Wczoraj pyknelo mi 35 lat, odkad wyemigrowalam z Polski. Kawal czasu, znaczaco wiekszy od tego, ktory spedzilam w mojej pierwszej ojczyznie. Nigdy nie zalowalam swojego kroku, szczegolnie teraz, kiedy z wiekiem czlowieka dopadaja rozne dolegliwosci i czasem na cito potrzebuje dostac sie do lekarza. Nie twierdze, ze niemiecka sluzba zdrowia jest idealna, ale kiedy slysze, co dzieje sie w Polsce, to naprawde ciesze sie, ze mnie tam nie ma. Jest jeszcze jedno, nie tylko sluzba zdrowia. Przez ten czas, jaki spedzilam poza Polska, poczynilam spostrzezenia, ze ten narod bardzo sie zmienil. Na gorsze niestety, szczegolnie ekstremalnie podczas rzadow tego opetanca z zepsutymi zebami. Takich podzialow, takiego szczucia, nietolerancji i nienawisci nigdy wczesniej w Polsce nie bylo.
A moglam wyjechac do Niemiec jeszcze wczesniej, a wlasciwie tam zostac wczesniej. Pojechalismy bowiem w listopadzie 1981 roku z przyszlym wtedy slubnym po zakupy, miedzy innymi zwiazane z czekajacym nas slubem. W Polsce byl wowczas kryzys i malo co bylo dostepne. Kupilam sobie material na sukienke w Pewexie, a pani Sabinka, krawcowa z Telimeny, uszyla mi sukienke. Podobnie mial slubny, jego mama miala zadolowany w szafie kupon na garnitur, ktory uszyl mu krawiec. Poza tym nie sposob bylo dokupic cokolwiek, a potrzebowalismy buty, kosmetyki, piekna bielizne (ja) i takie tam drobiazgi. No tosmy pojechali do Berlina Zachodniego robic zakupy, moim Maluchem zesmy pojechali, zabawnie bylo, bo Niemcy otwierali szeroko oczy na widok blondynki w samochodzie-zabawce popylajacym posrod wypasionych limuzyn po ulicach Berlina.
Wtedy nocowalismy u znajomych, ktorzy proponowali nam pozostanie, na biegu mielibysmy mieszkanie i prace, ale niestety na przeszkodzie stanela moja tesciowa. Ja chcialam zostac, ale slubny mial plan wrocic do Polski, wziac ze mna slub, spedzic z mamusia swieta i w styczniu przyjechac do Berlina ponownie, do tego obiecanego mieszkania i podjac od razu prace. Jak sie skonczyl rok 1981, wiemy wszyscy. Slub jeszcze zdazylismy wziac, ale po tygodniu nastapila niedziela, kiedy zabraklo Teleranka. I, ze tak posluze sie klasykiem, caly misterny plan poszedl w pis-du. Zostalismy w Polsce, wprawdzie swiezo upieczeni malzonkowie, w pieknych zachodnich butach i eleganckiej koronkowej bieliznie, ale z reka w urynale. Slubny nastepna okazje wyjazdu dostal dopiero w 1987, ja z dziecmi dobilam do niego poltora roku pozniej, wlasnie 15 stycznia 1989 roku przylecialam sobie z Warszawy do Frankfurtu nad Menem i osiadlam z zamiarem "na zawsze".
No coz, dzieki tesciowej stracilismy kilka ladnych lat i szanse urzadzania sie bez balastu dzieci u boku. Zawsze powtarzam, ze najlepsza tesciowa to tesciowa na 102, albo 100 kilometrow oddalona, albo 2 metry pod ziemia.
Piekna rocznica, wyliczyłam że i ja wyemigrowałam 35 lat temu, nawet pamiętam że był to marzec i była zima, padał śnieg, ale też z kominów leciały czarne różne brudki i ustroiły mnie w nowym płaszczu, tak bardzo że płaszcz porzuciłam na lotnisku a jak doleciałam do Au to miałam całkiem piękne lato.
OdpowiedzUsuńKiedys to palilo sie w piecach wszystkim, co wpadlo w rece, folie, tkaniny, smieci nie trzeba bylo tak czesto wynosic, wszystko piec pochlanial. Ale i z kominow lecial horror i cuchnelo na pol miasta.
UsuńNo właśnie. I w pewnym sensie człowiek godził się na to, no nie było jak uniknąć tego. Ale pamiętam że najbardziej zaskoczyła mnie jasność, kiedy wyszłam z lotniska w Melbourne na zewnątrz, to że był słoneczny dzień to mało, waliła we mnie jakaś jasność, powietrze było takie przejrzyste, stanęłam jak wryta i mówię ‘ jak tu jasno ‘
UsuńPolska byla w tamtym czasie zasmogowana, Lodz byla drugim miastem jesli chodzi o stopien zanieczyszczenia powietrza, ten tzw. przemysl lekki bardzo smrodzil, a moje dzieci stale byly chore na gorne drogi oddechowe. Tu przestaly tak czesto chorowac.
UsuńGratuluję pięknej rocznicy. Dzięki Tobie, uświadomiłam sobie, że już 35 lat mieszkam ,,na swoim". Kiedy, to minęło? Masz rację, że wtedy Łódź była jednym z bardziej zapylonych miast. Teraz, taki smrodek czuć jest bardzo rzadko, tylko wtedy, gdy jest ogromna mgła i tzw przyducha.
OdpowiedzUsuńMasz racje, czas tak popyla, ze czlowiek nie ma czasu taczki zaladowac, a dzien "polowy zycia tu i tam" wydawal mi sie taki odlegly. Do dzisiaj pamietam te nasze pierwsze dni, tysiace formalnosci, nieznajomosc jezyka, mieszkanie w jakichs lokalach zastepczych, bo pierwsze normalne mieszkanie dostalismy dopiero w listopadzie 1991.
UsuńGratulacje i podziw. Ja to taka pyra jestem, że nie dało się mnie wyorać i wykopać. Moje dzieci zaś po kilkunastu latach w UK, gdzie źle nie miały, stwierdziły, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej i wróciły na memłon i ojczyzny łono też :) No cóż, różnie to się plecie. A nie dalej jak przedwczoraj miałam zaszczyt (wątpliwy) mieszkać w najbardziej zasmogowanym mieście na świecie. Uwielbiam zapach smogu o poranku ;) I zgadzam się z odczuciem Teresy - pełną piersią oddychałam przez kilkanaście lat, lądując zimą w UK, no ale to se ne vrati :) Dzielna z Ciebie dziewczyna, tym bardziej że "po niemiecku nie przy dziecku". Moja teściowa, znająca deutsch perfekcyjnie po okupacji, gdy już zaniemogła z powodu demencji, mówiła tylko po niemiecku. Pech chciał, że żadne z jej dzieci, które zostały w PL, niemieckiego nie znało. To była jazda bez trzymanki ;)
OdpowiedzUsuńA czy Twoi synowie nie zaluja powrotu do Polski? Bo duza wnusia chyba wolalaby tam zostac. Ja na poczatku tesknilam, ale z roku na rok coraz mniej, szczegolnie kiedy oczekiwano ode mnie wiecej niz moglam i chcialam dawac. Ale pozniej nastala unia i kazdy mogl sobie wyjezdzac jak i kiedy chcial oraz kupowac, czego nie dostal w prezencie, wiec sam mogl doswiadczyc, ze pieniadze "na zachodzie" nie leza na ulicy.
UsuńJa juz nie umialabym sie odnalezc w tamtej rzeczywistosci, choc wiele zmienilo sie na lepsze od czasu, kiedy wyjechalam.
Tak, Mała Wiedźma ma przez to problemy i ciężko jej idzie pogodzenie się z tym. Dzieci moje nie żałują, cieszą się, że wróciły. Sytuacja po brexicie nie jest tam wcale taka różowa, to już nie ten Zachód, co kiedyś. Nawet syn, który ma obywatelstwo podwójne mówi, że nie ma opcji. Są szczęśliwi tu, odnaleźli się z powrotem i nie ciągnie ich tam. A trójka wnuków była za mała, żeby teraz za tym tęsknić. Są szczęśliwi tu, bo mają dziadostwo. A język wciąż ogarniają, jak się kłócą, to po angielsku :) Mała Wiedźma ma zaś wspaniały brytyjski akcent - to też jej kapitał życiowy jest. Nasza rzeczywistość też się zmieniła po wstąpieniu do Unii - mnie jest tu dobrze. Ale każdy ma swój punkt widzenia :)
UsuńDzieci szybko przyzwyczajaja sie do nowego, duzo szybciej ucza sie jezykow niz dorosli, ale chyba najgorsze sa zmiany w wieku nastoletnim. MW tez sie w koncu odnajdzie w Polsce, a jako dorosla zawsze bedzie mogla sobie wrocic na wyspy, gdyby zatesknila.
UsuńSerce mi się ścisnęło od tego "2 metry pod ziemią", bo moja Teściowa jest te 2 metry pod ziemią, a ja dałabym własny łeb, żeby ją wskrzesić. To była moja najlepsza przyjaciółka.
OdpowiedzUsuńMialas zatem rzadkie szczescie miec normalna tesciowa, moja niestety normalna nie byla, a musialam z nia zyc pod jednym dachem, jej dachem, co bylo mi codziennie wypominane. Nie wiem, czy wiedzac, jak bedzie, jeszcze raz zdecydowalabym sie na to samo.
UsuńDobrze, że udało się Wam wyjechać. Mimo wszystko lepiej później niż wcale :)
OdpowiedzUsuńPewnie! Choc wiadomo, ze im wczesniej sie wyjezdza, tym latwiej sie zaaklimatyzowac i przystosowac, no i nauczyc jezyka. Bez dzieci byloby to o niebo prostsze.
UsuńNigdy dotąd nie chciałam wyemigrować, ale ostatnimi laty już nie jestem tak pewna, że tego nie chcę. Szczególnie osiem lat poprzednich rządów mi dojadło; wciąż z przerażonym zdumieniem patrzyłam, co się w moim kraju dzieje.
OdpowiedzUsuńTrzydzieści pięć lat temu... To nie był dla mnie zbyt dobry czas. Dużo się działo i dobrego, i złego, ale przeważają te złe wspomnienia. Ledwie zmarła moja teściowa, którą bardzo lubiłam, i moja mama i babcia, dzieci były małe, syn miał niewiele więcej niż rok, córka niecałe cztery latka, mąż dużo pracował, na pomoc siostry nie miałam co liczyć, to raczej ja opiekowałam się jej córką. A i dziadek nie zawsze się sprawdzał jako opiekun, choć bardzo kochał wnuki. Byliśmy niedługo po skomplikowanej przeprowadzce, a nasza sytuacja mieszkaniowa była niepewna.
P.S. Pantero, zawsze bardzo dbasz o poprawność językową, ale błędy zdarzają się każdemu :) Żeby nie być gołosłowna, przesyłam link.
https://polszczyzna.pl/potrzebowac-cos-czy-czegos/
No az musialam poleciec poczytac, CZEGO ja tak potrzebowalam. No i faktycznie byk jak stad do Teresy w Poludniowej Australii. Ale juz nie bede poprawiac, bo nagle Twoj komentarz bylby bez sensu, a tego nie chcemy, co nie? Niech wiec juz tak zostanie i sobie zle o mnie poswiadczy. Nikt nie jest idealny, ja tez. :))) Ale dziekuje za zwrocenie uwagi i mam nadzieje, ze zapamietam na przyszlosc.
UsuńTen czas byl dla nas wszystkich w Polsce nielatwy, hulal kryzys, inflacja rosla w tempie geometrycznym. Pamietam, kiedy wyjezdzalam, najwiekszym nominalem bylo 20 tysiecy zlotych, a kiedy przyjechalismy w 1990 latem, byly juz miliony, nie umialam doliczyc sie tych zer. Jeszcze gorzej bylo po denominacji, kiedy byly i stare, i nowe zlote, nie umialam tego przeliczac, kiedy wydano mi reszte pol na pol.
A mnie w październiku tego roku stuknie już 7 lat pobytu tutaj. I też jakoś nie miałam ani razu nawet najmniejszej ciągoty by wrócić do kraju i miasta w którym się urodziłam , wychowałam i żyłam....74 lata. Szkoda mi tylko, że mego ślubnego już nie ma, no ale przynajmniej te dwa lata, które tu był podobały mu się i cieszył się do końca, że wyemigrowaliśmy. Serdeczności;)
OdpowiedzUsuńChyba czasem zalujesz, ze nie zdecydowaliscie sie zrobic tego wczesniej? Przynajmniej pozylibyscie sobie razem dluzej w lepszych warunkach. Choc w stolicy nie bylo az tak zle jak gdzie indziej, tam kryzysy byly mniej odczuwalne, tako powiadala babcia.
UsuńTo prawda, że w stolicy żyło się zdecydowanie lepiej, babcia miała rację.
UsuńCzesto babcia przywozila nam rozne rzeczy, lakocie czy kosmetyki, w Lodzi nieosiagalne, a w Warszawie "rzucane" do sklepow. To chyba ze wzgledu na turystow czy moze dyplomatow, zeby nie bylo za duzego obciachu. :)))
UsuńMam idealna tesciowa oddalenie to akurat 100 km :))) Patrzaj, mamy prawie ten sam wylot z gniazda rodzimego. Ja jescze dwa lata bylam niezdecydowana na 100 procent aby tak na stale wyemigrowac. Jak te lata leca! A sluby? Ja i moj luby, nawet swiadka nie bylo. Czy mnie ominely te zakupy przedslubne? Pewnie tak ale bardziej mnie ciekawi gdzie bym je robila :))) Ja zamienilam ladne okolice na okolice ladne, , zimowe na bardziej zimowe, oj-czyste na czyste... choc miasto Kraka kochalam czystym, mlodzienczym sercem choc ze smokiem i smogiem.
OdpowiedzUsuńJa w tym Berlinie czulam, ze tesciowa znalazla sie w odpowiedniej odleglosci ode mnie, dlatego tak od razu chcialam tam zostac. Bo niestety po slubie zamieszkalismy z nia i byla to dla mnie sytuacja wyjatkowo niekomfortowa, kiedy wciaz bylo grzebane w moich rzeczach. Dlatego kazdy sposob wydostania sie z tego wspolnego mieszkania byl dla mnie wybawieniem. No ale przez nia wlasnie nie udalo sie.
UsuńMam troche podobne wspomnienia emigracyjne ;
OdpowiedzUsuńw kwietniu bedziemy miec 40 ta rocznice opuszczenia Polski w ktorej zylam 36 lat wiec tez wiekszosc zycia spedzilam TU a nie tam.
nigdy wczesniej nie myslalam o emigracji nie majac na nia szans a jesli marzyl mi sie inny kraj zamieszkania to bralam pod uwage jedynie USA albo Kanade. Gdy nas zaproszono do USA to czas decyzji trwal moze niecale piec minut a gdy doszlo do wyjazdu to najpierw skierowano nas wlasnie do Frankfurtu gdzie spedzilismy 3 albo 4 tygodnie szkolac sie. My oczywiscie wleklismy ze soba 12to letnie blizniaki wiec mielismy na glowie odpowiedzialnosc nie tylko za siebie ale takze ich.
Do USA dotarlam w kozuchu !, a przeciez tu gdzie wyladowalismy mimo kwietnia juz byla krotkorekawowa pogoda wiec wygladalam bardzo smiesznie :) Mimo to bylam - i jestem - cala w skowronkach jako iz nie tylko wyemigrowalo mi sie ale w dodatku do kraju mych marzen. Zakochalam sie w nim od pierwszego wejrzenia, nigdy nie zalowalam i nigdy nie usychalam z tesknoty za dawnym krajem. Jak Tobie 40 lat bycia tutaj daje mi dobre porownanie zmian polityczno-spolecznych i musze ocenic ja na gorsze - obecnie zblizajace sie wybory i pierwsze wstepne glosowania mowia mi ze spolecznosc odczuwa te zmiany podobnie, ze ma ich dosc i pragnie powrotu do dawnego. Czyli kolejny raz spoleczenstwo madrzejsze od politykow, w tym wypadku demokratow.
Gratuluje rocznicy i zycze wielu rownie udanych lat pobytu.
Ja przeprowadzalam sie z dzieckiem 6-letnim i niespelna 2-letnim, 9 sztukami ciezkiego bagazu i bylam z tym sama, bo slubny juz na nas tutaj czekal. Latwo nam nie bylo w tych pierwszych dniach, ale jakos tam czlowiek dal rade, bylo sie mlodym i silnym.
UsuńUSA jest przepieknym krajem, zobaczyc bym chciala, ale zyc tam nie bardzo, z wielu powodow, sa jednak rzeczy, ktorych Wam szczerze zazdroszcze. Nie ma bowiem miejsca idealnego, wszystko ma swoje "zady i walety", plusy i minusy. Ja poczulam sie dobrze tutaj, ale to skonczylo sie pewnego dnia, juz nie jestem bezpieczna. Jakos dozyje swojego konca i dobrze, ze bedzie to tutaj, a nie w Polsce, reszta mnie juz nie bedzie obchodzic.
Każda z nas ma swoją, bardzo swoją historię emigracyjną, ja wyemigrowałam z Polski w 1973 roku bo wyszłam za mąż za Wenezuelczyka a on nie wyobrażał sobie życia poza swoją ojczyzną, w Polsce zdążyła się urodzić moja pierwsza córka , druga już urodziła się w Caracas. Miałam teściową przysłowiową, nie lubiła mnie całym swoim wenezuelskim sercem, byłam extranjera czyli spoza granic wenezuelskich i to wystarczyło, wytrzymałam z nią 6 tygodni po których wyszłam z córeczką z domu i powiedziałam, że nie wracam. Brat męża udostępnił nam swój sekretny apartament i od tego czasu zaczął się mój bardzo miły pobyt w tym egzotycznym kraju, zaraz zaczęłam pracować na Uniwersytecie Centralnym, stworzyłam sobie krąg zaufanych , wspaniałych przyjaciół i tak by było do dziś gdzyby nie rewolucja chawistowska i kraj popadał w straszny kryzys... w 2014 roku przyjechałam do Polski i już do Wenezueli nie wróciłam, chociaż nie taki był mój zamiar. Córki wyemigrowały , starsza do USA, młodsza do Portugalii. Na początku byłam zachwycona Polską, teraz te ostatnie 8 lat doprowadzają mnie do szaleństwa, ale z dwojga złego łatwiej jednak funkcjonować tutaj, zawsze jeszcze mogę wrócić do Ameryki Południowej, nie zamknęłam sobie drogi powrotu.
OdpowiedzUsuńNie tak sobie wyobrażałam spędzenie ostatniego etapu mego życia.
Dawno temu planowalismy ze slubnym wrocic na emeryture do Polski, ale za duzo sie w tym czasie pozmienialo, zeby brac taka opcje pod uwage. Czlowiek coraz starszy i chorszy, wiec lepiej byc pod niemiecka opieka medyczna. Zreszta teraz nie ma tam nawet mieszkania, sprzedane.
UsuńMam szczescie, ze dzieci sa ze mna, mialam niewielka probke, jak to jest, kiedy corka mieszka gdzies indziej, choc w moim przypadku bylo to tylko 250 km, a nie Portugalia czy zgola inna polkula.
Wyglada na to, ze raczej jestem wyjatkiem w tym towarzystwie, bo o emigracji nie myslalam, ale przypadek zalatwil to za mnie. Wyjechalam sobie spokojnie na wakacje, z garstka forsy i malym plecaczkiem, przekraczajac granice grajdolkowego królestwa 1-go grudnia 81...
OdpowiedzUsuńA potem ogloszono stan wojenny i zostalas?
UsuńWrrrr, szara zolza na klawiaturze... Przy zamknietych granicach (nikt nie wiedzial ile to potrwa) musialam sobie jakos poradzic i w koncu przyschlam.
UsuńNie no, wrocic moglas, granice byly zamkniete dla chcacych wyjechac z Polski, dla powracajacych staly otworem. Ale wiadomo, ja tez bym nie wracala, bo nie bylo wiadomo, jak ten stan wojenny bedzie przebiegal i jak sie skonczy.
UsuńW sumie nie wiem, czy dla wracajacych byly otwarte, czy nie, ale linie lotnicze odmówily mi wejscia na poklad, pomimo waznego biletu (wtedy bezposrednich lotów nie bylo, a praktycznie bez forsy nie moglam ryzykowac utkniec po drodze praktycznie bez forsy).
UsuńAle nie zalujesz, ze zostalas?
UsuńNo jak najwięcej takich historii. Lubię bardzo. Ja byłam w tym samym czasie 89/90 w Dusseldorfie ale wróciłam, niestety...może dlatego, ze żadna stała praca na mnie nie czekała a może dlatego, że byłam zakochana... a szkoda :-)
OdpowiedzUsuńAniu przesyłka dotarła kalendarz z Twoimi zdjęciami śliczny
Dziękuję.
No cut, ze znow zlodzieje z poczty nie ukradli! :)))
UsuńJa mysle, ze nie wolno czekac, odkladac, trzeba sluchac swojego wewnetrznego glosu tu i teraz, bo zycie jest za krotkie na "odkladanie na pozniej". Swoj obiekt zakochania moglas przeciez pozniej sprowadzic, tu tez jest Feuerwehr. ;)
o i z wrażenia zapomniałam Wam złożyć serdeczne gratulacje z okazji rocznicy :-)
UsuńBukzaplac, Teatralno! ♥
Usuń