... dyskutowalismy sobie u Pani Puszkowej o kotach na blatach kuchennych, stolach i wszedzie tam, gdzie nie powinny wlazic, ale nic sobie z tego nie robia i wlaza, gdzie ich nie posialo. Gorzej, kiedy czlowiek ma pod opieka nie tylko koty, ale i psa, a raczej sucz, ktora pilnie obserwuje, co koty wyprawiaja i czasem postanawia w kota sie zabawic. Wchodzi czlowiek do kuchni, a tam na stole siedzi mieszanka pitbulla i patrzy wyczekujaco.
- Toya, gdzies ty wlazla?!
- A co, koty moga, to ja tez, moze dostane cos smacznego do jedzenia.
- Ale wez ty porownaj niespelna trzykilogramowego kota z ponad 20-kilogramowym psem kilerem-morderca rasy ekstremalnie niebezpiecznej, pod ktorym stól gotow sie zalamac.
Popatrzyla tylko z wyrzutem, ktory bylby w stanie rozpuscic glaz i z gracja zeskoczyla ze stolu. No serce mnie sie pokiereszowalo na drobne kawalki i targana wyrzutami na sumieniu, dalam jej smaczek. Spojrzala na mnie zezem, z tym lobuzerskim blyskiem w oku, pochlonela smaczek z glosnym mlaskaniem niegodnym damy i poszla sobie.
W sobote wyszlam przed dom, bo chcialam schowac do bagaznika koszyk zakupowy i wzrok moj padl byl na dach auta, gdzie mroz udekorowal szron w typowe mrozowe wzorki i zaraz pomyslalam sobie, ze trzeba ratowac kfiotki balkonne. Jesu, ale sie nalatalam, nanosilam, naobcinalam, nadzwigalam, nasprzatalam, namylam i co tam jeszcze. Nawet z piwnicy musialam przydzwigac odkurzacz pioracy, bo nim mozna sprzatac mokra wykladzine na balkonie, z normalnym domowym odkurzaczem raz kiedys zaryzykowalam i spalilam mu silnik, byl do wyrzucenia. Kwiecie stoi na regaliku na klatce schodowej, a pelargonie wisza jak zawsze przy oknie, bardzo je przycielam i mam nadzieje, ze do wiosny znow odbija i dobrze urosna. Na najnizszej polce regalika stoi skrzynka z truskawkami, ktore kupilam w tym roku i z ktorych mialam nawet ze trzy owoce. A one, zamiast marniec, pieknie sie rozrosly, wiec maja szance zaowocowac w przyszlym roku, zobaczymy.
Pomylam tez wszystko na balkonie, co sie do umycia nadawalo, wynioslam poduchy do piwnicy, a fotele i stolik przykrylam pokrowcami, zeby mi sie w zimie nie kurzyly i nie brudzily. Moze jeszcze natne troche galazek z rosnacego pod oknem swierka i bedzie zimowy dekor jak ta lala. A na koniec poszlam z Toya na spacer.
W niedziele nie moglam sie ruszyc, dreczyly mnie zakwasy i bole calego czlowieka, wiec nawet palcem nie ruszylam, lezalam pachnialam, dogorywalam i obiecywalam sobie, ze juz nigdy wiecej nie bede robic tyle naraz. Ale jak sie znam, pewnie nie dotrzymam obietnicy sobie danej, zapominajac w amoku roboczym, ze juz nie mam 16 lat. Ani nawet 30. Czy chociaz 40. Za to rozumu pelny niedobor.