Tak to sie nazywalo za moich czasow w szkole, pozniej przechrzcili to na zajecia praktyczno-techniczne, ale jak zwal, mnie niejednokrotnie w zyciu pomogly umiejetnosci nabyte podczas tych wlasnie lekcji. Nawet nie tak dawno zepsul mi sie wlacznik do lampki biurkowej, a ze sama lampka mocno mi pasowala i dzialala bez zarzutu, szkoda bylo ja wywalic. Kupilam wiec te zepsuta czesc i calkiem sama zainstalowalam na kabelku. Musialam wprawdzie dwa razy poprawiac, czyli rozkrecac od nowa i umieszczac glebiej pozbawione plastikowej oslonki druciki kabla, bo mi to gole wystawalo poza wlacznik, ale w koncu osiagnelam, co chcialam i nie doszlo do zwarcia. Kiedy po remoncie w kuchni i zmianie koloru scian, zmienialam rowniez lampe sufitowa, slubny oznajmil mi, ze nie da sie jej podlaczyc, bo costam. Wylaczylam wiec bezpieczniki, wlazlam na drabine i podlaczylam lampe sufitowa do kostki sama. Bo to zadna filozofia, a pewne zasady bezpieczenstwa mialam w glowie wlasnie jeszcze ze szkoly. Uczono nas roznych bardzo przydatnych rzeczy, oprawialismy ksiazki, robilismy dekoracyjne pudelka z zamykanymi wieczkami, karmniki dla ptakow, szylismy jakies latwe rzeczy (np. worki na kapcie), ktore pozniej haftowalismy naszymi monogramami czy tam innymi obrazkami, dziergalismy szaliki na drutach czy berety szydelkiem, cerowalismy welniane skarpety, rzezbilismy w drewnie figury szachowe i wlasnie wykonywalismy proste prace elektryczne. Przenigdy w zyciu nie udalo mi sie skorzystac z wiedzy matematycznej, tych sinusow i tangensow, calek i pitagorasow, ale wielokrotnie korzystalam z umiejetnosci nabytych na lekcjach prac recznych.
No a przed swietami tworzylismy rozne cudenka, a przy okazji, kiedy szukalam odpowiedniego zdjecia, dopiero teraz dowiedzialam sie, ze gwiazdki, ktore produkowalam tasmowo z paskow papieru, nazywaja sie gwiazdkami Froebla. Szukalam wiec informacji o tym Froeblu, bo gdzies z tylu glowy latala mi freblówka. I tenze Froebel wymyslal dla przedszkolakow rozne zajecia, m.in. robienie gwiazdek z papieru, takich, jakie dobrze znamy, ale o ktorych nie wiedzielismy, ze sa gwiazdkami Froebla.
Kleilismy tez kilometry lancuchow choinkowych z kolorowego papieru, zmudna to byla robota, ale lancuchy wygladaly na choince naprawde imponujaco. Produkowalismy tez rozne ozdoby choinkowe z... makaronu o roznych ksztaltach, a po pomalowaniu aniolka czy innego wisiorka na zloto, nikt by sie nie domyslil, ze to zwykle prozaiczne kluchy. Te robione przez nas ozdóbki na choinki byly dosc ulotne, gniotly sie i deformowaly podczas przechowywania, a makaronowe aniolki lamaly, wiec wlasciwie co roku potrzebne byly nowe. Byla to praca sezonowa w pelnym tego slowa znaczeniu 😏 Lubilam te zajecia, to bylo cos jak darcie pierza na wsiach, wykonywalo sie ze czynnosci automatycznie, gadalo przy tym i zartowalo, czas uplywal szybciej. Z jaka duma pozniej przynosilo sie te nasze wytwory, wieszalo sie na choince, a one nierzadko bardziej ja szpecily niz zdobily, ale nikt z rodziny nie smial krytykowac. Czy teraz jeszcze klei sie takie lancuchy? Czy wiesza sie na choince cukierki, pomalowane orzechy i jablka w lukrze? Czy juz tylko chinski plastikowy badziew? Bo wyglada lepiej od krzywo sklejonego lancucha wytworzonego malymi dzieciecymi lapkami?
Zdjecia wylapane z czelusci internetow, ale takie same ozdóbki robilismy w szkole.



Pamietam prace reczne, ale chyba jednak wolalam matematyke. Nie pamietam co robilismy na tych pracach recznych, prawdopodobnie to wszystko o czym piszesz, najbardziej pamietam nauczyciela, bo byl dobry i wszystkim dawal piatki.
OdpowiedzUsuńLancuch na choinke robilam w domu i pamietam cerowanie skarpetek na takim ladnym drewnianym grzybku.