Dala mi inne leki, kazala wydrukowac te ekg z migotaniem i pokazac kardiologowi. Tak zrobilam.
   No i dowiedzialam sie, ze wszystko jest w porzadku, ale o malo nie zeszlam z wrazenia, kiedy po polozeniu czytnika na miejscu wszczepienia rozrusznika, lekarz zaczal odczytywac z komputera, ktorego dnia mialam te migotania, o ktorej godzinie i jak dlugo trwaly, ale ze mimo wszystko nie byly zagrazajace mojemu zyciu. Co wiecej, daty zgadzaly sie z moimi wydrukami, a to znaczy, ze pomiary zegarkiem sa wiarygodne. Mnie natomiast wystraszylo, ze mam w sobie cos, co umozliwia zdalne mna sterowanie. Ale nie tylko, mozna rowniez zdalnie to ustrojstwo wylaczyc, czyli posrednio mnie zabic. Zaraz pomyslalam o Szwedach, ktorzy pozwolili wszczepic sobie pod skore chipy z dowodem osobistym, prawem jazdy, karta ubezpieczeniowa, bankowa i czym tam jeszcze, ktorzy juz nie musza brac niczego z domu, bo wszystkie dane o sobie maja w sobie. Ja mam maszynke, ktora z jednej strony ratuje mi zycie, a z drugiej pozwala teoretycznie mna sterowac. Juz przeciez w antycovidowych szczepionkach dostalam podobno jakies nanoroboty, a majac przy sobie smartfon, jestem latwa do zlokalizowania przez "sluzby".  Chyba jednak zaczne nosic na lbie durszlak wylozony od srodka folia aluminiowa, a na piersi olowiana zbroje. Qrna, no boje sie tej nowoczesnej techniki.
   Kilka dni temu w Rosji wlasciciele samochodow marki Porsche nie mogli ich uruchomic. Zachodzilo podejrzenie, ze jakis ukrainski haker dostal sie do systemu i spowodowal niemoznosc uzywania aut tejze marki. Jesli wiec hakerzy moga unieruchomic tysiace pojazdow, to jaki problem unieruchomic i takim sposobem powoli zabijac nosicieli rozrusznikow? No nie poczulam sie komfortowo z ta wiedza. 
   Na moje skargi, ze wbrew nadziejom i oczekiwaniom nie czuje sie zdecydowanie lepiej, przystojny profesor Lüthje oznajmil, ze jesli juz, to na pewno nie serce jest tego przyczyna, bo ono, wedlug jego sciagi w komputerze, pracuje teraz dobrze. Wyregulowal mi jeszcze rozrusznik o tyle, ze obnizyl poziom pulsu, przy jakim rozrusznik ma reagowac, zeby, jak powiedzial, zmusic serce do samodzielnej pracy. 
   No i za pol roku mam sie zglosic na kolejna kontrole. Troche mnie ta wizyta uspokoila, bylam bowiem pewna, ze trzeba bedzie ponowic operacje, bo jakos mialam dziwne wrazenie, ze mi te cewniki wysunely sie z serca, a tu okazalo sie, ze naleze do niewielkiego procenta pacjentow, u ktorych rozrusznik lata sobie pod skora, a nawet udaje wzwody, bo to podobno tez sie zdarza i jest normalne. Profesor ucieszyl sie, ze w styczniu mam termin do pulmonologa, bo tez ma nadzieje, ze cos wiecej sie wyjasni oraz rowniez jest zdania, ze to wszystko, co sie ze mna wyprawia, moze byc nastepstwem przechorowanych covidow. A ja powoli godze sie z tym, ze juz nie pohasam w zyciu, skoro nawet spacery z psem staja sie dla mnie wyzwaniem.
   No i okazuje sie, ze jestem zdalnie sterowanym cyborgiem, a maszty 5G pomagaja mi wlasciwie funkcjonowac. CBDU
   A tak calkiem przy okazji poskarzylam sie, ze mam problemy ze snem, a zaczely sie po nowych lekach od rodzinnej i ze po poszukiwaniach internetowych dzialan ubocznych wyszlo mi, ze to betabloker brany dwa razy dziennie. Ustalilismy, ze mam brac raz, a gdyby skutki uboczne dalej dawaly mi sie we znaki, mam go zupelnie wykluczyc. Tymczasem juz drugiej nocy po zaprzestaniu brania betablokera wieczorem, zegarkowa ocena snu wspiela sie na 78, po serii nocy ocenianych na ok 20-30. 

09 grudnia 2025

Dzisiaj dla odmiany...

    ... mam termin na kontrole kardiologiczna, jestem przygotowana, porobilam sobie wydruki moich ekg robionych zegarkiem, kiedy tak podle sie czulam i ktore pokazywaly migotania przedsionkow. Niech oceni je specjalista. No i juz sie ciesze na jego rozczarowanie, kiedy dowie sie, ze rozrusznik nie tylko nie poprawil mojego samopoczucia, ale sam w sobie przeszkadza mi i przy pewnych ruchach staje na sztorc i ogranicza. 
   No ale, jak wiadomo, jestesmy w grudniu, ktory to grudzien przeznaczylam na rozne wspomnienia i przemyslenia. Kiedy rano udaje sie na poranna toalete, biore ze soba komorke i pindrujac sie przed lustrem, myjac zeby i ukladajac fryzury, slucham sobie politycznych podcastow. Ktoregos pieknego dnia co ja slysze??? Ano slysze to, co wiem i widze od lat, ze miasta i gminy stoja na skraju bankructwa. A to dopiero niespodzianka! Oczywiscie w mainstreamach ani slowa na temat powodu takiej sytuacji, ale dalej jest tylko ciekawiej. Otoz w ramach oszczednosci tnie sie wydatki, gdzie tylko mozna i gdzie sie da. Na przyklad w szkolach okna beda myte nie dwa razy, ale tylko raz w roku, a sprzatanie klas i ubikacji byc moze zostanie zlecone samym uczniom. Ja tam jestem ZA, przeciez mali Japonczycy od przedszkola sprzataja sale i jakos im nie ubywa, przeciwnie, to cenna umiejetnosc i poczucie odpowiedzialnosci za rzeczy wspolne. Zastanowilo mnie tylko jedno, nikt nie piuknal nawet o ewentualnym zatrudnieniu "fachowcow", ktorych tu sporo najechalo, do pewnych latwych prac porzadkowych na rzecz miast, szkol czy innych obiektow i uzaleznienia od tego wyplaty ich zasilkow. 
   A ja poplynelam we wspomnieniach do czasu naszego przyjazdu do Niemiec, kiedy to zylismy na kupie nie w wybudowanych specjalnie dla nas osrodkach azylanckich czy z braku miejsc, w hotelach kilkugwiazdkowych, ale np. w domu przeznaczonym do generalnego remontu. Kazdy dostal po lokalu, kuchnia byla wspolna, sanitariaty tez. Nam nikt nie przysylal ekip sprzatajacych, sami dbalismy o czystosc we wlasnych pokojach i na zmiane we wspolnych pomieszczeniach. 
   Kiedy dostalismy pierwsze prawdziwe mieszkanie, tez mielismy dyzury sprzatania swojej czesci klatki schodowej (nasz poziom i schody w dol do poziomu pietro nizej). Na pietrze byly dwa mieszkania, wiec dyzur przypadal co drugi tydzien. Byl jeszcze inny, tzw. Hofdienst i zeby nie bylo pomylek, ten, kto wykonal te prace, wieszal kartke na nastepny tydzien u sasiada na klamce, po tygodniu tenze sasiad komus kolejnemu itd. Bylo nas siedmiu lokatorow na klatce schodowej, wiec dyzur mielismy co siedem tygodni. Hofdienst polegal na sprzataniu terenu dokola bloku, ale tylko tej naszej czesci. Najgorzej bywalo po sylwestrze, kiedy trzeba bylo zbierac resztki rakiet i petard. Albo jesienia, kiedy wszedzie byly liscie. Albo na koniec zimy, kiedy trzeba bylo usuwac te kamyczki, ktorymi posypywane byly chodniki. Ale dawalismy rade, nikt sie nie migal, a osoby starsze czy chore organizowaly sobie jakos platna pomoc, bo ani wiek, ani choroba nie byly czynnikiem zwalniajacym od obowiazku. Pozniej jednak spoldzielnia odstapila od obarczania lokatorow obowiazkiem sprzatania klatek schodowych czy terenu wokol, zatrudnila firme, a jej koszty podzielila wsrod lokatorow. I dobrze, nie tylko nie musze pamietac, ale w koncu tez sie postarzalam i wygodniej mi zaplacic, niz samej z miotla latac. Ale chce podkreslic, ze nikt z nas ani nie narzekal, ani nie wymagal cudow. Tymczasem przybyla holota, w postaci najczesciej mlodych wypasionych byczkow, ma do dyspozycji sprzataczki, bo inaczej w krotkim czasie zyliby wsrod szczurow i karaluchow, bo przeciez jasnie panu muzulmaninowi nie wypada wykonywac prac, jakimi zwykle paraja sie w ich kraju ich kobiety, predzej zdechnie niz ruszy palcem.
   Nie dosc wiec, ze ich obecnosc generuje koszty, ktorych miasta i gminy nie sa w stanie udzwignac i musza na kazdym kroku oszczedzac, co odbija sie na naszym codziennym zyciu, placimy coraz wiecej, dostajac za to coraz mniej, ale wypasionym byczkom nie moze zabraknac ptasiego mleka i sprzataczek? Coraz wiecej mniejszych miast nie stawia na rynkach choinek, ale ide o zaklad, ze na ramadan beda musieli znalezc srodki, zeby powiesic jakis neon oglaszajacy dobra nowine. Porzygac sie mozna, jak bardzo zmienilo sie i pogorszylo zycie przecietnego Niemca i jak malo wymaga sie od naszych najezdzcow, jak lagodnie traktuje sie ich ciezkie przestepstwa, podczas gdy Niemiec moze trafic do wiezienia za nieplacenie abonamentu rtv.
   Ja tez przybylam z kraju, gdzie kazdy blok czy kamienica mialy dozorce, ktory dbal o czystosc wewnatrz i dokola budynku, ale skoro przeprowadzilam sie do kraju, gdzie wygladalo to inaczej, dostosowalam sie i nie wymagalam jakiegos specjalnego traktowania za pieniadze niemieckiego podatnika.

07 grudnia 2025

Poszedl Marek na jarmarek

    No dobra, my poszlysmy z chocholami, ale tylko Marek sie tak ladnie rymowal, wiec  wpuscilam go do tytulu posta. Poszlysmy troche wczesniej, jeszcze za dnia, bo o 16.00 miala przyjsc do Zoski pewna ciocia z gromadka swoich dzieci, bo w dniu urodzin cos jej stalo na przeszkodzie i nie mogla pojawic sie punktualnie. 
   Posnulysmy sie miedzy budkami, w ktorych jak co roku krolowaly fajne, ale drogie przyjemnostki. Chocholy wciagnely frytki i bratwurst, potem jakies slodycze, a na deser przejechaly sie kilka razy na karuzeli, od swietego Mikolaja dostaly cukierki. No  klasyka, nic nowego, nic atrakcyjnego, ceny wyzsze niz w ubieglym roku, betonowe barykady dokola, a co najgorsze - zaczal kropic deszcz. 







   Przeszlysmy sie troche po sklepach, troche nakupilysmy roznych rzeczy, m.in. zimowy kombinezon dla Juniora i w zasadzie tak nudno moglby sie ten dzien zakonczyc, gdyby nie brawurowa akcja policji wobec jakiegos czarnoskorego gostka, ktory chyba sie czegos nazarl lub napalil, cos podobno ukradl, rozbil butelke o asfalt i z takim "tulipanem" latal po ulicy. Nadjechal jeden radiowoz, wyleciala z niego para policjantow, policjant-mezczyzna tak wrzeszczal, ze glowa mala, ale Murzyn ani myslal sie uspokoic. Nadjechal na sygnale nastepny radiowoz, potem trzeci, a na koncu karetka. No pelna sensacja! My chcialysmy stamtad oddalic sie jak najszybciej, bo po co ryzykowac, ale Juniora bardzo zainteresowal ten ruch w interesie, syreny, wrzaski, za to Zoska sie wystraszyla. Corka musiala chocholy zaganiac, bo Junior, gdyby tylko mogl, polecialby na miejsce zdarzenia. Ledwiesmy go odciagnely. Tak wiec wypad do miasta byl bogaty w niechciane atrakcje.


   Nie wiem, jak to wszystko sie skonczylo, bo zwabilysmy chocholy do sklepu i jakos zapomnialy o czarnoskorym przestepcy. Dostaly od bapci na pocieszenie mikolajkowe czapeczki.

05 grudnia 2025

Dzisiaj jest...

    ... szczegolny dzien. Panna Zoska, ktora dostalismy w prezencie na rocznice slubu (dzis obchodzimy 44-ta), konczy wlasnie trzy latka. A tak na swiezo mam jeszcze w pamieci moja podroz z przygodami na wies niedaleko Limburga, zeby pomagac corce w pierwszych tygodniach przy dwojgu tak malych dzieciach. Wierzyc sie nie chce, ze to juz trzy lata uplynely od tamtej podrozy, a Zoska z noworodka przepoczwarzyla sie w mala damulke i od nowego roku zacznie chodzic razem z jej big brotherem do przedszkola, bo przeciez w tym podeszlym wieku juz wyrosla ze zlobka.
   Znow dostanie nowe zabawki, choc te, ktore ma, juz ledwie mieszcza sie w jej pokoju. Tym razem musze sie pochwalic, ze ode mnie nie dostanie zadnej zabawki. Zeby jej calkiem smutno nie bylo, symbolicznie sprezentuje jej ksiazeczke, ale taka specjalnie dla niej spersonalizowana, o przygodach Dalii Zofii, a glownym prezentem od nas sa meble z IKEA, zeby bardziej dopasowac jej pokoik do wieku.
   A ja znow zaglebiam sie we wspomnieniach o moich zabawkach. Nie mialam ich duzo, pewnie dlatego pamietam kazda z nich do dzisiaj. Najwazniejsza byla moja lalka Balbina, miala zamykane oczy i od czasu do czasu trafiala do kliniki zabawek, bo te oczy jakos jej wpadaly do srodka. Wtedy w kazdym miescie byla choc jedna taka klinika zabawek, gdzie reperowano wszystko, co dalo sie zreperowac, bo zabawek sie nie wyrzucalo, nie byly tanie, wiec i dzieci, i rodzice dbali o to, zeby sluzyly jak najdluzej, czesto wielu pokoleniom. Po ktoryms pobycie w klinice lalkowy doktor orzekl, ze juz nie da sie ponownie zreperowac tych oczu, zeby sie zamykaly, tylko zostaly przyklejone na stale takie otwarte. Moja prababcia Tekla umiala szyc rozne cudenka, wiec dla Balbiny uszyla wiele ubranek i posciel do wozka, w ktorym Balbina byla wozona. Nie byla to byle jaka posciel, to byl prawdziwy majstersztyk recznej roboty, bo maszyny w domu nie bylo. Kolderka miala w srodku watoline, byla starannie przepikowana, a poszewka ozdobiona byla koronkami, falbankami, tasiemkami, zeby mozna bylo zdejmowac i prac. 
   Drugim moim dzieckiem obok Balbiny byl misiek i do dzisiaj sie zastanawiam, dlaczego nie nadalam mu nigdy zadnego imienia, byl misiem i pozostal misiem, ale opiekowalam sie nim na rowni z Balbina. 
   Jak pamietacie, moj dziadek bral w czasie wojny udzial w operacji "Market Garden" i w latach 60-tych pojechal z delegacja do Holandii do Arnhem. Stamtad przywiozl mi lalke Murzynke, ktorej nadalam imie Mea, bo wtedy zaczytywalam sie w ksiazce "W pustyni i w puszczy". Tej lalki wszyscy mi zazdroscili, bo w Polsce nie bylo lalek o tak ciemnej karnacji.
   Mialam kilka gier planszowych i cala mase ksiazek, bo namietnie czytalam. I to wlasciwie byly wszystkie moje zabawki, trzymalam je w kartonie pod biurkiem i nie chcialam sie z nimi rozstac, tak w duchu sobie myslalam, ze beda dla moich dzieci. Tymczasem podczas wakacji po maturze, kiedy nie bylo mnie w domu, mama pozbyla sie kartonu, nawet nie wiem, co z nim zrobila, czy komus dala, czy wyrzucila, zeby nie brac do nowego mieszkania zbednego balastu. Do dzisiaj nie moge jej tego wybaczyc, ze nie zapytala mnie o zdanie, ze rozporzadzila moimi rzeczami bez mojej zgody. 
   Jestem pewna, ze zadne z moich wnuczat nie bedzie tak dokladnie pamietalo swoich zabawek, maja ich tak duzo, ze wieloma w ogole sie nie bawia. Jeszcze w rodzinie mozna powiedziec, co ewentualnie jest marzeniem malucha, wzglednie poprosic o gotowke, zeby dziecko moglo uskladac sobie na cos drozszego, ale na kinderbalu dzieciecy goscie przynosza raczej tani badziew. 
   Hexa powoli wchodzi w wiek, kiedy najchetniej przyjmuje gotowke i sama chce decydowac, co kupi albo zbiera na cos wiekszego. To jest dla nas najwygodniejsza opcja, o reszcie prezentow dla innych wnukow decyduja ich mamy, bo one wiedza, co bedzie dla dzieci najlepsze i edukacyjne. Ja za moda zabawkowa juz nie nadazam. Czasem los zawiedzie mnie do takiego zabawkowego giganta Smyths Toys, to ja sie tam kompletnie gubie. Jeszcze nieco orientacji mam w grzechotkach dla niemowlat, reszta to dla mnie czarna magia. Bardzo kosztowna magia.

Barykady nie pomoga

     Pisalam juz wczesniej o barykadach, jakie stawia sie dokola terenu, na ktorym odbywaja sie swiateczne jarmarki. W niektorych miastach, ...