A i miesiac zbliza sie do konca, pewnie zaraz jesien przyspieszy, zrobi sie kolorowo i oby pogoda zechciala dopisywac, bo nieszczegolnie spaceruje sie w deszczu. Ten tydzien mialam dosc aktywny, musialam w koncu ruszyc tylek, skoro od pazdziernika mam zaczac pracowac.
W poniedzialek mialam przygody z zatkana wanna, o czym juz pisalam, sprzatanie lazienki i w sumie nic wiecej, bo deszcz dawal od rana z calych sil, wiec nosa nie wystawilam z chalupy. Toya byla na spacerku z tatusiem, choc bardzo niechetnie, w psiej toalecie, bo jeszcze nie nauczyla sie korzystac z kuwety.
We wtorek dzien zaczal sie bardzo obiecujaco, niebo blekitne i bezchmurne, sloneczko usmiechalo sie wdziecznie i choc temperatura byla jednocyfrowa, to i tak humor mi dopisywal. U mnie wtorek to dzien zakupowy, pojechalam wiec z samego rana, kiedy jeszcze w sklepie nie ma tak duzo ludzi, wrocilam, rozpakowalam i pochowalam zakupy i pomyslalam sobie, ze szkoda tak pieknego dnia. Kiedy spytalam Toyke, czy idziemy na spacer, ta zaczela szalec i spiewac z radosci. Tak dawno razem nigdzie nie bylysmy. Wybralam krotka trase bez gorek, poszlysmy przez centrum logistyczne.
W srode mialam sporo do zalatwienia, ale tak ulozylam sobie trase, ze raz-raz pozalatwialam wszystko. Najpierw bylam u rodzinnej po recepte, potem w aptece, stamtad do banku puscic przelewy. Potem zahaczylam o myjnie samochodowa, bo wstyd juz bylo jezdzic takim os***nym autem, to ptactwo nie ma zahamowan, a i tak nalezy sie cieszyc, ze krowy nie lataja. Od lat jezdze na jedna myjnie, zaczynalam od niespelna 5 marek, potem 5 euro, teraz juz 15. Myjnia jest przy stacji benzynowej, wiec od razu zatankowalam, bo kiedy wskaznik pokazuje polowe baku, to dla mnie juz znak, zeby dotankowac, ja zawsze musze miec pelno.
Lubie te chwile, kiedy przejezdzam przez myjnie, to dla mnie takie niezwykle uczucie, jakbym podrozowala w kosmosie. Stamtad podjechalam do centrum handlowego, gdzie w ichnim markecie kupilam to, czego nie ma w tym, gdzie normalnie robie zakupy, a w OBI kupilam sobie dwa kwiatki do domu.
Kiedy wrocilam do domu, Toya juz patrzyla na mnie pytajaco. Ona jest naprawde madra, pyta wzrokiem, ale wystarczy, ze jej powiem Toya, du bleibst (Toya, zostajesz), od razu robi w tyl zwrot i idzie na swoje poslanie. Tu musze wyjasnic nowym Czytelnikom, dlaczego do psa adoptowanego z Polski gadam po niemiecku. Toya byla trudnym psem, prawdopodobnie bitym wczesniej, nie bardzo chciala sluchac, wiec chodzilismy z nia przez rok do psiej szkoly, a tam komendy byly po niemiecku. Wszystko bylo opisywane jeszcze na starym blogu, dla ciekawych TUTAJ, ale zeby zaczac historie Toyki od poczatku, trzeba przewinac do samego dolu, tam bowiem jest poczatek. Ale jesli tylko dam jej znak wzrokiem, nie musze nic mowic, zaczyna taniec radosci i spiewa, naprawde spiewa, pipiskuje , troche wyje, tak bardzo sie cieszy. Tym razem poszlysmy na Dransfelder Rampe, ale najkrotsza trasa, to troche dalej niz w centrum logistycznym i jest nieco bardziej pagorkowato. Tam raz sie zasapalam, ale tylko dlatego, ze nie mam kondycji, nie bylo juz tego braku oddechu, jaki mnie meczyl przez ostatnie miesiace. Czyli motorek spelnia oczekiwania.
W czwartek mama miala termin u chirurga na maly zabieg, bo jej sie palec zatrzaskiwal, a ta niedogodnosc nazywa sie stanem zapalnym i zgrubieniem pochewki sciegna zginacza palca i za sprawa malego naciecia , ktore odbarcza sciegno, umozliwia jego normalne funkcjonowanie. Przed lekarzem jeszcze umylam okno w kuchni, bo kiedy patrze przez nie, zeby oczy odpoczely mi od monitora, to widze horror. Musialam, no musialam i juz, choc nie powinnam. Przez caly dzien lal deszcz, obie z mama zmoklysmy idac od auta do budynku, o spacerze moglam zapomniec, bo ani ja, ani Toya nie lubimy moknac.
W piatek musialysmy jeszcze raz podjechac na wies do chirurga na kontrole, na szczescie wyciagniecie szwow mozna juz robic u rodzinnej. Po poludniu zas dostalam chocholy na trzygodzinne przechowanie, bo dziecie moje mialo termin na pazury. Mialam je jeszcze zawiezc na urodziny jakiegos bombelka i zaczekac tam na corke.
Mnie taki tydzień tak bogaty w wydarzenia zabił by jak nie fizycznie to psychicznie. Już jeden dzień środę rozbiłabym na tydzień. No ale Ty jesteś kobieta dzialania, nie ma że siedzisz a okno nieumyte, bo jak usiądziesz to zaraz zobaczysz jak nie jeden pyłek to dwa.
OdpowiedzUsuńJak uda mi sie przespac noc, to w dzien mam tyle energii, ze moglabym gory przenosic. A szyby nie mialy pylkow, byly naprawde okropnie brudne, bo kiedy slubny trzepie muchy packa, to zostawia slad na pol szyby, a takich sladow bylo sporo.
UsuńNo i nareszcie mamy zdjęcia, a Twoja okolica spacerowa jest piękna, szczęśliwa Toya, szczęśliwa Ty.
OdpowiedzUsuńPrzenioslam sie z calym dobytkiem na Chrome, niech sobie Fox dalej niedomaga i nie wkleja zdjec, pozegnalam sie z nim na dobre.
Usuńno czyli wracasz do normy a motorek spełnia funkcje. odczuwalnie i namacalnie. jak widać. mam nadzieję, że i dziś będzie słonecznie i ciepło.
OdpowiedzUsuńale nocami i rankami to już jesień pełna gembą.
Ciri, jest psem który jednak bardziej woli / kocha Naczelnika, tęskni za nim okropnie, gdy gdzieś wyjdzie i zostajemy same...nawet do mnie nie przyjdzie, bo leży na jego kapciach. a mnie jest przykro. wczoraj na prawdę mnie wystraszyła, bo słucha i jest też mądrym psem, ale popędziła za Naczelnikiem, jadącym motorem, pomimo moich wrzasków. byłam pewna, że już po psie...
Dobrze się czyta, że zaczęłaś powoli wracać do swojej aktywności. Ty jesteś zadowolona, ale chyba najbardziej szczęśliwa jest Toyka, bo ma swoje chwile tylko z Tobą 😘
OdpowiedzUsuń