Juz nawet nie pamietam, od czego sie zaczelo, ze ktoregos dnia wzielo mnie na wspominki. Prawdopodobnie impulsem musialo byc jakies zdjecie na ktorejs z lodzkich stron na fb, bo regularnie sledze nowinki remontowo-rewitalizacyjne, jakie dokonuja sie w Lodzi. Dopiero jednak niedawno zdalam sobie sprawe, jak bardzo Lodz byla... po prostu brudna. Kiedy jeszcze tam zylam, wyglad ciemnych kamienic byl dla mnie czyms calkiem normalnym, bo nie znalam innego. Pamietacie pewnie z filmu Ziemia Obiecana obraz dymiacych wielkich kominow, one tak kopcily, wtedy i nieprzerwanie do czasow, w ktorych sie urodzilam i zylam w tym miescie. Pamietam, ze sama bardzo czesto chorowalam na gorne drogi oddechowe, a kiedy urodzily sie moje dzieci, byly stalymi pacjentkami emerytowanego pediatry wojskowego, doktora Kozubkiewicza, ktory wprawdzie usilowal postawic je jakos na nogi za pomoca homeopatii i pszczelich produktow, ale niespecjalnie mu sie to udawalo. Zawsze mi powtarzal, ze jezeli chce miec zdrowe dzieci, powinnam wyprowadzic sie z Lodzi na stale, bo jest to, po jakims slaskim miescie, drugie z najbardziej zanieczyszczonym powietrzem w Polsce. W zasyfieniu Lodz wyprzedzala Plock z petrochemia, Tarnobrzeg z siarka i caly Gorny Slask, a przeciez Lodz miala "tylko" przemysl zwany lekkim. Niestety ta jego lekkosc nie przekladala sie na lekkosc zanieczyszczenia powietrza. Latwo bylo powiedziec - przeprowadzka, ale w tamtych czasach zmienic miejsce zamieszkania to bylo nie lada wyzwanie. Meczylam sie zatem z tymi chorujacymi dziecmi do czasu, kiedy rzeczywiscie zamienilismy zatruta Lodz na zielona i praktycznie bezprzemyslowa Getynge. Pediatra mial racje, jak sie okazalo, dzieci przestaly tak czesto chorowac. Wiadomo, ze czasem cos przywlekly z przedszkola albo szkoly, ale czestotliwosc chorob utrzymywala sie juz w jakichs rozsadnych granicach.
Jezdzilam do Lodzi, widzialam zmiany, przede wszystkim po upadku przemyslu i ubytku okolo 200 tysiecy mieszkancow, co zdegradowalo moje rodzinne miasto z drugiego miejsca w liczbie mieszkancow do czwartego w Polsce, ale latwiej bylo oddychac, zwlaszcza ze wladze miasta postawily sobie za cel jak najbardziej je zazielenic, gdzie sie dalo, tam powstawaly klomby, sadzono drzewa i krzewy.
Najwieksze jednak wrazenie zrobily na mnie "wybielone" budynki, ktore zostaly albo wypiaskowane, jak np. kosciol ewangelicki na Piotrkowskiej, hotele Polonia i Grand albo pomalowane. I nagle te dotad czarne lub bardzo ciemne budynki zrobily sie tak jasne, ze prawie ich nie poznalam. Powiem wiecej, zanim sie przyzwyczaje, one dla mnie wygladaja "glupio", ja przez ponad pol wieku odbieralam je inaczej.
Poszperalam w internetach i zrobilam dla Was zestawienie przed-po.
Najwieksze zmiany mozna zauwazyc w rewitalizowanych budowlach z czerwonej cegly, one tez zmienily kolor. Manufaktura juz jest gotowa, teraz rewitalizowane sa nalezace do Poznanskiego famuly (w jednej z nich przyszlam na swiat). Podobnie z zabudowaniami fabrycznymi Scheiblera (za PRL Uniontex) i nalezacymi do nich famulami Ksiezy Mlyn.
Brama Manufaktury |
Famuly na Ksiezym Mlynie |
Pomyslcie, wszystko to, co osiadalo przez lata na domach, bylo przez nas wdychane i osiadalo nam na plucach i oskrzelach, powodowalo wiele chorob u dzieciakow i to przez kilka(nascie) pokolen. Teraz dom po domu wylania sie z tych osadow, pokazuje swoje piekno tak dlugo ukrywane, zaniedbywane z braku srodkow, niszczone przez "lud pracujacy miast i wsi", bo to nie ich, bo im dali i pozwolili uzytkowac za grosze, wiec mozna bylo bezkarnie dewastowac. Dzieki dotacjom unijnym to w gruncie rzeczy piekne, choc latami zaniedbywane miasto, zaczyna prezentowac swoja specyficzna urode. Niby znam, ale wiele rzeczy mnie zaskakuje, bo przyzwyczajona do brudu i nijakosci, nie zwracalam nigdy wczesniej uwagi na detale, uznajac jakby z gory, ze nie warto.