30 marca 2022

Nie tak latwo

 Kiedy jeszcze w Lodzi sprowadzalismy mame po tych jej stromych schodach do samochodu, bylo nas troje, w tym dwoje mlodych i wysportowanych. Podobnie bylo z wnoszeniem wozka po naszych marnych, ale dosc wygodnych pieciu schodkach. Mniej latwo bylo przy pierwszym przymusowym wyjsciu z domu, bo kasa chorych przyslala formularz na plastikowa karte ubezpieczonego, gdzie bylo potrzebne aktualne zdjecie, a tego mama nie miala. Musielismy wiec pojechac ja sfotografowac.
Nie tak dawno nam obydwojgu minela waznosc naszych kart, trzeba wiec bylo wyrobic nowe, a nam nie chcialo sie jezdzic do fotografa, wiec probowalismy zrobic zdjecia telefonem. Taaa... no co ja Wam bede mowic - masakra z xujnia. Trzeba bylo udac sie do fachowca i zaraz czlowiek jakos lepiej sie zaprezentowal. Wiedzielismy wiec, ze domowym sposobem nie da sie, nawet nie probowalismy, tylko od razu zarzadzilam wyjazd do fotografa. Jakos dalismy z trudem rade zjechac tym wozkiem z naszych kilku schodkow, ale z powrotem nie bylo mowy, oboje jestesmy za slabi. Zawolalam wiec na pomoc sasiada i jakos w trojke wciagnelismy ten wehikul na gore.
Wiedzac, z jakimi niewykonalnymi wyzwaniami przychodzi sie zmagac, nastepne wyjscie mamy planowane bylo, kiedy juz bedzie mogla sie sama poruszac po schodach. Niestety los chcial inaczej. 
Zrobilam sobie w ratuszu termin na zameldowanie mamy w Niemczech, wzielam ze soba wszelkie pelnomocnictwa, ich tlumaczenie na niemiecki, jednak przepisy okazaly sie byc dla nas nielaskawe, potrzebna byla osobista obecnosc mamy. Kiedys, w normalnych czasach, urzednik przyszedlby do nas do domu zalatwiac te formalnosci, ale teraz mamy pandemie, wiec od dwoch lat urzednicy maja zakaz chodzenia po domach, jakby im do biura nikt nie mogl przywlec zarazy. No ale dobra, jak trza, to trzeba. Zapakowalismy znow mame na wozek i o malo nie zrzucilismy jej razem z pojazdem z tych nieszczesnych schodkow, bo jakos nam tym razem marnie szlo. Ten moj slubny, nie dosc, ze niespecjalnie juz ma sily, to dodatkowo nie slucha, kiedy mowie, zeby zaczekal, bo nie mam gdzie stopy postawic. Ciagnal ten wozek i nie tylko o malo nie zwalil matki, to i mnie na dokladke, bo trzymalam kurczowo, zeby nic sie mamie nie stalo.
Przy wchodzeniu postanowilismy mame wniesc bez wozka, zawisla na naszych barkach i podskakiwala na jednej nodze, pozniej wnioslam pusty wozek. Jesu, nawet nie myslalam, ile i jakie sa problemy z osoba niepelnosprawna. A przeciez mama jest jeszcze w miare samodzielna, bywaja gorsze przypadki.
Teraz juz czekamy na termin u ortopedy i zaordynowanie intensywnej rehabilitacji. Nie bedzie latwo osobie w mamy wieku znow pewnie stanac na nogi, z pewnoscia potrwa to dluzszy czas, ale co robic. Ani nasze mieszkanie, ani te schodki, ani my sami nie jestesmy przystosowani do obslugi osoby nie w pelni sprawnej jezdzacej na wozku.

28 marca 2022

Kocham nadgorliwcow

 Z pewnoscia slyszeliscie nieraz, ze nadgorliwosc jest gorsza od faszyzmu, cos jest na rzeczy. Szczegolnie nadgorliwosc w poprawnosci politycznej.
Niedawno w radiu w wiadomosciach podawano, ze miedzy innymi w moim miescie i powiecie zrobiono ludziom wczesnoporanny nalot na miejsca zamieszkania, skonfiskowano nosniki danych, komputery, laptoki, tablety i telefony. A dlaczego? Ano za krytyke obecnego rzadu, w ktorym zaczeli brylowac zieloni, ci sami zieloni, ktorzy obiecywali paliwo po 5 euro za litr i zlikwidowanie pojazdow z silnikami spalinowymi do 2030 roku, ci sami, za sprawa ktorych wygaszono niemiecki elektrownie atomowe, co teraz, w kryzysie i awanturze z duzym ich dostawca, doprowadzi albo do siedzenia w ciemnosciach, albo do przeproszenia sie z energia pozyskiwana z wegla. Dopuszczono do rzadzenia dyletantow, ktorzy (chyba wzorem nierzadu zza Odry) rzadzenie rozpoczeli od uszczesliwienia siebie grubymi premiami. Polityke zagraniczna prowadzi jakies niedouczone babsko z ADHD, wojskowoscia zawiaduje gospodyni domowa. Musieliscie slyszec o zaplesnialym sprzecie, ktory chciano wyslac na Ukraine, no nie nadawal sie. Moze niewiasta wie, jak zapobiegac plesnieniu artykulow spozywczych, bo militariow jakos nie dopilnowala. Nie ma na swiecie panstwa, w ktorym armia zarzadza kucharka, jest za to panstwo majace przedstawicielke tego zacnego zawodu w trybunale konstytucyjnym.
Moze gdyby ten rzad zastal nadwyzki budzetowe, nie trafil na piata czy szosta fale pandemii, ktora nieco zrujnowala gospodarke i nie mial pecha rzadzic podczas wojny zagrazajacej bezpieczenstwu calej Europy, to pewnie przetrwalby w nirwanie do nastepnych wyborow. Ale mial pecha, a jego brak doswiadczenia politycznego doprowadzi do jeszcze wiekszej katastrofy, bo tu trzeba naprawde nie lada umiejetnosci lawirowania i znawstwa ekonomii. Wroze mu bolesny upadek.
Ale ludzie krytykujacy ich poczynania zostali wyrwani z lozek jeszcze przed budzikiem i groza im tluste grzywny za "mowe nienawisci". Witamy w nowej rzeczywistosci, z cenzura i panstwem policyjnym. 
I na koniec perelka. Wyprodukowano lalki-niemowlaki i zeby nie bylo, ze takie lalki produkuje sie wylacznie w wersji bialej, zaprojektowano rowniez lalki ciemnoskore. No coz, nikt nie zaprzeczy, ze osoby rasy czarnej maja nieco inne rysy twarzy od bialych, bardziej plaskie nosy i szersze usta. Oto, co trafilo do sklepow:


No i musiala sie znalezc jakas nadgorliwa baba, ktorej te cechy bardzo sie nie spodobaly. Juz nie wiem, czy wyobrazila sobie, ze lala powinna wygladac jak Michael Jackson przed smiercia, ze smuklym zadartym noskiem i zacieta linia ust? W koncu i on byl Murzynem, czy tam afroamerykaninem, jak zwal.
Jeszcze jedna wisienka na torcie. Preznie rozwijajacy sie mlodziezowy ruch Fridays for Future, dla mnie dzieciaki, ktore wola powagarowac zamiast byc w szkole, zostawiajace kupe smieci i masek po swoich demonstracjach na ulicach, ktorymi przechodza i blokujace cale kwartaly miast w godzinach szczytu, ci wlasnie aktywisci FFF znow nawoluja do demonstracji. W Hannoverze miala przy tej okazji wystapic mloda artystka Ronja Maltzahn, ale nie wystapi, bo aktywistom nie podoba sie jej fryzura, tzw. dredy. Aktywisci twierdza, ze taka fryzura u bialego czlowieka to kpina z symbolu ruchu oporu czarnych walczacych o prawa obywatelskie. Zaden bialy czlowiek nie moze miec pojecia o prawdziwym i glebokim znaczeniu takiej fryzury, wiec artystka nie wystapi. Bez, qrna, komentarza.
Ludzie naprawde nie maja wiekszych zmartwien od bycia nadgorliwymi.


26 marca 2022

Czesc dziewiata dramatu z matka w tle

 Jak sami widzicie, przygod mialam wiecej niz pies Hakelbery i mis Yogi razem wzieci, tylko niestety przyplacilam je zdrowiem, ze stresu cisnienie mi skakalo jak oszalale, a puls najczesciej oscylowal w granicach ponad 140. No ale kto by sie takimi drobiazgami przejmowal, na pewno nie moja matka. Na domiar zlego paczke z lekarstwami, ktora wyslal mi slubny, musiala ukrasc jakas pocztowa katolicka kanalia, pewnie w nadziei, ze znajdzie w niej cos bardziej wartosciowego. Musial wysylac kolejna, bo zostalabym bez lekarstw.
Kiedy juz wreszcie wiedzialam, ze moge jechac do domu, nadszedl czas na zabukowanie otwartego biletu autobusowego. I tu spotkalo mnie wielkie rozczarowanie, bo okazalo sie, ze autobusy do Getyngi nie jezdza jak wczesniej kazdego dnia i na nastepny musialabym czekac do piatku. Tyle czasu musialabym korzystac z gosciny Boguski, a przeciez i ona ma swoje zycie i obowiazki wobec niespecjalnie zdrowej Mamy. We wtorek, kiedy to chcialam jechac, byl tylko autobus do Kassel, to jest jakies 50 km za Getynga, mozna w trymiga dojechac pociagiem, wiec zdecydowalam sie na ten. Poprosilam naszego przyjaciela P, zeby po mnie do tego Kassel wyjechal, bo co sie bede tluc jakimis drezynami, a poza tym na dworcach jest troche niebezpiecznie. Na tym stanelo, ze przed praca mnie stamtad odbierze.
Jeszcze w Lodzi byl pierwszy zgrzyt, bo autobus przyjechal z godzinnym opoznieniem, jako jeden z czterech. Normalnie zawsze przyjezdzal jeden, tym razem cztery, bo prawie wszystkie wiozly nadprogramowych pasazerow z Ukrainy, glownie kobiety, dzieci od niemowlakow po nastolatkow, bylo tez sporo zwierzat. Serce bolalo patrzec, wszystkie straumatyzowane, zrezygnowane, ale z ulga wypisana na twarzach, ze sa bezpieczne. 
Przypomnieli mi sie inni uchodzcy sprzed kilku lat, mlodzi butni mezczyzni, rozesmiani i bezczelni, wszyscy pogubili po drodze dokumenty, tylko smartfony uratowali. Pamietam wyrzucane na tory jedzenie, w ramach protestu, kiedy chciano ich zatrzymac na Wegrzech, a oni chcieli do Ger-money. Pamietam zdewastowane przez nich osrodki, tez w ramach protestu o zbyt male kieszonkowe, ich krwawe starcia z policja, cale to zamieszanie. Z dzisiejszymi jestem calym sercem, tamtych nienawidzilam i balam sie ich, nie bez przyczyny, bo winni byli smierci wielu osob, w tym wolontariuszy, a wlasciwie wolontariuszek.
Po drodze mielismy pecha i trzygodzinny przymusowy postoj, bo zdarzyl sie wypadek. Zadzwonilam do P, zeby szedl do pracy, a ja za dnia to juz sobie jakos poradze. Bez nadziei na pozytywna odpowiedz, zapytalam kierowce, czy nie wyrzucilby mnie gdzies blizej Getyngi, skoro i tak obok przejezdzamy i wyobrazcie sobie, zgodzil sie. Zatrzymal sie na minutke na stacji benzynowej, takiej ze sklepem i hotelem, a ja zadzwonilam po slubnego, ktory za kwadrans juz po mnie byl. 
Mam szczescie do aniolow na swojej drodze, nawet kierowca!
 
I to juz wszystko, dalszego ciagu nie bedzie.
 

24 marca 2022

Czesc ósma dramatu z matka w tle

 Ta wojna dziala sie gdzies tak poza mna, nie ogladalam praktycznie telewizji, troche scrollowalam w internetach, ja nie mialam nawet czasu o niej myslec, zylam w stalym napieciu, wciaz rozpamietywalam, co jest jeszcze do zrobienia, do zorganizowania, do skoordynowania, do zalatwienia. Stres mnie zjadal, a mama niespecjalnie byla chetna do pomocy, wydawala sie zrezygnowana i obrazona, ze musi brac w tym udzial. Co ja sie wieczorami naplakalam, bo ze wszystkim zostalam sama, choc moje anioly pomagaly jak mogly, ale wielu rzeczy nie dalo sie zrobic za mnie. Ten stres bardzo sie odbil na moim rytmie snu, budzilam sie po nocach, nie moglam zasnac, wciaz myslalam, czy o czyms nie zapomnialam, czy czegos nie przeoczylam. Wojne odsunelam na dalszy plan, bo myslenia o obu tak waznych rzeczach naraz moja psychika by nie wytrzymala.
I dobrze, ze podczas pobytu w Polsce tylko dwa razy dostalam swoje ataki bolu, z powodu ktorych mialam byc operowana jeszcze przed wyjazdem, z tym, ze drugi byl tak mocny, ze wezwalam telefonicznie na pomoc Danusie, bo nie moglam sie ruszyc. Pomogla i na szczescie obylo sie bez wzywania karetki, choc bylo blisko.
Przed przyjazdem dzieci po mame umowilam firme oprozniajaca mieszkania na poniedzialek po ich wyjezdzie, a w dzien, kiedy mama rano odjechala, przyjmowalam w domu pielgrzymki jej znajomych, ktorzy odbierali z mamy mieszkania rzeczy, ktore chcieli miec, a ktore do konca uzywalam. Juz oczywiscie wczesniej naprawde duzo odbierali znajomi, sporo zanioslam do Wigoru jako wyraz wdziecznosci za wypozyczenia wozka inwalidzkiego. W ostatniej chwili udalo sie kolejnemu aniolowi z mamy otoczenia kupic z ogloszenia uzywany wozek za niewygorowana cene, szczegolnie ze byl prawie nowy, niewielki, zwrotny, w sam raz do naszego ciasnawego mieszkania. Ten wozek niezmiernie ulatwil nam droge z mieszkania do auta na dole i po przyjezdzie znow do mieszkania w Getyndze, w przeciwnym razie dwie osoby musialyby mame niesc, bo nie wolno jej jeszcze stapac na tej zlamanej nodze. 
Dzieci jechaly szybko, jak juz wspomnialam, do domu dotarly po 6 godzinach i 40 minutach, co uwazam za rekord swiata, bo jeszcze po drodze zdazyli napic sie kawy. Mamie niespecjalnie bylo wygodnie, choc poukladalismy jej stos poduszek pod te noge, pas bezpieczenstwa ja ograniczal, siedziala skosem, no troche sie pomeczyla, wiec dobrze, ze kierowcy tak szybko dojechali.
Wtedy zeszlo ze mnie powietrze, caly ten stres i napiecie, bo mama byla juz bezpieczna i pod opieka. Przez nastepne godziny i dni tylko plakalam, oczyszczalam sie.
Ekipa przyszla, jak bylo umowione, w poniedzialek, ale wtedy dopiero dowiedzialam sie, ze roboty jest na dwa dni, a po raz drugi przyjda dopiero w srode. Rece opadly mi z glosnym trzaskiem, bo to znaczylo dla mnie siedzenie w Lodzi kilka dni dluzej, a w domu przeciez czekala na mnie kupa roboty z przenoszeniem, rozpakowywaniem, porzadkowaniem, urzadzaniem mamy i nas od nowa na tej niewielkiej przestrzeni, dzie szafki przeciez nie sa z gumy, a pomiescic wszystko trzeba. W odsiecz przyszla nieoceniona Danusia, zostawilam jej pieniadze i dopilnowala firme w srode, ja zas moglam pojechac do domu we wtorek, po przespanej nocy u Bogusi, ktora litosciwie mnie przygarnela, bo nie mialabym na czym przekimac u mamy, mebli nie bylo.
Tyle mojego, ze podczas ich krotkiego pobytu w Lodzi wyszlam z dziecmi w sobote 5 marca, po raz pierwszy od przyjazdu 14 stycznia do Polski, na dlugi spacer po Lodzi, we wszystkie pozostale dni glownie siedzialam w domu albo wychodzilam do urzedow. Chcialam pokazac im choc niewielka czesc miasta, powiedziec o jego historii, zapoznac z ciekawostkami. Sami nie bardzo wiedzieliby dokad pojsc i co ogladac. Dobrze zrobila mi ta wycieczka.
 




ciag dalszy nastapi...

22 marca 2022

Czesc siódma dramatu z matka w tle

 Ja zas tymczasem zaczelam odczuwac pewne niedogodnosci zwiazane z wojna na Ukrainie, ludzie dostali takiego meleja, zaczeli wykupywac po pierwsze paliwa, zaopatrywac sie w opal, no i klasycznie wykupywac z drogerii caly zapas srajtasmy. Co gorsze jednak, rzucili sie na bankomaty. My z mama zaplanowalysmy sobie, ze kilka razy wezmiemy po calym limicie 5000 dziennie, choc czasem daje tylko po 4000, kiedy banknoty sa mniejszych nominalow. Ale bankomaty nagle zrobily sie puste, a ta filia obok mamy jest bezgotowkowa. Probowalam kazdego dnia, zanim zdecydowalam sie pojsc do glownego banku. Najpierw kilka migawek ze spaceru w poszukiwaniu czynnego bankomatu, pozniej z kolejki w banku centralnym mieszczacym sie w nowo zbudowanym budynku hotelu Hilton.







Powyzej odbudowywana fabryka Geiera, nizej tzw. Biala Fabryka, gdzie miesci sie muzeum wlokiennictwa


Teraz w drodze do banku i w srodku.



Lodzki Hilton, a na pierwszym planie "Stajnia Jednorozca"






I mimo, ze to ten sam badziewny bank, to tutaj zostalam obsluzona normalnie, ale juz nie wracalam do kwestii zmiany adresu, po prostu zapomnialam po blisko dwugodzinnym staniu w kolejce, ale oplacalo sie i tak, bo po prostu wyciagnelam z konta wszystko, nie muszac rozdrabniac sie na kilkukrotne wycieczki do bankomatow.
Byl poczatek marca, wyjazd mamy zblizal sie wielkimi krokami, a my nie mialysmy jeszcze slynnego S1, to takie zobowiazanie NFZtu na pokrywanie kosztow leczenia pacjenta za granica, na rozliczanie sie z kasa chorych, w ktorej pacjent zostanie zameldowany. Dzwonie do funduszu, a oni, ze ZUS jeszcze nie zmianil adresu w systemie, wiec oni tego wydac nie moga. Po moich lekkich stanach przedzawalowych, lataniu miedzy oboma urzedami, wydzwanianiem, az sluchawka sie grzala do czerwonosci - wreszcie swiatelko w tunelu i ustna obietnica wyslania elektronicznego tegoz S1 do wskazanej przeze mnie kasy chorych. Dopiero jednak po wyjezdzie mamy, w poniedzialek dodzwonilam sie do tejze kasy i z ulga dowiedzialam, ze maja juz to enefzetowskie zobowiazanie. W dalszej rozmowie dowiedzialam sie, ze musze mame najpierw zameldowac. 
- Prosze spojrzec na jej date urodzenia, a wzielam ja do Niemiec tylko dlatego, ze ma zlamana noge, a jak zapewne pani wie, okres oczekiwania na termin w ratuszu obejmuje 8 tygodni, bo jasnie urzednicy nie beda ryzykowac zdrowiem i zyciem, zeby przyjmowac wiecej petentow dziennie. - zwrocilam jej uwage.
- Ma pani racje, juz przesylam wniosek o wystawienie i przeslanie plastikowej karty ubezpieczonego, zeby mama nie musiala czekac na pomoc lekarska.
Mozna? Mozna! Trzeba tylko odrobiny dobrej woli i zaufania do pacjenta. A wszystko odbywa sie przez telefon.
 
ciag dalszy nastapi...
 

20 marca 2022

Czesc szósta dramatu z matka w tle

 Minelo szesc tygodni w gipsie i nadszedl czas kontroli, czy noga odpowiednio sie zrosla i czy mozna ten gips usunac, co byloby warunkiem do przyspieszenia wszystkich czynnosci zwiazanych z przeprowadzka mamy do Niemiec. Gips bowiem uniemozliwial jakakolwiek podroz w pozycji siedzacej, a na transport medyczny za granice nie bylo kasy. 
Byl 24 lutego i tego dnia rano  zaczela sie wojna na Ukrainie, ale dla mnie byly to jakies w tamtej chwili niewaznie nieslyszalne echa, mialam w glowie zupelnie cos innego, balam sie, ze noga nie zrosla sie nalezycie przy daleko zaawansowanej osteoporozie mamy, ze nie zdejma jej gipsu, a ja bede musiala zostac tam jeszcze nie wiadomo jak dlugo. O ile na pierwsza kontrole po tygodniu od zlamania sanitariusze pozwolili mi jechac z mama, tak przy tej kategorycznie zabronili, wiec siedzialam w domu i sie denerwowalam. Rozmyslalam, jak ja ogarne to wszystko logistycznie, jesli jednak mama dostanie od lekarza blogoslawienstwo na podroz, bo w jej podroz musza byc zaangazowane dwa samochody i dwoch kierowcow. Do transportera mama mialaby duzy problem wsiasc, a jeszcze wiekszy trzymac noge wyprostowana, zas do vana nie zmiescilyby sie wszystkie te kartony, wozek inwalidzki, mobilny kibelek i cala masa drobnych torebek i pudeleczek. Latalam tak od telewizora, gdzie powtarzano coraz gorsze komunikaty, a przeciez ja sama jeszcze dzien wczesniej uspokajalam, ze P tylko prezy muskuly i straszy i nie bedzie napadac, bo jest na to zbyt wytrawnym politykiem. O ja glupia! Tak sie pomylilam. 
A wiec latalam id telewizora do okna, czy juz wraca karetka.


Kiedy jednak uslyszalam, ze zamiast gipsu zalozono orteze, w ktorej mama ma trzymac noge jeszcze przez nastepne szesc tygodni, moj plan zabrania jej juz do Niemiec nagle odlecial w sina dal. Tymczasem mama sprytnie podpytala lekarza, czy moze udac sie w podroz, a on jej pozwolil, tyle ze na kontrole musi sie zglosic na poczatku kwietnia, albo do niego, albo do lekarza w Niemczech. Orteza tez nie przyniosla oczekiwanej ulgi, bo pozwala zginac kolano tylko do 30°, wiec noga nadal jest prawie wyprostowana, tyle tylko ze jest o niebo lzejsza od tego strasznego gipsu, bo zalozono jej ten najciezszy, majac do wyboru gips lzejszy.
Zaczelam zatem dogrywac i koordynowac przyjazd. Corka najpierw wymyslila, ze przyjada z juniorem i zadne argumenty do niej nie przemawialy, ona sie z nim nie rozstanie na trzy dni i juz! Pogadalam w koncu z tym jej chlopem i przekonalam, ze to dla tak malego dziecka za duzo godzin w tej samochodowej skorupce, ze niebezpieczne jest zajmowanie sie nim podczas prowadzenia, a na 90-letnia chora prababcie nie ma co za duzo liczyc. Junior zostal z ciotkami w Getyndze i jakos przezyl, wbrew obawom jego matki. Poza tym babcia tez wymagala naprawde duzej opieki, wiec dwie jednostki, ktorymi trzeba sie przez cala droge opiekowac to troche za duzo szczescia. Juz prawie partner corki mial przyjechac z siostrzencem, a ona zajmie sie juniorem. Nawet na to przystalysmy, choc mama z zieciem raczej by nie pogadali, a jak cos, to musieliby do mnie dzwonic na glosnomowiacym, a ja tlumaczylabym zdalnie, co kto od kogo chce.
W koncu jednak przyjechali oboje, bo moje dziecko postanowilo mu pokazac swoj heimat, a wlasnie ona jedna urodzila sie w Niemczech. Przyjechali w piatek, w sobote oprowadzilam ich troche po miescie, po poludniu zapakowalismy transporter, a w niedziele raniutko ruszyli w droge. Pojechali dolem w kierunku Wroclawia, Zgorzelca, Halle do Getyngi. Niby troche krotsza jest droga na Swiecko przez Poznan, ale nie mialam zamiaru dofinansowywac obajtkow sprzedajacych bilety autostradowe, bo jakiemus geniuszowi biznesu przeszkadzali kasjerzy siedzacy w budkach na autostradach i ulatwiajacy przejazd kierowcom. Teraz albo musisz miec aplikacje, ktora, jak slyszalam, wciaz zawodzi, bo jak zwykle wszystko zostalo przygotowane na kolanie, na chybcika, bo  pewnie jakis pociotek, ktory mial na tym zarabiac, juz sie niecierpliwil i nogami tupal, zeby szybciej zaczeli. Druga opcja to kupowanie biletow u obajtkow, co oczywiscie nie przeszkadza na etapie kulczykowym byc skasowanym grubo po raz drugi. Poradzilam dzieciom jechac dolem i jak dali w gaz, to te ok. 800 kilometrow przefruneli w 6 godzin i 40 minut, az sie mama zdziwila, ze tak szybko dotarla. 
W domu bylo juz wszystko przygotowane na jej przybycie, nawet slubny zainstalowal jej polska telewizje w pokoju. Potem juz czekali na mnie.
 
ciag dalszy nastapi...
 

18 marca 2022

Czesc piata dramatu z matka w tle

 Podczas pakowania tez nie obylo sie bez roznych przedstawien typu "ja wezme tylko dwie pary majtek i po dwie bluzki, bo mi juz wiecej do zycia tam u was nie bedzie potrzeba...", ale za to reczniki i posciele chciala brac od siebie, wiec musialam tlumaczyc, ze i tak polskie poscielowe nie pasuja wielkoscia do niemieckiej poscieli, a jej reczniki kolorem do mojej lazienki. Ach, gdyby nasze problemy polegaly jedynie na takich drobnych slownych przepychankach... Kupilysmy z Boguska piec sporych kartonow przeprowadzkowych, pozniej musialam ja prosic o dokupienie dwoch kolejnych, bo braklo miejsca na te dwie pary majtek. 
Z niecierpliwoscia czekalam na wizyte kontrolna mamy u ortopedy, a przy okazji czynilam rozne spostrzezenia. Zdebilenie spoleczenstwa polskiego postepuje pod rzadami pisu na niespotykana skale. No bo o ile panie z ZUSu naprawde pozytywnie mnie zaskoczyly, za kazdym razem (a bylam tam w sumie kilkakrotnie) obslugiwano mnie nie tylko profesjonalnie, ale pomagano poza zakresem obowiazkow, o tyle w innych dziedzinach zaskoczenia byly raczej negatywne.
Najlepszy numer przezylam w aptece, no juz takiego skretynienia przepisow nie ma nigdzie na swiecie. Jak wiecie, nie mam pesela, a wiec w tamtym dziwnym kraju nie moge zalatwic wielu rzeczy, najprostszych tez. Mam w mamy aptece zaprzyjaznione farmaceutki, lubily tate, kiedy jeszcze zyl, lubia mame i mnie, bo czesto tam bywam. Mama nie mogla ruszac sie z lozka, kiedy jeszcze byla zagipsowana, wiec musiala uzywac pampersow. Lekarz pierwszego kontaktu wystawil recepte, ja podreptalam do apteki. Pani aptekarka pyta mnie o pesel, no nie mam, na to ona, ze formalnie nie moze mi wydac tych pieluch, bo osoba odbierajaca musi sie wylegitymowac peselem. Czaicie? Wszystkie ukrainskie opiekunki pracujace niekoniecznie legalnie, nie maja prawa odebrac z apteki pieluch dla podopiecznych, bo nie maja pesela. Mowie powaznie, tak uslyszalam w aptece. One kombinuja z peselami uczynnych sasiadek, bo inaczej nie dalyby rady. My zrobilysmy to inaczej, ze niby farmaceutka odebrala dla mamy te pieluchy i sama je zaniosla jej do mieszkania, a ja sie tylko za mame podpisalam, w koncu kiedys tez nosilam jej nazwisko, nie bylo wiec trudno podrabiac jej podpis. Gdybym to opowiedziala komus normalnemu, nie uwierzylby, bo rzeczywiscie w glowie sie nie miesci taki zakres idiotyzmu. Osoby zainteresowane i tak odbiora sobie te pieluchy (lekarstw to nie dotyczy), ale beda musialy uzywac kretactw.
W najbardziej na swiecie badziewnym banku, z ktorego moja mama nie chciala odejsc, tez mnie wqrwili do bialosci, zreszta nie po raz pierwszy. No ale skoro jego szef woli brylowac w towarzystwie blondynek o wygladzie tanich prostytutek, zamiast wziac sie do zreformowania swoich urzednikow, to mamy, co mamy. Chcialam dac zmiane adresu do korespondencji, a jakas gowniara z wygladu mlodsza od moich corek, tonem wyzszosci oznajmila mi:
- Gwarantuje, ze zadnej korespondencji nie bedziemy wysylac za granice.
Na propozycje, ze moze w takim razie umowmy sie na korespondencje mailowa, tez odmowila. Zas wezwany przeze mnie  jej szef, jakis rownie mlody podchujaszczy potwierdzil tylko, ze nie bo nie i nie bylo dalszej rozmowy. Spytalam tylko, czy zauwazyli, ze od kilku lat Polska jest w unii i jej obywatele maja prawo zyc gdzie im sie podoba i korzystac z jakiego chca banku na terenie unii. Oni zas mentalnie zatrzymali sie w glebokiej komunie i nie uznaja praw unijnych. Wzruszyli tylko ramionami. 
I ta smieszna niechec czy strach wszystkich do oddzwaniania na moja komorke, bo niemiecka. NFZ z gory obwiescil, ze nie zadzwoni i juz, musialam podac numer mamy, ale ok, to urzad i pewnie maja swoje przepisy. Ale facet, od ktorego firmy wypozyczylam dla mamy lozko ortopedyczne z materacem antyodlezynowym i stolikiem, to troche przesadzil. Kiedy juz wiedzialam, ze mama jedzie i zadzwonilam do niego w sprawie terminu odbioru lozka, juz wtedy pytal, czy nie ma innego numeru, na ktory moglby pozniej oddzwonic. No niestety nie bylo, bo wtedy juz mama byla w Niemczech, zostalam tylko ja. Nie uwierzycie, wyslal mi esesmana o pilny kontakt w sprawie odbioru lozka, nie zadzwonil. Sami powiedzcie, ile moglby stracic na krotkim umowieniu, a wlasciwie juz tylko potwierdzeniu wczesniej umowionego terminu. Taki typowy janusz biznesu, malostkowe stworzenie budzace jedynie moj poblazliwy usmiech. Ja w zasadzie przez caly czas korzystalam ze swojego telefonu, a rachunki nie wzrosly ani o centa, bylam w roamingu i chyba traktowano moje telefony do Niemiec, jakbym byla w Niemczech, a telefony do Polski, jakbym miala polski abonament. Nic mnie ten roaming nie kosztowal. Ale i z Niemiec, bywalo, nieraz zdarzalo mi sie dzwonic do Polski i koszty byly groszowe.
Kocham nadal ten kraj, ale coraz wieksza niechec czuje do tych wydumanych przepisow, totalnie idiotycznych i wyjatkowo nieprzyjaznych dla obywateli unii bez peselow.
 
ciag dalszy nastapi...
 
 

16 marca 2022

Czesc czwarta dramatu z matka w tle

 Jak juz wspomnialam, moja mama uwielbia byc w centrum uwagi, jakos wiec chyba nie bylo jej na reke, ze i ja zachorowalam. Do tego ma ona wielce irytujacy zwyczaj uskarzac sie ludziom, ktorzy jedynie kurtuazyjnie pytaja, jak leci i jak sie czuje. Wtedy roztacza przed nimi swoje zale, choc tak naprawde nikogo to nie interesuje, bo kazdy ma swoje bolaczki. Ale moja rodzicielka zdaje sie nie rozumiec tego prostego faktu i czuje niepohamowany imperatyw wyplakiwania sie przed innymi.
W czwartek 10 lutego wytestowalam sie pozytywnie i, jak wspomnialam, nie moglam nic jesc. Nie wiem, czy mama rzeczywiscie miala cos z zoladkiem, czy tez chciala sobie poposcic razem ze mna, w kazdym razie w niedziele prosila, zeby nie dawac jej sniadania, tylko herbate. No to prosze uprzejmnie, dla mnie lepiej. W porze obiadowej poprosila o kromke chleba z maslem i herbate, nic wiecej. Dla mnie ok, nie chce, niech nie je.
Tyle, ze w miedzyczasie zadzwonila Halinka z pytaniem o samopoczucie, no a mama zaraz zaczela sie jej uskarzyc, ze nie jadla sniadania. Po podaniu jej tego postnego "obiadu" polozylam sie znow do lozka, w pewnej chwili bez pukania wtargnela mi do pokoju Halinka (ma swoje klucze do mamy mieszkania) z pretensjami, ze nie zrobilam matce sniadania. Tak mnie zaskoczyla, ze zdolalam tylko wyszeptac:
- Ale ty nie masz prawa tu wchodzic, przeciez dom jest pod kwarantanna!
Pozniej wytlumaczylam, jak wszystko przebieglo i kazalam wyjsc, zeby sie nie zarazila. I w tym momencie puscily mi nerwy, nosz do cholery! Przez to maniackie wyplakiwanie sie ludziom w mankiet doprowadzila do tego, ze Halina nie zwazajac na zagrozenie covidowe, przyleciala chronic ja przed smiercia glodowa. No ja pier*****!!! Tym razem juz nie przebieralam w slowach, nie prosilam, nie tlumaczylam, poszlam po bandzie i po calosci. Wykrzyczalam jej wszystko, chyba sasiedzi  mieli dobre sluchowisko, bo sie nie ograniczalam. Przeciez tak naprawde nie tylko nikogo nie obchodzi, ze ktos ma lekki rozstroj zoladka, ale w jakim ona mnie stawia swietle, ze obcy ludzie musza ja chronic przed smiercia glodowa mimo zagrozenia covidowego. Ja wiem, ze ona tego  nie chciala, zeby Halina ryzykowala zdrowiem, ale to jej uskarzanie wlasnie do tego doprowadzilo. Wytlumaczylam, ze zachowywanie sie jakby robila laske, ze sie do nas przeprowadzi, ma jeszcze drugi aspekt, bo i my bedziemy musieli przemeblowac cale nasze w miare uregulowane zycie we dwoje i ja tez nie skacze do gory z radosci, ze ona sie do nas wprowadza, wiec niech przestanie grac udzielna ksiezne. A przede wszystkim musi przestac sie uskarzac i zaczac bardziej optymistycznie patrzec na wszystko.
Dlugo pozniej rozmawialysmy i chyba to cos dalo, bo pozniej slyszalam przy nastepnych rozmowach telefonicznych takie bardziej pozytywne nastawienie do emigracji i lepszej opieki medycznej i ze bedzie w koncu pod opieka, a nie skazana sama na siebie. A ja podczas poprzednich pobytow probowalam ja namowic nie tylko na przeprowadzke, ale na uregulowanie pewnych spraw, ktore w razie potrzeby ulatwilby zycie nam obu. Ale nie, moja mama nie chciala patrzec dalej czubka wlasnego nosa i wydawalo jej sie pewnie, ze nigdy nic sie nie stanie, zwlaszcza przy 90-tce, ze sobie umrze szybko i bezbolesnie. A to tak nie ma, wiec przez swoj egoizm i beztroske urzadzila mi przymusowy prawie dwumiesieczny pobyt w Polsce.
W koncu jednak ruszylysmy z robotami sortowania i niszczenia ton niepotrzebnych dokumentow i zdjec, wybierania, co zabieramy, pakowania i koordynowania samej przeprowadzki.

ciag dalszy nastapi...
 

14 marca 2022

Czesc trzecia dramatu z matka w tle

 Jeszcze zdazylysmy z Boguska zakupic kartony przeprowadzkowe i folie babelkowa w markecie budowlanym i to byl wlasciwie jedyny raz, kiedy sie widzialysmy, bo nastepny byl praktycznie juz w okolicach mojego wyjazdu. 


Zaczelam sie zle czuc, a ze zabralam ze soba cala walizke testow covidowych, to sie przetestowalam.


Nie moglo byc gorzej! Mam opiekowac sie moja blisko 90-letnia matka, a sieje wokolo wirusami. Nikt mnie nie zastapi, bo w domu kwarantanna i wstep wzbroniony. No i strach, ze moge ja zarazic, a w tym wieku przebieg choroby moglby byc nieprzewidywalny z racji roznych chorob towarzyszacych. Wprowadzilam rygorystyczne przepisy sanitarne dla nas obu, maski i dezynfekowanie oraz ograniczenie kontaktow do absolutnego minimum. Kiedy mama czegos potrzebowala, dzwonila po mnie telefonem, bo siedzialam zamknieta w swoim pokoju. Nieoceniona Halina dostarczala nam jedzenie, ale jadla tylko mama, bo mnie apetyt przeszedl na cale 5 dni, kiedy to tylko pilam. Halina stawiala trojaczki na wycieraczce i oddalala sie, podobnie jak Danusia, ktora robila nam zakupy. Wszystkie te rygory sanitarne oszczedzily mamie zachorowania, a i ja przechodzilam chorobe dosc lekko, co z pewnoscia zawdzieczam zaszczepieniu.
I gdyby nie pewien incydent, moglybysmy sie z tego calego covida posmiac, ale o tym juz nastepnym razem.
Nie meldowalam nigdzie nikomu tej swojej infekcji, sama sie testowalam, sama narzucilam sobie izolacje, bo nie chcialam  miec do czynienia z polskim systemem opieki zdrowotnej, zreszta nie mam peselu, wiec tam nie istnieje ;)

ciag dalszy nastapi...

12 marca 2022

Czesc druga dramatu z matka w tle

 Gdyby nie gromada aniolow, ktore los postawil na mojej drodze, nie dalabym rady sama wszystkiego pozalatwiac. Pierwszym aniolem byl syn przyjaciolki mojej mamy ze szkoly. Znamy sie od niemowlaka, a ze facet jest sedzia, ma pojecie o wielu sprawach, o ktorych my z mama pojecia nie mialysmy. Po pierwsze zorganizowal nam notariusza do domu, zeby mama mogla mnie upowaznic do wszystkich czynnosci formalno-urzedowych zwiazanych z przeprowadzka na stale. Duzo pomogla mi tez Anabell, ktora sama przeszla te droge kilka lat temu, dajac cenne porady przez telefon, jak i co zalatwiac. To drugi aniol na naszej drodze. Trzeci to Halinka, znajoma mamy z Wigoru, prowadzajaca ja pod reke (choc tego pechowego dnia niestety niewiele pomoglo trzymanie sie Halinki) i w razie potrzeby przynoszaca mamie obiady z Wigoru. Czwartym aniolem byla sasiadka Danusia, opiekujaca sie mama najczesciej z racji bliskosci. Piaty aniol to nasza Boguska, zmotoryzowana pomoc we wszystkim.
Kiedy mialam juz niezbedne plenipotencje, ruszylam na podboj ZUSu i bardzo milo sie zaskoczylam, bo jego pracownica, niejaka pani Monika obsluzyla mnie uprzejmie i profesjonalnie. Wypelnilam niezbedne formularze i polecialam podbijac NFZty. Tam nie dane mi bylo rozmawiac z czlowiekiem, bo covid, wiec urzedniczki obslugiwaly petentow przez telefon, choc jedna musiala przyjac ode mnie pisemne pelnomocnictwa. Kiedy zalatwilam te dwa urzedy, pozostalo mi tylko czekac. 

W lodzkim ZUSie





A to zdjecia w drodze do NFZtu

Tyle mojego, co pochodzilam po urzedach, bo poza tym kiblowalam w domu, zreszta zawsze, kiedy gdzies szlam i musialam mame zostawic sama, balam sie, ze sobie nie poradzi, ze cos sie stanie - slowem wszystko zalatwialam w biegu i nerwowo. 
Na wszelki wypadek dalam moje notarialne pelnomocnictwo do przetlumaczenia, zeby juz w Niemczech nie musiac sie o nic martwic. Wydaje mi sie, ze wlasnie podczas ktorejs z dwoch wycieczek do tlumaczki, zdarzyl sie fatalny w skutkach przypadek.




W drodze i u tlumaczki

 
 
ciag dalszy nastapi...

10 marca 2022

Czesc pierwsza dramatu z matka w tle

 Kochani, przepraszam, ze nie odpowiadalam na Wasze komentarze pod poprzednim postem, ale nie umialam ich przywolac w telefonie, a lapka przeciez nie mialam. Nie umialam tez napisac na tym diabelskim wynalazku nowego posta. Ja w ogole nie lubie smartfona, bo wszystko w nim takie male, no ale uzywalam, bo nie mialam innego wyjscia. Troche Was podczytywalam, troche udzielalam sie na fejsie, ale poza tym mialam roboty wxuj, a jeszcze wiecej myslowek, zeby wszystko skoordynowac i zorganizowac. A wyzwanie latwe wcale nie bylo.
Jak wiecie, moja mama zlamala sobie noge, a ja, no coz, ruszylam sie nia opiekowac. W zamiarze bylo byc z nia do dwoch tygodni, zalatwic jakas konkretna opieke i wrocic. Tymczasem opiekunki podjely akurat strajk, a poza tym taka opiekunka przychodzilaby na 1-2 godziny, a mama wymagala opieki calodobowej. Musialam zostac, ale tez postawilam mamie warunek, ze musi sie do nas przeniesc, bo ja nie moge wciaz stawiac swojego zycia na glowie, brac urlopy bezplatne i przyjezdzac, bo ona akurat nie ma ochoty przenosic sie gdziekolwiek indziej. Nie bylo latwo, dochodzilo do starc, a ja musialam jej wytykac egoizm, ze dla wlasnej wygody nie chce sie przeniesc do nas, wiedzac, ze gdy bedzie potrzeba, ja rzuce wszystko i przyjade sie nia zajmowac, ale w koncu i ja nie jestem najmlodsza i takie akcje kosztuja mnie sporo nerwow i poswiecen. Co innego wziac dwa tygodnie wolnego, a co innego siedziec w Polsce blisko dwa miesiace, jeszcze troche, a nie mialabym do czego wracac. Tylko ze mojej matce to lata, ona przez cale zycie dbala o wlasne wygody i niespecjalnie przejmowala sie innymi. To osoba lubiaca byc w centrum zainteresowania i odgrywac glowna role dramatu. Z ojcem dobrze jej szlo, po mistrzowsku nim manipulowala wzdechami, minkami, teatralnym zachowaniem i sierotkowaniem. Ze mna niestety sie nie da, bo najwyzej moge sie wqrwic, a z pewnoscia nie powspolczuje.
W koncu stanelo na tym, ze przeprowadzi sie do nas. No i zaczelo sie okazywanie, jak to ona sie poswieca, choc wcale nie chce, wiec musialam tez podkreslic, ze dla mnie/dla nas to tez zadna radocha i jesli nie pojdziemy obie na kompromis, to bedzie pieklo. Mama spuscila juz z tonu jesli chodzi o udanie sie do domu opieki, uswiadomilam ja, ze nie bedzie jej na to stac, a mnie na jakiekolwiek doplaty, a poza tym kto troszczylby sie o nia, czy nie jest w takim domu opieki zle traktowana.
Stanelo na tym w koncu, ze jedzie.
 
ciag dalszy nastapi...
 

O szacunku

  Prawdziwą wartość ma jedynie szacunek wroga. Antoine de Saint-Exupery   Czym jest szacunek? To stosunek do kogos nacechowany powazaniem or...