Dalej to nawet nie za bardzo wiem, co sie dzialo, bo smacznie sobie spalam, ale nie byla to taka pelna narkoza, bo bez anestezjologa i intubacji, po prostu spalam, choc cala operacja trwa od jednej do dwoch godzin, w zaleznosci, jak szybko uda sie kardiochirurgowi znalezc zyle i przeciagnac przez nia oba cewniki, jeden do prawej komory, drugi do prawego przedsionka. Stad potrzebne jest wpuszczanie kontrastu przez zyle w rece.
Jak przez mgle pamietam, ze ktos mnie nachalnie budzil, a raczej probowal, bo sie nie dalam, za dobrze mi sie spalo. Wtedy nie przeszkadzaly mi dzwonki, melodyjki, terkoty i alarmy, a mrugajacych dokola swiatel na monitorach wcale nie widzialam. No ale jakos tam powoli zaczelam wracac do swiata zywych. Bylam na oddziale zwanym IMC (Intermediate Care Station) to taki szpitalny czysciec, stopien posredni miedzy OIOMem a normalnym oddzialem w szpitalu, gdzie wprawdzie przebywaja pacjenci wymagajacy intensywniejszego monitorowania niz na oddziale ogolnym, ale nie wymagaja intensywnego leczenia, jakie ma miejsce na OIOMach, z intubacja i respiratorami wlacznie. Na oddziale IMC prowadzony jest ciagly monitoring parametrow zyciowych jak tetno, cisnienie krwi, saturacja, celem zapewnienia stabilnego stanu i umozliwienia szybkiej reakcji na powiklania przed przeniesieniem pacjenta na oddzial ogolny. Kazdy pacjent lezy oplatany kablami, z rekawem do mierzenia cisnienia i klipsem na palcu w takim jakby wydzielonym niewielkim pomieszczeniu oddzielonym od drugiego pacjenta mleczna szyba, ma swoj monitor, ale tez wszystkie jego pomiary wyswietlaja sie dodatkowo na ogolnym monitorze w dyzurce. Jakikolwiek kabelek sie poluzuje czy odklei, zaraz ktos przylata i poprawia, bo Ordnung muss sein, nie ma to tamto. Gorzej, jak chce sie wstac, np. do toalety, trzeba dzwonic po personel, ten najpierw wylacza monitor, w przeciwnym bowiem razie zaczalby glosno buczec, potem dopiero rozlacza kabelki, zdejmuje klips z palca i rekaw do pomiaru cisnienia. Nie idzie cichcem wylezc z lozka i bez wiedzy personelu sie wysikac.
Kiedy juz bylam w miare przytomna, coraz bardziej zaczely mi przeszkadzac te dzwieki, dzwonki, melodyjki, ta cala dyskotekowa feeria swiatel, lampek diod. Do pelni szczescia brakowalo mi latajacego pod sufitem jednorozca rzygajacego tecza i popierdujacego w rytmie czacza fiolkami. Pomyslalam sobie, ze jak mi to wszystko bedzie tak gralo w nocy, to ja sie nic a nic nie wyspie. Na szczescie wylaczyli te dyskoteke, miala za zadanie straszyc tylko w dzien.
I to znow koniec na dzisiaj, ale nie martwcie sie, dalszy ciag juz czeka za rogiem.
Świetny opis pobytu na sali specjalnego nadzoru... Dziwię się tylko, że Ty wytrzymałaś tą kakofonię dźwięków, no ale byłaś letko otumaniona po dobrym spanku...
OdpowiedzUsuńAutko już po naprawie, odebrałam wczoraj po południu i dziś zamierzałam jechać na przejażdżkę, ale jak zaczęło padać koło 15, tak do tej pory pada i nie zamierza przestać, a tak potrzebowałam jechać do Tuszyna...
UsuńIdzie lepsze, bo u nas dzisiaj ladna pogoda, wiec niedlugo i do Ciebie zawita. Jest wprawdzie slonecznie, ale zapowiadaja, ze maksymalnie bedzie zylko 17°. No coz - jesien...
UsuńWiem, Pantero, że językiem polskim posługujesz się bardzo dobrze i u Ciebie to nic dziwnego znaleźć prawidłowe zastosowanie jakiegoś słowa, mimo to ciepło mi się zrobiło na sercu, kiedy zobaczyłam poprawne zastosowanie wyrazu "zawitać" ♥
UsuńAno tak jakos mi to zawitanie podeszlo :)))
UsuńTeż nie lubię tego budzenia szpitalnego, zawsze jakoś jestem niezadowolona. Takie to budzenie inne niż w domu np przez budzik, do budzika nigdy nie mam pretensji.
OdpowiedzUsuńNo ja odwrotnie, moglabym budzik zabic, zwlaszcza kiedy cos fajnego mi sie sni, a po narkozie lubie sie budzic, oczywiscie przez caly dzien, a nie nachalnie zaraz po operacji, jak chce personel.
UsuńBiedny Twój budzik i przecież sama ustawiasz ten budzik żeby budził. Tylko raz w życiu budzik nie obudził mnie, a to było bardzo ważne budzenie.
UsuńTeraz budze sie na ogol przed budzikiem, jakos tak podswiadomie, ale oczywiscie wole budzic sie sama po dostatecznym wyspaniu, lagodnie, a potem jeszcze z pol godziny polezec z Tojka w objeciach i miziajac ja. Ale takie budzenie jest mozliwe tylko w dni, kiedy nie pracuje, no a ostatnio pracuje niewiele, wiec korzystam.
UsuńWygląda to wszystko profesjonalnie i bezbólowo. a ja tymczasem oglądałam ostatnio polecony film niemiecki, bardzo dobry, o jednym dziennym dyżurze pielęgniarki w szpitalu...masakra. i strach.
OdpowiedzUsuńdobrze, że nie mam za chwilę operacji, ani zabiegu. 😯
mam nadzieje, że w trzecim odcinku sie nie zacznie horror Pantero ....
dobrej niedzielki
Nie bedzie horroru, spiesze Cie uspokoic, wszystko poszlo jak po masle, tyle tylko, ze przynajmniej do konca miesiaca mie moge nic robic, nawet auta prowadzic. No a potem zaczna sie jaja z bramkami, ktore beda dzwonic :))) Musze stale nosic przy sobie ten paszport respiratorowy, a jak kiedys odpale, to zanim mnie skremuja, beda musieli ze mnie to urzadzenie wyluskac.
UsuńNie, no nie wszystkie bramki dzwonią, zależy jak są czułe 😄 Poczytaj raczej o używaniu przedmiotów typu smartwatch, różne inne z magnesami, urządzenia elektryczne w domu (niektóre) itp. Ale myślę, że to Ci przekazali 🙂
UsuńMam smartwatcha i ani mysle sie go pozbywac, to moj druh i przewodnik oraz mam w dupie jego dzialania uboczne :))) Lekarz nic nie wspomnial, a mialam go na reku.
UsuńA, to Jacek leżał na takiej sali po koronarografii, tam można wejść, w przeciwieństwie do OIOM-u.
OdpowiedzUsuńZgadza sie, tam byli nawet odwiedzajacy. Ale ze lezal na oddziale po koronarografii? Ja mialam dwa razy i tylko ambulatoryjnie, a potem zaraz do domu. Nie dawali nawet krotkiej narkozy, caly czas obserwowalam na monitorze, co mi tam robia, jak rozchodzi sie kontrast i gdzie cewniki docieraja.
UsuńCzyli spędziłaś jakiś czas na tak zwanej sali pooperacyjnej. To jest bardzo dobry wynalazek a znam go jeszcze z Polski, bo też na takiej sali leżałam właśnie po operacji pęcherzyka żółciowego, ale niezbyt długo, tylko kilka godzin, ale mój osobisty mąż po operacji na otwartym sercu spędził na niej 3 doby.Z tym, że w tym Instytucie Kardiologicznym nie było wstępu na tę salę pooperacyjną, za to można było bez problemu porozmawiać z lekarzem telefonicznie. Po koronarografii też leżał na takiej pooperacyjnej sali - po prostu jest to najprostszy sposób by monitorować pacjenta. No fakt, tych kabelków to miałam nawet sporo. W czasach gdy nie było sal pooperacyjnych to przy "trudnych przypadkach" przy łóżku siedziała z urzędu pielęgniarka.Ja po tej dość tragicznej operacji tarczycy to miałam aż dwie w nocy przy łóżku- jedną z "urzędu" a druga była opłacona prywatnie przez mojego ślubnego.
OdpowiedzUsuńJa po koronarografii i krotkim odpoczynku w poczekalni pojechalam do domu tego samego dnia, nie brali mnie na oddzial IMC, a mialam ten zabieg robiony dwa razy.
UsuńJa tam lubilabym szpitale, gdyby nie mialy zwiazku z chorobami, bo czlowiek sobie odpoczywa, wszyscy tacy mili, jedzenie nie najgorsze i zdarza sie fajna wspolpacjentka.
Niemile przezycie chociaz te wszystkie gwizdki, kabelki i swiatelka sa potrzebne. Nie mam takiego doswiadczenia ale napatrzylam sie gdy maz lezal dwa tygodnie w szpitalu na dziale intensywnym a mial tego bez liku bo przeciez serce nie pracowalo samodzielnie, pluca tez, nerki, watroba - nic doslownie, wiec kazdy organ mial swa maszyne, plus kroplowka, worki na siki i odchody i bog wie co.
OdpowiedzUsuńWyglada ze dzielnie znioslas swe zabiegi, jak wzorowy pacjent - musialas byc tak udekorowana bo przeciez grzebali Ci w sercu.
Wazne ze masz za soba, poszlo doskonale i bedzisz naprawiona. Kiedys bedziesz te opisy czytac z innym nastrojem.
Gdy w pewnym laboratorium pracowalam z Tom-em ktory mial robiony poczworny bypas serca to mi mowil ze zazadal tylko znieczulenia bo chcial calosc ogladac na monitorze i tak bylo - widzial swe serce i co mu z nim robia.
Zycze szybkiego powrotu do sil i energii.