Brudem o malo co nie zaroslismy przez weekend. A bylo to tak. W czwartek cos dzialo sie u nas na klatce ze schodami, ponad nami. Nie bardzo jednak wiem, czy bezposrednio u tego sympatycznego sasiada, ktory nas kiedys zalal, ale nie z jego winy, cos tam sie w starych rurach zadzialo w scianie, on nawet nie wiedzial, dopiero kiedy ja sie pojawilam na gorze, to zobaczyl, ze u nas po scianie leci. Pisalam o tym, ze przez dwa tygodnie mialam suszarki murow w kuchni, a potem spoldzielnia przyslala nam firme malarska do odnowienia kuchni. A wiec albo znow cos u niego, albo na samej gorze u wariatki-psychopatki, ktora na mnie donosila do spoldzielni i na ktora ja wraz z innymi sasiadami tez wyslalam donosik. Od tego czasu nastal spokoj, ona mowi mi nawet dzien dobry, a ja nie odpowiadam, bo organicznie nienawidze kapusiów i histerykow na widok psa. No ale ja tu sie rozpisuje, oddalam sie od meritumu, a mialo byc o zarastaniu. Dzialo sie wiec cos na gorze, jakies lomoty, warkot wiertarki, przed domem auto warsztatu rzemieslniczego, ale mimo ze troche denerwowalo, to w koncu takie akcje naleza do codziennosci.
W piatek rano polecialam brac prysznic i nawet mi sie udalo, a trzeba Wam wiedziec, ze byl to pierwszy prysznic od operacji wstawienia motorka, wczesniej moglam brac taki pól-prysznic dolnych partii, a na gorze musialam sie obcierac ostroznie myjka. Tak wiec stalam sobie pod strumieniem wody i delektowalam sie oraz radowalam, ze wreszcie moge. Tak sie delektowalam, ze nawet nie zauwazylam, ze stoje prawie po kolana w wodzie i to mimo, ze odplyw wanny byl otwarty. Wylazlam, wytarlam sie, a woda dalej stoi i nie splywa. A dzien wczesniej, jeszcze w czwartek, wanna zaczela wydawac z czelusci jakies dziwne bulgoty, ktore trwaly przez kolejne dni, kiedy tylko ktos nad nami spuszczal wode, malo tego, ze woda nie splywala, to dodatkowo naplywala i jej poziom sie wznosil. A naplywala nie sama woda, tylko jakies okrutne brudy i farfocle.
W piatek przypadkowo spotkalam na schodach robotnika, ktory szedl na gore, wiec spytalam, czy to oni tak podzialali, ze u mnie wanna jest zatkana, facet sie przyznal wprawdzie, ale juz nie byl gotowy mi tej wanny odetkac. Jak na zlosc parking spoldzielni byl pusciutenki, a to znaczylo, ze tego dnia nikt tam nie pracuje. Nie wiem, czy zorganizowali sobie jakas wycieczke, czy inny czort, w kazdym razie kiedy ich tak bardzo potrzebowalam, nie bylo nikogo do pomocy. Z meldunkiem zatem musialam czekac do poniedzialku.
Zabralam sie wiec sama do roboty, najpierw probowalam soda z octem, nie pomoglo, przynioslam wiec z piwnicy taki granulat do przepychania rur, zrace to cholerstwo, smierdzi, ale jest skuteczne. To znaczy normalnie jest, bo w tym przypadku nie bylo. Polewalam wrzatkiem, pompowalam tym takim gumowym przepychaczem, efekt byl taki, ze wprawdzie wciagnelam z rur do wanny jeszcze wiecej brudu i farfocli, ale woda splywala jeszcze wolniej. Po kilku godzinach zebralam caly ten zgromadzony w wannie szlam papierem toaletowym, wanne umylam, ale juz nastepnego dnia rano od nowa byla upaprana, bo z chwila, kiedy wyzej ktos puszczal wode, u mnie wybijalo. Trzeba bylo uzbroic sie w cierpliwosc, ale powrocilam znow do obcierania sie zmoczona myjka. I tak przez caly weekned wszyscy mylismy sie po kociemu.
W poniedzialek bladym ranem juz wisialam na telefonie, zglosilam katastrofe nuklearna i zarosniecie calej rodziny z psem i kotami usterke wannowa i nie minal kwadrans, kiedy odezwal sie dzwonek u drzwi. Jednak to jeszcze nie byl wlasciwy zawodowy odtykacz rur wszelkich, a tylko wyslannik ze spoldzielni, zeby na miejscu ocenic zakres szkod. Obiecal, ze po 12.00 przybedzie wlasciwa ekipa uzbrojona w odpowiednie narzedzia i srodki. No coz, chalupa stara, wiec i rury nie najnowsze, a ludzie roznie z nich korzystaja, czesto spuszczaja w kibelkach rozne dziwne smieci, poza tym po dziesiecioleciach uzytkowania na sciankach rur osadzaja sie rozne paskudztwa, to i fachowcy od przeczyszczania maja na naszym osiedlu zawsze cos do roboty.
Jak zapowiedziano, w porze obiadowej przyszedl jakis specjalista i na cale moje szczescie odtykal rury u sasiada na gorze, slychac bylo jakies piekielne odglosy w scianach. Bo co sie okazalo? Specjalisci, ktorzy cos tam reperowali i wiercili u sasiada na gorze, zamiast podstawic pod wiertarke odkurzacz, sypali pyl budowlany i kawaleczki gruzu prosto do rury, wiec cudem byloby, gdyby sie nie zatkalo. I faktycznie, w wannie bylo cos podobnego do pylu ceglanego. Ale teraz juz woda splywa, a wanna jak nowka sztuka niesmigana. Natentychmiast po wyjsciu rurowego odtykacza wlazlam pod prysznic. No dobra, najpierw wyszorowalam i zdezynfekowalam wanne.
Już od samego czytania odechciewa mi się wszelkich rur i problemów z nimi. Dobrze że było też humorystycznie w Twoim opisie, bo dla mnie takie problemy to jest domowy koniec świata. I pomyśleć że sami pracownicy - naprawiacze tak naprawiają że jednocześnie psują. Wiem to z własnych doświadczeń, całkiem niedawno miałam hydraulika, bo w kuchni jak używałam gorącą wodę to piszczało, tak naprawił że teraz nie piszczy tylko wyje barytonem, ale nie chce już widzieć hydraulika.
OdpowiedzUsuńA chociaz spiewa tym barytonem jakies fajne arie, czy tylko wyje? :)))
UsuńJa nie musze sie o nic martwic, melduje tylko w spoldzielni, a oni juz dalej sprawe puszczaja, zamawiaja hydraulikow, do niektorych prac maja swoich rozniastych mechanikow, za nic nie place, bo mam to w pakiecie i moge reklamowac bez konca.
A gdzie tam śpiewa, to jest wycie, tylko że na niskich dźwiękach, bo te piszczące były na wysokich. A jednak uważam że musisz się martwić, bo specjaliści przysłani też psują, przecież zasypali Tobie rury i nigdy nie wiesz czy ten następny który przyjdzie znowu czegoś nie zepsuje. Coraz mniej dobrych fachowców.
UsuńNo to bede reklamowac bez konca, az wreszcie przysla kogos kompetentnego, kto wszystko zreperuje porzadnie. Gdyby to bylo mieszkanie wlasnosciowe, to sama musialabym o wszystko zadbac i jeszcze za wszystko placic.
Usuńjaprd specjaliści z bożejłaski. jego mać. fleje i niechluje.
OdpowiedzUsuńWczoraj spotkalam tego sasiada bezposrednio nad nami, okazuje sie, ze w czwartek i piatek likwidowali u niego szkody, jakie spowodowala wariatka. Kujac i wiercac u niej, zasypali mnie i jemu rury, on tez mial zatkana wanne i dodatkowo rowniez w sedesie woda mu wybijala, na szczescie nie na zewnatrz.
UsuńWspółczuję Ci tej zabawy z wanną, ale niestety to są uroki starych mieszkań i starych rur. Ja będę miała armagedon w toalecie, bo w listopadzie będą u nas wymieniane piony kanalizacyjne. Może po tym wszystkim zrobię ściany w toalecie...
OdpowiedzUsuńJa to bylam podwojnie dotknieta nieszczesciem, bo od wielu dni mylam sie jak kot, a kiedy juz moglam, to mi zatkali wanne na nastepne kilka dni.
Usuń