... atrakcji w zyciu, z przeprowadzkami, wnukami, corkami, slubnym, matka i ze soba. Zly los postanowil mi dowalic jeszcze kilka, bo doszedl do wniosku, ze po co mialabym sie nudzic na przyklad. Bo otoz przyszedl grozny list, wprawdzie nie polecony, ale do rak wlasnych, a grozny, bo w takiej zoltej kopercie, a ona nigdy nie wrozy nic dobrego. Nadawca byl Federalny Urzad Transportu Samochodowego we Flensburgu, to takie niewielkie miasteczko nad Morzem Baltyckim, a wlasciwie nad Zatoka (Brodem) Flensburskim, tuz przy granicy z Dania. Miasteczko to dobrze znane jest wszystkim kierowcom, a szczegolnie tym za szybkim i nie stosujacym sie do przepisow ruchu drogowego. Bo tam otoz jest glowna baza punktow karnych dla kierowcow, dla ktorych osiagniecie limitu 8 punktow oznacza pozegnanie sie z prawem jazdy na jakis czas, dluzszy lub krotszy w zaleznosci od ciezaru gatunkowego ich wykroczen czy zgola przestepstw drogowych. No i z tego wlasnie urzedu przyszedl list, a ja juz sobie pisalam scenariusze, jak zabic slubnego i wyjsc z tego obronna reka. No bo coz innego moglo stamtad przyjsc, jak nie punkty karne, ktore slubny z pewnoscia przede mna ukryl, ale miarka sie przebrala i teraz przyjdzie pewnie bulic tlusta grzywne. Bo ze mu zabiora prawo jazdy, to by mnie ucieszylo tylko. Tymczasem o nic takiego nie chodzilo.
Jak wiecie, nasz samochod jest dosc zaawansowany wiekowo, a ten urzad para sie nie tylko odzieraniem piratow drogowych z gotowki, ale tez roznorakimi badaniami nad bezpieczenstwem korzystania z pojazdow i drog. No i wybadali, ze woze ze soba tykajaca bombe, mianowicie poduszka powietrzna kierowcy ma w sobie jakis gaz czy proszek albo i oba razem, ktore maja napedzac wybuch poduszki w razie wypadku i one, te srodki napedzajace okazaly sie byc bardzo niebezpieczne i grozace samoistnym wybuchem, ktory moglby mnie pozbawic glowy na prostej drodze i przy bezwypadkowej jezdzie. Qrde! To ja tak przez caly czas ryzykowalam??? I dalej ryzykuje. Mam wiec niezwlocznie udac sie do serwisu Toyoty i tam zlecic wymiane tego czegos, rzecz jasna na koszt firmy, nie moj. Na koniec urzad, jak to urzad, bo urzedy nie sa od glaskania po glowce, a od trzymania porzadku, pogrozil mi palcem i wyznaczyl termin do 31 stycznia przyszlego roku, a gdybym go nie dotrzymala, moj samochod zostanie wycofany z publicznego ruchu. Bo pies tracal, ze mnie moze glowe uebac, ale moge stanowic zagrozenie dla innych. Pognalam zatem swinskim truchcikiem do Toyoty, pokazalam pani serwisowej pismo, pani s. zlozyla zamowienie, ktore ma byc zrealizowane za ok. dwa tygodnie, wtedy sie zglosi telefonicznie i ustalimy termin naprawy. Jedna rzecz z glowy, no prawie, ale moje zadanie wykonane.
Zadzwonilam tez do spoldzielni, co dalej z odarta z tapety kuchnia po suszeniu i trafilam na jakas framuge, ktora po wymianie zdan oznajmila mi, ze jesli mi sie nie podoba, to moge sobie znalezc mieszkanie u innych wynajemcow. No tego mi bylo potrzeba! Wysyczalam jej dobitnie, ze jest ekstremalnie bezczelna, ze my mieszkamy w ich spoldzielni dluzej niz ona tam pracuje, ze takie odzywki sa nie na miejscu, bo znacza mniej wiecej tyle, co "placic punktualmnie i ryj trzymac, a my nie mamy wobec lokatorow zadnych zobowiazan". Po czym zyczylam jej dalszego dobrego samopoczucia i walnelam sluchawka. To ja przez okno musze ogladac, jak towarzystwo sobie grilluje, cateringuje i ma dobry humor, zra za moje, qrna, pieniadze, a taka franca bedzie mi proponowac przeniesc sie gdzie indziej, bo czegos od niej chce, a konkretnie remontu calej kuchni, a nie skrawka, bo to byloby bardzo widoczne, a przeciez to nie z mojej winy tapeta zostala usunieta ze sciany. No az sie gotowalam po tej rozmowie i wlasciwie juz sklonna bylam pojsc do adwokata, zeby on sie z nimi uzeral, kiedy jeszcze tego samego dnia zadzwonil do mnie malarz z firmy, ktorej spoldzielnia zlecila naprawe, zeby sie umowic. Po obejrzeniu tez byl zdania, ze zrobienie tego kawalka bedzie wygladalo gowniano, inna tapeta i sniezna biel, podczas gdy pozostale czesci jednak po kilku latach sa nieco zmienione, zazolcone, choc niby biale. Nie mialam w planach przez kolejnych kilka lat remontu kuchni, najwyzej mazniecie farba po wierzchu dla odswiezenia, teraz powinno sie zedrzec cala tapete (ona jest wytlaczana we wzorek, ale biala, przejelismy po poprzednikach), bo takiej sie nie dopasuje, a inna bedzie sie wyrozniac na tej lacie. Zadzwonilam z tym do innej spoldzielczej urzedniczki, odpowiedzialnej za remonty, ona niby ze mna zgodna, ale decyzji podjac sama nie moze, musi spytac wyzej. No i spytala, ten "wyzej" zadzwonil do mnie i umowil termin na obejrzenie. A prosze uprzejmnie, niech oglada. Wszystko to tak szybko poszlo, bo z pewnoscia ta arogancka baba musiala sie wystraszyc mojej nadzwyczajnej uprzejmosci i syczenia jak zawodowa grzmija, bo gdybym chciala z jej glupich uwag zrobic uzytek, to pewnie mialaby z tego powodu nieprzyjemnosci.
Sami wiec widzicie, ze moje zycie sklada sie ostatnio z samych atrakcji i juz nie moge sie doczekac nastepnych.
Facet ze spoldzielni byl i tez byl zdania, ze zalatana dziura w tapecie to nie jest najlepsze wyjscie, ale teraz czekamy na decyzje ich ubezpieczyciela. Z tym, ze szafki musimy juz sami wyprozniac i zdejmowac w razie zgody. Chcieli mnie uszczesliwic jeszcze przed swietami, ale powiedzialam, ze jakiekolwiek dzialania remontowe mozliwe beda dopiero w nowym roku, nie dalabym rady teraz.