30 lipca 2023

Takie male dzieci...

 ... to juz nie na bapci sily. Zreszta te troche wieksze w dwupaku tez nie, bo pojedynczo sa przekochane, ale kiedy sa razem, to wstepuja w nie demony, nakrecaja sie wzajemnie i psoca. Te male natomiast sa w wieku, kiedy sporo juz moga, ale niczego jeszcze nie rozumieja, dla nich zakazy to jakas abstrakcja. 
 Corka byla tym razem dosc dlugo w Getyndze, musiala pozalatwiac sporo spraw urzedowych, zaszczepic przychowek i odbyc badania okresowe. Jako ciekawostke podam, ze jej dzieci sa pod opieka syna pediatry, u ktorego byly moje dzieci, w tym Julka od urodzenia. Czyli drugie pokolenie pacjentow u drugiego pokolenia lekarzy i tylko gabinet ten sam. Bede musiala kiedys wybrac sie z nia, bo kiedy pytam, czy syn podobny do ojca, to ona nie wie, bo ojca nie pamieta :)))
 Przedwczoraj wpadla do nas, bo chciala  mnie wyciagnac do pobliskiego centrum handlowego, na piechote i na spacer, bo to jest tam, gdzie na parkingu mialo dojsc do otarcia innego samochodu przez slubnego, a wiec nie tak daleko. Pogoda wprawdzie straszyla, bo i caly tydzien pod znakiem opadow, burz, huraganow, choc nie bylo az tak ekstremalnie jak we Wloszech, gdzie gradziny mialy srednice do blisko 20 centymetrow, ale to byl ten tydzien, kiedy wracalam z Miecka od weta. 
 Junior, odkad nauczyl sie chodzic, nie bardzo chce jezdzic w wozku, ale kiedy jest poza nim, zaczyna sie dla nas pelny hardkor i survival. Bo mlody ucieka, znika gdzies miedzy regalami, a ze jest maly, to go nie widac, a powierzchnie sklepow sa wielkie. Latamy wiec we dwie z wozkiem z Zoska, ktora tez czasem zaczyna sie nudzic i marudzic. A Junior caly w szczesciu, kiedy sie go znajduje po minutach pelnych paniki, czy czasem z tego sklepu w miedzyczasie nie wylazl. Musiala bapcia kupic sobie nowa myszke bezprzewodowa, bo szkodnik zamordowal bapci te uzywana, na smierc zamordowal. W ostatniej chwili bapcia uratowala swoje okulary przed zamordowaniem, bo Junior wyprobowywal, jak daleko mozna odgiac oba zauszniki i jeszcze chwila, a bylyby odgiete na ament oraz wylamane. Trzeba za malym psujem latac i stale go miec na oku, a w domu wszystko klasc poza zasiegiem ciekawskich raczek. Przy czym Junior bardzo dosadnie pokazuje, kiedy cos mu sie nie podoba, najgorzej reaguje na slowo NIE, wtedy rzuca zabawkami. Juz kiedys przylozyl corce samochodzikiem w tyl glowy i tak bolesnie ja walnal, ze biedaczce lzy polecialy. Ale to jeszcze nic, bo kiedys moze trafic w Zoske i zrobic jej krzywde. Corka tlumaczy i prosi, Junior robi madre miny, ale do nastepnego razu. Toyce tez juz sie oberwalo malym autkiem w psi leb. No ale to taka faza rozwojowa, trzeba przetrwac. 
 W tym centrum handlowym zajrzalysmy do operatora telefonicznego, bo musialam mamie kupic niemiecka karte telefoniczna, jej polska konczy sie jakos w polowie sierpnia, wiec powoli trzeba sie szykowac na zmiany. Stanowisko Telekomu to taka otwarta wneka, jakich wiele w tym centrum handlowym, Junior mial wiec wolny wybieg na pasaz, z czego skrzetnie skorzystal i polazl naprzeciwko do optyka, skad zwinal okulary i uciekl, zaraz tez rozlegl sie alarm, bo okulary byly dosc drogie. Corka skoczyla, odebrala rabusiowi lup, oddala, przeprosila, a rabusia przywiazala szelkami do wozka, zeby moc w spokoju zalatwiac wlasne sprawy w Telekomie. Juniorowi oczywiscie niewola nie podeszla, czemu dal wyraz marudzeniem, ale tylko marudzeniem, bo on nie jest mazgajem. W przeciwienstwie do jego siostry, ktora, jesli jej cos nie pasuje, rozdziera paszcze i nie przejmuje sie niczym. W tym centrum handlowym zeszlo nam dluzej niz planowalysmy, dzieci zdazyly zjesc i wypic wszystko, co ze soba zabralysmy, a ze nadeszla pora drzemki Zoski, a drzemka wiaze sie z flaszka, Zoska wlaczyla syrene na caly regulator i nie szlo jej uspokoic. Corka wpadla wiec do Rossmanna, gdzie mozna kupic gotowe mleko, spytala ludzi w kolejce, czy wola ja przepuscic, czy sluchac dzwieku wscieklej i glodnej Zoski, wiec kolejka sie rozstapila jak Morze Czerwone przed Mojzeszem, przelalysmy szybko mleko do butli ze smoczkiem i nagle zapadla bloga cisza. No az glupio sie zrobilo, ta cisza zadzwonila wszystkim w uszach. Wreszcie moglysmy wracac do domu, zanim nas stamtad przymusowo wyrzucili.
 Z prawdziwa ulga pozegnalam towarzystwo, bo moje sily sie skonczyly. Podziwiam moje dziecko, ona panuje nad wszystkim, z ta dwojka jedzie taki kawal drogi i niczym sie nie przejmuje, najwyzej gdzies tam sie zatrzyma, kiedy przychowek zaczyna szalec w samochodzie. Ja mam jeszcze w pamieci nasze podroze do Polski, kiedy bylo nas dwoje do obslugi dzieci, slubny prowadzil, ja moglam sie zajmowac dziecmi, a i tak jezdzilismy glownie w nocy, zeby miec spokoj, kiedy dzieci spaly. Corka jest z tym w podrozy sama, musi sie zatrzymywac, bo nie da rady na autostradzie odwracac sie i reagowac na placz czy marudzenie. No i ja nie mialam tak niewielkiej roznicy wieku miedzy dziecmi, bo kiedy Julka sie urodzila, najstarsza miala juz 7 lat, a srednia 3, wiec juz conieco kumala, a najstarsza mogla np. podac smoczek czy przytrzymac butelke podczas karmienia. No naprawde nie mam slow podziwu, jak moje dziecko ze wszystkim sobie radzi.
 Niedlugo po ich wyjsciu wzielam tylko prysznic, bo ta opieka mnie bardzo spocila i rzucilam sie do lozka, gdzie przespalam jak zabita 7 godzin, co u mnie jest bardzo dlugo. Kocham te wszystkie dzieci, ale dobrze, ze nie mam ich na codzien, nie przezylabym. 

28 lipca 2023

Och, jacy ci politycy...

 ... podli i przewrotni! Jak to szczuja pisomilicje na biedne kobiety, kaza im kucac i kaslac, otaczaja opieka w liczbie kilku silnych acz bezmózgich pismilicjantow, zeby sobie krzywdy nie wyrzadzila, a nawet rekwiruja lapka i telefon, zeby sprawdzic, czy nie szukala przypadkiem sposobow na odebranie sobie zycia. Tacy opiekunczy!  A lekarze jacy wredni! Najpierw skladaja przysiege Hipokratesa, a potem spokojnie czekaja az umrze plód, ktory i tak nie mialby najmniejszej szansy na przezycie, ale nie usuna go wczesniej, dajac szanse matce na przezycie, bo sie boja. Podobnie boja sie ginekolodzy, ktorzy na ekranach USG lub w wynikach badania wod plodowych widza, ze kobieta nosi w sobie twor, ktory poza jej organizmem nie przezyje, a jesli nawet, to nie bedzie czlowiekiem, tylko zlepem komorek niezdolnych do samodzielnego zycia i stanowienia o sobie. Jesli przezyje... to matke czeka gehenna az do smierci, jej lub tego czegos, co urodzila. Bez pomocy panstwa, bez dofinansowania, bez zadnej nadziei. Za to dobrze, jesli zdola to ochrzcic i, a jesli ta jej pociecha umrze, godnie pochowac z udzialem ksiedza, oczywiscie placac niemaly haracz, bo te sukienkowe zboki palcem nie kiwna bez colaski. 
 I teraz mam pytanie do Was, czy komukolwiek sie wydaje, ze to polscy politycy tak nie lubia kobiet, ze za wszelka cene i wszelkimi dostepnymi sposobami upodlaja je na kazdym kroku? Nie! Co takiemu wucowi i jego dupolizom przyjdzie z zakazywania skrobanek czy czekania na smierc plodu, wiedzac, ze to najczesciej oznacza rowniez smierc matki, co zyskaja nasylajac milicyjnych troglodytow na pacjentke, ktora przyznala sie lekarce do przyjecia srodka poronnego, a swoja droga lekarce nalezy sie medal za donosicielstwo. Czy myslicie, ze oni to sami wymyslili? Otoz zapewniam Was, ze nie! Autorem upodlania kobiet jest nie kto inny jak polski kosciol katolicki. Te gnoje tesknia za czasami, kiedy mogli dowolnie oskarzac madre i niepokorne kobiety o uprawianie czarow i wysylac na stos, a poniewaz raczej nie maja szansy na powrot czasow inkwizycji i konkwisty, kiedy to swoim sadystycznym sklonnosciom i skrywanemu  przed kobietami  strachowi mogli dac upust upodlajac je, torturujac i ostatecznie palac na stosach, wymyslili inny rodzaj tortur. A ze ta akurat ekipa polityczna oplaca sie kosciolowi za przymuszanie wiernych do poparcia, nie tylko wyplatami miliardowych haraczy, brakiem podatkow za dzialalnosc gospodarcza, oplacaniem skladek zdrowotnych i rentowych i mozliwoscia szarogeszenia sie we wszystkich placowkach budzetowych, to teraz pomaga we wspolczesnym "paleniu na stosach" kobiet. Najzabawniejsze jest to, ze wiekszosc tych "czarownic" w pelni sobie na takie traktowanie zasluguje. Poczawszy od slubow przed oltarzem, chrzczeniu dzieci, poprzez spowiedzi i koledy, koperty, ofiary i regularne uczestnictwo w mszach. Do lez bawi mnie udawany gniew niektorych bardzo poboznych matron na polskich politykow, pismilicje, lekarzy i czort-wie-kogo-jeszcze, a zamykanie oczu na rzeczywistych autorow upodlenia kobiet w Polsce. Albo sa tak glupie, albo tak skutecznie zindoktrynowane. Niechby sie juz przestaly osmieszac tym swietym oburzeniem, przeciez klechom jest dokladnie wszystko jedno, czy matka z martwym plodem w srodku umrze czy przezyje, jesli umrze, to tym lepiej, bo kosciol znow zarobi na pogrzebie i to podwojnym. 
 A dlaczego pismilicja tak chetnie rwie sie do interwencji? A kto tam idzie pracowac? Jakies pólmózgi po kilkutygodniowym przeszkoleniu, a wczesniej po czarnkowej szkole, gdzie bylo o cnotach niewiescich i posluszenstwie wobec mezczyzny. 
Dla nie obeznanych ze sprawa TUTAJ KROTKI OPIS SYTUACJI.

26 lipca 2023

Pandemonium

 Zanim przejde do meritum, pozwole sobie zlozyc najpiekniejsze zyczenia imieninowe Annom. Ja imienin od dawna nie obchodze, wiec mnie to nie dotyczy.


 W poniedzialek zrobilam termin do wetki, bo lekarstwo, ktore dostalam dla Miecki na te tarczyce, dobiegalo konca, a wedlug umowy trzeba bylo kotu zbadac krew i zadecydowac, czy przepisana dawka jest prawidlowa, czy moze trzeba ja zwiekszyc/zmniejszyc. 
 Miecka wyczula pismo nosem, zabarykadowala sie w najmniej dostepnym kaciku pod lozkiem i ani myslala wychodzic. A poniewaz nieuchronnie zblizala sie godzina wyjscia, musielismy cos przedsiewziac. Pod naszymi lozkami mamy takie "szuflady" na kolkach, w ktorych lezy zapasowa posciel. Koty bardzo lubia w nich spac, jest miekko, ciemno i bezpiecznie. Tam wlasnie Miecka sie przyspawala, a my z obu stron na kleczkach, z latarkami usilowalismy ja stamtad jakos wyciagnac. Udalo sie, sypialnia zostala zamknieta na klucz, bo gdyby nie, to ten bazyliszek umie skoczyc na klamke i sam otwiera zamkniete drzwi. Na szczescie klucza jeszcze nie umie przekrecic.
 Wsadzilam delikwentke do transportera i jak zwykle zaczal sie glosny koncert kocich skarg i lamentow. Przy okazji mnie z tych nerwow bylo lekko slabo, trzesly mi sie rece i drzaly nogi, ale nie na tyle, zeby prosic slubnego o podwozke, bo byloby mi jeszcze gorzej. Szczesliwie dojechalysmy, ale kiedy otworzylam drzwi, zeby wyjac transporter, uslyszalam odglos kota szykujacego sie do rzygania, chcialam ja jeszcze wyjac, choc pozniej zdalam sobie sprawe, ze gdyby mi sie wyrwala i uciekla, to mialabym za swoje. Miecka chlupnela plynnym pawiem przez siatke transportera, uwalawszy przy tym nie tylko torbe, kocyk, ale i drzwi samochodu od srodka. A mnie jeszcze bardziej zaczely mieknac nogi. 
 W ogole pogoda byla straszliwa, przedburzowa, bylo duszno, potliwie, niespokojnie, a stalowoszare chmury zdawaly sie wisiec tuz nad glowa. Pani recepcjonistka naznosila mi reczniki papierowe, zebym mogla jako tako ten transporterek wytrzec, czym uratowala mi zycie. Miecka zostala zwazona, jeszcze bardziej schudla od ostatniego miesiaca, zostala jej pobrana krew, ja zrobilam sie lzejsza o 150 euro i pora byla ruszac w droge powrotna. 
 Tymczasem zrobilo sie calkiem ciemno, wichur zerwal sie taki, ze ino galezie lataly w powietrzu, zdazylam jeszcze dobiec do samochodu, kiedy lunelo jak z cebra. Miecka oczywiscie darla paszcze, a ja zaczelam sie zastanawiac, czy smigac do domu, zeby temu biednemi kotu skrocic stres, czy czekac az armagiedon sie skonczy, gdyz wycieraczki nie zgarnialy wody na najwyzszych obrotach. Deszcz walil glosno o dach, Miecka jeszcze glosniej darla gebe, a ja w tym momencie poczulam potrzebe dwoch silnych i kaftana bezpieczenstwa, sama mialam ochote sie rozedrzec. Trzeslo mna jeszcze bardziej, choc myslalam, ze juz bardziej sie nie da. 
 Ruszylam do domu, potem zalowalam, ze jednak nie poczekalam, bo jadac tylko patrzylam, jaka galaz mnie trafi czy moze od razu cale drzewo przygniecie nas z Miecka do asfaltu. A wycieraczki nie dawaly rady, musialam jechac bardzo wolno, zreszta wszyscy pozwalniali. Na szczescie. Miecka sie darla, ja sie trzeslam, deszcz chcial mnie utopic, a wiatr zepchnac do rowu. 
 Dojechalam jednak i w tej samej chwili wszystko ucichlo, uspokoilo sie, choc po drodze musialam dobrze slalomowac, zeby omijac pourywane konary i nie poplynac na duzych kaluzach. W domu uszlo ze mnie powietrze, ze az sie poplakalam.

24 lipca 2023

60 lat temu

 W tym roku, juz za niecaly miesiac, dokladnie 19 sierpnia Hexa bedzie miala swoj pierwszy dzien szkoly. Normalnie rozpoczecie roku jest 17-go, ale pierwszaki maja 1-2 dni pozniej, zeby starsze dzieci zdazyly dla nich przygotowac godne powitanie. Nie tak dawno moje dziewczyny maszerowaly ze swoim szkolnym rogiem obfitosci, zeby zaczac nowy etap w zyciu, etap obowiazkow, czerpania wiedzy, pewnej dyscypliny, bo czasy przedszkolnej beztroski odchodzily w niepamiec. 
 Pozniej dlugo nic i Einschulung dzieci P. Uzylam tutaj, choc niechetnie, slowa niemieckiego, bo sama fizycznie nienawidze czytac na cudzych blogach snobistycznych wtretow w jezyku, ktorego autor uzywa na emigracji, a im krocej na tej emigracji przebywa, tym czesciej te wtrety sie pojawiaja. Nie wiem komu i co chce tym udowodnic, bo przeciez i tak wszyscy zainteresowani wiedza, skad pisze, ale pewnie cudzoziemszczyzna w jego mniemaniu brzmi dostojniej cy cus. Ja sama wielokrotnie musze nasuwajace mi sie slowa i zwroty niemieckie tlumaczyc przy pomocy guglowego translatora, bo czesto brakuje mi odpowiedniego slowa po polsku, co po 35 latach moze sie zdarzyc, ale na blogu staram sie pisac jednak po polsku, bez snobowania sie na taka, ktora zapomniala jezyka ojczystego. Czasem jednak sa slowa, ktorych nie sposob przetlumaczyc, sa kompaktowe, trafne i niezastapione. Jak wlasnie Einschulung, co znaczy przyjecie do szkoly, do pierwszej klasy. No nie ma polskiego odpowiednika. 
 Przy tej okazji zdalam sobie sprawe, ze dokladnie 60 lat temu, 1 wrzesnia 1963 roku ja poszlam do pierwszej klasy w Szkole Podstawowej nr 124 imienia (qrde!)
Schulkind to uczen, pierwszak.
Nadjezdy Krupskiej, w Lodzi. W bialej bluzce i granatowej plisowanej spodniczce, cala przejeta do szpiku kosci. Byla jakas uroczysta akademia na boisku szkolnym, bo i pogoda dopisywala. Ale wtedy nie bylo takich wypasow, jakie maja teraz pierwszaki w Niemczech, nie bylo tych rozkow obfitosci, wypasionych tornistrow za miliony, czarodziejskich flamastrow, kostiumow gimnastycznych rodem z filmow, t-shirtow z personalnym nadrukiem czy wreszcie ksiazki o Malvinie, ktora idzie do szkoly, bo i taka ksiazeczke bapcia zamowila. Bapcia w ogole poszla na calosc w wydatkach dla pierworodnej wnuczki na rozpoczecie szkoly, i niewazne, ze potem bedzie zarla tynk ze sciany.
 Jak to dobrze, ze koty najstarszej nie musza isc do szkoly, bo bapcia by calkiem zbankrutowala. I tak czeka bapcie powtorka z rozrywki jeszcze trzy razy. Co najmniej, bo czort wie, czy ktorejs nie wpadnie do glowy miec wiecej przychowku niz po parce. No ale taka rola bapci i co poradzisz. 
 Wszystko juz gotowe, czekam tylko na doslanie ksiazki o Malvinie. Nie bedzie to pierwsza tego typu ksiazeczka, bo juz wczesniej zamawialam jej i bratu ksiazki o ich przygodach. Teraz to i w Polsce mozna takie ksiazeczki zamawiac. Na poczatku trzeba "wypelnic" wyglad dziecka, podac imie i imiona calej rodziny, rodzenstwa, ciotek i zwierzat domowych, bo wszyscy wystepuja w tresci. Jest i bapcia Ania, a co! No ale teraz mamy Einschulung i o tym bedzie kolejna ksiazka, ktora bapcia wetknie do pelnego juz i ciezkiego jak niewiemco rozka obfitosci dla Hexy.

22 lipca 2023

Swiatelko w tunelu

 Z tymi swiatelkami w tunelach to trzeba ostroznie, bo wiele z nich moze okazac sie jadacym z przeciwka pociagiem, jednak tym razem mam do zakomunikowania dobra wiadomosc. Az dziwne, co nie? W tym moim zyciu pelnym stresow wreszcie zaswiecilo slonce. Pamietacie moze pod koniec kwietnia mialam niezwykle stresujacy dzien, KLIK, w tym przypadku chodzi o jego druga czesc, o to domniemane przetarcie lakieru w parkujacym obok samochodzie. Niezwlocznie zameldowalam szkode w ubezpieczalni, bo tak trzeba bez wzgledu na to, czy do tej szkody sie poczuwam czy nie, a pozniej oddalam sprawe w rece adwokata. Ten sciagnal wszystkie papiery z policji, wlacznie z opisem, co bylo na nagraniach z monitoringu. Bylo, ze moj chlop tam byl i stal obok poszkodowanej, tyle to i my wiedzielismy, natomiast nie bylo, ze ja zawadzil przy parkowaniu. Bylo, ze policjant stwierdzil autorytatywnie, ze to nasz samochod porysowal ten stojacy obok, bo mu sie zgadzala wysokosc rysy z nasza boczna listwa, na ktorej tez byla rysa. Po czym oddal sprawe do Wydzialu Porzadkowego (Ordnungsamt), ktory to wydzial obciazyl nas drobna grzywna w wysokosci 30 euro za wykroczenie przeciw porzadkowi. Zadzwonilam do adwokata, a ten zarzadzil, ze mamy nic nie placic, bo niczego nie zrobilismy. Niestety za jakis czas dostalismy znow ponaglenie do zaplacenia i wtedy prawnik poradzi nam, zeby napisac krotkie wyjasnienie. No to zredagowalam co nastepuje:
     "Nie ma naocznego swiadka, ze zarysowalem stojace obok mnie auto podczas manewru parkowania, a dowody w postaci nagran z monitoringu potwierdzajace moja tam obecnosc to jeszcze za malo. Po drugie, jesli mialbym zarysowac zderzak listwa z boku samochodu, to rysa powinna byc pojedyncza,  gdy tymczasem na zderzaku poszkodowanego samochodu bylo kilka sladow jeden nad drugim.  Poza tym te szkody mogly byc starsze, czego wlascicielka auta wczesniej nie zauwazyla, bo nie wierze, zeby za kazdym razem przed wejsciem do auta obchodzila je dookola i sprawdzala, czy wszystko jest w porzadku na tylnym zderzaku. Przy okazji pakowania zakupow do bagaznika, zobaczyla uszkodzenie, ale moglo byc ono z innego dnia. Nasze auto jest stare i porysowane, nie ma wiec na to dowodu, ze rysa na listwie powstala wlasnie tego dnia podczas parkowania. Wieloletnie doswiadczenie urzednika policji i jego przekonanie, ze wlasnie za sprawa listwy zostaly dokonane szkody, nie przekonuje mnie, nie zostaly pobrane zadne probki i jest to jedynie domniemanie. Za rada naszego prawnika odmawiam wiec zaplacenia grzywny, bo byloby to rownoznaczne z przyjeciem winy na siebie."
 I wyslalam to wszystko do Ordnungsamtu. Za kilka dni dostalam stamtad wiadomosc, ze postepowanie administracyjne przeciwko slubnemu zostalo umorzone. Zaraz tez zrobilam z niego scan i wyslalam mojej ubezpieczalni, zeby czasem nie podniosla mi skladek na przyszly rok. 
 Co z tego wynika? Czy sprawa jest ostatecznie zalatwiona? Otoz nie. Jezeli bowiem moja ubezpieczalnia odmowi tej niby przez slubnego poszkodowanej babie pokrycia kosztow usuniecia szkody, w wysokosci ponad 1800 euro, to ona teoretycznie moze oddac sprawe do sadu. Na razie jednak, na chwile obecna, jestesmy bez winy. Ufff...

20 lipca 2023

Calego swiata...

    ... nie zmienisz... Ludzi do milosci nie zmusisz, ani nawet do lubienia ciebie. Zawsze jednak masz wplyw na to, jaki jest ten kawalek swiata wokol ciebie i kto sie w nim znajduje. Rzekl kiedys Keanu Reeves
 No moze nie do konca wszystko jest zgodne ze stanem rzeczywistym, bo moj wplyw na moj kawalek swiata jest uzalezniony od wielu czynnikow, m.in. od stanu posiadania, ale ogolnie wszystko mniej lub bardziej sie zgadza. 
 Gdybym miala dosc kasy, na pewno nie wyrywalabym matki z jej bezpiecznego polskiego srodowiska, za to zapewnilabym jej godna opieke. Ale coz, jak sie nie ma, co sie lubi, to trzeba pogodzic sie z tym, co sie ma i na co jest stac. Gdyby moja mama nie byla taka wygodna, zeby poprzestac na jednym dziecku, opieka nad nia bylaby pewnie latwiejsza, jednak teraz nic nie da sie zmienic i wszystko jest na jednaj mojej glowie. Ona nie jest szczesliwa, bo kontakty telefoniczne to nie to samo co osobiste, my tez meczymy sie w ciasnocie z jej humorami. W tym przypadku akurat nie mialam ani troche wplywu na to, kto sie w moim malym swiecie znajduje, mama tez nie, wszyscy zostalismy zmuszeni okolicznosciami do wielu ustepstw, a ja dobrze wiedzialam, ze bedzie ciezko, bo znam moja matke. Tyle tylko, ze naprawde nie bylo innego wyjscia, nie moglam jej zostawic bez opieki w Polsce, bo owszem, pomagaly jej doraznie sasiadka i wspoltowarzyszka z Wigoru, jednak na dluzsza mete nie bylo to optymalne rozwiazanie, bo kazda ma wlasne zycie, obie sa nie najmlodsze i moglyby zachorowac, obie jezdza na urlopy, a na dobry dom opieki niestety nie bylo nas stac.
 Ogolnie jednak moge sobie wybierac ludzi, wsrod ktorych sie obracam i wielu z nich zostalo z mojego zycia wyeliminowanych, glownie ci, przez ktorych czulam sie wykorzystywana, nie tylko materialnie, nie tylko czasowo, ale czesto psychicznie, dla ktorych stalam sie czyms w rodzaju konfesjonalu czy nawet scieku, do ktorego wylewali wszystkie swoje frustracje. Cokolwiek robie dla innych, nie oczekuje rewanzu, ale czasem i ja potrzebuje rekawa, w ktory moglabym sie wyplakac i wysmarkac, bo juz mi nie pomaga plakanie w siersc Toyi. I co? Ano zamiast tego pomocnego rekawa dostaje porcje  cudzych frustracji. Juz kiedys o tym pisalam, ze kiedy usiluje na cos komus sie poskarzyc, ta druga osoba czeka tylko az zdarzy sie przerwa na zaczerpniecie powietrza i zaczynaja wlasna tyrade. Malo tego, oni nawet nie zdawali sobie sprawy ze swojego wampiryzmu i egoizmu. Ja nie oczekuje pocieszen ani porad, musze sama dawac sobie rade, bo to moje zycie, ale chcialabym zaofiarowania mi bezinteresownie troche czasu i podstawienia pod nos tego rekawa do smarkania. Nic wiecej. Ale takich ludzi ze swieca szukac, to raczej wymarly gatunek. Kazdy bardziej dba o siebie i wlasne interesy niz jest gotow poswiecic komus swoj cenny czas i wysluchac, nie komentujac, nie zaczynajac od razu wylewac wlasnych skarg na kiepskie zycie/zdrowie/prace.
 Wracajac wiec do motta, nie zawsze da sie miec wplyw na wlasne zycie.

18 lipca 2023

Nie rdzewiejcie!

 Tak mnie ostatnio cos wzielo na promowanie zdrowego trybu zycia w, powiedzmy, slusznym wieku. Nie mam tu na mysli starosci, zreszta od kiedy liczy sie starosc? Pamietacie Scarlet z Przeminelo z wiatrem? Ona dosc wczesnie owdowiala, a jeszcze wczesniej wyszla za maz (w wieku 16-17 lat) i od tego czasu juz uchodzila za stara, nie wypadalo jej np. tanczyc na balach. A kobiety na polskiej wsi? Tez wczesnie wydawane byly za maz, od tego dnia zegnaly sie ze swoimi pieknymi warkoczami, musialy nosic nakrycia glowy i wielu rzeczy nie wypadalo im robic, bo byly stare. Ludzie kiedys w ogole krocej zyli, wiec osoba 30-, 40-, 50-letnia uchodzila za stara, a 60-tka to byl prawdziwy matuzalem. Jak dozyla. Zreszta nawet dla mnie, kiedy liczylam sobie jakies 16-20 wiosen, ktos 30-letni byl za stary. 
 A teraz? Wczesni emeryci to jeszcze calkiem mlodzi ludzie, bo co to jest dzisiaj 60-tka? Niektorym dopiero wtedy zaczyna sie zycie, maja juz odchowane dzieci, najczesciej wyprowadzone z domu, maja duzo czasu i jesli tylko zdrowie dopisuje, wreszcie moga podazac za marzeniami, jezdzic, zwiedzac, tanczyc, byc aktywnym. 80-latki smigaja na rowerach, wedruja z plecakami po gorach, spiewaja w chorach, tancza w swoich Wigorach, zawieraja nowe znajomosci, czesto znajduja milosc na reszte dni. Kiedy wiec zaczyna sie ta starosc? Ja mysle, ze kazdy indywidualnie czuje, kiedy jest stary, niektorzy juz rodza sie z kijem w dupie, sa starzy od poczatku swojego istnienia. Tacy zawsze z wyzszoscia poprawiaja cie w komentarzach, kiedy przelecisz im na TY, ze krow z toba nie pasali ani brudzia nie pili, a ty juz wiesz, ze jeszcze chwila takiego nadecia, a onemu(onej) zylka w dupie z trzaskiem peknie i ze masz do czynienia z osobnikiem starym od kolyski. 
 Niemcy wprawdzie maja forme grzecznosciowa odpowiadajaca polskiemu pan i pani, ale i tak najczesciej sie wszystkich tyka i mnie to juz zupelnie nie przeszkadza ani nie gorszy, tu nawet celem eksperymentu w niektorych szkolach dzieci tykaja nauczycieli i nie, nie oznacza to braku respektu ani nie zmienia zachowania dzieci i mlodziezy na gorsze. Bo na szacunek trzeba sobie zasluzyc, a tytulomania i "panowanie" tego respektu nie wzbudzi.
 Ale wracajac do tematu. Ludzie, trzeba sie ruszac, bo czlowiek jak maszyna, przy przestojach rdzewieje. I tyje. I wszystko nagle boli kiedy trzeba sie ruszyc sprzed telewizora czy lapka. Szuka sie miliona wymowek, a bo to samemu nie chce sie chodzic na spacery, a to wysoko sie mieszka i jedna noga puchnie, a to to czy tamto. Pamietam w poprzednim miejscu zamieszkania, kiedy chodzilam na spacery z Fuslem, spotykalam pewna Dame, tak pisana wielka litera prawdziwa Dama. Codziennie chodzila sama na spacer i to ona wlasnie mowila mi, ze trzeba sie ruszac, zeby nie zardzewiec. Dama liczyla sobie ponad 90 lat i nawet latem nosila dlugi rekaw swoich jedwabnych bluzek, bo wstydzila sie obwislej skory na ramionach i rekach. Chodzila zwawym krokiem, czesto razem spacerowalysmy i rozmawialysmy. Do czasu, az przestala przychodzic, nie wiem, co sie z nia stalo, moge sie jedynie domyslac. Dla niej nie bylo przeszkoda, ze musi chodzic sama, ze jest stara, ze ma artretyzm, zawsze podkreslala, ze jesli przestanie chodzic, przestanie zyc. I chyba tak sie stalo.
 Przebywanie i ruch na swiezym powietrzu bardzo pomagaja w zdrowym glebokim snie, ale nie jednorazowe, a regularne. Dlatego miedzy innymi uwazam liczniki krokow za pozyteczne, czlowiek wie, ile pokonal, moze sobie w kolejnych dniach stawiac nowe wyzwania, robic tych krokow wiecej, pojsc dalej. Pewnie, ze w towarzystwie jest fajniej i czas szybciej uplywa, ale mozna sobie np. sluchac e-bookow czy podkastow podczas energicznego maszerowania czy spacerowania wolnym krokiem i juz czas biegnie szybciej, a czlowiek sie nie nudzi. Kazda wymowka to lenistwo, no moze jakis sakramencki upal moglby usprawiedliwic niechec do wyjscia z domu, upaly moga byc bardzo szkodliwe dla zdrowia. 
 Adoptowanie psa jest swietna motywacja do wychodzenia z domu i ruchu na swiezym powietrzu, zwlaszcza ze trzeba wychodzic bez wzgledu na pogode, bo pies nie zalatwi sie do kuwety, ale ze pies to dosc drogie hobby, mozna sie obejsc i bez niego.
 To nara, lece z Toyka na spacerek.

16 lipca 2023

Pijcie wode!

 Z wiekiem zmniejsza sie zapotrzebowanie na napoje, maleje naturalne pragnienie, ktore maja dzieci, one pija duzo i czesto, nie przejmujac sie tym, ze beda musialy czesciej sikac, bo albo wala w pieluchy, albo mama wysadza pod krzaczkiem. My juz nie, znajac az za dobrze zaleznosc ilosci wypitych szklanek plynow od przymusu szukania na gwalt toalety, a o to w miastach wcale nie latwo. Znam to wszystko z wlasnych doswiadczen i na kazdej mojej trasie spacerowej mam takie miejsca, gdzie moge spokojnie sie odwodnic.  Najfajniej jest latem, mam do dyspozycji wiecej zarosli i pol kukurydzy, w zimie musze korzystac z pewnych innych miejsc. Kiedy wybieram sie na spacer, nie pije przedtem kawy, bo znam jej moczopedne dzialanie i musialabym korzystac wielokrotnie z toalet pod chmurka.
 Wielu starszych ludzi, ktorzy nie pija dostatecznie duzo plynow dziennie, tlumaczy sie tym, ze nie maja pragnienia i po prostu zapominaja pic. A jest na to taki prosty sposob, trzeba przygotowac dzienna porcje ulubionego plynu w dzbanku i nastawiac sobie minutnik czy smartphon, jesli sie go uzywa, na "co godzine" i wtedy wypijac szklanke. Pisze "ulubionego plynu", bo nie wszyscy sa zwolennikami samej wody, wiec mozna ja doprawic odrobina soku, toniku, czyms, co doda smaku. Trzeba jednak uwazac z zawartoscia cukru. I wiadomo, ze jesli w miedzyczasie chetnie popija sie herbate, mozna o tyle mniej tej dziennej racji w dzbanku przygotowac. Kawa sie nie liczy, bo tylko wyplukuje z nas wszystko, wiec traktujmy ja jak smakowy przerywnik, a nie jak porcje plynow. Jaka jest norma, jaka kazdy organizm powinien przyjmowac? Ogolnie mowi sie o 2 litrach dla kobiet i 2,5 litra dla mezczyzn, ale wiadomo, ze jesli ktos fizycznie pracuje, uprawia sporty lub jest ogolnie bardzo goraco, a wiec znacznie wiecej sie czlowiek poci, powinno sie te utracone plyny uzupelniac i pic jeszcze wiecej. Nie bojcie sie tych dwoch litrow, ja wiem, ze to brzmi groznie, ale juz dwa kubki herbaty zmniejszaja te dwa do poltora litra. Ta metoda z dzbankiem i piciem co godzine jest dobra i sprawdzona, wtedy ma sie kontrole nad iloscia wypijanych plynow i pije sie nawet przy braku pragnienia. 
 Nie musze chyba wspominac, ze brak odpowiedniego nawadniania organizmu moze poskutkowac szeregiem przykrych dolegliwosci, z omdleniami czy niewydolnoscia nerek wlacznie. A nerki mamy jedne, mozna sie pozniej co prawda ratowac dializami, przeszczepami, ale po co nam to, skoro da sie zapobiegac. Ja wciaz walcze z moimi podopiecznymi i moglabym zabic, kiedy po raz x-ty slysze, ze nie maja pragnienia. No ja to wiem, ale tu nie chodzi o gaszenie pragnienia, a wylacznie o ratowanie zdrowia i nawet, jesli nie chce sie pic, to trzeba to robic po prostu z rozsadku, nie dla mnie, nie dla innych, a dla siebie. No chyba, ze ktos akurat lubi miec niewydolne nerki, bywac na dializach, to oczywiscie niech sie powstrzymuje od picia, skoro to taki wysilek ponad mozliwosci wypic te szklanke wody co godzine. Nie bede szastac argumentami, ze i cera jest lepsza, i zmarszczki mniejsze, bo taka jedna z druga uzyje idiotycznego kontrargumentu, ze w jej wieku juz nie musi sie nikomu podobac. Bo ja np. chcialabym sie podobac sobie.
 Pamietam, w zamierzchlych czasach w Polsce, kiedy stwierdzono u mnie kamien nerkowy, urolog przepisal mi taka kuracje: dwa razy w tygodniu musialam wypic w ciagu godziny(sic!!!) dwa litry prawie destylowanej wody (dwukrotnie przegotowanej), to dwie butelki od mleka, te przedpotopowe, ktore mleczarz co rano stawial pod drzwiami. I to byl dopiero wyczyn, w ciagu godziny, mnie juz ta woda uszami tryskala, cofalo mi sie, ale dzielnie pilam. Moze nie brzmi to jakos specjalnie groznie, ale sprobujcie wypic w godzine choc litr wody totalnie bez smaku, a ja musialam wypic dwa. Potem bralam Furosemid, to lek odwadniajacy i wysikiwalam z siebie dobre 5 litrow. Na koniec bylam tak wykonczona, ze nadawalam sie tylko do spania. Ale po bodaj dwoch tygodniach czyli czterech takich zabiegach, wysikalam kamien, ktorego np. zaden mezczyzna nie bylby w stanie przepuscic przez swoje znacznie wezsze przewody moczowe. Tak wiec wypicie dwoch litrow w czasie osmiu godzin to naprawde nie jest rzecz niewykonalna. 
 I jeszcze dla przypomnienia, Kira musiala zostac uspiona wlasnie dlatego, ze jej nerki przestaly pracowac. Dbajcie wiec o siebie, szczegolnie teraz latem w czasie takich wielkich upalow, zawsze mozna wciagnac na tylek chlonne majty Tena albo kucnac pod krzakiem, to mniej obciachowe od dializ.

14 lipca 2023

Szkoda lata?

Dla tego psiego usmiechu...
 Nie! Upaly mnie dobijaja, ale na szczescie bywaja dni, kiedy mozna spokojnie powloczyc sie po okolicy, bez zagrozenia smiertelnego zejscia z przegrzania. Pewnie, ze pot splywa po plecach, na kark i czolo spod wlosow, ale jakos czlowiek brnie do przodu widzac, jak bardzo sucz sie cieszy. Ona bardzo lubi ze mna chodzic, juz niejednokrotnie pisalam, ze tatusia to ona ma na codzien i niechetnie z nim wychodzi, mamusia jest "od swieta" i kiedy czuje, ze idziemy, zaczyna sie glosne przedstawienie, bo caly swiat musi zostac poinformowany, ze sucz udaje sie z mama w plener. Spiewa przy tym glebokim basem, piszczy sopranem, czyni dzikie wygibasy, zeby na ulicy przejsc w tryb "absolutnie najlepiej na swiecie wychowany pies" i isc moim tempem przy nodze. Jeszcze jeden dzien i od jutra juz bedzie mogla byc spuszczana ze smyczy, konczy sie okres ochronny dla ptakow i malych zwierzatek. Akurat Toyi smycz jest potrzebna, bo ona poluje,
przez cale zycie poluje, nawet prowadzona na smyczy robi znienacka skok-w-bok, bo w trawie na poboczu ruszyla sie jakas mysz czy nornica. Niejednokrotnie udaje sie jej zlapac do paszczy mysz albo jaszczurke, wiec mozecie sobie wyobrazic, jak szybka i skuteczna z niej mysliwa. Ja musze miec oczy dokola glowy, kiedy ide z nia bez smyczy, bo wzrok tez ma jak sokól, a w naszych okolicach pelno jest zajecy, saren czy chocby tylko wychodzacych kotow, a ona widzi je z daleka. Ja mam te przewage, ze jestem wyzsza i jakos udaje mi sie pierwszej dostrzec zagrozenie i zlapac ja na smycz.
Niby mieszkam na perypetiach (nie kiwac mi tu z politowaniem glowa, to zamierzona nazwa moich peryferii) i wystarczy mi przejsc kawalek, by znalezc sie w polu albo na starej rampie kolejowej, jednak o ile widoki mam zgola wiejsko-sielskie, to niestety brak tu wiejskiej ciszy czy tez typowo wiejskich odglosow, ryku muciek na pastwiskach, gegania, kwaczenia czy gdakania, beczenia owieczek i takich tam typowo wsiowych, mam za to huk szesciopasmowej autostrady albo warczenie ciezarowek na terenie centrum logistycznego. Ale staram sie te niemile odglosy tlumic sluchaniem podcastow i audiobookow. Sa jednak miejsca, gdzie moge rzeczywiscie zapasc sie w dzwieki natury, gdzie oprocz spiewu ptakow i bzyczenia owadow nie slychac nic wiecej, no moze jak trawa rosnie.
 W tym czasie wszystko tak obezwladniajaco pachnie, trudno nawet dokladniej zlokalizowac, co pachnie, ale to chyba mieszanina letnich zapachow. Pomijajac piekno przydomowych ogrodkow, to w dzikiej naturze tez wszystko kwitnie na wyscigi, duze i dobrze widoczne kwiaty na rowni z tymi najmniejszymi, ktore mozna zauwazyc, kiedy sie czlowiek dobrze pochyli, kazdy jest piekny, kazdy potrzebny. A ilez na nich owadow, smuklych pszczol, grubaskowatych trzmieli w roznych ubrankach, pajakow, zuczkow, chrzaszczy - wszyscy oni tez pracowicie uwijaja sie, majac wazne zadania do
wykonania. Polowa lipca - powietrze takie omdlale od dzwiekow i zapachow, niby ta sama trasa, a codzien mozna dostrzec na niej nowe rzeczy, a dla Toyki sa to nowe zapachy, na pewno inne od tych, ktore mnie oszalamiaja. Jestem cierpliwa i zawsze zatrzymuje sie, kiedy ona chce "przeczytac" jakas wiadomosc czytelna jedynie dla jej noska. Przez ten czas rozgladam sie dokola i nadziwic sobie nie moge, ze od ponad pol wieku jeszcze mi sie nie znudzila uroda otaczajacej mnie natury, choc znam ja bez mala na pamiec, wiem co po czym nastapi, ale z kazdym rokiem odkrywam ja na nowo. 
Ale z cicha, drobnym kroczkiem, niespiesznie, ale nieuchronnie zbliza sie jesien i widac to w dojrzewajacych orzechach wloskich i laskowych, w dojrzewajacych jezynach, bedacych w zaleznosci od miejsca i naslonecznienia, we wszystkich fazach rozwojowych, od kwiatkow po juz calkiem czarne owoce. Widac w pojawiajacej sie tu i owdzie nawloci i tysiacu roznorodnych mniejszych lub wiekszych znakow na niebie i ziemi. Niby tak odlegla, a juz dajaca znaki.
 




Nie jest mi szkoda lata, choc kiedys kochalam je miloscia wielka i bezwarunkowa, ale cos sie zmienilo, klimat, ja, okolicznosci. Lato stalo sie nielatwe do przetrwania, wiec ciesze sie na nadchodzaca jesien. Nie wierze, ze to napisalam!
 


12 lipca 2023

Hipokryzja wegan

 Wikipedia tak prawi o weganizmie: to styl zycia, ktorego jedna z cech jest stosowanie diety weganskiej, czyli rezygnacja ze spozywania produktow zwierzecych. Weganie rezygnuja z jedzenia nie tylko miesa, ale takze innych produktow pochodzenia zwierzecego, ktorych wytwarzanie wiaze sie z eksploatacja zwierzat, takich jak nabial (w tym jajka) oraz miod. Weganie nie stosuja kosmetykow i nie kupuja ubran powstalych z odzwierzecych surowcow (skory, futra, welna, jedwab), nie biora udzialu w rozrywkach, w ktorych wykorzystuje sie zwierzeta (polowania, zoo, rodeo, cyrk, oceanarium). Bojkotuja takze wszelkie produkty testowane na zwierzetach. Zawieszenie przestrzegania tych zasad  dopuszczaja tylko, kiedy jest to niezbedne do przetrwania. Ludzie decyduja sie na weganizm ze wzgledow etycznych, zdrowotnych, ekologicznych, duchowych, religijnych, spolecznych lub ekonomicznych. (podkreslenie moje)
 Tak mi sie jakos skojarzylo z wypowiedzia zmarlego profesora Romualda Debskiego, ginekologa walczacego o prawo do aborcji dla kobiet, ktory przyznal sie do terminowania ciaz u znajomych/kochanek/zon pisowskich aktywistow, ktorzy zapytani o swoja dwulicowosc, odpowiadali, ze to wyjatkowa sytuacja, bo to im mialoby sie urodzic zdeformowane lub niepelnosprawne dziecko. Inni sa mniej wazni i dlatego glosowali za zaostrzeniem prawa do aborcji, za jego penalizacja.
 Podobnie widze fanatycznych walczacych wegan, ktorym sie nie podoba, ze od czasu do czasu moj organizm domaga sie miesa i ja mu je daje, choc moje spozycie miesa drastycznie i tak spadlo, jem miod, bo jest zdrowy, nosze skorzane kurtki i buty, bo tak, bo te zwierzeta juz i tak zostaly zabite do celow spozywczych, wiec dlaczego ich skora mialaby sie zmarnowac? Chodze do zoo, bo chce dzieciom, a teraz wnukom pokazac egzotyczne zwierzeta, uzywam malo kosmetykow i nie zwracam uwagi, na kim byly testowane, one maja mnie nie uczulac, a o to nielatwo, wiec jak juz coz znajde, to uzywam, a poza tym kosmetyki, jak juz nietestowane, to sa bardzo drogie. 
 Wracajac jednak do fanatycznych wegan, od ktorych wielokrotnie slyszalam, ze jestem okrutna pijac mleko albo jedzac mieso, czy tam chodzac w skorzanych butach. Bo oni przeciez tak dbaja, zeby to, co jedza, pija i nosza nie bylo wytwarzane poprzez jakakolwiek eksploatacje zwierzat. Nawet miodu nie jedza, bo tak bardzo dbaja o pszczolki. Taaa... Czytam ci ja sobie, ze ta nowa moda weganska tak bardzo sie rozprzestrzenila, ze zaczela wymagac zakladania nowych gigantycznych upraw, czy to migdalowcow na migdalowy napoj majacy zastapic mleko, czy awokado, bez ktorego nie obejdzie sie dieta zadnego porzadnego weganina. Powstaja zatem  gigantyczne plantacje i co? No trzeba to zapylic, do zapylania potrzebne sa owady, najlepiej pszczoly, ale w poblizu nie ma. Co wiec robia plantatorzy? Sprowadzaja te pszczoly, transportuja je na dalekie odleglosci w warunkach uragajacych potrzebom tych pozytecznych owadow. W transporcie pszczoly umieraja, a te, ktore przezyja, niekoniecznie czuja sie dobrze w tym nowym wymuszonym srodowisku. Pszczoly przewozone sa z miejsca na miejsce, bo musza podolac zapylaniu naprawde duzych powierzchni. A podobno wedlug wegan nie mozna uzywac niczego, co zostalo pozyskane dzieki krzywdzie zwierzat. Tak jest nie tylko z awokado czy migdalowcami, wiekszosc upraw, warzyw, owocow jest zapylana przez owady, rowniez przez pszczoly. To niech moze weganie sami lataja z pedzelkami i sobie zapylaja to, co chca jesc, a nie wyzyskuja i zabijaja biedne pszczoly. I jeszcze jedno, jesli ja zjem mieso, to z pewnoscia krow czy kurczakow nie zabraknie, ale z pszczolami jest inaczej, ekolodzy bija na alarm, ze jest ich coraz mniej, a wyginiecie tego gatunku to prosta droga do wyginiecia ludzkosci. Ergo - weganie sa dla srodowiska bardziej szkodliwi i niebezpieczni, ze nie wspomne o ich fanatyzmie, od zwyklego zjadacza stekow posmarowanych miodem. Kto bardziej dziala na szkode matki-ziemi?
 

10 lipca 2023

Zmasowany desant

 Podesle Wam troche nowosci o naszej seniorce z chora tarczyca, nawet
nienajgorzej wdrozyla sie do przyjmowania tego leku (dla ciekawych Thyronorm 5mg), musze go podawac dwa razy dziennie i jedynym problemem jest zlapac Miecke, bo kiedy juz ja mam, to idzie z gorki. Z tym, ze Krulova z lekka sie juz orientuje, ze dwa razy dziennie trwa na nia polowanie i robi wszystko, zeby nie dac sie zlapac. Ja zas robie wszystko, zeby nie czmychnela pod lozko, bo wtedy kaplica, za nic jej stamtad nie wydlubie. Ale kiedy jest w duzym pokoju albo w kuchni, to ja myk! zamykam drzwi i juz po Miecce, zlapana. Pozniej sadzam ja na blacie kuchennym, chwytam sprawdzonym sposobem kocich matek za kark i wpuszczam ze strzykawki lekarstwo w rozdarta i plujaca jadem paszcze wscieklego kota.
Natychmiast puszczam, a Krulova, zamiast niezwlocznie podawac tyly, czeka na nagrode. Bo po kazdym przyjeciu leku dostaje trzy kocie cukiereczki Dreamies z kocimietka. Pochlania je z predkoscia swiatla, po czym uznaje, ze nadszedl czas sie obrazic i oddala sie z fochem-gigantem oraz godnosciom osobistom. I tak do nastepnego razu regularnie dwa razy dziennie juz do konca jej zycia.
 Po pierwszym miesiacu podawania leku czeka nas jeszcze wizyta u wetki na kontrolne badanie krwi i ostateczne ustalenie dawki, jaka Miecka ma przyjmowac. Nie wiem, czy ja sie sugeruje, czy sobie cos wmawiam, ale wydaje mi sie, ze moj maly bazyliszek jakis taki zdrowiej i lepiej wygladajacy sie zrobil. Co prawda jakby wiecej w dzien spi, ale moze to jakies moje wyobrazenie, bo przeciez koty wciaz tylko spia.
 Juz w piatek pogoda sie skiepscila, to znaczy zrobilo sie tak pieknie i tak goraco,
ze spacerki nie sprawiaja biednemu czlowieku (czyli mua) takiej frajdy jak wtedy, kiedy maksymalna temperatura dochodzila do 25°C w sloncu. Bo czlowiek nie lubi, jak mu, temu czlowieku, pot po plecach do rowka splywa. Toyka niby robi dobra mine do zlej gry i nadal w spazmach oznajmia swiatu swoja radosc, ze moze isc z mama na spacer, bo to dla niej swieto, ale idzie ze spuszczona glowka i wywalonym jezorem do ziemi. Dobrze, ze po drodze mamy niewysychajacy strumien, gdzie moze sobie brzuszek zamoczyc i napic sie wody. W sobote poszlysmy na spacer bardzo rano, a juz spocilam sie jak chabeta po wyscigu. Pozniej byloby nie do wytrzymania, bo temperatura w sloncu oscylowala blisko 40°C. Po spacerze zaleglam pod wentylatorem w szczelnie zaslonietym pokoju i nawet sen mnie zmorzyl, bo tak wlasnie dziala na mnie upal. W niedziele upal byl juz od rana, wiec darowalam sobie spacer z Toyka, niech sie slubny meczy na upale, ja musze sie oszczedzac, bo upal, moze nieco mniejszy, czeka mnie w poniedzialek w robocie, a to juz nie przelewki, musze wiec zbierac sily.
 W sobote Toyka tez byla umeczona spacerem i upalem, lezala razem ze mna na sofie, a ja ja mizialam, a to za uszkiem, a to po futerku, po brzusiu i po calym psie. I co chwile wyczuwalam pod palcami jakies zgrubienia. Bowiem mimo drogiej tabletki Bravecto przeciwkleszczowej i przeciwpchlowej, Toya przyniosla ze spaceru rekordowo duzo kleszczy. Co rusz musialam z niej wyciagac tych krwiopijcow, ale to, co znalazlam w jej pachwinie, przeszlo wszelkie oczekiwania oraz ludzkie pojecie. Zaluje, ze nie wpadlam na pomysl sfotografowania, bo trudno uwierzyc sluchajac o tym. Mianowicie w jednym miejscu wgryzly sie w nia trzy kleszcze. Kiedy wyczulam to pod palcami, w pierwszej chwili stawialam na skaleczenie i taki dziwny duzy strup, bo pod palcem nie przypominalo to kleszcza. Kiedy poswiecilam latarka, to cos wygladalo jak grono malenkich jagodek i dopiero po przyjrzeniu sie przez lupe odkrylam, ze to trzy kleszczowe dupy wystajace z jednej dziury. No czegos takiego jak zyje nie widzialam nigdy. Przez cale popoludnie i wieczor wyciagnelam z niej 7 kleszczy, a przeciez nawet nie latala sama po jakichs chynchach i chaszczach, bo w dalszym ciagu obowiazuje u nas smycz, wiec praktycznie caly czas szla ze mna droga. No strach ruszyc sie z domu!
 
P.S. W niedziele znalazlam na Toyce jeszcze dwie sztuki tych wampirow roznoszacych borelioze i babeszjoze. Fuj!



08 lipca 2023

Relexit

 W latach 2016 do 2021 ponad 2,7 miliona wiernych opuscilo jeden z dwoch kosciolow w Niemczech, katolicki i ewangelicki. To liczba robiaca gigantyczne wrazenie i przekladajaca sie wymiernie na finansowa sytuacje kosciolow, jako ze sa one utrzymywane w duzej czesci z podatkow wiernych, a tylko czesc doplaca panstwo. Juz coraz wiecej kosciolow jest przerabiana na budynki innej uzytecznosci, sama bylam w koscielnaj knajpie w Hannoversch-Münden. Pozwole sobie wkleic tabelke pokazujaca, z jakich przyczyn Niemcy odchodza z kosciola. Mozna bylo zaznaczyc wiecej niz jedna opcje.


 Wiekszosc jako powod podaje inne wyobrazenia moralne i spoleczne, ale rowniez wzgledy finansowe. Spoleczenstwo biednieje, inflacja rosnie, oszczedza sie wiec na wszystkim, rowniez na wierze, ktora niekoniecznie musi polegac na utrzymywaniu kosciola i umozliwianiu klerowi dostatniego zycia. Nastepny powod to dosc lekkie podejscie do przypadkow wykorzystywania dzieci przez duchownych i niegospodarnosc w obchodzeniu sie z pieniedzmi z podatkow koscielnych. 35% osob wystepujacych z kosciola po prostu przestalo wierzyc w bajki, dorosli, dojrzeli i traktuja te farmazony jak mitologie starozytne, moze i ciekawe, ale nieprawdziwe. Niewiele mniej nie korzysta z zadnych koscielnych ofert, 16% cos innego sklonilo do odejscia, a 1% respondentow nie podalo zadnego powodu odejscia z kosciola.
 W Polsce nie chce sie ludziom szarpac z klechami, ktorzy rzucaja im pod nogi rozne klody, byle tylko nie wypuscic z kosciola i nie psuc sobie statystyk. Innym nie chce sie pojechac tam, gdzie byli chrzczeni, zeby zdobyc swiadectwo chrztu potrzebne przy dokonywaniu apostazji, jeszcze inni uwazaja, ze skoro nie chodza do kosciola, to juz nie musza oficjalnie z niego sie wymeldowywac. Kosciolowi jest raczej wszystko jedno, bo pieniadze dostaje od panstwa, a nie od wiernych i bez wzgledu na to czy i ile tzw. wiernych do kosciola chodzi, nie ma to najmniejszego wplywu na ich przychody, bo nawet jesli mniejszy jest dochod z tacy, to panstwo im te strate wyrowna podwyzszajac kwote funduszu koscielnego. Coraz mniej panstwo przeznacza na ochrone zdrowia, na oswiate, na budzetowke, za to kosciol ma sie niezmiennie dobrze. Rodzice chorych dzieci musza zebrac o datki na fejzbukach, bo panstwo ma w dupie te narodzone, chocby nie wiem jakie chore, moga sobie zdychac, wazne ze sie urodzily. Durni ludzie nie widza oczywiscie zwiazku przyczynowo-skutkowego braku kasy na leczenie ich bombelkow z pchaniem w paszcze nienazartej hydry koscielnej rok rocznie okolo 20 miliardow zlotych i za punkt honoru stawiaja sobie najpierw ochrzcic bombelka, a potem zebrac u ateistow o pomoc w jego leczeniu. Bo katolicy poprzestaja na ogol na obietnicy pomodlenia sie za chore dziecko. Jesli zatem modlenie mialoby byc tak skuteczne, to dlaczego chory papiez zwraca sie o pomoc do lekarzy, a nie polega na mocy belkotania jakichs zaklec? Osobliwe, prawda?
 Ksieza nie chca uwierzyc, ze sredniowiecze dawno sie skonczylo, ludzie przestali bac sie burzy, odkad maja piorunochrony na dachach, a z mediow i  internetow dowiaduja sie doslownie wszystkiego, co kosciol chcialby skrzetnie przed nimi ukryc. Teraz juz nie wystarczy pogrozic tlustym paluchem, postraszyc pieklem, nakazywac wiernym zycie w ubostwie, samemu plawiac sie w luksusach, okradajac biedne staruszki z cienkich rent i emerytur. Nie wystarczy grzmiec z ambony o zyciu w czystosci cielesnej, samemu bzykajac gosposie lub, co gorsza, ministrantow. Te czasy dawno odeszly w niepamiec, choc oczywiscie na zadupiach jeszcze maja sie dobrze. Teraz trzeba swiecic przykladem, drogi klecho, nie zlota monstrancja czy golym tylkiem. Chcecie miec czysty kosciol, stancie do roboty razem z parafianami, chcecie zeby dawali na ofiare, rozliczajcie sie publicznie z kazdego grosza, chcecie nauczac o czystosci, sami nie codzolozcie. A najwazniejsze, nie traktujcie wiernych jak bezmozgow, czasy analfabetow to przeszlosc, wsrod wiernych jest wielu od was madrzejszych, choc moze to naduzycie semantyczne, bo kto madry zadaje sie z kosciolem i pozwala sie w ten sposob traktowac wiejskiemu chamowi, ktory dochrapal sie stanowiska proboszcza.
 Jakie to szczescie, ze mam normalnych rodzicow, ktorzy zycza sobie swieckiego pochowku, przynajmniej nie bede musiala miec do czynienia z tymi aroganckimi pedofilami, traktujacymi wszystkich jak kupe gowna, podczas gdy sami brodza, a moze nawet juz plywaja po szyje w szambie przestepstw i zbrodni.

06 lipca 2023

Bapcia, Toya i kocie wnuki

 Ja jestem raczej sceptyczna braniu do domu zwierzat, kiedy jest sie jeszcze dosc mlodym czlowiekiem i lubi sie wyjezdzac. No ale ok, corka jest samotna, mieszka sama, adoptowala wiec dwie male przybledy z Cypru. Dlugo nie trwalo, kiedy bapcia zostala wezwana do pomocy, bo dziecie ze znajomymi wybylo do Bonn na jakis festiwal, na ktory bilety kupili juz dawno. Raz wpadlam do niej w pozazeszlym tygodniu, zeby zobaczyc co i jak, poznac malych delikwentow, no i zostalam z tym kramem sama. Do corki piechota na skroty nie jest tak daleko, jednak w sobote pogoda byla tak niepewna, stalowosine chmury wisialy nisko i straszyly, wiec pojechalam samochodem, a to juz droga przez prawie pol  miasta. Dalam tym malym farfoclom jesc, wyczyscilam kuwete, pobawilam sie, wymizialam i poszlam do domu. W niedziele za to pogoda sie poprawila, bylo za to znacznie chlodniej, wial dosc silny wiatr, wiec wlozylam cienki sweterek, bo z krotkim rekawkiem byloby mi za zimno. Toyka oczywiscie oszalala ze szczescia, a ja przez cala droge zastanawialam sie, jak bedzie wygladalo ich poznanie. Toya jest dosc zywiolowym psem, bardzo energicznie okazuje swoja radosc i chec zakolegowania sie i o ile u psow nie odgrywa to wiekszej roli, to koty niespecjalnie lubia takie okazywanie im sympatii. 
 Juz kiedy weszlysmy do mieszkania, koty, ktore najpierw wybiegla witac sie ze mna, nagle zahamowaly jak w kreskowkach Disneya, ze o malo nie pofaldowaly laminatu na podlodze, wygiely sie w paragraf, nastroszyly te cieniutkie ogonki jak wyciorki do lufy armaty i zniknely pod lozkiem. Zamknelam Toye w salonie, sama przygotowalam w kuchni jedzenie, posprzatalam kuwete w lazience i poszlam do Toyi. Razem czekalysmy, co z tego dalej wyniknie, bo znajac ciekawosc malych kotkow, wiedzialam ze dlugo nie wytrzymaja w sypialni pod lozkiem. Na wszelki wypadek jednak trzymalam Toye na smyczy, bo nie bylam pewna jej zachowania, a nie chcialam, zeby maluchy sie wystraszyly. Zapowiedzialam jej, ze ma lezec i byc grzeczna, a ona... no nie mam slow na chwalenie suczy. Okazala sie oaza spokoju i cierpliwosci, bylam z niej taka dumna. Robilam tez zdjecia.

Pierwszy odwazyl sie stanac w drzwiach sroczka

Dobil do niego rudy

Rudy pokazywal Toyce, jaki jest wielki i grozny

Caly czas lazil zgiety w paragraf

Sroczka tez sie wygial, a co on gorszy?

Ale to on odwazyl sie jako pierwszy wejsc do pokoju

Oczywiscie skradal sie oplotkami, zaraz potem wskoczyl na kocie drzewo, podczas gdy Toya udawala, ze jej tam nie ma i nic nie widzi. Pozniej zaczelam filmowac:


Toya siedziala niewzruszona do tego stopnia, ze swoja postawa osmielila koty, u ktorych powoli zaczela zwyciezac ciekawosc nad strachem, wyluzowaly sie i wielkim zainteresowaniem ogladaly wielkiego goscia, ktory wprawdzie wygladal bardzo groznie, ale ani myslal ich pozerac czy chociaz straszyc.

Od frontu jednak troche straszno, ale od zadka...

Sroczka, dzielny jestes!

A to ja tez sie zblize

I co, mama, grzeczna bylam?

 Tak przebieglo ich pierwsze spotkanie. Jaka ja bylam z Toyki dumna, to nie mozecie sobie wyobrazic. W kazdym razie wszystko zapowiada sie obiecujaco, jeszcze kilka spotkan i koty przestana sie bac, a Toya nie bedzie musiala byc trzymana na smyczy, kiedy bedziemy odwiedzac corke albo pelnic obowiazki bapci podczas jej nieobecnosci.

04 lipca 2023

Rozruchy

 Z pewnoscia obilo Wam sie o uszy, ze we Francji trwaja rozruchy, a rzad i policja nie moga sobie poradzic z rozwscieczonym tlumem. Taka jest wersja oficjalna, ale te wydarzenia maja swoje drugie dno i nie wszystko jest tam takie bialo-czarne, jakby niektorzy chcieli, zeby bylo. Fakty sa nastepujace: (wersja poprawnych politycznie zwolennikow multi-kulti) brutalna policja zabila nastolatka, w domysle, on nic nie zrobil, a oni go zabili pewnie za wyglad, bo byl kolorowy i (wersja rzeczywista) 17-latek nie chcial poddac sie kontroli drogowej, a poruszal sie niewlasciwym pasem dla autobusow, co jest wykroczeniem, zaczal uciekac, dokonujac niezwykle niebezpiecznych manewrow, podczas ktorych niewiele brakowalo, zeby rozjechal pieszego i rowerzyste, po czym utknal w korku, a ze znow probowal uciec, policjant oddal strzal przez okno kierowcy, trafiajac go w lewe ramie i klatke piersiowa. No coz, mogl celowac w nogi, wcelowal gdzies indziej, bo chcial zapobiec dalszym poscigom, ktore narazaly zdrowie i zycie innych obywateli, od tego w koncu jest on policjantem. Pech polegal na tym, ze zabil.
 Podobnie wygladala sprawa Georgea Floyda w USA, ten przestepca nie chcial poddac sie procedurze zatrzymania, policjant zastosowal przymus bezposerdni i faceta udusil. Mozna dyskutowac o sposobie, podobno niedozwolonym, tego przymusu bezposredniego, o przegieciu w dlugosci kleczenia przestepcy na szyi, nie zmienia to jednak faktu, ze pozostaje on przestepca, ktory szarpal sie z policjantem wykonujacym swoje obowiazki. Punkt! Winni policjanci zostali zwolnieni z pracy, postawieni przed sadem, ukarani, ale to, co zaczelo sie dziac potem, przechodzi ludzkie wyobrazenie, w efekcie Floydowi stawia sie pomniki, czekam na jego kanonizacje, tylko dlatego, ze byl czarny. Przeciwko francuskiemu policjantowi toczy sie sledztwo i jesli sad uzna, ze naduzyl wladzy, zostanie ukarany. 
 Tymczasem niewyszumiana kolorowa szczeniateria z calej Francji poczula okazje do dania upustu swojej nienawisci do kraju, w ktorym znalezli druga ojczyzne. Dodac nalezy, ze czesc tych "protestujacych" to stali mieszkancy, we Francji urodzeni, jednak bez wyksztalcenia, zawodu czy wiekszych ambicji, reszta to azylanci, ktorzy wreszcie mogli oficjalnie wyrazic swoja nienawisc do bialych pod plaszczykiem walki o prawa mniejszosci, a w rzeczywistosci chcacych po prostu moc bezkarnie niszczyc co w rece wpadnie i rownie bezkarnie pladrowac sklepy i krasc, krasc, krasc. Srednia wieku wieluset zatrzymanych uczestnikow tych aktow wandalizmu oscyluje miedzy 14 a 18. I zapewniam Was, wiekszosc z nich moze nawet nie wie, o co "walcza", a jesli wiedza, to niewiele ich interesuje zycie jakiegos mlodocianego opryszka, oni nie protestuja, oni daja upust swojej nagromadzonej energii, swojej nienawisci do bialych, swojemu RASIZMOWI.  Bo w ich mniemaniu policja moze sobie scigac bialych i bialych zabijac, w odwrotnym przypadku jest natychmiastowy zarzut o rasizm. Moje pytanie brzmi, po jakiego grzyba ryzykuja zatem przeprawe przez Morze Srodziemne, zeby byc narazonym na szykany bialej policji, skoro sa tacy niczemu niewinni? I dlaczego policja nie czepia sie kolorowych, ktorzy pracuja i nie maja na bakier z prawem? Dlaczego wiekszosci tych azylantow bardziej po drodze jest zejsc na droge przestepstwa niz pojsc do normalnej pracy i probowac sie zintegrowac? Oczywiscie na poczatku nie dostana wysokiego stanowiska, kazdy z nas migrantow zaczynal od gorszych prac, ale w tym czasie uczyl sie jezyka i pozniej prace zmienial na lepsza i lepiej platna. Bo jak prawi przyslowie, bez pracy nie ma kolaczy, ale im sie wydaje, ze z racji odmiennego koloru skory powinni miec wieksze prawa. I czasem maja, jak pokazuje niemiecki przyklad, i nie trafiaja do wiezienia za to, za co Niemca by zamkneli, bo podobno sa tak straumatyzowani, ze nie wiedza, co czynia. 
 Wracajac jednak do rozruchow we Francji. Jest to trzecia w tym roku smiertelna interwencja sluzb podczas kontroli drogowych, rekordowy byl rok ubiegly, 13 ofiar smiertelnych. Sa to w wiekszosci osoby czarne lub pochodzenia arabskiego, nie dziwi wiec zarzut, ze francuska policja to rasisci. tyle tylko, ze kontrole drogowe nie odbywaja sie bez powodu, a policja nie strzela tak od razu do kierowcow. Najczesciej obrywa im sie podczas niebezpiecznych ucieczek, a uciekaja glownie ci, ktorzy maja cos na sumieniu. Przy czym francuska policja nie bawi sie z nimi w ciuciubabke i wzorem niemieckiej, nie pozwoli sie predzej zabic niz uzyc broni przeciwko kolorowemu, oni tam sie nie certola i maja racje, inaczej juz by sobie nie radzili z przestepczoscia i no-go-areas jak to ma miejsce w Szwecji i czesciowo w Niemczech. Francuzi maja inna mentalnosc, inne prawo. I dobrze! 
 Jesli tak dalej pojdzie, mieszkancy Europy zostana zepchnieci do roli zarabiaczy pieniedzy na zasilki dla kolorowych gosci, bez prawa glosu w kazdej innej kwestii.
 I jeszcze na  koniec taka ciekawostka. We Francji ruszyly dwie zbiorki, jedna "na adwokata" dla aresztowanego policjanta, ktory strzelal, a druga dla rodziny zastrzelonego. Na koncie pierwszej jest juz milion euro (rano bylo 800 tysiecy), na drugim ok. 100 tysiecy, co dobitnie pokazuje, po czyjej stronie stoi spoleczenstwo. A swoja droga gdzie solidarnosc wsrod wszystkich tych, ktorzy tak w obronie slusznej sprawy  i mniejszosci zdewastowali cala Francje i czy postapiliby tak samo, gdyby policjant strzelal do bialego Francuza?

02 lipca 2023

Same staruchy w rodzinie

 Ze Miecka nam sie zestarzala, to juz pisalam, Bulka powoli zmierza ku starosci, choc jeszcze troche jej brakuje, ma na ludzkie jakies 56 lat, Toyka oscyluje wokol 50-tki, wiec tez juz taka najmlodsza nie jest. Mama skonczyla 91, slubny w grudniu bedzie swietowal 80-tke, a ja... no wiadomo. I tak powoli wszyscy zaczynamy sie sypac, zaczyna sie od glupotek, tu gniecie, tam strzyka, ówdzie kluje, zas gdzie indziej nie chce trawic i odbija sie bolesnie, ale czlowiek (w tym te nasze czlowieki czworonozne) nie zwraca na te drobnostki specjalnej uwagi, znajac porzekadlo, ze kiedy po 50-tce budzisz sie rano i nic nie boli, to znak, ze nie zyjesz. 
 Ale z czasem dolegliwosci sie nasilaja i juz sie nie da wmawiac sobie, ze samo przyszlo, to i samo przejdzie. Sie robi, co sie moze, zeby proces opoznic, slubny bardzo duzo chodzi, mama codziennie sie gimnastykuje, ja latam z Toyka na spacery, ale to troche malo, chyba znow zaczne silownie, ktora bardzo zaniedbalam, ale na pewno nie teraz, kiedy sa takie upaly, bo sala nie jest klimatyzowana. I mimo to ktoregos pieknego dnia czlowiek odkrywa, ze zaczyna sie sypac i to nie w jednym miejscu, ale na kilku frontach. Mnie wyslac do lekarza jest naprawde trudno, musi minac duzo czasu w bolach, zebym sie wreszcie wybrala. Bylam u chirurga w polowie maja, przepisal mi na ten lokiec tenisisty masaze, opaski uciskowe i piguly, nic nie pomoglo, wiec przy okazji wizyty mamy u ortopedy, poskarzylam mu sie, ze nie tylko nie jest lepiej, ale boli mnie bardziej, a to moja wiodaca reka i nie da jej sie oszczedzac, wiec zaordynowal mi zastrzyk z kortyzonu. Smiesznie bylo, bo te zastrzyki sa o tyle niebezpieczne, ze latwo o infekcje w stawie, a skutki takiej infekcji bywaja zalosne. Trzeba wiec najpierw podpisac taki cyrograf, ze zostalam pouczona o ryzyku, a potem pacjent jest przygotowywany jak co najmniej do amputacji reki, a nie do zastrzyku, z dziurawa chirurgiczna chusta wlacznie. Gumowe jednorazowe rekawiczki nie sa wyjmowane z pudelka, ale ze sterylnego opakowania. Juz od patrzenia na te przygotowania bylo mi niedobrze i jakis taki zimny dreszcz przebiegl mi po plecach, dodatkowo sam zastrzyk byl dosc bolesny. Ponoc kilka dni ma potrwac, zanim zacznie dzialac, no zobaczymy. Opaske uciskowa dalej mam uzywac, zeby ten lokiec jakos odciazac.
 Od jakiegos czasu zaczelo bolec mnie kolano, a ze kilka lat temu wyszlo na rezonansie magnetycznym, ze lakotka jest jakos tam lekko uszkodzona, wiec myslalam, ze nadeszla pora na zoperowanie tego kolana, od czego sie dlugo odzegnywalam i nawet zmienilam ortopede, bo ten poprzednoi chcial mnie koniecznie operowac, mimo ze nie mialam w tamtym czasie zadnych dolegliwosci. Bo oni tu dostaja z kas chorych wiecej na operacje niz na leczenie, wiec czy jest potrzeba czy nie, to lataja za pacjentem ze skalpelem i chca ciac. Ale nie ze mna te numery, nie dam wnikac niepotrzebnie w moje wnetrze, nawet jesli tylko endoskopowo. Nie boli, wiec wont ode mnie! Tymczasem okazalo sie, ze to nie lakotka sie odezwala, ale dopadla mnie kolejna starcza dolegliwosc czyli artroza. To tera mam juz dwie, w kciuku i kolanie, oba lewe. Na kciuk dostalam szyne, na kolano kolejna opaske uciskowa. Teraz czuje sie jak taki zadrutowany garnek, starsi czytelnicy powinni pamietac, ze chodzili po podworkach tacy faceci i wydzierali sie: Nooooze ostrze, garnki drutuje, komu, bo ide do domu. Qrde, gdybym nie miala tych wszystkich szyn i opasek uciskajacych, to pewnie bym sie rozsypala, a tak trzymaja mnie jakos w calosci. Niedlugo zaczne sie dodatkowo owijac folia spozywcza, zeby nie pogubic jakiejs czesci ciala.

O szacunku

  Prawdziwą wartość ma jedynie szacunek wroga. Antoine de Saint-Exupery   Czym jest szacunek? To stosunek do kogos nacechowany powazaniem or...