Od kilku dni chodze nabuzowana, nakrecona i wqrwiona do czerwonosci, bo oczywiscie za malo mialam problemow z wlasna rodzina, w tym jednoczesnych dwoch przeprowadzek dwoch moich corek, to doszedl mi jeszcze jeden, za to upierdliwy i dlugotrwaly. Kilka dni temu dalam zajawke na fejsbuczku, ale nie wszyscy go maja, wiec opisze.
Slubny ktoregos wieczora zakrzyknal gromkim glosem, ze w kuchni cos kapie, a ze kapalo na parapet, wiec najpierw padlo na deszcz, ktory dostal sie przez uchylone okno do srodka, ale po dokladniejszym zbadaniu okazalo sie, ze kapie spod tapety wykuszu okiennego, a na suficie rosna dwie plamy zaciekow. Pogalopowalam wiec do sasiada nad nami. Dziwny to osobnik, niby grzeczny, ale bo podejrzany jakis. Ok. 50-tki, mieszka sam, prawie nie wychodzi z domu, mamusia przyjezdza mu sprzatac. Drzwi wprawdzie otworzyl, ale mnie nie wpuscil, zebym mogla zobaczyc, co mi na leb leci, za to obiecal, ze zakreci (cokolwiek bylo do zakrecenia). Za chwile przylazl do nas, pokazalam mu, co i gdzie leci, obiecal nastepnego dnia zameldowac w spoldzielni. Widac jednak cos tam zakrecil, bo w koncu przestalo kapac.
Nastepnego dnia zameldowal slubnemu, ze powiadomil spoldzielnie, wiec czekalam az spoldzielnia skontaktuje sie z nami. Nic sie nie dzialo, wiec za kilka dni sama do nich zadzwonilam, okazalo sie, ze wiedza i powiadomili juz firme, ktora przyjdzie do nas mierzyc wilgotnosc w scianach. Jak sie bowiem pozniej dowiedzialam, samo zamalowanie zaciekow mogloby doprowadzic do procesu powstawania za tapeta czarnej plesni, niewidocznej na zewnatrz, a mocno szkodliwej. Ekipa wpadla, pomierzyla, wilgotnosc w scianie wynosila 100%, wiec o co najmniej 70% za duzo, gdyz gorna granica konczy sie na 30%, wiec fachowcy zarzadzili suszenie. Wycieli mi czesc tapety, za ktora trzymala sie wilgoc, na scianie zainstalowali dwie plyty grzejaco-suszace, na podlodze jakas glosna dmuchawe i pozegnali sie na dwa tygodnie. To cale ustrojstwo ma dzialac nieprzerwanie tyle wlasnie czasu, a ta dmuchawa zaczela mi przeszkadzac juz po pol godzinie, ten jej jednostajny szum doprowadza mnie do zgrzytania zebami i bolu glowy.
To niebieskie czajace sie pod stolem najbardziej mi przeszkadza. I poszli, radzac mi wykonac telefon do dostawcy prundu, zeby mi czasem stawek nie podniesli po z pewnoscia drastycznym skoku zuzycia, no bo jednak te plyty i dmuchawa troche ciagna. Na drugim zdjeciu widac wetkniete do gniazdka czarne cos, koncowke czerwonego kabla - to jest licznik. Po wysuszeniu zostanie sporzadzony protokol, gdzie zostanie wpisana liczba kwh, ktora to liczbe dostawca prundu bedzie musial odjac od mojego rachunku i wolac zaplate od naszej spoldzielni. Sprytne, co nie? W kazdym razie dostawca prundu zostal powiadomiony, zaznaczyl, zeby nie sugerowac sie wysokoscia jednorazowego wiekszego zuzycia przy sporzadzaniu rocznego rozliczenia, a po wszystkim dostanie od nas dokladne liczby w kopii protokolu. Ja zas mam nadzieje, ze nie bede musiala nic odkrecac.
Jedna z czytelniczek na fb spytala, czy jestesmy poubezpieczani. Jestesmy, ale to akurat w tym przypadku nie ma najmniejszego znaczenia. Gdyby sasiad z jego wlasnej winy nas zalal, za szkody odpowiadaloby jego ubezpieczenie od odpowiedzialnosci cywilnej. Gdyby uszkodzil nam wyposazenie mieszkania, zaplaciloby nasze ubezpieczenie i samo juz rozliczalo sie albo z jego OC, albo z ubezpieczeniem budynku, ktore oplaca spoldzielnia. Tym razem tylko to ostatnie zostanie uruchomione, bo to jakas awaria rury w budynku. Tu bardzo specyficznie dzialaja ubezpieczenia, troche inaczej niz w Polsce.
Najbardziej na swiecie ciesze sie z koniecznosci remontu kuchni (to byl sarkazm, jesli ktos nie zrozumial). Nie bylo go w planie, a juz na pewno nie w tym roku. I teraz tak: spoldzielnia wyremontuje tylko ten maly kawalek, a nie cala kuchnie, a z pewnoscia nie dobierze takiej samej tapety, jaka wycieto do suszenia, wiec to moja brocha i koszty ten remont pozostalej czesci kuchni. Zreszta mam juz dosc tego czerwonego, wiec na pewno tapeta bedzie innego koloru, oprocz bialej. Nie moge sie wprost doczekac wybebeszania i zdejmowania szafek wiszacych. Gdyby chodzilo tylko o malowanie, mozna by sie pokusic malowac dokola i nie demontowac calej kuchni z okapem, a tak czeka mnie naprawde gigantyczne wyzwanie.