Dzisiaj moje najstarsze dziecko ma urodziny, wydawaloby sie, ze to dzien radosny, ale we mnie tlucze sie refleksja, jaki my swiat zostawiamy naszym dzieciom. Swiat pelen chaosu, swiat niebezpieczny, a za miedza wojna, ktora moze sie rozwinac w kolejna wojne swiatowa. Mnie juz niewiele zostalo, mam nawet cicha nadzieje, ze nie bede musiala po raz kolejny poddawac sie operacji wszczepienia rozrusznika, jako ze bateria ma wystarczac na 10 lat i chcialabym, zeby wystarczyla mi do konca zycia.
Pamietam tamte nieprzychylne dla rodzacych czasy, kiedy ojciec mogl zobaczyc noworodka z daleka w oknie szpitala, kiedy rodzilo sie w wieloosobowej sali, a pacjentki byly oddzielone od siebie plóciennymi parawanami, kiedy slychac bylo nie tylko krzyki pacjentek, ale kazde slowo wypowiedziane przez polozne czy lekarza. Nie bylo wtedy zadnych ulatwien, znieczulen, byly za to zniecierpliwione nieprzyjemne polozne. Dobrze, ze te czasy sa przeszloscia i mam nadzieje, ze nigdy nie wroca. Moje corki rodzily juz w przyjaznych warunkach, bez przymusowego golenia, lewatyw i nacinania krocza, bez bolu, z partnerem u boku.
Ale ja tu mialam dalej zeznawac o szpitalu. W srode przyszedl po mnie moj swiety Michas i razem z lozkiem przewiozl mnie na oddzial kardiologiczny, zalatwil pokoj dwuosobowy, zebym w spokoju zdrowiala, no nie przewidzial, ze trafie na gadatliwa wspolpacjentke. Po poludniu juz latalam po korytarzu, gdzie zauwazylam przypiete lancuchami do poreczy rolatory. Tego kiedys nie bylo, wozki inwalidzkie, rolatory, balkoniki staly do dyspozycji pacjentow, mozna bylo sie czestowac i uzywac. No coz, zjechalo sie towarzystwo bandycko-zlodziejskie, teraz trzeba wszystko przykuwac lancuchem. Wylatalam ponad 5000 krokow, az w koncu pielegniarz pognal mnie do lozka, bo podobno mu monitor w dyzurce zadzwonil, ze mi tetno za bardzo skoczylo w gore. No to ja juz nie wiem, mialam tetno za niskie, dlatego dostalam ten rozrusznik, to teraz mam sie nie ruszac, bo mi za bardzo puls rosnie? No ale ja jestem grzeczna pacjentka, wiec poszlam do lozka, co sie bede klocic. A w czwartek wraz z dwojgiem pacjentow, ktorzy mieli wszczepiane rozruszniki tego samego dnia, poszlismy do przychodni, gdzie zbadano nas jeszcze raz gruntownie, ekg, echo i prawidlowosc dzialania rozrusznikow, wydano dyspozycje na kolejne dwa tygodnie w sprawie mycia, roznych wysilkow, szwow, ktorych nie trzeba usuwac, bo maja sie rozpuscic, wizyty kontrolnej u lekarza rodzinnego, wydano papiery, zaswiadczenia, mnie zlecenie na taksowke na koszt kasy chorych. Pozyczono zdrowia i dano termin w grudniu na pierwsza wizyte kontroli urzadzenia. Cala w szczesciu zadzwonilam do Taxi-Michaela (nie mylic ze swietym Michasiem od Kardiologii), ale on akurat byl w Chemnitz, wiec obiecal zawiadomic centrale i ktos mial po mnie przyjechac, a nawet odebrac mnie z pokoju szpitalnego. Niestety centrala dala ciala, cos poszlo nie tak, ale ja sobie siedzialam w pokoju, gawedzilam z wspolpacjentka, a nawet dostalam jeszcze obiad, wiec umknelo mojej uwadze, ze czas leci, a taksowki nie ma. Pozniej sie obcielam, ze czekam juz godzine 40 minut, wiec zadzwonilam do Michaela, no wkurzyl sie na tych swoich, ze tak zawiedli i obiecal za chwile oddzwonic. Rzeczywiscie trwalo ulamek sekundy, kiedy zadzwonil i zapowiedzial taxi za kilka minut. Ani sie obejrzalam, kiedy zapukano do drzwi i odebral mnie sam szef firmy, caly w przeprosinach. A przeciez nic sie nie stalo, nie kwitlam na deszczu, a ze w domu bylam troche pozniej to tez male piwo. Za to mam zaprzyjaznionych taksowkarzy i nie zawaham sie ich prosic o podwozki.
A tak przy okazji, kiedy bylam w tej przychodni kardiologicznej, nagle rozpetal sie armagiedon, cos wylo ze wszystkich stron, moja kieszen wibrowala, wszyscy pacjenci w poczekalni pozrywali sie na rowne nogi, lekarze tez zaniepokojeni, a to byl zapowiadany wprawdzie wczesniej probny alarm, ale wiekszosc zdazyla zapomniec, nie patrzyli na zegarki, ze to juz. Ja tez zdazylam sie wystraszyc, choc przeciez wiedzialam.
I to tyle, dalszego ciagu nie bedzie.
No i masz już trochę wspomnień szpitalnych, bo to taki inny czas, zawsze dużo dzieje się. Jak Cie znam to musiałaś być wzorowym pacjentem, aż przedobrzyłaś z tym chodzeniem. Od razu przypominają mi się moje szpitalne pobyty, bo ja lubiłam się buntować, co wcale mi się nie opłacało, ale co się po buntowałam to moje.
OdpowiedzUsuńJa wcale nie jestem taka wzorowa, jak to na pozor wyglada, bywoal, ze sie buntowalam, a nawet raz wyszlam z oddzialu nie informujac nikogo, bo sie wkurzylam, ze o czyms zadecydowano bez konsultacji ze mna. Ale jesli wszystko gra, to dlaczego mam sie buntowac?
UsuńWlasnie dlatego buntowałam się że tak wszystko dobrze grało, rano wyjdź z łóżka weź prysznic, bo one muszą pościel zmienić, chodzić kazali po korytarzu, no i buntowałam się że nie będę jeść ale to jak miałam chemię i naprawdę nie mogłam patrzeć na jedzenie.
UsuńA wiec nie Ty sie buntowalas, tylko Twoj organizm. Bo jak sie nie chce jesc, to zadna sila nie zmusi, inaczej grozi oddaniem wszystkiego z powrotem. Mnie tez kazali chodzic po woreczku, a przeciez z bolu nie moglam.
UsuńNo i nie ma tak ze żadna siła nie zmusi do jedzenia, bo jest, najpierw proszą a potem straszą ze będę karmiona dożylnie albo przez nos (chyba nic nie pokręciłam), wiec niestety coś musiałam zjeść, miałam specjalna listę posiłków dla tych co biorą chemię, chyba kilkanaście, wiec w końcu coś wybrałam. Poza tym codziennie byłam przepytywana co zjadłam, no nie kłamałabym przecież.
UsuńA to szantazysci! Ale medyki takie sa, nazywa sie w interesie pacjentow, celem ich szybszego wyzdrowienia. Tam zatrudniaja samych psychopatow, zeby mogli sie wyzywac na biednych chorych (zart oczywiscie)
UsuńBoziu (w tym momencie załamuję ręce). Nawet tuż po operacji liczysz kroki?
OdpowiedzUsuńTo nie ja licze, tylko zegarek, a po drugie wiesz przeciez, ze lubie chodzic i lezenia w lozku zaczyna mnie w koncu bolec i przeszkadzac, wiec kiedy moge, to latam. Ale bywa, ze z choroby i bolu wstac nie moge, nawet poganiana przez lekarzy do chodzenia.
UsuńFajnie, że takie dobre informacje po tych wszystkich stresach. Dalszego zdróweczka:)
OdpowiedzUsuńBukzaplac, Iwcia. Jakos sie przyzwyczajam, bo i co mi pozostalo.
UsuńJak dalszego ciągu nie będzie, jak dychasz, motorek masz, piesio na spacerki zaprasza? To co, położysz się i umarniesz? ;) Czekam na dalsze wpisy :) Zdrówka, Panterko :*
OdpowiedzUsuńDalszego ciagu szpitalnego nie bedzie, bo wyczerpalam temat, teraz bedzie normalnie, ostrze pazury na tematy polityczne. Ale oszczedzam sie wedle nakazow lekarskich, choc w mojej sytuacji rodzinnej nie jest to latwa sprawa. Corki wprawdzie raz w tygodniu na zmiane sprzataja, ale w pozostale dni jestem zdana na siebie.
UsuńNajlepsze urodzinowe zyczenia dla corki - co mi przypomina o urodzinach moich, teraz juz bardzo dojrzalych czemu sie wciaz dziwie ze tacy starzy a ja mloda :) Rodzilam nie wiedzac ze beda blizniaki wiec ten fakt byl wiekszym szokiem i przezyciem od porodu a w pokoju jednoosobowym, nie w sasiedztwie i jekach innych.
OdpowiedzUsuńZ Twych opisow wynika ze operacja i pobyt w szpitalu minaly "przyjemnie" o ile tak mozna okreslic - fachowa i dobra obsluga, udana operacja. Nawet swiezo zawarta znajomosc z taksowkarzami moze byc w przyszlosci przydatna.
Pomalu organizm przystosuje sie do rozrusznika i ulatwi Ci zycie.
Pisalas o swoich lekach przedoperacyjnych i ze nie byly konieczne ale nasze mozgi tak nie pracuja jako ze zawsze budzi sie strach przed nowym i nieznanym a w tym wypadku chodzilo o serce wiec zrozumiale ze mialas obawy.
Teraz tylko wypoczywaj, nabieraj sil i przysylaj meldunki mowiace o tym jak sobie latasz z Toya po lakach :)