Translate

20 września 2025

Ograniczenia i wyrzeczenia

    Natchnal mnie post u Puszka do napisania tego tutaj. Zabolalo dojmujaco, kiedy tak ogladalam ich wedrowke przez przepiekny las, bo ja juz od dluzszego czasu nie bylam w lesie i nie zanosi sie, zebym jeszcze miala okazje pojsc na grzyby. Moi dawniejsi Czytelnicy pamietaja zapewne nasze lesne wycieczki, najpierw z Fuslem, z Kira i najmniej z Toya. Ona niestety lubi polowac, a w lasach jest sporo roznej zwierzyny, nie tylko malej, za ktora moglaby pobiec i zaginac, ale tez znacznie wiekszej i niebezpieczniejszej. Od dluzszego czasu bowiem dba sie o zwiekszenie poglowia dzikich zwierzat i mamy teraz lasy pelne dzikow, wilkow i rysiow (rysi?), co dla Toyki mogloby sie niewesolo zakonczyc, musialaby wiec spacerowac stale na smyczy, a to juz przy zbieraniu grzybow mniej wygodne. Poza tym musialabym pilnowac slubnego, bo w jego stanie latwo o zgubienie sie w duzym kompelsie lesnym. Nie jezdzimy wiec juz od kilku lat, kupuje grzyby na wigilie czy do sosow, w czym wspiera mnie czynnie Bogusia i przysyla, bo tu nieduzy wybor, za to ceny z kosmosu. Nawet nie jestescie w stanie sobie wyobrazic, jak bardzo zastesknilam za spacerem po lesie, niestety sama sie nie wybiore z wielu powodow.
   Brakuje mi tez tych jednodniowych wypadow do okolicznych miasteczek, zwiedzania ich uroczych starowek, odkrywania ciekawych zakamarkow, oderwania sie od tej xujowej codziennosci. Jazda po autostradach juz nie na moje nerwy, tloczno i pelno na nich kierowcow, ktorzy albo wygrali swoje prawa jazdy w karty, albo kupili na bazarze, wszyscy glownie z panstw bylego ostbloku, jakies rozpadajace sie pojazdy i kierowcy zegnajacy sie z zyciem. Nasze auto zreszta tez nie jest zbyt pewne, w koncu ma swoje lata i jesli zepsuje sie w miescie, to mam  po kogo zadzwonic, wiec staram sie nie opuszczac bezpiecznych odleglosciowo miejsc.
   Spacery z psem tez nieco wypadly z mojego terminarza, bo nie moglam, bo zadyszki, bo szpital jeden i drugi, bo pogoda byla zla. Konczy sie sezon chodzenia, a ja cala w ograniczeniach, ze tego mi nie wolno, tamto zabronione, jeszcze jestem za slaba, poza tym testuje wlasne samopoczucie, ktore mialo poprawic sie natychmiast po wszczepieniu rozrusznika, a jest z tym roznie. Wprawdzie tetno mam normalne, ale po lekkim wysilku rosnie, moim zdaniem, za wysoko. Ktoregos dnia umylam podloge w kuchni, to w koncu kilka ruchow mopem, bez schylania sie czy kleczenia, po tym poczulam sie dziwnie, zrobilam ekg smartwatchem i wyszlo mi migotanie przedsionkow, ale znow nie wiem, czy wierzyc zegarkowi, chociaz bodaj w zeszlym roku wskazywal rzeczywiscie migotanie, co potwierdzil kardiolog. I nie wiem, czy juz w panice leciec do fachowca, czy wstrzymac sie, ale czy tym sobie nie zaszkodze? Ale nie chce z kolei wyjsc na histeryczke i hipochondryczna panikare, wiec sie wstrzymuje, ale dowod w razie czego mam w telefonie. Nie bardzo moge sie oszczedzac, tyle mojego, ze corki na zmiane sprzataja, teraz nawet z lazienka i kuchnia, ktore wczesniej sama ogarnialam, ale na pomoc domownikow niespecjalnie moge liczyc, od mamy wiadomo, ze slubnym coraz gorzej i kiedy mam mu cos tlumaczyc, to wole sama, bo w tej chorobie typowym jest niemoznosc zapamietania wiecej niz jednego polecenia. I robie w domu rzeczy, ktorych nie powinnam, bo nikt tego za mnie nie zrobi. Jestem szczesliwa, kiedy jego nie ma, bo jest coraz gorszy, coraz bardziej agresywny, ja tez mam coraz mniej cierpliwosci i czasem moglabym dac mu w leb patelnia, co w efekcie zawiodloby mnie do wiezienia, a mama i zwierzeta pozostalyby bez opieki. 
   Wielokrotnie myslalam, ze chcialabym wyjsc z tego domu, pojsc przed siebie i gdzies zaczac sama nowe zycie, bo juz nie wytrzymuje psychicznie, co odbija sie na moim zdrowiu cielesnym, ale zaraz przychodzi refleksja, ze beze mnie mama i zwierzeta sobie nie poradza, slubny jest mi juz obojetny, czy poradzi sobie, czy nie. Nawet nie ma jak odebrac sobie zycia, bo obowiazki. Wszystko spada na mnie, a ja juz nie mam na to sily, nie mam sily na zycie.

26 komentarzy:

  1. No to uczepiłaś się samych minusów w Twoim życiu. Nie ma lekko, ja Ci teraz wytknę plusy Twojego życia, bo ze zdrowiem wcale nie jest tak zle, na moje spojrzenie to jesteś ogólnie zdrowa, ‘motorek’ też już masz, na pewno lekarz nie zabrania Ci chodzenia, mieszkasz w pięknych okolicznościach, a gdzieś dalej możesz zawsze podjechać z kimś, albo pociągiem czy autobusem, do tego trafił Ci się koleżeński taksówkarz.
    Pamiętam Twoje wycieczki do różnych uroczych miasteczek. Są wspomnienia, ciekawe Twoje opisy i piękne zdjęcia. I ja lubiłam te Twoje wycieczki, ale tak już w życiu jest że coś się kończy, czasami nagle i wtedy bardzo boli, u Ciebie nawet tak nie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, moje zycie sklada sie glownie z minusow i kiedy mam po raz miliardowy isc na spacer tymi samymi drogami, to czesto juz mi sie nie chce, ale ide, zeby psu zrobic przyjemnosc, bo dla mnie to juz zadna radocha. Tak na dobra sprawe to nie mam nawet do kogo ust otworzyc, z kim porozmawiac. Matka z fochem zamknieta u siebie, a slubny juz zdania sklecic nie potrafi.
      Te wszystkie choroby to tez nie wziely sie z niczego, glownie stres je napedza.

      Usuń
  2. Pantero, no i cusz ja ci mam napisać? że możesz iść na krótki spacer po lesie z córką i wnukami, bo nawet krótki spacer, da radochę. raz na jakiś czas. Że każdy z nas ma takie przemyślenia, iż do pewnych rzeczy już nie ma powrotu... bo nie ma. i że może trzeba ślubnego oddać do jakiegoś zakładu opiekuńczego. ???
    a ty spokojnie sobie dochodż do sprawności i nie nie uważam, że panikujesz ale powinnaś udać się do lekarza szybciutko, bo masz motorek krótko i masz prawo się wszystkim niepokoić. uściskuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chodze na te spacery z Toya, glownie dla niej, bo mnie sie juz nie chce, odbieram to bardziej jako przymus i kolejny obowiazek, jakbym innych miala za malo. Kiedy pomysle, ze juz praktycznie do konca zycia tak bedzie, to naprawde zyc sie odechciewa.
      Kiedys pewnie nadejdzie czas, kiedy slubny zacznie sie nadawac do domu opieki, teraz na pewno nikt go nie zakwalifikuje, bo jeszcze chodzi, nie gubi sie w miescie, a fizycznie zdrowy jest jak ryba.

      Usuń
  3. Przytulam mocno. I z lekką zazdrością, bo u mnie nikt jeszcze nie wpadł na pomysł, by mi pomóc w sprzątaniu, choćby tego korytarza ogólnego, który wpada mi raz na miesiąc. Jak byłam młoda - żaden problem, 20 minut i po robocie. Uświadomiłam sobie właśnie, że nikt inny z moich nigdy go nie sprzątał, zawsze ja. Samo sprzątanie mieszkania też zajmuje mi cały dzień, a kiedyś godzina i spokojnie, po bólu. Dopóki chłopcy mieszkali ze mną - pomagali. Pewno gdybym prosiła - pomogliby, ale nie poproszę. Dziwi mnie, że Twoja mama się tak izoluje. I idź do lekarza, jak masz wątpliwości - w końcu lepiej, że Twoje składki idą na Twoje leczenie, a nie na inżynierów :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze to dlatego, ze corki predzej wdraza sie do pomagania w domu, synow trzyma sie troche na dystans od prac typowo kobiecych, chociaz to w dzisiejszych czasach stracilo na aktualnosci. Moje musialy utrzymywac swoje pokoje w porzadku, z czasem doszly im inne obowiazki, a dyzury na sprzatanie klatki schodowej tez mialy. Musze przyznac, ze to im zaprocentowalo, w swoich domach maja porzadek, choc wrod ich pokolenia nie brakuje flei.
      Na razie te migotania mi sie nie powtorzyly, wiec i panika przeszla, ale jalby cos, to znow uruchomie swietego Michasia.

      Usuń
  4. Nie moja to sprawa "dlaczego", ale wg mnie strasznie się wycofałaś towarzysko. Tak to odbieram na podstawie tego co piszesz. Serio, nie masz nikogo do pogadania twarzą w twarz? Koleżanki czy nawet sąsiadki, najlepiej też ze zwierzakiem, do wspólnych spacerów? Albo kogoś z samochodem, kto podobnie jak Ty, chciałbym się gdzieś wyrwać, ale nie ma z kim? Tak, wiem, ludzie Cię denerwują itd., ale czasami takie spotkanie może zdziałać cuda - oderwać Twoje myśli od codzienności, poprawić humor, albo zwyczajnie zmęczyć, ale na innym poziomie, spowodować że przez chwilę zapomnisz o domu, pracy, rodzinie.
    Do lasu też bym z chęcią poszła, ale polskiego. Tutejszych nie znam. Grzyby - to brzmi pięknie, chociaż grzybiara ze mnie średnia, zawsze daję do sprawdzenia sąsiadce, albo Tacie, bo z nim najczęściej chodzę kiedy mam możliwość być w Pl jesienią. No i tam jest łatwiej, mamy dom z furtką do lasu, nie trzeba nigdzie jechać ;-) Tylko te kleszcze pierdzielone ochotę człowiekowi trochę odbierają 😤😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, wycofalam sie, a mam to do zawdzieczenia slubnemu i jego zlosliwosciom, bo to z tego powodu grono znajomych nam sie tak skurczylo. Moze jestem zbyt wymagajaca wobec ludzi, ale nie z kazdym jest mi po drodze, nie z kazdym moglabym podagac w moim ulubionym stylu, a nowych szukac mi sie juz nie chce. Za dobrze mi samej ze soba.
      W tutejszych lasach mielismy stale miejsca, gdzie zawsze byly grzyby, corki chetnie z nami jezdzily, teraz juz ich dzieci nie chca, bo albo za male, albo zbieranie grzybow nie sprawia im radosci, nudza sie. Sa inne niz bylismy my i nawet jeszcze nasze dzieci, staja sie dla mnie z wiekiem coraz bardziej obce. Znam sie na grzybach, lubie je zbierac, ale nawet sam spacer po lesie jest dla mnie czyms ladujacym baterie, to cos nieporownywalnie innego niz spacer z psem po polach tutaj.

      Usuń
    2. Może pora pomyśleć inaczej? Nie o tym, co straciłaś z mężem, tylko o tym, co możesz zyskać bez niego? Skoro zawsze był złośliwy, teraz mu się jeszcze pogłębia, więc zapomnij o wspólnych znajomych, znajdź swoich własnych :-) Może ktoś z tych utraconych, z kim Ci się dobrze rozmawiało, przebywało, nagle został sam i byłby zadowolony z odnowienia znajomości? Wiem, czasami bardzo ciężko zrobić pierwszy krok, ale... co masz do stracenia? Poza własną wygodą, of course 😜 🙂

      Usuń
    3. No wlasnie, za wygodna jestem, juz mi sie nie chce szukac, odnawiac, zawierac, na to wszystko jestem zbyt zmeczona zyciem. Jakby sie samo napatoczylo, to co innego.

      Usuń
    4. Anno, w odp. do komentarza poniżej, piszesz, że jeszcze Ci się chce, więc się zdecyduj 😂 I nie uwierzę, że w całej Getyndze nie ma osoby, która by sprostała Twoim wymaganiom intelektualnym i że trzeba jej ze świecą szukać ;-) Czasami takie osoby są tuż obok, tylko trzeba im dać szansę. Jakiś czas temu pisałaś o sąsiadce z którą nie zdążyłaś wypić kawy, bo zmarła. Może następnym razem nie odmawiaj, tylko idź za ciosem. No i nie napatoczy się samo, kiedy siedzisz w domu i dusisz się atmosferą jaka w nim panuje.

      Usuń
    5. Chodzic po lesie, zwiedzac miasta chce mi sie, szukac znajomosci - nie. Nigdy tak nie mialas, ze cos chetnie bys zrobila, ale ciezar okolicznosci tak przygniata, ze nie masz na nic sily? Kiedy wlasnie jednoczesnie chce sie i nie chce.

      Usuń
  5. Mam troche podobnie jak Ty - ta czesc o braku moznosci chodzenia po lesie, grzybobrania albo po gorkach. Po naszych lasach nie ma za czym bo nie ma w nich grzybow albo jest zbyt niebezpiecznie, na inne spacery juz mnie nogi nie niosa. Tego mi zal ale dobrze wiem iz jest czescia starzenia sie, innych sil a raczej ich braku i jestem z tym pogodzona. Poza tym jak spacerowac w moich upalach??
    Zawsze bylam malo towarzyska wiec brak spotkan kolezenskich mi nie dokucza i nie odczuwam takiej potrzeby. Dzieci i ziec mi wystarczaja a to ze mieszkamy osobno jest dla wszystkich plusem bo nie zameczamy sie wzajemnie swa obecnoscia.
    Ty masz inaczej jesli chodzi o uklady rodzinne, zawsze jest ktos kolo Ciebie, nigdy nie masz prywatnosci. Z pewnoscia byloby Ci przyjemnie miec podreczna przyjaciolke, moznosc pogadania, wspolnego pojscia na lody, moznosc oderwania sie od domowej atmosfery jednak teraz , w tej fazie zycia nie jest latwo ani znalezc takowa ani trafic na kogos z kim sie sklikniemy - mamy bowiem teraz tak sprecyzowane poglady, rozne doswiadczenia, iz najczesciej nie chodza w parze z kim innym. W tym temacie mam dobrze od mlodosci bedac samotnikiem, styl zycia w pojedynke bardzo lubie, wrecz unikam spotkan z innymi - obecnie gdy corka i ziec - a takze ja - sa zaproszeni w goscine a przeciez poznalam sie z ich znajomymi, niektorych nawet lubie ale odmawiam uczestnictwa. Moim najwiekszym i najbardziej lojalnym, niezawodnym przyjacielem sa ksiazki.
    Z Twego wpisu wynika ze masz inaczej, ze pragniesz, wiec przykro mi ze nie masz moznosci, nie masz tego skrawka prywatnego zycia jakie by Ci odpowiadalo.
    Wazne ze podreperowalas swoje zdrowie, Pantero. Widocznie rozrusznik potrzebuje wiecej czasu na wykazanie swych zdolnosci, badz cierpliwa.
    Zycze by kazdy nowy dzien byl silniejszy a takze mily.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jeszcze moge chodzic, a jesienna pogoda sprzyjalaby spacerom po lesie i zbieraniem grzybow. Okolicznosci jednak sprawiaja, ze czuje sie jak skazana na dozywotnia odsiadke i pozbawiona wszelkich praw. U mnie to nie kwestia starzenia sie, wiec tym bardziej boli. Ksiazki owszem wypelniaja czesc zycia, ale nie chce, zeby wypelnialy je cale. Ja inaczej zylam przed tym czasem, kiedy wszystko w moim zyciu sie zawalilo, teraz czuje sie zniewolona tym, co mi pozostalo, bo jeszcze mam sile, bo jeszcze mi sie chce.

      Usuń
  6. Ja mam podobnie z komputerem - nie chce by rzadzil i wypelnial me zycie a przy tym ksiazki sa anonimowe i bezpieczne, nie narobia mi klopotu bo do nich sie nikt nie wlamie. Z kolei za brak sil, meki z wlazeniem po schodach winie wiek jako ze bedac mlodsza nie mialam takich problemow wiec widze zaleznosc.
    Bardzo zle ze to uwiezienie w domu spotkalo akurat Ciebie, osobe pragnaca czego innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to mowia, czlowiek nie jest w stanie przeskoczyc wlasnego tylka i kiedy nastapi dzien, ze wreszcie zostane sama, to bede za stara i za chora, zeby chcialo mi sie cokolwiek, a i ograniczenia beda wtedy jeszcze wieksze.

      Usuń
  7. Las- taki prawdziwy, a konkretnie to Bory Tucholskie mi się marzą. Teoretycznie są w okolicach Berlina "lasy" ale najczęściej wstęp wzbroniony bo sucho jak na arabskiej pustyni, a dwa, że wiele tych około berlińskich lasów jest zamkniętych, bo "enerdowcy" a tak naprawdę "ruskie" jak tu ich pięknie określają, mieli w okolicznych lasach bardzo dużo swych wojsk i gdy się stąd wynosili to nie zabrali ze sobą wszystkiego - część amunicji, sprzętu i różnych innych rzeczy a między innymi i chemikalia pozostawili, ale oczywiście nie oznaczyli miejsc gdzie je zostawili, bo część po prostu......zakopali. Co do grzybobrania- nie wolno z lasu wynieść więcej niż 1 kg grzybów na głowę. Nie wiem jak jest w innych Landach, no ale tak jest w Landzie Berlin. I z łezką w oku wspominam jesienne wypady z Warszawy do lasów oddalonych o 50, 60 km od Warszawy, z których zawsze wracało się z koszykami pełnymi grzybów. Ale i tak najlepsze tereny dla grzybiarzy to były Bory Tucholskie. Mieliśmy taką "melinę" nad jeziorem Grzybek koło Osia, codziennie podczas pobliskich spacerów nie sposób było nie nazbierać grzybów. A gdy kiedyś pojechaliśmy o 4 rano na nieco oddalone, już nieczynne lotnisko dla agronomów, to w 2 godziny każde z nas (była nas piątka) nazbierało wiadro grzybów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W calych Niemczech obowiazuje ten kilogram grzybow na osobe i to jest ok. w sumie rzadko udawalo nam sie zbierac wiecej. Mamy tu duze zalesienie, w ktora strone by nie pojechac, mozna znalezc grzybny las, a zbieraja glownie Polacy i Ukraincy, Niemcow sie nie spotyka, oni wola kupic w sklepie, pewnie nie maja pojecia o grzybach i boja sie zatrucia.

      Usuń
  8. Rysiów i rysi, do wyboru, bo to formy oboczne i obie są poprawne, ale rysiów jest bardziej zgodne gramatycznie i częściej używane.
    Ech, zamieniłabym się z Tobą w kwestii spacerów. Byłabym szczęśliwa, gdyby mnie coś z nich zwolniło. A tak, nie ma litości, dziecko mnie pędzi codziennie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekaz Dziecku moje wyrazy, dzielne jest i madre. Koty na smyczy wyprowadzajcie.

      Usuń
    2. Dzieciątko też się zmusza 🤣 i dlatego ciągnie mnie ze sobą 🤣

      Usuń
    3. Zycie bym oddala, majac kogos takiego w domu, kto by mnie motywowal do aktywnosci i wychodzenia z domu.

      Usuń
  9. Nie sądziłam, że mój wpis o leśnej wędrówce wywoła u Ciebie tyle emocji i tęsknot. Rozumiem, że wśród codziennych obowiązków i trudności, które spadają na Twoje barki tęsknota za spacerami, lasem i chwilami, które kiedyś dawały radość, jest ogromna. Wiem, jak to jest, gdy trzeba zrezygnować z tego, co się kocha. Teraz powoli do pewnych rzeczy powoli wracam, ale są takie bez których będę musiała się już obchodzić smakiem do końca. Dziś osobiście poznałam wnuczkę, a jutro muszę się porządnie wyspacerować bo wtorek spędzę pod kroplówką. Staraj się dbać o siebie i szukaj choćby małych chwil wytchnienia bo nawet najmniejsze radości mają ogromną moc. Przesyłam moc wsparcia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, jak jest, czego oczy nie widza, tego sercu nie zal. Az tu nagle oczy las zobaczyly, wrocily wspomnienia niegdysiejszych lesnych wedrowek, grzybobrania, samego przebywania w lesie. I odezwal sie zal, ze juz nigdy...

      Usuń
  10. Moje ograniczenia trwają już cztery i pół roku i cały czas nie chcę się do nich przyzwyczaić i podejrzewam, że gdyby nie Gutek, to nie wylazłabym z domu. Jeszcze, gdy była Mama i miałam ten obowiązek, bardziej mi się chciało coś robić. Aniu, jeszcze trochę i wrócisz do lepszej formy, ale wiem też, że sytuacja domowa, to ciężki orzech do zgryzienia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz juz jestes sama sobie sterem i okretem, od nikogo niezalezna, mozesz robic, co Ci fantazja podpowie, wyjsc albo zostac, sprzatnac albo nie, zjesc lub poscic. Czego Ci nie zazdroszcze, to wspinaczki po schodach, nie dalabym rady, ale pewnie dzieki temu jeszcze figure utrzymujesz. :)))

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Koscielna Pantera

     I co? Zaciekawil Was tytul? Czyzby antychrystka sie nawrócila??? No nie, tak dobrze to nie ma. Ale, jak wiecie, trzeba bylo wymyslic ja...