Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zycie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zycie. Pokaż wszystkie posty

10 września 2025

Wprawdzie...

    ... teoretycznie jestem jeszcze w szpitalu, ale zaprogramowalam ten post, zebyscie sie nie odzwyczaili. Ukaze sie planowo, a ja moze sie odezwe na fb, jesli bede w stanie i nie zejde podczas instalowania tego motorka, ktory ma mi ulatwic normalne zycie. Wiecie sami, jak bylo z woreczkiem, wtedy nie moglam sie w ogole odezwac, a wiec tym razem pozwolmy sie razem zaskoczyc, ja sama nie wiem, jak wszystko przebiegnie, a nie zapominajcie, ze ten post pisze przed udaniem sie do szpitala.
   Kilka dni temu byl u nas lapkowy guru, bo jak pamietacie, nie moglam zamieszczac zdjec, ani na blogu, ani czesciowo na fb. Dlugo kombinowal, probowal, odinstalowywal przegladarke, instalowal ja na nowo i niestety padlo na to, ze Firefox przestal chciec ze mna wspolpracowac, po prawie 15 latach wspolnego marszu przez moje internetowe zycie, zawsze gotowy do uslug, teraz zbiesil sie na dobre i nic nie chcialo go przekonac do dalszej wspolpracy. Padlo wiec na Chrome, ta przegladarka nie stroi fochow, zdjecia mozna wklejac dowolnie. Musialam jeszcze nauczyc sie drobnych roznic, a czego nie wiedzialam, dopytalam u gugla i jestem zadowolona. 
No to powklejam Wam troche zdjec balkonowych.



















   I to tyle na razie, widzimy sie i slyszymy pozniej (mam taka nadzieje).

08 września 2025

Nadejszla

    Wlasciwie dopiero jutro nadejdzie ta wiekopomna chwila wsadzania mi motorka w dupe, eee... to znaczy do serca. Prosze wiec jutro, 9 wrzesnia o godzinie 12.00 mocno trzymac kciuki. O ile bowiem do wszystkich moich dotychczasowych operacji podchodzilam na luzie i nigdy niczego sie nie balam, tak teraz umieram ze strachu, mam zwidy i przeczucia. Nie pocieszajcie mnie wiec, ze to rutynowy zabieg i ze po nim bede jak nowka sztuka niesmigana i prawie cnotliwa, bowiem niedawno inny rutynowy zabieg, przewidziany na trzy dni, u mnie rozwinal sie do horroru i tygodniowego pobytu w szpitalu, ze nie wspomne o kilku tygodniach dochodzenia do siebie juz w domu, skokach cisnienia i drastycznych spadkow tetna. U mnie nie ma rutynowych zabiegow, kazdy moze sie skonczyc roznie, bo ja nie jestem 08/15, mnie rutyny nie dotycza. W kazdym razie przygotowana jestem na wszystkie okolicznosci, wymanikiurowana i wypedikiurowana, wydepilowana, zeby w razie X dobrze prezentowac sie w trumnie, bo i tego nie wykluczam.
   A z innych newsow? Mam dalszy ciag sprawy sluchawkowej, jeszcze weselszy od tamtej. Zamowilam nowe sluchawki i czekam. Dostaje maila od Hermesa, ze tego-a-tego dnia miedzy godzina x-y bedzie dostawa. Jestesmy wszyscy troje w domu, czekamy. Chwile pozniej dostaje kolejnego maila, ze moje sluchawki sa do odbioru na stacji benzynowej w Paket-Shop. No to zaczynam jazde, bo akurat az tak bardzo mi juz na tych sluchawkach nie zalezy, wiec postanowilam sie pobawic. Tym razem pisze do Hermesa, nie do Kauflandu, ani do nadawcy. W mailu zaznaczam, ze jestem obloznie chora, nie wychodze z domu i nie moge odebrac znikad. Odpowiedz przychodzi szybko, ze sie tym zajma. Nadzieja we mnie rosnie. Dostaje maila, ze Hermes ma dla mnie dobra wiadomosc, mianowicie moja paczka jest do odebrania na stacji benzynowej. Jeszcze rozbawiona, pisze kolejnego maila, ze jestem chora, nie wychodze z domu, ze te sluchawki sa mi bardzo potrzebne, a w ogole to ja zaplacilam za dostawe do mieszkania, a nie Paket-Shopu. Jak mozna sie bylo spodziewac, odpowiedz przyszla, ze paczka jest do odebrania gdziestam. Pisze wiec, czy w ogole ktos zywy czyta te maile, czy jest przy zdrowych zmyslach, czy tez tylko boty u nich pracuja, bo kurierzy na pewno nie. Nie zaskoczyla mnie odpowiedz, ze paczka lezy na stacji benzynowej do odebrania. Moj ostatni do nich mail brzmial nastepujaco:
   "Jestescie firma niegodna polecenia, nie czytacie maili od klientow, nie obslugujecie ludzi niepelnosprawnych, wiec mozecie sami odebrac moja paczke ze stacji benzynowej i wetknac ja sobie gleboko w dupe."
   A potem dodalam na czerwono i najwieksza z mozliwych czcionka:
   "Nie moge odebrac paczki znikad, bo nie opuszczam mieszkania, jestem chora, oplacilam dostawe do domu i w domu czekam na dostarczenie zamowionego towaru".
   Nie ludze sie, ze to cokolwiek wniesie, bo raczej zaden czlowiek nie czyta maili od klientow skierowanych do Hermesa. Na sluchawkach polozylam laske, szykuje sie jeszcze do napisania negatywnej opinii, choc raczej zdaje sobie sprawe z tego, ze to bedzie jedna z wielu negatywnych recenzji, a Hermes bedzie mial to w dupie.

 

04 września 2025

Pracowita kostucha

    Zamieszcze w dzisiejszym poscie tlumaczenie calego artykulu z internetowego portalu Signal, bo wydaje mi sie nawet nie tyle ciekawy, co osobliwy. Nie jestem zwolenniczka spiskowych teorii, ale to, co wyprawia sie w Nadrenii Pólnocnej-Westfalii, zahacza troche o horror.
Tu link do artykulu po niemiecku: KLIK

 
   Początkowo czterech kandydatów AfD zmarło przed wyborami lokalnymi w Nadrenii Północnej-Westfalii – w Bad Lippspringe, Rheinberg, Schwerte i Blomberg. Wkrótce potem doszło do dwóch kolejnych zgonów – obaj kandydaci znajdowali się na listach rezerwowych partii. To przeczy wszelkiemu prawdopodobieństwu statystycznemu i rodzi spekulacje.
   Ujawnione obecnie dodatkowe przypadki dotyczą René Herforda, który zmarł z powodu niewydolności nerek w wyniku istniejącej wcześniej choroby wątroby, oraz Patricka Tietzego, który prawdopodobnie popełnił samobójstwo.
   
   Ocena policji: Brak przestępstwa
W przypadku wszystkich sześciu zgonów policja podkreśliła: Nie było przesłanek wskazujących na przestępstwo. Dochodzenia zostały wszczęte zgodnie ze standardową procedurą w przypadku niejasnej przyczyny zgonu – na przykład w sprawie Wolfganga Seitza – ale nie przyniosły rezultatu.
   W trzech z czterech pierwotnych przypadków (Klinger w Schwerte, Lange w Blomberg, Berendes w Bad Lippspringe) policja opisuje zgony jako zgony z przyczyn naturalnych – nie wszczęto w tych sprawach żadnego dochodzenia.
   
   Liczba zgonów w kontekście
Kierownik wyborów krajowych wyjaśnił, że kandydaci z innych partii również zmarli między nominacją a jesiennymi wyborami. Znanych było łącznie dziesięć zgonów, w tym cztery z AfD – zanim dwie pozostałe sprawy stały się publiczne.
   Nie ma obowiązku zgłaszania takich zgonów do kierownictwu wyborów krajowych, dlatego pełny przegląd nie jest dostępny – ale obecnie nic nie wskazuje na nietypowe skupisko.
   
   Wyborcy korespondencyjni i procedury zastępcze
Zgony doprowadziły do ​​poważnych wyzwań organizacyjnych:
   W Bad Lippspringe 133 wyborców korespondencyjnych musiało ponownie oddać swój głos; oryginalne karty do głosowania zostały uznane za nieważne. Miasto wydało nowe dokumenty pocztą, a ich wysyłka ma rozpocząć się 8 września.
   W Schwerte Wolfgang Klinger niespodziewanie zmarł. Kandydat zastępczy, Manfred Schneider, został nominowany. Już oddane głosy korespondencyjne – około 200 – zostały anulowane i zastąpione nowymi.
   W Rheinbergu zmarł Wolfgang Seitz. Zaproponowano kandydatów zastępczych (takich jak Klaus Stolzke). Również tutaj należało przygotować nowe karty do głosowania i ponownie poinformować wyborców korespondencyjnych.
   Również w Blombergu śmierć Ralpha Langego doprowadziła do nominowania kandydatów zastępczych i wydrukowania nowych dokumentów wyborczych.
   Lokalne prawo wyborcze przewiduje takie wybory uzupełniające, o ile pozwoli na to termin – w takich przypadkach możliwe było przeprowadzenie ich w dniu wyborów, 14 września 2025 r.
   
   Reakcje polityczne i spekulacje
Kay Gottschalk, wiceprzewodniczący AfD Nadrenia Północna-Westfalia, powiedział Politico, że obecna sytuacja nie wskazuje na nic innego niż zbieg okoliczności – chce monitorować sytuację, ale nie chce wdawać się w „teorie spiskowe”.
   Stephan Brandner, wiceprzewodniczący federalnego komitetu wyborczego, opisał to skupisko jako statystycznie uderzające i trudne do wyjaśnienia. „Nigdy w życiu nie słyszał o śmierci polityków z danej partii na tak krótko przed wyborami”.
   Alice Weidel stwierdziła za pośrednictwem X (dawniej Twitter), że takie skupisko jest „statystycznie praktycznie niemożliwe”.
   
   Media i PR
Nagłe zgony wywołały spekulacje w internecie – jednak policja wyraźnie podkreśliła, że ​​nie ma dowodów na udział osób trzecich.
   Logistycznie oznaczało to ogromny, krótkotrwały wysiłek dla organów wyborczych: drukowanie nowych kart do głosowania, wysyłanie ich do wyborców głosujących korespondencyjnie oraz dodatkowe prace organizacyjne dla gmin.
   
   Co mówią statystyki?
Bezprecedensowe wydarzenie, jakim była śmierć sześciu kandydatów AfD w ciągu kilku tygodni przed wyborami samorządowymi w 2025 roku w Nadrenii Północnej-Westfalii, stanowi wyzwanie zarówno logistyczne, jak i medialne. Chociaż skupienie zgonów jest postrzegane jako statystycznie istotne politycznie, według policji nie ma dowodów na udział osób trzecich.
   Gminy odpowiedziały, organizując wybory uzupełniające, wystawiając kandydatów zastępczych i podejmując szeroko zakrojone działania organizacyjne, aby zapewnić przeprowadzenie wyborów 14 września zgodnie z planem. Państwowa Komisja Wyborcza informuje, że podobne przypadki miały miejsce również w obsadzie innych partii i że ogólna liczba zgonów nie wydaje się przekraczać średniej – co jednak nie jest do końca prawdą. W Niemczech co miesiąc umiera jedna osoba na 1000. Biorąc pod uwagę, że w ciągu czterech tygodni poprzedzających wybory zginęło sześciu kandydatów AfD, statystyczna norma zostałaby osiągnięta przy zaledwie 6000 kandydatów AfD. Jest to jednak liczba znacznie niższa.

31 sierpnia 2025

Odkrywczo

    Bardzo odkrywczo zauwaze, ze sierpien ma sie ku koncowi, jeszcze niby dwadziescia kilka dni lata, ale co to za lato, takie wrzesniowe, juz bardziej jesiennie niz letnio, choc slonce potrafi czasem zdrowo przygrzac. W Polsce zwyczajowe wrzesniowe obchody, zaczyna sie szkola i  kolejna rocznica wybuchu drugiej wojny swiatowej. Coraz mniej zyjacych, ktorzy byli swiadkami tej wojny i ktorzy za wszelka cene nie chcieliby powtorki z historii, za to coraz wiecej idiotow marzacych o wojaczce, prowokujacych niedzwiedzia albo bezposrednio, albo za sprawa pomocy dla Ukrainy, kraju totalnie przezartego przez korupcje, z oligarchami przywlaszczajacymi sobie srodki finansowe przeznaczone na zakup broni i amunicji, z prezydentem, ktory nad niczym nie panuje, ale stworzony jest do nachalnego roszczeniowego zebractwa. Nie pojmuje tej pomocy, szczegolnie po bezspornie udowodnionych aktach ukrainskiego terroryzmu skierowanego przeciwko panstwom unii, a mam tu na mysli wysadzenie najpierw Nord Stream, a niedawno Drushba - rurociagow zaopatrujacych panstwa unii w paliwa. Ten ostatni glownie Wegry i Slowacje, oba panstwa nie poddajace sie dyktaturze Urszuli, dziwne, co nie? Nie zdziwilabym sie, gdyby Ukraina dopuscila sie tego aktu terrorystycznego na wyrazne zlecenie wierchuszki unijnej, celem ukarania niesubordynacji obu tych panstw. Tyle tylko, ze Ukraina strzelila sobie przy okazji w kolano, bo ostatnio to wlasnie Wegry zaopatruja to panstwo w prad, odkad Rosja pobombardowala ukrainskie elektrownie. No ale pan kaze, sluga musi, moze Urszula uwarunkowala dalsza pomoc militarna od tej drobnej przyslugi, po niej mozna sie wszystkiego spodziewac, wziawszy pod uwage jej dotychczasowa przestepcza kariere. 
   Trump umyl rece i ani mysli o dalszych mediacjach pokojowych, zwazywszy unijne parcie do kontynuowania tej wojny, a nawet wysylania na front wlasnego wojska. Czyli obywatele unii pojada ginac za skorumpowana Ukraine, podczas gdy jej poborowi dezerterzy beda w Niemczech i innych panstwach unii bezpiecznie ciagnac socjal i  przygladac sie, jak inni gina w ich sprawie.
   Ukraina i tak nigdy tej wojny nie wygra, niepotrzebnie ja sprowokowala, lamiac  umowy z Rosjanami i rwac sie do unii i NATO, wbrew wczesniejszym zapewnieniom i warunkom zawartej umowy z Rosja. Jak znam zycie, Ukraina nigdy nie przystapi do NATO, a jej wstapienie do unii stoi pod ogromnym znakiem zapytania, jak dlugo nie zlikwiduje sie tam korupcji na gigantyczna skale, szczegolnie ze ten pozalowania godny prezydent polikwidowal sluzby antykorupcyjne. Pewnie zeby moc latwiej obdarowywac swoich kolesi, a potem znow wyjsc przed szereg i z mina niewiniatka oznajmic, ze nie wie, gdzie podzialo sie 200 miliardow dolarow pomocy wojennej, jak juz to raz mialo miejsce. Unia wprawdzie ma wlasny interes prowadzenia dalej tej wojny, nic tak bowiem nie napedza gospodarki jak przemysl zbrojeniowy, a gospodarka jak wiadomo lezy i kwiczy, ale to ewidentne prowokowanie do eskalacji tego konfliktu zbrojnego na cala Europe. No brawo! I to tylko, zeby zrobic dobrze skorumpowanemu komediantowi i chciec rozszerzyc wplywy unijne. 
 

29 sierpnia 2025

Nudzi mi sie

    Nie pamietam dokladnie, kiedy to bylo, moglam miec kilka lat. Mieszkalismy wtedy razem z moja cioteczna babka, siostra mojej babci. Byla to osoba samotna (dzisiaj powiedziano by o niej stara panna), z przedwojennym wyksztalceniem, oczytana, cala w manierach i chyba tesknotach za czasem przeszlym. Od niej nauczylam sie kilku piosenek po francusku, od niej pobieralam nauki wlasciwego zachowania, nie pracowala, miala czas dla mnie, a ja lubilam sluchac opowiesci o jej zlotych czasach. 
   Pamietam ten dzien, kiedy bylam chora, lezalam w lozku i marudzilam, ze mi sie nudzi, wtedy ciotka Henryka glosem pelnym oburzenia pouczyla mnie, ze inteligentny czlowiek nigdy nie nudzi sie we wlasnym towarzystwie, a mnie  to tak bardzo zapadlo w pamiec, ze pozniej przez cale zycie umialam sobie zorganizowac czas sama ze soba, ze nawet do glowy by mi nie przyszlo, ze moglabym sie nudzic. Zawsze umialam znalezc sobie jakies zajecie, jak nie ksiazke, to jakas kreatywna robote, szycie, dzierganie, wycinanki - zawsze czyms zajmowalam czas spedzany we wlasnym towarzystwie.
   Istnieja jednak ludzie, ktorzy nie umieja i nie chca byc sami i snuja sie "po kominach", jak mawiala moja babcia. Na tyle nie umieja zorganizowac sobie czasu, na tyle nie lubia samotnosci, ze w kazdej wolnej chwili uciekaja z domu i leca do kogos, zeby nie byc samemu. Zaden problem, jesli odwiedzaja kogos o podobnych upodobaniach, gorzej, kiedy zaklocaja samotnosc czlowieka, ktory lubi i chce byc sam. Mialam dwie takie osoby w gronie znajomych, wszystko bylo w porzadku, kiedy wyprawialam jakies rodzinne urodziny i spodziewalam sie gosci, wtedy byli mile widziani, znacznie gorzej, kiedy nastepowal wieczor, na ktory cos sobie planowalam, slubny byl w pracy, dzieci juz spaly, ja szykowalam sie do spedzenia wieczoru nad ksiazka, przy ogladaniu filmu czy np. malowaniu, szyciu czy innej kreatywnej robocie, a tu nagle dzwonek, bo osoba X czy Y zaczela sie w domu nudzic. Bywalo, ze nie otwieralam drzwi, ale rzadko, najczesciej zgrzytalam zebami i spedzalam z tym kims wieczor na rozmowach o niczym, a moje plany szly sie bujac.
   Nasz P. niestety nalezy do tej kategorii, ze uwielbia latac po domach i nie byloby w tym nic nagannego, poki sam lata. Jednak kiedy ma w domu corke, zamiast wykorzystywac te trzy dni na zaciesnianie wiezi, na bycie we dwoje, na rozmowy, on kazdego dnia wlecze te dziewczyne do kogos i w ten sposob spedzaja czas. Bo jedni znajomi maja ogrodek, inni psa, inni kotka i w ten sposob organizuje jej pobyt u siebie. Tyle, ze mloda jest coraz starsza i jej zainteresowania sie zmieniaja, nie wystarczaja juz zabawy z cudzym kotkiem. Coz wiec tatus robi? Sprowadza do siebie przyjaciolke corki i zamiast sam sie nia zajac, ma dzieciaka z glowy, bo dziewczyny spedzaja czas ze soba, a on ma wolne. Zdarza sie rowniez, ze zwala sie komus na glowe razem z obiema pannami albo z synem, kiedy ma weekend bez corki. Nawet na wakacje do Polski zabiera te kolezanke corki, zeby nie musiec sam spedzac z nia czasu, bo tam juz nie ma do kogo pojsc. Lubie czlowieka, to nasz prawdziwy przyjaciel, ale tego zachowania nie jestem w stanie ani zrozumiec, ani tym bardziej zaakceptowac. Nie po to bowiem sa ustalone spotkania z dzieckiem, zeby to inni organizowali mu zajecia. 
 

27 sierpnia 2025

Dzisiaj po poludniu...

    ... mam termin do kardiologa i slaba nadzieje, ze cokolwiek sie wyjasni, ale ide, bo i co mi pozostalo. Ogolnie dobrze nie jest, bo oprocz tych dotychczasowych zadyszek, braku kondycji i permanentnego zmeczenia, odezwaly sie ponownie te, jak je nazywam, bole calego czlowieka. Nie jestem w stanie ich zlokalizowac i czuje, jakby bolaly mnie naraz miesnie, stawy, kosci i skora, barki, rece, biodra, kolana, stopy. Bolu nie da sie opisac ani zlokalizowac, ale nie daje spac, najtrafniejsze jest okreslenie, ze boli wlasnie caly czlowiek. Byl czas, kiedy co wieczor obzeralam sie tabletkami przeciwbolowymi, zeby w ogole moc jakos spac. Pozniej te bole zniknely tak szybko, jak sie pojawily, a ja odetchnelam i naiwnie myslalam, ze nie wroca. Wrocily jednak, a ja rujnuje sobie watrobe obzerajac sie dubeltowa dawka IBU, novalginy czy innego szajsu lub nie biore nic i wtedy mam noc z glowy. Najgorsze, ze nie bardzo wiem, do jakiego lekarza powinnam sie udac, ortopedy, reumatologa, a moze neurologa, a im dluzej sie zastanawiam, tym bardziej mi sie nie chce, bo wiem, jaka droga przez meke mnie czeka, zanim dostane termin do kogokolwiek. 
   W niedziele po poludniu byla u nas corka z chocholami, a ja po raz pierwszy w zyciu modlilam sie, zeby jak najszybciej sobie poszli. Dzieci jak to dzieci, byly zywe, glosne, klocily sie, wciaz cos sobie zabieraly, plakaly, marudzily, a ja odbieralam wszystko ze zdwojona intensywnoscia, bez normalnej cierpliwosci. Do tego zadzwonil P. ze chce wpasc na kawe, na poczekaniu wymyslilam jakas wymowke, bo w glowie mialam, zeby moc jak najszybciej polozyc sie i zeby wreszcie bylo cicho. Jeszcze do niedawna byloby to nie do pomyslenia.
   A teraz jest do pomyslenia i to coraz czesciej. Proces starzenia sie jakos mi nie przeszkadza, zmarszczki nie sa dramatem, ale coraz wieksze ograniczenia juz tak. Przez cale zycie bylam wysportowana, a ostatnio spacery z psami byly moim sportem. Nawet na rowerze przestalam moc jezdzic, bo cos nie halo jest z moim zmyslem rownowagi i zaczelam sie bac po kilku wywrotkach. Na szczescie nigdy nie jezdzilam szybko i nigdy po jezdni, a przed skrzyzowaniami schodzilam i przeprowadzalam rower pieszo. Teraz musze pomyslec o sprzedazy, bo mi tylko miejsce w piwnicy zajmuje, a jezdzic juz na pewno nie bede. Podobnie mam ze wspinaniem sie, dotychczas wystarczalo krzeslo, teraz kupilam mala drabinke, odkad raz zwalilam sie z krzesla, bo zakrecilo mi sie w glowie. I tak ze wszystkim, a mnie nielatwo pogodzic sie z tym, ze coraz bardziej jestem niesprawna, glownie za sprawa kolowacizny w glowie. Patrze czesto na starszych ode mnie ludzi drepczacych przy rolatorze, jezdzacych na wozkach lub lezacych i kompletnie niesamoszielnych i marze, zeby nigdy nie znalezc sie na ich miejscu, byc zalezna od innych, nie moc sobie samej tylka podetrzec czy nie moc sie umyc. 
 
    

25 sierpnia 2025

Sluchawki

   Dosc dawno temu zamowilam sobie sluchawki bezprzewodowe, ale za to z palakiem (pauonkiem) zachodzacym za ucho, bo te takie bez zamocowania wydawaly mi sie niezbyt bezpieczne, zwazywszy, ze uzywam ich rowniez podczas sprzatania i moglyby mi po prostu wypasc z ucha prosto do wiadra z woda. Sluchaweczki okazaly sie byc nie tylko dobre jakosciowo, ale odkrylam, ze moge ich uzywac nie tylko do sluchania ksiazek czy podcastow, ale praktycznie sluza mi do telefonowania podczas jazdy autem. Auto stare, wiec nie ma zadnego zestawu glosnomowiacego, stad sluchawki bardzo sie przydaja. Przy okazji odkrylam, ze i ja moge telefonowac, a nie tylko odbierac polaczenia przychodzace. W zegarku mam asystenta, ktory reaguje na moj glos, wiec wydaje polecenie "zadzwon do..." i mnie laczy, nie musze uzywac ksiazki telefonicznej w smartfonie. No po prostu sluchawki wpisaly sie stuprocentowo w moje potrzeby. Biore je tez na kazdy spacer z Toyka, uzywam podczas sprzatania czy gotowania, jazdy samochodem, no kiedy tylko sie da.
   Ale, jak to bywa z urzadzeniami elektronicznymi, zwlaszcza tymi uzywanymi czesto, z czasem zaczynaja zawodzic. Ja uzywam glownie lewej sluchawki, prawe ucho mam wolne na dzwieki z zewnatrz, jakies syreny pojazdow uprzywilejowanych czy klaksony. Ta lewa sluchawka od jakiegos czasu nie chciala sie ladowac, trzeba bylo ja docisnac w tym jej pudeleczku do ladowania, poza tym szybko sie rozladowywala i niby moglam uzywac prawej, gdyby nie to, ze od dlugotrwalego mania tej  sluchawki wewnatrz, bolalo mnie ucho, wiec na krotko moglam zastepczo uzywac, ale nie tak dlugo jak tej lewej.
     Postanowilam wiec zamowic nowe sluchawki, cena niewygorowana, wiec bez zalu wywalilabym te stare. Zamowienie poszlo, ja czekam. Ktoregos dnia dostaje od Hermesa maila, ze (no qrde!!!) nie zastali nikogo w domu i mam sobie odebrac przesylke na stacji benzynowej. Po pierwsze u mnie w domu ZAWSZE ktos jest, a szczegolnie, kiedy wiem, ze ma przyjsc przesylka. Poza tym nie bylo adresu, na ktorej stacji benzynowej mam odbierac, a w miescie jest ich kilkanascie, no i wqrw moj byl za klamstwo, ze probowali dostarczyc. Olalam. Ale potem weszlam na strone, gdzie zamawialam, czyli Kaufland, ktory w tym przypadku byl posrednikiem, a tam stoi, ze paczka dostarczona(!!!)
   No to bardzo szybko wyprowadzilam ich z bledu, ze niczego nie dostalam, wiec Kaufland polaczyl mnie ze sprzedawca, ktoremu od razu dalam miedzy oczy, ze kurier klamliwie zameldowal probe dostarczenia, a poza tym ja oplacilam dostawe do domu, a nie gdzie indziej i ze ani mysle latac po miescie i szukac przesylki. Wymienialismy tak miedzy soba maile, sporo tego bylo. Sprzedawca m.in. proponowal, zebym zadzwonila do Hermesa, nawet podrzucil mi numer telefonu, ale pouczylam go, ze nie mam czasu na wielogodzinne rozmowy z botami Hermesa, bo juz kiedys uwiklalam sie w jakies reklamacje i powiedzialam sobie, ze do Hermesa nie zadzwonie NIGDY WIECEJ !!! Zaproponowano mi obnizke ceny o 20%, zebym sobie jednak te paczuszke odebrala. Odmowilam. Usilowali mnie straszyc, ze zanim Hermes im te nieodebrana przesylke odesle, minie 7 dni, a zanim oni przysla ja z powrotem do mnie, nastepnych kilka. Odpisalam, ze mam czas i cierpliwosc. Niczym nie dalam sie skusic, stale pisalam, ze czekam w domu na dostawe i niech nastepnym razem moze wezma innego, uczciwszego kuriera.  
   Tak, moglam te nieszczesna paczuszke sama odebrac, ale zaczelo mnie to bawic i jedynie dla zasady odmawialam dalszej wspolpracy, bo okrutnie nie lubie klamstwa i cwaniakow, ktorym sie nie chce pracowac i dostarczac przesylki pod podany adres.  Caly czas grzecznie, z serdecznymi pozdrowieniami, ale nie ugielam sie ani o milimert, paczka ma byc dostarczona do domu i tyle. W koncu znudzilo mi sie i przystalam na storno i nowe zamowienie. Niestety znow w Kauflandzie, bo  ten konkretny model sluchawek maja tylko tam, przeszukalam Amazony i inne Temu i oczywiscie wybor jest olbrzymi, ale ja chce tylko te. Zamowilam zatem i czekam, czy tym razem kurier okaze sie uczciwy, bo pisac i reklamowac to ja moge w nieskonczonosc.
 
 

23 sierpnia 2025

Coraz bardziej

   Coraz jesienniej sie robi, po kilku dniach upalow, ktore zdazyly mnie wymeczyc, bo i zdrowym daly sie we znaki, a co dopiero mnie, ktora i tak nadmiernie dyszy i bez goraca. Ale zawzielam sie i nawet w te dni chodzilam z Toya na spacery, tyle ze wylacznie w cieniu, a ten dawala tylko alejka parkowa, a wiec blisko i nieatrakcyjnie dla Toyi, bo tam nie moge jej spuszczac ze smyczy, za duzo rowerow i innych psow. Dlatego zawsze chodzimy tam, gdzie nie ma takiego ruchu, ale tam nie ma drzew, za duzo otwartej przestrzeni, wiec w upaly odpada.
   Na szczescie od poniedzialku temperatury opadly i zrobilo sie normalniej, czyli bezslonecznie i ok. 20-23°C. Ta optymalna dla mnie normalnosc swietnie zbiegla sie z badaniem holterem ekg. Rano w srode zameldowalam sie w centrum sercowo-naczyniowym po odbior urzadzenia. W sumie to male takie i w niczym mi nie przeszkadza, chociaz o prysznicu moglam tylko pomarzyc, musialam sie wycierac myjka jak kot. Bedac przy okazji w poblizu medycyny nuklearnej, wstapilam tam po wyniki, ktore wprawdzie dzien wczesniej chcialam odebrac od rodzinnej, ale niestety zastalam zamkniety gabinet i kartke informacyjna, ze do konca miesiaca maja urlop. Z moja tarczyca jest na szczescie wszystko w porzadku, wiec i ten ewentualny powod zaklocen pracy serca i za wysokiego cisnienia, mozna odhaczyc. 
   Najbardziej upierdliwe w tym holterze jest protokolowanie kazdego kroku w takcie polgodzinnym. Trzeba stale o tym pamietac, bo lekarz bedzie pozniej porownywal ewentualne zaklocenia z tym, co w danej chwili robilam, czy siedzialam, jadlam, spacerowalam z psem, odpoczywalam na lezaco, ogladalam TV, sprzatalam czy w nocy wreszcie spalam, wszystko musi byc notowane od - do. Dlatego w tym dniu  postanowilam tez powspinac sie na jakies schody czy gorki, zeby byl obraz moich zadyszek, braku powietrza i slabosci, moze to pomoze w koncu dojsc do przyczyny tych wszystkich zaklocen i nieprawidlowosci.
   Jak wspomnialam w pierwszym zdaniu tego posta, robi sie juz widocznie coraz jesienniej, choc przeciez lato trwa w pelni i bedzie jeszcze trwac do 23 wrzesnia. Ale niektore drzewa zaczynaja zolknac, polki w sklepach i stragany uginaja sie od jesiennych owocow, na drzewach dojrzewaja orzechy wloskie i laskowe, nawloc pokrywa coraz wieksze obszary, na polach wszedzie leza te wielkie bele slomy lub siana, ale do zniw kukurydzy jeszcze daleko, kolby sa male i niedojrzale. Za to temperatury w nocy i wczesnie rano, zgodnie z przyslowiem, ze od swietej Anki..., zaczynaja sie robic jednocyfrowe i czlowiek coraz czesniej posilkuje sie kubraczkiem, a sa dni, ze wlaczam rano ogrzewanie w aucie, co nie przeszkadza, ze po pracy przelaczam na klimatyzacje, bo jest wewnatrz goraco jak w saunie. Slonce bowiem dobrze daje po karoserii. Ale kiedy jade do pracy na wczesniejsza godzine, slonce swieci mi bezlitosnie w oczy, calkiem poziomo i nawet blenda malo pomaga. Bardzo nie lubie takich porankow, kiedy mnie oslepia, boje sie, ze czegos czy kogos nie zauwaze.
   Ogolnie nie moge narzekac na tegoroczne lato, nie dalo mi sie za bardzo we znaki, bylo kilka dni naprawde upalnych, ale ogolnie do wytrzymania.
 

19 sierpnia 2025

Niech mi kto powie...

    ... ze cos nie jest na rzeczy z tym trzynastym dniem miesiaca. Ja tam w przesady i gusla nie wierze, ale to, co mnie ostatnio spotkalo, kaze sie zastanowic. To byla sroda, mialam tego dnia wolne. Rano opublikowal sie nowy post na blogu, a na ogol pierwsza komentujaca jest Teresa, bo kiedy my jeszcze smacznie spimy, u niej jest popoludnie (10 godzin do przodu). Tego dnia jednak nie bylo komentarza, nie bylo tez maila z jakimkolwiek wyjasnieniem, no wiec zdazylam sie zaniepokoic. Potem mail nadszedl, zacytuje tu go w calosci, brzmial nastepujaco:
     Nie
     Regards
     Teresa
Mnie z tych nerf jezyki sie pomieszaly i to "Nie" odczytalam po niemiecku, a znaczy to "Nigdy", jakos nie pomyslalam, ze niby dlaczego Teresa mialaby pisac do mnie po niemiecku, ale tresc wydala mi sie jakas grozna, ze juz nigdy, pozdrowienia, Teresa. Naprawde myslalam, ze cos sie stalo, zaczelam pisac kolejne maile, a okazalo sie, ze to "Nie" mialo byc poczatkiem zdania, ze Teresa nie ma internetu, ale zaraz po tym mail sam sie wyslal. Dwie nastepne linijki wpisuja sie automatycznie. No, jedno zmartwienie z glowy.  Troche popisalysmy, posmialysmy sie i w koncu ja zameldowalam, ze ide z Toyka na spacer, wiec do pozniej. 
    Poszlam z nia tak rano, bo zapowiadali upaly, a kiedy wychodzilam z domu, bylo tylko 17°C, wiec zdecydowalam sie na dluzszy spacer na dawno niewidziane centrum logistyczne. To trasa tak na ok. 7000 krokow, wiec powinnam spokojnie sobie z nia poradzic. Tyle tylko, ze te 17°C byly w cieniu, a centrum logistyczne nie dysponuje drzewami, wiec troche bylo mi goraco na tej patelni. Toyka latala sobie tu i tam, wskakiwala na bele siana, ogolnie byla bardzo szczesliwa, ze jest ze mna na dluzszym spacerze.
 

    Stamtad jest kawal drogi do przejscia pod torami ICE, zeby zaraz potem dostac sie do cudnie zacienionej alei parkowej, ktora to mialysmy wracac do domu. Dochodzimy do tunelu pod torami kolejowymi, ja chce zapiac Toye, patrze, a ta nie ma obrozy! No zglupialam, jakim cudem mogla sie z niej wypiac, a przede wszystkim GDZIE??? Stanelam i naprawde plakac mi sie chcialo, bo bylam juz troche zmeczona tym sloncem. Zaczelam rozmyslac, co z tym fantem zrobic, pies drapal sama obroze, ale tam mialam numerek podatkowy i nie wiedzialam, czy wydadza mi duplikat, a te przywieszki trzeba miec ze soba, znaczy na psie. Rada nierada zrobilam w tyl zwrot i powloklam sie z powrotem droga, ktora przyszlysmy, szukajac obrozy po poboczach. I tak pod znakiem zapytania stalo, czy ja w ogole znajde, bo przeciez ja ide droga, a Toya lata wszedzie. Na moja korzysc dzialalo, ze ta ogromna laka byla wykoszona do zera, w wysokiej trawie nie szukalabym nawet. Pamietalam jednak, ze podczas wskakiwania na bele siana, Toya obroze miala, wiec ostatecznie szukanie odbywaloby sie tylko do tamtego punktu, nie musialabym pokonywac calej trasy. I rzeczywiscie tam wlasnie znalazlam obroze, ktora prawdopodobnie rozpiela sie podczas zeskoku z beli. A ja, zamiast 7, zrobilam ponad 10 tysiecy krokow. Kiedy po raz drugi doszlam do parkowej alejki, tym razem porzadnie z psem na smyczy, musialam odsiedziec troche na lawce, bo jednym ciagiem bym do domu nie doszla, sponiewieralo mnie straszliwie to szukanie obrozy na otwartym terenie pod palacym sloncem, Toya zreszta tez padla zaraz po powrocie do domu.
   Sami powiedzcie, przypadek? Nie sadze. 13-ty sierpnia!
 
   Ale zeby nie bylo, ze tylko 13-ty jest dla mnie pechowy, to dzien pozniej mialam odebrac chocholy z przedszkola, bo corka byla sluzbowo w Hanowerze. A tego dnia ostrzegano, zeby raczej siedziec w domu, bo temperatura dojdzie do 35°, ale w cieniu, bo takie wartosci sie podaje. W sloncu wiec bylo dobrze ponad 40°, ledwie szlam, pocac sie jak zajezdzona chabeta krotko przed zejsciem przez teczowy most.  Przedszkole bylo nieklimatyzowane, wiec zanim zebralam to towarzystwo, pozbieralam ich rzeczy, odczekalam az Zoska skonczy podwieczorek, lalo mi sie spod wlosow na twarz i juz myslalam, ze tam oddam ducha. Jednak najgorsze dopiero czailo sie za rogiem. Chocholy musialam poganiac, bo co bylo dla mnie korzystne z ich bardzo wolnym chodem w normalnych temperaturach, to w ten skwar stawalo sie nie do wytrzymania, poganialam towarzystwo, ale niewiele to wnosilo. W znacznej odleglosci od przedszkola Junior sie obcial, ze idzie w kapciach, a sandalki zostaly. Nie chcialam sie wyrazac przy dzieciach, ale w mysli rzucilam soczysta lacina, zrobilam w tyl zwrot i wrocilismy do przedszkola zmieniac buty. Kiedy juz ostatecznie wracalismy do domu, zadzwonila corka z propozycja dla mnie, zebym wybrala sie z dziecmi na plac zabaw. Ja tylko grzecznie spytalam, czy ona sie z glupim na lby pozamieniala, juz abstrahujac od mojego stanu przedagonalnego, to przeciez na placach zabaw te rozne urzadzenia sa czesciowo z metalu i chocholy moglyby sie poparzyc, zanim dostalyby udaru.  
 
 
 
 

15 sierpnia 2025

Trzy pelne wory

 W zeszla sobote dopadla mnie nagla pracowitosc, wzielam sie za to, za co bralam sie przez kilka ostatnich lat, a dojrzalam do tej roboty chyba tylko dlatego, ze przestaly mi sie domykac segregatory, a dokumenty miescic w tych plastikowych dynksach (nie wiem, jak one nazywaja sie po polsku, oswieccie mnie). Troche tez zmotywowala mnie Stara Jedza, dzieki ♥
 Zapowiadali bardzo upalny dzien, wiec rano polecialam z Toyka na spacer, zanim zrobi sie za goraco. Wprawdzie rozpierala mnie energia po udanym snuciu sie po placach zabaw z dziecmi, ale troche sie przecenilam. Zamiast chodzic po plaskiej parkowej alejce, wlazlam pietro wyzej na dzika sciezke, zeby Toya mogla sie wybiegac, ale z glowy mi wylecialo, ze tam teren nierowny i sa niewielkie wprawdzie, ale dla mnie jak Mount Everest, pagorki. Wspinalam sie zatem z ledwoscia, zialam, dyszalam i umieralam, ale dalam rade. Jak juz w drodze powrotnej zeszlam na plaska alejke, to musialam na dluzej przysiasc na lawce, zeby dojsc do siebie i moc dojsc do domu. Nawet nie wiecie, jaka duma mnie rozpierala za te marne 6 tysiecy  krokow i te dwa pagorki. A potem mialam w planie snucie sie po domu od jednego wentylatora do drugiego. Wpadlam zatem na pomysl wykorzystania dnia na cos innego. Zasiadlam w kuchni pod kojacym wiaterkiem kuchennego wentylatora, na drugim krzesle ustawilam niszczarke i zabralam sie do segregowania i niszczenia papierzysk. Czego tam nie bylo! Bylo wszystko z ostatnich 35 lat w Niemczech i duzo jeszcze z Polski. Byly np. ubezpieczenia, ktorych juz dawno nie mamy, bo ze wszystkim przenieslismy sie do ubezpieczalni naszego P.  Byly rachunki za meble, ktore kupowalismy do tego mieszkania, a mieszkamy tu juz ponad 16 lat. Byly "paski" (tutaj formatu A4) wyplat slubnego, a jest on na emeryturze blisko 20 lat. Byly papiery mojego pierwszego telefonu komorkowego, byly dokumenty adwokacko-sadowe z naszej walki o antene satelitarna na balkonie przeciw naszej spoldzielni, ktora pozwalala na anteny Arabom i Turkom, a nam usilowala zabronic. Byly papiery i dokumenty, o ktorych dawno zdazylam zapomniec, ze je w ogole mialam. Pojemnik, do ktorego niszczarka wypluwala paskowane dokumenty, zapelnial sie w szybkim tempie, jego zawartosc przekladalam do ponad 100-litrowych workow plastikowych, one tez dosc szybko sie napelnialy. Oj, zeszlo mi sporo czasu, bo jednak musialam sprawdzac, co niszcze, zeby czasem nie przepuscic przez niszczarke czegos waznego. Musialam uwazac na zszywki, zeby nie zniszczyc nimi urzadzenia, a i tak zatkalo sie cos ze cztery razy i musialam peseta wydlubywac kawalki papieru, ktore je blokowaly. Pare razy chcialam przerwac, bo mnie ta robota zaczela nuzyc, ale pomyslalam, ze jesli odloze to w polowie, to pewnie albo wroce do tego przykrego obowiazku za nastepne kilkanascie lat, albo zostawie to dzieciom, bo moge nie dozyc. Zacisnelam wiec zeby i dalej zapamietale niszczylam. 
 W koncu zapelnilam po czubek trzy wory, posprzatalam kuchnie i z widoczna ulga zasiadlam sobie przed lapkiem. Na to wpada do kuchni slubny i zaczyna sie wydzierac, gdzie jest jego ksiazeczka wojskowa. Pytam zatem, po kiego diabla mu ta ksiazeczka, czyzby wybieral sie w kamasze, moze na front ukrainski czy cus, a ten calkiem powaznie, ze jak mu zniszczylam ksiazeczke wojskowa, to pozaluje. Ja tej ksiazeczki na oczy nie widzialam, pewnie jest w jego segregatorze razem z innymi dokumentami i ksiazeczkami przywiezionymi z Polski. Nawet gdyby mi wpadla w rece, z pewnoscia bym jej nie zniszczyla, zreszta nie przeszlaby w tej swojej plociennej oprawie przez niszczarke. A ten jakby hyzia dostal na punkcie swojej ksiazeczki wojskowej, ktora od dnia postawienia stopy w Niemczech nie byla mu nigdy potrzebna. No ale w wieku 82 lat nagle sobie przypomnial, a ja bylam winna, ze nie mogl jej odnalezc, bo nagle za nia zatesknil. 
 No to jestem jeden krok dalej w porzadkowaniu przedsmiertnym zycia.
 
 

11 sierpnia 2025

Ehhh...

 Toczy sie to moje zycie do przodu, ale zeby tak jego jakosc zechciala sie poprawiac, to nie. Cisnienie robi, co mu sie w danej chwili wymysli, po kilku pomiarach bliskich normalnosci nagle wyskakuje do gory jak diabel z pudelka. Po tabletkach systoliczne spada, za to diastoliczne sobie podskoczy, jakby usiadlo na pinezce. A puls to juz w ogole zachowuje sie, jakby go z wariatkowa na przepustke wypuscili, w przewadze jest bardzo za niski i oscyluje w okolicach 40, ale czasem cos mu odbije i walnie 80-tka. Od czasu do czasu jego wynik pokazuje sie w trojkaciku, a to znak niechybny, ze podryguje sobie arytmicznie. 
 Ja jednak postanowilam za wszelka cene wracac do zdrowia i do pracy, bo w domu wali mi naglowe z nadmiaru zlych emocji, slubny powoli, ale systematycznie wpedza mnie do grobu, nie majac o tym pojecia, a ja zastanawiam sie, jak dlugo jeszcze to wytrzymam, zwazywszy, ze jego stan bedzie sie tylko pogarszal. Zbyt zdrowy jest fizycznie, a psychicznie jeszcze nie osiagnal poziomu, ktory uprawnialby go do pobytu w domu opieki. Bo ja sie nie pisze na opieke, dosc mam problemow z wlasnym zdrowiem, dosc stresu w zyciu. Nie nadaje sie do takiej roboty. Mozecie mnie linczowac i zarzucac, ze jestem zla zona, ja juz niewiele do niego czuje, za bardzo zalazl mi za skore w ostatnich latach, jeszcze zanim zachorowal. 
 Tak wiec chcialabym wrocic do pracy, ale nie jestem pewna swoich sil, bo z tym kiepsko. Na spacerach sapie jak lokomotywa, musze czesto przystawac, zeby oddech sie uspokoil, okrutnie sie poce przy tym, no nie jest dobrze. 
 W zeszlym tygodniu dziadek i jego corka zaprosili mnie na ciacho i herbatke (kawy nie pije, od przyjecia do szpitala, okrutnie mi sie chce napic, ale sie bojam, ze mi cisnienie podniesie. I nie, nie moge pic kawy bezkofeinowej, bo mamy jeden automat i za kazdym razem, kiedy przyszlaby mi ochota na kawe, musialabym oprozniac zasobnik z kawy normalnej, uzyc go z bezkofeinowa, a potem odwrocic proces).   Chetnie przyjelam zaproszenie, bo naprawde lubie dziadka, Marit tez chyba sie obciela, ze chciala naduzyc mojej pomocy, bo byla cala w podziekach za pomoc przy organizacji przeprowadzki, nie mogla wyjsc z podziwu, zreszta nawet panowie z firmy przeprowadzkowej chwalili nas, jak dobrze przygotowalysmy logistycznie cala przeprowadzke, znaczy ja przygotowalam, ale oni o tym nie wiedzieli. Mam naprawde ogromne doswiadczenie, bo tyle przeprowadzek mam za soba, naszych i naszych dzieci, ze moglabym pisac podreczniki "Jak bezstresowo i bezpiecznie organizowac przeprowadzki". Dziadek zachwycony mieszkaniem, bedzie sie musial troche od nowa uczyc, gdzie co ma, ale to drobiazg, trzeba jeszcze poprosic lokalnego nadzorce budynku, to taki czlowiek od wszystkiego, rowniez od malych reperacji, zeby powiercil dziury, zawiesil szafki w lazience, obraz i lustro w przedpokoju. Normalnie robi to firma przeprowadzkowa i czesciowo wszystkie rzeczy mamy porozwieszane, ale czesc scian jest z kartongipsu i wymaga innych dybli, a tych firma nie miala. 
 Marit zalatwila ojcu 10-dniowa opieke, tyle ze nie w Getyndze, ale nie ma dramy, zawiezie go tam, a wnuczka potem odbierze i odwiezie do sanatorium. Tak wiec ponownie spotkamy sie dopiero za jakies 5 tygodni. Mam klucz od jego mieszkania, wiec w razie potrzeby tez moge jakos pomóc, ale przynajmniej nie jestem zobowiazana latac tam codziennie.
 No i tak to sie plecie, troche bez nadziei na poprawe, ale czy mam inne wyjscie? Musze na razie zyc, na ile pozwalaja mi okolicznosci.
 

05 sierpnia 2025

Powoli do przodu

 Kulam sie powolutku w strone normalnosci, latwo nie jest, choc cisnienie sie poprawilo. Jednak do mania go pod kontrola jest jeszcze daleko. Na przyklad w sobote poszlam na pierwszy od czasow niepamietnych spacer. Zdawalam sobie sprawe, ze jestem stara, slaba, z zakloceniami cisnienia i po szpitalu, wiec dreptalam wolno i ostroznie. Mialam zamiar pojsc dalej, ale poczulam zmeczenie, wiec skrecilam z alejki parkowej w pierwsza droge do domu i na tej drodze zaczelo mi sie krecic w glowie i byc niedobrze. No i sie wystraszylam, stanelam, oparlam o jakis garaz, bo nie bylo gdzie usiasc i czekalam, az mi przejdzie. Zreszta gdyby nie przeszlo, to usiadlabym pod tym garazem na chodniku. To mi uzmyslowilo, jak slaba jestem i ze te 3000 krokow to maksimum, jakie moge z siebie teraz wykrzesac.
 W niedziele cisnienie podniosla mi osoba, po jakiej bym sie tego nie spodziewala, mianowicie corka dziadka. W tym domu opieki, dokad dziadek trafil po szpitalu na krotkotrwala opieke, trzeba niestety doplacac prywatnie i to niemalo, 50 euro za jeden dzien. Corka wziela te koszty na siebie, ale tez spieszyla sie zabrac stamtad dziadka jak najszybciej. Zrozumiale. Wziela urlop i przez tydzien bedzie z nim w jego nowym mieszkaniu. Chwalebne. Jednak nie liczyla sie z tym, ze stopien niepelnosprawnosci dziadka nie uprawnia do wizyt opiekunki dwa razy dziennie. Moja mama ma taki sam, a opiekunka przychodzi tylko trzy razy w tygodniu. W firmie powiedzieli, ze oczywiscie moga przysylac kogos dwa razy dziennie, ale za wszystko ponad norme musi sam dziadek placic, bo mu nie przysluguje taka czesta opieka. Jego corka wiec wymyslila sobie, zebym ja przychodzila popoludniami pomagac dziadkowi w czasie miedzy koncem jej urlopu a poczatkiem jego sanatorium, czyli 11 dni. 
 Pomijam juz fakt, ze widziala jeszcze przed szpitalem, ze slabo z moim oddychaniem, wie tez o problemach obecnych, poza tym dojazd do dziadka zajmuje mi pol godziny, co z powrotem daje godzine, ze pracuje, ze mam pod opieka wlasnych chorych, zwierzeta i wnuki, to dodatkowo jej corka, a dziadka wnuczka mieszka tu na miejscu. Dziadek faszeruje ja pieniedzmi, prezentami, wiec moglaby sie wysilic i zaopiekowac nim, a nawet do niego wprowadzic na te kilka dni, zwlaszcza ze ma wakacje i teraz nie studiuje. A ta prosi mnie o pomoc? Dosc sie napomagalam podczas pakowania, sortowania i przeprowadzki. Moze bym sie zastanowila, gdyby dziadek byl tu sam jak palec, bez rodziny na  miejscu, ale w takich okolicznosciach uwazam, ze probowala mnie wykorzystac. Oczywiscie odmowilam. 
 

03 sierpnia 2025

Przecieka cz. 4

  Przybylam wiec do domu, przywiozla mnie corka, potem pojechala zrobic dla nas zakupy, a mnie powoli cisnienie roslo. Ze szpitala poprosilam mame, zeby przekazala slubnemu, ze ma zmienic posciel. Zmienil. Na gruba flanelowa zimowa, pod ktora z pewnoscia bym sie ugotowala i juz oczami wyobrazni widzialam siebie zmieniajaca jego bezmyslnosc, ale na szczescie corka mnie wyreczyla i zmienila powloki na lekkie letnie bawelniane. Mamy niewiele miejsca w domu, wiec woda stoi dla wszystkich futer w jednej misce, one swietnie sobie z tym radza, ja za to codziennie nalewam swieza wode, bez wzgledu na jej ilosc w misce. Tym razem miska byla nie tylko pusta, ale zgola sucha, wiec nie wiem, od jak dawna zwierzeta nie dostawaly nic do picia. I tu przypomnialy mi sie Wasze pocieszenia "przeciez sobie poradza", tak, oni sobie poradzili, gorzej z zostawionymi pod ich opieka zwierzetami. I tak cud, ze podlali kwiaty, tylko trzy byly do wyrzucenia.
 A mnie powoli cisnienie doszlo do 236, ja chramole taki "spokoj" w domu i powolne dochodzenie do zdrowia, od razu musialam wziac sie do roboty, poprac posciel, bo slubny nie umie obslugiwac nowej pralki, a ze potem gdzies polazl, sama znioslam wanienke do suszarni. I nie krytykujcie mnie, zanim bym sie doprosila, to wole sama. Tak jest ze wszystkim, nie mam sily sobie juz jezora strzepic. Ale nie tylko przestraszylam sie pomiarow, rowniez wyobrazilam sobie, jak mi peka zylka w glowie i jak staje sie sparalizowana roslina po wylewie. Szybko zadzwonilam do rodzinnej, bo pojsc tam nie bylam w stanie, opowiedzialam, co sie dzieje i poprosilam o przepisanie czegos na dorazne zbijanie cisnienia. Przy okazji lekarka zarzadzila zwiekszenie dawki leku, ktory przyjmuje i przepisala krople, ktore odebral slubny.
 Z niewyslowiona ulga udalam sie pod prysznic po tygodniu "kociego wycierania" myjka. Lubie czysta posciel i czysta mnie, spalo sie dobrze, ale niestety przed snem znow musialam ratowac sie kropelkami, rano we wtorek bylo jakciemoge, ale juz w poludnie od nowa skok i krople, ale pozniej z dnia na dzien troszeczke lepiej, choc do normalnosci jeszcze daleko. I oszczedzcie sobie porad, ze powinnam pojsc do lekarza, przeciez dopiero co wypuscili mnie ze szpitala, a tydzien wczesniej bylam u kardiologa, zas 6 lat wczesniej torturowano mnie w klinice uniwersyteckiej i nie znaleziono powodu skokow mojego cisnienia i pulsu. Przeciez ja jestem zdrowa, bo urzadzenia tak mnie zdiagnozowaly, pewnie udaje. Zreszta mam dostac holtera, wiec pozniej pewnie bedzie jakas konsultacja z kardiologiem. Zapisuje te moje pomiary, niech sam je pozniej ocenia.
 Do rodzinnej musze pojsc w poniedzialek czyli jutro, na zdjecie szwow, wiec jej wspomne, ale nie obiecuje sobie za duzo.
 Moje corki mnie pozytywnie zaskoczyly, wziely na siebie obowiazek sprzatania u nas, jakos to maja miedzy siebie podzielic, a ja mam sie o nic nie martwic. No zobaczymy, mam nadzieje, ze nie beda sprzatac jak ich ojciec, ktoremu wystarcza srodek, a w zakamarkach i katach pozostaje kurz, ale glosno sie chwali, ze posprzatal i jemu zajmuje to 15 minut, podczas gdy mnie godzine. 
 Jeszcze jedno. Sale sprzatal nam  migrant, ale nie wiem skad, w kazdym razie mial wyglad "poludniowca", jak ma zwyczaj okreslac ich policja, nie chcac podawac narodowosci. Mogl to byc Arab, ale rownie dobrze z poludnia Europy, niewazne. Byl dosc mroczny, wprawdzie pozdrawial przy wejsciu, ale robil swoje z ponura mina. W poniedzialek rano zaczepilam go i podziekowalam za utrzymywanie sali w czystosci. Rozjasnil sie, usmiechnal od ucha do ucha i dziekowal lamana niemczyzna. Chyba malo kto docenia jego prace i glosno dziekuje. To samo zreszta zrobilam u pielegniarek i lekarzy, ale pewnie im pacjenci dziekuja czesciej. Zobaczcie, mozna jako migrant pracowac? Mozna! Podjac jakakolwiek prace na poczatku, bez wzgledu na wyksztalcenie, uczyc sie jezyka, robic kursy, asymilowac sie, zycie i kariera stoja dla nich otworem. Ale niestety wiekszosc wybiera zasilek i droge przestepstw. Duzo ich w sluzbie zdrowia. Kiedy bylam u dziadka w szpitalu, pielegniarz tez byl jakis "poludniowy", jest tez wielu lekarzy o wygladzie "poludniowca", najczesciej Persow, ale nie tylko. Mame przyjmowala w ubieglym roku kobieta w chustce, sporo ich w naszych szpitalach i przychodniach.
 
Dalszego ciagu nie bedzie. To wszystko.
 
 
 

02 sierpnia 2025

Przecieka cz. 3

  W nocy z piatku na sobote zaczela sie kolejna jazda, dostalam biegunki i wymiotowalam jak zawodowy pijak. Nie chcialam wzywac pielegniarki, bo uznalam, ze jakos sama sobie poradze, ale ta swieta kobieta miala chyba jakis szosty zmysl i choc widziec i slyszec nie mogla, bo sala zlokalizowana byla w znacznej odleglosci od jej pokoju, to przyszla i dosc dlugo dotrzymywala mi towarzystwa i ratowala lekami. A moze po prostu robila nocny obchod.
 W sobote mial dyzur moj chirurg i kiedy wyczytal, co wyprawialam, kategorycznie zakazal wyjscia. A mnie dolegliwosci przeszly, pozniej jeszcze raz zajrzal do mnie, zeby zobaczyc, jak jest i powiedzial, ze w niedziele wyjde.
 Tymczasem w niedziele rano, podczas rutynowego obchodu pielegniarskiego (temperatura, cisnienie, zastrzyki przeciwzakrzepowe itp) moje cisnienie polecialo do sufitu, wczesniej tego nie bylo w poprzednie dni. Dostalam pastylke i za jakis czas byla kontrola, ani drgnelo, wiec dali mi jakies krople na zbicie cisnienia. Kiedy na obchodzie lekarskim moj chirurg zobaczyl, co sie dzieje, zabronil wyjscia, a bylam juz spakowana. Przez caly dzien latali do mnie mierzyc, przez caly dzien dostawalam leki na zbicie cisnienia, ale to wszystko niespecjalnie pomagalo. Nie mogli dac sobie ze mna rady, a ja wlasciwie tylko lezalam, bo przy takim cisnieniu czulam sie okropnie. Przemily pielegniarz (zauwazylam, ze przybylo w szpitalach meskich pielegniarzy) zaczal mierzyc mi cisnienie innymi przyrzadami, nawet wyciagnal gdzies z zakamarkow ten taki starszej generacji na pompke, ktory uzywa sie ze stetoskopem. Ja na sam koniec zmierzylam cisnienie zegarkiem. W sumie byly dwa elektryczne, ten na pompke i moj zegarek. Jego trzy wskazywaly co prawda rozniace sie wyniki, ale ta roznica byla o ok. 20 mmHg, za to moj zegarek wskazywal calkiem normalne cisnienie (roznica ok. 60). Pozniej zaczelam sie tak zastanawiac, czy moze ja juz wczesniej mialam podwyzszone cisnienie, ale mierzac zegarkiem, mialam falszywy i uspokajajacy obraz normalnego cisnienia. Teraz juz wywleklam z szafy normalny cisnieniomierz i mierze tylko tym. Gorzej, kiedy cos mi sie stanie poza domem i bede miala do dyspozycji jedynie ten zegarek. Mam troche zalu do lekarzy, choc z drugiej strony rozumiem, ze nie beda mnie trzymac na chirurgii z za wysokim cisnieniem, zbili je doraznie, polecili skontaktowac sie z rodzinna i w koncu zwolnili.
 Moje dziewczyny dzwonily czesto, z mama tez mialam kontakt telefoniczny, slubny po raz pierwszy i ostatni zadzwonil w niedziele i mam wrazenie, ze na skutek uwagi ktorejs z corek. Nie wybral sie mnie odwiedzic. Nie powiem, zabolalo. Tyle ze kij ma dwa konce, a karma lubi wracac, bede pamietala.
 
Ciag dalszy nastapi juz jutro. Zapraszam!
 

01 sierpnia 2025

Przecieka cz. 2

  W czwartek zaczela sie jazda, nie moglam sie z bolu ruszyc, bolalo mnie nawet oddychanie. I nie, nie bolal mnie brzuch, ani wewnatrz, ani jego dziurawe powloki, bolal mnie prawy bark i watroba, to jest miejsce, gdzie powinna sie znajdowac. Lezec moglam jedynie na lewym boku i tylko lezec, bo jakiekolwiek ruchy wywolywaly bol nie do wytrzymania. W barku. Wytlumaczono mi, ze podczas operacji wtloczono mi do jamy brzusznej powietrze, zeby miec latwiejszy dostep do miejsca operacji. To powietrze mialo ze mnie wyjsc z czasem przewidzianymi do tego otworami, gebowym w postaci bekania i przeciwpoloznym w postaci wiatrow, jak arystokracja miala zwyczaj okreslac zwykle baki. U mnie natomiast znalazlo sobie jakis kanal i polazlo do gory, moszczac sie wygodnie w barku, bo stamtad nie mialo mozliwosci wyjscia. Cislo to powietrze na wszystko mozliwe, stad ten bol. Lekarz zalecil mi chodzenie (he he he), bo to mialo spowodowac przemieszczanie sie powietrza i jego uchodzenie. Tyle tylko, ze ja nawet usiasc nie moglam, choc wstawac musialam chocby do toalety. Ale dostalam jakies srodki przeciwbolowe i jakos dawalam rade, nawet robilam dodatkowe kilka krokow po pokoju. Niewiele moglam chodzic, bo kiedy bylam w pionie, krecilo mi sie w glowie i mialam potezne nudnosci.
 Jednak moj stan zaniepokoil personel na tyle, ze zarzadzili przetransportowac mnie do sasiedniego budynku, gdzie byl gabinet mojego chirurga, celem zrobienia usg i przeswietlenia. Posadzili mnie na wozek inwalidzki, owineli kocykiem, jako ze jeszcze bylam ubrana w to giezlo operacyjne. Zrobili wszystkie badania, ale czas, jaki spedzilam w pozycji pionowej, dal o sobie znac. Wymiotowalam (w kocyk niestety), jakby jutra mialo nie byc, a ze nie mialam czym, to meczylo mnie to znacznie bardziej niz normalnie. Po powrocie przebrali mnie, dali nowy kocyk i zostawili w spokoju.
 W piatek mialam wyjsc, ale dalej nie moglam sie ruszyc z bolu, pompowali mnie srodkami przeciwbolowymi, ktore niewiele dawaly, zas lewy bok mialam totalnie zdretwialy, bo nie moglam lezec w zadnej innej pozycji. Tak tkwilam przez ponad dwa dni, wiec i z tego powodu czulam sie polamana.
 Moja wspolpacjentka natomiast dostala jakiegos krwotoku i szybko ja zabrali na operacje ratujaca zycie i do poniedzialku trzymali na OIOMie. Spotkalysmy sie ponownie na kilka chwil w dniu mojego wypisu, kiedy nic jej juz nie zagrazalo. Byla zdziwiona, ze jeszcze tam jestem. Ja zas mialam caly pokoj tylko dla siebie.
 
Ciag dalszy jutro. Zapraszam 
 

31 lipca 2025

Przecieka cz. 1

 Widze, jak zycie przecieka mi miedzy palcami, najdotkliwiej widac to podczas ogladania przypominajek na fb. Wtedy na biezaco obserwowalam, jak zmienia sie przyroda, jak zboze kielkuje, dojrzewa, jakie rosliny nastepuja jedne po drugich, jak owady sie spiesza, zeby wykonac swoja misje zapylania czy produkcji miodu. Ten rok dal mi zdrowotnie bardzo bolesnie po grzbiecie, niewiele bylo dni spacerowych, bo wciaz cos sie dzialo, jak nie artretyczny bol w kolanie, to choroby nieokreslone, kiedy nie moglam podniesc sie z lozka i przesypialam po kilka dni pod rzad, albo ataki bolu (ja stawialam na zoladek z wrzodami, ale moze byly to ataki woreczka, zobaczymy teraz), a od maja to juz totalna stagnacja, bo mi powietrza brakowalo przy kazdym kroku. Ja rozumiem, ze nie jestem juz mloda, ale jakos trudno mi sie pogodzic z tym bezruchem, bo jak zapewne pamietacie, nawet bedac w szpitalu, popylalam po korytarzu 10 tysiecy krokow. Bo nie moglam usiedziec, a teraz nie moglam wstac z lozka, choc to podobno lekki rutynowy zabieg, a pobyt w szpitalu przewidziany na trzy dni. Ale od poczatku, bedzie dlugo, wiec nie wiem, czy zmieszcze sie w jednym poscie, raczej chyba nie.
 Podczas tych wszystkich rozmow wstepnych na dzien przed operacja, musialam latac po obiekcie, bo w tym samym komplekcie sa gabinety lekarskie, m.in. chirurdzy, ktorzy operuja w szpitalu oraz ten wesolek od gastroskopii, ktory nie przeslal ani mnie, ani rodzinnej ostatniego raportu z marca. Na skutek rodo-srodo nie chcieli przefaksowac wynikow do szpitala, musialam sama kopytkowac i odbierac. Raportu od kardiologa rodzinna tez jeszcze nie dostala, wiec polecialam tam sama, zeby lekarze w szpitalu mieli aktualny komplet. Wszystkie rozmowy przebiegly bezbolesnie, najpierw ze Schwester na oddziale, pozniej z lekarka oddzialowa, a na koncu z anestezjolozka, piekna i sympatyczna Azjatka. Wszystkie formalnosci i cala papierologia zostaly zalatwione, dostalam bransoletke z "Numerem przypadku", bo pacjent to jedynie numer ewidencyjny z kodem kreskowym, chyba zeby w kostnicy nie pomylic nieboszczykow.
 W srode grzecznie stawilam sie punktualnie o 9.00 na oddziale, dostalam pokoj i lozko, wiec cierpliwie czekalam, az nadejdzie moja kolej. Rozpakowalam sie, pozdejmowalam z siebie kolczyki, zegarek, zaraz potem dostalam te sexy kabaretki i giezlo operacyjne, zawiazywane na troczki z tylu. Bylam w sali 4-osobowej, ale jedna pacjentka wychodzila juz tego dnia,wiec zostalysmy we dwie ze starsza pania, ktora byla w szpitalu juz wiele tygodni, miala amputowana noge. Ok. 11.00 zameldowal sie pielegniarz i zabral mnie z lozkiem razem na sale przedoperacyjna, tam przesiadlam sie na inny katafalk, a inny pielegniarz wbil mi wenflon, o cos tam popytal, okryl podgrzanym kocykiem i znow czekalam. Ok. 11.30 wwiezli mnie do sali rzezniczej i znow musialam sie przesiasc na inne legowisko, gdzie nuszki znalazly oparcie na czyms w rodzaju oparc ginekologicznych, a raczki zostaly rozkrzyzowane i unieruchomione. Jak po ukrzyzowaniu. Jedna raczka do infuzji, druga do mierzenia cisnienia. Potem nadciagnal anestezjolog, paszcze zakryl mi maska i obiecal przyjemne doznania. Odplynelam...
 Pierwszy przeblysk swiadomosci mialam, kiedy zaczelam sie krztusic ta rura w przewodzie wentylacyjnym, czulam, jak to wyciagaja i zaraz zrobilo mi sie lepiej. Potem co chwile przypominano mi, ze mam miec oczy otwarte i nie spac, a mnie sie wlasnie tak dobrze spalo. Nie czulam zadnego bolu, bylam tylko bardzo spiaca. W koncu przyjechalam we wlasnym lozku na sale i moglam oddac sie juz spokojnie we wladanie Morfeusza. Wyniki dobre, cisnienie w porzadku, trzy otworki zalepione plasterkami, no zyc nie umierac.
 Tak dotrwalam do czwartku.
 
Ciag dalszy juz jutro, zapraszam. 
  

24 lipca 2025

Ten wpis...

 ... sam sie opublikuje, kiedy bede jeszcze w szpitalu albo juz w kostnicy. Nie zebym jakos bardzo chciala zwiedzac kostnice w roli nieboszczyka, ale wszystko moze sie zdarzyc, wiec jesli nie bede odpowiadala na Wasze komentarze, ktore mam nadzieje, napiszecie, to znaczy, ze cos jest na rzeczy. 
 Tak sobie rozmyslam i dochodze do wniosku, ze ikony i bohaterowie nie sa tak krysztalowi jakby chcieli byc przez nas odbierani. Taki Bakiewicz na przyklad,  bandzior i faszysta, wiec nie ma co oczekiwac od niego manier, pomyslunku, rozwagi, bo wiadomo, ze to przemocowiec i glupek w dodatku. Jednak od osob z drugiej strony barykady oczekiwalabym innych zachowan, a tymczasem... czytam coraz mniej pochlebne opinie o slynnej bojowniczce o wolnosc i demokracje oraz prawa czlowieka, zwanej Babcia Kasia i to nie tylko ze strony jej przeciwnikow, stronnikow rownie mocno irytuje jej zachowanie. 
 W Niemczech podobnie, bo przeciwnicy partii prawicowej, czyli finansowana przez rzad Antifa to zbieranina zwyklych chuliganow, psychopatow, ktorzy rzekomo w imie walki z faszyzmem dopuszczaja sie najgorszych przestepstw. Najlepszym tego dowodem jest niejaki Maja, siedzacy slusznie w wegierskim wiezieniu za grozne pobicie czlowieka. A wszystko niby w slusznej sprawie, z tym, ze przemoc ze strony tych ludzi jest nieporownywalnie wieksza niz tych, z ktorymi tak zawziecie walcza. Dobrze sie stalo, ze Maja trafil do wegierskiego wiezienia, tam odsiedzi caly zasadzony wyrok, w Niemczech juz dawno bylby na wolnosci.
 Przyslowie mowi, ze punkt widzenia... itd.  Tymczasem okazuje sie, ze i po dobrej stronie mocy zle sie dzieje, ze i tam sa chuligani i przestepcy, tyle tylko, ze na ich ekscesy przymyka sie jedno oko. Bo to "nasi", bo dzialaja rzekomo w dobrej sprawie. Zas kazdy wystepek, kazde slowo po stronie przeciwnika wyolbrzymia sie i powtarza do znudzenia, zeby wybielic siebie. 
 I niestety malo kto obiektywnie zauwaza, ze w gruncie rzeczy obie strony niewiele sie od siebie roznia. 
 
 
 

14 lipca 2025

Nie mam czasu...

 ... kichnac ani w telewizor popatrzec, bo oprocz wlasnych zgrzytow, mam dodatkowo dziadkowe. Dziadek jest caly w nerwach i waporach, choc to my z jego corka wzielysmy na siebie ciezar pakowania, a przedtem sortowania, co zostaje, a co zabieramy. No ale dziadek spanikowany, a ze jest juz po 80-tce, to z tych nerf w piatek wieczorem wzial sie potknal o dywan, upadl i zlamal sobie bark. Slynna niemiecka sluzba zdrowia odeslala go do domu, bo co bedzie lezal w szpitalu czekajac na zaplanowana operacje, niech nie zajmuje lozka na darmo i zywi sie w domu za swoje. W niedziele rano, w drodze do toalety, znow zakrecilo mu sie w glowie i znow sie wywalil, pogotowie zabralo go do szpitala i mam nadzieje, ze tym razem zatrzymaja go do operacji, a pozniej musze podzialac, zeby dostal miejsce na pobyt okresowy w domu opieki, poki nie zdejma mu gipsu, bo sam w domu nie da sobie rady z niczym jedna reka. Pisze to w niedziele, zanim pojade do jego mieszkania, wiec jeszcze nie wiem, co sobie tym razem zrobil, dowiem sie na miejscu.
 W piatek i w sobote wozilysmy z jego corka rozne tlukliwe rzeczy, porcelane, szklo, krysztaly, kwiatki, kosmetyki, sprawnie nam szlo w dwa samochody, ja oczywiscie musialam czesto odpoczywac, nawet wymyslilam usprawnienie i zaparkowalam auto od strony tarasu, skad droga do domu byla ewidentnie krotsza i pozbawiona miliona samozamykajacych sie drzwi po drodze. Troche trzeba sie bylo przeciskac kolo zywoplotu, ale rozwazam podanie tego pomyslu firmie przeprowadzkowej, duzo sprawniej przebiega rozladunek, a droga targania ciezarow jest ewidentnie krotsza.
 W sobote bylysmy z dziadkowa corka ogladac lozko z drugiej reki dla dziadka. Sypialnia w nowym lokum jest na tyle mala, ze jego podwojne lozko bardzo by ja zagracilo. Corka znalazla w lokalnych ogloszeniach lozko dla seniora, z wypasiona rama listwowa pod materac, elektryczna i na pilota do podnoszenia obu czesci, jak w lozkach szpitalnych. Calosc liczaca sobie trzy miesiace, cena wszystkiego nowego, ramy lozka, ramy listwowej i materaca (ze swiezo wypranym pokrowcem) 2500 euro, za 300 euro. Bo babcia, dla ktorej dzieci to lozko sprawily, zlamala sobie biodro i musiala pojsc do domu opieki. Okazja rzeczywiscie byla niezwykla, chetnie skorzystalysmy, a sasiad dziadka majacy auto carawanigowe, przewiozl wyrko do nowego lokum. Musimy tylko zaopatrzyc dziadka w nowe przescieradla, bo mamy 100x200, a lozko ma szerokosc 120.
 Trzeba bedzie tez kupic nowe zaslony, bo te sa za krotkie, jako ze nowe mieszkanie jest wyzsze od starego, a poza tym te zabki nie pasuja do szyny karniszowej. Sporo pomagam tu na miejscu, bo corka dziadka mieszka dosc daleko i pracuje, wiec znow zobaczymy sie dopiero w przyszly piatek. Firma pojawi sie w sobote rano i tez trzeba bedzie dwoch osob, w kazdym mieszkaniu po jednej, zeby sprawnie dysponowac tragarzami i wszystkiego dopilnowac, rowniez po samej przeprowadzce oproznienia starego mieszkania ze wszystkich rzeczy do wyrzucenia, ktore pochowane sa, zeby nie zawadzaly, jak rowniez pomieszczen piwnicznych i tarasu. A wiadomo, jacy sa mezczyzni, trzeba ich pilnowac, prowadzic za raczki i stale kontrolowac, bo gotowi cos przeoczyc i zostawic nam problem. 
 Wszystko to wlasciwie nie nalezy do moich obowiazkow, ale lubie dziadka, polubilam tez bardzo jego corke i gdyby nie ta przekleta moja zadyszka, pomoc bylaby tylko przyjemnoscia.
 

02 lipca 2025

Nie ma o czym

 No nie ma o czym pisac, moje zycie stalo sie tak obrzydliwie nudne i dolujace, ze nic, tylko sobie w ten durny leb strzelic. Problem tylko, ze nie mam pod reka zadnej broni palnej, a poza tym, po strzale w glowe czlowiek taki niewygledny, mozna sobie makijaz zepsuc. Chyba musze cos innego wymyslic. 
 Czerwiec za nami, duzo mialam zadan do wykonania, oleje, przeglady, ratusz i ausweis, dentysta, okulista i chirurg. Mialam nadzieje, ze lipiec bedzie spokojniejszy. Ale, jak wiadomo, nadzieja to matka glupich, wiec moj scienny kalendarz juz sie zaczerwienil od wpisow. Chirurg, badajac mnie i ogladajac wyniki badan, zapytal, czy naduzywam alkoholu, bo moja watroba leci na oparach. No nie tylko nie naduzywam, ale w ogole nie pije alkoholu. Bo nie lubie ani pic, ani pozniej zle sie czuc na kacu. Stanelo na tym, ze to woreczek tak mi daje popalic, wiec trzeba go niezwlocznie wyciac i juz mam termin operacji na 23 lipca, musze jednak wpasc do szpitala 22-go na rozmowy wstepne z anestezjologiem i inne drobne formalnosci. A jeszcze tydzien wczesniej musze porobic u rodzinnej wszystkie analizy i ekg, zeby miec gotowe do szpitala.
 18 lipca mam dentyste i mam nadzieje, ze ogarnie to leczenie kanalowe za tym posiedzeniem, a jak nie, to bede mogla dopiero po operacji. Ale najlepsza wiadomosc to to, ze udalo mi sie po znajomosciach dostac znacznie wczesniej do kardiologa. Syn naszej bylej sasiadki z poprzedniego miejsca, ktorego znam od dzieciaka, pracuje w szpitalu, do ktorego nalezy to centrum sercowo-naczyniowe i zna tam wszystkich, wiec spytalam go, czy by nie mogl zalatwic czegos wczesniej niz na wrzesien, no i mam termin juz na 16 lipca. Nie ma to jak "wejscia", bo normalnym trybem to czlowiek moze zejsc, zanim dostanie sie tu do specjalisty. I tenze dzieciak, ktory swego czasu wkurzal mnie do bialosci, a matce przysparzal siwych wlosow, dojrzal, zmadrzal, stal sie fajnym mlodym mezczyzna i pomogl starej ciotce dostac sie do lekarza.
 Tak wiec lipiec bedzie bogaty w wydarzenia, bo oprocz tego, co powyzej, to musze jeszcze przejsc ten przeglad techniczny. Na szczescie dobrzy ludzie obiecali pomoc w tych reperacjach, wiec mam nadzieje, ze nie zbankrutuje.
 Oby tylko zdrowie dopisywalo, Wam i mnie! 
 Zazdroszcze Guciowi, ktory jest teraz w sanatorium, sama chetnie bym sie udala na taki wypoczynek z roznymi zabiegami, ale wiadomo, ze ja nie moge sobie pozwolic na minimum trzytygodniowe opuszczenie stanowiska bojowego. Pokoj Gucia to jednoosobówka z lazienka i balkonem, z pieknym widokiem na park zdrojowy. Troche po tym parku  spacerowalismy, co mnie kosztowalo wiele wysilku, bo sporo tam bylo schodkow i pagórków, a ja przeciez nawet na prostym dostaje zadyszki.
 
Widok z Guciowego balkonu

Kosciol p.w. sw.Godeharda

Bawarska restauracja, gdzie jedlismy obiad

Palmy w parku, jeden z tych balkonow jest Guciowy

  A po obiedzie udalismy sie w taki parkowy zakamarek, gdzie staly metalowe lezanki i zawiazywalismy sadelko. Chlopaki nawet podrzemali troche, ja tylko polezalam z zamknietymi oczami, sluchalam szumu drzew, gruchania sierpówek i innych ptasich odglosow oraz oddalam sie uczuciu zazdrosci, ze nie moge sobie tak odpoczywac i sie kurowac. Samo miasteczko absolutnie nieciekawe, powiedzialabym nawet, ze nudne i brzydkie, naprawde nie bylo co zwiedzac i gdyby nie tan park, to nic by nie bylo do ogladania.
 
Tam moglabym zostac do konca zycia

 

22 czerwca 2025

Inwigilacja rosnie

 Nadszedl wreszcie termin zawnioskowania nowego ausweisu w ratuszu, po 4-miesiecznym oczekiwaniu. Pomna problemow z parkowaniem, wyszlam z domu odpowiednio wczesniej. Parking przy ratuszu nie powala wielkoscia, a dodatkowo polowa zostala odgrodzona, chociaz i tak to miejsce zarezerwowane jest dla aut elektrycznych, w drugiej czesci kilka miejsc zostalo przeznaczonych dla niepelnosprawnych, poszerzonych odpowiednio, co oczywiscie zabralo miejsca "normalne", znaczy normalnie szerokie. Byl jeszcze parking pod budynkiem, ale od lat jest zamkniety, bo niby cos tam remontuja. Niby. Jak na zlosc na wjezdzie stala smieciarka i tak go skutecznie blokowala, ze nie szlo wjechac. Czyli juz dzien sie zaczal xujowo i zwiastowal dalsze nieprzyjemnosci. Jedno dobre, to ze trzy razy dostalam maila przypominajacego mi o terminie w ratuszu, choc sama tez pamietalam, ale dla ludzi bardziej roztrzepanych to bardzo cenne, ze przypominaja. 
 Troche poczekalam w miejscu do tego przeznaczonym, gdzie na scianie wisialy wielkie monitory i dzwonily za kazdym razem, kiedy pokazywalo sie nowe nazwisko petenta z informacja, do ktorego stanowiska ma sie udac. Przyszlam tam uzbrojona w dwa zdjecia paszportowe, jak to normalnie bylo potrzebne, ale nie, teraz nie przyjmuja zdjec, teraz trzeba na miejscu zrobic sobie nowe zdjecie, ktore dygitalnie zostaje przeslane do stanowiska urzednika obslugujacego. Gdybym ja to wiedziala, to bym sie odpowiednio ucharakteryzowala, jakis puder na paszcze polozyla czy cus, zeby nie straszyc, a tak zdjecie w swojej xujowatosci pobilo wszelkie rekordy. W tejze maszynie, ktora robila te obrzydliwe zdjecia, trzeba bylo jeszcze od razu sie podpisac i tenze podpis zostanie umieszczony w dokumencie tozsamosci. Jesli myslicie, ze to koniec szykan, to jestescie w mylnym bledzie. Kiedy robilam poprzedni ausweis 10 lat temu, zapytano mnie, czy chce zrobic odcisk palca, bo to ulatwi cos tam, ale nie chcialam. Kiedy slubny robil swoj ausweis w 2021 roku, juz nie pytali, tylko pobierali odciski palcow. Teraz tez juz nie pytaja, to obowiazek, a ja czulam sie doslownie jak przestepca na komisariacie. Ciekawe, kiedy nastanie obowiazek wszczepiania pod skore chipa, na ktorym beda juz wszystkie dane, lacznie z historia chorob, odciskami palcow i karta bankowa, wystarczy przytknac czytnik i juz wiedza o tobie wszystko. Uwierzcie mi, zrobilo mi sie niedobrze, choc sumienie mam przeciez czyste. 
 Pomyslalam sobie, czy rzeczywiscie wszyscy podlegaja takim procesom, skoro okazuje sie, ze niektore straumatyzowane pasozyty ciagna socjal z kilku placowek, co byloby niemozliwe, gdyby ich daktyloskopowali i dane umieszczali w ogolnoniemieckiej kartotece, do ktorej dostep mialby kazdy urzednik na terenie bundesrepubliki. Acha, pewnie nie, bo pobieranie od nich odciskow palcow mogloby wzmóc traume, jeszcze by sie zestresowali czy cus.
 Myslicie, ze to koniec? No nie, trzeba bylo jeszcze wniesc oplate w wysokosci 43 euro za dokument, ktory moze dostane za 3-4 tygodnie albo z jeszcze wiekszym poslizgiem, oni mnie powiadomia mailowo. Dostalam karte magnetyczna i polecenie wplaty do jednego z automatow stojacych w poczekalni. Byly dwa, jeden do wplacania, drugi do wyplat. Ten do wplacania udekorowany byl kartka, ze jest uszkodzony i nic wiecej. Wrocilam zatem do urzedniczki mnie obslugujacej, a ta kazala mi wyjsc z ratusza, przejsc do przybudowki, gdzie miesci sie biuro rzeczy znalezionych i kasa miejska, cokolwiek to mialo znaczyc. Weszlam, znalazlam sie w korytarzu, a dalej byly tylko drzwi bez klamki i zadnej mozliwosci wejscia. Na szczescie zauwazylam na scianie przyrzad, do ktorego mozna bylo mowic, nacisnelam dzwonek, odezwal sie ktos, kto mnie powiadomil, ze ten automat do wyplat pelni teraz role wplatomatu i z niego mam korzystac. Wrocilam do poczekalni, myslac intensywnie nad brakiem dobrych checi kogos, kto przykleil kartke na wplatomacie informujaca o defekcie, ale juz nie pofatygowal sie napisac, ze mozna korzystac z drugiego automatu. A mnie juz zaczelo wszystko podchodzic do gardla ze zlosci, szczegolnie, ze jak pisalam, nie czuje sie za dobrze i chodzenie powoduje u mnie zadyszke i bol w klatce z piersiami. Ale kogo to obchodzi? Ustawilam sie w kolejce do tego wyplatomatu, ktory tymczasem sie zablokowal, pozarl chopakowi pieniadze i pokazal fucka. Chlopak wcisnal dzwonek, bo i ten automat mial urzadzenie sluchajaco-mowiace, glos obiecal, ze zara przyjdzie reperowac. Czekalismy kwadrans, przyszedl gosciu, z przodu cos probowal, nie wyszlo, wiec wlazl do tego automatu od zakrystii, cos tam porobil i nazywalo sie, ze automat dziala. Mialam jeszcze jedna mala przygode, kiedy wreszcie dobrnelam do onego, bo nie chcial mi przyjac jednego banknotu 20-eurowego, moze byl falszywy, nie wiem, ale wypluwal go z zacietoscia godna lepszej sprawy. Na szczescie mialam jakis inny banknot w portfelu i ten przyjal, ale ja juz mialam ochote skopac to ustrojstwo. 
  Po tych przygodach powinnam miec mozliwosc spokojnego polozenia sie i dojscia do siebie w domu, ale to byloby zbyt piekne, zostalam bowiem zaproszona przez wnuki na obchody jubileuszu szkoly i zakonczenie roku szkolnego.
 

I co bylo dalej?

    Dalej to nawet nie za bardzo wiem, co sie dzialo, bo smacznie sobie spalam, ale nie byla to taka pelna narkoza, bo bez anestezjologa i i...