31 stycznia 2023

W pulapce

 Ktoregos dnia w ubieglym tygodniu wybralam sie do sklepu, zeby kupic ciuszki dla dzieci. Hexa miala 28 stycznia urodziny, wiec glownie dla niej, a ze dla malych dzieci maja tam takie sliczne rzeczy, to i dla najmlodszych wpadlo co nieco w rece. Sklep jest w czyms na ksztalt galerii, ktora jest polaczona z parkingiem miejskim w budynku obok. Ja zawsze parkuje tam na najnizszym poziomie, bodaj -3, bo stamtad mam winde, a obok windy urzadzenie do placenia, wszystko w jednym, wiec wygodnie. Na wyzszych poziomach nie ma tych urzadzen, jedno jest przy wyjsciu ze sklepu spozywczego na poziomie -2 i gdzies jeszcze chyba jedno. Parking byl prawie pusty na moim poziomie, wiec bylo troche straszno, a pusty dlatego, ze wladze miasta w trosce o czystosc powietrza w miescie, tak drastycznie podniosly oplaty za korzystanie z parkingu, ze ludzie wola przyjechac autobusem, ktory tez nie jest tani, ale tanszy jak sie okazuje, od parkowania wlasnym autem. Za godzine zycza sobie 2,50, a ja w sumie nie bylam tak dlugo, wiec tyle mi to urzadzenie do placenia pokazalo. Dawno tam nie bylam, wiec nie wiedzialam, ze wymieniono toto na nowszy model, gdzie wprawdzie teoretycznie mozna placic gotowka, ale kiedy ja chcialam placic, ta funkcja byla wylaczona i mozna bylo placic jedynie karta, a ja karty nie mam, choc banki lataja za mna, zebym wziela. Mam jedynie karte, przy pomocy ktorej moge pobrac wyciag, wplacic i wyplacic pieniadze w mojej filii banku. Tak chcialam i tak mam, bo po pierwsze nie lubie placic kartami, telefonami, zegarkami czy innymi wynalazkami, przedkladam gotowke. Nie mam bowiem ochoty, zeby zostawaly jakiekolwiek slady moich zakupow, a co smieszniejsze, tak ma wiekszosc Niemcow. Tu nikt Was nie zapyta w sklepie, restauracji czy gdziekolwiek indziej, jak chcesz placic, to rola kupujacego zglosic placenie karta, podczas gdy w Polsce pytaja praktycznie wszedzie, co zawsze bardzo mnie denerwowalo. 
No ale w tymze kaso-automacie wylaczono placenie gotowka, wiec juz mnie to wkurzylo. Odnalazlam guzik z symbolem telefonu, gdzie stalo, ze tu mozna zglosic zaklocenia. Czekalam chyba z 5 minut, nikt sie nie zglosil, wiec ruszylam pieszo na poszukiwanie drugiego automatu. Tam, gdzie zawsze stal, tym razem go nie bylo, wiec przez caly ten pusty ogromny parking polecialam do tego przy sklepie. A tam kolejka do niego, bo nie dziala!!! Jakis facet rozmawial z tym urzadzeniem, bo tu akurat ktos nadzorujacy zglosil sie na wezwanie. Zeby bylo smieszniej, osoba nadzorujaca wylaczyla calkiem to urzadzenie i polecila placic na dole karta, po czym sie wylaczyla. A ja juz mialam wizje, ze zostane tam na noc, bo jak, qrna, mam wyjechac, skoro nie mam czym zaplacic.
Na szczescie razem ze mna zeszlo malzenstwo, gdzie on mial karte, wiec spytalam, czy zaplaci za mnie, a ja mu oddam gotowke. Zgodzil sie, wiec naszykowalam te 2,50, a tu ta przekleta maszyna pokazuje, ze do placenia juz jest 5 euro!!! No myslalam, ze mnie sczysci ze zlosci, widocznie zaczela sie kolejna godzina parkowania, kiedy tak latalam po tych kazamatach i szukalam mozliwosci zaplacenia. Nastepnym razem bardzo sie zastanowie, kiedy bede szla po zakupy do srodmiescia, poprosze slubnego, zeby mnie zawiozl, pochodze po sklepach, jak dlugo bede chciala i wroce autobusem za 2,50.

29 stycznia 2023

Latwosc

 Moj dzisiejszy wpis bedzie dotyczyl malzenstwa i latwosci: jego zawierania, bez wczesniejszego przemyslenia tego waznego w zyciu kroku, jego zrywania po byle sprzeczce, braku woli kontynuowania i prob posklejania, a przede wszystkim latwosci formalnego jego uniewazniania, zarowno cywilnego jak i koscielnego.
Zacznijmy od latwosci i szybkosci zawierania malzenstw - wymadrzala sie ta, ktora stanela przed urzednikiem stanu cywilnego po pol roku znajomosci, choc juz po trzech miesiacach oboje mowili o slubie. Moze sie myle, ale jednak wczesniejsze pokolenia, w tym moje, byly dojrzalsze od ich obecnych rownolatkow, zreszta nie bylismy jakimis nastolatkami, ja mialam juz 25 lat, a slubny 38, wiec raczej wiedzielismy, co robimy i na co sie porywamy. Ale mysle, ze ogolnie powinno sie ze soba dluzej "pochodzic", razem zamieszkac, wyprobowac sie w zyciu codziennym, a potem dopiero skladac papiery. Ale ok, jak milosc ugodzi, to nie ma przepros, a ze polska mentalnosc jest jeszcze w duzym stopniu zasciankowa, to bez slubu nie ma wspolnego mieszkania, wiec trza sie hajtac. Czesto powodem nie jest wcale milosc i chec "dopoki nas smierc...", a brak uwaznosci podczas igraszek i ciaza. Takie wymuszone malzenstwa na ogol nie trwaja dlugo, a ja nie rozumiem tego owczego pedu do slubow koscielnych, zamiast potrwac na probe w zwiazku cywilnym. Chociaz ostatnio rownie latwo o koscielne uniewaznienie malzenstwa, jak o rozwod cywilny, wszystko jest kwestia ceny, a kosciol juz od dawna za pieniadze zrobi wszystko. Kiedys "rozwod" koscielny byl praktycznie nie do pomyslenia, dzisiaj koscielnie poslubieni rozwodza sie jak na tasmie produkcyjnej. Tyle warte sa ich przysiegi przed oltarzem. 
Ten, do niedawna szef telewizji rezimowej, robil pokazowke poddajac sie blogoslawienstwom papieskim ze stara zona i przychowkiem, by niedlugo potem postarac sie o rozwod koscielny (po ponad 20 latach malzenstwa) i odwalac nastepne pokazowki koscielne z nowa flama. Bardzo slawna Kasia, ulubienica publicznosci, bedac w trakcie zdradzania poslubionego przed oltarzem malzonka, czyli lamiac publicznie szoste przykazanie, swoja pokazowke przeniosla do swietego dla katolikow miasta, gdzie rzucala sie malowniczo  na plyte nagrobna grobu panskiego, czy jakos tak, ja sie nie znam. Ale ide o zaklad, ze uniewazni swoj pierwszy slub, zeby od nowa czynic pokazowki ze swojej poboznosci na pokaz. Chwilowo zyje w grzechu i to ciezkim, wedle kanonow koscielnych, bo zycie na kocia lape jest grzechem smiertelnym i nie podlegajacym rozgrzeszeniu, jesli sie nie zaprzestanie jego popelniania, w przeciwienstwie do gwalcenia dzieci. Taka to ta moralnosc koscielna.
Ogolnie rzecz biorac, coraz wiecej ludzi po najmniejszej sprzeczce biegnie skladac pozwy, zamiast probowac posklejac popekane relacje. Moze sie zdziwicie, ale bylabym za utrudnianiem rozwodow, bo przychodza one zbyt latwo. Tyle tylko, ze w obecnej rzeczywistosci to utrudnienie byloby dla katowanych przez swoich mezow alkoholikow biednych kobiet, a ci zamozniejsi nie byliby zmuszani do "noszenia swojego krzyza", jak to pokretnie doradzaja klechy w konfesjonalach. Za pieniadze bowiem kazdy sie podli, szczegolnie kler. 
Odsetek rozwodow jest zatrwazajacy, rozpada sie co trzecie malzenstwo i trudno mi uwierzyc, ze w kazdym przypadku w gre wchodzi przemoc i uzywki. Ludzie bez zastanowienia staja na slubnym kobiercu, wiec i rozwodow jest wiecej, a poza tym dosc latwo jest uznac malzenstwo za niebyle. Zauwazalny jest tez inny trend, zycie bez certyfikatow i, o dziwo, takie zwiazki sa dosc trwale, choc prawnie nie istnieja, a w oczach kosciola sa grzechem niewybaczalnym (bo pozbawily kleche tlustego zarobku, nic wiecej). 
Ja w tekscie mojej cywilnej przysiegi malzenskiej nie mialam "dopoki smierc nas nie rozlaczy", a coraz bardziej wyglada na to, ze wlasnie tak sie stanie. Jak w kazdym zwiazku byly wzloty i upadki, byly dni, kiedy szukalam siekiery i myslalam, ze nie wytrzymam, ale nie lecialam z byle powodu skladac pozwu, w koncu taka przysiega do czegos zobowiazuje i przy odrobinie obopolnej dobrej woli mozna sie jakos dogadac.

27 stycznia 2023

Od Einsteina sie zaczelo?

 
Chyba wszyscy znamy to zdjecie, ale z pewnoscia nie wszyscy znaja jego kulisy i przyczyne, dla ktorej genialny Albert Einstein wystawil jezyk do obiektywu. 
Zdjecie zostalo zrobione 14 marca 1951 roku, w dniu 72 urodzin wielkiego niemieckiego fizyka zydowskiego pochodzenia, laureata  nagrody Nobla. Wtedy Einstein byl juz Amerykaninem, pracowal w Princeton i tamze zorganizowano dla niego uroczystosc urodzinowa. Kiedy po imprezie chcial wymknac sie tylnymi drzwiami, bo od frontu polowali na niego reporterzy, wtedy jeszcze chyba nie nazywani paparazzi, okazalo sie, ze niestety musi sie z nimi skonfrontowac, bo wyjscie bylo jedno. Wielki naukowiec nie znosil medialnego szumu, ale utknal na tylnym siedzeniu auta, wcisniety miedzy dyrektora instytutu i jego zone. Fotografowie nie dawali mu spokoju, krzyczeli, kazali sie usmiechac, podczas gdy on najchetniej by stamtad zniknal. W koncu zareagowal na swoj sposob na nachalne nawolywania reporterow i z gracja wystawil jezyk, co zostalo uwiecznione przez Arthura Sasse. Zdjecie obieglo swiat, a Einstein stal sie dzieki niemu nie tylko jeszcze bardziej lubiany, ale zostal wrecz ikona popkultury.
Ale co wolno wojewodzie... No i nie kazdy jest Einsteinem.
Zapanowala jakas okrutna moda wsrod tzw. celebrytow na ohydne i oblesne wystawianie jezorow do zdjec. A to przeciez takie proste, nie chcesz, zeby cie fotografowano, przestan prowadzic media spolecznosciowe, spiewac, tanczyc, pokazywac sie publicznie albo zakladaj torbe papierowa z dwoma otworami na leb, to nie bedzie czego focic. Zreszta i tak nie ma czego ani kogo. 
Przoduje w tym bardzo nielubiany przeze mnie Szpak, a dzielnie sekunduja mu aspirujaca aktoreczka, corka odtworcy roli Podbipiety i nieco wulgarna, choc niezla mloda piosenkarka z USA. Jak pokazuje zdjecie kolazowe, nie tylko oni lubia robic te oblesne i wulgarne miny.
 
O ile jednak u niektorych byly to wybryki jednorazowe lub sa dosc sporadyczne, tak u wymienionych przeze mnie wyzej, sa nagminne i budza niesmak.
Co Wy sadzicie o tej nowej dziwacznej modzie wsrod tzw. celebrytow?

 

25 stycznia 2023

Ile jeszcze?

 Szykuje nam sie kolejna ewakuacja, a ja, i zapewne mieszkancy dzielnic polozonych w promieniu razenia, zastanawiamy sie, czy bedzie ona ostatnia, czy moze znow za jakis czas jeszcze lepsze i nowoczesniejsze sonary odkryja gleboko pod ziemia kolejne niebezpieczne relikty drugiej wojny swiatowej, ktora skonczyla sie blisko 80 lat temu. No coz, nie ulega kwestii, ze Niemcy w pelni zasluzyli sobie na bombardownia, zadziwia jednak, jak dlugo utrzymuja sie w ziemi niewybuchy i jak dlugo stanowia wielkie zagrozenie dla ludzi. Juz nie zlicze, ktora to ewakuacja zwiazana z odnalezieniem kolejnych niebezpiecznych reliktow wojennych. Piata? Szósta? Pisalam juz wielokrotnie, ze jedna zakonczyla sie tragedia, kiedy saperom wybuchla w rekach póltonowa bomba lezaca w ziemi od drugiej wojny swiatowej, wtedy zginely trzy osoby. Druga bardzo niebezpieczna sytuacja miala miejsce niedawno, w pazdzierniku 2021 roku i nikt nie byl na nia przygotowany, ewakuacja zostala zorganizowana doslownie w jeden dzien, a ja do dzisiaj nie moge wyjsc z podziwu, jak im sie to udalo.
O terminie obecnej ewakuacji wiemy od ubieglego roku, odbedzie sie 25 marca, czasu jest wiec sporo, zeby wszystko perfekcyjnie zorganizowac. Promien ewakuacji wynosi jeden kilometr, czyli mniej wiecej tak jak w czerwcu ubieglego roku. A swoja droga zastanawia mnie, skoro juz wtedy znaleziono cztery bomby i zdetonowano je w sposob kontrolowany, jakim cudem przeoczono piec kolejnych, ktore lezaly praktycznie tam, gdzie poprzednie. I czy nie okaze sie po marcowej ewakuacji, ze kilka metrow dalej leza jakies inne. To juz zaczyna byc nieco irytujace, co najmniej dla ludzi mieszkajacych w bezposrednim sasiedztwie terenu naszpikowanego niewybuchami, a i tak szczesliwie znaczna czesc tego terenu to nadrzeczne obszary zielone, niezabudowane, a z drugiej strony w pewnym oddaleniu jest teren kolei niemieckich, z dworcem glownym w Getyndze.
Czego zupelnie nie rozumiem, to absolutny zakaz uzywania dronow nad terenem operacji, juz teraz, od poczatku roku. Przeciez dron nie zagraza ani ludziom pracujacym przy zabezpieczaniu, ani wlascicielom dronow, a ludzie sa ciekawi, co sie tam dzieje i chcieliby podejrzec przebieg prac, zobaczyc wykopy z bombami w srodku. Jakas tajemnica panstwowa czy co?
Ale i tak, jak na nasze tutaj warunki, bedzie to niewielka ewakuacja, obejmie niecale 10 tysiecy osob.


Po lewej na mapce ta nasza slynna "siódemka" czyli autostrada A7. My mieszkamy na szczescie daleko poza granicami terenu do ewakuacji, ale detonacje slychac dosc dobrze nawet tutaj.

23 stycznia 2023

Nie zal mi

 ... placzacych do kamery emerytow, ktorzy zastanawiaja sie, na co wydac swoje cienkie emeryturki, na czynsz, chlebus, wungiel, prund czy lekarstwa. Skamla, ze beda musieli sie powiesic, bo na zycie im nie wystarczy. Zawsze w takich przypadkach mam  ochote ich spytac, na kogóz to glosowali i kim sie siedem lat temu zachwycali, ze im "daje", a ponadto komu co niedziela nosza haracz na tace, komu w kieszen klada przy chrztach, slubach i pogrzebach, jakiej to "rodzinie" robia przelewy, bo zlodziej z Torunia jest jak nienasycona hydra i wciaz wola o wiecej. 
Juz wtedy ostrzegalam, ze wszystko to, co dzisiaj dostaja, oddadza predzej czy pozniej  z duzym procentem z powrotem, ale nie, oni nie widzieli dalej czubka wlasnego nosa i wydawalo im sie, ze trzynastki, czternastki, babciowe, dziadkowe, dupowe i co tam jeszcze, beda dostawac dozywotnio i coraz wiecej, bo przeciez Tusek sabotuje poprzez inflacje, a zbaffca bedzie to wyrownywal. A tymczasem zbaffca i cala jego banda przybocznych zlodziei maja inne zmartwienia, goraczkowo rozmyslaja, co bedzie sie bardziej oplacalo, rzucic to wszystko w wuj i szukac bezpiecznego azylu w panstwie, ktore nie ma umowy ekstradycyjnej z Polska, czy znalezc pewny sposob na sfalszowanie wyborow i porzadzic jeszcze troche. Sam wuc zdaje sie byc na tyle oderwany od rzeczywistosci, ze jego bullteriery juz zaczynaja skakac sobie do gardel, w nadziei na najlepsze miejsce schedy po nim.
W mojej drugiej ojczyznie tez nie lepiej, drozyzna jak wszedzie, ale co najmniej panstwo troche wiecej pomaga i w ostatecznosci, kiedy przestanie wystarczac na zycie, mozna zwrocic sie o pomoc, ktorej musza udzielic. Ten Wasz "dizis-dizis" stawia naszemu kanclerzu jakies ultimatum, zeby zbroic Ukraine, nie wie jednak, a moze nie chce wiedziec o punktach zawartych w bezwarunkowej kapitulacji po drugiej wojnie swiatowej, ze Niemcom nie wolno uczestniczyc w zadnych konfliktach zbrojnych, a jedynie w misjach pokojowych i ze dozbrajanie Ukrainy moze sprowokowac konflikt globalny, tzw. III WS. Putin nie ma juz nic do stracenia, bardziej nie da sie go ukarac sankcjami, ma za to czerwony guzik, wiec prowokowanie go jest dosc ryzykowne. Jankesi wprawdzie juz sie trzesa z radosci na kolejna wojenke, przemysl zbrojeniowy cos przysnal ostatnio, nic konkretnego sie nie dzialo, pora wiec wywolac kolejna zawieruche. "Dizis" jednak zdaje sie zapominac, ze jankesi siedza dosc daleko, blizej zas on z calym narodem i zanim NATO ewentualnie ruszy dupe, to Polski moze juz nie byc.
Coraz wiecej eko-terrorystow dezorganizuje zycie w Niemczech, ale nie tylko, bo ta zaraza rozplenila sie po calej Europie.  Niechby pojechali kleic sie do... no wlasnie, tam nie ma asfaltu... wszystko jedno czego, do krajow, ktore winne sa calemu temu syfowi w oceanach, rzekach i na wysypiskach. Ja pakowalabym ich do wiezien i zasadzala prace spoleczne w czyszczeniu miast z resztek kleju, graffiti i gum do zucia. Moze i maja szczytne cele, ale myla adresatow swoich roszczen, przy czym zachowuja sie jak terrorysci, a terroryzm trzeba zwalczac z cala surowoscia.

21 stycznia 2023

Wymarzone miejsce

 ... w ktorym chcielibyscie zamieszkac i zyc, gdyby kompletnie nic Was nie ograniczalo? I dlaczego.

Takie cos znalazlam na fejsuniu i zamiast przescrollowac dalej, zatrzymalam sie i popadlam w zadume. Gdzie chcialabym  zyc, skoro, jak glosi powiedzonko, wszedzie dobrze, gdzie nas nie ma. Ale powiedzmy, ze nie mam zadnych ograniczen, a glownie chodzi o finanse, znajomosc jezykow, opieke medyczna (co w moim wieku odgrywa niemala role), mentalnosc tubylcow, najczesciej zwiazana z wiekszoscia religijna, klimat, przestepczosc, no sporo warunkow do spelnienia. 
Ja na pewno nie chcialabym zyc dalej w Europie, unia narzuca za duzo absurdalnych przepisow i ograniczen, z poprawnoscia polityczna na czele, a poza tym klimat niespecjalnie mi odpowiada i w ogole zrobilo sie tu za ciasno. A wiec na pewno zamieszkalabym gdzies nad duzym zbiornikiem wodnym, najlepiej morzem czy zgola oceanem, ktory lagodzilby letnie upaly, woda to jest w ogole moj zywiol i zycie w jej poblizu stanowczo by mnie uszczesliwilo. 
Lubie rosliny i kwiaty, wiec ogrod z drzewami bananowca czy mango, pomaranczy i mandarynek bylby mile widziany. Wyobrazcie sobie, wstaje rano, wychodze na balkon sypialni, a tam hibiskusy, orchidee, kamelie i inne cudownosci, a miedzy nimi papugi, malpy i kolibry. Nie od rzeczy bylby niewielki wodospadzik, szemrzacy do snu i kojacy stresy. 
Moje najstarsze dziecko przebywa wlasnie na urlopie w Indonezji i codziennie czestuje nas idyllicznymi zdjeciami, ale... no coz, zagrozeniem byloby dla mnie tamtejsze wyznanie i jezyk. Nie wiem, czy chcialoby mi sie na starosc uczyc.
Australia, a nawet bardziej Nowa Zelandia, jezyk znany, szybko bym sobie przypomniala, opieka lekarska na poziomie, ale... no nie pojechalabym po lewej stronie, przez pol wieku jezdze po prawej i nie bede sie przestawiac na starosc.
Ameryka Lacinska, Karaiby, no coz za duzo tam katolicyzmu, hiszpanszczyzny i portugalszczyzny - nie. No a poza tym huragany. 
Moim najwiekszym marzeniem sa Hawaje, w koncu to dosc cywilizowany kraj te Stany Zjednoczone, ale na tyle daleko od stalego ladu, ze jest spokojniej. Jezyk znany, ruch prawostronny, opieka lekarska na poziomie, klimat znakomity, widoki przednie, roslinnosc dostatecznie egzotyczna i zadnego religijnego terroru - no zyc i nie umierac. A jak juz wulkanowi sie zachce wybuchnac pod moim tylkiem, to bylaby to piekna smierc, a co najmniej w pieknym miejscu.
A jak tam u Was? Gdzie najchetniej chcielibyscie zakotwiczyc i zyc?

19 stycznia 2023

Druga polowa stycznia

 ... w toku, a dopiero co byl sylwester. U nas strzelaja do dzisiaj, wprawdzie sa to jakies pojedyncze sporadyczne wyglupy, ale Toya boi sie i tego. Rozbestwilo sie psisko, juz nie tylko spi pod koldra, ale coraz czesciej kladzie glowe obok mnie na poduszce. I jak tu jej odmowic ochrony przed zlym swiatem? Ona jest taka przylepna, taka cieplutka, taka bezbronna, bezwarunkowo ufna. Czasem naprawde nie dziwie sie ludziom, ze wola miec zwierzeta od dzieci, bo moze wnukow z tego nie bedzie, ale w sumie pies ma rozum i mentalnosc trzyletniego dziecka, ktore nie rosnie, nie pyskuje, nie wchodzi w okres dojrzewania, nie jest narazone na pokusy uzywkowe, a co najwazniejsze - pozostaje posluszne i kocha bezwarunkowo, no i jest jednak tansze w utrzymaniu. 
Czesto w weekend wracam rano do lozka, gdzie grzeje posciel Toyka, ona lubi dlugo pospac, ale jeszcze bardziej lubi, kiedy tam do niej przychodze i zaczynamy sie "ukochiwac". Ja przez caly czas szepcze jej do uszka przerozne dyrdymalki, a ona slucha z uduchowieniem jak prosie grzmotu. l chyba udaje, ze rozumie, a moze faktycznie rozumie? Czesto klade glowe na jej brzuszku i wsluchuje sie w prace jej kiszek. To skrzypienie, bulgotanie, skwierczenie, pomrukiwanie dziala jak muzyka relaksacyjna. Kto by pomyslal, ze w psie w srodku pracuje na pelnych obrotach maly mikrokosmos, nieslyszalny z oddalenia, a tak glosny z bliska. Wystarczy przesunac glowe kawaleczek dalej i slychac bicie serduszka, organu, ktory ma znacznie wieksza pojemnosc od serca czlowieka. Nieprawdopodobne, ile sie tam pomiesci milosci i oddania. Ludzie mogliby sie uczyc od psow i o ile swiat bylby wtedy lepszy.  
Bardzo lubie te nasze chwile, Toya chyba tez. Ona wybrala sobie mnie na przewodnika stada i konsekwentnie tego przestrzega, choc to slubny najczesciej z nia wychodzi, on podaje jej jedzenie, pod jego koldra spala, kiedy mnie nie bylo. Wystarczylo jednak, ze wrocilam, a przeniosla sie natychmiast na moja strone lozka, co slubny skwitowal, ze to faryzeusz nie pies. 
Widze, jak Toyka powoli staje sie psem seniorem, jak jej pyszczek siwieje, jak czasem z wysilkiem sie podnosi. W ksiazeczce ma wpisany rok urodzenia 2016, wiec w tym roku skonczylaby 7 lat, ale mnie sie wydaje, ze ona jest starsza niz wet ja oszacowal, zwlaszcza ze pierwszy szacunek byl na dwa lata i dopiero pozniej, ze tylko 10 miesiecy. Co za roznica, a moze wlasnie duza? Wiem jedno, ze to na pewno juz ostatni pies w rodzinie, nie tylko jestesmy za starzy, ale powoli stajemy sie za biedni na tak drogie hobby, a poza tym zostaja jeszcze starzejace sie koty, ktore tez pewnie beda chorowac. Na razie jednak korzystam do wypeku z psiej milosci, jej ciepla i przywiazania, specyficznej madrosci, zaufania i tej wiezi, ktora nas obie polaczyla.
 

17 stycznia 2023

Jak umieraja miasta

 Lodz, moje miasto, umiera. I niech Was nie zwiedzie jej coraz piekniejszy wyglad, remonty, budowa czegos, co od biedy mozna nazwac metrem. Miasto zyje, kiedy sie rozrasta pod wzgledem liczby mieszkancow, a z tym w Lodzi niestety tragicznie.
Historia Lodzi jest wyjatkowa, juz sama nazwa i jej etymologia sa przedmiotem wielu dyskusji (jesli Was to interesuje, odsylam do Wikipedii), jak rowniez polozenie nad... nie uwierzycie... 19 rzekami, choc "rzeka" to w tym przypadku pewne naduzycie, bo sa to mniejsze lub wieksze cieki wodne, czego namacalny dowod mieli budowlancy przy drazeniu tunelu podczas budowy nowego dworca Lodz-Fabryczna, stale ich zalewalo. Polozenie geograficzne sprawilo, ze w czasie jednego stulecia liczba mieszkancow zmienila sie z mniej niz tysiaca w 1815 roku do ponad 600 tysiecy w 1915 roku. Tak wielkiego przyrostu w tak krotkim czasie nie notowalo zadne inne miasto na swiecie. Lodz ma tez specyficzny wyglad, nie jak inne miasta z "pepkiem" na jakims starym rynku, ktory otaczalo stare miasto, waly miejskie i ktore rozrastalo sie rownomiernie we wszystkie strony. Lodz zostala zbudowana "przy Piotrkowskiej", bo niby jest jakis stary rynek, ale wygladem odbiega od wszystkich starych rynkow na swiecie. To wlasnie stanowi o jej wyjatkowosci.
Era wielkoprzemyslowa preznie rozwijala miasto, duzo sie budowalo, a po wojnie Lodz pelnila przez jakis czas obowiazki miasta stolecznego, zanim kompletnie zburzona Warszawa nie podniosla sie z gruzow. Po wojnie liczba mieszkancow Lodzi drastycznie spadla z 670 do 300 tysiecy po wymordowaniu i wywozce lodzkich Zydow, jednak bardzo szybko poradzono sobie z reaktywowaniem przemyslu, a ludnosc ze wsi przybywala do miasta za praca.
Lodz byla rowniez stolica polskiej kinematografii, wyzsza szkola teatralna wypuscila w swiat takie slawy jak Polanski, Wajda, Kieslowski, Machulski, Munk, Zanussi, Morgenstern i wielu wybitnych aktorow. Lodzka filmowka liczyla sie na swiecie, a lodzka wytwornia filmow fabularnych sciagala codziennie slawy aktorskie z Warszawy, ktore wieczorem wracaly grac w teatrach. Codziennie wiec na dworcu Fabrycznym czatowali na nich lowcy autografow. Ehhh, czasy...!
Lodz byla rowniez centrum handlu zagranicznego, no i oczywiscie gigantem tekstylnym, ale to wie kazdy. Liczba mieszkancow wtedy wynosila ponad 850 tysiecy i preznie zmierzala ku milionowi, bo Lodz byla atrakcyjnym miejscem dla przyjezdnych, praca czekala, na mieszkania wprawdzie trzeba bylo czekac duzej, ale w koncu ludzie je dostawali i praktycznie kazdego bylo stac na wynajem.
Az nadeszla zmiana, powial wiatr historii, robotnikom powiedziano, ze moga sobie fabryki kupowac na wlasnosc, przemilczano jednak, ze sa one nieoplacalne i ze beda jedna po drugiej likwidowane. Nastal czas ponad 30% bezrobocia, wiele osob juz wtedy wyjezdzalo do innych miast za praca, a po przyjeciu Polski do unii, emigrowalo na stale, bo Lodz stawala sie miastem, w ktorym nie dawalo sie przezyc. Mlodzi wyjezdzali, zostawali emeryci, ktorzy jeszcze jakos mogli utrzymywac sie na powierzchni. Miasto sie starzalo, a mieszkancow bylo coraz mniej, bo starzy umierali, a mlodych nic tam nie trzymalo.
Doszlo do mnie, ze niegdys drugie co do wielkosci miasto spadlo na trzecie, a potem na czwarte miejsce po Krakowie i (chyba) Wroclawiu. Szok przezylam, kiedy corka z partnerem przyjechali po mame i obie chcialysmy pokazac mu miejskie ciekawostki, troche opowiadalam o historii, potem zajrzalam w telefon do Wikipedii, zeby sie dowiedziec o liczbie mieszkancow, a tam stoi, ze w Lodzi mieszka juz tylko nie cale 670 tysiecy. Wyobrazacie sobie? To o 200 tysiecy mniej niz wtedy, kiedy stamtad wyjezdzalam. W Polsce jest tak czy inaczej ujemna demografia i nie ma sie czemu dziwic, bo jest jak jest, ale tak drastycznie ujemnej demografii nie zanotowano nigdzie na swiecie. I znow Lodz jest w czolowce, tym razem niechlubnej.
W miedzyczasie wiele zmienilo sie na lepsze, Lodz wypiekniala, stala sie bardzo europejska, przyciaga wielu turystow, ale liczba mieszkancow nadal nie rosnie. Bo nie wystarcza atrakcje turystyczne, przerabianie fabryk na galerie, renowacje secesyjnych kamienic, wyrownywanie ulic, budowa pieknych domow mieszkalnych, na ktore nikogo nie stac, bo mieszkan na wynajem praktycznie nie ma. Nie wystarcza mnogosc lokali gastronomicznych i ewentow kulturalnych, festiwali swiatel, orientarium, bo na to wszystko trzeba tez moc zarobic, a z tym gorzej. 
No coz, moze proces umierania Lodzi kiedys sie zatrzyma, na razie jednak nie ma na to widokow.

15 stycznia 2023

Wesprzyj!

 Wyciaganie rak po wsparcie finansowe stalo sie w Polsce jakims sportem narodowym, doslownie ze wszystkich stron,  w kazdej mozliwej branzy slychac "daj, pomoz, wesprzyj".  Poczawszy od fundacji opiekujacych sie ptaszkami, jezami, psami, konmi czy kotami, poprzez autorow blogow czy podcastow (to ma nawet specjalna nazwe, patronite), przez strony wikipedii lub zajmujace sie pisaniem o polityce, rodzicow chorych dzieci albo chore osoby dorosle, WOSP i setki innych, wszyscy prosza o wsparcie. Tego kiedys nie bylo, kazdy sobie jakos radzil.
Panstwo calkiem odwrocilo sie od chorych, ubogich i potrzebujacych, wiec coraz wiecej takich ludzi, zacheconych powodzeniem wczesniejszych zbiorek dla innych, umieszcza swoje apele o pomoc. Z dnia na dzien jest tego coraz wiecej, a najgorsze jest to, ze wsrod rzeczywiscie potrzebujacych jest wielu oszustow zerujacych na ludziach dobrej woli i otwartego serca. 
Czlowiek chcialby pomagac, ale wszystkim sie nie da, do tego trzeba byloby byc multimilionerem, a i pewnie jego pieniadze kiedys by sie skonczyly. Rodza sie dylematy, co jest wazniejsze, niepelnosprawne osoby, dzieci z SMA potrzebujace najdrozszego leku swiata o nazwie Zolgensma, ich jedynej szansie na zdrowie, maltretowane lub bezdomne  zwierzeta, ktore niczemu nie zawinily, bo to czlowiek zgotowal im taki los, a ktorych leczenie kosztuje majatek - komu pomoc, kto jest wazniejszy, kto bardziej zasluguje? Wszystkich szkoda, ale dasz jednemu, odbedzie sie to ze szkoda dla drugiego, a obojgu sie nie da, bo cie w koncu z domu wyrzuca, jesli bedziesz zalegac z czynszem, czynszem wysrubowanym do niemozliwosci, bo wojna, bo embarga, bo Putin. I Tusk tez.
A krezusi z kosciola katolickiego juz skamla, ze nie stac ich na rachunki, a wiec, jak to zawsze ma miejsce, pis-da. Im da, nie tym, ktorzy rzetelnie potrzebuja, oni moze dadza rade wyzebrac kase na zbiorkach internetowych. A jak beda mieli pecha, to wyladuja na bruku, umra, stana sie inwalidami, najwazniejsze przeciez, zeby klechom bylo w tluste dupy cieplo. 
 

13 stycznia 2023

Milczenie jest zlotem

  "Lepiej milczeć i sprawiać wrażenie idioty, niż odezwać się rozwiewając wszelką wątpliwośc".  
Waldemar Łysiak 
 
 
  No coz, o ile swiat bylby lepszy, gdyby ludzie zechcieli stosowac sie do porad madrzejszych od siebie, ale wlasnie idioci maja to do siebie, ze niespecjalnie zdaja sobie sprawe z tego, ze sa idiotami. Tak ma wielu politykow wiadomej partii, niektorzy nawet z tytulami doktorskimi czy profesorskimi.  Wprawdzie to ostatnie nie odezwalo sie, za to praktykuje od jakiegos czasu komentowanie zdarzen wszelkich pismem obrazkowym, ktore nielatwo rozszyfrowac i pojac, co autorka miala na mysli:
 
Czasem cos napisze, ale i z tym nie lepiej, czepia sie np. Jeggera, czy poszedl sie wyspowiadac przed swietami, jakby to mial byc jakis obolwiazek nawet dla ateistow, ktorzy grzecznie na wlasnym profilu skladaja zyczenia Merry Christmas. Krycha pyta inteligentnie, czy Jegger wierzy w Christmasa. Gdyby trzymala twarz zamknieta, tylko by glupio wygladala, zrac podczas obrad sejmu, a tak kazdym wpisem daje swiadectwo, ze jest niespelna rozumu.
Ostatnio nawet sam szef tej bandy przestepcow i zlodziei zaczyna gadac od rzeczy, mylic miasta, fakty i popisujac sie nieznajomoscia jezykow obcych, polskiego zreszta tez, i zwrotow rodem ze slownika wyrazow obcych. On tez juz dawno powinien zamilknac, ale nie, gada te kocopoly bez konca.
Ale wszystkich przebija Henio Sussex, temu sie dopiero jezor rozwiazal. O ile jeszcze na poczatku mozna bylo probowac zrozumiec, dlaczego defekuje we wlasne gniazdo, tak teraz widac jak na dloni, ze czyni to li wylacznie zeby dostac gruba kase od amerykanskich brukowcow. A to odmraza sobie czlonka, a to ma spotkania ze zmarla matka pod postacia lamparta, a to grzebie poroniony plod gdzies pod drzewem, z lubocia wspomina utrate dziewictwa, obarcza wina brata i bratowa za przebranie sie w kostium nazisty, gryzie na oslep, a jego "wspomnienia" i pretensje do calego swiata sa coraz barwniejsze i mniej prawdopodobne. Poki czesciej trzymal usta zamkniete, budzil nawet sympatie i wspolczucie, teraz juz tylko denerwuje.
Tak wiec lepiej przeczytac uwaznie maksyme Lysiaka, przemyslec ja sobie i w przyszlosci mniej mowic/pisac, a wiecej milczec. Zdrowiej dla wszystkich.
 
 

11 stycznia 2023

Mieszanka nie wedlowska

 Wazne ogloszenie parafialne!!!
 
Nieszczesna paczka wyslana po raz czwarty DHLem dotarla do celu, ktorym tym razem byla mama adresatki. Nie spuszczalam jej z oka, przez caly czas sledzilam w internecie, co sie z nia dzieje i gdzie sie aktualnie znajduje. Miala niewielki przestoj w Centrum Przesylek, juz w Polsce, gdzie trafila 5 stycznia wieczorem, bo przydarzyl jej sie dlugi weekend, ale juz w poniedzialek 9 stycznia internety zawiadomily mnie, ze paczka zostala szczesliwie dostarczona adresatowi. Dla pewnosci jeszcze zadzwonilam, a adresatka potwierdzila. Odtanczylam taniec zwyciestwa, odpalilam fanfary na czesc i przysieglam sobie solennie NIGDY W ZYCIU WIECEJ NIE KORZYSTAC Z USLUG TEJ PRZEKLETEJ FIRMY KURIERSKIEJ. NEVER !!! 
Po roznych katastrofach lotniczych krazylo swego czasu powiedzonko "Fly or not, but never by LOT", teraz moglabym cos podobnego puscic w obieg, jesli chodzi o nadawanie przesylek, szczegolnie zagranicznych: "Wszystko, tylko nie DHL".
 
Tell me, why I don´t like Mondays. No nie lubie, bo to wujowy dzien tygodnia, poczatek tygodniowej orki, a w ten wlasnie poniedzialek, 9 stycznia, przydarzylo sie znow cos paskudnego na naszej siódemce, wiec droga do roboty byla dosc trudna. Slowem wyjasnienia, niedaleko nas przebiega autostrada A7, zwana siódemka, a ze jest to chyba najbardziej uzywana autostrada w Europie, bo prowadzi od republik baltyckich po Portugalie i tranzyt przez Niemcy odbywa sie wlasnie tedy. Nie musze wspominac, ze nie wszystkie panstwa unii maja dobre szkoly jazdy, wiec co i rusz zdarzaja sie jakies wypadki, mniej lub bardziej dramatyczne. Praktycznie nie ma dnia, zeby w radiu nie nadawano komunikatow o czesciowych ograniczeniach lub wrecz zamknieciu jakiegos odcinka w naszym sasiedztwie tej nieszczesnej siódemki. Czasem odbywa sie bardziej spektakularnie, kiedy rozlala sie zawartosc cysterny z trucizna na szczury, a dodatkowo spadl deszcz, ktory nie tylko nie splukal owej trucizny, ale jeszcze wszedl z nia w reakcje. Wtedy jezdzila policja i ostrzegala, zeby nie otwierac okien, ani nie wychodzic, bo skazenie i zagrozenie dla zdrowia. Na siódemce trzeba bylo zrywac asfalt, tak sie wszystko wzarlo. W poniedzialek natomiast, juz w nocy z niedzieli, jakas ciezarowka gubila blizej nieokreslona substancje chemiczna, ktora byla ekstremalnie sliska. Trzeba bylo zamknac siódemke na odcinku 50 kilometrow, od Northeim prawie po Kassel. Juz w nocy rozpoczeto usuwanie tych niebezpiecznych chemikaliow, a w radiu od rana ostrzegano, zeby omijac ten odcinek szerokim lukiem. A byl to pierwszy dzien szkoly po feriach swiatecznych, jednoczesnie pierwszy dzien pracy dla rodzicow, wiec ruch zwiekszony, a wiele osob mieszka gdzies poza, ale pracuje w moim miescie, dojezdzajac do niego wlasnie tedy. Objazd byl B3, ktora w trymiga zatkala sie nadmiarem pojazdow, a ktorej przedluzeniem jest ulica, przy ktorej stoi ten nowy budynek naszej spoldzielni i ktora ja jezdze do pracy. Nie chcielibyscie slyszec, co ja wygadywalam w samochodzie i cale szczescie, ze nikt mnie nie slyszal, tylko ja sama. Wqrw moj byl gigantyczny i tylko mam nadzieje, ze znajda te mende z dziurawa cysterna, ktora przyczynila sie do mojego stresu. Takie to wlasnie przygody miewamy z siódemka.
P.S. (wtorek wieczorem) Jezdnia nadal jest nieprzejezdna, okazalo sie bowiem, ze ta sliska substancja to nic innego jak parafina. Od poniedzialku zatem jezdza samochody czyszczace po tym 50-kilometrowym odcinku i usiluja pozbyc sie owej parafiny z asfaltu. Nie pomagaja ostre szczotki ani inne wynalazki, jedynym ratunkiem jest goraca woda. To teraz sobie wyobrazcie, ile tej goracej wody musi byc zwiezione i wypuszczone na trzy pasy ruchu, zeby zaraz potem wyczyscily resztki te ostre szczotki. To jakbyscie wylali stearyne ze swiecy na dywan, mozna sie jej pozbyc po wielokrotnym dotykaniu zelazkiem przez chlonny recznik papierowy z rolki. Tutaj jest to samo, ale na odcinku 50 kilometrow. Na objazdowej B3 odbywaja sie sceny dantejskie, korki ponad godzinne, wielokilometrowe, w miescie tez jakby wiecej ciezarowek, choc juz nie tyle, co w poniedzialek.Ciekawa jestem, kiedy uda im sie przywrocic autostrade do uzytku.

09 stycznia 2023

Nowa miotla

 Nie wiem, co sie odwala w tym Polsacie, odkad nastal tam jasnie panujacy Miszczak, ale mam wrazenie, ze zaczyna rujnowac to, co do tej pory chodzilo jak w zegarku. Zeby sie wykazac? Zapomnial widac o madrej maksymie, ze lepsze jest wrogiem dobrego. Dokladnie to sie stalo w kurwizji, kiedy pisoszef zrujnowal personalnymi roszadami ciekawy program "Jaka to melodia". To cos, co zastapilo Janowskiego, nawet nie pamietam nazwiska, jest nie do strawienia, a wiec ogladalnosc poszybowala w przepasc. Podobnie dzieje sie z programem "Twoja twarz brzmi znajomo", juz wyleciala z niego Skrzynecka, teraz na znak solidarnosci odszedl Gasowski. I zeby byla jasnosc, ja osobiscie tych dwojga nie trawilam, jej za wyglad, brak gustu, przemadrzalstwo i proby bycia tequilla (jest taki dowcip, nie mozesz sie wszystkim podobac, w koncu nie jestes tequilla - czy cos w ten desen), ale w tym  akurat programie Skrzynecka sie sprawdzala. Za Gasowskim tez nie przepadam, ale prowadzil program dobrze, byl jego twarza i nie wiem, czy po tych zmianach bede chciala jeszcze to ogladac. 
Do tej pory lubilam Miszczaka, jak wiesc niosla, byl dobrym szefem, prowadzil TVN na wysokim poziomie i ogolnie opinia o nim byla bardzo pozytywna. Tymczasem po przejsciu do Polsatu zaczal pokazywac swoja zla strone. Jesli mu sie wydaje, ze zrobi tam drugi TVN, to chyba nie docenia Solorza, ktory dosc dawno juz zaprzedal sie pisowi i mocno skrecil ze swoja stacja na prawo. Bede sie przygladac, ale na razie juz mi sie nowe reformy nie podobaja.
Kiedys podczas skakania pilotem po programach wpadl mi w oko jakis taki wyjatkowo glupi program, w ktorym bardzo bogaci zamieniali sie na kilka dni miejscami z bardzo biednymi. Biedna rodzina przenosila sie do wypasionej willi, dostawala do dyspozycji tyle kasy, ile bogaci wydawali czy tam mieli do dyspozycji na tydzien. I odwrotnie, bogaci przenosili sie do jakiejs zaplesnialej nory i dostawali jakies marne grosze, za ktore musieli przezyc okres pomieszkiwania u biednych.  Szczerze mowiac, nie wiem, czemu maja sluzyc takie podmianki, moze tym bogatym uzmyslowia, jakie maja szczescie w zyciu i pokazac, z czym musza sie zmagac beneficjenci zasilkow lub zarabiajacy najnizsza krajowa. Co jednak zwrocilo moja uwage, im ktos biedniejszy, tym zawzieciej sie rozmnaza. Czyzby to jedno wychodzilo im w zyciu? Parzyc sie na potege i rodzic kolejnych odbiorcow pincetplusow? Czy ci ludzie nie maja rozumu i w dobie internetow sa na tyle nie wyedukowani, ze bardziej im sie oplaca inwestowac w kolejne dziecko niz w skuteczny srodek antykoncepcyjny? Czy tez maja mozgi na tyle oczadziale kadzidlem, ze wierza w slogan, ze skoro pan daje dzieci, to da i na dzieci? A panu ani w glowie utrzymywac zgraje darmozjadow, pan wola jeszcze o datki za chrzest i dalsze sakramenty. Taki to ten pan.

07 stycznia 2023

Jestem na czarnej liscie

 ... pewnej firmy kurierskiej, dzialajacej rowniez w Polsce. Tylko w ubieglym roku ukradziono mi dwie paczki. Jedna z lekarstwami wyslal slubny, kiedy moj pobyt u mamy przedluzyl sie poza zaplanowane przeze mnie dwa tygodnie i grozilo mi pozostanie bez lekarstw na cisnienie. Slubny musial jeszcze raz brac recepte od lekarki rodzinnej i drugi raz wyslal przez kierowce autobusu. Nie ryzykowal ponownie przez DHL.
Kolejna paczka, tym razem ze slodyczami dla dzieciakow osoby, ktora opiekuje sie grobem ojca, zniknela jak sen zloty. Ale ja jestem uparta, ponownie zrobilam zakupy, spakowalam do nowej paczki i wyslalam. Wrocila z powrotem do Niemiec i jeszcze musialam uiscic oplate, zeby mi ja oddali, bo w przeciwnym razie grozilo jej komisyjne zniszczenie. No wkurzylam sie i tym razem ruszylam na boj z firma kurierska, bo zaczelo mi sie ulewac. Tamtej pierwszej ukradzionej paczki nie moglam reklamowac, bo wywalilam kwitek z jej numerem, ale drugi kwitek juz sobie zadolowalam, jakbym przeczuwala nieszczescie. Kobieta, z ktora rozmawialam przez telefon, meldujac reklamacje, obiecywala wprawdzie zwrot za wysylke paczki i jej odbior, ale kiedy formalnie mailowo pisalam reklamacje, probowano mnie wytriksowac, ze niby adresat odmowil przyjecia paczki, bo tak napisal polski kurier. Spytalam tylko, na jakiej podstawie wierza nieuczciwemu kurierowi, a nie mnie i adresatowi, ktorego dzieci na te paczke czekaly. Dostalam zwrot.
Chcialam jednak, zeby dzieciaki mogly sie cieszyc slodyczami, wiec wyslalam paczke ponownie, ale trzy dni pozniej pojechalam do corki. Stamtad dopytywalam adresatke, czy paczka dotarla, a kiedy zaprzeczyla, juz domyslalam sie, ze albo znow jakas franca ja ukradla, albo nieuczciwemu kurierowi nie chcialo sie podjechac pod wskazany adres i latwiej mu bylo klamliwie napisac, ze costam-costam i odeslac z powrotem do mnie. Dodac musze, ze obydwa razy adresaci byli powiadomieni o wyslaniu przeze mnie paczek, jedynie pierwsza miala byc niespodzianka. Mam nadzieje, ze zlodziejowi stana w gardle te kradzione czekoladki i inne lakocie oraz moj autorski kalendarz, ktory dolozylam jako prezent. Paczka oczywiscie wrocila 30 grudnia, odebralam ja w sylwestra i rutynowo juz zlozylam reklamacje, pytajac przy okazji, czy nie znalazlam sie przypadkiem na ich czarnej liscie, bo po raz trzeci wyslana paczka dwa razy wracala, a raz zniknela. Osoba, z ktora rozmawialam przez telefon, probowala tlumaczyc, ze nie bardzo maja wplyw na DHL Polska, na co ja, ze powinni staranniej dobierac pracownikow i ze rozumiem okoloswiateczny chaos kurierski i ze roboty po kokarde, ale tak byc nie moze, zeby paczki ginely albo byly odsylane z klamliwym wyjasnieniem, ze adresat odmowil lub w drugim przypadku po prostu, ze nikogo nie zastali w domu (wedlug raportu, ktory sobie dokladnie przejrzalam, o godz. 21 z minutami) i ze zostawili awizo (klamstwo!). 
Nadal czekam na zwrot pieniedzy za usluge, ktorej nie wykonano, a w miedzyczasie wyslalam paczke po raz kolejny, tym razem jednak na adres mamy mojej adresatki, emerytki, ktora na pewno siedzi w domu, dodatkowo jeszcze pod adresem napisalam jej numer telefonu, a jako nadawce podalam moja mame, bo mnie moze sobie juz zanotowali, ze namolna i awanturujaca sie. Tym razem jest to ostatni raz, jesli paczka wroci albo znow "zaginie", dam sobie spokoj.

05 stycznia 2023

Nie lubie podsumowan

 Jaki byl ten odeszly rok dla mnie?  Trudny, zarowno pod wzgledem wydarzen, jak i zdrowotnie. Byl sylwester, my jak zwykle ledwie dalismy rade we dwojke malej buteleczce piccolo wina musujacego i kiedy skladalismy sobie zyczenia, patrzylismy dosc optymistycznie w przyszlosc. Tamczasem juz w polowie stycznia musialam przearanzowac swoje zycie, postawic je na glowie, porzucic i na dwa miesiace wyjechac, zeby opiekowac sie nielatwa pacjentka, jaka jest moja matka. Przy czym sama niedomagalam zdrowotnie, ze nie wspomne o deficytach finansowych, bo musialam brac urlop bezplatny. Przeszlam covid, ogolnie nie bylo latwo, co odbilo sie niestety na moim zdrowiu psychicznym.
W miedzyczasie, kiedy zalatwialam tysiace spraw urzedowych zwiazanych z przeprowadzka mamy do Niemiec i organizacja samej przeprowadzki, wybuchla wojna na Ukrainie i od tego dnia zmienilo sie wszystko, bo tym razem wojna byla tak blisko, a uchodzcy wojenni wrecz zalali Polske. Spoleczenstwo celujaco zdalo egzamin z czlowieczenstwa, ja jednak w tym czasie zylam jakby za mleczna szyba, w jakims rownoleglym swiecie, nie bardzo mialam kontakt z rzeczywistoscia, bo glowe zajeta mialam czyms innym. Po powrocie do domu zalatwiania bylo jeszcze wiecej, biurokracje kwitnie, a poza tym wizyty u roznych specjalistow, dobieranie lekarstw, rehabilitacje itp. 
Bylam coraz bardziej zmeczona i przybita, co natychmiast odbijalo sie na moim zdrowiu i psychice, bo matka nie nalezy do osob latwych, a jednoczesnie u meza pokazaly sie pierwsze symptomy demencji, a to jest jeszcze trudniejszy przypadek niz z moja matka. A ja ze wszystkim zostalam sama i coraz ciezej znosic mi przeciwnosci.
Jedynym pozytywnym wydarzeniem byly narodziny mojej czwartej wnuczki i moj pobyt u corki, choc roboty bylo wiecej niz w domu i w pracy razem wzietych. Jednak psychika siada mi coraz bardziej. Galopujaca drozyzna, podwyzki czynszu, pradu, paliw, artykulow spozywczych i innych pierwszej potrzeby, sukcesywne ubozenie i strach, jak damy sobie rade. Strach tym wiekszy, ze nie da sie przewidziec konca tej spirali podwyzek cen doslownie wszystkiego.
Dlatego moze odbieralam jak zwykle szyderstwo zyczenia noworoczne, a juz najgorsze byly te gotowce wklejane seryjnie, jakby nie mozna bylo samemu zredagowac kilku slow. Niby szczegol, ale wielce denerwujacy.
Nowy rok zaczynam w pelni zalamana, z placzem i czarnymi myslami, zdarza mi sie to po raz pierwszy w zyciu, bo choc nigdy zadne zyczenia sie nie spelnily, z wieksza nadzieja zaczynalam poprzednie lata.

03 stycznia 2023

Wetzlar

 Ktoregos dnia pojechalismy do Wetzlar, miasta, gdzie urodzil sie i dorastal ziec. Troche danych o tym okolo 50-tysiecznym miescie macie pod linkiem, ja dodam, ze lezy ono nad ta sama rzeka co Limburg, czyli Lahn. Rzeka w miescie tworzy malownicze zakola, rozdziela sie na kanaly, ktore potem znow lacza sie z glownym korytem i to ratuje wyglad tego miasta, bo poza tym tylka nie urywa. Starowka taka sobie, reszta miasta taka sobie, ale to moje subiektywne odczucie. W jednym przypomina mi troche Limburg - nie tylko ta sama rzeka, ale podobny kamienny most i katedra w tle. Posluze sie zdjeciami z internetu.

Wetzlar (autor)
Limburg (autora nie znalazlam, ze strony)
 
A teraz moje zdjecia. Mamy koniec grudnia, a do Wetzlar zajechalismy troche po poludniu, wiec szybko zaczelo robic sie ciemno. Nie mialam tez aparatu, bo zdjecia o zmroku musialabym robic na statywie, a na to nie bylo czasu. I tak wszystko krecilo sie wokolo dzieci, ich karmienia i przewijania, wiec zwiedzanie bylo po lebkach, zwlaszcza, ze mielismy w planie wpasc do zieciowych rodzicow, zeby pokazac nowy narybek.
 























 Nad miastem goruje katedra (niestety nie ma po polsku, mozecie jedynie wrzucic na tlumacza guglowskiego, ale przede wszystkim sa tam zdjecia z wnetrza). Z przyczyn wiadomych i oczywistych nie wchodzilismy do srodka.
 






 Wszystko pieknie, ale zwiedzanie z od czasu do czasu marudzacym narybkiem w podwojnym wozku nie nalezy do czynnosci, ktore sprawiaja jakas dzika przyjemnosc. Dobrze, ze zieciu ma w miescie wielu znajomych, to udostepniono nam w restauracji osobna salke, gdzie mozna bylo przewijac dzieci wygodnie na stole, a potem je w spokoju nakarmic i samemu cos wrzucic na zab i sie napic. Juz samo wypakowanie sie z samochodu zajelo nam w trojke sporo czasu, wiec z obawa patrze w przyszlosc, jak corka poradzi sobie z tym sama. Do zlozenia i rozlozenia tego dzieciecego pojazdu trzeba chyba miec skonczone studia. W porownaniu z ta landara, spacerowke Juniora mozna bylo "wytrzasnac" jedna reka. No coz, mam nadzieje, ze ten najtrudniejszy okres corka jakos przetrwa, a narybek rosnie, wiec z czasem bedzie latwiej, technicznie, nie wychowawczo, bo wiadomo, "male dzieci to male klopoty". 
 I to tyle jesli chodzi o zwiedzanie Wetzlar.

01 stycznia 2023

Zderzenie z rzeczywistoscia

 To nie jest tak, ze nie cieszylam sie na powrot do domu. Na pewno bedzie mi brakowalo tych dwoch szkrabow, szczegolnie Juniora, z ktorym nawiazalismy fajny kontakt, to przekochany dzieciak. Zoska wiadomo, zadowolona kiedy ma pelen brzuszek, ale na razie bardzo jej wszystko jedno, kto ja karmi czy przewija. Kruchutkie to stworzonko, az sama sie sobie dziwie, ze nie balam sie jej dotknac, podnosic, przebierac i przewijac, wszak po raz ostatni robilam to dosc dawno. Jednak przy wszystkich wygodach w domu ziecia, bylam nie u siebie. Wszedzie dobrze, wiadomo. P. przyjechal ze swoja corka, zjedlismy obiad, byla kawa, ciasto, no i trzeba bylo sie zaczac ewakuowac, zeby jeszcze zdazyc na koncowke urodzin slubnego.
Jako ze wiezlismy sporo kartonow dla najstarszej, zadzwonilam do slubnego z pytaniem, gdzie stoi nasze auto, zeby zatrzymac sie obok i szybko przeladowac wszystko, a nie wnosic najpierw do domu, skad trzeba by bylo zanosic znow do auta. Mieszkamy tu juz 14 lat, a ten moj nie zna do konca nazw okolicznych ulic, ale jakos znalezlismy i zaparkowalismy jedno miejsce dalej, bo tuz przy naszym nie bylo nic wolnego. P. wysiadl otwierac bagaznik, ja chcialam pojsc otworzyc nasz, kiedy zobaczylismy, ze slubny popyla do auta, jeszcze P. sie ucieszyl, ze chce nam pomoc w przeladunku. Tymczasem on nas nie tylko nie zauwazyl, ale wsiadl do auta i stamtad odjechal. Tak, dobrze czytacie - odjechal, a my jak te glupki stalismy tam nie wiedzac, o co chodzi. Nawet myslelismy, ze chce zawracac i podjechac, bo za nami bylo jedno miejsce wolne. A ten skrecil za rog i tyle go widzieli. Przeciez ja nawet nie prosilam go, zeby wychodzil, mialam przy sobie kluczyki od auta. Stoimy tam i czekamy, jego nie ma. Zadzwonilam wiec, juz nakrecona na 180 i grzecznie zapytalam, czy go pojebalo, ze nam sprzed nosa odjechal i rownie grzecznie poprosilam, zeby wrocil, zanim go zabije na smierc. Wrocil, tlumaczac, ze zwolnilo sie miejsce pod domem, to chcial przeparkowac. Przeciez ja go tylko zapytalam, gdzie stoi auto i nie prosilam ani o pomoc, ani o przeparkowanie, ani o nic innego. 
No nic, poszlismy do domu, slubny zapytal gosci czego sie napija i wystawil DWA talerzyki, zeby poczestowac ich tortem. Bylo nas troje. Zrobilam sobie herbate, a tort bedzie mogl zjadac sam, bo nie tkne go na pewno. Cisnienie mi sukcesywnie roslo, kiedy sie rozejrzalam, wszedzie kurz, a ten do mnie, ze wlasnie rano dokladnie sprzatal. Cisnienie mialam w gornej strefie stanow wysokich. Goscie w koncu poszli, ja zaczelam sprzatac kuchnie, pokazujac slubnemu, jak to dokladnie posprzatal, jednoczesnie rozpakowywalam walizy, bo minely czasy, kiedy moglam je zadolowac w goscinnym i spokojnie przez tydzien rozpakowywac. 
Przy okazji porzadkow w kuchni znalazlam plik urzedowej korespondencji, NIE OTWARTEJ, a bo "co tam moze byc waznego". Otwieralam wiec, a cisnienie dalej mi roslo, czulam sie jak w stanie przedzawalowo-przedwylewowym, bo znajdowalam kolejne rachunki, ktorych termin zaplaty dawno juz minal. Ciekawe, ile nam kar nalicza za te spoznienia. Myslalam naiwnie, ze moje cisnienie osiagnelo juz apogeum i wyzsze byc nie moze, ale przebilo sufit, kiedy musialam wyrzucic trzy doniczki ze zmarnowanymi roslinami, a czwarta probuje uratowac, choc wyglada na bardzo martwa. Myslicie, ze to koniec? NIE!
Bo strzelali petardami i slubny, zamiast zadzwonic do mnie i spytac, czy i gdzie sa tabletki uspokajajace dla Toyi, pojechal z nia do weterynarza i zaplacil jak za zboze za te kontrowersyjna masc Sedalin, o ktorej czytalam, ze nie jest godna polecenia, co wprawdzie dementuja weterynarze, ale jesli nie mam stuprocentowej pewnosci, ze lek jest bezpieczny, to nie bede eksperymentowala na wlasnym psie. A skoro weterynarze ten specyfik sprzedaja, to z pewnoscia dementowanie jego szkodliwosci lezy w ich interesie. Zawsze podawalam Toyce tabletki doktora Bacha albo ja wiazalam szalikiem. Nawet nie wiem, ile pieniedzy wyrzucil przez okno, zamiast po prostu do mnie zadzwonic.
Jezeli myslicie, ze to juz koniec, to nadal jestescie w mylnym bledzie. Moje cisnienie przebilo sufit, bez mala jak granatnik komendanta gównego (nie poprawiac!) policji w Polsce. Nasza spoldzielnia przyslala szacunkowe wyliczenie czynszu od poczatku przyszlego roku, bedziemy placic kolejne 60 euro wiecej, a nie tak dawno podniesiono nam czynsz o 50. W ciagu kilku miesiecy nasz czynsz wzrosl o 110 euro. Za te nore placimy wiec teraz tyle, co placilismy wczesniej za poprzednie 90-metrowe mieszkanie z dwoma balkonami. 
Szczerze? Zyc mi sie nie chce. Matka skwitowala, ze beze mnie zylo im sie lepiej i spokojniej. No ja mysle! Nie musieli placic rachunkow, nikt nie wymagal opieki nad kwiatkami, a mieszkanie sprzatalo sie samo. Oboje niedowidza, wiec kurzu nie bylo. Piekna perspektywa na nadchodzacy rok i wszystkie nastepne, o ile dozyje, mam nadzieje, ze nie.

O szacunku

  Prawdziwą wartość ma jedynie szacunek wroga. Antoine de Saint-Exupery   Czym jest szacunek? To stosunek do kogos nacechowany powazaniem or...