O mamie P. i o wypadku, na skutek ktorego trafila na dlugo do szpitala, a pozniej do domu opieki, gdzie niedlugo potem zmarla, pisalam pod koniec 2019 i na poczatku ubieglego roku.
Jednak sprawa wypadku jeszcze nie jest zakonczona i pewnie dlugo nie bedzie. Chocby z racji tej, ze sprawca, byly strazak, ktory udzielil mamie P. natychmiastowej pomocy, wezwal pogotowie i potem przepraszal (czyli zachowal sie wzorowo), okazal sie byc urzednikiem Biura d/s Porzadku (Ordnungsamt) i jakos tak sprawa miala zostac szybko zamieciona pod dywan. Dodatkowo jego ubezpieczalnia usilowala spuscic w kanal P. a jego roszczenia odszkodowawcze zredukowac do minimum. Trafila jednak kosa na kamien, on sam bowiem pracuje w ubezpieczeniach, zna wiec wszystkie te triki na pamiec w te i nazad. Jeszcze kiedy jego mama zyla, podpisala pelnomocnictwo dla adwokata, po jej smierci on dochodzil spuscizny. Ubezpieczalnia wyplacila 2 tysiace, argumentujac, ze mama byla bardzo wiekowa (95), z pewnoscia chora, wiec i tak by umarla, raczej predzej niz pozniej, wiec o co ten raban, ma sie cieszyc, ze w ogole sklonni sa wyplacic cokolwiek, bo w zasadzie to sie nic nie nalezy.
P. wykipial ze zlosci! Po czym, zamiast sie cieszyc z dwoch kawalkow i trzymac dziob zamkniety, pognal do prokuratury i zameldowal, ze zabili mu mamusie. Niestety nie bylo innej drogi udowodnienia tamtej ubezpieczalni, ze to wypadek przyczynil sie do szybszego zejscia mamusi z tego lez padolu, a nie jej wiek i choroby. Prokurator sprawe przyjal i obiecal mamusie wykopac oraz zbadac. Trwalo to troche, trzeba bylo pozbierac cala dokumentacje medyczna z naszej kliniki uniwersyteckiej, z Bad Wildungen, z domu opieki i szpitala, dokad zabrano ja stamtad po upadku z lozka. Ekshumacja odbyla sie juz w sierpniu ubieglego roku, ale raport i ogolne podsumowanie P. dostal niedawno.
W raporcie profesora patologa stoi jak wol napisane, ze wypadek ewidentnie przyczynil sie do wczesniejszego zejscia mamusi, bo gdyby nie on, to zylaby do dzisiaj mimo podeszlego wieku. Malo tego, nawet pogorszenie sie stanu jej demencji bylo skutkiem traumy powypadkowej.
Teraz dopiero zacznie sie prawdziwa walka z ubezpieczalnia. Pewnie i oni, i sprawca juz dawno zdazyli zapomniec o sprawie i radzi byli, ze udalo sie wyjsc z niej z niewielkimi stratami finansowymi, a tu spotka ich niemila niespodzianka w rok po zdarzeniu. Z pewnoscia nie obejdzie sie bez rozprawy sadowej, no chyba, ze ubezpieczalnia nie bedzie chciala generowac wiekszych kosztow i zalatwi rzecz polubownie i pozasadowo.
Powiadomie Was o dalszym przebiegu.