Swieta sobie radosnie trwaja, mam nadzieje, ze wigilia przebiegla u wszystkich bezproblemowo, gastrycznie i politycznie, rodzinnie i prezentowo, a przed kolejna orgia obzarstwa znajdziecie czas na poczytanie mojego traumatycznego wspomnienia sprzed kilku dni, kiedy to dokonywalam zakupow.
W normalnym cyklu kupuje we wtorki na caly tydzien i tak mialam zrobic i tym razem, ale corka obudzila mnie z letargu, ze we wtorek bedzie jeszcze gorzej niz w poniedzialek, wiec po pracy wpadlam do domu po liste zakupow, a potem chcialam byc sprytna i ominac kolejke na skret w lewo do sklepowego parkingu i podjechac do niego od tylu, tam kiedys byl przejazd taka mala uliczka. Juz bylam w ogrodku... kiedy mi przed maska auta wyrosly slupki w poprzek tejze uliczki. Musialam zawrocic i stac na tym lewoskrecie przez trzy swiatla. W koncu wjechalam na parking, a tam nie tylko wszystkie miejsca zajete, to jeszcze mnogo kierowcow jezdzacych w kolko i polujacych na zwalniajace sie luki parkingowe. Wiec i ja do nich dolaczylam i jak ten rekin ze Szczek wyszczerzylam zeby i strzalalam oczami w poszukiwaniu ofiary miejsca, nucac pod nosem motyw przewodni atakujacego rekina.
I nagle...!!! Ktos wyjezdza, a ja katem oka widze innego kandydata na to miejsce, wiec spinam poslady, szczerze zeby, zeby go wystraszyc... na szczescie ten wyjezdzajacy wykrecil w jego strone, czym go na chwile zablokowal... ja myk !!! i juz jestem na miejscu, tamtem zlorzeczy i trabi klaksonem, mnie trzesa sie nogi z emocji, ale zakotwiczylam!!! I nawet wolny wozek dopadlam.
W srodku tlum i kotlowisko. Nie wiem, czy wszyscy nagle wzieli sobie do serca te idiotyczna propagande, ktorej pelno w polskiej telewizji o wzorcowych zachowaniach w razie alarmu wojennego, a u nas gdzies tam czasem o tym wspomna, ze warto miec zapas wody i radio na korbke (mam), czy przyczyna lezy w wyscigu o wykupienie calego asortymentu, bo przez dwa dni sklepy beda zamkniete, ale tu zawsze tak jest. Balansuje wiec wozkiem, co wcale nie jest latwe, zwazywszy obecnosc miliona innych wozkow i biliona oszalalych ich napelniaczy, ale jakos daje rade. Nagle... nie ma wloszczyzny! Pytam zatem pania rozpakowujaca z wozka i uzupelniajaca na stoisku jakies inne warzywa, a ona, ze zaraz mi przyniesie z zaplecza. Naprawde bylo mi jej szkoda, bo poruszala sie biegiem. Pozniej zauwazylam wielu innych takich pomagierow donoszacych z zaplecza wykupione na stoiskach artykuly.
Dotarlam do miesa. Czesc poporcjowanych miesiw jest w gablotach chlodniczych, ale nie wszystkie, wiec specjalne zyczenia zalatwiane sa przez ekspedientow. Zeby byl porzadek, ciagnie sie numerki, ktore potem wyswietlaja sie na ekranach, a klient podchodzi do lady. Lada jest dlugasna, ekspedientow kilkunastu i gdyby nie te numerki, bylby balagan i kilka kolejek, a tak jest jedna. Ciagne numerek - 66. Patrze na ekran - 37. Polazlam wiec pakowac do wózka inne zakupy, bo czasu mam sporo, zalatwilam wszystko z listy. Oblecialam nabial, kupilam ser na sernik, gotowe surowe ciasto drozdzowe na makowiec, mleko i inne drobiazgi, ziarna dla ptakow, bo dokarmiam, slodycze i wszystko inne z listy zakupow. Wracam na mieso - 57 jest obslugiwany, wiec czekam, ale dwoje klientow wypadlo, wiec poszlo szybko. Prosze o schab, o duzy kawalek, wprawdzie w gablocie przy kontuarze byly kawalki, ale cienkie, prosze o grubszy, wiec facet leci na zaplecze i przynosi mi takiego giganta blisko 5-kilogramowego. Poprosilam o polowe, mam na sznycle na dwa obiady, a reszte nadzialam sliwkami suszonymi i upieklam. Boszszsz... jaki pyszny wyszedl!
Kiedy jeszcze bylam w sklepie, dopadla mnie telefonicznie najmlodsza, z prosba, zebym kupila dla Zoski pieluchy, skoro jestem w poblizu drogerii, wiec najpierw odstalam pol godziny w kolejce do kasy w supermarkecie, a potem drugi raz, ale juz krocej, w drogerii. W trzeciej kolejce do wyjazdu z parkingu, odkiblowalam juz siedzac w aucie.
A po obiedzie upieklam ciasto dla P. zeby mial w domu na swieta. Wigilie spedzi z nami, dostanie jak kazdy jedzenie na droge w pudelku po lodach (zbieralam te pudelka przez cale lato, zeby miec w co dawac po wigilii).
Ten dzien kosztowal mnie pol zdrowia, jednak cale szczescie, ze poszlam za rada dziecka i zrobilam zakupy dzien wczesniej, bo zakupów we wtorek raczej bym nie przezyla w ogole. Mialam we wtorek za to wiecej czasu po pracy na pieczenie dwoch ciast, siekanie industrialnych ilosci salatki warzywnej w misce od noguf, przygotowanie ryby po grecku i sledzi.
Wigilia o malo nie doszla do skutku, bo Junior sie pochorowal, dostal w nocy jelitowki, wymiotowal tak intensywnie, ze corka musiala wstawiac w nocy prania i suszenia, ale tez kapac samego Juniora. Na szczescie do kolacji wigilijnej poczul sie lepiej, a kiedy przyszedl czas prezentowy, prawie calkiem wyzdrowial.
Jutro zas zaprosila mnie corka dziadka, a pozniej mamy zarezerwowana restauracje, jak w kazde swieta, zeby znow spedzic czas razem, a nie musiec gotowac i sprzatac po gosciach. A jak tam u Was?


Takie zakupy przedswiateczne w takim tloku mam juz dawno za soba, znaczy sie liczne w latach (wyliczylam ze ponad 13 lat temu), teraz zupelny luz, zreszta lodowka, zamrazalka pelna i wiecej upchane po szafkach. Najwazniejsze jest zabezpieczyc sie w owoce, udalo sie i jeszcze wczoraj dobry czlowiek obdarowal mnie dodatkowo w takie owoce, ktorych nie mialam a w tym moj ulubiony durian.
OdpowiedzUsuńOde mnie masz podziw za walke na parkingu i za schab ze sliwkami.
Gdybym ja byla sobie sama sterem, zeglarzem i okretem, tez nie pchalabym sie w kolejki, nawet pieczywo zamrozilabym wczesniej, no ale jest jak jest i musze te swieta spedzac z rodzina, bo by rodzina nie odpuscila.
UsuńAle fajnie bylo, wiec nie narzekam.
Schab ze sliwkami to moja specjalnosc.
Wesołych świąt 🎄🎄🎄 Niech się dłużą, ciągną i trwają w nieskończoność, jeśli tylko towarzystwo dopisuje i masz czas na oderwanie się od codziennych problemów 🙂🤶🎄
OdpowiedzUsuńU mnie wigilia przyjemna, barszczyk wyszedł mi przedni, uszka kupne, ale dały radę 🙂 Były też ziemniaki ze śledziem w śmietanie i rybka przepyszna, smażona. Bardzo mało potraw, wiem, ale my tak lubimy, robię tylko to co zjadamy ze smakiem i oczekiwaniem przez cały rok. A dziś będzie kaczka na obiad i to też jest nasze ulubione 2-3 razy w roku danie. Jutro leftovers, czyli czyszczenie lodówki z tego co w niej znajdziemy 😂 Pewno jeszcze w międzyczasie zrobię jakiś sos tatarski, śledzia "po japońsku", może trochę sałatki, zobaczę co kubki smakowe podpowiedzą 😉
Z szaleństwem zakupowy i u nas tak jest, co dziwi jeszcze bardziej, bo tutaj tylko jeden dzień świąt, na dobrą sprawę. Jutro boxing day, więc sklepy będą otwarte, ale ludzi faktycznie ogarnia jakieś zauroczenie 😄
Nie ma u Was czegoś takiego jak niedziela handlowa przed świętami?🤔
🎄🎁🎄🤶🎁🎄🎄🎄
* zamroczenie, nie zauroczenie 🤦♀️
UsuńZamroczenie to niedopowiedzenie, ja nazwalabym to szalenstwem, ktore ogarnia wszystkich kazdego roku. Nie chce nawet myslec, ile z tego laduje na smietnikach, bo przeciez nie sposob zjesc wszystko. Ja w tym roku zrobilam naprawde mniej wszystkiego, az corki panikowaly, ze nie wystarczy, ale wystarczylo i jeszcze zostalo do zabrania do domu na drugi dzien. Bo my przez nastepne dni bedziemy dojadac, co uwielbiam, bo nie trzeba gotowac, a wigilijne jedzenie pychota.
Usuń