Translate

27 grudnia 2025

Placzliwie

    Dzien wigilii jakos od rana dzialal na mnie dolujaco, bez zadnego powodu, o tak, obudzilam sie z oczami w bardzo mokrym miejscu. Jak zwykle rano zrobilam makijaz, ktory po jakims czasie musialam zmyc, bo sie rozmazal. Najpierw rozczulil mnie mail od Tereski Australijskiej, ale tresci nie moge i nie chce przytaczac, potem przeczytalam cos na jakims blogu, wiec jeszcze bardziej mi sie rzewnie porobilo, a potem dostalam wiadomosc od corki, u ktorej miala sie odbywac wigilia, ze w nocy Junior paskudnie zachorowal, dostal takich torsji, ze prac trzeba bylo nie tylko poszewki, ale i poduszke, i koldre i wstawiac pod prysznic calego Juniora, bo orzygany byl po wlosy. Corka pol nocy spedzila na pilnowaniu prania, zeby od razu moc wstawic wszystko do suszarki, a przez caly czas modlila sie zarliwie, zeby Junior nie polecial na jej lozko z trescia zoladkowa. Byla niewyspana, zla i pelna obaw, ze kiedy przyjda dzieci sredniej, to podlapia te jelitowke, zreszta gdzie goscie przy tak chorym dziecku. Kiedy wiec srednia zadzwonila z glupim pytaniem, co teraz (dlaczego wlasnie do mnie? dlaczego znow ja musze o wszystkim decydowac?), juz nie moglam sie powstrzymac i dostalam spazmow. Bo wyobrazilam sobie, ze bede musiala przewozic znow wszystkie te prezenty do sredniej, ona przeciez nie ma auta, a najmlodsza nie bedzie mogla, bo dziecko chore. Najstarsza odsypiala noc w pracy, a przed nia byl kolejny nocny dyzur w szpitalu, wiec tez odpadla. Srednia wystraszyla sie, ze opoka okazala sie mientka jak niepowiemco i zaczela mnie pocieszac. A wlasnie mialam jechac do najmlodszej z jedzeniem, bo pozniej majac do obsluzenia mame i noszenia po schodach jej rolatora, nie dalabym rady tachac jeszcze toreb z jedzeniem. Zadajecie sobie pewnie pytanie, czy slubny by nie mogl. No nie, na niego nie mam co juz liczyc, on nawet wlasnych kapci z samochodu zapomnial i poszedl, a ja latalam w kolko, wyciagalam rolator z bagaznika, mame z auta, pilnowalam, asekurowalam, zamykalam samochod i nioslam jego kapcie.  Corka zdziwiona niepomiernie zaczela mi tlumaczyc, ze tata jest przeciez chory, a mnie pekla tama i tylko spytalam, czy jej sie wydaje, ze ja jestem zdrowa. I naprawde bylam o krok przed wyjsciem z domu, wsiasciem w auto i pojechaniem w pizdu. Szlochalam przy tym tak, ze mowic nie moglam. Corka obiecala, ze zadzwoni pozniej, zebym wziela sobie kapiel i sie uspokoila. 
   Za jakis czas zadzwonila najmlodsza z informacja, ze Juniorowi jest lepiej i ze swietujemy wedlug planu u niej. No to kamien spadl mi z serca, umalowalam sie od nowa, ale niestety do wieczora szczypaly mnie oczy i mialam je tak podkrazone, jakby mi kto przywalil. Zawiozlam jej jedzenie i wrocilam do domu sie przebrac.
   Sama wigilia przebiegla w dosc przyjemnej atmosferze, Junior spal, kiedy przyszlismy i ten sen go postawil na nogi. W koncu przyszedl czas powrotu, poprosilam Gucia, zeby zajal sie naszymi torbami z prezentami i popakowanym jedzeniem, ja zajelam sie mama i jej rolatorem, slubny z trudem opanowal Toye, ktora oczywiscie byla tam z nami. Zajezdzamy w nasza uliczke, a tam wszystkie miejsca zajete, mowie wiec, ze tu ich wysadze i pojade szukac miejsca do zaparkowania, bo moze byc daleko, wiec zeby nie musieli taki kawal chodzic, zwlaszcza mama. Slubny otworzyl drzwi od klatki schodowej, wzial torby z jedzeniem, potem zajal sie asekurowaniem mamy po tych kilku stopniach. Ja pojechalam i rzeczywiscie dosc daleko znalazlam miejsce do zaparkowania. Dochodze do domu, a tam oboje stoja pod drzwiami od mieszkania, bo slubny nagle nie ma kluczy i nie ma czym otworzyc. Latamy, szukamy, mama ledwie stoi, nigdzie tych kluczy nie ma. Ten geniusz wymyslil, ze na pewno zostaly w samochodzie i gdzie ja stoje, to on pojdzie sprawdzic. Tlumacze, ze nie mogly zostac w samochodzie, bo otworzyl nimi drzwi od klatki schodowej, podczas gdy moje tkwily w stacyjce, a motor pracowal, wiec nie mogly w tym czasie otwierac niczego innego. On juz jednak lecial szukac, nie majac kluczy, w tym kluczyka od auta, a ja mu swoich nie dalam, wiec nie wiem, jak chcial je otworzyc. I po co, skoro mu wytlumaczylam, ze w aucie ich nie mogl zostawic. Zaczelam wypakowywac jedzenie, zeby je wsadzic do lodowki, a ten gdzies polazl. Bez kluczy. Nic nie przemawialo, ze to bez sensu. Nagle znalazlam te jego klucze w torbie z jedzeniem, musial je tam wrzucic, kiedy pomagal mamie wchodzic.
   Ja naprawde nie wyobrazam sobie, jak bedzie dalej, skoro juz teraz odbywaja sie takie cyrki. U corki wciaz szukal papierosow i zapalniczki, wszystko gdzies zostawia i nie pamieta. Strach sie bac. 

12 komentarzy:

  1. A miało być pięknie…czasami tak jest że wpadamy w nastrój płaczliwy, zaczęłaś sobie wyobrażać jak bardzo będziesz obciążona zmiana miejsca Wigilii, prawie jak przeprowadzka - przewożenie wszystkiego i wszystkich, tak że rozumiem, też bym płakała.
    Widzisz ja widzę jak dużo dajesz z siebie, jak wszystko miałaś dobrze zorganizowane, dużo wcześniej zajęłaś się prezentami, pięknie popakowałaś, potem zakupy i gotowanie, pieczenie. I wszystko ogarnęłaś doskonale.
    Zaistniały nieprzewidziane wypadki, że Junior rozchorował się i była obawa że zawali się plan wigilijny w sensie dużych zmian, na szczęście wszystko dobrze zakończyło się i to jest najważniejsze. Jestem pewna że było pięknie, bo jakże by inaczej mogło być z chochołami i śmiałaś się i cieszyłaś. Oby do następnej Wigilii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam nadzieje nie dozyc nastepnej wigilii. Blogoslawilam pandemie, bo nie musialam ruszac sie z domu, w ubieglym roku tez sobie chorowalam w swieta. To dla mnie zbyt stresujacy okres.

      Usuń
    2. Na szczescie takie nadzieje nie spelniaja sie, przeciez nadzieja jest tylko na cos lepszego.
      Na szczescie masz caly rok zeby przygotowac sie jak w Wigilie czy Swieta zostac w domu, ale czy Ty na pewno tego chcesz, nie miec tych wszystkich swiatecznych przygotowan.

      Usuń
    3. Chce, a niestety jestem zmuszana do tych wszystkich czynnosci i przygotowan i nikt nie zwaza na to, je jestsm przemeczona. W kazdym razie te swieta byly absolutnie ostatnimi, kiedy kupowalam tyle prezentow, a sama dostalam jeden. I nie, nie zalezy mi, ale bachory rzucaly laurkami mamusiom i ciociom, tylko o nas jakos zapomnialy. Tegoroczne swieta uwazam za wyjatkowo nieudane.
      Ale czego ja chce, bankomatom i meblom oraz sluzbie daje sie cos na odczepnego albo nic.

      Usuń
    4. No jak czujesz jakis przymus, to trzeba zawalczyc zeby tak nie bylo. Dla takich ludzi co robia wiecej dla innych niz dla siebie, przychodzi w koncu taki dzien zeby zaczac dbac najpierw o siebie a potem jak sa sily o innych.

      Usuń
  2. Ja bardzo rzadko wpadam w taki nastrój ale wydaje mi sie a raczej mam pewność, że to zmęczenie. I bezsilność. Wtedy mi najczęściej puszczają tamy. Owszem współczuję i to jest okropnie ciężko dźwigać Ciężar opoki rodzinnej. Uściskuję mocno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie niestety zdarza sie coraz czesciej taki nastroj, ciagne na oparach, ale nikomu nie chce sie tego zauwazyc, przeciez roboty nie maja uczuc, im nie moze zdarzyc sie brak sil czy prosta niechec do czegokolwiek. Maja byc zwarte i gotowe na kazda okolicznosc.

      Usuń
  3. Wspolczuje - to byla koszmarna wigilia i nawet bez zachorowania Juniora komplikowalo ja przewozenie, podrzucanie, pomaganie obu niesprawnym osobom.
    Takie wydarzenia psuja nastroj calej uroczystosci wczesniej dobrze zaplanowanej przez Ciebie i corke zostawiajac niesmak i zawod.
    Rozumiem Cie, ta czesc ze juz teraz myslisz o nastepnych swietach z niechecia.
    Ja musialam do corki zawiesc jeden garnek z barszczem i kilka drobiazgow a co sie nameczylam zeby z nim nie spasc ze schodow a takze niesc tak by sie nie wychlapal a umeczylo mnie co niemiara. W nagrode przyjemnie mi bylo patrzec jak sie nim zajadaja.
    Poza dziecinstwem nigdy nie lubilam swiat , teraz liczy sie dla mnie jedynie fakt ze rodzina zbiera sie razem a i to nie zawsze sie udaje.
    Wczoraj, gdy to niby byl drugi dzien swiat tyle ze nie u nas bo wolne mieli jedynie ci federalni pracownicy - pracowali ogrodnicy, jezdzil FedEx i Amazon, sklepy byly czynne a corka mi mowila ze bedac na spacerze widziala niektorych sasiadow zdejmujacych z domu i grzadek ozdoby swiateczne - co mi dalo do myslenia czy warto sie zabijac na ten jeden dzien swiat?
    W Twej rodzinie sa dzieci co poniekad zmusza do tradycyjnych swiat, nie da sie ich uniknac .

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżu, Pantero, ja też mam takie załamki, jak mi się plany totalnie sypią i okoliczności są przeciwko mnie, ale chyba nigdy nie było aż tak. Myślę jednak, że to dobrze, że córki zobaczyły, jak się totalnie rozklejasz. Może będą ostrożniejsze z prośbami o zrobienie tego czy tamtego. Co do męża nie będę Cię próbowała pocieszać, bo złudzeń nie mam, Ty tym bardziej. Ale przytulam Cię mocno ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Przytulam mocno, bardzo mocno. Aż takiej załamki nie mam, bo jak jedna połowa mnie olewa totalnie, tak druga nieba mi przychyla. No i wiem, co przeżywasz z mężem, chociaż aż tak drastycznie nie miałam, ale rozumiem. Przetrwania życzę i trzymam za Ciebie kciuki, przytulając znów mocno. Ale odpuść i nie rób wszystkiego, co innym wydaje się, że zrobisz. Zwolnij. I mów, że nie możesz. Ja mówię wprost, że za pewnymi rzeczami nie nadążam i nie nadążę już. Pomaga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Panterko, wpadłaś w lankorny nastrój jak to mówi moja mama. Myślę, że czujesz się niekochana i niedoceniana, a sama jesteś ostoją bardzo kochającą swoją rodzinę. Dobrze, że wypłakałaś się przy córce. Niech zobaczą w Tobie wrażliwego człowieka, a nie robota. Musisz częściej pozwalać sobie na słabość.

    OdpowiedzUsuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Placzliwie

     Dzien wigilii jakos od rana dzialal na mnie dolujaco, bez zadnego powodu, o tak, obudzilam sie z oczami w bardzo mokrym miejscu. Jak zw...