21 listopada 2020

Jestem zmeczona

Jestem juz naprawde bardzo zmeczona. Nigdy bym nie przypuszczala, ze ta cala sytuacja bedzie miala na mnie tak destrukcyjny wplyw. Myslalam, ze jestem silniejsza, bardziej odporna, ale nie. Moze organizm dostaje za duzo negatywnych i niezaleznych ode mnie bodzcow. 

Przesyt.

Kipi uszami.

Jakby nie wystarczyla sama pandemia, tyle znajomych osob choruje, a niektorych juz nie ma, zas zewszad dochodza echa spiskow i zaprzeczen. Czytalam niedawno wypowiedz amerykanskiej pielegniarki opiekujacej sie chorymi na covid, miala pacjentow lzej przechodzacych chorobe, ale rowniez bardzo ciezkie przypadki. Wszyscy koronasceptyczni uparcie nadal zaprzeczali istnieniu wirusa i chorob bedacych nastepstwem przy zakazeniu tymze wirusem. Chorzy wymyslali, ze to z pewnoscia "tylko" rak pluc, nie tam zadne pandemie. Tak trwalo, dopoki nie musieli byc ratowani pod respiratorem, wtedy juz byli nieprzytomni, niektorzy umierali. Nie miesci mi sie w glowie ten fanatyczny upor, ze wirus nie istnieje, a jesli, to przeciez tylko swiatowy spisek i proces depopulacji zapoczatkowany przez Gates´a.

Merkel tez cisnie, zabrania, obostrza, odmawia i wie lepiej. Najpierw mowilo sie o koncu listopada, teraz swieta stoja pod znakiem zapytania. Handel piszczy, bo nawet otwarte jednostki maja polowe tych zyskow co zawsze. Od czasu do czasu odbywaja sie zadymy koronasceptykow i antymaseczkowcow, napedzane glownie przez srodowiska zblizone do skrajnej prawicy.

Do tego jeszcze ta dramatyczna sytuacja polityczna i gospodarcza w Polsce. Wszedzie krzycza newsy o palkach, gazie, umieraniu w karetkach przy pustym szpitalu narodowym, wetach wobec projektu budzetu unii, wyjsciu z unii, sobiepanstwie, krwi, ktora poplynie ulicami. Nie sposob ominac przy przegladaniu internetu filmow i sprawozdan z protestow, brutalnosci policji i prowokatorow policyjnych po cywilnemu. Groze budzi coraz bardziej natarczywa i klamliwa propaganda, przeinaczanie faktow, np. ze Czarzasty napadl i tak pobil policjanta, ze ten lize rany w szpitalu. Jacys samozwanczy ludzie oglaszaja odebranie polskiemu sedziemu immunitetu, inni pryskaja gazem w oczy poslance, ktora trzyma widoczna legitymacje poselska. A na marginesie tych wydarzen szkola sie, m.in. w strzelaniu i bójkach ulicznych jakies WOTy, armie archanielskie czy inni zolnierze maryjni. Godzina X bowiem bliska i ten tchorz, zwany dla niepoznaki zbaffca, w pelni zdaje sobie sprawe, ze narod moze ruszyc, a wtedy nie pomoga podwojne zasieki przed sejmem czy zablokowanie calej ulicy, na ktorej mieszka. Nawet policja nie do konca jest pewna, bo to w koncu synowie, mezowie czy ojcowie wscieklych polskich kobiet i niekoniecznie moga chciec bronic upadajacego dyktatora. W przeciwienstwie do nich ten przestepczo-kibolsko-przykoscielny ruch bedzie gotowy na wszystko, majac pewnosc bezkarnosci i bedac znanym z brutalnosci i agresji.

Jestem wprawdzie niewierzaca, ale swieta zawsze wyprawialismy, tradycyjnie, choc bez religijnego zadecia, a w tym roku prawdopodobnie nie bedziemy ich spedzac wspolnie. Wlasne dzieci staly sie dla nas zbyt ryzykowne. Jedna z corek, jak wiecie, pracuje w szpitalu, gdzie nie brak rowniez chorych na covid. Druga z dwojka dzieci juz raz siedziala na kwarantannie, bo byly przypadki zakazen w przedszkolu. Chyba wiec poprzestaniemy na podrzuceniu pod drzwi prezentow i komunikowaniu sie za posrednictwem videokonferencji. Nie moge sobie pozwolic na ryzyko, chocby z racji sluzbowych kontaktow z osobami z grup ekstremalnego ryzyka. 

Smutne to wszystko.

Demotywujace.

I meczace.

 

30 komentarzy:

  1. Trudno cokolwiek dodac do Twoich slow, niestety musze sie z Toba zgodzic calkowicie a wolalbym jednak nie . Moze dodam, ze pandemie jakos probuje strawic, to ze nie bedzie rodzinnego swietowania, tez, w tamtym roku mielismy je tak piekne,ze moze starczy na dwa lata, tez jestem niewierzaca ale zawsze pamietam slowa mego Taty...to taka piekna tradycja.... wiec te tradycje zostawiam na " za rok" ale to co sie dzieje z Polsce, trudno odlozyc na potem, bo moze jakos sie rozmyje...rosnie we mnie gniew, agresja...smutne to i bardzo meczace. Wiec uciekam od dolujacych mysli ...

    "Odnaleziony", Twoj poprzedni post, ja tez odnalazlam takiego dalekiego kuzyna, w Rymanowie, nawet wprosilam sie do niego w tamtym roku i zawiozlam tam mego kanadyjskiego brata, widzielismy sie ostatnio ponad 60 lat temu w Przemyslu, jest on wnukiem stryja mojej mamy...boszszsz...byl wtedy malym , rozkapryszonym dzieckiem, ktory kladl sie na dywanie i wrzeszczal jak opetany..
    Spedzilimy u niego cztery dni i opowiesciom nie bylo konca.. To taka dygresja przyjemna po tym co wyzej napisalam.
    Pozdrawiam Aniu!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego, co piszesz, rozumiem, ze to Twoj odnaleziony kuzyn pelnil wtedy role anfanterible, a Ty bylas ta "duza" i zrownowazona kuzynka, calkiem odwrotnie niz u nas ;) Musie Ci powiedziec, ze od czasu tej rozmowy caly czas zatapiam sie we wspomnieniach o czasach, kiedy tak czesto odwiedzalam z babcia jego rodzicow, kiedy kino Moskwa stalo jeszcze na swoim miejscu, a ludzie byli dla siebie serdeczni.
      U Ciebie jest inna sytuacja, bo masz dzieci za granica, moje sa tu na miejscu i tez nie mozemy sie spotkac na swieta, to chyba bardziej boli i trudniej jest wytlumaczalne.
      Sciskam

      Usuń
  2. Bardzo mocno przeżyłam pierwsze zamknięcie i to mnie chyba uodporniło na to, co teraz. Powiedziałam, że nie dam się całkowicie zamknąć i to jest nie do odstąpienia.
    Pilnuję mocno trzech zasad: maseczka, higiena, odstępy a reszta w rękach losu, bo ja więcej zrobić nie mogę.
    W kontaktach z ludźmi stosuję zasadę ograniczonego zaufania, czyli rodzina, która sama się pilnuje, żeby żadnego dziadostwa do domu nie przywlec. Jakie będą święta? Nie wiem. Jeszcze o tym nie rozmawialiśmy, ale niezależnie od tego, jak się wszystko ułoży, postaramy się być ze sobą blisko- choćby poprzez komunikatory.
    Jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było! Uśmiechnij się! I zdrowia! Serdeczności.🤗

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie bylam tak calkowicie zamknieta, co z pewnoscia uratowalo mnie przed kompletnym zbzikowaniem, moglam pracowac, regularnie zazywalam ruchu na swiezym powietrzu z Toyka, wiec nie powinnam gdakac za duzo, bo inni mieli gorzej. Teraz wlasciwie tez mi nic nie brakuje, ale te swieta, chyba pierwsze, ktore przyjdzie nam spedzic osobno, tak jakos mnie rozwalily.
      Juz pierwszy zwiastun nieudanych swiat to zakaz jarmarku swiatecznego, gdzie bardzo lubilam chodzic, to taka fajna tradycja i dobrze nastraja, dzieciaki mialy karuzele, my grzane wino albo inne poncze.
      I oczywiscie masz racje, zdrowie najwazniejsze, a obchody mozna odlozyc na przyszly rok. Tylko jakos tak smutno...

      Usuń
  3. Tak, za duzo już tych wszystkich fatalnych informacji i zdarzeń, za duzo złych przeczuć i lęków. Też mam przesyt, też mam zniechęcenie do tego wszystkiego. A nawet mdłości, gdy słyszę kolejne covidowo-polityczne wieści. Człowiek juz nie wie w co wierzyc. Człowiek już nie potrafi wierzyć...
    Dlatego staram sie jak najmniej teraz w to wszystko, co płynie z mediów wchodzic. Szukać innych dziedzin zycia, któe dają jakieś oderwanie, odrobine spokoju i normalności.
    Musimy przetrwać, Aniu. A to przetrwanie w dużej mierze zalezy od stanu naszej psychiki. Róbmy zatem wszystko by ocalic siłę ducha i ciała. Jeszcze przed nami wiele dobrych, zwyczajnych dni i świąt. Jeszcze sie świat nie kończy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak powiadaja, co nas nie zabije, to nas wzmocni i tego nalezy sie trzymac. Bywalo gorzej, np. w czasie wojny, wiec nie ma co marudzic. Choc ja dodatkowo mam rozszerzone spektrum martwienia sie, bo i polskie, i swoje wlasne tutaj ;)
      Najwiekszy ochote mialabym teraz na calkiem bezludna wyspe, bez dostepu do mediow. Obym tylko moje zwierzaki miala ze soba.

      Usuń
  4. Też jestem zmęczona tym wszystkim. Z moimi widuję się raz w tygodniu, bo dzieciaki chodzą wciąż do szkoły i córka boi się, że mogą "coś przynieść". Spotykamy się głównie w plenerze, a dzieciaki zostały jeszcze w Szwecji wyszkolone by zachowywać "odległość tuńczyka", czyli te 150 cm.Porobiło się tak paradoksalnie, że ja nieomal cieszę się, że mój mąż nie doczekał tej pandemii i tego wszystkiego co się dzieje w Polsce, a w stolicy zwłaszcza. Nie dziwię się, że p. Merkel wpada w paranoję, ale niemiecka służba zdrowia też ma braki kadrowe i pomału w Berlinie "dochodzą do ściany" .A o tym, że są braki kadrowe przekonałam się, gdy leżałam w szpitalu- dopóki byli na oddziale uczniowie szkół pielęgniarskich to nie było tego widać, ale gdy ich "praktyki" się skończyły od razu dało się to odczuć, choć ten oddział na którym leżałam, nie był przepełniony pacjentami. A tych wszystkich koronasceptyków powinno się choć na jeden dzień umieścić w jakiejś oszklonej klatce na izbie przyjęć szpitala zakaźnego by obejrzeli z bliska ową nieobecność koronawirusa. Na święta BN zawsze przyjeżdżała mama mego zięcia, tym razem nie przyjedzie, spędzi te święta u siebie , zapewne z przyjaciółką. Jednak te kilka godzin w pociągu to też ani miłe ani bezpieczne.
    Trzymaj się Panterko, podobno nawet najdłuższa żmija mija, przytulam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dlaczego w oszklonej klatce? Ja bym ich rzucila w samo oko cyklonu SORowego, bez maseczek, bo przeciez jaki wirus? Niechby popracowali, to o ile nie zaraziliby sie sami, moze zaczeliby szanowac fakty i przestali klapac dziobami po proznicy. Dzis wyczytalam, ze nasza duza klinika buduje osobny pawilon miedzy tymi wielkimi budynkami szpitalnymi, tylko dla pacjentow koronowanych, na 41 lozek. Dlaczego ta jedynka? A kto to wie? ;))

      Usuń
  5. Kiedyś było tak, że politycy powodowali (we mnie) "zdrowy" wqrw. Teraz to jest przygnębienie, bezradność, smutek, bywa, że wręcz rozpacz. Wqrw to teraz mały pikuś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam podobnie, ogarnia mnie jakas niemoc, beznadzieja i pesymizm. Jak dotad nie spotkalam sie jeszcze z czyms podobnym, bo nawet za najglebszej komuny wladza nie pozwalala sobie na podobne naduzycia.

      Usuń
  6. Tak, to trudne do zniesienia. Jak w psychiatryku, w którym dyrektor oszalał - jak wyczytałam w internetach. Bardzo trafna pointa tego, co teraz mamy w Polsce na tle pandemicznych obostrzeń i wszystkich jej skutków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie ulega kwestii, ze najpierw oszalal wuc, a za nim cala reszta, kradnac po drodze, co sie dalo.

      Usuń
  7. Tez mam podobne odczucia. Wprawdzie grajdolek ogólnie w miare sie trzyma, ale juz drugi raz izolowali cale klasy i nauczycieli. Tym razem mnie izolacja nie dopadla, ale bedac w grupie ryzyka mam coraz mniejsza nadzieje, ze tej zarazie uda mi sie umknac. Mamy psi obowiazek pracowac za wszelka cene, a przy tutejszych warunkach o jakimkolwiek sensownym dystansie nawet nie ma co marzyc. A lekcje ze wszystkimi zamakowanymi po uszy to czysta parodia, wykanczajaca tanto fizycznie, jak i psychicznie, ale przynajmniej daleko od ojczystych granic. Niestety i tutaj zapedy "wladzy" coraz gorzej wygladaja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz chyba gorzej niz w Polsce byc nie moze, a kazda wladza ma to do siebie, ze miewa zapedy dyktatorskie. Wazne, zeby umiala w pore przyhamowac, a nie jak tamci po bandzie i bez trzymanki.
      A najwazniejsze to przetrwac apokalipse w zdrowiu.

      Usuń
  8. Też z każdym dniem czuję coraz większe zmęczenie. To, że nie jestem w tym poczuciu odosobniona wcale nie pomaga. Wprost przeciwnie. Brakuje mi spotkań z ludźmi. Większość znajomyc boi się zakażenia, więc ogranicza ilość kontaktów. Chciałabym uciec od tej przytłaczającej rzeczywistości, ale nie ma dokąd, więc trzeba wytrzymać. Mówią, że człowiek nie sznurek wszystko wytrzyma, ale tak po dziecinnemu by się chciało, żeby to "wszystko" chociaż trochę lżejsze było. Niestety nie jest. Na dodatek, pode mną mieszka stary, samotny mężczyzna, który często płacze. I nie ma jak mu pomóc, bo on boi się nawet szerzej otworzyć drzwi. Na okrągło słucha serwisów informacyjnych i potem głośno lamentuje. A przez niego to nawet nie mogę sobie z czystym sumieniem pobiadolić, bo przecież mam lepiej. Nie jestem samotna, nie mam Parkinsona i mogę uciec z chałupy w plener. On nie ma nic oprócz strachu, samotności i poczucia bezsilności. Nie spodziewałam się, że dożyję takich czasów, że będę wkładała zatyczki do uszu, żeby nie słuchać płaczu drugiego człowieka, a tak własnie robię. Rzeczywistość coraz bardziej mnie przerasta, dlatego nie oglądam wiadomości, nałogowo czytam, jem i ćwiczę na siłowni na świeżym powietrzu. No coś trzeba robić, żeby nie zwariować. Przesyłam serdeczności wszystkim czytającym te słowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czlowiek uodparnia sie na cudza krzywde, skorupieje. Kiedys te prosby o pieniadze na leczenie chorych dzieci bardzo mnie poruszaly, teraz juz scrolluje dalej, bo za duzo tego, a wszystkim pomoc sie nie da. Przy czym ja zrobilam sie tak nieczula, ze najchetniej pytalabym rodzicow, czy dzieciaka chrzcili, a jesli tak, to niech ida zebrac o pieniadze tam, gdzie je im zabrano, czyli do kosciola. Bo nie czarujmy sie, zeby sprostac koscielnym haraczom, wladza odbiera srodki sluzbie zdrowia. A w zyciu nie ma tak, zeby zjesc ciasteczko (ochrzcic) i miec ciasteczko (wolac o pomoc od ateistow). Dokad suweren nie pojmie tej oczywistosci, to niech ode mnie nie oczekuje wspolczucia.
      Ale Tobie wspolczuje sasiada, jemu tez wspolczuje, mojej samotnej matce jeszcze bardziej. Ehhh...

      Usuń
  9. Ja również, jak Ty jestem już zmęczona tym wszystkim, co się dzieje wokół. Boję się coraz bardziej o Mamcię, bo zaczyna zaczyna zapominać drobiazgi już coraz częściej korzysta z kuli chodząc po domu. Tym bardziej, że już jestem pewna, że święta będą tylko z Mamcią. Dzieci i wnuczki tylko na messengerze. Prezenty tym starszym wyślę pocztą, a młodszym podrzucę pod drzwi. Dobrze, że jest Gutek, to choć on poprwia mi humor.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko jest chore, i to w pelnym tego slowa znaczeniu, pandemicznie i w przedziwnych skutkach tej pandemii, rujnujacych cale normalne zycie. Podzialy sie poglebiaja, rodzice boja sie wlasnych dzieci, separuja sie od nich. To straszne!

      Usuń
  10. Mogłabym niemal w całości skopiować swój komentarz do poprzedniego posta i dodać, że tak jak wy, jestem już zmęczona. Wciąż udostępniam na fb różne aktualności, bo tylko tak mogę protestować. Nie wyjdę protestować na ulicę, bo z wielu względów nie mogę. Ale gdyby nie pandemia - wyszłabym, bo tak mi już dopiekła ta władza. A przecież nigdy nie byłam zaangażowana i aktywna.
    Męczy mnie utrata swobody, to że nie mogę decydować o sobie. Przez to wszystko wiele rzeczy przestało mi sprawiać radość, perspektywa kolejnych, niewesołych świąt, nie jest miła, niestety. Na dodatek ten zalew informacji (choćby w sprawie szczepionek), które trudno zweryfikować... Naprawdę, mam ochotę schować się w przysłowiową mysią dziurę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak normalnie jestem proszczepionkowa, tak tym razem mam watpliwosci, bo cos za szybko wynalezli i skierowali do produkcji te szczepionke na szybko mutujacego wirusa, bez dlugoletnich badan nad dzialaniami ubocznymi.
      Rzeczywiscie zalew informacji jest straszliwy, czlowiek nie nadaza sortowac i przesiewac, nie ma chwili na zastanowienie sie, co jest prawda, a co fejkiem.

      Usuń
  11. Mnie też to wszystko przeraża, poza świętami. Od kilku lat spędzamy święta we dwoje, więc te będą takie same, oby tylko coś się nie przyplątało Bezowemu, czy mnie.
    Swoją siostrę, widziałam w tym roku 4 razy przelotem, a mieszkamy ok 500 metrów od siebie. Zrezygnowałyśmy ze wspólnych imprez, może będzie czas kiedyś indziej, to nadrobimy, jak nam się uda.
    Trzymajcie się zdrowo Anusia ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby nie dzieci, to tez pewnie spedzalibysmy te swieta tylko we dwoje, bo w koncu cala rodzina w Polsce, zreszta oprocz mamy to co to za rodzina. Mnie juz mecza rodzinne spedy, najchetniej odpoczywalabym, chodzila z Toyka na spacery. Spokoj i cisza.

      Usuń
  12. Już powiedziałaś, dziewczyny dołożyły, to ja tylko powiem, że wszystko to prawda. Ale widzę postęp, przynajmniej u nas na ulicy i w sklepie naszym. Już nie ma chojrakujących klientów bez maseczek. Już wszyscy wysiadają w maseczka z samochodów i karnie czekają przed sklepem, aż ten ze środka wyjdzie (ograniczyliśmy przestrzeń w sklepie, by tylko jeden klient mógł być). Nie ma już klientów wywrzaskujących, że ten cały covid to bzdura i cygaństwo. Na naszej ulicy kolejny dom w kwarantannie. Nie ma już sąsiadów paradujących bez maseczek. Chorują, jeden nawet ciężko, ale już się mu poprawia. Ludzie spokornieli. Tym bardziej, że śląskie jest w czołówce zachorowań.
    Sytuacja gospodarczo-polityczna i to pałowanie kobiet są dla mnie tak przygnębiające, że nie potrafię się z tego otrząsnąć. Kto tych policjantów, tajniaków, pisowskich skurczybyków wychował? No kto? Kim byli rodzice? Takie przykłady im dawali, takie przyzwolenia takie wartości? Straszne.
    Świąt nie urządzamy i szczerze powiem, że nawet niezbyt o nich myślę. Pewnie, jak co roku, zrobię trochę dobrego jedzonka i będziemy sobie labowali. To zmęczenie jest spowodowane nie tylko sytuacją, ono jest również spowodowane jesienią, pogodą, zimnem. Jeszcze miesiąc i dnia będzie przybywało. Staram się wyłapywać dobre momenty, bo trzeba to wszystko jakoś przetrzymać,a i siły na potem są potrzebne.
    Dużo zdrowia i pogodnych myśli, Pantero.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ludzie zaczynaja sie bac covida, za duzo ich znajomych choruje albo umiera, ale nie brak tych drugich, bezmaseczkowych i rownoczesnie bezmozgich. Na szczescie rozum zaczyna zwyciezac, a moze jest to tylko strach, niewazne. Wazne, ze dziala.
      Dzisiaj bylismy znow na bardzo dlugim spacerze z Toyka, bylo bosko, choc sakramencko zimno i wietrznie, ale co to dla nas, skoro w tym czasie mozna zapomniec o wszystkich zmartwieniach i cieszyc sie razem z psem.
      Jakos zyc trzeba, moze slonce zaswieci i poprawi mi sie nastroj.
      Sciskam

      Usuń
  13. Mnie też jest ciężko. Praca zdalna, dzieci w domu maja lekcje w różnych godzinach. Każdy gada do swojego monitora. Internet czasem kwiczy. A to zamknięcie się wydłuża i wydłuża. Dookoła ludzie chorują. Niektórzy są przerażeni, inni ignorują wirusa. Tak jak wszędzie. Ja już nawet nie wychodzę do sklepu. Dzisiaj, żeby odreagować, cały dzień robiłam porządek w ogródku. A miałam nadrobić różne zaległości. No cóż, jutro to zrobię.
    Każdy z nas musi poradzić sobie z tą sytuacją, szukać drobiazgów, które cieszą. Dobrze, że mamy internet i telefony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie to szczescie, ze przynajmniej dzieci w domu nie mam, tych dwunoznych, bo czworonozne nie daja mi sie we znaki ;) Nie wiem, czy wytrzymalabym i skad wzielabym tyle lapkow, zeby kazdy mial swoj :))) Mnie tam wystarcza marudzacy maz.

      Usuń
  14. Dlatego ja się w ogóle nie wczytuje w te wszystkie wypowiedzi. Interesują mnie wyłącznie konkrety, reszta wieści i tak do mnie przyjdzie, bo ludzie gadają.
    Mam znajomą w szpitalu covidowym, to już mi wystarczy za informacje. Gadamy wyłącznie przez telefon, ona woli się z nikim nie spotykać, mimo że procedura wyjścia ze szpitala, teoretycznie wyklucza wyniesienie wirusa poza budynek.
    Sama też stykam się z covidem, dużo znajomych już go miało, a szwagier już dwa razy był na kwarantannie (mieszka tuż obok), bo miał kontakt bezpośredni z zakażonymi. Jakby więc jestem w grupie ryzyka, ale do tej pory wirus nie chciał zaznajomić się ze mną osobiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze wychodzilam z zalozenia, ze trzeba sie interesowac polityka, bo w koncu ma ona realny wplyw na nasze zycie i nie rozumialam ludzi, ktorzy twierdzili, ze nie chca wiedziec, nie biora udzialu w wyborach, bo ich glos i tak sie nie liczy i takie tam dyrdymaly. Jednak tych wydarzen zrobilo sie tyle, sa tak przytlaczajace i nie rokujace nadziei, ze sama w tej chili niechetnie zagladam na strony w internecie, badz nie wlaczam zadnych wiadomosci, a w telewizji ogladam zycie hien i robali. :)))
      No i nie kozakuj, bo to, ze wirus do tej pory Cie nie polubil, nie znaczy, ze nie masz u niego zadnych szans ;) Uwazaj na siebie, Aniu.

      Usuń
  15. a ja widzę,że debila debile pogania w stanach i u nas... nie mam już cierpliwości do tych zjebów, którzy pieprzą cięższej grypuni, kurwa, nie mam cierpliwości do tych wszystkich zjebów w kraju tutejszym ...uściskuje, odnalazłam się )))))

    OdpowiedzUsuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Maja nas za idiotow?

  Polska swietuje rocznice przystapienia do unii, no ja mysle, skoro ma same korzysci z tego przystapienia, gorzej z tym u nas, ja wolalabym...