W czwartek zaczela sie jazda, nie moglam sie z bolu ruszyc, bolalo mnie nawet oddychanie. I nie, nie bolal mnie brzuch, ani wewnatrz, ani jego dziurawe powloki, bolal mnie prawy bark i watroba, to jest miejsce, gdzie powinna sie znajdowac. Lezec moglam jedynie na lewym boku i tylko lezec, bo jakiekolwiek ruchy wywolywaly bol nie do wytrzymania. W barku. Wytlumaczono mi, ze podczas operacji wtloczono mi do jamy brzusznej powietrze, zeby miec latwiejszy dostep do miejsca operacji. To powietrze mialo ze mnie wyjsc z czasem przewidzianymi do tego otworami, gebowym w postaci bekania i przeciwpoloznym w postaci wiatrow, jak arystokracja miala zwyczaj okreslac zwykle baki. U mnie natomiast znalazlo sobie jakis kanal i polazlo do gory, moszczac sie wygodnie w barku, bo stamtad nie mialo mozliwosci wyjscia. Cislo to powietrze na wszystko mozliwe, stad ten bol. Lekarz zalecil mi chodzenie (he he he), bo to mialo spowodowac przemieszczanie sie powietrza i jego uchodzenie. Tyle tylko, ze ja nawet usiasc nie moglam, choc wstawac musialam chocby do toalety. Ale dostalam jakies srodki przeciwbolowe i jakos dawalam rade, nawet robilam dodatkowe kilka krokow po pokoju. Niewiele moglam chodzic, bo kiedy bylam w pionie, krecilo mi sie w glowie i mialam potezne nudnosci.
Jednak moj stan zaniepokoil personel na tyle, ze zarzadzili przetransportowac mnie do sasiedniego budynku, gdzie byl gabinet mojego chirurga, celem zrobienia usg i przeswietlenia. Posadzili mnie na wozek inwalidzki, owineli kocykiem, jako ze jeszcze bylam ubrana w to giezlo operacyjne. Zrobili wszystkie badania, ale czas, jaki spedzilam w pozycji pionowej, dal o sobie znac. Wymiotowalam (w kocyk niestety), jakby jutra mialo nie byc, a ze nie mialam czym, to meczylo mnie to znacznie bardziej niz normalnie. Po powrocie przebrali mnie, dali nowy kocyk i zostawili w spokoju.
W piatek mialam wyjsc, ale dalej nie moglam sie ruszyc z bolu, pompowali mnie srodkami przeciwbolowymi, ktore niewiele dawaly, zas lewy bok mialam totalnie zdretwialy, bo nie moglam lezec w zadnej innej pozycji. Tak tkwilam przez ponad dwa dni, wiec i z tego powodu czulam sie polamana.
Moja wspolpacjentka natomiast dostala jakiegos krwotoku i szybko ja zabrali na operacje ratujaca zycie i do poniedzialku trzymali na OIOMie. Spotkalysmy sie ponownie na kilka chwil w dniu mojego wypisu, kiedy nic jej juz nie zagrazalo. Byla zdziwiona, ze jeszcze tam jestem. Ja zas mialam caly pokoj tylko dla siebie.
Ciag dalszy jutro. Zapraszam
No to rzeczywiście dzisiejsza notka jest bolesna. No i powiedziałabym że są to komplikacje pooperacyjne. A wszystko przez to powietrze, które Ci wtłoczyli, no niesamowite że poszło aż do barku, biedna Ty (ale to w czasie przeszłym, bo na dzień dzisiejszy jest dobrze), ciekawe jak to powietrze w końcu wyszło z Ciebie 🙃
OdpowiedzUsuń"Bolesna" to jedno wielkie niedopowiedzenie, mnie to napier***lo z sila tsunami z 2004 roku, bol porownywalny, a moze nawet silniejszy od kolki nerkowej, a ta wydawala mi sie gorsza od porodów. Kiedy zaczelam sie rzeczywiscie wiecej ruszac, ono jakos sie przemiescilo i wydalilo. Czuje do dzisiaj przy pewnych ruchach jeszcze lekki bol, wiec pewnie nie cale wyszlo.
UsuńPorównywalny z kolką nerkową?! No to szok, szok!!!
UsuńA kolke stawialam wyzej w gradacji bolu od porodu.
UsuńAle miałaś pecha, bo to chyba tak można nazwać, boszszszsz....czytam tę Twoją opowieść i jestem pod wrażeniem , poza tym umiesz sytuację świetnie opisać, więc można sobie to wszystko co przeszłaś wyobrazić, mam nadzieję, ze jest coraz lepiej , ściskam
OdpowiedzUsuńTo dopiero poczatek komplikacji, bedzie wiecej i gorzej tego "bezinwazyjnego rutynowego zabiegu na trzy dni". Ja naprawde lepiej sie czulam po klasycznej operacji wyrostka.
Usuńdlatego twierdzę, że miałaś pecha...czekam na dalszą relację, tym bardziej, ze wydaje mi się , że idzie ku dobremu, więc jest to już relacja z przeszłości, niedalekiej ale jednak...
UsuńNie mam odwagi pisac, ze idzie ku lepszemu, bo los lubi bywac przewrotny, ale jest troche lepiej z tym moim cisnieniem, chyba zaczynam miec je pod kontrola, bo w tej chwili glownie z tym walcze.
UsuńAle okropne przeżycie. Bardzo współczuję. Siostrzeniec męża po operacji laparoskopowej kamieni żółciowych dostał sepsy i trafił na oiom. Tak, że niby prosta operacja, a można się przekręcić. Twoje pióro Pantero jak zwykle lekkie i błyskotliwe:)
OdpowiedzUsuńAaa, dziekuje za uznanie :)))
UsuńOjesu, czyli jeszcze gorzej niz u mnie! Ja balam sie tej szpitalnej bakterii, z ktora moja znajoma wrocila ze szpitala, nawet nie pomyslalam o sepsie, bo jeszcze bardziej bym sie denerwowala.
Horror. Olaboga...
OdpowiedzUsuńNo zebys wiedziala! Nigdy bym sie takich komplikacji nie spodziewala, bo zarowno lekarze jak i pacjenci po usunietych woreczkach (w tym nasza Boguska) zapewniali, ze to pikus.
UsuńPrzeczytałam ale nie jestem w stanie napisać nic mądrego, ani zabawnego bo dostałam właśnie pewną wiadomość, która mnie załamała. Wrócę, jak ochłonę. Nieustająco życzę Ci szybkiego powrotu do formy.
OdpowiedzUsuńOj, strasznie mi przykro, mam nadzieje, ze jakos sie pouklada, czego szczerze zycze.
UsuńNie wiedzialam ze przy tej operacji pompuja w czlowieka powietrze a ze umiescilo sie w barku to faktycznie straszny pech. I tak dlugo trwalo....
OdpowiedzUsuńOkropnosci przeszlas Pantero, dobrze ze najgorsze juz za Toba, ze cisnienie i bole sie stabilizuja.
Ja tez ciagle slysze ze wyciecie woreczka to rutyna a okazuje sie ze wcale tak nie jest. Zreszta z kazda "rutyna" moga byc komplikacje, ludzie i ich reakcje sa rozni.
Czy masz kamienie do pokazania?
Zycze by kazdy nastepny dzien byl lzejszy i zdrowszy.
Mam kamienie, oczywista, bo sobie zazyczylam jeszcze przed operacja, ale nie wiem, czy zdolam pokazac, bo od jakiegos czasu blogger mi swiruje i nie chce zamieszczac zdjec, nie mam pojecia dlaczego. Czekam na guru, bo mam wiecej roznych zaklocen.
UsuńO matko scurkom! Od samego czytania wszystko mnie boli i w głowie mi się kręci!
OdpowiedzUsuńCo za głupie powietrze, nooo...
Teraz to mi sie chce smiac z tego, ze zrobili ze mnie balonik, ale wtedy naprawde nie bylo mi do smiechu. Jeszcze cos tam musialo zostac, jakas resztka, bo przy pewnych ruchach czuje niewielki bol w tym barku.
UsuńNo wierzę, że do śmiechu Ci nie było.
UsuńMówisz, że jakaś resztka się zachomikowała i wyjść nie chce?
Niech się zatem łaskawie wyprowadzi i opuści Twe jestestwo!
Jak juz zaczne normalnie zyc i sie poruszac, to w koncu ta pozostala banieczka powedruje w kierunku naturalnych wyjsc z mojego jestestwa.
UsuńOjej, czytam to jak opowieści o żelaznym wilku! Jacyś wyjątkowi spece się Tobą zajmowali! Owszem, przez niemal tydzień po tej operacji wyglądałam jak w zaawansowanej ciąży, ale o tym, że tak będzie to wiedziałam od lekarza wcześniej jak również i o tym, że może mi dokuczyć nerw przeponowy i że przez kilka miesięcy mogę dostawać "tajemniczych" skurczy, nawet dość bolesnych właśnie wskutek tego wpompowania CO2 w powłoki brzuszne. No i rzeczywiście tak było, ale wyczaiłam, że te skurcze mnie chwytają gdy się schylam, więc unikałam przez niemal rok schylania się. Ale w porównaniu do stanu po wyrostku operowanym lata wcześniej, to było znacznie fajniej, nie było tego uczucia, że zaraz mi cała zawartość brzucha z niego wypadnie na podłogę i chodząc nie podtrzymywałam brzucha by mi nic nie wypadło. Wiesz, zauważyłam, że jeśli idzie o pojedynczych lekarzy to w Warszawie byli znacznie lepsi lekarze, tylko sam system organizacji był nieco do 4 liter. I chyba mam rację, bo w Berlinie dużym wzięciem cieszą się lekarzy Polacy i ......ci co się kształcili w Rosji. Mam wrażenie, że polscy lekarze stale , na bieżąco uzupełniają swą wiedzę by być na bieżąco a tutejsi nie są na bieżąco z nowinami w medycynie dopóki nie przyjdzie odgórnie takie polecenie. Życzę Ci byś jak najprędzej w pełni "doszła do siebie".
OdpowiedzUsuńNiemieccy lekarze nie maja u mnie dobrej opinii, w przeciwienstwie do lekarzy obcych nacji, ci ostatni sa nie tylko bardziej nastawieni na pacjenta, a nie na obsluge urzadzen, ale rowniez bardziej sie staraja. Oprocz mojej rodzinnej nie znam tu zadnego lekarza z Polski, a o niej nie mam najlepszego zdania. jestem u niej, bo blisko, bo z powodu mamy, ale wiem tez, ze zdazyla zaszkodzic paru osobom.
UsuńO rany... I jesli to ma byc "rutynowa" laparoskopia, to, w razie czego, niech mnie normalnie pokroja, bo robienie za balonik wyraznie czlowiekowi nie sluzy. Zdrowiej ❤️
OdpowiedzUsuńTo nie tak, bowiem innym dobrze sluzylo, tylko ja jestem jakies dziwadlo, ktoremu powietrze wedruje nie tam gdzie powinno.
UsuńZ tymi bąkami to prawda. Nam tez kazali chodzić po korytarzu i puszczać. Ale byłyśmy ostro na haju. Między nogami ciagalysmy cewniki a w brzuchu miałyśmy rurki sączki...masakra. a my miałyśmy polewkę. Jednak haj to fajna sprawa. Mam nadzieję że juz ci lepiej..
OdpowiedzUsuńJa nie mialam zadnych saczkow ani cewnikow. A byc na haju tez lubie.
UsuńMysle, ze idzie ku lepszemu, choc jeszcze nie mam cisnienia calkiem pod kontrola, ale juz dwa dni nie bralam kropli ratujacych zycie.