16 kwietnia 2025

Wkurza mnie

 Duzo mnie wkurza ostatnio, bo wiadomo, polityka i politycy, ale co ja biedna pszczólka moge uczynic? Chyba tylko nabyc nielegalnie kilka sztuk rownie nielegalnych srodkow do obrony, jakies gazy pieprzowe, paralizatory, bron palna, palke teleskopowa i czekac, az ktos zechce mnie napasc. Rzad podpowiada, zeby robic zapasy spozywcze, zaopatrywac sie w plecaki wojenne, bo Putin, bo wojna, bo... Co mi po zapasach, kiedy nawet nie bede miala ich na czym podgrzac, bo jak przyjdzie co do czego, to najpierw zabiora nam prad, a bez pradu niczego nie dokonam, bo wszystko mam na prad. Pewnie powinnam nabyc butle z gazem i kuchenke turystyczna, zatkac piwnice po sufit zapasami, a potem zjadac je przez nastepne lata, bo dalam sie tak podejsc podczas pandemii, a potem dlugo wyjadalismy te zadolowane w piwnicy zapasy. Najwazniejsze, ze mam zapasy dla futer, one musza jesc, my niekoniecznie. 
 
 Czlowiek scrolluje sobie internety, zeby umysl oczyscic, chce poczytac jakies odmozdzajace newsy o celebrytach, zeby juz odpoczac od spraw powaznych, a tam... zamiast rozrywki i hajlajfów - jakies porzucone zony, ktore za nic nie moga pogodzic sie z porzuceniem i jada od wielu miesiecy czy nawet lat po eksach, bez krzty godnosci. Nikt im nie kaze przywdziewac wlosienicy i plakac, ale te nie konczace sie ataki wychodza juz bokiem. Zas niewierny maz, chyba tylko po to, zeby babe jeszcze bardziej wkurzyc i nakrecic, zarzuca media spolecznosciowe idiotycznymi filmikami ze swoja nowa flama, ktore to filmiki maja za zadanie pokazac, jaki jest teraz szczesliwy w ich nowej willi, gdzie tancza sobie w wypasionej kuchni. Inna celebrytka, rownie publicznie i glosno sygnalizuje swoje rozstania, co wczesniej oglaszala rodzaca sie milosc i poczatki nowych zwiazkow. Przy czym teraz wywleka na swiatlo dzienne jakies zenujace sekrety alkowy, oczernia swoich bylych w tak pogardliwy sposob, ze czlowiek sie zastanawia, jakim cudem mogli w ogole byc razem, skoro wszyscy oni to jakies felerne egzemplarze. A juz totalna katastrofa nastepuje, kiedy do rozstan wlaczaja sie rodzice, w tym pewna egzaltowana diva, ktora podobno zyje juz na tym swiecie piec tysiecy lat. Jest jeszcze taki koczkodan z Miami, ktory wszystkich pozywa do sadu, pieniaczka probujaca zaistniec wszedzie, milosniczka dolarsów i sponsoringu. Mozna by dlugo wymieniac wkurzajacych czlonkow tego towarzystwa wzajemnej adoracji.
 
 W ogole rozstania jasno i dotkliwie pokazuja, jaka to byla ta milosc, wszystko na pokaz, wszystko na sprzedaz, byle publika o nich nie zapomniala, byle w mediach klikano i niewazne, czy dobrze o nich pisza, czy zle, byle nazwiska nie przekrecili. Najgorzej maja dzieci, czesto uzywane jako bron czy karta przetargowa przeciwko jednemu z rodzicow, glownie ojcu, bo porzucona matka nie ma jak sie zemscic, to uniemozliwia kontakty i pierze progeniturze mozgi, zeby tak samo znienawidzily ojca, jak ona go nienawidzi. Ale alimenty ma placic regularnie, wzamian jednak nic, wtedy ta zemsta dopiero smakuje. 
 
 I kiedy tak probuje skierowac swoje mysli na tematy mniej stresujace, to wkurzam sie jeszcze bardziej. Czytanie jednak bardziej koi dusze niz internety, czytam wiec, bo co mi pozostaje, zeby calkiem nie upasc na duchu i nie zostac kobieta upadla.
 

14 kwietnia 2025

Szybko i bezbolesnie

 Jak pamietacie, choc oczywiscie najlepiej pamietaja fejsbukowicze, 30 marca pojechalysmy z corka do Northausen w polnocnej Turyngii po odbior kota-towarzysza dla Mowgliego. Krotko przypomne, on i jego czarno-bialy brat Balou zostaly adoptowane w 2023 roku z Cypru, samolotem przetransportowane do Hamburga, skad zostaly odebrane przez corke. Wszystko dobrze szlo, az maly zachorowal na FIV i mimo podjecia drogiego leczenia, niestety zmarl. 



 Niedlugo potem corka adoptowala mlodego kota, rowniez czarno-bialego. Z tym trwalo dluzej, nim sie przyzwyczail do czlowieka, bo z rudym Mowglim zaprzyjaznil sie dosc szybko, rudy bowiem jest kotem o wielkim otwartym serduszku i szybko przyjmuje do rodziny nowych braciszkow. Ledwie wiec Gizmo troche sie z corka oswoil i nabral do niej zaufania, nadszedl moment, kiedy powinien zostac poddany kastracji. Kiedy przywiozla go po operacji do domu, kot zaszyl sie w najciemniejszej dziurze i ani myslal do niej wyjsc, a na drugi czy trzeci dzien corka po powrocie z pracy znalazla jego sztywne cialko w kuwecie. Umarl jakos na wiosne 2024.
 

  Po tym corka zrezygnowala z prob adopcji, a ja sie jej nie dziwie, ale minal rok i zle czasy poszly troche w zapomnienie, zal jej sie zrobilo siedzacego samemu w domu Mowgliego, bo ona przeciez pracuje i ten bidok siedzi przez caly czas samiutki. Zaczela sie rozgladac za jakims towarzyszem dla kota, ale w Niemczech jak i w Polsce, wymagania stawiane sa takie, jakby schroniska czy fundacje nie chcialy tych bezdomnych kotow w ogole oddawac do adopcji. Albo chcieli jej wcisnac po dwa koty, albo koty mialy byc koniecznie wychodzace, co jest oczywista bzdura, bo po pierwsze koty niewychodzace sa bezpieczniejsze, a po drugie nawet te wychodzace sa w stanie przyzwyczaic sie do zycia w mieszkaniu, czego przykladem jest nasza Bulka. Corka ma mieszkanie przystosowane, balkon osiatkowany, drugi kot do towarzystwa, ale nie, tu na miejscu nie udalo jej sie znalezc zadnego, wiec zaczela przegladac internety. Ja tez dopytywalam znajomych kociarzy w Polsce, ale transport do Niemiec stanowilby spora przeszkode. Wreszcie znalazla kota, ok. 10 miesiecy i juz wykastrowany na szczescie. Pojechalysmy.
 

  Kot nieco jeszcze dzikawy, choc jak zapewniala pani od ktorej go odbieralysmy, juz pozwalajacy sie dotknac, co dwa tygodnie wczesniej bylo nie do pomyslenia, znaleziony gdzies w polu, totalny dzikusek. Zaczipowany, zaszczepiony i co dla mojej corki najwazniejsze - wykastrowany. Troche tam posiedzialysmy, corka gadala do niego, jak widac na zdjeciu, dal sie poglaskac. Pojechalysmy do domu. A tam Mowgli, w miedzyczasie calkiem dorosly kocur, ani myslal witac nowego brata czerwonym dywanem i fanfarami, pyskowaly na siebie obydwa, wiec corka pozamykala je w dwoch roznych pokojach, z pelnym wyposazeniem oczywiscie, i pojechala do pracy na nocna zmiane. Przez nastepne dwa dni pyskowaly do siebie zawzajem przez zamkniete drzwi, dom oczywiscie byl na bogato okadzany Feliway´em. Wreszcie ktoregos dnia, a byl to piaty dzien w nowym domu, pootwierala wszystkie drzwi i zostawila sprawy wlasnemu losowi. I co powiecie?
 

  Po gwaltownej wymianie zdan, po wypomnieniu sobie marnego pochodzenia (jeden przecie cypryjski, drugi NRDowski), Mowgli zaczal przybysza, ktory dostal imie Lui, oblizywac. Czasem jeszcze tam sobie cos nawtykali, zeby sie nie nazywalo, ze przybleda moze tak od razu czuc sie jak u siebie w domu, ale ogolnie corka ich juz nie separowala.
 

   Teraz juz z mniejszymi wyrzutami sumienia idzie do pracy, bo Mowgli ma nareszcie kumpla do zabawy czy przytulania sie podczas spania i odpoczynku.
 

  Wczoraj uplynely dokladnie dwa tygodnie, odkad Lui (pamietajcie, nie przez jot!) zamieszkal u corki. Kiedy pomysle, ze od adoptowania Bulczyka minelo juz 11 lat, a ta stara franca Krulova Miecka ani mysli jej zaakceptowac, to az mnie skreca z zazdrosci, ze inni maja normalne koty, ktore potrzebuja tygodnia na zaakceptowanie dokocenia.
 

12 kwietnia 2025

Kiedy brak argumentow

 Kiedy zaczyna brakowac argumentow lub ich moc sprawcza marnieje w oczach, kiedy bajanie o koniecznosci ratowania klimatu i pomocy humanitarnej dla nierobow i terrorystow majacych na celu jedynie zislamizowanie i uczynienie podleglym swiata zachodniego, nie przemawia do elektoratu, wdraza sie dzialania przemocowe. Ludzie chca pomagac, chca chronic srodowisko, ale zaczynaja dostrzegac, ze dzialania malenkiej Europy, przy wsparciu kilku innych panstw, to tzw. kropla wody na goracy kamien i regularne podnoszenie dotychczasowych podatkow czy wymyslanie nowych, ktorymi obarcza sie spoleczenstwo, a ktore i tak nigdy nic nie wniosa i swiata nie uratuja, ludzie zaczynaja myslec inaczej. Zastanawiaja sie, dlaczego odebrano im czysta, tania i pewna energie atomowa, dajac wzamian watpliwa, niepewna, bez mozliwosci magazynowania energie w pelni zalezna od pogody i generujaca nierecyklingowalne odpady. Zwlaszcza, ze teraz musza posilkowac sie kupowana droga ta sama energie atomowa od innych panstw. Wychodzi na to samo, co zostalo zniszczone i zlikwidowane, tylko wielokrotnie drozej. Juz nie wystarczaja same zapewnienia, ludzie zaczeli kalkulowac, liczyc, dziwic sie niegospodarnosci i nielogicznosci takiej polityki, ktora nie ma sily sprawczej, za to jest kosztowna, a placic za nia musza normalni obywatele. 
 
 Tymczasem AfD obiecuje przywrocenie taniej energii atomowej, ponowny rozruch wygaszonych elektrowni i budowe nowych. Ja juz patrzec nie moge na te lasy elektrowni wiatrowych, ktore nota bene rzadko dzialaja, najczesciej stoja i sie nie kreca, za to powaznie szkodza wizerunkowi naturalnego piekna krajobrazu, generuja infradzwieki, szkodza wielu gatunkom. Podobnie z hektarami fotowoltaiki, szczegolnie w naszym klimacie, kiedy to slonce zalezne jest od pory roku. Takie cos mialoby sens na Saharze, tam po pierwsze nikomu by nie przeszkadzalo i nie zawadzalo, a po drugie mialoby slonce przez caly rok. Za to wszystko placimy my, ale wzamian dostajemy niewiele, glownie drogi prad i importu. Nie wiem, komu siedza w kieszeni politycy, ktorym pensje placimy my, ale moze jest to dla nich za malo, wiec korzystaja dodatkowo z premii od lobbystow. 
 
 Ale nagle okazuje sie, ze narod juz przestal wierzyc tym politykom, ktorzy narodowi tylko szkodza, choc oczywiscie pod szyldem ochrony srodowiska czy pomocy humanitarnej, ktora wyglada tak, ze zwykly podatnik nie tylko musi na te pomoc lozyc, nie tylko jemu znacznie pogarsza sie jakosc zycia, to jeszcze musi sie obawiac o wlasne zycie czy mienie, ze strony bandziorow i terrorystow, ktorzy dodatkowo pozostaja bezkarni i sa traktowani w szczegolny sposob. Malo tego, ludzie, ktorzy ich utrzymuja (ich: politykow i migrantow) nie maja nawet prawa zabrac glosu, skrytykowac czy zaprotestowac, zeby nie zostac poczytanym o rasizm, faszyzm czy nazizm. A jesli juz znajda sie odwazni i zorganizuja marsze protestacyjne, wysyla sie na nich rzadowe bojowki, finansowane z ich wlasnych pieniedzy, jakies antify, zbiorowisko nierobow i nieukow gotowych na zadymy za rzadowe pieniadze i obietnice bezkarnosci. A zeby nie bylo, ze tylko mlodziez jest taka prorzadowa, teraz placi sie polglupim emerytkom, zeby wystepowaly jako "babcie przeciw prawicy", te idiotki nawet nie potrafia wytlumaczyc, w jakiej sprawie protestuja, wyuczyly sie "bo prawica to zlo" i nie umieja niczego uzasadnic. 
 
 Ide o zaklad, ze wszyscy ci zwolennicy lewicy, sloganow o ratowaniu srodowiska (tylko sloganow, bo w rzeczywistosci srodowiska tymi metodami sie nie uratuje, a przede wszystkim sama Europa nic nie znaczy w skali swiata, ktory w dupie ma czystosc i ochrone) i wznioslych hasel o pomaganiu i popieraniu migracji, ale tylko do czasu, kiedy ta migracja nie jest finansowana z ich wlasnej kieszeni, dopoki nie musza pracowac do 70-tki i dostawac emerytury w wysokosci 40% od netto, bac sie o wlasne zycie i mienie. Latwo bowiem jest krytykowac z bezpiecznego fotela i za cudze srodki, gorzej gdyby dotyczylo to krytykujacych, wtedy ide o zaklad, ze ich swiatopoglad uleglby drastycznym zmianom. 
 
 Malo tego, usiluje sie zdelegalizowac, zdeprecjonowac, zakazac opozycji, w niektorych panstwach to nawet sie udaje, wszystko pod szyldem ratowania demokracji, tylko ci rzekomo ratujacy  w zaslepieniu nie dostrzegaja, ze to wlasnie oni demokracje niszcza. Przyklad z Niemiec najlepiej to pokazuje, narod mial dosc socjalistow i zielonych oraz ich niszczycielskiej polityki, nie zaglosowal na nich i co dostal wzamian? Dostal chadekow, ktorzy utworzyli koalicje wlasnie z socjalistami przy wielkim wsparciu zielonych, oczywiscie nie za darmo, za to poparcie zieloni dostali ogromne dotacje, zeby dalej mogli niszczyc niemiecka gospodarke. Jaki tego efekt? Masowe opuszczanie szeregow CDU i zasilanie szeregow AfD, ktora wedlug sondazy juz przescignela partie Merza. Jesli tak dalej pojdzie, w nastepnych wyborach bedzie miala wiekszosc. O to chodzilo?

 

10 kwietnia 2025

Przerazajace statystyki

 Przestepczosc nieletnich i przemoc w szkolach stanowia w Niemczech narastajacy problem. Naleza do nich: zastraszanie napasc fizyczna, niszczenie mienia i przemoc wobec nauczycieli. Mam wrazenie, ze dzieci staly sie okrutniejsze, maja znacznie obnizony prog agresji, ich brutalnosc przeraza, bo maja swiadomosc, ze nikt im nic nie moze zrobic. Prawo bowiem jest wyjatkowo lagodne wobec nieletnich, do tego stopnia, ze do ukonczonych 14 lat dziecko jest praktycznie calkowicie bezkarne, moze zabijac, gwalcic, krasc, moze wszystko, najwyzej trafi do placowki dla osobnikow niestabilnych psychicznie, jesli stanowi zagrozenie dla spoleczenstwa, ale zadnej innej kary nie poniesie. Trwaja juz od dluzszego czasu debaty nad obnizeniem wieku pelnej bezkarnosci, szczegolnie ze wiekszosc sprawcow jest obcego pochodzenia, z krajow, gdzie dzieci szybciej dojrzewaja. No bo skoro 8-9-letnie dziewczynki wydawane sa za maz i przez tych zwyrodnialych mezow uzywane jak normalne dorosle kobiety, a kilkunastoletni chlopcy uczeni sa podrzynania gardel zwierzetom przy uboju halal, to mysle, ze i w Niemczech moga byc karani jak dorosli. Kilka lat temu media pisaly o gwalcie na 10-latku dokonanym na szkolnej wycieczce przez 12-letnich uczniow tej samej szkoly. Czyli do gwaltu byli dosc dorosli, a do ponoszenia odpowiedzialnosci juz nie?  Dla mnie to zupelnie niezrozumiale skrupuly wymiaru sprawiedliwosci. 

 Statystyki budza przerazenie, tendencja jest wzrostowa, w tym oczywiscie udzial dzieci o korzeniach migranckich wyznania wiadomego. W zastraszajacym tempie rosnie liczba dzieci poddawanych przemocy, mobbing, przemoc fizyczna, gwalty, kradzieze - to codziennosc w niemieckich szkolach. Co jeszcze bardziej przerazajace, nauczyciele czesto w ogole nie reaguja, odwracaja sie, odchodza, nie chca sie mieszac. Boja sie, ze rodzice sprawcy zarzuca im rasizm czy nierowne traktowanie uczniow niemieckich i kolorowych, za nieco gwaltowniejsza interwencje moga zostac pozwani do sadu, a po co komu takie atrakcje, ktore rownaja sie zawieszeniu w pracy, a poza tym chyba najbardziej boja sie przemocy fizycznej wobec siebie lub nastepstw w postaci niszczenia ich mienia, rysowania po lakierze auta, dziurawienia opon itp. Z jednej strony ja sie im nie dziwie, z drugiej zas oddajac dziecko pod opieke szkoly, oczekuje od personelu, ze zapewni mojemu dziecku bezpieczenstwo. Ilez mozna przenosic dziecko z klasy do klasy czy nawet do innej szkoly, bez gwarancji, ze podobne dzialania sie nie powtorza. Ponad 12% 15-latkow doswiadcza w szkolach  w Niemczech przemocy wielokrotnie w miesiacu. 

 Owszem, robi sie duzo, prowadzi wraz z policja akcje uswiadamiajace, pogadanki, odczyty, ale jak mozecie sie domyslic, na pewne grupy uczniow to zupelnie nie dziala. W domu slysza o niewiernych, ucza sie tej bezinteresownej pogardy dla goszczacych ich Niemcow, smieja sie z dobrodusznosci wymiaru sprawiedliwosci, bo naleza do spoleczenstwa, ktore stosuje polityke "oko za oko", wiec kiedy zamiast chlosty czy wiezienia lub nawet odwetu przy pomocy noza, dostaja pogrozenie paluszkiem i sa wolni, to gardza tym systemem jeszcze bardziej. I ludzmi nalezacymi do tego wlasnie systemu, w tym wspoluczniami i nauczycielami. Niemcy, z uporem godnym lepszej sprawy, usiluja zrobic z nich dotknietych przez los uchodzcow, straumatyzowanych i przez to niedostosowanych, zestresowanych biedakow, co budzi w nich jeszcze wieksza pogarde i chec poddania sobie tych europejskich idiotow, ktorym mozna bezkarnie pluc w oczy, a oni beda z radoscia spiewac o majowym deszczyku. Nastepstwem sa rosnace jak grzyby po deszczu no-go-areas, modly na ulicach, zadania (rzondania) meczetow, minaretow, kalifatow i czort wie co jeszcze. 

 Ci ludzie nie sa przyzwyczajeni do dzialan, jakie sa wobec nich stosowane, potrzebuja sily, strachu i konsekwentnej dyscypliny, zeby albo sie w pelni dostosowac, pracowac, placic podatki i podlegac prawu jak wszyscy, albo wyjechac, gdyby warunki przestaly im sie podobac. Tego zaden poprawny politycznie Niemiec nie jest w stanie zrozumiec, im sie wydaje, ze serdecznoscia, tlumaczeniem i lagodnymi karami lub ich brakiem osiagna wiecej i szybciej. No coz, bardzo sie myla, jak pokazuje rzeczywistosc.

08 kwietnia 2025

Bede dochodzila...

 ... no wiem, tytul sugestywny, a nawet wieloznaczny, ale nie o to dochodzenie chodzi, o ktorym pewnie niektorzy pomysleli. Bede dochodzila do siebie dlugo po niedzielnym zyciu rodzinnym. A bylo to tak. 
 Moje najmlodsze dziecko wymyslilo sobie, ze wezmie udzial w pchlim targu organizowanym w kazda pierwsza niedziele miesiaca na wielgachnym parkingu przy centrum handlowym. U nas bowiem niedziele sa niehandlowe i parkingi swieca pustkami. Corcia spytala mnie, czy przyjde do niej spac, bo ona musi dojechac na plac bardzo wczesnie, zeby zajac dobre strategicznie miejsce. Bo nie ma to-tamto i ze wszystko jedno gdzie kto bedzie stac i sprzedawac, sa miejsca dobre, lepsze i calkiem do niczego, gdzie malo kto sie zapedza. Musi wiec wstac o 4.00, o 5.00 juz wyjechac (nawiasem mowiac, juz o tej porze stala 40 minut w kolejce, zeby wjechac na plac), wniesc oplaty, porozkladac stoly do tapetowania, pelniace role lady sklepowej, stelaz do ubran wiszacych, nadmuchac balony, zeby sie wyrozniac i wabic kupujacych i zeby na 8.00 stac w gotowosci, bo o tej wlasnie porze zaczyna sie wlasciwa dzialalnosc pchlego targu. Dziecie ubralo sie jak na zime, dwie pary spodni, w tym jedne termiczne, futrzane buty, kurtka puchowa, czapka i rekawiczki, bo noc byla mrozna.
 
 Ja mialam zajmowac sie chocholami, pozniej pojsc z nimi na spacer do mamy, slowem luzik, ale bylo inaczej, bo na ten weekend przypadal dyzur najmlodszej do opieki nad przychowkiem sredniej, one tak sie wspomagaja, ze dwa razy w miesiacu biora dzieci tej drugiej, zeby mogla w spokoju odpoczac. Szczerze mowiac, nie zachwycil mnie ten pomysl, bo o ile dwoje to juz dla mnie nie lada wyzwanie, to czworo obudzilo we mnie ataki paniki, ktore poskutkowaly tym, ze nie moglam spac w nocy i cala niedziele bylam jak zombie. Do tego zapomnialam, ze mam nowy lapek (wzielam ze soba), ktory nie jest skonfigurowany z ruterem corki i zapomnialam zrobic to wieczorem, a rano, jeszcze po ciemku, kiedy corka juz wyszla, zauwazylam, ze w nocy przeszla do niej do salonu Zoska, wiec nie chcialam zapalac swiatla, zeby jej nie obudzic. Chylkiem po ciemku udalo mi sie zrobic telefonem jedno zdjecie tabliczki z kodem, przy uzyciu lampy blyskowej, lapek zadzialal i zanim towarzystwo sie pobudzilo, mialam chwile dla siebie. 

 Po sniadaniu i posprzataniu wzielam cale towarzystwo na spacer do mnie do domu, gdzie zjedlismy obiad, zapakowalismy obiad dla mamy i znow pieszo poszlismy do niej na plac. Moj samochod musialam zostawic u niej pod domem, przeciez nie dalabym rady zmiescic calego towarzystwa, zreszta nie mialam tych ich fotelikow. Po krotkim pobycie na pchlim targu, wrocilismy do mnie do domu. Po spakowaniu calego kramu, corka przyjechala po mnie, zebym mogla odebrac auto spod jej domu, a dzieciaki na chwile zostaly z dziadkiem i prababcia. Pomoglam corce rozpakowac i poznosic do piwnicy caly ten kram, ktorym jej samochod zapakowany byl po sufit, a z piwnicy wyniesc foteliki, zeby mogla ode mnie zabrac dzieci i juz w dwa samochody znow pojechalysmy do mnie, obydwie wykonczone i sponiewierane niedzielnymi wyzwaniami. Obie padlysmy bardzo wczesnie do lozek, ja dodatkowo w poniedzialek nie moglam sie prawie ruszyc, bo zakwasy od dzwigania, jak nie dzieci, to pudelek pelnych ich klamotow do sprzedania. Wlasciwie potrzebowalabym jeszcze jednego dnia, zeby dojsc (nomen omen) calkiem do siebie, bo w poniedzialek rano powtarzalam sobie "krolestwo za mozliwosc pozostania w cieplym przyjaznym lozku", ale nikt nie chcial krolestwa i musialam wstawac, choc cale moje wytorturowane cialo sie temu sprzeciwialo. Wprawdzie dla chocholow mialam podwojny wozek, bo one nie dalyby rady tyle chodzic, ale ten wozek tez trzeba bylo pchac razem z zawartoscia.
 
 Qrna, nigdy wiecej calej czworki!!! Niby mogloby sie wydawac, ze te starsze pomoga w opiece nad mlodszymi, ale oprocz marudzenia, ze daleko i ze musza pieszo, ciaglym pilnowaniem, zeby nie odlatywaly za daleko, zeby mialy kurtki pozapinene (zimny wiatr), zeby nie psocily i nie klocily sie zbyt intensywnie, to specjalnie pomocy nie mialam. Na sam koniec Hexa postanowila chyba pobalansowac na krawedzi kociej kuwety i wywalila cala jej zawartosc (na szczescie bez tej innej zawartosci) na lazienke, mialam wiec dodatkowa robote i z naprawde wielka i szczera ulga pozbylam sie towarzystwa z mojego pola widzenia. Co dziwne, kiedy mam w mieszkaniu tylko chocholy, Junior zawsze sprzata wszystkie swoje zabawki, ktore ma u nas w szafce, zbiera swoje autka do pudelka i chowa, a ja po nich prawie nie musze nic sprzatac. Gorzej z tymi starszymi, wszedzie narobia balaganu, biora moje rzeczy bez pytania, a potem wychodza, a ja mam robote. Pierwszy i ostatni raz dalam sie wrobic w caly komplet wnukow, za stara jestem.
 

 

06 kwietnia 2025

Uwielbiam

 No tak uwielbiam, ze lepiej nie trzeba, te unijna dwulicowosc, hipokryzje i udawanie, ze lewica to jakis lepszy twor od prawicy.  No ale tak sie zwyklo mowic, szczegolnie ze akurat w przypadku polskiej prawicy mozna by podyskutowac. Okazala sie ona bowiem tworem zlodziejskim, niedouczonym, niszczacym. Ichnia lewica tez diabla warta, najpierw rozparcelowala sie na kilka kanapowych partyjek, a potem przedstawila program, gdzie glowna role graly skrobanki, feminatywy, malzenstwa jednoplciowe i malo co poza tym. 
 
 No ale unia europejska... nooo... tutaj to juz prawica nie ma czego szukac, trzeba sie jej pozbyc za wszelka cene, probowac delegalizowac albo wyszukiwac rozne haki, stosowac naciski, karac kiedy nie chce tanczyc na unijnych sznurkach. Unia bowiem postawila sobie jasny cel zrujnowania, zislamizowania i wymieszania ras w Europie. Mam wrazenie, ze po to wlasnie powstala, choc Polacy jeszcze wierza, ze to dla ich dobra, zeby mieli autostrady, zeby ich mlodziez mogla studiowac gdzie tylko chce i zeby mogli miec paszporty w szufladach (takie wlasnie argumenty padaly). Chwilowo jeszcze Polska nie mierzy sie z krymigrantami, ktorzy niby mieli tu przyjechac, zeby pracowac na nasze emerytury. Co sie wyprawia, chyba nie musze pisac po raz enty, wszyscy wiedza i doskonale zdaja sobie sprawe, czym to sie skonczy, jesli Europa nie powstrzyma tej lawiny naszych przyszlych mordercow i panow, bo do pracy jakos sie to towarzystwo nie garnie, przeciwnie, to my bedziemy musieli pracowac do 70-tki, zeby ich wyzywic, a Polska juz lamentuje, ze chca podniesc wiek emerytalny. W unii jestescie, to trzeba po unijnemu i nie ma, ze boli.
 
 Unii jednak czasem udaja sie antyprawicowe manewry, choc prawica i jej polityka antymigracyjna rosna w sile. Zamiesza troche na Ukrainie, obieca akces i NATO, co akurat nie spodobalo sie Wolodii, ale przeciez przyjmiemy biednych Ukraincow. Oni sobie tymczasem posiedza bezpiecznie na unijnym socjalu, a obywatele unii pojada tam do nich wyzwalac ich spod buta Putina. Unia zaczela rowniez mieszac w Rumunii, Wegry chwilowo nie daja soba manipulowac, wiec trzeba bylo sprobowac zdelegalizowac prawicowa partie w Niemczech, bo jej za bardzo slupki rosly. Nie wyszlo, ale unia nie ustaje w probach zamkniecia ust AfD, zeby spoleczenstwo za wiele sie nie dowiedzialo ponad to, co prawia mainstreamowe media. Teraz kazde slowo prawdy ma uchodzic za podzeganie do nienawisci i byc karane z cala surowoscia.
 
 Udalo sie jednak udupic LePen, przynajmniej na piec lat, bo tak dlugo nie wolno jej starac sie o panstwowe stanowiska. Powiecie, ze slusznie, bo robila przekrety. Tak, to prawda, ale chodzilo o zatrudnianie asystentow parlamentarnych, ktorzy nie pracowali dla danego posla, tylko dla partii. W sumie duperela, ale ok. niezgodna z prawem, choc to we Francji powszechna praktyka stosowana we wszystkich partiach. Oczywistym jest, ze to zemsta klasy politycznej, sabotaz w stylu rumunskim, bo sondaze pokazywaly, ze wygrana w roku 2027 mialaby w kieszeni. Francja mierzy sie bowiem z jeszcze wiekszymi problemami migracyjnymi i przestepczoscia niz my tutaj, wiec na fali antymigracyjnej LePen zostalaby prezydentem z palcem w nosie. Trzeba ja bylo utrącic i tak sie stalo. I zeby nie bylo, ze jestem zwolenniczka przekretow, nie.Takie zachowania u politykow powinny byc surowo karane, ale...
 
 Dlaczego zatem nie karze sie wszystkich politykow, ktorzy kreca gdzies z boku lody, tylko pozbywa sie tych niewygodnych? Wezmy bowiem taka Ursule, jej posada w Brukseli wziela sie stad, ze w Niemczech grozilaby jej spora odsiadka, ale dzieki kolezance partyjnej, ktora wtedy byla kanclerzem (raczka raczke...) dostala fuche w unii i uniknela kary. Jako minister obrony wydawala lekka reka miliony dla tzw. firm doradczych (jej dobrych prywatnych znajomych), bo nie majac kompetencji, doprowadzila armie do ruiny. Pozniej niszczyla dowody, mataczyla, zatrudniala kolejne firmy doradcze (a jakze, dawala zarabiac swoim znajomym), ktore mialy poprawiac bledy poprzednich. Wreszcie znalazla azyl w Brukseli i sprawa chwilowo ucichla. To jednak nie koniec, bo bedac przewodniczaca Komisji Europejskiej, dopuszczala sie korupcji i znow niszczenia dokumentow publicznych dotyczacych prowadzenia negocjacji w sprawie miliardowych kontraktow na szczepionki z firma Pfizer (mozecie raz zgadywac, czy byly to obce jej osoby), za posrednictwem SMSów, ktore zostaly skrzetnie pokasowane, zeby nie bylo dowodow na jej przestepstwa. Nie wiem, jaki ta kobieta ma interes w mieszaniu sie w wojne ukrainsko-rosyjska, ale juz obiecuje, ze wezmie sie za konta oszczednosciowe Niemcow, zeby wesprzec Ukraine.
 Niech mi zatem ktos powie, dlaczego ta kochajaca praworzadnosc unia tak wybiorczo zajmuje sie egzekwowaniem prawa?
 
 

04 kwietnia 2025

Impra z pracami spolecznymi

 Zostalam zaproszona przez corke i chocholy na grilla w przedszkolu i myslalam, ze bedzie to takie nieformalne spotkanie "po pracy", zeby rodzice poznali sie blizej, a wszyscy razem integrowali. Ale nie, to bylo zupelnie cos innego. Tam otoz wszyscy spotykaja sie dwa razy do roku, na rozpoczecie i zakonczenie sezonu, jest bowiem zawsze troche do zrobienia.  A przy okazji mozna blizej poznac innych rodzicow, bo kiedy sie rano przed praca przyprowadza progeniture, to nie ma czasu na rozmowy. 
 
 Rodzice przynosza ze soba mieso na grilla, jakies salatki, pieczywo, przedszkole serwuje napoje (woda, lemoniady, soki, kompoty i co tam jeszcze). Trzeba tez wziac ze soba kubki, talerzyki i sztucce, serwetki i takie tam. Przedszkole daje do dyspozycji dwa wielkie grille, ale potrzeba do nich dwoch chetnych tatusiow, do rozpalenia i pilnowania , zeby sie nie przypalilo. Jako ze czesc dzieci to muzulmanie, jeden grill jest z miesem wieprzowym i kielbaskami z zawartoscia wieprzowiny, drugi zas jest halal, czyli drob i wolowina, choc ta malo nadaje sie na grilla. W sumie takie wspolne spedzanie czasu i poswiecanie sie czynnosciom dla dobra ogolu i wlasnych dzieci bardzo ludzi zbliza.
 
 Bo w tym spotkaniu glownie chodzilo o przygotowanie terenu do sezonu letniego. Przedszkole dalo do dyspozycji rodzicom grabie, lopaty, miotly i inny niezbedny sprzet do oczyszczenia terenu wybiegu dla dzieciakow (z jednej strony zlobka, z drugiej strony budynku - przedszkola) z opadlych lisci i galazek. Rodzice dostali tez sadzonki, ktore trzeba bylo umiescic w donicach lub bezposrednio w ziemi, zeby bylo ladnie i kolorowo. Tatusiowie mieli za zadanie porozpinac nad piaskownicami zagle przeciwsloneczne, tam juz trzeba bylo skakac po drabinach i miec sile do naciagania linek. Ogolnie atmosfera fajna, a ja bylam chyba jedynom bapciom na tej imprze. Ale udzielalam sie, pograbilam kawalek terenu z opadlych lisci.
 
 Zeby dzieci sie nie nudzily w czasie, kiedy rodzice pracowali, dostaly cynk, ze w piaskownicach pochowane sa skarby i trzeba ich poszukac. Zaznaczono rowniez, ze przewidziany jest jeden skarb na osobe, wiec gdyby sie zdarzylo, ze dziecko znajdzie dwie zabawki, to jedna ma z powrotem zakopac. Junior dosc szybko znalazl gumowa kaczuszke i przez caly czas jej pilnowal. Zoska znalazla gumowego kraba, ale jak to Zoska, zaraz gdzies go zapodziala, pewnie inne dziecko skrzetnie skorzystalo z okazji i zwinelo, a Zoska oczywiscie pozniej przez caly czas awanturowala sie, ze nie ma swojej zabawki. Dla fan klubu Zoski: niestety nie pozbyla sie jeszcze zlych nawykow smoczkowych, wtedy to byl jakis cut nad Leine, ze tak dlugo ze mna spacerowala i ani razu nie przypomnialo jej sie, ze nie ma czego mietolic w paszczy. Oczywiscie  smoczek tez gubila i dobrze, ze corka zabrala zapas z domu.
 
 Mam z tej imprezy jedno jedyne zdjecie, zrobione chylkiem i wtedy, kiedy w polu widzenia nie bylo zadnego innego dziecka, ino tylko horror-zajac. Panuje tam bowiem surowy zakaz robienia zdjec i ja to rozumiem oraz sie dostosowuje. 

 Ogolnie spotkanie bardzo mi sie spodobalo, zjadlam sobie kielbaske z grilla i bardzo smaczna salatke, troche sie poruszalam przy grabieniu lisci, a efekt tego taki, ze dzieci maja naszykowane wybiegi na sezon letni, no i wychowawczynie mogly mi sie blizej przyjrzec, zebym juz nie musiala legitymowac sie za kazdym razem, kiedy odbieram chocholy. Takie przyjemne z pozytecznym.
 

02 kwietnia 2025

Rzadko bywam...

 ... w srodmiesciu, bo nie lubie tam bywac. Jest drogo, poczawszy od oplat parkingowych, ktore ostatnio znow zdrozaly, a zakonczywszy na cenach tego wszystkiego, co tam sprzedaja. W srodmiesciu zawsze bylo drogo, bo tam czynsze sa bardzo wysokie i zeby handlarze nie tylko wyszli na swoje, ale zeby zarabiali, musza te ceny windowac. Teraz jednak, kiedy dodatkowo wzrosly ceny energii, wywozu smieci i wszystkich innych pobocznych oplat za lokal, ceny sprzedawanych artykulow sa jeszcze wyzsze. Jesli brac pod uwage, ze ceny tych samych artykulow w internecie sa o kilkanascie procent nizsze, a u Chinczykow to ulamek cen ze starowki, to nic dziwnego, ze wiele lokali stoi pustych z szyldami DO WYNAJECIA, bo ich poprzedni uzytkownicy zbankrutowali. Powiem Wam, ze bylam lekko zszokowana liczba pustych lokali handlowych, jak rowniez calkiem nowymi w miejscu tych, ktore pamietalam, ktore byly tam od zawsze, a ktore zostaly zlikwidowane. Nawet apteka, ktora zajmowala rogowy lokal przy rynku, a ktora byla tam od tysiac trzysta ktoregos roku (pozostal napis na scianie z muru pruskiego) tez zniknela, naprawde nie wiem, dlaczego, ale zal, ze nikt nie postaral sie, zeby ten zabytek zachowac.
 
 Zacznijmy jednak od tego, co mnie w ogole zanioslo do miasta, do ktorego, jak wspomnialam, nie lubie zagladac. Ano zgadalysmy sie z Terenia Australijska, ze kupila cos w TK Maxie (no kto by pomyslal, ze ta siec sklepow opanowala caly swiat, a ja naiwnie myslalam, ze oni sprzedaja tylko w Niemczech, potem widzialam ten sklep w Lodzi, a teraz okazuje sie, ze i na antypodach handluja), a ja z zalem pomyslalam, jak dawno tam nie bylam, a przeciez lubilam tam weszyc, nawet jesli nie zawsze cos kupowalam. Zatesknilo mi sie, a ze akurat musialam kupic cos specjalnego, co tam wlasnie jest w ogromnym wyborze, to postanowilam sie tam wybrac. Z przyczyn wielu (remonty ulic, za wysokie ceny parkowania, tlok) zdecydowalam pojechac autobusem, czego tez dawno nie doswiadczalam, bo wciaz woze tylek wlasnym pojazdem. W TK Maxie zanabylam, co planowalam, dlugo zastanawialam sie nad torebka, ale w efekcie doszlam do wniosku, ze nie potrzebuje.
 
 Po zakupach postanowilam przejsc sie deptakiem, co poskutkowalo zakupem kapci w Deichmanie, ciastek w Kron & Lanz (taka wykwintna cukiernia) oraz pozarciem gory lodow u Wlocha. Zamowilam dwie kulki (ceny kosmiczne, po 2 do 3 euro za kulke w zaleznosci od smaku, a ja pamietam jeszcze kulki po 20 fenigow), a sprzedawca zaladowal mi do wafelka po trzy z kazdego smaku, wiec przysiadlam na lawce niedaleko naszej Gesiarki i sluchajac koncertu ulicznego muzyka, delektowalam sie tymi szescioma kulkami. Lubie lody, ale tego bylo mi naprawde za duzo, a z drugiej strony (z chciwosci) szkoda mi bylo je wywalic, wiec zmeczylam je do konca. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego ten mlody czlowiek od lodow tak mnie wyroznil. 
  
 A potem powedrowalam sobie znow do autobusu i nawet trafilam na tego samego kierowce, ktory wiozl mnie do miasta. I wrocilam do domu, dosc zmeczona, bo mnie zawsze mecza tlumy ludzi, na jakis czas wiec mam spokoj, poki znow nie zatesknie do TK Maxa albo poki nie bede miala tam czegos do zalatwienia, np. nowe okulary do czytania u Fielmanna, bo on swoja filie ma wlasnie na starowce. Za duzo tam sie pozmienialo, zebym lubila tam bywac. A kiedys tam nawet mieszkalismy, bylo fajnie, bezpiecznie i stac nas bylo na zakupy.
 

31 marca 2025

Wiosenne emocje

 Szczesliwie doczekalismy konca marca, jutro prima aprilis, wiec uwazajcie i nie dajcie sie zaskoczyc i oszukac. Mnie raz udalo sie pieknie wyprimaaprilisowac slubnego, wrocilam z pracy i zameldowalam mu, ze jedna opona musi byc dziurawa, bo cale powietrze z niej ucieklo i jest kapec. A slubny, zamiast najpierw zejsc na dol (mieszkalismy wtedy jeszcze w starym miejscu na drugim pietrze) i ogarnac sytuacje oraz szkody, przebral sie w stroj roboczy, wywlokl kuferek z narzedziami (ciezki!) i dopiero zlazl na dol. Przygladalam sie przez okno, jak latal wkolo samochodu i szukal tej sflaczalej opony. No nie znalazl, wiec z mina nie wrozaca niczego dobrego wdrapal sie z powrotem na gore z ciezkim kuferkiem i przebrany do roboty. A Wy macie jakies fajne wspomnienia primaaprilisowe? Byliscie sprawca czy ofiara?
 
 Miasto przybralo calkiem wiosenny wyglad, z dnia na dzien wybuchly kwieciem wszystkie drzewa, zrobilo sie przekolorowo, rozowo (wisnie na kampusie uniwersyteckim znow staly sie ulubionym obiektem fotograficznym), bialo i zolto (forsycje), a takze pokazaly sie pierwsze kwiaty magnolii. Trawniki zmienily sie w barwne kwiatowe kobierce, zakwitlo wszystko, co jeszcze niedawno czailo sie w ziemi. Kiedy w ubiegly piatek bylam z Toyka na spacerze, drzewa byly jeszcze nagie, zadnego kwiatka ani listka, bylo im chyba za sucho. Nadeszla jednak w niedziele pierwsza wiosenna burza i jak na komende kwiecie w calym miescie eksplodowalo, doslownie z dnia na dzien. Zrobilo sie tak pieknie, przy czym pogoda tez sprzyja, bo slonce swieci i nieba (g)lazur, wiec kicz-widoki i brakuje tylko jelenia na rykowisku, choc po prawdzie to od jesienny, a nie wiosenny.
 
 I zeby jeszcze sytuacja polityczna zechciala nie budzic obaw, tylko sie uspokoila, wyklarowala, zeby unia tak nie parla do wojny, bo wbrew wszelkim pozorom to nie Putin chce wojny z Europa, mysle, ze on jest juz zmeczony jedna wojna i chcialby jej konca, to unia sie zbroi, wymysla jakies plecaki pierwszej potrzeby (czyj pociotek bedzie je produkowal i na tych unijnych zamowieniach zbije miliardowy majatek?). W Niemczech wrze, oszustwo wyborcze osiagnelo szczyty, czlonkowie CDU gremialnie wystepuja z partii, rozmowy koalicyjne jakos sie nie ukladaja. No i mozecie raz zgadywac, dlaczego AfD rosnie poparcie. Krymigranci nie tylko nie sa deportowani, ale wciaz laduja samoloty pelne nowych pasozytow przyjmowanych bezwarunkowo na azyl. Politycy zabezpieczaja sie majstrowaniem przy konstytucji, ze szkoda dla panstwa odmawiaja wspolpracy z AfD, ktorej juz nie mozna po prostu zlekcewazyc, jest druga sila w panstwie. Wszystko to do zludzenia przypomina mi dzialania pisu, majace na celu umocnienie ich wladzy dyktatorskiej, podobnie dzieje sie teraz w Niemczech. Wiadomo jednak, jak to skonczylo sie w Polsce, wiec mozliwe, ze nastepne wybory wygra wiekszoscia AfD, bo z pewnoscia przytuli tych, ktorzy odrzucili legitymacje CDU po oszustwie wyborczym ich lidera. Wyjdzie na to, ze same stare partie doprowadza nowa do zwyciestwa, no bo ile mozna ludzi okradac i pluc im w twarz, straszyc niebieskimi, podczas gdy realne zagrozenie stanowia oni sami i ich importowane pupilki z Azji i Afryki.
 
 Wczoraj bylam z corka w Nordhausen po nowego kota z adopcji, bedzie sie nazywal Lui (nie mylic, przez i, nie przez j).  Jej Mowgli nudzi sie sam, a dwaj jego bracia odeszli na FIV, wiec corka w koncu dojrzala do trzeciej proby. Pojechalam z nia, bo nigdy w Nordhausen nie bylam, to taka 40-tysieczna miescina w Turyngii u podnoza Harzu, typowe male NRD-owskie miasteczko, ale tramwaje ma. A moje trzy razy wieksza Getynga nie ma. Nie jest za ladne, podobne do malych polskich miasteczek, takie znajome bloki (chyba wszystkie KDL-e mialy wspolnego architekta) i w sumie nic ciekawego. Zreszta zwiedzaniu nie sprzyjala pogoda, bo lalo i wialo, bylo okropnie, wiec tylko wciagnelysmy cos w tureckim imbisie, a porcje byly tak gigantyczne, ze nie dalam rady zjesc wszystkiego, i w strugach deszczu pojechalysmy z kotem do domu.
 


 
 

29 marca 2025

Skad sie wzielo

 Naukowcy przeprowadzili dawno temu pewien eksperyment. Piec malp zamkneli w niewielkim pokoju, na srodku ktorego postawili drabine, a na jej szczycie polozyli banany. Kiedy tylko ktoras malpa zaczela sie wspinac po owoce, pozostalym malpom naukowcy fundowali zimny prysznic. Z chwila, kiedy malpa schodzila z drabiny, polewanie jej wspoltowarzyszy zostalo przerywane. Jednak w chwili, kiedy ktoras z nich probowala wspinac sie po drabinie, jej towarzyszki byly polewane zimna woda. Z czasem malpy atakowaly kazda ze wspoltowarzyszek, ktora probowala wspinac sie po drabinie, zeby zdobyc lezace na jej szczycie banany, byle tylko uniknac nieprzyjemnych doznan od zimnej wody. Kiedy te zachowania utrwalily sie, naukowcy wymienili jedna z malp na nowa, ktora nie wiedziala, czym moze poskutkowac wspinanie sie na drabine, wiec oczywiscie z ciekawosci i glodu poleciala zdobywac banany. I tu spotkala ja nieprzyjemna niespodzianka, bo wszystkie cztery "stare" malpy rzucily sie na nia i uniemozliwily wspinaczke po banany, mimo ze teraz juz nie byly polewane zimna woda. Nie trwalo dlugo, kiedy "nowa" zrozumiala, ze lepiej trzymac sie od drabiny z daleka, chociaz nie wiedziala dlaczego. Z czasem po kolei wymieniano wszystkie "stare" malpy na "nowe" i, jak mozna sie domyslic, kazdy nowicjusz probowal dostac sie po banany, ale pozostale malpy mu to uniemozliwialy, choc juz dawno nie straszono ich polewaniem zimna woda. Kazda nowa dosc szybko przyswajala trzymac sie od drabiny z daleka, choc oczywiscie nie mogla znac przyczyny. Nadszedl dzien, kiedy wymieniono caly sklad, gdzie kazdy nowicjusz szybko i bolesnie przekonywal sie, ze od drabiny lepiej trzymac sie z daleka, choc nikt tak naprawde nie wiedzial dlaczego, zadna z "nowych" malp nie wiedziala przeciez, ze kiedys zblizenie sie do drabiny skutkowalo zimnym prysznicem dla pozostalych. Nie wiedzialy, ale trzymaly sie od drabiny z daleka. 
 Dlaczego o tym pisze? No coz, niektorzy ludzie zachowuja sie jak te "nowe" malpy, maja cos wgrane w mozgi, choc nie bardzo wiedza, dlaczego, ale robia pewne rzeczy od lat i nie odwaza sie przeciwstawic tej tradycji. Na przyklad zawsze wybierali ktoras z tzw. starych partii, CDU, SPD czy FDP, a trzeba Wam wiedziec, ze po wojnie w obecnych starych landach alianci przeprowadzali denazyfikacje, prali ludziom mozgi, indoktrynowali za pomoca radia i telewizji, wiec po kilku latach, pokoleniach, niemieckie malpy mialy wgrana niechec do partii bardziej na prawo, niz niegdys byla CDU, bo moze trudno uwierzyc, ale to byla partia prawicowa i dopiero Merkel zrobila z niej zielone socjalistyczne gowno. Ale w nowych landach, czyli bylej DDR, ten proces nie byl przeprowadzany, Ruskim sie nie chcialo, bo pewnie wydawalo im sie, ze swiatlosc wiekuista socjalizmu zalatwi to za nich. Nowe landy zatem nie maja sieczki w glowach, nie wydaje im sie, ze MUSZA wybierac ktoras ze starych partii, choc ewidentnie widac, ze kazda dziala przeciwko wlasnemu narodowi, gospodarce i sluzy obcym interesom. Pokazaly to dobitnie wyniki ostatnich wyborow, a zwyciezca nawet nie probuje zachowac pozorow, ze obiecywal cos innego, gardzi otwarcie glupim zindoktrynowanym elektoratem, ktoremu niegdys alianci wgrali do mozgow, ze partia ludowa jest be, za to krymigranci cacy i trza zachowac poprawnosc polityczna, nawet kosztem wlasnego, zdrowia, zycia czy dobytku. To sa ludzie, ktorzy przez cale zycie ogladali wiadomosci panstwowej telewizji i nigdy-przenigdy nie dadza sie namowic na zajrzenie na inny kanal, chocby po to, zeby porownac i poznac inny punkt widzenia. Nie zauwazyli bowiem lub nie przyjmuja do wiadomosci metamorfozy niegdys uczciwej telewizji w tube propagandowa obecnej polityki, klamliwa, zatajajaca czy przekrecajaca fakty dla interesu rzadu. Dlatego znaja jedna "prawde" i jak te malpy, nie chca poznac innej, zeby moc zdobyc i zjesc banany. Nie pofatyguja sie zapoznac z programem wyborczym jakiejkolwiek innej partii niz tej, ktora wybierali, odkad nabyli prawa wyborcze. Niektorzy nawet zdaja sobie sprawe ze zlej polityki, oszustwa wyborczego, szkodliwych dzialan, odczuwaja to na wlasnej skorze i kieszeni, a czesto zdrowiu czy zyciu kogos bliskiego, ale nie maja odwagi zaglosowac inaczej, przeciez telewizja, ich telewizja, za ktora musza bulic niemaly abonament, powiedziala im, ze ci niebiescy to faszysci, a wiec APAGE! Mimo ze do faszystow blizej teraz antifie, ktora stala sie organizacja terrorystyczna finansowana przez rzad.
 Wiecie, ze po kazdym zamachu terrorystycznym rzad oplacal protesty "przeciw prawicy", bo AfD rosly slupki poparcia, wiec trzeba to bylo jakos naszczuc na nich zamiast na zamachowcow, dosc to pokretne, ale niemieckie malpy tak majo.  No i kiedys wybral sie jakis reporter przepytywac te "Omas gegen Rechts" (babcie przeciw prawicy, bo to one u boku antify najczesciej protestowaly), dlaczego protestuja i co maja przeciw AfD. W odpowiedzi slyszal wyuczone slogany "bo to nazisci", ale zadna oma nie umiala uzasadnic, w czym niby ten nazizm mialby sie przejawiac, za to kilka przyznalo, ze slyszalo to w telewizji (niemiecka rezimowka propagandowa ARD i ZDF) i tak sobie bezmyslnie powtarzaja. Ale zeby nie bylo, ze tylko w Niemczech malpy sa glupie i bezmyslne, bo i w Polsce nie brak takich, co to bezrefleksyjnie powtarzaja, ze Trzaskowski jest zly, bo to komuch, a Nawrocki fajny, bo patriota, a Mentzen to juz w ogole fajny ma program. Kaczynski im w telewizorze powiedzial, a pleban z ambony potwierdzil na niedzielnym nabozenstwie, wiec polska malpa wie. 
 A na koniec, wiecie, co odroznia ludzi od malp? Malpy nigdy nie pozwolilyby najglupszemu w stadzie przejac przywodztwa.
 

27 marca 2025

Fryz na cale zycie

 Rzadko kiedy spotyka sie kobiety, ktore od pierwszego razu trafia w sedno z wlasnym stylem, w tym z fryzura na tyle, ze pozniej nosza ja przez cale zycie. Najczesciej wiekszosc z nas eksperymentuje z koloryzacjami, dlugoscia wlosow, prostowaniem lub przeciwnie - kreceniem loczkow, trwalymi ondulacjami i czym tam jeszcze. Lady Gaga i Linda Evangelista to najbardziej znane "kameleony" fryzurowe, choc Gaga jest bardziej perukowa, bo ktore wlosy wytrzymalyby takie tortury. Ich
przeciwienstwem jest Anna Wintour, naczelna amerykanskiego Vogue´a, choc i ona czasem probowala innych kolorow, ale bez drastycznych kontrastow. Zawsze jednak byl to bob z grzywka, od pol wieku!
  Kiedy przyjechalismy do Niemiec, w telewizji zwrocilam uwage na pewna dziennikarke, korespondentke z Rosji, a wlasciwie nie na nia, bo co ja wtedy rozumialam z jej doniesien, a bardziej na jej charakterystyczna fryzure ala Myszka Miki. Pozniej coraz rzadziej ogladalismy niemiecka telewizje, bo przywiezlismy sobie z Polski dekoder Polsatu, wiec Gabriele, bo tak miala na imie, zniknela mi z oczu i dopiero niedawno, w zwiazku z wojna, jaka prowadzi Rosja, Gabriele wypowiadala sie o tej sytuacji. Moje zdziwienie bylo naprawde niemale, bo
po ponad 30 latach ta niewiasta nadal ma te sama fryzure, tyle tylko, ze wlosy jej zbielaly. Niezmiennie nowi madrze, przepiekna niemczyzna, ma niezwykle przyjemny glos i warto jej posluchac, zwlaszcza ze teraz w pelni ja rozumiem.
 Rzadko mozna spotkac kobiety tak wierne raz obranej drodze, nawet jesli to niewiele znaczaca fryzura, ale konsekwencja w jej wyborze moze stac sie istotnym elementem wizerunku, podkreslajac indywidualny styl i osobowosc.  Gdyby tak poszukac, znalazloby sie jeszcze kilka kobiet, ktore od lat nosza te same wlosy i zupelnie ich nie korci zmieniac czegokolwiek w swoim wygladzie.
 Podobnie jest z moda, czesc kobiet przez cale zycie pozostaje wierna jednemu stylowi i nie podaza slepo za moda. Taka byla Coco z mala czarna, tweedowymi marynarkami i perlami na szyi. Podobnie Audrey Hepburn w ponadczasowej klasyce, Diane Keaton w meskich strojach i kapeluszach, Frida Kahlo w etnicznych energetycznych barwach i z kwiatami we wlosach, czy Herera w ponadczasowych  bialych bluzkach i klasycznych spodnicach. Wiernosc swojemu stylowi przez cale zycie to cecha charakterystyczna wielu ikon mody i indywidualistek, ktore swiadomie buduja swoj wizerunek. Takie kobiety czesto maja jasno okreslone upodobania, pozostaja wierne swoim estetycznym wyborom i nie poddaja sie chwilowym trendom. Zadna z nich nie miala nigdy wpadki na czerwonym dywanie czy gdziekolwiek indziej, co nagminnie zdarza sie innym, najczesciej poszukiwaczkom trendow i amatorkom sensacji modowych, a takze kobietom, ktore nie maja luster w domach. 



25 marca 2025

Smierc i umieranie

 Ostatnio dreczy mnie temat smierci, bardzo czesto o niej mysle, a do napisania tego postu sklonila mnie wiadomosc w lokalnej prasie o otwarciu nowego hospicjum w moim miescie, strasznie smutnego hospicjum, bo przeznaczonego dla dzieci i mlodziezy. "Dorosle" hospicjum jest gdzie indziej, tam skonczylo zycie dwoje moich znajomych, w tym ten, o ktorym pisalam kilka miesiecy temu, lezal razem z moja mama w tym samym szpitalu, ale on na paliatywnym.
 Tak sobie myslalam o smierci, o umieraniu, wieku odejscia, braku oswojenia ludzi ze smiercia. Kiedys bylo inaczej,  ja jako dziecko przezylam smierc pradziadka, ktory zmarl w domu, bo to bylo normalne, ze ludzie odchodzili otoczeni rodzina, w tym rowniez w obecnosci dzieci, bo smierc nalezala do normalnych procesow i dzieci byly z nia oswojone. Przeciez zwloki lezaly w domach, schodzili sie znajomi i sasiedzi, zeby pozegnac zmarlego, czuwali, modlili sie. Z czasem i z rozwojem medycyny starsi czlonkowie rodziny byli leczeni, oddawani w rece lekarzy w szpitalach i najczesciej tam wlasnie udawali sie w swoja ostatnia droge w zaswiaty, otoczeni jedynie personelem medycznym, a i to tylko na wezwanie i po dlugim oczekiwaniu. Lekarze robia, co moga, czesto stosuja tzw. leczenie uporczywe, bo raczej nie chca sobie psuc statystyk. Nawet jednak, kiedy mowia rodzinie, ze jedynie maszyny podtrzymuja ich bliskiego przy zyciu i ze powinno sie je odlaczyc, bo bez nich i tak nie przezyje, to rodzina robi wszystko, zeby jednak jeszcze kontynuowac. Kazdy ma bowiem nadzieje, ze moze... ze zdarzaja sie cuda... ze to ryzyko itp. Dzieci trzyma sie z bardzo daleka od szpitala, od przekazywania im zlych nowin, a przeciez smierc jest czescia skladowa zycia, opowiada im sie jakies bzdury o tym, ze dziadek wyjechal czy inne podobne kocopoly, a moim zdaniem powinno sie otwarcie mowic o umieraniu, bez wzgledu na wiek. 
 Co dziwne, dzieci, ktore same sa smiertelnie chore, jakos to czuja, wiedza, ze umra i maja tyle sily, ze jeszcze pocieszaja nzrozpaczonych  rodzicow. Dzieci sa madrzejsze niz dorosli mogliby sobie to wyobrazic, dla nich nawet smierc jest zjawiskiem normalnym i dorosli nie powinni jej demonizowac.
 Teraz jednak malo kto umiera we wlasnym domu, we wlasnym lozku, etyka nakazuje ratowanie zycia za wszelka cene, wiec ci biedni chorzy leza oplatani rurkami i kablami, cierpia, chcieliby godnie odejsc, ale sluzba zdrowia i bliscy im to uniemozliwiaja. W dobrej wierze oczywiscie, ale nie pozwalaja o sobie decydowac. Zeby tego uniknac, u mojej lekarki rodzinnej lezy moja ostatnia wola, zeby mnie nie leczyc uporczywie, nie karmic sztucznie, nie oddychac za mnie respiratorami, tylko pozwolic godnie umrzec. Nie bedzie nikt za mnie decydowal, choc oczywiscie wolalabym miec jeszcze dodatkowo mozliwosc zdecydowac o wlasnej eutanazji, ale na te chwile to jeszcze w Niemczech niemozliwe. Mam tylko jedna nadzieje, ze lekarze nie pozwola mi cierpiec, nie chcialabym umierac w bolu i chyba wolalabym odejsc w miejscu do tego przeznaczonym czyli w hospicjum niz we wlasnym domu.
 A po smierci... no coz, wiekszosc rodzin placze z zalu nad soba, a nie nad zmarlym, wdowom bowiem calkiem zmieni sie zycie z "razem" na samotnie, dzieci traca wsparcie rodzicow, matki sens zycia bez dzieci. Ci, ktorzy pozostali przy zyciu, maja znacznie gorzej, a rzadko kto otrzymuje profesjonalne wsparcie i pomoc w przechodzeniu zaloby, kazdy walczy z wlasnymi demonami, jak umie, nie ma na to gotowej recepty. Jedni zamykaja sie w sobie, inni przeciwnie, chca rozmawiac o zmarlym, jedni placza w zaciszu domowym, inni rzucaja sie w wir pracy, bo to pozwala im nie myslec.
 Dlugosc zycia zwieksza sie z pokolenia na pokolenie, zaawansowana medycyna znalazla leki i terapie na choroby, ktore jeszcze do niedawna byly smiertelne. Jest nas coraz wiecej, a miejsca coraz mniej, ale krzyczaca niesprawiedliwoscia losu jest umieranie dzieci. To zdjecie ponizej to wizualizacja nowego hospicjum dla dzieci, w ubiegla niedziele byl dzien otwarty, od kwietnia przyjeci zostana pierwsi pacjenci, a chetnych nie brakuje z calych Niemiec. Nazywa sie ten obiekt Sternlichter - Swiatla Gwiazd, daje do dyspozycji pojedyncze pokoje dla pacjentow, pokoje goscinne, przestrzen wspolna, do terapii, sportu, kuchnie, ogrod. Co mnie zaskoczylo, to rozpietosc wiekowa "dzieci i mlodziezy", od 0 do 27 lat. No i ogromny szacunek dla pracownikow, bo ich praca, tak bardzo potrzebna pacjentom i ich rodzinom, wymaga niezwyklego opanowania, stalowych nerwow i odpornosci. Nie moglabym, bo juz teraz przy pisaniu sciska mnie mocno za gardlo, a przeciez placz bylby nieprofesjonalny. Ten obiekt jest niedaleko nas i czasem przechodzimy tam z Toyka spacerujac, ale ostatni raz widzialam go jeszcze w budowie.
 

 
 

23 marca 2025

Bapciowanie to...

 ... naprawde ciezki kawalek chleba, jak juz kiedys przyuwazylam.
 Chocholy byly przez trzy tygodnie z mama w sanatorium, tu mozna raz na dwa lata wnioskowac o sanatorium z dziecmi. Progenitura ma w czasie dnia jakies przedszkolne zajecia, a matki moga sobie odpoczywac, maja jakies pogadanki z psychologiem czy zabiegi, jesli ich potrzebuja, a dom, w ktorym mieszkaja, jest przystosowany dla dzieci w roznym wieku. Wrocili wiec po tych trzech tygodniach i corka obawiala sie, ze moga byc niewielkie problemy z ponownym przyzwyczajeniem ich do zycia przedszkolnego i dlatego spytala mnie, czy nie odebralabym ich tego pierwszego dnia wczesniej. No nie ma problemu, ale oczywiscie problemy sie pietrzyly, bo po pierwsze Zoska jeszcze spala, poszlam wiec odbierac Juniora, byl z grupa na wybiegu, bo pogoda byla przepiekna. Ale nie ma tak latwo, poniewaz nie wszystkie wychowawczynie jeszcze mnie znaja, musialam sie legitymowac, czy ta osoba na liscie uprawnionych do odbioru dzieci to ja. W miedzyczasie Zoska sie obudzila, ale zula jakies jablko czy ogorka, zagryzajac jogurtem, wiec troche trwalo i musialam czekac, az przezuje wszystko. W miedzyczasie Junior wyskoczyl z butow, bo niby mial tam jakies kamyczki, wytrzasnelam kamyczki, wzulam mu buty, uciekl. Zoska skonczyla, ubralam ja, znalazlam Juniora, wzielam kurtki, pamietalam o lunchboxie Zoski, ale w tym chaosie zapomnialam o plecakach i lunchboxie Juniora, wiec nastepnego dnia switem corka dzwonila, ze nie moze ich znalezc. Ups! Zaprowadzilam towarzystwo do domu, przewinelam, zmienilam buty z zimowych, jakie mieli zalozone przez mame rano, bo w nocy byl przymrozek, zabralam wode do picia, ktora mi sie malowniczo wylala w torebce (nie ma, zeby zatyczka czy zakretka byla jakas normalna, tu wszystko na jakies pokrecone patenty, a bapcia nie nadaza), i pomaszerowalismy na plac zabaw. Jeden jest w poblizu, ale dosc ubogi, wiec zarzadzilam pojscie na ten lepszy i bardziej wypasiony, ale no w pewnym oddaleniu. Dla mnie oczywiscie to pestka, ale chocholy przyzwyczajone przez matke, ze wszedzie je dowozi, jak nie autem, to wozkiem, juz mi po drodze marudzily, ze nogi bola, wiec troche Zoske nioslam, a zmeczylam sie jakbym maraton przebiegla, bo nie jestem przyzwyczajona chodzic tak wolno i juz wtedy ze zgroza myslalam, jak to bedzie w drodze powrotnej. Wreszcie doszlismy, a w chocholy wstapila nowa energia (ja sie tak szybko nie regeneruje, one maja w tyleczkach perpetuum motorki), za to bapcia musiala bujac na hustawkach i asekurowac na zjezdzalniach. Zdjecia wgraly sie dokladnie od tylu do przodu, po tym unowoczesnieniu blogera umieszczanie zdjec stalo sie problematyczne, nie dziala jak powinno.
 







  Tak jak przypuszczalam, droga powrotna byla nieco meczaca, bo chocholy byly wymeczone dreptaniem na plac zabaw i samymi zabawami, wspinaczkami, zjezdzaniem, babraniem sie w piachu i ganiatykami, wiec marudzily i oba chcialy na rece, a przeciez bapcia wielbladem nie jest. Nie chcialam wiec brac Zoski, zeby Juniorowi nie sprawiac przykrosci i tak ciagnelismy sie z powrotem do domu, a po drodze chocholy na przemian usilowaly na mnie wymusic noszenie i mglaly na srodku drogi, probowaly dac mi do zrozumienia, ze juz ani kroku dalej i tam zostaja, gdzie siedza. A ja brnelam dalej, wiec kiedy sie obcinaly, ze bapcia znika za horyzontem, zmartwychwstawaly i doganialy. Jakos sie dowleklismy, a zaczynalo sie juz robic troche chlodno i balam sie, ze sie w koncu poprzeziebiaja, bosmy poszli bez kurtek. Oddalam towarzystwo mamie i z ulga wrocilam do siebie, wzielam prysznic i spalam potem ponad 8 godzin, tak mnie wykonczyly. Aleee... musze sie pochwalic, ze na dowidzenia Zoska sama podleciala do mnie, zeby dac mi buzi. Dlugo jakos bylam w nielaskach caluskowych, nie chciala i juz, no przeciez zmuszac nie bede. O ile Junior kocha ze mna przytulaski i buziaczki, tak Zoska ledwie czasem mi pomachala raczka i powiedziala bajbaj. Czyli mam nadzieje, ze wrocilam do lask na dluzej.
 Pokaze Wam jeszcze kilka fajnych fotek z muzeum iluzji w Pradze, gdzie chocholy byly z mama w wolny weekend, bo z miejsca, gdzie byli w tym sanatorium, do Pragi bylo tylko ok. 200 km, wiec jak nie skorzystac z okazji, bedac tak niedaleko.
 








 



 
 Kto by pomyslal, ze Zoska ma tak dlugie konczyny. No a niektore zdjecia jasno dowodza, ze co najmniej jeden chochol wyklul sie ze smoczego jaja, za to obydwa sa nawiedzone (pobyt na suficie) i trzeba im egzorcyzmow. No i fajnie by bylo, gdyby byly takie male jak na tym krzesle, mozna by je bylo schowac do kieszeni i czlowiek by sie nie nadzwigal od noszenia. No ale zawsze mozna je zamknac w klatce jakby co, przynajmniej nie wejda w szkode, a w ostatecznosci mozna za pomoca armaty wyslac na ksiezyc, niech zawracaja glowe Twardowskiemu.
I to by bylo na tyle.

21 marca 2025

Leci, leci kubel smieci...

 Pamietam czasy, kiedy nielegalnie wyrzucone smieci nalezaly do rzadkosci, choc wtedy jeszcze nie bylo takiego szalenstwa z sortowaniem. Na samym poczatku pobytu tutaj mielismy tylko jeden pojemnik na wszystkie odpady, pozniej doszlo oddzielanie makulatury, szkla, potem plastiki, za nimi bio-odpady, baterie, a teraz nawet stare szmaty trzeba odnosic do specjalnych kontenerow. Raz w roku kazdy mial prawo zamowic gratis odebranie wiekszych rzeczy, mebli, starych duzych urzadzen elektrycznych, pozostalosci po remontach (teraz juz trzeba te ostatnie odwozic samemu, bo to sa specjalne odpady albo zamawiac kontener). Wyobrazcie sobie, ze auto odbierajace meble, nie odbierze starych drzwi, a to z racji lakieru, ktorym sa pokryte albo zawartosci w nich plastiku, ktory wprawdzie nie nadaje sie do odpadow plastikowych, ale tez nie nalezy do odpadow meblowych. Stare pralki, lodowki itp zabieraja na ogol ci, ktorzy przywoza zamowione nowe urzadzenia, ale mozna tez raz w roku zamowic ich odbior, trzeba tylko zaznaczyc, ze sa to urzadzenia elektryczne, bo nie zostana odebrane razem z meblami.
 To wszystko bylo znacznie latwiejsze w latach 90-tych, z czasem przybywalo tego sortowania, ale tez przybywalo nielegalnego pozbywania sie smieci, lasy czy pola zdobione byly starymi oponami, czesto odpadami poremontowymi, choc przeciez mozna je bylo oddac za darmo do lokalnej sortowni. Ale nie wszyscy przyjezdni wiedzieli, ze jest miejsce, gdzie takie rzeczy calkiem legalnie mozna oddac, a zaczelo sie to, kiedy do Niemiec zjezdzali w latach 90-tych ci ruscy "Niemcy". Ale i tak wtedy byly to jeszcze pojedyncze przypadki. Armagiedon nastapil z przyjazdem "uchodzcow" i nowych obywateli unii z Rumunii czy Bulgarii. Towarzystwo zupelnie nienauczone wrzucania czegokolwiek do miejsc temu przeznaczonych, a o sortowaniu to juz w ogole nie moglo byc mowy. Lasy i pola wrecz zapelnily sie przeroznymi smieciami, na osiedlach pelno walajacych sie smieci, mimo obecnych wszedzie koszy, ktore byly regularnie oprozniane,  a w miejscach, gdzie to towarzycho zostalo zakwaterowane, rosly haldy smieci, starych mebli i sprzetu elektrycznego, pojawialy sie szczury i karaluchy, wszedzie byl syf, musiano zatrudnic osoby do sprzatania, zeby nie wybuchla jakas epidemia. Co jakis czas organizowano wywoz tych hald, a  byly to dziesiatki ton, oczywiscie na koszt niemieckiego podatnika. Ja nie wiem, my wdrozylismy sie natychmiast w takt sprzatania klatek schodowych, sortowania, zamawiania odbioru smieci czy odwozenia ich tam, gdzie ich miejsce, te pasozyty, i mam tu na mysli nie tylko muzulmanskich inzynierow i lekarzy, ale i nowych czlonkow unii, maja wszystko w dupie, rzucaja smieci gdzie popadnie, a ukarac ich nie mozna, bo nie maja niby z czego placic, dostajac zasilek socjalny. 
 Teraz przeczytalam, ze drastycznie maja wzrosnac kary za smieciowe grzechy, bo miasta, ale nie tylko, tona w smieciach. No rozesmialam sie na glos i pomyslalam sobie, jak pieknie to brzmi w zalozeniu i jak niewykonalne jest za sprawa poprawnosci politycznej. No bo kto zmusi Araba, Cygana czy Murzyna do sortowania czy odwozenia, kiedy jeden z drugim wie, ze cokolwiek zrobi, przyjedzie Niemiec i posprzata, a koszty przejmie niemiecki podatnik. A w przypadku, gdyby ktorys zostal zlapany in flagranti, nie poniesie zadnych kosztow, bo po pierwsze nie ma z czego, a po drugie rozedrze morde, ze "Nimce mie bijo", bo to banda nazistow i rasistow. I sprawa zalatwiona. 
 Jako ciekawostke napisze Wam, ile maja teraz kosztowac grzechy smieciowe, w nawiasie podam dotychczasowe grzywny. Rzucenie peta 250 (55), nielegalne pozbycie sie odpadow wielkogabarytowych 4000 (od 150), wyrzucenie starych opon 3500 za sztuke (800), niesprzatniecie po psie 80 (50), rozpalenie ognia w parkach/lasach 200-10.000 (150-5000), wyrzucenie worka ze smieciami w miejscu do tego nieprzeznaczonym 500/sztuke, nielegalnie skladowane odpady budowlane 25.000, odpady budowlane zawierajace niebezpieczne skladniki 65.000. Bardzo mnie to wszystko ubawilo, bo po pierwsze to najpierw trzeba znalezc winnego, a ludzie niekoniecznie w smieciach zostawiaja swoje wizytowki, no ale czasem sie udaje, bo przez nieuwage zaplacze sie jakis rachunek z nazwiskiem. A po drugie, szczegolnie w przypadku tych najbardziej smiecacych i majacych w swoich czarnych brudnych dupach tutejsze prawo i przepisy, trzeba moc wyegzekwowac grzywne. I niby mozna zamienic grzywne na odsiadke, kiedy nie ma z czego placic, ale wiezienia sa tak przepelnione inzynierami, ze komu by sie chcialo brac kolejnych na panstwowy wikt, zeby odsiedzial to, co jest panstwu winien. Nie wystarczy bowiem podniesc kary, trzeba zadbac rowniez o mozliwosc i szanse ich wyegzekwowania.
 

19 marca 2025

Trzy miesiace!

 Niemieccy urzednicy sa tematem wielu dowcipow i memow, to znane lenie, ciagnace z kasy panstwowej niemale pensje, nie muszacy placic skladek na ubezpieczenie od utraty pracy, majacy sie jak paczusie w masle. Pandemia spadla im jak manna z nieba, najpierw w ogole chyba w naszym ratuszu nie pracowali, ale no nie dalo sie, wiec uchwalili, ze trzeba zaklepywac sobie terminy online (swoja droga nie wiem, jak ustalaja terminy osoby nie majace komputera/smartfona lub nie umiejace sie nimi biegle poslugiwac), a oni, zeby sie czasem nie przemeczac, wyznaczyli sobie na kazdego petenta 10 minut do kwadransa i dziennie beda przyjmowac ograniczona liczbe chetnych do zalatwiania spraw urzedowych. 
 Ludzie chca zameldowac nowy samochod, bo np. stary wysiadl na ament, nowy kupili znienacka, do roboty trzeba jezdzic, a wczesniej nie zrobili sobie terminu online, bo po prostu nie mieli w planie kupna auta. Ale nie, jasniepanstwo urzedostwo nie moze sie przepracowywac. Kiedys, przed pandemia, bylo tak, ze jak czlowiek potrzebowal cos zalatwic, to szedl do ratusza, stawal w kolejce do danego dzialu i zalatwial sprawe tego dnia. No chyba, ze brakowalo zalacznikow, co w tej niemieckiej rozbuchanej biurokracji nie nalezy do rzadkosci. Czasem trzeba bylo dlugo stac w tej kolejce, a urzedas musial spinac poslady, zeby zdazyc przyjac wszystkich czekajacych, ale bylo lepiej. Teraz niby ma sie termin, ale juz w mailu ostrzegaja, ze moga wystapic poslizgi i czekanie sie wydluzy. No ja pier...!!! To po kiego grzyba kaza robic te terminy, skoro i tak trzeba czekac? Nie pojmuje. Znaczy pojmuje, oni sie po prostu nie spiesza, bo wiedza, ze maja limit dzienny i wiecej nie przyjma.
 Jak sie kupuje auto w salonie samochodowym, mozna zlecic zameldowanie ich pracownikowi, oni maja w ratuszu swoje wejscia, ale kto kupuje prywatnie, ten ma przechlapane.
 Przyszla kryska i na mnie. Konczy mi sie waznosc ausweisu, w czerwcu sie konczy. Pomyslalam wiec sobie, ze mam jeszcze duuuzo czasu, ale przypadkiem gdzies przeczytalam czy uslyszalam, juz nie pomne, ze pierwsze wolne terminy sa wlasnie w czerwcu. No to rzucilam sie szczupakiem do ustalania terminu i rzeczywiscie, pierwsze wolne okienka byly na 19 czerwca. A tu trzeba jeszcze dodac okolo czterotygodniowe oczekiwanie na wystawienie nowego ausweisu. Qrde! Zaklepalam sobie termin na piatek (bo piatki wolne mam) 20 czerwca o godzinie 10.00. Trzy miesiace czekania, zeby tylko zlozyc wniosek na nowy dokument tozsamosci i wybulic za niego 38 euro. Paszportu nie robie, bo po pierwsze po co mi, nigdzie sie nie wybieram, a po drugie po kiego mam placic ponad 100 euro i potem tylko trzymac to w szufladzie, zeby za kolejne 10 lat stracil waznosc. Ja i tak nie moge zostawic domu bez mojej opieki, wiec nawet na tydzien gdzies wyskoczyc to dla mnie niespelnione marzenie. A potem, kiedy ewentualnie kiedys, w dalekiej przyszlosci, moglabym, to nie wiem, czy mi sie bedzie jeszcze chcialo. No w kazdym razie termin mam, zdjecie mam, bo niedawno zmuszono mnie do zmiany prawa jazdy, wiec wezme to, ktore mam. Az tak bardzo sie nie zmienilam przez dwa lata, a przynajmniej oszczedze sobie stresu u fotografa.
 

Wkurza mnie

  Duzo mnie wkurza ostatnio, bo wiadomo, polityka i politycy, ale co ja biedna pszczólka moge uczynic? Chyba tylko nabyc nielegalnie kilka s...