Jestem, jak to mowia w jezyku kraju, w ktorym osiadlam, Fels in der Brandung, co w doslownym tlumaczeniu znaczy "skala w przybrzeznych falach", jest to niemiecki idiom oznaczajacy osobe (albo rzecz), ktora ofiaruje stabilnosc, wsparcie i niezawodnosc w trudnych czasach, jest niezastapiona i emanuje staloscia - innymi slowy ktos, kto jest niezachwiany, niezawodny i stanowi mocne oparcie, ktorego mozna sie uchwycic. Pewnie duzo w tym mojej wlasnej winy, bo ja lubie pomagac, ale czasem mam wrazenie, ze jestem naduzywana. Na cale swoje wlasne szczescie cwicze pilnie asertywnosc i nauczylam sie odmawiac, ostatnio podczas przeprowadzki dziadka i opieki nad nim po operacji, w koncu sa tu specjalne sluzby zajmujace sie tym zawodowo, wiec calkiem bez opieki nie zostal.
Trudno jednak odmawiac wlasnej rodzinie, zwlaszcza kiedy wszystko sie wali osobie proszacej, wiec mimo, ze nie masz czasu ani ochoty, to jedziesz. Tak bylo kilka dni temu, kiedy mama chocholow przymusowo siedziala w domu, bo Junior okrutnie zachorowal dzien wczesniej i musiala go pilnie odbierac z przedszkola. Nigdy wczesniej nie widzialam go w takim stanie, lezal i ani sie ruszyl, nie jadl, nie chcial pic, wstawac nie mogl. A corka jest takim typem, ze nie usiedzi, wiec skoro i tak musiala siedziec w chalupie, to wziela sie za skladanie kupionych ze mna w IKEA regalow, regalikow i innych cudow-wiankow. Tyle tylko, ze musiala sie pozbyc pozyczonych od siostry kallaxów, kazdy czteroelementowy, z tym ze jeden skrecony w pionie 4:1, a drugi 2:2. Ja bylam potrzebna, zeby razem z corka spakowac te regaly do dwoch samochodow i odwiezc do sredniej. No ale... Junior chory byl w domu, a Zoska jeszcze w przedszkolu, wiec jedna z nas musiala zostac z dziecmi.
Najpierw probowalysmy zaladowac ten 4:1 do mojego auta, gdzie wprawdzie zlozylam tylne siedzenia, ale moje auto jest 4-drzwiowe, a regal byl za szeroki, nie dalo sie go wsunac przez bagaznik. Auto corki jest 5-drzwiowe, wiec tam regal pasowal. Zamiana rol, ja pojechalam po Zoske i zostalam z dziecmi w domu, corka pojechala do siostry z tym jednym regalem, bo drugi juz sie nie zmiescil. Kiedy ona wrocila, zapakowalysmy ten regal w kwadracie do mojego auta, wprawdzie bagaznik nie chcial sie zamknac, ale unieruchomilam go takimi gumami z haczykami na koncu. Troche bujal sie na nierownosciach, ale sie nie otworzyl. Kiedy dotarlam do sredniej, poprosila mnie, zebym pojechala z nia do paczkomatu, bo ma awizo. Co mialam robic, pojechalysmy, ale jak sie okazalo - na darmo, bo paczki nie bylo, mimo ze miala tam byc juz od 10.00, a byla 16.00. No to odwiozlam dziecko i w koncu moglam pojechac do domu.
Z planowanej góra godzinki na przewoz tych regalow, zrobilo sie kilka godzin prob wpakowania tych niby malych regalow do aut, odbierania Zoski z przedszkola, pilnowania padlego od goraczki Juniora, wymontowania z auta corki fotelikow dla dzieci, zeby zrobic miejsce na mebel, wynoszenia ich do domu, a potem z powrotem instalowanie w aucie, kombinowanie z ta guma, zebym ja nie musiala jechac z otwartym bagaznikiem, ten paczkomat - wszystko trwalo w nieskonczonosc. Okrutnie mnie to wykonczylo, cale popoludnie w dupie, a mialam inne plany.
Cale szczescie, ze zdazylam juz popakowac wszystkie prezenty i corka chwilowo zadolowala karton z nimi u siebie w piwnicy, przyniesie go cichcem pod choinke, kiedy dzieci beda spaly. Telewizor, ktory kupilam starszym wnukom zawiozlam juz do sredniej corki, a oni pod choinka znajda jego zdjecie w kopercie. Zeby corka nie musiala jezdzic z tym telewizorem w te i nazad. I tak bede miala w wigilie uzywanie, bo trzeba bedzie zabrac pojemniki z jedzeniem, ktore ja mam przygotowac, zadbac o mame z rolatorem, bo na slubnego to ja nie mam co liczyc. Gdybym ja nie byla tak dobrze zorganizowana, to nie wiem, jak by to wszystko wygladalo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zostaw slad, bedzie mi milo.