31 grudnia 2020

Nie czas na bilanse

 Na wielu blogach odbywaja sie podsumowania mijajacego roku i nie ma takiego, gdzie pandemia nie gralaby pierwszych skrzypiec. Ona bowiem odmienila zycie calego swiata, ludzie potracili prace, majatki, dach nad glowa, ale to wszystko jest do odrobienia. Gorzej jesli stracili zdrowie lub czlonkow rodziny czy przyjaciol. Covid nie wybiera wieku, plci, statusu, leci po calosci i albo ma sie szczescie, albo nie. Jednym z nieprzyjemnych dzialan ubocznych pandemii, o ktorym rzadko sie wspomina, jest coraz wiekszy podzial miedzy sceptykami a bioracymi zagrozenie pandemiczne na powaznie, miedzy antyszczepionkowcami a tymi, ktorzy pokladaja w szczepionkach nadzieje na zakonczenie tych wszystkich udziwnien i szykan, na powrot do normalnego zycia. Zacietrzewienie i podzialy sie powiekszaja, a niedowiarkow najczesciej rusza dopiero smierc kogos bliskiego, wtedy zaczynaja brac te chorobe na powaznie, a nie porownywac ja do sezonowej grypy.
Dla mnie byl to rok jak kazdy inny, ani lepszy, ani gorszy. I niech tak zostanie, choc oczywiscie nie mialabym nic przeciwko temu, zeby trzepnac jackpota w lotto. Oby tylko nie bylo gorzej, a zdrowie jako tako dopisywalo.
Sylwestra spedzimy, jak od lat go spedzamy, we dwoje, przy winie musujacym rozmiar piccolo czyli 100g, ktore i tak z ledwoscia damy rade wypic we dwojke. Poza tym bedziem pocieszac i ratowac futra, choc niby w tym roku sprzedaz tych bomb i innej amunicji ma byc zakazana. Ale, jak to czasem bywa, zakaz niby obowiazuje federalnie, ale sad w Dolnej Saksonii wydal wyrok, ze petardami hukowymi mozna bombardowac, a to one przeciez sa najgorsze dla zwierzakow. Nie mam wiec pewnosci, czy jednak nie bedzie glosno i czy nie trzeba bedzie cucic rozhisteryzowana i trzesaca sie jak galareta Toye. Nie sledzilam dalej tej samowoli mojego landu, wiec nie wiem, byc moze byla apelacja i zniosla to pozwolenie.
Pozniej czeka nas robota przy zmianie kalendarzy, naniesieniu roznych waznych dat, urodzin, przypominajek i powrot z obzartego lenistwa do normalnosci. Wroc! Do pandemicznej normalnosci, bo o normalnej normalnosci to na razie mozemy sobie pomarzyc. Moze te szczepionki wniosa cos pozytywnego.

A ja Wam zycze zdrowia, zdrowia, zdrowia i oby nadchodzacy  rok byl pod kazdym wzgledem lepszy od mijajacego.

27 grudnia 2020

Wielkie marnowanie

 I po swietach... Pewnie znow zapelnia sie smietniki nadmiarem jedzenia, ktorego nie dalo sie juz wcisnac w pelne brzuchy domownikom i gosciom. Co powoduje, ze w okolicach swiat wiekszosci z nas odbiera rozum i przygotowujemy na te kilka dni industrialne ilosci jedzenia?  Mozna by podywagowac, ze taka jest polska tradycja, gosc w dom i takie tam. Ale i tutaj, a podejrzewam, ze wszedzie na swiecie w krajach wysoko rozwinietych ta tendencja jest jednakowa, przed swietami kupuje sie w nadmiarze, a po swietach ten nadmiar laduje w smietniku, bo ile mozna zjesc. 
Swieta to czas odwiedzin, spotkan rodzinnych, folgowania sobie i wlasnym kubkom smakowym, ale... o ile pierwszego dnia wielkiej wyzerki, czyli w wigilie, czlowiek rzuca sie na te rzadkie smakolyki i zjada ich wiecej niz zjadlby kazdego innego dnia, tak w dni nastepne zoladek juz protestuje, jest pelny, rozleniwiony i choc oczy smieja sie do genialnych makowcow tesciowej czy pasztetu babci, to tresc zoladkowa konczy sie gdzies tak na koncu przelyku. A przeciez wszystkie panie domu panicznie boja sie wizji, ze czegos mogloby na stole zabraknac i choc z wieloletniego doswiadczenia wiedza, ile mniej wiecej jedzenia "schodzi", zawsze szykuja za duzo. A po swietach sie dojada, ja tam uwielbiam dojadac te wszystkie przysmaki, rzadko nawet je podgrzewam, dojadam sobie na zimno i ciesze sie, ze nie musze gotowac swiatecznych obiadow. Jednak w innych rodzinach do wigilijnej wyzerki dochodza rodzinne swiateczne obiady i kolacje, z ktorych oczywiscie tez duzo pozostaje. Pol biedy, kiedy potrawe mozna zamrozic, gorzej kiedy jest to niemozliwe.
U mnie w domu jedzenie sie nie marnowalo, dziadkowie byli z pokolenia, ktore przezylo wojne, zaznalo glodu, wiec wyrzucenie chocby okruszka chleba poczytane byloby za niewybaczalny grzech. Moi rodzice zaczynali wspolne zycie od zera, to bylo studenckie malzenstwo, nie mieli nic, wiec i jedzenie sie ograniczalo do niezbednego minimum. Pamietam, ze mama zawsze przed obiadem pytala, na ile ziemniakow mamy apetyt i tyle ich obierala, nie pamietam, zeby po obiedzie zostawaly jakies resztki, ktore trzeba by bylo wyrzucac. W moim gospodarstwie juz jest inaczej, nie zmuszalam dzieci, zeby wyjadaly z talerza do czysta, ale nie wyrzucalismy duzych ilosci, jakies niewielkie resztki. 
Dziwi mnie polityka dotyczaca zmarnowanego pozywienia, podczas gdy w tych naszych panstwach rozwinietych nie brakuje ludzi glodnych. Pierwszy z brzegu przyklad, kiedy w Polsce jakis piekarz oddawal niesprzedane pieczywo na rzecz biednych, juz nie pamietam, czy byl to jakis sierociniec, czy inny dom opieki. Oddawal calkiem za darmo, jeszcze dowozil, a panstwo obarczylo go jakims gigantycznym podatkiem. Teraz wyrzuca niesprzedany chleb do smieci. Pogratulowac!  U nas kilka osob zostalo juz ukaranych grzywnami (lub wiezieniem, jesli nie mieli z czego placic) za wziecie sobie ze sklepowego smietnika jakichs wyrzuconych artykulow spozywczych. Fakt, ze wiekszosc, ktorych data przydatnosci do spozycia dopiero sie konczy, jest przekazywana do dobroczynnych jadlodajni, jednak czesc nie wiedziec czemu laduje w smietniku. Ale nawet, jesli przekroczona zostala data przydatnosci do spozycia, to przeciez ta data jest wielce umowna i praktycznie mozna spozywac daleko po jej uplywie. Znamy to z wlasnego doswiadczenia lodowkowego, prawda? Ja nie wyrzucam przeterminowanego jedzenia, sprawdzam i jesli sie nadaje, zjadamy je.
Boli mnie, kiedy widze wyrzucane jedzenie, bo mam przed oczyma zdjecia umierajacych z glodu ludzi.

 

23 grudnia 2020

Bezsennosc nie Seatle

 Jest wlasnie 3.50, ja nie spie od pierwszej. Probowalam ponownie zasnac, ale sie nie dalo, wiec wstalam, bo co mam sie meczyc. Wyszlam spod cieplej koldry, gdzie rezydowalysmy razem z Toyka. No co? Zmieniam czesciej posciel, ale przynajmniej mam w zimie grzalke. Gorzej w lecie, bo grzalka z przyzwyczajenia pcha sie pod koldre, no mozna sie zapocic na smierc. 
Ciemno, choc oko wykol, ulice calkiem puste, ani nawet jedno auto nie przejedzie, ani zaden dostawczak, za wczesnie, wszystkie okna ciemne, ludzie spia o tej porze. Kiedy wstalam, znalazlam w duzym pokoju koty in flagranti, spaly obok siebie w odleglosci moze pol metra. Mozna? Mozna! Ale nie, w dzien jedna do drugiej sie nie zblizy, Miecka prycha i syczy, jakby jej za to placili, Bulka olewa jej grozby karalne i robi swoje. Niech robi i tak dobrze, ze nie sika.
Dzisiaj mam dzien pelen wyzwan i nie wiem, jak go przetrwam po prawie nieprzespanej nocy, nawet nie bede miala czasu zdrzemnac sie po poludniu. Musze upiec makowce. Jutro jeszcze drobne prace kuchenne i dla siebie spa, musze jakos wygladac w te swieta, choc wlasciwie dla kogo? Chyba tylko dla siebie, bo chlop i tak pewnie nie zauwazy. Ale po intensywnych dniach pelnych pichcenia i innych robot domowo-kuchennych nalezy sie relaks.
Ktoras z corek wpadnie po prezenty i popakowane jedzenie wigilijne. Najmlodszej akurat skonczyla sie wczoraj kwarantanna, juz czuje sie duzo lepiej po przechorowaniu covida. Lamentuje, ze nie mogla po sklepach polatac, musiala wszystko zamawiac online. Kurierzy gonia resztkami sil, takiego ruchu w interesie nie mieli jeszcze nigdy, a paczki ida dluzej niz zwykle. 
Dostalam od ZOOplusa w prezencie dodatkowe punkty, wiec choc wlasciwie nie planowalam w tym goracym czasie nic zamawiac, zeby nie przysparzac kurierom dodatkowej pracy, to zamowilam. Duzo tego wyszlo i calkiem za darmo bylo, a jeszcze reszte tych punktow ofiarowalam schronisku. Dostalam maila, ze moze paczka przyjdzie we wtorek, ale nie gwarantuja, bo nie wyrabiaja. Normalnie mialabym zamowienie w zeszla sobote. Kiedy zyczylam kurierowi wesolych swiat, ten mial taki obled w oczach, ze nie chwycil, o co mi chodzi. Wspolczuje im tej roboty.
Powoli przygotowuje rozne salatki, sledzie i inne ryby po grecku, na dzien wigilii musi byc wszystko gotowe, bo nie wiem, o ktorej zostanie odebrane, wiec od rana musi byc do dyspozycji. W tym roku nie warzylam  bigosu, jakos mi sie nie chcialo. A jak mi sie zachce, to zrobie,  nie musi byc na swieta. Po raz pierwszy od dluzszego czasu nie pojdziemy z dziewczynami do restauracji na swiateczny obiad, trzeba bedzie jesc w domach. Osobno. 
A i tak mamy lepiej od Wielkiej Brytanii, gdzie nie tylko zmutowany w uj wirus, ale dodatkowo pusciutkie polki w sklepach i zadnej nadziei na swieze dostawy. Bo kto sie odwazy? 😆No i pewnie papieru toaletowego tez im zabraknie, a gazet nie bedo drukowac. Horror! Lisci tez juz na drzewach nie ma. Nie wiem, co bracia Angole uczynia, ale im nie zazadroszcze.
 

20 grudnia 2020

Zdrowia!

 Rok dobiega konca. Dziwny to byl rok, daleki od normalnosci, przyniosl ze soba wiele zmian, niekoniecznie na lepsze, raczej przeciwnie. Rok bogaty w wydarzenia i choroby, ktory odebral na zawsze wielu ludzi, bliskich nam albo obcych, bardzo slawnych albo cichych bohaterow, niosacy wiele dramatow, bankructw, depresji, poczucia beznadziei, lez czy samobojstw. Rok, w ktorym nie mozna bylo uczcic swieta zmarlych, wyjechac na urlop, a nadchodzace swieta tez beda staly pod znakiem zakazow, ograniczen i obaw. Rok swiatowej zarazy. 
Wielu z nas cieszy, ze dobiega on konca, wielu z nas wyraza w zyczeniach nadzieje, ze kolejny bedzie lepszy. A przeciez rok to tylko umowne ramy czasowe, przeciez rownie dobrze rok moglby sie zaczynac na wiosne, a dzien wraz ze switem. Nowy rok wlasciwie nic nie znaczy, bo ani ziemia nie zaczenie sie krecic w przeciwnym kierunku, ani wirus nagle nie zniknie. A kiedy wirus zostanie, obostrzenia, zakazy, nakazy i lokdauny nadal beda obowiazywac. Wielce obiecujaca szczepionka jest coraz bardziej watpliwa, obawy budza nie tylko niezbadane  do konca dzialania uboczne i oddalone w czasie ewentualne niepozadane skutki, ale rowniez podejrzane odzegnywanie sie producenta od wszelkiej odpowiedzialnosci i mozliwych odszkodowan za szkody na zdrowiu. To nie napawa szczegolnym optymizmem i odbiera nadzieje na rychla normalnosc. 
Do tego jeszcze wirus mutuje sobie w najlepsze, staje sie bardziej zarazliwy, a przechorowanie covida nie daje zadnej  odpornosci ani gwarancji, ze nie zachoruje sie ponownie.
U nas od srody wszystko jak wymarle, ruch uliczny sprzyja szybkiemu przemieszczaniu sie z miejsca na miejsce, zniknely poranne korki i tlumy w srodmiesciu, czynne sa jedynie sklepy spozywcze, drogerie i apteki, ktore zaczely wydawac gratisowe maseczki FFP2 osobom po 60-tce i grupom ryzyka. Jeszcze nie skorzystalam z tego dobrodziejstwa, jest mi po prostu glupio, bo juz pierwszego dnia pod aptekami tworzyly sie kolejki jeszcze przed otwarciem, a niektorzy wedrowali od apteki do apteki i z kazdej brali przyslugujace trzy maseczki. Juz w poludnie w niektorych aptekach zabraklo masek. Za to kupilam sobie wiecej szmacianych, zeby moc je czesciej prac.
Sa i dobre strony ograniczen pandemicznych. Chyba po raz pierwszy w historii naszego tu pobytu sylwestrowa noc nie przysporzy zwierzakom stresow i strachow. Nie bedzie kanonady, hukowych petard pod oknem, a i my lepiej sie wyspimy.
 
Na nadchodzace swieta i nowy rok zycze Wam wszystkim zdrowia, oby wirus trzymal sie od Was i Waszych najblizszych z daleka. Bedzie z pewnoscia inaczej, pusciej przy stole i smutniej, ale z nadzieja, ze nastepne swieta bedzie mozna spedzac w stalym gronie i oby nikogo nie zabraklo.
 

13 grudnia 2020

Rynce opadajo

 Okazuje sie, ze z niektorymi trzeba rozmawiac przy pomocy maczugi, bo normalne i grzeczne prosby nie pomagaja. Mialo nie byc jarmarkow przedswiatecznych w ogole, ale litosciwie pozwolono zbudowac budy z drobnymi pamiatkami i upominkami, jak rowniez slodyczami, ale tylko do kupienia, zabrania i odejscia. Absolutny zakaz objal tak lubiane stoiska z grzanym winem, ponczem czy grogiem, wokol ktorych staly grupy ludzi i nakrecaly sie swiatecznie. Zrozumiale. Pozwolono jednak w drodze wyjatku na grzance na wynos, tj. do wziecia sobie do domu. Tymczasem cwany narod bral te grzance, kotwiczyl gdzies z boku i staly tak te pijace grupy jak dawniej, oczywiscie bez masek, bo w piciu przeszkadzaly. Zakazano wiec napojow na wynos.  
Prosi sie ludzi o pozostawanie w domach czy chocby w miejscowosci zamieszkania, ale  wszyscy chca byc madrzejsi od madrych i jezdza jak powaleni, choc wcale nie musza. W Polsce to samo, zrobiono wyjatek z noclegami w hotelach wylacznie dla podrozujacych sluzbowo, to teraz kazdy byle turysta jest w delegacji. Nawet moi znajomi, z ktorymi niedawno rozmawialam przez telefon, zapowiedzieli, ze na swieta jada do Zakopanego, jak co roku, a ze nocuja zawsze w prywatnych kwaterach, to nikt sie do nich nie przyczepi. Nie trafiaja do nich zadne argumenty, oni zawsze jezdzili, wiec pojada i teraz.
Ostatnio jedna z moich znajomych umiescila na fb  statystyki tej "prawdziwej pandemii" hiszpanki z 1918 roku i obecnej "plandemii" i zaczela porownywac procentowo, ze niby ta obecna nijak sie ma do tamtej, bo wtedy zmarlo tyle a tyle procent populacji, a teraz znacznie mniej, wiec nie ma pandemii. Nie wziela pod uwage, bo i po co, postepow w medycynie, ktore nastapily przez te 100 lat, jak rowniez nie zauwazyla, ze tamta pandemia dawno juz sie skonczyla i dane o zgonach sa stale w przeciwienstwie do tego, co trwa obecnie i czego konca na razie nie widac. Moze wiec sie zdarzyc, ze liczba chorych i zarazonych daleko przekroczy procentowo pandemie z 1918 roku. Oby nie, ale zdarzyc sie moze jeszcze duzo, wiec nielogicznym jest robic te porownania TERAZ. Ale dla koronasceptykow wszystkie chwyty sa dozwolone, zeby udowodnic ich racje.
Merkel wymyslila sobie, ze ostry lockdown urzadzi nam za dwa tygodnie, bo dzienne raporty o zarazonych i zmarlych zaczynaja budzic groze i bic rekordy. I to mimo wnioskow przewodniczacych landow o jego przyspieszenie, bo zaczyna brakowac miejsc w szpitalach. Saksonia juz na wlasna reke, nie czekajac na prikaz federalny, zaostrzyla przepisy, a reszta czeka nie wiem na co. Malo kto moze zrozumiec opieszalosc kanclerki w tej kwestii, skoro prosby o ostroznosc nie odnosza oczekiwanego skutku, liczby zastraszajaco rosna, a ludzie zachowuja sie jakby zadnej pandemii nie bylo, to trzeba przemowic do nich kijem bejsbolowym, rygorystycznie pilnowac i nieuchronnie karac idiotow. Inaczej czeka nas zapasc w sluzbie zdrowia, a pandemia nie skonczy sie nigdy. Merkel nie ma podobno dosc uprawnien i prosi ladowych premierow o wieksze ograniczenia pandemiczne. Cos takiego! A ja myslalam, ze ma, skoro w niektorych przypadkach lamie prawo i konstytucje, kiedy jej wygodnie. Cytat z Deutsche Welle:
Według „Die Welt" z punktu widzenia polityki strategia walki z koronawirusem zakończyła się fiaskiem z winy obywateli. „Wszystkie apele zawiodły” – przyznał premier Saksonii. „Kluczowi politycy zdają się mieć nadzieję, że nikt nie zauważy sprzeczności: najpierw podejmuje się kurs, który nie opiera się na osobistej odpowiedzialności, tylko na zamykaniu, ograniczeniu kontaktów i godzinie policyjnej w ogniskach koronawirusa. Jeśli droga ta nie prowadzi potem do celu, winę ponoszą nierozsądni obywatele. Moralizatorstwo maskuje fakt, że osoby odpowiedzialne nie wykonują swojej pracy” – krytykuje dziennik.

Tak wiec nietylko w Polsce dzieja sie dzialania niezrozumiale dla myslacych logicznie.

 

11 grudnia 2020

Kopci mi sie kolo tylka

 Wirus byl, jest. Gdzies. Owszem, chorowali nawet znajomi, ale dalsi. Jedna z corek byla wprawdzie razem z dziecmi na kwarantannie, bo w przedszkolu trafil sie jeden chory dzieciak. Byly statystyki, liczby zakazen i zgonow, ale to wszystko dzialo sie daleko. I byli tez koronasceptycy opowiadajacy jakies farmazony, snujacy teorie spiskowe, wyszydzajacy chorych i umierajacych w szpitalach, nazywajacy ich statystami, ale sami karnie nosili maseczki, myli i dezynfekowali lapki. Po co? Skoro nie ma zadnej pandemii, a statysci umieraja przeciez wylacznie na choroby towarzyszace.
Wczoraj jedna z corek zameldowala  na naszej rodzinnej grupie whatsappowej, ze jej luby jest pozytywny i choruje, a ona ma nakazana kwarantanne. 
Zaczela sie lekka panika w rodzinie, bo:
1. przedwczoraj umowilysmy sie na spacer z Toya. Wprawdzie utrzymywalysmy odstep, ale na zewnatrz nie mialysmy masek, no i nie sposob przez caly czas byc od siebie te wymagane poltora metra
2. W niedziele wszystkie moje corki i ów chory i pozytywny luby spotkali sie u jednej z nich w domu, zeby razem z dzieciakami piec ciasteczka - kilka godzin razem w pomieszczeniu zamknietym. Dwa dni pozniej on zachorowal, zostal przetestowany, POZYTYWNY
Luby choruje w domu, w innym miescie, ma kwarantanne. Corka zamknieta w domu na 14 dni. Dwie pozostale i my na razie nie dostalismy prikazu siedzenia w domu, ale gdzies z tylu glowy jest strach, czy sie nie zarazilismy. 
I teraz wyobrazcie sobie, ze i my bedziemy musieli zostac w domu. Normalnie moglibysmy liczyc na pomoc dzieci, w zakupach, wyprowadzaniu psa, a tak... Trzeba bedzie prosic obcych. Juz sie boje.


09 grudnia 2020

Bo to zla kobieta jest...

 W bajkach zawsze bawilo mnie okreslenie "przemierzal", a dotyczylo ono glownie pasozytniczych ksiazat, ktorzy nie mieli nic innego do roboty, jak wlasnie przemierzac gory i lasy we wlasnym krolestwie albo na goscinnych wystepach w krolestwach sasiadujacych. Tak przemierzali te uzytki i nieuzytki, czasem calkiem sami, innym razem z obstawa w postaci dworu i robili ksiezniczkowy rekonesans. Spotykali jakies gesiareczki czy tam inne pracowite Dorotki, nierzadko mylili sie w ocenie i zakochiwali w niewlasciwym obiekcie, po czym ruszali w droge dalej przemierzac. Czyli szlajac sie bezproduktywnie, zamiast zajac np. wolontariatem w schronisku dla zwierzat. Oczywiscie takie refleksje nachodzily mnie, kiedy czytalam te bajki wlasnym dzieciom, a nie kiedy sama bylam dzieckiem, wtedy wypatrywalam przez okno, czy to przemierzanie nie bedzie bieglo wzdluz mojej ulicy,  bylam zwarta i gotowa zostac ksiezniczka, gdyby trafil sie odpowiedni kandydat na bialym kuniu (jakim kuniu? przeciez w bajkach bywaly jedynie rumaki).

No i teraz sama przemierzam, wprawdzie nie  bezdroza, ale rozne zakatki internetow i czasem trafiam na takie perelki, ze glowa mala. Ostatnio dowiedzialam sie, zem stracona na wieki, ale od poczatku. Wpadl mi przed oczy artykul o grzechach i nie, zebym sie specjalnie przejela, bo ja lubie grzeszyc, grzeszenie jest bardzo przyjemne, ale dowiedzialam sie, ze nawet, gdybym sie nawrocila i postanowila wyspowiadac (buhahaha!), to i tak nie dostane rozgrzeszenia, bo moje grzeszenie jest najciezszego kalibru. Slowem, jesli zdarzy mi sie teraz wyciagnac kopyta, jeszcze zanim wpadnie mi do glowy powrot na koscielny memlon, to mam jak w banku pieklo, a w najlepszym wypadku z najlepszych - czysciec. 

Pierwszy w szeregu grzechow najciezszych to apostazja, no mam go na sumieniu.  Nastepny to konkubinat, nie ma co ukrywac, zyje z chlopem blisko 40 lat na karte rowerowa czyli jakas niewazna w oczach kosciola cywilna ceremonia, a nie porzadny slub koscielny. Czytaj: nie zaplacilam haraczu za slub, organy, czerwony dywan i nie wiem co tam jeszcze, wiec sie nie liczy. No i z tego konkubinatu mam troje dzieci, a moglam zyc w czystosci, grzech bylby mniejszego kalibru. Ale nie, TO grzeszenie szczegolnie mi sie podoba, wiec nie dosc, ze grzeszylam czesto, to jeszcze sie zabezpieczalam niedozwolonymi metodami, zeby tych dzieci nie bylo wiecej. No po prostu zabijalam nienarodzone w fazie przedzaplodnieniowej. Ludobojstwo na wielka skale, nie da sie tego inaczej okreslic. Nie udalo mi sie tylko dokonac aborcji, wiec moze zostanie mi to policzone na plus. Popelnialam tez nagminnie grzech swietokradztwa, nie majac za grosz szacunku do swietych osob z wielkim dorobkiem oraz lekce sobie wazylam prawie caly kler, zamiast przed nim kleczec i po lapach calowac. Za to nie niszczylam miejsc kultu, ale tez nie czulam w tych miejscach swojej malosci i zerowej wartosci, choc powinnam.

I jak ja teraz bede z tym zyla? Musze poprzemierzac dalsze rejony internetow, moze znajde remedium na wieczne potepienie.


07 grudnia 2020

Nicpon Burek

 Nie tak dawno podejrzalam u Bezowej jakies takie wypieki podobne do pasztecikow, no i wzrosl mi apetyt na taka wlasnie potrawe. Slubnego wyslalam po polski czerwony barszczyk, a osobiscie kupilam gotowe surowe ciasto francuskie. Wolalam sama kupic, bo wiadomo, jak to bywa z zakupami produktow, ktorych mezczyzna w zyciu na oczy nie widzial, nie tylko moglby nie znalezc, to pewnie kupilby cos innego albo oglosil, ze w ogole nie ma. 

Przygotowalam farsz z kiszonej kapuchy, grzybow, smazonej cebuli i mielonego i doczekac sie nie moglam, zeby sprobowac gotowych pasztecikow. Ale potem wszystko poszlo nie tak jak powinno. Farszu bylo chyba za duzo, a ja chcialam pojsc na skroty i zamiast dlubac kazdy pasztecik osobno, postanowilam zawinac farsz w ciasto jak to sie robi w przypadku makowca, a potem pokroic i wtedy piec. Ale, jak wspomnialam, farszu bylo za duzo, zdolalam odkroic dwa paszteciki, stwierdzilam, ze nie da sie tego zrobic w zaplanowany sposob, wiec wrzucilam do piekarnika calosc. No trudno, paszteciki beda jedzone nozem i widelcem. Kiedy sie piekly, przygotowalam barszcz i potem ruszylismy do ataku. Wygladac to to nie wygladalo, ale smakowalo wysmienicie, tyle tylko, ze nie dalo sie tego duzo zjesc, zostal kawal tego tworu, ktory trudno nazwac pasztecikiem, pasztetem tez nie, no farszu owinietego ciastem francuskim. Mial byc na kolacje, bo i barszczu mielismy nadmiar, a jak cos smakuje, to chetnie zje sie jeszcze raz.

Odlozylam na talerz, postawilam go na kuchence, zeby wystygl, i na chwile poszlam do lazienki. Nie bylo mnie moze 10 minut, a kiedy wrocilam, na kuchence znalazlam kilka okruchow, za to talerz byl pusty. Rece oraz biust z glosnym plasnieciem opadly mi na podloge... I nie dlatego, ze Burek nam to pozarl, ale pozarl produkty, ktore psom moga bardzo zaszkodzic, grzyby, cebula i kapusta oraz cale mnostwo przypraw. Co o cebuli pisza fachowcy:

Cebula raczej nie jest warzywem, które chętnie jedzą psy. I bardzo dobrze, ponieważ w swoim składzie zawiera ona tiosiarczan sodu. Ta toksyczna dla psów substancja spowodować może anemię, rozpad krwinek czerwonych, a także zaburzenia ze strony układu pokarmowego. Groźna dawka cebuli dla psa, który waży 10 kilogramów, wynosi zaledwie 50 gramów. Po ugotowaniu warzywo to nadal jest dla zwierzęcia niezwykle groźne. Zatrucie tiosiarczanem sodu często przebiega bezobjawowo, jeżeli pies je małe dawki cebuli lub czosnku. Wówczas zatrucie jest widoczne w badaniu laboratoryjnym krwi za sprawą delikatnej anemii.

Nie wiem, ile tego wciagnela, trudno mi okreslic. Sprawdzilam grzyby, podobno nie sa dla psow szkodliwe, choc rownie ciezkostrawne jak dla ludzi. Pozostalo nam juz tylko obwiesia obserwowac i w razie czego szukac pomocy weterynaryjnej, ale na szczescie ten hultaj wydawal sie byc w dobrej formie. Bylismy nawet przygotowani na ewentualne nocne spacery, gdyby zaczely sie jakies sensacje zoladkowe, ale i tu nic sie nie wydarzylo, moglismy w spokoju przespac do rana. Gdyby nie ten strach o mozliwe nastepstwa zdrowotne tego wykroczenia, to pomijajac lekka nasza irytacje, ze taki smakolyk przeszedl nam kolo nosa, rechotalismy sie z tego psiego szatana. Bo trzeba bylo widziec jej mine, z jednej strony pelna winy i przeprosin, a z drugiej promieniejaca satysfakcja, z oczami pelnymi psotnych iskierek i paszcza ze zbojeckim polusmiechem.

 

05 grudnia 2020

Nauki przedmalzenskie

 Jak zapewne juz wiecie, nie palam szczegolna sympatia do ksiezy, a glownym tego powodem jest sposob, w jaki traktuja cywili. Jakby ci ostatni byli co najmniej niespelna rozumu, z taka wyzszoscia, protekcjonalnie dosyc. Czy im sie nadal wydaje, ze tylko oni posiedli jakas wiedze, a cala reszta to niepismienni parafianie? Chyba na to wychodzi, szczegolnie kiedy taki ksiadz ma za zadanie przygotowac pare do zycia malzenskiego na tzw. naukach przedmalzenskich. I nie szkodzi, ze czesc uczniow juz spodziewa sie dziecka lub co najmniej rozpoczela zycie seksualne, ksiadz, z zalozenia zyjacy w celibacie, bedzie ich uswiadamial o seksie i antykoncepcji, a wszystko to z punktu widzenia kosciola. Jakby nie wystarczylo pogadac o wzajemnym szacunku, zaufaniu, milosci, a nawet poboznosci. Nie, ksieza maja takie zboczenie, ze sami teoretycznie aseksualni, najbardziej wlasnie interesuja sie ta sfera zycia malzenskiego.

Wszyscy przymusowi uczestnicy narzekaja, ze musza brac udzial w tych smiesznych i, nie bojmy sie uzyc slowa, glupich i nienaukowych szopkach, ale taki jest wymog, inaczej nie dostana slubu i juz. Ale, jak juz wielokrotnie wspomnialam, klerowi nie zalezy wcale na ewangelizacji, a wylacznie na trzepaniu kasy, wiec oczywiscie zwolnienie z nauk tez mozna sobie kupic, ksieza handluja papierkami az milo.

Przypadkiem weszlam na forum, gdzie dyskutanci dzielili sie najbardziej absurdalnymi "naukami", z jakimi sie zetkneli na tych kursach. No sami powiedzcie, czy to nie swiadczy o tym, ze ksiadz potraktowal ich jak polglupkow o ilorazie inteligencji ameby. Cytaty przytocze jak leci:

- prezerwatywy urywają plenmnikom ogonki i pożniej rodzą się dzieci bez rączek lub innych kończyn

- mężczyzna może zdradzać swoją żonę, bo w sumie to nie jest nic złego, ale tylko pod warunkiem, że się jej nie przyzna, bo jego szczerość może doprowadzić do rozpadu związku małżeńskiego 

jedyna dozwolona pozycja to misjonarska, tylko w ten sposób kobieta może kontrolować swoje żądze, a jakby przypadkiem oddawała się przyjemności i wydawała jakieś odgłosy to można ją lekko przydusić (sic!) swoim ciałem

- jak matka sie nie ucieszy gdy zobaczy dwie kreski na tescie to chociazby przez całą dalsza ciaze byla przeszczesliwa to i tak dziecko doznało juz ciezkiego urazu i bedzie z tym urazem zylo do konca zycia 

- nasienie męża daje kobiecie szczęście, czyni ją mądrzejszą i zdrowszą...
no i dlatego w trosce o nasze zdrowie i szczęście nie powinniśmy używać prezerwatyw i jak ognia unikać stosunków przerywanych, bo to powoduje frustracje i niepokoj u kobiet 

- odmawianie współmałzonkowi seksu to grzech ciężki

- diabeł czyha cały czas,żeby małżeństwo rozwalić,czasami przybiera postać teściowej,ktora potrafi sie zięciowi "podlożyć",a jakże...(Podobno na spowiedzi o wielu takich przypadkach księżulo słyszal..)

- w takim ,dajmy na to Londynie są lepsze agencje towarzyskie,więc nie wyganiajmy biednych mężow na zarobek za granicę

-  nie wolno doprowadzać mężczyzny do ostateczności,bo może glupotę zrobić np zdradzić,bo faceci tacy wrażliwi są i nie wolno ich denerwować

I tak dalej w ten desen, bylo tego duzo wiecej, a co jedno, to glupsze. Ciekawe, ze nasze babki braly sluby koscielne bez tych bzdur, za ktore pewnie trzeba slono zaplacic i w tym tkwi sedno ich wprowadzenia. Z pewnoscia nasze babki mialy bardziej utrudniony dostep do publikacji uswiadamiajacych, mniej wiedzialy o metodach antykoncepcji, a o seksie calkiem niewiele. Nikt im ciemnoty nie wciskal, dowiadywaly sie jednak jakos od starszego rodzenstwa, rzadziej od rodzicow, matek w szczegolnosci albo rzucaly na gleboka wode i zdobywaly doswiadczenia juz po wyjsciu za maz.

Bywa tez inaczej. W moich poszukiwaniach trafilam na blog Polki mieszkajacej w Niemczech, ktora opisuje, jak tam wygladaja takie nauki. Przede wszystkim nie sa obowiazkowe! A reszte poczytajcie sobie TUTAJ i przeczytajcie do samego konca, jest tam ciekawostka na temat spowiedzi w ogole, a przedmalzenskiej w szczegolnosci. Jesli mam byc szczera, w tych naukach moglabym wziac udzial jako adeptka pozycia malzenskiego. 

I jeszcze na koniec z lekcji religii i przygotowania do zycia w rodzinie: 

Kobieta, ktora jest po slubie i nie ma dziecka, musi sie co miesiac spowiadac ze zmarnowanego jajeczka.

Podczas okresu kobieta jest brudna i nieczysta i nie powinna wychodzic z domu, ani tez nikogo dotykac.

Kiedy kobieta ma okres, powinna zasugerowac mezowi, aby sie do niej nie zblizal, podajac mu do obiadu barszcz albo czerwony kompot.

Do zaplodnienia dochodzi tylko wtedy, kiedy kobieta odczuwa przyjemnosc podczas seksu, jesli wiec zgwalcona kobieta zajdzie w ciaze, to nie ma prawa usunac plodu, bo najwidoczniej jej sie podobalo i popelnila grzech seksu przedmalzenskiego.

Seks malzenski mozna uprawiec wylacznie z mysla o wydaniu potomka.

Kobieta stosujaca antykoncepcje nie szanuje sie i prowokuje u meza pokuse zdrady, bo stosujac naturalne metody planowania rodziny, do seksu dochodzi wtedy, kiedy kobieta ma dni nieplodne i mezczyzna musi sie powstrzymywac przez pozostale dni, jesli zas ma seks codziennie, nie bedzie umial z niego zrezygnowac w przypadku choroby zony lub pologu.

Aaa... najbardziej podobalo mi sie, ze miesiaczka to krwawe lzy macicy stesknionej za macierzynstwem.

No i jeszcze wybzdziny niejakiej Dudziak, podobno profesor, zeby czasem sie nie podmywac, bo to za bardzo podchodzi pod masturbacje. Juz sobie wyobrazam, jak nieznosne dla nosa musi byc bezposrednie sasiedztwo tej uczonej katolickiej.

A w ogole to dzisiaj mamy 39 rocznice slubu, stad wziely mi sie te slubno-przedslubne tematy.


03 grudnia 2020

A ja im wbrew...

 ... a moze w brew? Im ja. 

Ci oni to antyszczepionkowcy. Ja zas jestem bardzo pro, chociaz ostroznie i nie bezwarunkowo. Urodzilam sie w czasach, kiedy gruzlica jeszcze hulala w najlepsze,  nie brakowalo dzieci chorych na Heinego-Medina (wtedy mowilo sie chory na hajnemedine), a ospa prawdziwa jeszcze zbierala swoje zniwo. Tym samym szczepionki jawily sie jako blogoslawienstwo, ale wtedy jeszcze bigfarma nie rzadzila swiatem medykamentow. Kiedy urodzilam wlasne dzieci, nie mialam najmniejszych watpliwosci, ze bada szczepione, zreszta w tamtym czasie szczepienia byly bezwzglednie obowiazkowe i milicja miala obowiazek scigac rodzicow, ktorzy by sie ociagali z prowadzeniem przychowku do poradni D. 

Potem wybuchla antyszczepionkowa histeria i posiala w sercu mem watpliwosci, ale nadal nie zmienilam szczepionkowego swiatopogladu. Antyszczepionkowcy mnie nie przekonali swoimi argumentami. Kiedy urodzily sie moje wnuki, a corka radzila sie, co ma z tym fantem zrobic, przekazalam jej swoja wiedze i doswiadczenia, ale polecilam na wszelki wypadek porozmawiac szczerze z pediatra albo dwoma. Dzieci zostaly zaszczepione, choc obowiazku nie bylo.

W 1968 roku, podczas epidemii slynnej grypy Hong-Kong, dopadlo i mnie, a tak ciezko przechodzilam, ze o malo nie zeszlam. Niewiele brakowalo, mialam temperature 41,4°C, a rodzice nie mogli sie doczekac karetki. Od tego czasu naprawde boje sie grypy i jej powiklan, choc wtedy wyszlam z tego obronna reka. Od ponad 20 lat kazdej jesieni szczepie sie przeciwko grypie. I wiem, wirus rok rocznie mutuje, wiec nabieram odpornosci na wirus ubiegloroczny, ale nie szkodzi, bo gdybym sie zarazila, z pewnoscia przejde grype znacznie lzej niz gdybym nie byla zaszczepiona.

Poza tym pilnuje terminow innych szczepien, np. przeciw tezcowi. Ostatnio podczas wizyty u naszej rodzinnej pielegniarka zaproponowala mi szczepienie przeciw pneumokokom polecane osobom po 60-tce, wiec tez sie mu poddalam. W koncu hula niebezpieczny wirus atakujacy rowniez pluca, wiec moze mnie ta szczepionka wybroni? Mialam wprawdzie lekka reakcje poszczepienna, trwalo ze trzy dni bolenie ramionka, byl obrzek, ale to wszystko. Na kolejna szczepionke, tym razem przeciwko polpascowi, umowilysmy sie wtedy na polowe listopada. I dobrze sie stalo, bo tym razem reakcja byla bardzo porzadna. Wprawdzie ta moja ulubiona pielegniarka z Kazachstanu, ktora genialnie bezbolesnie robi zastrzyki i pobiera krew, ostrzegala mnie, ze moze wystapic lekka temperatura, ale to, co sie ze mna dzialo, dalekie bylo od oczekiwanej reakcji. Juz sie balam, ze zlapalam covida. Glowa mi pekala i nie pomagaly tabletki, trzeslo mna jak na dworze w mroz, bylam slaba, mialam problemy z oddychaniem i przez dwa dni spalam. Dopiero kiedy pogrzebalam w internetach, okazalo sie, ze to jednak reakcja na szczepienie. Za dwa miesiace czeka mnie druga tura tego polpasca, ale bede miala spokoj na dluzej. 

Jeszcze slowo o szczepionce, ktora niby jest, a jej nie ma, przeciwko koronawirusowi. No wiec ja odpadam, chyba ze mnie zmusza sila. Dobrowolnie nie poddam sie szczepieniu czyms, co zostalo stworzone na kolanie i w pospiechu, nie do konca zbadane pod katem dalekich w czasie reakcji ubocznych i innych niepozadanych dzialan. Dla mnie jest ona zbyt ryzykowna.

Jak tam u Was? Pilnujecie terminow powtorzen pewnych szczepien? Szczepicie sie w ogole? Jaki jest Wasz stosunek do szczepionki na covid?

Znalazlam przypadkiem artykul na temat tej nowej szczepionki Pfizera i kilku innych nietrafionych lekarstw tej firmy. Po tej lekturze mam jeszcze mniejsza ochote na szczepienia przeciw koronawirusowe. KLIK TUTAJ.


01 grudnia 2020

Juz grudzien

 Skonczyl sie listopad i nie ma co narzekac, bo nie byl taki zly. Pogoda wlasciwie dopisywala, bylo cieplo i dopiero pod koniec miesiaca musialam rankami uskuteczniac skrobanki szybne. Na mojej trasie do pracy w dwoch miejscach sa zablokowane pasy ruchu, wiec tworza sie korki i denerwuja. Ciekawe, jak dlugo potrwaja te utrudnienia. Pierwsze przewezenie jestem w stanie ominac jadac troche inna droga, ale to drugie jest nie do ugryzienia, nie ma zadnej alternatywy. 

Mam deficyty swiatla, wstaje w srodku nocy, nawet do auta wsiadam po ciemnosci. A auto zaczelo palic jak smok, bo to i swiatla, i nadmuchy, ogrzewania, tylna szyba - i zaraz zuzycie polecialo o litr do gory. Coraz dalej tez zajezdzam na zimnym silniku, a w tym przypadku ta kobyla nie ma ciagu, trzeba bardzo ostroznie obchodzic sie z, za przeproszeniem, pedalem gazu, bo inaczej go zatyka. Tez ma swojego zimowego covida motoryzacyjnego. 

Dobrze chociaz, ze nie pada, to moge sobie polatac z Toyka, obie mamy z tego pozytek, Buras sie wycieka i nawacha nowych zapachow, czasem mamy szczescie i spotkamy kumpla, ktory lubi sie poganiac, wiec zaczyna sie szalenstwo i potem przynajmniej w domu zmeczony pies spi. Ja mam tez swoja korzysc, spalam kalorie, napawam sie swiezym powietrzem i duzo lepiej spie w nocy. A ze spaniem mam coraz wiecej problemow, albo z zasnieciem, albo z przespaniem do jakiejs cywilizowanej pory, budze sie o 3 albo 4 i juz nie moge zasnac. A potem snuje sie jak zombie, jakas taka niedorobiona i niedospana. W sobote udalo mi sie dospac do 6.30, co jak na mnie to prawie do poludnia, ale juz w niedziele obudzilam sie jak zwykle o 4.00. Bywaja noce, ze budze sie po kilka razy, co tez nie sprzyja porzadnemu wyspaniu sie. Ehhh... starosc mnie chyba dopada i zwiazane z nia mniejsze lub wieksze upierdliwosci.

Nadal trzymamy sie z daleka od zagrozen wirusem, w tym roku po raz pierwszy nie bylismy na urodzinach naszego przyjaciela, moich tez nie wyprawialismy, a w perspektywie mamy swieta, ktore tez spedzimy we dwoje. Na pewno polazimy gdzies z sucza, pogapimy sie na te glupie swiateczne filmy albo i nie i bedziemy sie objadac swiatecznymi specjalami, bo nie mam zamiaru z nich rezygnowac, nawet pewnie znow zrobie ilosci hurtowe i dzieciaki sobie zabiora. 

Niby sie ciesze, ze nie ma sniegu, bo nie lubie jezdzic po slizgawkach, ale na same swieta nie mialabym nic przeciwko bieli za oknem. Czlowiek ubralby sie grubiej, Burku zalozyl sweterek i mozna by swiatecznie polatac i pospalac kalorie. Na ale na razie grudzien dopiero sie zaczal, nie ma co tak wybiegac w przyszlosc. 

Obysmy tylko zdrowi byli!

 

O szacunku

  Prawdziwą wartość ma jedynie szacunek wroga. Antoine de Saint-Exupery   Czym jest szacunek? To stosunek do kogos nacechowany powazaniem or...