... to juz nie na bapci sily. Zreszta te troche wieksze w dwupaku tez nie, bo pojedynczo sa przekochane, ale kiedy sa razem, to wstepuja w nie demony, nakrecaja sie wzajemnie i psoca. Te male natomiast sa w wieku, kiedy sporo juz moga, ale niczego jeszcze nie rozumieja, dla nich zakazy to jakas abstrakcja.
Corka byla tym razem dosc dlugo w Getyndze, musiala pozalatwiac sporo spraw urzedowych, zaszczepic przychowek i odbyc badania okresowe. Jako ciekawostke podam, ze jej dzieci sa pod opieka syna pediatry, u ktorego byly moje dzieci, w tym Julka od urodzenia. Czyli drugie pokolenie pacjentow u drugiego pokolenia lekarzy i tylko gabinet ten sam. Bede musiala kiedys wybrac sie z nia, bo kiedy pytam, czy syn podobny do ojca, to ona nie wie, bo ojca nie pamieta :)))
Przedwczoraj wpadla do nas, bo chciala mnie wyciagnac do pobliskiego centrum handlowego, na piechote i na spacer, bo to jest tam, gdzie na parkingu mialo dojsc do otarcia innego samochodu przez slubnego, a wiec nie tak daleko. Pogoda wprawdzie straszyla, bo i caly tydzien pod znakiem opadow, burz, huraganow, choc nie bylo az tak ekstremalnie jak we Wloszech, gdzie gradziny mialy srednice do blisko 20 centymetrow, ale to byl ten tydzien, kiedy wracalam z Miecka od weta.
Junior, odkad nauczyl sie chodzic, nie bardzo chce jezdzic w wozku, ale kiedy jest poza nim, zaczyna sie dla nas pelny hardkor i survival. Bo mlody ucieka, znika gdzies miedzy regalami, a ze jest maly, to go nie widac, a powierzchnie sklepow sa wielkie. Latamy wiec we dwie z wozkiem z Zoska, ktora tez czasem zaczyna sie nudzic i marudzic. A Junior caly w szczesciu, kiedy sie go znajduje po minutach pelnych paniki, czy czasem z tego sklepu w miedzyczasie nie wylazl. Musiala bapcia kupic sobie nowa myszke bezprzewodowa, bo szkodnik zamordowal bapci te uzywana, na smierc zamordowal. W ostatniej chwili bapcia uratowala swoje okulary przed zamordowaniem, bo Junior wyprobowywal, jak daleko mozna odgiac oba zauszniki i jeszcze chwila, a bylyby odgiete na ament oraz wylamane. Trzeba za malym psujem latac i stale go miec na oku, a w domu wszystko klasc poza zasiegiem ciekawskich raczek. Przy czym Junior bardzo dosadnie pokazuje, kiedy cos mu sie nie podoba, najgorzej reaguje na slowo NIE, wtedy rzuca zabawkami. Juz kiedys przylozyl corce samochodzikiem w tyl glowy i tak bolesnie ja walnal, ze biedaczce lzy polecialy. Ale to jeszcze nic, bo kiedys moze trafic w Zoske i zrobic jej krzywde. Corka tlumaczy i prosi, Junior robi madre miny, ale do nastepnego razu. Toyce tez juz sie oberwalo malym autkiem w psi leb. No ale to taka faza rozwojowa, trzeba przetrwac.
W tym centrum handlowym zajrzalysmy do operatora telefonicznego, bo musialam mamie kupic niemiecka karte telefoniczna, jej polska konczy sie jakos w polowie sierpnia, wiec powoli trzeba sie szykowac na zmiany. Stanowisko Telekomu to taka otwarta wneka, jakich wiele w tym centrum handlowym, Junior mial wiec wolny wybieg na pasaz, z czego skrzetnie skorzystal i polazl naprzeciwko do optyka, skad zwinal okulary i uciekl, zaraz tez rozlegl sie alarm, bo okulary byly dosc drogie. Corka skoczyla, odebrala rabusiowi lup, oddala, przeprosila, a rabusia przywiazala szelkami do wozka, zeby moc w spokoju zalatwiac wlasne sprawy w Telekomie. Juniorowi oczywiscie niewola nie podeszla, czemu dal wyraz marudzeniem, ale tylko marudzeniem, bo on nie jest mazgajem. W przeciwienstwie do jego siostry, ktora, jesli jej cos nie pasuje, rozdziera paszcze i nie przejmuje sie niczym. W tym centrum handlowym zeszlo nam dluzej niz planowalysmy, dzieci zdazyly zjesc i wypic wszystko, co ze soba zabralysmy, a ze nadeszla pora drzemki Zoski, a drzemka wiaze sie z flaszka, Zoska wlaczyla syrene na caly regulator i nie szlo jej uspokoic. Corka wpadla wiec do Rossmanna, gdzie mozna kupic gotowe mleko, spytala ludzi w kolejce, czy wola ja przepuscic, czy sluchac dzwieku wscieklej i glodnej Zoski, wiec kolejka sie rozstapila jak Morze Czerwone przed Mojzeszem, przelalysmy szybko mleko do butli ze smoczkiem i nagle zapadla bloga cisza. No az glupio sie zrobilo, ta cisza zadzwonila wszystkim w uszach. Wreszcie moglysmy wracac do domu, zanim nas stamtad przymusowo wyrzucili.
Z prawdziwa ulga pozegnalam towarzystwo, bo moje sily sie skonczyly. Podziwiam moje dziecko, ona panuje nad wszystkim, z ta dwojka jedzie taki kawal drogi i niczym sie nie przejmuje, najwyzej gdzies tam sie zatrzyma, kiedy przychowek zaczyna szalec w samochodzie. Ja mam jeszcze w pamieci nasze podroze do Polski, kiedy bylo nas dwoje do obslugi dzieci, slubny prowadzil, ja moglam sie zajmowac dziecmi, a i tak jezdzilismy glownie w nocy, zeby miec spokoj, kiedy dzieci spaly. Corka jest z tym w podrozy sama, musi sie zatrzymywac, bo nie da rady na autostradzie odwracac sie i reagowac na placz czy marudzenie. No i ja nie mialam tak niewielkiej roznicy wieku miedzy dziecmi, bo kiedy Julka sie urodzila, najstarsza miala juz 7 lat, a srednia 3, wiec juz conieco kumala, a najstarsza mogla np. podac smoczek czy przytrzymac butelke podczas karmienia. No naprawde nie mam slow podziwu, jak moje dziecko ze wszystkim sobie radzi.
Niedlugo po ich wyjsciu wzielam tylko prysznic, bo ta opieka mnie bardzo spocila i rzucilam sie do lozka, gdzie przespalam jak zabita 7 godzin, co u mnie jest bardzo dlugo. Kocham te wszystkie dzieci, ale dobrze, ze nie mam ich na codzien, nie przezylabym.