Translate

31 lipca 2025

Przecieka cz. 1

 Widze, jak zycie przecieka mi miedzy palcami, najdotkliwiej widac to podczas ogladania przypominajek na fb. Wtedy na biezaco obserwowalam, jak zmienia sie przyroda, jak zboze kielkuje, dojrzewa, jakie rosliny nastepuja jedne po drugich, jak owady sie spiesza, zeby wykonac swoja misje zapylania czy produkcji miodu. Ten rok dal mi zdrowotnie bardzo bolesnie po grzbiecie, niewiele bylo dni spacerowych, bo wciaz cos sie dzialo, jak nie artretyczny bol w kolanie, to choroby nieokreslone, kiedy nie moglam podniesc sie z lozka i przesypialam po kilka dni pod rzad, albo ataki bolu (ja stawialam na zoladek z wrzodami, ale moze byly to ataki woreczka, zobaczymy teraz), a od maja to juz totalna stagnacja, bo mi powietrza brakowalo przy kazdym kroku. Ja rozumiem, ze nie jestem juz mloda, ale jakos trudno mi sie pogodzic z tym bezruchem, bo jak zapewne pamietacie, nawet bedac w szpitalu, popylalam po korytarzu 10 tysiecy krokow. Bo nie moglam usiedziec, a teraz nie moglam wstac z lozka, choc to podobno lekki rutynowy zabieg, a pobyt w szpitalu przewidziany na trzy dni. Ale od poczatku, bedzie dlugo, wiec nie wiem, czy zmieszcze sie w jednym poscie, raczej chyba nie.
 Podczas tych wszystkich rozmow wstepnych na dzien przed operacja, musialam latac po obiekcie, bo w tym samym komplekcie sa gabinety lekarskie, m.in. chirurdzy, ktorzy operuja w szpitalu oraz ten wesolek od gastroskopii, ktory nie przeslal ani mnie, ani rodzinnej ostatniego raportu z marca. Na skutek rodo-srodo nie chcieli przefaksowac wynikow do szpitala, musialam sama kopytkowac i odbierac. Raportu od kardiologa rodzinna tez jeszcze nie dostala, wiec polecialam tam sama, zeby lekarze w szpitalu mieli aktualny komplet. Wszystkie rozmowy przebiegly bezbolesnie, najpierw ze Schwester na oddziale, pozniej z lekarka oddzialowa, a na koncu z anestezjolozka, piekna i sympatyczna Azjatka. Wszystkie formalnosci i cala papierologia zostaly zalatwione, dostalam bransoletke z "Numerem przypadku", bo pacjent to jedynie numer ewidencyjny z kodem kreskowym, chyba zeby w kostnicy nie pomylic nieboszczykow.
 W srode grzecznie stawilam sie punktualnie o 9.00 na oddziale, dostalam pokoj i lozko, wiec cierpliwie czekalam, az nadejdzie moja kolej. Rozpakowalam sie, pozdejmowalam z siebie kolczyki, zegarek, zaraz potem dostalam te sexy kabaretki i giezlo operacyjne, zawiazywane na troczki z tylu. Bylam w sali 4-osobowej, ale jedna pacjentka wychodzila juz tego dnia,wiec zostalysmy we dwie ze starsza pania, ktora byla w szpitalu juz wiele tygodni, miala amputowana noge. Ok. 11.00 zameldowal sie pielegniarz i zabral mnie z lozkiem razem na sale przedoperacyjna, tam przesiadlam sie na inny katafalk, a inny pielegniarz wbil mi wenflon, o cos tam popytal, okryl podgrzanym kocykiem i znow czekalam. Ok. 11.30 wwiezli mnie do sali rzezniczej i znow musialam sie przesiasc na inne legowisko, gdzie nuszki znalazly oparcie na czyms w rodzaju oparc ginekologicznych, a raczki zostaly rozkrzyzowane i unieruchomione. Jak po ukrzyzowaniu. Jedna raczka do infuzji, druga do mierzenia cisnienia. Potem nadciagnal anestezjolog, paszcze zakryl mi maska i obiecal przyjemne doznania. Odplynelam...
 Pierwszy przeblysk swiadomosci mialam, kiedy zaczelam sie krztusic ta rura w przewodzie wentylacyjnym, czulam, jak to wyciagaja i zaraz zrobilo mi sie lepiej. Potem co chwile przypominano mi, ze mam miec oczy otwarte i nie spac, a mnie sie wlasnie tak dobrze spalo. Nie czulam zadnego bolu, bylam tylko bardzo spiaca. W koncu przyjechalam we wlasnym lozku na sale i moglam oddac sie juz spokojnie we wladanie Morfeusza. Wyniki dobre, cisnienie w porzadku, trzy otworki zalepione plasterkami, no zyc nie umierac.
 Tak dotrwalam do czwartku.
 
Ciag dalszy juz jutro, zapraszam. 
  

25 komentarzy:

  1. Ciekawa ta Twoja relacja szpitalna, no i jak na razie wszystko przebiega według planu, może nie ma dobrej organizacji (szczególnie te wszystkie wstępne badania) ale jakoś idą do przodu, operacje zrobili, obudziłaś się,…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poczatek byl obiecujacy, wtedy bylam pewna, ze moj pobyt w szpitalu skonczy sie w piatek. Potem bylo juz tylko gorzej.

      Usuń
  2. Jeszcze odniosę się do wstępu przyrodniczego, zboże kiełkujące, pszczółki,…zapomnij, czy macie jeszcze jakieś pola? Teraz na spacerze to trzeba podziwiać “wiatraczki” kolosalnych rozmiarów i bezkresna przestrzeń “słoneczek”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie, ze sa pola, laki (uonki), przy drogach, ktorymi sie z Toyka poruszalysmy rosly jakies dzikie kwiaty, czarne bzy, leszczyny i orzechy wloskie. Przeciez znasz to wszystko ze zdjec, jakie masowo zamieszczalam na blogu. Na swoich trasach nie mam na szczescie tych szpetnych wiatrakow, choc oczywiscie ich nie brakuje w Niemczech po rzadach tych zielonych idiotow, cale lasy wiatrakow sie pojawily. Pola paneli tez zreszta, ale nie w mojej okolicy.

      Usuń
    2. Oczywiscie ze pamiętam te pola, łąki, ale to było spory czas temu,…😉🙃

      Usuń
    3. Jeszcze w ubieglym roku chodzilam, choc rzeczywiscie rzadziej niz wczesniej.

      Usuń
  3. Twarda z Ciebie kobieta! Dalas rade i dajesz pewnie na dzis i na jutro z pojutrzem. Dech mi zaparlo jak doczytalam o tych szpitalach. Teraz tylko cierpliwie dochodz do SIEBIE! Duzo zdrowka!
    Echo z reniferami i wieworkami tez ledwie dycha ale upalow nie da sie zoperowac. No i jest przeciez jeszcze lato.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko stoi na glowie, u nas aktualnie pochmurno, deszczowo i zimno, lato zagniezdzilo sie za to u Was. Czytalam, ze ledwie dychacie z upalu na tym Waszym kole polarnym :)))

      Usuń
  4. Zabieg laparoskopem to faktycznie pikuś, o ile nie przyplącze się jakaś franca. I wygląda na to, że zaliczyłabyś go bezproblemowo gdyby nie to całe nadciśnienie... Nie pozostaje nic innego jak tylko mieć nadzieję, że lekarze i to ogarną. Trzymam kciuki 🤞
    Łąk, pół i lasów ci u Was dostatek. Akurat siedzę w Pl od blisko dwóch tygodni i zawsze kiedy pokonujemy trasę przez Niemcy zachwycam się i jednocześnie cieszę, że jest tego jeszcze sporo (oby jak najdłużej!) i zawsze myślę, że te krajobrazy bardzo bliskie naszym polskim. Fakt, wiatraki i panele raczej nie zdobią, ale bez przesady, są miejsca gdzie ich nie ma. A ja już wyrobiłam sobie nawyk niewidzenia ich i zachwycam się całą resztą 🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to poczytasz sobie w nadchodzacych dniach, jaki to byl dla mnie pikus. Nawet powiedzialam lekarzowi, ze po normalnie operacyjnie wycinanym wyrostku czulam sie o niebo lepiej niz teraz po tym rzekomo nieinwazyjnym. Cisnienie przyszlo na koniec, jako ukoronowanie moich cierpien.
      Szczesliwie w mojej okolicy niespecjalnie nasadzili tych potworkow wiatrakowych, wiec spacery z psem to byla sama przyjemnosc, nic sztucznego nie psulo widokow, no dobra, jeden maszt radiowy.

      Usuń
  5. Czytam...Nie obudziłam sie z rura. Na szczęście. Nic niepamietam tak mi zrobili dobrze. Potem trochę jak na haju

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez wlasciwie nie do konca obudzilam sie z rura, tak bardziej przez pólsen czulam dyskomfort w gardle, ale zaraz mi to zabrali i bylo dobrze. No fakt, czlowiek czul sie jak po jointcie.

      Usuń
  6. Szpitale maja swe procedury przez ktore pacjent musi przejsc zanim sie dostanie pod noz. Kosztuje to czas i biurokracje choc teraz malo jest papierow, wszystko sie zalatwia elektronicznie ale i to choremu nie oszczedza klopotu. U nas pierwsze co robia i to wszedzie, nie tylko w szpitalach, to pokazanie karty ubezpieczeniowej. Owszem, taki bez ubezpieczenia czy bezdomny tez dostanie opieke.
    Relacja mowi ze pierwsza czesc operacji poszla rutynowo, bez niespodzienek i stresow.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza sie. Jeszcze w srode po poludniu i wieczorem, choc bardzo spiaca i na haju, bylam pewna, ze wszystko jest w porzadku i ze rutynowo w piatek puszcza mnie do domu. Temperature mialam w normie, cisnienie tez, badania krwi wzorcowe, nie bolalo (no dobra, troszeczke w miejscu przeciecia) i czulam sie naprawde dobrze.

      Usuń
  7. Jak u Hitchcocka. Napięcie rośnie. Niech mnie bogi bronią od operacji, błagam, losie... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U Hitchcocka bylo najpierw gwaltowne trzesienie ziemi, a potem napiecie roslo. No ja tez specjalnie sie pod skalpel nie pchalam, ale jak trzeba bylo, to trza i tyle.

      Usuń
  8. Ja mam ze wszystkich operacji tylko miłe wspomnienia, a zaczęłam wcześnie, bo jeszcze w 16 wiośnie życia od pozbycia się ...wyrostka robaczkowego. Operowali mnie około 1 w nocy, rano o 8 ściągnęli mnie z wyra i kazali popylać do oddziałowej....po szlafrok. W drugi koniec szpitala, ale bez pokonywania schodów. Szwy zdjęli 7 dnia i następnego wykopali do domu.Ja nawet z operacji, w czasie której uciekałam w zaświaty to mam miłe wspomnienia, bo o tym, że mnie sprowadzili z powrotem na ziemię to się dowiedziałam od....foniatry, gdy chodziłam na rehabilitację głosu bo tym przecięciu mi w trakcie operacji lewej struny głosowej. Potem mi przywracano do użytku kolano, potem miałam koszmar związany z rodzeniem córki (pośladki siłami natury bo anestezjolog był na urlopie -bo tylko wariatka rodzi w lipcu), no a pęcherzyk żółciowy to już była kaszka manna z mlekiem - wtorek rano operacja, czwartek koło południa wykop na własnych nogach do domu, szwy zdjęte kilka dni później. Tu zaczęła mi się kość zrastać (główka szyjki udowej) nim dałam się zawieść do szpitala, więc tylko w nim leżałam i ciutkę rehabilitacji przeszłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mozemy sobie klasnac w lapki, bo i ja mialam usuwany wyrostek w wieku 16 lat, wtedy jeszcze normalnie kroili, a nie dlubali przez dziurki, ale wtedy czulam sie lepiej niz po tej ostatniej operacji, tzw. malo inwazyjnej.
      Miewalam tez rozne inne operacje, ale ta nie jest porownywalna z niczy, jesli chodzi o przerozne komplikacje.

      Usuń
  9. Współczuję i dużo zdrowia życzę. Też mnie męczy gdy muszę za długo siedzieć, ale za to nogi mi się same uginają jak czytam o operacjach

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zeby to byla rzeczywiscie jakas ciezka operacja, ale nazywalo sie, ze to lekki rutynowy zabieg "przez trzy dziurki". No ale ja nie jestem "rutynowa" pacjentka, jak sie okazalo.

      Usuń
  10. Czyta się to jak zapis walki – z ciałem, systemem, czasem. Dużo tu bólu, zmęczenia, ale i ironii. Ten rok najwyraźniej postawił sobie za cel przetestowanie Twojej wytrzymałości. Dobrze, że operacja za Tobą i że mimo wszystko potrafisz o tym pisać z takim dystansem. Oby teraz było już tylko lepiej. Życzę zdrowia i oddechu na każdy dzień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty wpadnij jutro, bo dzisiaj to male piwo z pikusiem. Dopiero sie zacznie sajgon szpitalny.

      Usuń
  11. Mój wyrostek poszedł won, jak miałam 18 lat. Prawie tak samo, jak Twój :)
    Współczuję Ci niezmiernie, ciekawa jestem, jak ja bym zniosła operację na trzy dziurki...
    Lepiej nie kusić losu :)
    Ściskam delikatnie i czekam na wjutro.
    :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Operacja to rzeczywiscie buleczka z maslem, ale nie wyobrazalam sobie jej nastepstw i komplikacji. Normalny czlowiek poszedlby na trzeci dzien do domu, ale kto powiedzial, ze ja jestem normalna? ;)

      Usuń
  12. Aż poczułam się zawstydzona, że mój wyrostek wciąż jest na swoim miejscu (odpukać). Mnie tylko w wieku 7 lat wycięli ze znieczuleniem miejscowym migdałki, dla mnie to była operacja na żywca, wciąż widzę wielki gumowy fartuch z kieszenią, do której leciały moje biedne migdałki. I słyszę przekleństwa, jakie miotałam. No cóż, w wieku siedmiu lat miałam już bogate słownictwo :P
    Miało mi to pomóc odzyskać słuch, nie pomogło. Nigdy więcej szpitala i operacji, a wyrostek sama wyskrobię, jak mi zastrajkuje :P

    OdpowiedzUsuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Przecieka cz. 1

  Widze, jak zycie przecieka mi miedzy palcami, najdotkliwiej widac to podczas ogladania przypominajek na fb. Wtedy na biezaco obserwowalam,...