05 stycznia 2021

Nic nie bylo

 Dwa razy oczy przecieralam ze zdumienia, kiedy przeczytalam niedawno, ze podczas zimy stulecia ludzie mieszkajacy w miastach, a szczegolnie w blokach, nie mieli niczego, ani pradu, ani gazu, ani nawet wody, bo zamarzala w kranie. Nie mieli tez co jesc, bo wstrzymano dostawy. Na polkach stal ocet i nic wiecej.
No to ja chyba zylam w innej rzeczywistosci, moze na innej planecie. Owszem, pamietam, ze zdarzaly sie czasowe wylaczenia (nie awarie!) pradu, ale trwaly na tyle krotko, ze nie rozmrazala sie w tym czasie lodowka. Tak, byly problemy z ogrzewaniem, bo tak zasypalo, ze wegiel nie mogl byc transportowany, ale rzucono na tory wojsko i te problemy zniknely w kilka dni. Gazu natomiast nigdy nie zabraklo, choc cisnienie bylo marne, bo wszyscy probowali nim dogrzewac nieco wyziebione mieszkania. I zupelnie nie pamietam, jakim cudem przezylam na tym occie, ale jakos nie udalo mi sie nawet schudnac. Nie przecze, ze byly problemy zaopatrzeniowe, ale wystarczylo do kogos pojsc, a stoliczek nakrywal sie, ze ledwie jego nogi sie nie rozjezdzaly. I nie, nie byly to potrawy robione z octu.
Gdybym nie zyla w tamtych czasach, pewnie uwierzylabym w te bajki, jak wiekszosc mlodych rozjezdzajacych "komune" w internetach. Nie bylo ich wtedy nawet w planach, ale wiedza, wiedza lepiej ode mnie. Nie pozwola sobie wytlumaczyc, ze to wszystko nieprawda, oni czytali takie wlasnie banialuki, jak przytoczylam na poczatku i teraz wiedza. Albo sluchaja jakiejs niedorzecznej propagandy. Nie byly to latwe czasy i nie chce ich idealizowac, ale ludzie byli dla siebie co najmniej troche bardziej zyczliwi. A jedzenie, ktorego ponoc nie bylo, znacznie zdrowsze i nie napompowane tak chemia jak to dzisiejsze. Owoce bywaly robaczywe, dzisiejszych nawet robaki  nie chcialyby tknac. Szynka byla bez wspomagaczy, dzisiajsza nosi nazwe "wydajna", bo z kilograma miesa wychodza dwa kilogramy wedliny. 
Nie wyobrazam sobie takiej zimy jak ta 1978/79 w dzisiejszych czasach i ide o zaklad, ze obecny rzad nawet w czesci nie poradzilby sobie z niczym. Wszyscy najpierw rozgladaliby sie, jak mozna na tym zarobic, pozniej dopiero jak ratowac ludzi. Dzisiejsza wies obsadzona jest tujami, a kur niet, bo srajo na trawniki. Nic sie nie oplaca, jedynie wyciaganie rak po unijne dotacje. Armii praktycznie nie ma, a jej wyposazenie to glownie limuzyny dla generalow. Misiaczki z WOTów, armii maryji czy innych paraprzykoscielnych bandziorkow nie daliby rady torow odsniezac, pewnie poprzestaliby na modlitwach albo oplatali granice rozancami.
Moze niech ci, ktorzy maja podobne jak zacytowane na poczatku wspomnienia, poczekaja az wymra wszyscy ci, ktorzy w tamtych czasach zyli i jakos nie pozamarzali ani pozdychali z glodu.

48 komentarzy:

  1. Jestem sporo młodsza, ale pamiętam conieco zimę 1979 roku. Były jeszcze później śnieżne zimy. Drogi odśnieżały dmuchawy śnieżne trorząc tunel wysokości autobusu. Dziś taka zima byłaby gorsza niż kwarantanna narodowa. Państwo z dektury i ludzie z papieru....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie moga sobie poradzic ze szczepionkami, ktore zalatwila za nich i dla nich Unia, nie panuja nad pandemia, wszedzie szukajac jedynie okazji do zarobienia dla swoich,
      wiec nie wyobrazam sobie, zeby umieli zapanowac nad taka zima jak wtedy. Juz po spadnieciu kilku cm sniegu Polska jest sparalizowana.

      Usuń
    2. Wiesz jak mnie cieszy, że żyję na "dzikim wschodzie". Szkoda tylko, że nie z dala od wsi. Moje oczy byłyby zdrowsze, gdym nie patrzyła na ten "bohomolny" naród przepełniony jadem i nienawiścią i żądzą rządzenia innymi.

      Usuń
    3. Fajnie tam u Ciebie, ale troche wieje od Syberii, klimat nieprzyjazny. Bo poza tym to naprawde dobre miejsce do zycia, a i ludzie nie tak zepsuci jak w miastach. Moglabym byc Twoja sasiadka, a i do Doski niedaleko, prawda?

      Usuń
    4. Tak, do Dośki ok 15 km. Kamphora z Podlasia niedaleko, bo ok 25 km. Aniu! Jest przekonanie, że na Podlasiu żyją serdeczni ludzie. Tak. Dopóki nie powiesz im, że masz inne zdanie np na temat religii itp... Może i są Ci serdeczni, ale w mojej okolicy trzeba z ogniskiem na plecach ich szukać, bo gromnica to za mało. Pozdrawiam z Dzikiego Wschodu. Z ulewnego bardzo ;)))

      Usuń
    5. No to wszedzie mozna dojsc na piechote, ostatecznie rowerem. A o dobrym miejscu do zycia pisalam w kontekscie nie ludzi, bo kanalie sa wszedzie, ale klimatu i zachowanej tej "dzikosci". Tego najbardziej mi tu brakuje, tam mialybysmy gdzie z Toyka latac i fotografowac. :)

      Usuń
    6. Obecnie zastraszają nas "Bestią ze wschodu". Dobrze, że mam ziemniaki i warzywa w piwnicy i piec kaflowy przystosowany do pieczenia wszeakiego jadła :)))

      Usuń
    7. Bestia ma byc taka bestialska, ze i do nas ma dotrzec, wprawdzie nie jak u Was -30°, ale do -15° to strasza.

      Usuń
  2. Też przeżyłam tamtą zimę i mogę powiedzieć tylko, że w Łodzi ogrzewanie było puszczone na pół gwizdka, żeby rury nie zamarzały, prądu nie było przez, chyba 10 godzin, a gaz był cały czas, tylko z bardzo słabym ciśnieniem.
    Teraz podejrzewam, że bylibyśmy odcięci od wszystkiego i to nie dzień, czy dwa, ale ze dwa tygodnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wlasnie. A na wsiach, wbrew obecnym pochwalom, tez nie bylo rozowo, tam dostawy ustaly zupelnie, zasypalo ich do imentu i zanim wojsko poradzilo sobie z odsniezaniem wsi, a miasta mialy wtedy pierwszenstwo, wies nie miala chleba ani innych dostaw do gs-ów. A wtedy rolnicy wcale tak nie piekli wlasnych chlebow, jak dzisiejsi miastowi, ktorzy przeprowadzili sie na wies.

      Usuń
    2. Zim stulecia to przeżyłam w Polsce kilka, choć nawet stu lat jeszcze nie mam. Ich dokuczliwość zależała w dużym stopniu od tego, gdzie się aktualnie mieszkało. I pamiętam zimy gdy byłam w podstawówce i szkołę zamknięto nie dlatego ,że brakowało opału, ale dlatego, że uważano że -20 w biały dzień to za zimno dla dzieci by wędrowały do szkoły, co bachorom akurat nie przeszkadzało biegać po ulicach i cieszyć się, że szkoły nie ma. I pamiętam "gierkowską zimę, gdy w "mojej" elektrociepłowni zamarzł mazut i nie było czym jej uruchomić, a pracownicy różnych firm przyszli do pracy tylko po to, żeby miasto stołeczne odśnieżać. Te puste półki z octem , musztardą i dżemem też pamiętam, bo Solidarność (tak, tak, znałam ludzi stamtąd) uważała, że im gorzej będzie ludziom tym szybciej pojmą,że trzeba ustrój zmienić. I pamiętam wyłączenia prądu w ciągu dnia, bo utknęłam w windzie na pół godziny(nie w Warszawie a w Gdańsku) nim mnie z niej ściągnięto. W Polsce tak zawsze było, że każde pięć lat kształtowało już inne wspomnienia. Popytaj swego męża, on jest z mojego rocznika i na pewno ma inne wspomnienia z tamtego okresu niż Ty. Poza tym dochodziły jeszcze różnice "geograficzne", bo w każdym mieście sytuacja wyglądała nieco inaczej, choć Polska to wszak nie za wielki kraj, tylko regionalizm miała dobrze rozwiniety.

      Usuń
    3. Za gierkowskiej zimy stulecia to ja juz bylam dorosla, gomolkowskie pamietam ze szkoly. U nas szkol nie zamykali przy -20°, trzeba bylo kopytkowac i sie uczyc.
      Niby byly puste polki, ale stoly sie uginaly i jakos nikt nie chodzil glodny, a i w jedzeniu nie bylo tyle chemii co dzisiaj. Teraz bardziej sieje sie propagande majaca na celu dyskredytowanie tamtych czasow, niz wygladalo to naprawde. Owszem, stalo sie w kolejkach, nie bylo takiego wyboru jak dzisiaj, ale nikt z glodu nie umieral i nie ladowal wyrzucony z mieszkania na ulicy.

      Usuń
  3. O, a ja podreptałam do pracy, miałam rzut beretem, ulica ogarnięta, ja młoda, a w pracy powiedzieli, że mam siedzieć w domu na dupie. Mieszkałam na pokoju, w takiej chałupce, choć w mieście wojewódzkim, piec mieliśmy, w piecu paliła gospodyni, bo ona robiła to lepiej. Mój przyszły mąż, mieszkający rzut beretem od chałupiny, zanim do mnie dotarł to zamarzał na kość i wciąż widzę, jak taje przy piecu. Kalesonów nie nosił, bo jak to, niemęskie (po ślubie kalesony nosił do lata) ;) Jedzenie było - może nie mieliśmy problemów z wybraniem czegoś, bo nie było np.pierdyliarda odmian ketchupów, ale było, nie pamiętam, bym wtedy chodziła głodna. Głodna to ja chodziłam, jak się uczyłam, a ojciec pensję przepił. Wtedy już pracowałam, życie stało się piękne. No i młoda byłam, a to też dodaje smaku i kolorów życiu. Dziś zastanawiam się (konkretnie dziś), czy iść do sklepu, bo pogoda barowa, ale powinnam wyjść z domu, jutro Trzech Króli... Ale... Co bym nie wymyślała, że potrzebuję, to nie potrzebuję, ten jeden dzień przeżyję lekko, zamrażalnik pełen, nawet chleb mam, banany pomrożone, bo zanim zjadłam, to dojrzały. No i te dylematy wieku starczego :) Nie wiem, co lepsze - tamta młodość, górna, durna, chmurna, śniegiem zasypana, czy ta starość - pełna, syta, leniwa... Wiem jedno - abstrahując od wszystkiego - było inaczej, ale też pięknie. Po prostu - inaczej. Każde czasy są inne, co nie zmienia faktu, że wszystkie są piękne, jeśli są ludzie. Dobrzy ludzie. Teraz jest więcej szakali, niż dobrych ludzi i to psuje cały obraz :( A zwłaszcza ta pojebana władza, bardziej pojebana niż cała tzw. komuna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamietam ten slynny sylwester, pracowalam wtedy i o ile do pracy dojechalam bez przeszkod, o tyle wracalam juz pieszo w sniegu po kolana. Tramwaje staly na torowiskach, ich kola sie krecily na oblodzonych szynach i nie mogly jechac. Bylo magicznie tej nocy, cyrki zaczely sie pozniej.
      Nie mam dylematow, czy dzisiaj robic zakupy, bo jutro mamy normalny dzien pracy, to tylko Polska, kraj bogaty, miodem i mlekiem plynacy, pozwala sobie na takie korowody z wolnymi dniami. My tu mamy duzo ludzi na utrzymaniu, trza tyrac :)))

      Usuń
    2. Mam takie samo zdanie na temat tego świętowania. Dziecko me, to rozsądne, które niedawno wróciło z UK też jest zbulwersowane. Bo tam każde ichnie święto było obchodzone w jakiś poniedziałek - chyba końcowy miesiąca i nie, że tydzień z dziurami jak ser szwajcarski. I w ogóle uważam, że za dużo świąt kościelnych celebrujemy, cytując mistrza TB-Ż: Przyznaję, że Polska mi zbrzydła - za dużo święconej wody, za mało zwykłego mydła...

      Usuń
    3. Tez mamy swieta koscielne, glownie protestanckie, jak dzien reformacji na przyklad, ale kiedy jedno swieto kiedys doszlo, to zlikwidowali inne, zeby byla rownowaga. A tam wieczna fiesta, BN sie skonczylo, nowy rok, a tu znow dzien wolny w srodku tygodnia. No ale bogatemu wszytko wolno.

      Usuń
  4. Byłam dzieckiem w zimę stulecia. Zimno było, z rana wręcz zamarzająco, dobrze, że nie byłam dorosła, bo musiałabym wstawać o piątej rano i palić w piecu, a tak odwalał tę robotę kto inny. Moja mama nadal nienawidzi wielu naturalnych dla tamtego czasu zachowań. Nienawidzi stania w kolejkach. Nie żartuję. Nie pamięta uroczych ludzi, tylko wstrętne babska napierające w kolejkach, do dzisiaj ma do tego uraz. Jeszcze w latach 90-tych, gdy widziała tworzącą się kolejkę, zostawiała zakupy i wychodziła za sklepu. Do dzisiaj, gdy ekspedientka odpowie jej nieuprzejmie, mama zostawia to, co trzyma w ręce i wychodzi. Ilość codziennego chamstwa w relacjach międzyludzkich, którą wchłonęła w PRL-u, to była ilość na całe życie - nieuprzejmość w kolejkach i przy ladzie, chamscy kierowcy autobusów, wtrącający się do wszystkiego sąsiedzi. Jako dziecko ja z kolei pamiętam, jak pierwszy raz zobaczyłam pisaki z normalnego świata, gdy przywiózł mi je wujek z Francji. To wystarczy za moje podsumowanie tego okresu. I owszem, mama wspomina z przyjemnością, jak wówczas pachniała kiełbasa, ale jednocześnie czasami stwierdza, że urodziła się za wcześnie. I rozumiem ją.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja podobnie pamiętam tamte czasy. Pełne pogardy i walki o kolejny kilogram jedzenia dla rodziny. Z jednej strony mieliśmy lepiej niż inni, bo mama pracowała w wojsku i mogła tam kupować więcej mięsa i bez kolejki. Z drugiej wiązało się to z mieszkaniem w wojskowym bloku i ciągłym lęku, że sąsiad ubek coś posłucha i doniesie.

      Marzyłam o tym, żeby nie dorosnąć i nie musieć walczyć w kolejkach o podstawowe produkty.

      Jeszcze mi się przypomniało, że u mojej babci nie było zwykłej srajtaśmy! Gazeta wisiała w wychodku!!

      Usuń
    2. Monia, ja juz bylam dorosla, kiedy nastala nam milosciwie ta zima stulecia, mieszkalam w blokach, wiec doswiadczylam wszystkich tych ograniczen z wylaczaniem pradu, grzaniem na pol gwizdka, oby tylko rury nie popekaly i slabym cisnieniem gazu, ktorym wszyscy sie dogrzewali. Pamietam te sakramenckie zaspy na ulicach, ktore regularnie wywozili ciezarowkami, zeby w ogole mozna bylo przejsc chodnikiem. Tez wystawalam w kolejkach. Owszem, ludzie i wtedy byli aroganccy, ale tak strasznej wrogosci i pogardy jak dzisiaj, to nie bylo. Czlowiek wyrosl bez lalek Barbie i klockow Lego na normalnego czlowieka, dzisiaj moje wnuki maja taki nawal zabawek, ze wstyd. Niczego nie uszanuja.
      Ogolnie uwazam, ze dzisiaj rzad nie poradzilby sobie z tamta zima, jak nie radzi sobie z pandemia i szczepionkami.

      Usuń
    3. Rybenka, pogarde rzadzacych w stosunku do narodu to ja widze dzisiaj, wtedy nikogo nie wyrzucano z domow na bruk ani z pracy na zbity pysk, bo jasnie przedsiebiorcy tak sie zachcialo. Moze bylo biedniej, ale nie istnialy takie dysproporcje jak dzisiaj.
      Srajtasmy to i nam czasem brakowalo, bo ogolnie nie bylo i zawsze trzeba bylo ja zalatwiac. Nie tak dawno w Niemczech, a o ile mi wiadomo, nie tylko tu, zaczelo jej brakowac :)))

      Usuń
    4. Ania, nie wyrzucali??? Serio??? Gorzej, moja droga. Nawet zabijali za sprzeciw wobec władzy.!!

      Jedyne, z czym się zgadzam, to że dysproporcje były mniejsze.

      Usuń
    5. Zabijali moze w latach 50-tych, moje wspomnienia tak daleko nie siegaja, Twoje tym bardziej. A nie pamietam, zeby w latach 60-tych i 70-tych wyrzucali ludzi z mieszkan na ulice.

      Usuń
    6. Przepraszam, a masakra w grudniu 70??
      A kopalnia Wujek 81??
      IPN ocenia, że chyba 100 osób co najmniej zostało zamordowanych w czasie stanu wojennego...
      Ludzie byli pałowani i siedzieli w więzieniach za sprzeciw władzy. Zresztą PISowi chyba to bardzo imponuje, bo idą w tę stronę

      Usuń
    7. No masz racje, ale na ulice z mieszkan nie wyrzucali.
      Pis bedzie znacznie gorszy, z kosciolem pod reke i wyhodowanymi przez nich armiami archanielskimi czy tam maryjnymi. Kosciol najchetniej przywolalby z powrotem sredniowiecze i palil na stosach.

      Usuń
  5. Oprócz dużych miast są jeszcze małe miasteczka, ja mam doświadczenia z małego miasteczka na Kresach, gdzie odśnieżano w ostatniej kolejności. I tak, zapas węgla w kotłowni w blokach szybko się skończył, woda zamarzała w rurach. Prąd wyłączony był przez jakieś 2 tygodnie - zerwało przewody i połamało słupy. Zaopatrzenie też nie dotarło co najmniej przez tydzień. Jedzenie było, bo ludzie mieli zapasy i się dzielili, nikt z głodu nie umarł. Na osiedlu bloków mieszkalnych odkryto studnię, która została po stojącym tam dawniej gospodarstwie - stamtąd czerpano wodę albo ze studni przy domach prywatnych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W wiekszych miastach tak nie bylo, to straszne, o czym piszesz. Mozna sie bylo rzeczywiscie zalamac, ale wtedy ludzie sobie pomagali i nikt nie zamarzal na ulicy, bo nie mial domu, najwyzej jak sie ochlal.

      Usuń
  6. Każdy pamięta inaczej, ale ten tylko ocet to przesada, tak było dwa lata później, brakowało wszystkiego. Na początku grudnia 1978 urodziłam drugą córkę i nie pamiętam jakiś styczniowych zimowych ekstremalnych warunków. Bywały przerwy w dostawie prądu, osiedlowa kotłownia czasem pracowała na pół gwizdka, ale rury nie zamarzały. Jak służby nie nadążały z odśnieżaniem ludzie brali się za łopaty i pomagali. Kolejki, owszem zbrzydły mi na dobre, do dzisiaj wolę nie kupić niż stać, baby włażące na plecy też mnie wkurzały, ale tak było nie tylko w zimie, bo było jak dostarczyli, a potem kicha. Owszem komunikacja nawalała, bo śniegu napadało, ale tak w inne zimy też bywało, może nie tak ekstremalnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy dzisiaj wyobrazasz sobie, ze ludzie wzieliby lopyty i ot tak zabrali sie za odsniezanie ulic? Albo za pchanie autobusu, ktory ugrzazlby w zaspie? Jakos wtedy ludzie bardziej uwazali na innych, bardziej sobie pomagali, dzisiaj wierzaca radiomaryjna sasiadka jeszcze by kopnela potrzebujaca pomocy ateistke.
      Tez wystawalam w kolejkach, jak kazdy, ale jak trzeba, to teraz tez stoje i grzecznie czekam, bo co mam robic. :)

      Usuń
    2. Plus jeden epidemii, że obowiązują w kolejce odstępy. U nas ludzie dość tego przestrzegają, a kolejki jeśli są to przed świętem w piekarni i w aptekach. Zawsze można komuś zwrócić uwagę, ze stoi za blisko.
      Pamiętam jak kiedyś w kolejce po mięso jakaś baba uparcie kładła mi się na plecach, co się odsunęłam, ona już wisi. Odczekałam kilka osób, które się przesunęły i zrobiłam gwałtownie wielki krok do przodu. Babsko straciło równowagę, zaklęło ale już nie robiło sobie ze mnie podpórki. Żałuję, że nie widziałam jej gęby.

      Usuń
    3. Oj, to Ty jestes podstempna, Ewa :))))) Nigdy bym sie tego po Tobie nie spodziewala. Bardzo sobie zwizualizowalam te cala sytuacje i teraz rechoce na glos.

      Usuń
  7. I ja pamiętam tamte zimy i tamte trudne czasy. Też mieszkałam w bloku i jak wszędzie wyłączano okresowo prąd i grzano na pół gwizdka. Stałam w kolejkach, jak każdy, ale...moja rodzina miała dużo szczęścia. Mama miała kuzynkę na Śląsku, i ta miał dojście do sklepów "dla górników", które były zaopatrzone w wędliny i inne. Ona ta ciocia, ładowała w walizy i w piątek, po pracy, wsiadała w pociąg i przyjeżdżała, a w niedziele odjeżdżała. Nie zginęliśmy z głodu, chociaż mieszkało nas wówczas 6 osób, czyli dwie rodziny w jednym mieszkaniu.
    W 1979 r. już pracowałam i trzeba było dojechać miejską komunikacją, która szwankowała i niekiedy dłuuugo stało się na przystanku i marzło w nuszki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, pamietam to wyczekiwanie na przystankach na 30-stopniowym mrozie, czlowiek opatulony, w barchanach i walonkach :))) Fajne byly zimy, fajne byly czasy.

      Usuń
  8. Zime 78/79 pamietam ze spania w jednym pokoju z rodzicami, ogrzewanym przez otwarte drzwi piekarnikiem z kuchni, bo w moim pokoju kilkucentrymetrowa warstwa lodu na scianie gwarantowala warunki podobne do zamrazalnika w lodówce - 11 pietro i szczytowa sciana gwarantowaly takie atrakcje :))). Z zarciem bylo slabo, bo nie mielismy odpowiednich dojsc. Teraz w grajdolku mozna tylko miec nadzieje, ze to straszenie o "bestii ze wschodu" sie nie sprawdzi, bo wizja -15º na pólwyspie i tutejszym budownictwie moze byc gorsza od najgorszej polskiej zimy stulecia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw sie, do Was bestia nie dojdzie, a nawet jesli boczkiem zawadzi, to zdazy stracic na sile, pewnie nawet nie da rady spowodowac ujemnych temperatur.

      Usuń
    2. Ujemne juz mielismy dwie noce, wiec slaba to pociecha.

      Usuń
    3. No tak, ale nie wiem, co musialoby sie stac, zebyscie mieli tak -15° albo lepiej.

      Usuń
  9. Nie było jedzenia? No, nie, być może w mniejszych miejscowościach, jak napisano w jednym z komentarzy. U nas nie. A sylwester był z koszyczkiem i stoły się uginały. Na bal szłam w zaczynającej się już śnieżycy, a wracałam koleinami wyjeżdżonymi przez ciężarówki jakieś, inaczej się nie dało.
    I nie wiem, chyba miałam szczęście, bo nawet w kryzysowych czasach nigdy po nic nie stawałam w nocnej kolejce. mama i babcia też nie. Owszem, czasem w dzień. Nie zapisywałam się na żadne kolejkowe listy, a kartki wykupowałam, jak w sklepie był mało ludzi, bo też (do dziś) nienawidzę kolejek. I włażenia mi na plecy. Zresztą nie usiłowałam, jak niektórzy, kupować wszystkiego za wszelką cenę i tylko dlatego, że "rzucili". I nie głodowałam, nie chodziłam obdarta. Prąd wyłączali, owszem, ale jakoś to wszystko ogarnialiśmy. Pamiętam puste półki w mięsnych, ale w zwykłych spożywczakach jakoś ten ocet z musztardą nie utkwił mi w pamięci; może i tak było, ale nie permanentnie.. A żółty ser był na okrągło, przynajmniej w mojej okolicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie bylo tak, jak piszesz i te legendy o occie i glodzie to mozna wciskac mlodziezy, ktora lyka te klamstwa, a pozniej powtarza dalej i gada, ze komuna byla fuj. No i jak kto awanturowal sie w solidarnosci, to dla niego moze i nie bylo przyjemnie i komfortowo, ale kiedy zylo sie normalnie i bez awantur, to nie bylo tak tragicznie.
      No i klechy znaly swoje miejsce w kruchcie, nie pchaly sie do polityki i przestrzeni publicznej.

      Usuń
  10. I dlatego nigdy nie usłyszałam nadmiaru złego od starszych, którzy przeżyli komunę i uważali, że było nawet lepiej. Przede wszystkim lepiej między Polakami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, Aniu, tak bylo. Politycy pozostawiali wiele do zyczenia, ale nikt publicznie tak nie upodlal ludzi i ich nie dzielil, jak ta karykatura czlowieka.

      Usuń
  11. Było i tak, i tak. Ludzie różne rzeczy wspominają, ale trudno powiedzieć,że tamte czasy były szczęśliwe. Szczęśliwe , bo byliśmy młodzi a o nasz byt martwili się rodzice. Potem było już różnie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie twierdze, ze bylo idealnie i kolorowo, ale ludzie byli jednak inni, a i rzady radzily sobie lepiej i nie kradly na taka skale, jaka ma miejsce dzisiaj.

      Usuń
  12. Też dobrze pamiętam tamte czasy, tamte ostre zimy i wspominam je bardzo mile, choćby dlatego, że byłam wtedy dzieckiem, szczęsliwym dzieckiem, które mogło całymi dniami bawić sie z chmarą innych dzieciaków, zjeżdżać na sankach, lepic bałwana itp. W przeciwieństwie do dzisiejszych dzieci pozamykanych w domach, zastraszonych i wyalienowanych, odseparowanych od innych rówieśników a do tego z nakazem noszenia maseczek - nawet podczas zjeżdżania na sankach z górki na pazurki. Owszem, zdarzały sie w tamtych czasach absurdalne sytuacje, ale nie aż takie jak obecnie. I nikt nie chodził głodny. A ludzie byli dla siebie milsi niz dzisiaj. I bardziej otwarci. Dzisiaj jeden z drugim wypisuje głupoty o tamtych czasach, chyba tylko po to, bysmy pomysleli, że dzisiaj jest tak cudownie! Propaganda hula na całego.Dobrze, że mamy nasze wspomnienia. Dobrze, że potrafimy patrzeć i widziec to, co jest!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze moje dzieci byly dziecmi "podworkowymi", z poobijanymi o poscieranymi kolanami i lokciami, dziecmi, ktorych nie mozna bylo dowolac do domu, ktore nie jaraly sie tak telewizja, bo komputery wprawdzie byly, ale mocno ograniczone. Dzis panuje strach wypuscic dzieciaka samego na dwor, wiec sadza sie przed kompem i ma zajecie, a matka moze gotowac w spokoju obiad. Te dzieci nie beda przygotowane do zycia, nie beda zsocjalizowane.

      Usuń
  13. nie pamiętam za dobrze... pamiętam zimę w stanie wojennym ...
    ale obecne coś co podobno rządzi a jedynie kradnie, skłóca, próbuje panować, się kompromituje, nas kompromituje ech szkoda gadać ...kompromituje nas tamta połowa też, narodku smrodliwego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy doprowadzenie Polski na skraj bankructwa (z ogromna pomoca solidaruchow) zajelo rzadzacym 50 lat, teraz tylko 5.

      Usuń
  14. Moją rodzinną wieś na południu Roztocza zasypał śnieg, który zawiał drogę leżącą w wąwozie; żadne pługi nie pomagały, tyle tego było, więc wiejscy strażacy postawili dmuchawę do siana, ręcznie wrzucali śnieg z drogi i odkopali drogę w wąwozie:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moge to sobie wyobrazic, Mario, skoro i w miastach ledwie nadazano z odgarnianiem. Ale wtedy wszyscy solidarnie pomagali, wojsko, straz i sami obywatele, nikt sie nie ogladal, ze mu zrobia czy dadza. Bylo nielatwo, ale wspolnie i solidarnie, nie to, co dzisiaj.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Po skandynawsku

  Ha, nawet nie myslalam, jaka ja jestem nowoczesna. No tak bardzo, ze moglyby sie uczyc ode mnie topowe influencerki, tiktokerki, jutuberki...