Codziennosc nie sklada sie z wielkich czynow heroicznych, a z malych rutynowych czynnosci, ktore wypelniaja nam caly dzien. Sa to czynnosci wielce intymne, takie tylko dla nas, ale w wiekszosci te inne wykonujemy bedac wsrod ludzi. Sa one jednak na tyle powszechne, ze z czasem przestajemy zauwazac ludzi wokol nas, oni sie rozmywaja, stanowia tlo, ktore wiadomo, ze jest, ale przeciez nie zastanawiamy sie glebiej, jak ono wyglada, czy jest ladne czy nie, stanowi jakis taki zamazany obraz. Moze zauwazamy pojedynczych ludzi, ale najczesciej, kiedy staja nam na drodze, zaklocaja plynnosc ruchu, irytuja. Ktos wjezdza w ostatniej chwili na wyczekiwane miejsce parkingowe tuz przed naszym nosem, ktos inny staje z wozkiem na zakupy w waskiej uliczce miedzy regalami sklepowymi i albo sie zastanawia nad marnoscia tego swiata, albo gada przez telefon, a my mamy ochote zbic go z nog wlasnym wozkiem, zeby otrzezwial. Mijamy wiele osob na naszej drodze, ale usmiech i pozdrowienie mamy jedynie dla tych, ktorych znamy, co najmniej z widzenia. Jezdzac autem zlorzeczymy na innych kierowcow, ze niedouczeni i kto im w ogole wydal prawo jazdy, choc sami tez nierzadko popelniamy podstawowe bledy, bo zamyslamy sie czy martwimy, ale nam przeciez wolno, bo mylic sie jest rzecza ludzka, dlaczego wiec odbieramy innym prawo do pomylek? Czy kazdy z nas kierowcow urodzil sie z umiejetnosciami perfekcyjnego zachowania w ruchu ulicznym? No nie, tej rutyny nabieralismy przez lata, dlaczego wiec irytuje nas do bialosci zgasniety motor w stojacym przed nami aucie ze szkoly jazdy? Bo musimy poczekac na nastepne zielone swiatlo?
Z przykroscia musze stwierdzic, ze z takimi zachowaniami najczesciej czlowiek spotyka sie w Polsce, taka bezinteresowna nieuprzejmosc panuje tam na codzien i kiedy z rzadka spotka nas ze strony innych jakis przyjazny gest, najpierw patrzymy podejrzliwie, czy nie chca nas okrasc, potem sie dziwimy, a na koncu moze nawet troche cieszymy. Niemcy nauczyly mnie okazywania codziennych bezinteresownych przyjaznych gestow. Kiedy jestem z psem na spacerze, nierzadko zwiedzajac inne miasta, zawsze jestem pozdrawiana przez napotkane obce osoby, jak nie przyjazne dziendobry, to okolicznosciowe zyczenia swiateczne. Odwiedzajac mame, wdrazalam w Polsce ten zwyczaj pozdrawiania napotkanych ludzi z usmiechem i spotykalam sie z roznymi reakcjami, odwracali sie, myslac ze mowie do kogos za nimi, patrzyli na mnie podejrzliwie w obawie, ze moze czegos od nich bede chciala, w koncu odpowiadali, ale nie zawsze.
Kiedy stoje w sklepie do kasy i mam sporo artykulow, zawsze przepuszczam tych, ktorzy maja 2-3, bo po co ma tyle czekac. Zanim ja wszystko wypakuje, on bedzie juz na zewnatrz. Zawsze przepuszczam robotnikow w roboczych uniformach, kupujacych swoj lunch.
Dla mnie przepuszczanie czy wpuszczanie do ruchu innych aut stalo sie codziennoscia, tak robia wszyscy i dzieki temu ruch jest plynniejszy i bezpieczniejszy. Jesli dojezdzam do skrzyzowania, gdzie z przeciwka czekaja na lewoskret, a mnie zapala sie czerwone, kiedy jestem jeszcze daleko, zawsze daje znac swiatlami, ze moga juz skrecac, nie czekajac az dojade i sie zatrzymam.
To sa naprawde drobiazgi, ale czynia zycie przyjemniejszym i lzejszym, nie tylko tym, ktorych pozdrawiamy, przepuszczamy czy robimy cos przyjaznego, ale i nam samym, kiedy odwdzieczaja sie serdecznym usmiechem. Ja wtedy czuje sie lepszym czlowiekiem.