29 listopada 2020

Naprawde?

 W nawiazaniu do mojego poprzedniego wpisu.

Gleboko jeszcze raz przemyslalam wszystko to, co napisalam, jednak szczegolnie zajelam sie komentarzami, zwlaszcza broniacymi papieza, wysuwajacymi jego dokonania jako argument. Argument na co? Czy to, czego niby dokonal, w jakikolwiek sposob umniejsza czy usprawiedliwia jego wine? Bo ze jest winny grzechu zaniechania, to nie  podlega dyskusji. Moze nawet bardziej winny od tych, ktorzy fizycznie gwalcili dzieci, on byl przeciez ich zwierzchnikiem, mogl zapobiec, mogl bardziej ukarac, mogl, a nie zrobil nic. Malo tego, pomagal w unikaniu kary przez sprawcow. Dlaczego np. mocniej karze sie zleceniodawce morderstwa niz goscia, ktory tego morderstwa na zlecenie dokonal, fizycznie zabil kogos za pieniadze. Rowniez w tym przypadku wieksza wine ponosi zwierzchnik przestepcow, czlowiek, ktoremu bardziej na sercu lezal interes firmy niz krzywda i zlamane zycie ofiar przestepstwa. 

Czy Wy, obronczynie papieza, sie slyszycie? Czy zdajecie sobie sprawe, ze tylek ministranta wszak nie jest z mydla, ale jego psyche tak latwo zniszczyc na zawsze? Mam przed oczami film, gdzie starzy mezczyzni, siwi, czesciowo lysi, wszyscy 60+ plakali rzewnymi lzami opowiadajac, co ich spotkalo w dziecinstwie ze strony ksiezy katolickich prowadzacych internat dla chlopcow. Zaden nie podniosl sie psychicznie po tamtej traumie sprzed pol wieku. Czytalam w Sternie opowiesci ofiar lubieznych ksiezy, w tym brata nastepcy Wojtyly na tronie piotrowym, Ratzingera. Po tej lekturze nastepnego dnia wystapilam z kosciola, bo nie chcialam wspolfinansowac tak zbrodniczej instytucji. Instytucji, dla ktorej krzywda ofiar jest niczym, zas najwazniejsze to umozliwienie unikniecia kary przez sprawce. 

Czy choc przez chwile wzielyscie pod uwage, ze takimi ofiarami moglyby byc i Wasze dzieci? Nie? Dlaczego? Tamci rodzice tez byli gleboko wierzacy, tez chcieli ta droga poprowadzic wlasne pociechy, oddali je w pelnym zaufaniu zboczonemu opiekunowi. I jakbyscie sie poczuly, gdyby szef sprawcy dramatu Waszego dziecka nie tylko nie wymierzyl mu kary, ale przeniosl gdzie indziej, by rowniez uniknal kary od swieckiej jurysdykcji. Czy i wtedy dopartywalybyscie sie osiagniec, tez mialybyscie do papieza szczegolny sentyment? Czy moze fakt, ze te tragedie dotknely jakies obce dzieci, ma dla Was znaczenie? W koncu cudza rana nie boli.

Czy z takim samym zacieciem bronilybyscie Zyda Polanskiego w uznaniu jego zaslug rezyserskich? Bo przeciez bzyknal jedynie cycata 13-latke, ktora jej matka sama przyprowadzila do niego, w nadziei, ze dziewczyna zahaczy sie w filmie. No co? Przeciez to bylo tak dawno, ze mogliby dac facetowi spokoj i zachwycac sie jego dokonaniami. Ja specjalnej roznicy nie widze, no moze troche, na niekorzysc Wojtyly. To jest wlasnie to, co ja nazywam bezkrytycznym janpawlizmem, a co szczegolnie dotyka wiernych z Polski, ktorzy bez wzgledu na okolicznosci i ciezar gatunkowy przestepstw, nie pozwalaja powiedziec na Wojtyle zlego slowa.

I tak, jeszcze raz podkreslam, ze nienawidze z calej sily tych spaslych zwyroli, ktorzy probuja wymknac sie wymiarowi sprawiedliwosci, ktorzy zaslaniaja sie niepamiecia do tego stopnia, ze czlowiek prawie by oczekiwal:

- Wojtyla? Nie znam faceta, kto to byl?


27 listopada 2020

Zgnilizna

 Kiedy w 1978 roku zabrzmialo z Watykanu historyczne habemus papam, poczulam cos na ksztalt dumy, choc wtedy juz omijalam raczej koscioly szerokim lukiem. No ale Polak papiezem... no no, w koncu to jedna taka funkcja na swiecie, krolow czy cesarzy mamy wiecej, a papiez jest jeden. Unikat taki. Facet przyjaznie sie usmiechal, znal jezyki, latal po gorach - slowem dawal nadzieje na unowoczesnienie kosciola. A potem bylo juz tylko gorzej ten wagabunda w bialych szatach pchal kosciol i Polske razem z nim w mroki sredniowiecza. Stracilam do niego caly szacunek, kiedy zabronil uzywania prezerwatyw w dobie szalejacego AIDS, czym zalatwil wielu Afrykanow. 

Jego wycieczki do Polski nie tylko kosztowaly krocie, a kosciol staral sie tak malo dokladac, jak tylko bylo mozna, wiekszosc wydatkow pokrywalo panstwo, ale dodatkowo dezorganizowaly zycie wielu obywateli i panstwa. Egzaltowane parafianki zachowywaly sie jak nastolatki na koncertach Beatlesow, a on sam kiedy nie szczul o odnowie ducha tej ziemi, to bredzil o kremowkach i lupiezu. I coraz bardziej denerwowal. Do oczadzialych parafian nie docieralo nic, ale do co bardziej swiatlych docieraly nieprzyjemne pogloski o braku reakcji na skargi ofiar koscielnych pedofili, o wielkiej przyjazni z dyktatorami i innymi zlymi postaciami. Za to w Poslce powstala nowa religia, janpawlizm. Nie wolno bylo zlego slowa  powiedziec, skrytykowac, zeby nie spotkac sie z otwarta wrogoscia tych, ktorym sie uczucia obrazily. I tak trwalo az do jego smierci, po ktorej cwaniaki zarzadzily blyskawiczne santo subito, bez ustawowego odczekania pieciu lat, taki tam przyspieszony procesik kanonizacyjny,wiedzieli bowiem, ze czekanie mogloby  poskutkowac przerwaniem procesu, kiedy na jaw wyszlyby wszystkie papieskie niegodziwosci. 

Z tamtego czasu wywodza sie wszystkie te polskie odrazajace koscielne kanalie, Gulbinowicze, Paetze, Wesolowskie, Jankowskie i dziesiatki pomniejszych - zboczone tluste knury-kreatury krzywdzace i rujnujace zycie wielu mlodym ludziom w pelnym poczuciu bezkarnosci, za to  w Watykanie rozkwitla lawendowa mafia. W srodku tej zgnilizny brylowal tlusty chciwy Dziwisz, dopuszczal lub nie do Wojtyly, byl bez mala wladca Watykanu. Ta kanalia nie uszanowala nawet ostatniej woli swojego pryncypala, ukradla jego zapiski, skubala trupa, zeby moc handlowac relikwiami. Teraz rznie glupa i opowiada, ze o niczym nie wiedzial ani on, ani Wojtyla. Malo tego, on atakuje szukajacych prawdy, zarzuca im agresje i napasc na niego, wiernego sluge papieza i na kosciol. Miszcz manipulacji level hard.

Ale to szalenstwo poszlo dalej, jacys profesorowie wystosowali list w obronie papieza, nikomu jakos nie przyszlo do glowy, zeby choc sprobowac dojsc do prawdy, nie, oni bezwarunkowo wiedza i juz, dlatego staja w obronie. No bo jak to, takie swietokradztwo i herezja, zeby swietego meza podejrzewac o tyle grzesznych dzialan, choc w tym czasie do Watykanu zdazyl wplynac pierwszy wniosek o dekanonizacje Wojtyly. A w ogole to on juz nie zyje, a o zmarlych tylko dobrze albo wcale (chcielibyscie!), wiec ciszej  nad ta trumna! Obrzydzenie mnie bierze na tych hipokrytow w kieckach i koronkach, nienawistnych, chciwych, zlych. I na ich samozwanczych obroncow w profesorskich togach, ktorzy pluja jadem na Bonieckiego, bo nie chcial razem z nimi podpisac. Ich prawda nie interesuje, jedynie wlasna korzysc. Brzydze sie wami!


25 listopada 2020

Piraci

 Swiat jest pelen piratow drogowych, desperatow, ryzykantow, a cmentarze tych, ktorzy mieli pierwszenstwo. W poprzednim poscie wspominalam, ze moj slubny lubi jezdzic na styk, chociaz juz raz zrobili z niego harmonijke, a wlasciwie nie z niego (szkoda), tylko z mojego panienskiego malucha. Do tego stopnia, ze nie nadawal sie do wyklepania, nawet w Polsce. Czekal wiec ten moj slubny na swiatlach, oczywiscie bedac na styk z autem z przodu, a z tylu wjechal w niego ktos, kto zapomnial zahamowac. Mnie by sie to nie przytrafilo, bo stalabym w odpowiednim odstepie. To znaczy ten z tylu moglby mnie puknac (jakkolwiek dwuznacznie to zabrzmialo), ale nie dopchnalby mnie (tez dwuznacznie) do tego z przodu.

Pozniej stracil prawo jazdy na miesiac, kiedy w najglupszy sposob z mozliwych przedarl sie przez skrzyzowanie na czerwonym swietle. A bylo to tak. Dojechal do tego skrzyzowania, grzecznie sie zatrzymal i czekajac na zielone, zapalal papierosa. Nie spojrzal na sygnalizacje, ale katem oka zauwazyl ruszajacy samochod, ktory stal z jego lewej strony (nie pomyslawszy, ze ten stoi na lewoskrecie, podczas gdy slubnemu bylo na wprost po drodze), wiec i sam ruszyl. Nie wiem, jak jest w Polsce, ale tu zawsze podaja, w jakim czasie po zapaleniu sie czerwonego, kierowca na nim przejechal i sa to najczesciej wartosci ulamkow sekund, do sekundy. Natomiast u mojego miszcza kierownicy bylo to cale dlugie osiem sekund, co wyraznie wskazywalo, ze stal na czerwonym, a potem sobie pojechal. Wtedy jeszcze pracowal i to poza miastem, a do tego na nocki, kiedy niczym innym nie mogl sie do pracy dostac. Szczesliwie mogl sobie wybrac termin oddania prawka, wiec tak to zaaranzowal, ze wzial dwa tygodnie urlopu, a na nastepne dwa "zachorowal" i jakos przetrwal to samochodowe unieruchomienie, bo ja od razu zapowiedzialam, ze nocy przez niego zarywac nie bede i ma zapomniec, ze posluze za kierowce.

Nie powiem, ze mnie nie zdarzaly sie mandaty, bulilam za zbyt szybka jazde. I nie wyobrazajcie sobie nie wiem czego, ze dopuszczalna byla 60-tka, a ja prulam przez teren zabudowany, mijajac przedszkola i szpitale z szybkoscia 120 kmh, co to to nie. Byla 30-tka, a ja jechalam 43. Wielkie mecyje, ale placic musialam, niewiele, ale zawsze. Bo tutaj kary sa nieuchronne.

Nie tak dawno slubny odwozil znajomego do domu, bylo w okolicach polnocy. Odwiozl, przyjechal, nic nie powiedzial, ale widocznie sie przestraszyl, bo prawda tak czy inaczej musiala ujrzec swiatlo dzienne, a gdybym ja dowiedziala sie z pisma od policji zamiast z jego pirackich ust, byloby gorzej, znacznie gorzej. Przyznal sie wiec, ze kiedy wracal, jechal mu "na ogonie" czarny duzy samochod i tak blisko dojezdzal, ze na tych opustoszalych ulicach w godzinie duchow moj slubny zaczal odczuwac najpierw dyskomfort, a potem niepokoj. Cos podobnego, zaniepokoil sie ten, ktory sam lubi jezdzic na ogonie. No i tak sie zaniepokoil, ze stojac na oddzielnym czerwonym swietle na lewoskret, pojechal w to lewo na zielonym na wprost. Czarny wielki samochod skrecil zaraz za nim, po czym pozjarzyl sie jak dyskoteka POLIZEI HÄLT, mrugajace stroboskopowe i kogut, ktory chyba sobie w ostatniej chwili doczepili do dachu, bo go tam wczesniej nie bylo. Takiego pecha mogl miec tylko moj slubny. No ale nic go nie usprawiedliwia, zreszta moze sobie pogadac do kleszcza, bo policjanci byli w parze, a on jeden, wiec oni i tak by sie nie przyznali, ze siedzieli mu na bagazniku, a on jak sie boi, to niech nie jezdzi, a skoro jezdzi, to niech uwaza na sygnalizacje. Niby zwrocilismy sie do naszego adwokata, ale od razu nas ostrzegl, ze nienajlepiej to wyglada i pewnie trzeba bedzie kare poniesc. A kara wynosi klasycznie miesiac chodzenia piechota i tym razem 230 euraskow do wybulenia. Wtedy bylo cos 280 ale marek.

Oczywiscie dziamgalam mu przez nastepne kilka tygodni, ze jak nie umie jezdzic, to powinien przestac i oddac prawo jazdy, jak robi wielu Niemcow w slusznym wieku. W moim miescie wprowadzono nawet taka zachete, ze kto odda swoje prawo jazdy, moze przez nastepne pol roku jezdzic za darmo komunikacja miejska i chyba pociagami, ale tych ostatnich nie jestem do konca pewna. Bo u nas nie ma niestety tak jak w Polsce, ze od 75 lat komunikacja miejska jest gratis i trzeba miec tylko przy sobie dokument z data urodzenia. Nie wiem, czy tak jest w calej Polsce, ale w miescie Uc na pewno.

Na wlasnym memlonie pirata sobie wyhodowalam i osobistom piersiom wykarmilam te grzmije.


23 listopada 2020

Fobie i dziwactwa

 Chyba nie ma czlowieka, ktory nie bylby chocby w najmniejszym, niezauwazalnym stopniu dziwakiem, ani takiego, ktory nie mialby fobii. Tych ostatnich latwo sie nauczyc, szczegolnie w dziecinstwie. Wystarczy, ze mama, starsza siostra czy ktokolwiek z otoczenia pisnie na widok pajaka raz i drugi, a juz mamy arachnofobie gwarantowana albo od niemowlectwa przyzwyczai sie dziecko do spania przy lampce, a z czasem moze sie wyksztalcic lek przed ciemnoscia. 

Moja trauma to podczas jazdy autem zbyt maly odstep od samochodu jadacego przede mna. To skutek wypadku, kiedy najechalam tyl auta, ktore wymusilo mi pierwszenstwo, wpadlo w poslizg i zawislo przednimi kolami na krawezniku. Gdyby nie sliska jezdnia tego dnia, pewnie zdazylabym wyhamowac, ale (i mam to stale przed oczami) mimo wcisnietego do podlogi pedalu hamulca i walacych ABSów, jak w zwolnionym filmie zblizalam sie do auta tarasujacego mi droge, az w koncu w nie przywalilam. Sama jezdze teraz w na tyle przesadnym odstepie, ze inne auta wykorzystuja luke i wyprzedzaja mnie. No nie umiem inaczej, ale ja co najmniej moge te odstepy kontrolowac, bo wciaz sie boje, ze w razie czego nie zdaze wyhamowac. Gorzej, kiedy jade jako pasazer, bo np. moja najstarsza corka i slubny lubia jechac na zderzaku auta poprzedzajacego. Siedze wtedy spieta, zaparta nogami w podloge i trzymajaca sie kurczowo pasa, oni robia sobie ze mnie zarty, a to faktycznie, qrna, takie smieszne, ze boki mozna zrywac. Nie pomagaja prosby, oni maja taki styl jazdy i juz.

Fobie bywaja rozne, od zabawnych, jak obawa przed biedronkami czy wstret do owlosienia, co skutkuje kategoryczna odmowa poglaskania slodkiego szczeniaczka, po niebezpieczne dla zdrowia i zycia stany paniki np. przed wyjsciem z domu. Miejsca by nie wystarczylo, zeby wymienic wszystkie znane i nieznane fobie, najczesciej zdarzaja sie:

Arachnofobia – lęk przed pająkami

Ofidiofobia – lęk przed wężami

Agorafobia – lęk przed otwartą przestrzenią

Antropofobia (socjofobia) – lęk przed innymi ludźmi

Akrofobia – lęk przed wysokością

Achluofobia – lęk przed ciemnością

Brontofobia – lęk przed wyładowaniami atmosferycznymi, burzami

Awiatofobia – lęk przed lataniem

Dogofobia – lęk przed psami

Dentofobia – lęk przed wizytą u dentysty

Czego jeszcze sie boja dotknieci fobia? Niemal wszystkiego: lysych (peladofobia), lózek (klinofobia), paleczek do ryzu (konsekotaleofobia), przedmiotów znajdujacych się po prawej (dekstrofobia) czy lewej (lewofobia) stronie ciala, nieskonczonosci (apeirofobia), pocalunków (filematofobia), erekcji (ityfallofobia) czy nawet… kiszonych ogórków. Prawie kazdy przedmiot, kolor czy substancja mogą byc przedmiotem leku: kurz, fioletowe przedmioty, mieso, samochody, cmentarze, lalki, ksieza, jezdzenie winda…

Nad fobiami da sie zapanowac, mozna sie z nich wyleczyc, mozna tez od najwczesniejszego dziecinstwa oswajac dzieci z ciemnoscia, psami, dentystami czy nie reagowac samemu panicznie na widok pajaka albo osy.

Ale to nic, z dziwactw, jakie nam sie przytrafiaja, dopiero mozna sie posmiac. Rozne bywaja, a to ciagle mycie rak, a to dotykanie klamek wylacznie przez chusteczke (oczywiscie w dobie pandemii takie zachowania sa wysoce pozadane, ale juz w normalnych okolicznosciach uchodza za nieszkodliwa ekstrawagancje.)

Ja mam takie swoje osobliwe zachowanie, a dotyczy ono korzystania z lazienki, nie tylko z toalety. Otoz bez wzgledu na to, gdzie jestem, nawet we wlasnym domu, zawsze zaslaniam dziurke od klucza wieszajac cos na klamce. Robie tak nawet wtedy, kiedy jestem sama w mieszkaniu. I nie pytajcie mnie o powody takiego zachowania, bo sama nie wiem, ale weszlo mi ono tak w krew, ze juz inaczej nie umiem, choc wiem, ze to absurdalne.

A jak tam u Was? Macie jakies fobie i ekscentryczne zachowania?



21 listopada 2020

Jestem zmeczona

Jestem juz naprawde bardzo zmeczona. Nigdy bym nie przypuszczala, ze ta cala sytuacja bedzie miala na mnie tak destrukcyjny wplyw. Myslalam, ze jestem silniejsza, bardziej odporna, ale nie. Moze organizm dostaje za duzo negatywnych i niezaleznych ode mnie bodzcow. 

Przesyt.

Kipi uszami.

Jakby nie wystarczyla sama pandemia, tyle znajomych osob choruje, a niektorych juz nie ma, zas zewszad dochodza echa spiskow i zaprzeczen. Czytalam niedawno wypowiedz amerykanskiej pielegniarki opiekujacej sie chorymi na covid, miala pacjentow lzej przechodzacych chorobe, ale rowniez bardzo ciezkie przypadki. Wszyscy koronasceptyczni uparcie nadal zaprzeczali istnieniu wirusa i chorob bedacych nastepstwem przy zakazeniu tymze wirusem. Chorzy wymyslali, ze to z pewnoscia "tylko" rak pluc, nie tam zadne pandemie. Tak trwalo, dopoki nie musieli byc ratowani pod respiratorem, wtedy juz byli nieprzytomni, niektorzy umierali. Nie miesci mi sie w glowie ten fanatyczny upor, ze wirus nie istnieje, a jesli, to przeciez tylko swiatowy spisek i proces depopulacji zapoczatkowany przez Gates´a.

Merkel tez cisnie, zabrania, obostrza, odmawia i wie lepiej. Najpierw mowilo sie o koncu listopada, teraz swieta stoja pod znakiem zapytania. Handel piszczy, bo nawet otwarte jednostki maja polowe tych zyskow co zawsze. Od czasu do czasu odbywaja sie zadymy koronasceptykow i antymaseczkowcow, napedzane glownie przez srodowiska zblizone do skrajnej prawicy.

Do tego jeszcze ta dramatyczna sytuacja polityczna i gospodarcza w Polsce. Wszedzie krzycza newsy o palkach, gazie, umieraniu w karetkach przy pustym szpitalu narodowym, wetach wobec projektu budzetu unii, wyjsciu z unii, sobiepanstwie, krwi, ktora poplynie ulicami. Nie sposob ominac przy przegladaniu internetu filmow i sprawozdan z protestow, brutalnosci policji i prowokatorow policyjnych po cywilnemu. Groze budzi coraz bardziej natarczywa i klamliwa propaganda, przeinaczanie faktow, np. ze Czarzasty napadl i tak pobil policjanta, ze ten lize rany w szpitalu. Jacys samozwanczy ludzie oglaszaja odebranie polskiemu sedziemu immunitetu, inni pryskaja gazem w oczy poslance, ktora trzyma widoczna legitymacje poselska. A na marginesie tych wydarzen szkola sie, m.in. w strzelaniu i bójkach ulicznych jakies WOTy, armie archanielskie czy inni zolnierze maryjni. Godzina X bowiem bliska i ten tchorz, zwany dla niepoznaki zbaffca, w pelni zdaje sobie sprawe, ze narod moze ruszyc, a wtedy nie pomoga podwojne zasieki przed sejmem czy zablokowanie calej ulicy, na ktorej mieszka. Nawet policja nie do konca jest pewna, bo to w koncu synowie, mezowie czy ojcowie wscieklych polskich kobiet i niekoniecznie moga chciec bronic upadajacego dyktatora. W przeciwienstwie do nich ten przestepczo-kibolsko-przykoscielny ruch bedzie gotowy na wszystko, majac pewnosc bezkarnosci i bedac znanym z brutalnosci i agresji.

Jestem wprawdzie niewierzaca, ale swieta zawsze wyprawialismy, tradycyjnie, choc bez religijnego zadecia, a w tym roku prawdopodobnie nie bedziemy ich spedzac wspolnie. Wlasne dzieci staly sie dla nas zbyt ryzykowne. Jedna z corek, jak wiecie, pracuje w szpitalu, gdzie nie brak rowniez chorych na covid. Druga z dwojka dzieci juz raz siedziala na kwarantannie, bo byly przypadki zakazen w przedszkolu. Chyba wiec poprzestaniemy na podrzuceniu pod drzwi prezentow i komunikowaniu sie za posrednictwem videokonferencji. Nie moge sobie pozwolic na ryzyko, chocby z racji sluzbowych kontaktow z osobami z grup ekstremalnego ryzyka. 

Smutne to wszystko.

Demotywujace.

I meczace.

 

19 listopada 2020

Odnaleziony

Wczoraj mialam okazje dlugo pogadac przez telefon z kuzynem, z ktorym stracilismy sie z oczu jakies pol wieku temu. Albo moze jeszcze dawniej. A bylo to tak.

Do mojej mamy zadzwonila jego siostra cioteczna z Nowej Soli, z ktora mama ma staly kontakt telefoniczny i przekazala od niego wiadomosc. Troche to skomplikowane, ale ani mama nie ma jego numeru telefonu, ani on namiarow na mame. Prosil o powiadomienie, ze zatroszczyl sie o grob dziadkow na Powazkach, umyl, polozyl kwiaty i zapalil znicz i zeby mama sie nie martwila. Na to zaraz ja, ze wypadaloby mu podziekowac i niech wyrwie od tej kuzynki z Nowej Soli telefon do Jurka, a jak juz bedzie do niego dzwonila, ma spytac w moim imieniu, czy ma WhatsAppa, zebym i ja mogla do niego dzwonic.

Ja nie wyznaje sie na tych skomplikowanych rodzinnych koligacjach, jeszcze ogarniam ich pierwszy stopien, ale dalej to juz mi sie wszystko miesza. W kazdym razie moja warszawska babcia bywala czestym gosciem u rodzicow Jurka, a ja za kazdym razem z nia, kiedy tylko bywalam w Warszawie. Mama Jurka nazywala babcie stryjenka, ale chyba nie bylo to do konca wlasciwe skoligacenie. Bardzo lubilam te ciocie Janke i jej meza Wladka, pamietam ich mieszkanie na Woli. Oni wlasnie mieli starszego Jurka i jego mlodsza siostre Krysie. Z Krysia widzialam sie juz bedac mama, wtedy jedynego dziecka, wiec to bylo tez wieki temu, ale z Jurkiem stracilismy sie z oczu znacznie wczesniej. Bo coz mial do roboty z taka smarkula, ktora tylko psocila i zaczepiala go, powazny student, zawodnik druzyny siatkarskiej? A kiedy ozenil sie i wyprowadzil od rodzicow, nie widywalam go nawet okazjonalnie. Wprawdzie byl na pogrzebie dziadka, ale ja bylam wtedy tak oczadziala, ze nie zauwazylam nawet marszalka Spychalskiego, nikogo nie widzialam.

No i okazalo sie, ze Jurus to postepowy senior, ma nie tylko smartfona, ale jest wyposazony w nowoczesne komunikatory, wiec zadzwonilam i gadalismy tak dlugo, ze moj slubny byl juz zaniepokojony. Powymienialismy sie zdjeciami, bo z tej ok. 10-letniej smarkuli zrobila sie babcia po 60-tce, a z przystojnego studenta emeryt, wiec z pewnoscia nie rozpoznalibysmy sie stojac twarza w twarz. Osobiscie mu podziekowalam za opieke nad grobem i obiecalismy sobie utrzymywac kontakty.

Ta rozmowa zrobila mi wczorajszy dzien, nawet nie wyobrazacie sobie, jak sie ciesze z odzyskanego z nim kontaktu.

 

17 listopada 2020

Badzcie dla siebie nawzajem dobrzy

Czasy mamy jakie mamy, nie jest lekko nikomu. Wszystkich, nawet koronasceptykow, dosiegly upierdliwosci zwiazane z pandemia. Jednych dotknelo bardziej, innych mniej, o szczesciu moga mowic ci, ktorzy moga pracowac, czy to normalnie czy zdalnie. Pracujac zarabiaja potrzebne grosze na biezace oplaty i chleb z maslem. Oby tylko zdrowie dopisywalo, bo straty mozna jakos odrobic, z wiekszym lub mniejszym trudem. Gorzej maja ci, ktorych dotknelo bezrobocie, jeszcze gorzej przedsiebiorcy, ktorym nakazano zamkniecie interesu.

Wszyscy sa juz ta cala sytuacja mocno podenerwowani i zestresowani, nie tylko ciagla troska o finanse i przyszlosc, nie tylko strachem o zdrowie wlasne i rodziny, nie tylko z powodu braku osobistego kontaktu z najblizszymi (jak np. ja z mama) i obawy, ze moga sie juz nigdy zywi nie zobaczyc. Nagle ludzi zaczelo wszystko dzielic, co dziwne, bo w sytuacji zagrozenia, zycia czy egzystencji, tak wazna jest empatia, sympatia i zainteresowanie losem innych, czy ktos nie potrzebuje naszej pomocy, zakupow, wyprowadzenia psa czy czegokolwiek innego, chocby krotkiej obecnosci i wysluchania, co lezy na watrobie.

Tymczasem caly swiat podzielil sie na tych, ktorzy widza pandemie, choruja lub maja chorych w rodzinie, stosuja sie do nakazow, nosza maski, siedza w domu na kwarantannie i spokojnie czekaja, kiedy sie ta cala szopka skonczy. I sa ci drudzy, dla nich nie tylko wirus nie istnieje, wzglednie wiedza, ze jest, ale lekcewaza jego zagrozenia, a o pandemii nie chca slyszec. Nie ma ich zdaniem zadnej pandemii, rzady wszystkich krajow o najrozniejszych ustrojach zmowily sie, zeby zrujnowac cala swiatowa gospodarke, bo jest nas na tej planecie za duzo, wiec trwa proces depopulacji, ktory wymyslil sobie Gates, bo sie nudzil z nadmiaru szmalu. Ci ostatni lataja bez maseczek, maja tych drugich za idiotow, a siebie za wtajemniczonych. Dla nich covid to taka troche inna grypa, a srodki ostroznosci to niepotrzebne szykany majace ich denerwowac. 

I zamiast byc po prostu dla siebie serdecznym, okazac chec pomocy czy chocby tylko sympatie, obrzucaja sie wyzwiskami. Podobnie zreszta jak podzieleni do niemozliwosci Polacy, takiej przepasci miedzy zwolennikami przeciwnych obozow jeszcze nie bylo. Jakos nikomu nie przyjdzie do glowy, ze sytuacja gospodarcza jest po prostu tragiczna, obie strony poprzestaja na zarzucaniu sobie winy, zadna natomiast nie ma pomyslu ani checi na jej poprawienie. 

Na pewno wiecie, jak udalo sie obalic poprzedni system, wszyscy tego chcieli, wszyscy byli zgodni, wszyscy stali w jednym szeregu, a poparcie kosciola bylo nie do przecenienia. Dzisiaj podzialy sa nie do przeskoczenia, obie strony dorzucaja do pieca, szczuja sie wzajemnie przeciwko sobie, szukaja winynch zaistnialej sytuacji, widzac zdzblo w cudzym oku, a nie dostrzegajac belki we wlasnym. Kazdy chce ugrac cos dla siebie, nie zdajac sobie sprawy, ze jedynie jednomyslnosc i wspolne dzialanie moglyby przyniesc tak oczekiwana poprawe. Nie szukanie hakow, nie zawlaszczenie wymiaru sprawiedliwosci czy kupowanie sobie poparcia.

Czego ja jednak szukam po swiecie, kiedy w najblizszym otoczeniu, w srodowisku blogowym, czlowiek nie jest wolny od mniejszych czy wiekszych wojenek prowadzonych z zaciekloscia godna lepszej sprawy. Kazdy chce miec w tych potyczkach ostatnie slowo, wiec ciagna sie te wojenne wpisy dluuugooo jak flaki z olejem. Ja jestem juz tak zmeczona tymi potyczkami, na swiecie, w kraju, w ktorym zyje i w mojej dawnej ojczyznie, ze chcialabym choc tutaj odpoczac od tej zacieklosci i nieprzejednania.  

Zycie naprawde jest za krotkie, zeby spedzac je na klotniach, odpusccie, ustapcie, usmiechnijcie sie, a jesli to za duze wyzwanie, to chociaz omijajcie sie z daleka zamiast szarpac za loczki. Po co?

 

 

14 listopada 2020

Nowa zabawka

 

Troche tak czuje sie, jakbym dostala do rak nowa zabawke. Niby to lalka, jak inne do tej pory w moim posiadaniu, ale ta rozni sie od nich. Jeszcze nie zdazylam poznac jej wszystkich funkcji i mykow, tak jak znam te stare. Nowa fascynuje, ale i denerwuje, czlowiek nie zna dzialania wszystkich jej guziczkow, chcialby wyprobowac, ale powstrzymuje obawa, ze moze cos zepsuc, pokasowac, wyslac w kosmos albo przedwczesnie upublicznic. 

Denerwuje za mala czcionka, bo o ile w wersji roboczej moge sobie ja powiekszyc, tak w wersji opublikowanej dalej jest mala, a w ustawieniach zwiekszenie liczby pixeli powoduje jedynie zwiekszenie odstepow miedzy linijkami, podczas gdy wielkosc czcionki pozostaje niezmienna. Stara wersja bloggera byla pod tym wzgledem znacznie lepsza, mozna bylo sobie zmieniac i manipulowac bez konca, tu mozliwosci sa znacznie ograniczone. Albo ja sie nie znam. Nie dotyczy to jednak wielkosci czcionki tytulu bloga, te zwiekszylam  bez problemow, tekstu zwiekszyc nie potrafie.

Ale co tam, i tak mi sie wszystko podoba, ta obecna prostota wygladu strony, brak paskow bocznych i wszystkich cudactw, ktore odwracaly uwage. Mam tez mocne postanowienie ograniczenia zdjec do minimum, moze nawet uda sie ich uniknac w ogole. Zdjecia futer i mojej codziennosci sa dostepne na biezaco na fb, a gdyby zachcialo mi sie znow gdzies ruszyc z aparatem, mam do dyspozycji swoja fejsbukowa strone fotograficzna. Tutaj ogranicze sie do pisaniny. To jedna ze zmian formuly bloga, bo poza tym jeszcze nie wiem, jaka formule powinien ten nowy blog przyjac. Mysle jednak, ze wpisy niewiele beda sie roznily od tych na starym blogu.

Nie wiem, czy wszyscy zauwazyli, jaka jest data zalozenia tego bloga, wczoraj byl piatek 13-go, wprawdzie nie grudnia, ale osobom przesadnym moglaby sie ta data nie spodobac. Wszystkim, ale nie mnie, bo ja zawsze w poprzek i pod wiatr. Mam silne postanowienie, ze ta wlasnie data bedzie dla mojego bloga szczesliwa, a jak nie bedzie, to ja sobie to szczescie narysuje (gdzies kiedys przeczatalam to zdanie i spodobalo mi sie na tyle, ze je tu cytuje).  13-go w piatek przed pierwsza wojna japonska bylam operowana na wyrostek robaczkowy, a w tych zamierzchlych czasach byla to niemala operacja, caly tydzien spedzilam w szpitalu, a blizna na pol brzucha straszy do dzisiaj. I co? Nic zlego sie nie stalo, przezylam bez szkod na zdrowiu, nie liczac szkod na umysle, ale co tam, da sie z tym jakos zyc.

 

13 listopada 2020

Zatesknilam.

Zle mi sie pisze dluzsze przemyslenia na fejsuniu, nie mam mozliwosci pelnego podgladu, ramki sa za male. Postanowilam wiec zalozyc nowy blog, bedzie on roznil sie od tamtego, do ktorego juz nie chce wracac. Wstawie tam jedynie zaproszenie do nowego

W dalszym ciagu nie bardzo podoba mi sie ten nowy interfejs na bloggerze, pewnie minie sporo czasu i niejedna qrwa poleci w eter, zanim naumiem sie od nowa obslugiwac to cudo. Pewnie tez jeszcze popracuje nad wygladem bloga, na razie mi sie nie chce, wazne jest jego uruchomienie.

No to witajcie Towarzyszki i Towarzysze, rozgoscie sie i czujcie jak u siebie. Podac herbatke, kawke czy od razu plaszczyk? 

O szacunku

  Prawdziwą wartość ma jedynie szacunek wroga. Antoine de Saint-Exupery   Czym jest szacunek? To stosunek do kogos nacechowany powazaniem or...