26 kwietnia 2024

O szacunku

 Prawdziwą wartość ma jedynie szacunek wroga.
Antoine de Saint-Exupery
 
Czym jest szacunek? To stosunek do kogos nacechowany powazaniem oraz liczenie sie z jego opinia. Kto zasluguje na szacunek? Bo nie ulega najmniejszej watpliwosci, ze na szacunek trzeba sobie w pelni zasluzyc. Kiedy bylismy dziecmi, uczono nas, ze trzeba szanowac rodzicow, doroslych w ogole, nauczyciela, ksiedza i milicjanta. Do doroslych trzeba sie zwracac zawsze z powazaniem, bez wzgledu na to, jak oni sie zachowuja, bo sa dorosli. I to mial byc koronny argument na to, ze zasluguja z naszej, dzieci strony na poszanowanie. Za samo bycie doroslym czy tylko od nas starszym. Ja bylam wyjatkowo tresowana w tym kierunku i wydaje mi sie, ze gdyby sam nie narazil sie tym na smiesznosc, moj ojciec kazalby mi mowic do siebie panie ojcze. Od najwczesniejszego dziecinstwa musialam bardzo uwazac na slowa, mnie nie wolno bylo nawet zazartowac z osoby doroslej, a kiedy probowalam przekonywac, ze to tylko zart, zawsze slyszalam pelne pogardy "co wolno wojewodzie..." Kiedy zas w okresie dojrzewania i buntu zdarzalo mi sie cos odpysknac, wymiernie czulam to na swojej twarzy. No coz, moj ojciec nie wypracowal dla siebie mojego szacunku, nie tedy byla droga. Owszem, kochalam go na swoj sposob, nawet troche usprawiedliwialam, choc nie powinnam, bo sam jako dziecko mial podobnie, przemoc i wielomiesieczne milczenie jego ojca jako kara za jakis wybryk. W ten sam sposob usuwal i mnie ze swojego zycia, bo choc mieszkalismy pod jednym dachem, traktowal mnie jak powietrze. 
 Bardzo nie zaslugiwaly rowniez na moj szacunek starsze panie, roszczeniowe, nienawistne, agresywne, w kolejkach czy gdziekolwiek na ulicy albo w tramwaju kladace sie na mnie, kiedy w ciazy siedzialam, ale brzucha nie bylo widac i syczace jadowicie o niewychowanych gowniarach. Podobnie wielu nauczycieli, choc nie wszyscy na szczescie. W Polsce do dzisiaj panuje przekonanie, ze zwrocenie sie do kogos per ty to oznaka braku szacunku. A to jedynie oznaka kija w dupie osoby, do ktorej sie tak zwrocono. Czasy sie zmienily, netykieta nie wymaga formy pan i pani, ale ci z kijem o tym nie wiedza i przez caly czas sie napinaja. W koncu kiedys zylka im pierdyknie i po co? Sie pytam. Jakby forma byla najwazniejsza. 
 Niemcy to wprawdzie nie kraj anglojezyczny, gdzie jedyna forma zwracania sie do innych jest you, choc oczywiscie w ramach specjalnej estymy mozna na koncu dodac sir czy skrotowe madam. Ale w Niemczech panuje wiekszy luz, a mnie zupelnie nie przeszkadza, kiedy mlodzi ludzie zwracaja sie do mnie po imieniu. I nie, nie odmladzam sie na sile, po prostu nie uwazam, ze to brak szacunku w stosunku do mnie. Jedna ze szkol w moim miescie wprowadzila nawet ogolne tykanie, dzieci nauczycieli, ci znow rodzicow, tam wszyscy sa na ty. Ale nie ma to najmniejszego wplywu na szacunek, jaki sobie nauczyciele wypracowali i jakim darza ich uczniowie. Tak, bylam zdziwiona, kiedy o tym uslyszalam po raz pierwszy, ale mi przeszlo i teraz niewiele mnie juz dziwi czy oburza. 
 Niedawno w prasie uskarzala sie pani Englertowa, noszaca panienskie nazwisko Scibakowna, ze mlodzi aktorzy jej nie szanuja, bo od razu leca jej po imieniu. Gdybym mogla jej cos poradzic, to natychmiastowe wyjecie kija wiadomoskad i przeanalizowanie wlasnego zachowania, czy predestynuje innych do poszanowania, czy wprost naprzeciwko. Znamy bowiem az za dobrze nadete paniusie przekonane o swojej zajebistosci, talentach, urodzie i wyzszosci. 
 Niedawno natknelam sie w internetach na zdjecie Wojtyly z podpisem, ze to jedna z najbardziej szanowanych postaci historycznych wsrod Polakow. Moze wsrod wyznawcow, bezkrytycznie czczacych postac o watpliwej moralnosci, obroncy zbrodniarzy w sutannach i przyjaciela krwawych dyktatorow, beatyfikujacego najwieksze kanalie. Na pewno u mnie i ludzi krytycznie myslacych ten przestepca nie zasluguje na najmniejszy szacunek, ja nim jedynie gardze. A te jego rzekome zaslugi na pewno nie zrownowaza zbrodni, w jakich mial swoj udzial.
 

46 komentarzy:

  1. No tak wszystko to prawda co piszesz. Od dziecka byłam uczona szanować ludzi, chyba wtedy najbardziej mogłam to pokazać poprzez dobre maniery. Bardzo ważne było mówienie “dzień dobry” “dziękuję” “przepraszam” itp wiem że byłam dobra w tym, bo pamiętam że inni rodzice dawali mnie jako przykład dobrego zachowania. Tego uczyła mnie matka, ważne było nie przerywać jak dorośli rozmawiali, to może dzięki temu potrafię wysłuchać opinii innych nawet jak bardzo nie zgadzam się. No trzeba szanować opinie innych.
    Natomiast ojciec (całkiem nie myśląc że uczy mnie szacunku) nauczył mnie szacunku do ziemi ( a były to tylko grządki), do drzew owocowych i wszelakich, do lasu, do całej przyrody która nas otacza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten szacunek, jakiego bylismy uczeni w dziecinstwie, byl moim zdaniem powierzchowny i bardziej wycwiczony niz prawdziwy. Bo o tych ludziach myslelismy roznie i owszem, mowilismy im dzien dobry i przepraszam, ale wielu z nich tak naprawde nie szanowalismy. Ja asertywnosci nauczylam sie znacznie pozniej, a im bardziej kogos nie lubie i nie szanuje, tym paradoksalnie jestem grzeczniejsza. I ta grzecznoscia dowalam bardziej, niz gdybym zezwala. ;)

      Usuń
    2. Wtedy w młodości o tych wszystkich dorosłych to mialam dobre zdanie, wiec ten szacunek był szczery. Ja bardzo długo w życiu nie byłam krytyczna do ludzi, miałam pozytywne nastawienie, nawet jak coś z ich strony było niemiłe dla mnie to szybko wybaczałam, albo sama siebie winiłam. Krytyczności nauczyłam się w dorosłym życiu, no i tym samym braku szacunku. Najbardziej na amen przegrani są u mnie wszyscy ci co złe traktują zwierzęta, takim to szczerze życzę wszystkiego najgorszego, a najlepiej - śmierć.

      Usuń
    3. O tak, tych bym przed smiercia jeszcze bolesnie torturowala, zeby na wlasnej skorze poczuli cierpienie zwierzat. A w ogole to nie zal mi swiata, niech szlag trafi cala ludzkosc, bo czlowiek nie zasluguje na te planete. Natura szybko sie zregeneruje, moze ewolucja pojdzie w innym kierunku, bo czlowiek to jakas pomylka ewolucyjna.

      Usuń
  2. Oczywiscie ze jest sporo ludzi, których nie mogę szanować, chociażby politycy. Mój obecny rząd w mojej opinii nie zasługuje na szacunek. Już od początku w czasie kompanii wyborczej zachowywali się tak że pokazali mi że nie zasługują na mój szacunek, przykładem może być ciągle uciekanie przed pytaniami, ignorowali tych co zadawali im pytania, umieli tylko dobrze przemawiać, nie szanowali innych, wyśmiewali się z opozycji, pokazali wszechstronny brak szacunku do innych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W polityce nastala moda na piecie sie w gore poprzez ostre krytykowanie przeciwnikow, zamiast skupic sie na wlasnym programie wyborczym. Jak sie nie ma nic do zaoferowania, pozostaje jechac na krytyce przeciwnikow. Arogancja politykow, nie tylko Twoich, osiagnela apogeum, nie chca rozmawiac z mediami, odmawiaja odpowiedzi na klopotliwe pytania i wykazuja totalny brak szacunku dla wlasnych wyborcow, kiedy dorwa sie juz do koryta.

      Usuń
  3. A zachowaniem kobiet w kolejkach to przypomniałaś mi nie tylko stare polskie czasy, ale i tutaj co mnie spotykało. Pamiętam na początku mieszkaliśmy w dzielnicy gdzie było dużo Polaków i Rosjan i zachowanie różnych osób w warzywniaku, zawsze było dość tłoczno, wiec rozpychanie się, podchodzenie do kasjerki zupełnie bez kolejki (a przecież zupełnie małej) zupełny brak poszanowania innych. Dość szybko wyprowadziliśmy się stamtąd, i nie że to wina warzywniaka, i wtedy w tej innej dzielnicy, zupełnie inni ludzie w warzywniaku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce na szczescie wiele sie zmienilo, ekspedientki w sklepach sa bardziej uprzejme, wlasciwie wszedzie czujesz sie jak u siebie, choc nierzadko jeszcze to i owdzie przebije ta typowa socjalistyczna polskosc, gdzie uslugobiorca zachowuje sie jakby robil Ci laske, ze zyje i rozmawia z Toba

      Usuń
  4. i ja natknęłam sie na ten tytuł w prasie bulwarowej, na usprawiedliwinie Englertowej, mam tylko to, że w szkole teatralnej tak jak i w teatrze panują średniowieczne sawułarwiwry. Kiedyś mnie Englert mało nie zjadł, gdy w AT usłyszał moją wiązankę, bo byłam jakoś wkurwiona...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a Englertowa zapewne by marzyła o pozycji Aleksandry Śląskiej w akademii i teatrze :-))
      Forma Pani/pan u nas jest kulturowo-zwyczajowa i w zasadzie nie do przeskoczenia. Lubię ten luz. że na Ty, tylko tu w naszej matczyźnie, to od razu oznacza przekroczenie granic. Niestety.


      Usuń
    2. W internetach ja wale wszystkim na ty i mam beke, wiedy sie tak oburzaja, wtedy ja do nich per cukiereczku i z porada, zeby spuscili z wentyla, bo moga udaru dostac. Zobacz, sprawdzil sie nawet ten model szkoly, gdzie uczniowie tykaja nauczycieli, a ci ostatni ciesza sie nadal szacunkiem.
      A Englerta jakos od poczatku nie lubilam.

      Usuń
    3. A Beatka i tak nigdy Oli nie dorowna.

      Usuń
  5. Twój tatunio i mój podobni jacyś...
    Mój co prawda nie był aż tak despotyczny i aż tak fizyczny w swoich metodach tresury ( bo wychowaniem trudno to nazwać ) dzieci.
    A co dość zabawne, całkiem fajny się z niego zrobił facet na stare lata. Lubię mojego Tatę. Fajnie jest móc lubić swoich rodziców.
    Wydaje mi się, że pokolenie moich i Twoich rodziców jakoś nie odróżniało szacunku od strachu. Może to dziedzictwo pańszczyzny, braku własnego państwa, nawet może traum II wojny światowej... Nie wiem, nie wszyscy tak mają, ale dużo ma.
    A w sprawie tykania - ja tam nie lubię, jak ktoś mi wyskakuje na ty nie z gruszki ni z pietruszki. Uważam, że te formy Pan/Pani porządkują kontakty międzyludzkie, nadają im jakąś strukturę. Może one są niepotrzebne w kulturach które mają wbudowane w sobie szacunek dla drugiej osoby, a w takim społeczeństwie jak nasze, gdzie jednak sporo jest chamstwa i przemocy i pogardy dla innych, formy grzecznościowe przydają się. I nie ma to nic wspólnego z kijem w odbycie.
    Ja nawet do Korka mówię proszę pana. :-DDD .Czasami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to masz szczescie, ze moglas polubic swoich rodzicow. Moj ojciec tez sie troche zmienil na starosc, ale tylko troche, a jaka jest mama, to wiesz, ale zostalam tak wychowana, ze skoro potrzebuja mojej opieki, to ja dostaja bezwarunkowo.
      Pani Agniecho, czy zechcialaby Pani przejsc ze mna naty? :))))
      Ja naprawde juz zdazylam sie odzwyczaic od tego polskiego nadecia i paniowania, ale zawsze umiem sie dostosowac i nie wale ludziom od razu na ty.
      A do zwierzat powinno sie mowic nie prosze pana, a jasniepanie, no! :)))

      Usuń
    2. No weź, z Tobą jestem na ty od zawsze, bo przecież tak naprawdę tam gdzie ważne jesteśmy blisko, a tylko w kilometrach daleko.
      A do zwierząt zawsze podchodzę z szacunkiem. Wielmożny Korek zaświadczyłby tu, gdyby umiał pisać.

      Usuń
    3. No przeciez jaja se robie, Pani Agniecho :)))
      U mnie uwielbienie do zwierzat poszlo jeszcze dalej, do Krulovej mowie Wasza Kotowatosc.

      Usuń
  6. Nie czuję się mniej szanowana przez to, że mój zięć (którego naprawdę wielce cenię i traktuję jak własne dziecko) mówi mi po imieniu, moja córka z kolei mówi po imieniu do swej teściówki. Oboje wykoncypowali, że matkę i ojca to się ma tylko w jednym egzemplarzu. Mnie wychowywali dziadkowie, a ja, choć wiedziałam, że to nie rodzice- mówiłam na nich "mama , tata". I bardzo trudno mi było mówić tak do biologicznych rodziców, którzy jako tacy zupełnie się nie sprawdzili, na szczęście nie miałam z nimi zbyt często kontaktu, bo średnio raz na dwa lata. A tu wcale mi nie przeszkadza, gdy w sklepie wpadam w wielki namysł wgapiając się w zawartość lodówko -szafy, a wtedy zupełnie nie znana mi babka mówi stukając palcem w szybę- "weź to, będziesz zadowolona".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo my dwie to sie juz tak zgermanizowaly, ze nam nie przeszkadza, ale ci z Polski nadymaja sie niepotrzebnie. Mnie tez wszystkie ziecie tykaja i bylabym chyba zdziwiona, gdyby ktorys zaczal mi mamusiowac. Aleee... moj slubny do mojej mamy jednak mowi mamo, choc po slubie mama proponowala przejscie na ty, jako ze roznica miedzy nimi jest mniejsza niz miedzy nami.

      Usuń
  7. W pracowni ceramicznej jestem najstarszą gliniarką. Pozostałe osoby są w wieku moich córek. I mają problem, żeby mówić do mnie po imieniu. I to nie ja się tego domagam. To chyba właśnie taki naturalny szacunek. Tak myślę. Są dla mnie wszyscy bardzo mili, żartują ze mną, ale jest im trudno mówić do mnie po imieniu.
    A co jest śmieszne, gdy już uda mi się przekonać kogoś, żeby jednak nie zwracał się do mnie "pani", to natychmiast zaczyna używać niezwykle uroczego zdrobnienia mojego imienia. Także z pani przeskakuję natychmiast do małej dziewczynki. Co bardzo mi się podoba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeciez uzycie Kalinki zamiast pani nie poznawia Cie szacunku, jakim osoby mlodsze powinny darzyc te starsze. Kolega z klasy mojej najstarszej corki, tez pochodzacy z Polski, caly czas mi "paniowal", wreszcie kiedy skonczyl 18 lat, zaproponowalam mu, zeby mowil jak wszyscy i na poczatku nielatwo mu bylo, ale przyzwyczail sie mnie tykac.

      Usuń
  8. Ja nie z każdym lubię czy chcę być na "ty". Czasami ta nasza sztywna forma pan/pani jest wręcz potrzebna, bo jest swego rodzaju hamulcem przed powiedzeniem czegoś, niekoniecznie miłego :-) Zmusza do ubrania myśli w nieco inne słowa. Ale to moje odczucie i mogę się mylić. Osobiście miałam tutaj jedną znajomą "babcię", panią już blisko stuletnią i pomimo tego, że proponowała mi mówienie po imieniu, to jakoś nie mogłam :-) Bo od razu wyobrażałam sobie sytuację, w której jakaś osoba w moim wieku zwraca się do mojej własnej, 88-letniej Babci per Jaśka. No nie, nie da rady i już :-) Co do siebie samej to nie uważam się za sztywniarę, ale też mi nie pasuje kiedy ktoś mnie "tyka" już na wejściu. Szczególnie twarzą w twarz, albo osoby które mogłyby być moimi wnukami. A jeszcze bardziej nie znoszę, kiedy dzieciaki znajomych nazywają mnie ciocią. Wtedy od razu mówię, że albo z imienia, albo per pani, jak wolą, ale żadne ciociowanie . Ale to też powinna być propozycja osoby starszej. Tak właśnie wyniosłam z domu :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, jest roznica miedzy Jaska a Janino, miedzy Aska a Joanno, czy tez miedzy Anka a Anno. Niby po imieniu, a jednak z estyma. Natomiast zmieszalam z blotem pielegniarke, ktora do mojej mamy przeleciala babciu. Babcia to ona jest dla moich dzieci, a nie dla byle lajzy ze szpitala.
      Mnie zupelnie nie przeszkadza tykanie, ale jak nie chce sie z kims pospolitowac, to wzroskiem trzymam na dystans i niech sobie tyka, ale zblizyc sie nie pozwole.

      Usuń
  9. Ja mam tak posrodku - zeleznie kto sie do mnie zwraca. Jak wszyscy amerykanie mowia sobie po imieniu, chociaz mlodziez do starszych i mniej sobie znanych stosuje "pan, pani" tak nie podobaloby sie zwracanie do mnie po imieniu moich wlasnych dzieci.
    Dziwne ale na przestrzeni lat i tylu poznanych rodzin tylko jeden raz spotkalam taka w ktorej syn zwracal sie do rodzicow po imieniu - a byla to polska rodzina. Robilo to na mnie wrazenie jakby chcieli sie na sile i pod kazdym wzgledem zamerykanizowac - i przesadzili.
    W urzedach, sklepach i restauracjach zwracamy sie do siebie przez "ty" i nie przeszkadza mi, wrecz ulatwia kontakt ale dla wlasnych dzieci chce byc "mama" a wnukow "babcia". Nie jest to oznaka szacunku wymaganego na sile tylko jakby odroznieniem mnie od tlumu a takze, nazwijmy to pozycja, w rodzinie. "Ty" moze byc kazdy, "Mama, Tata" tylko jeden.
    Dodam ze zwracanie sie do mnie "mama" przez osoby wzenione w rodzina brzmi jakos pusto, inaczej niz to od dzieci. Wroc, wstawiam poprawke - od Johna jest jakby cieplejsze i bardziej szczere, bardziej od serca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tej kwestii masz racje, tez nie chcialabym, zeby moje dzieci mowily do mnie po imieniu, dla nich jestem mama, a dla ich dzieci bapcia (Gapcio wymawia bapsia), ale juz ich kolezanki i koledzy mowia mi po imieniu. Do osob mi nieznanych utrzymuje jednak forme SIE, odpowiadajaca polskiemu pan i pani. Nie mam tesciow, ale kiedy tesciowa jeszcze zyla, nazywalam ja mama do czasu, kiedy sie poklocilysmy, wtedy znow byla pani.

      Usuń
  10. No to ja mam kij w dupie. Nie znoszę spoufalania się.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to teraz uwazaj, ja tez wtykam sobie wieszco wiadomogdzie i dopoki nie przyjedzie Pani tutaj, Pani FrauBe, i nie wypijemy oficjalnego brudzia, to bede Pania przezywac. No chyba, ze w koncu ten kij zaczbnie Pania upijac i sie go Pani pozbedzie. Prosze dac znac. :)))))

      Usuń
  11. Ja przezylam dwa zaskoczenia kulturowe. Pierwsze, ze mnie wszyscy tykaja i wymagaja, zebym i ja tykala innych :/// :)))) (nie mylic, prosze z fb i tym palcem do gory). Jak juz sie przyzwyczailam do tego to w sklepach zaczynaja mi mowic na wy jak za czasow pewnego ustroju :)))). Czekam na trzeci zwrot: gdy mi zaczna mowic "babciu" choc to nie moje wnuki ani prawnuki. Chyba sie w tym czasie zwine z tego swiata. To nie moje klocki. Wspolczuje starszym ludziom, ktorym toruje sie droge mowiac: Babcia tu usiadzie i poczeka! Niech babcia juz idzie, bo to jej kolejka! Co tam babcia wie! :))) (A "babcia" odpowiada, ze ja moglbym byc twoim ojcem a nawet dziadkiem).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak jest w jezyku finskim? Jest taka forma pan-pani jak w polskim, czy moze jedna SIE jak w niemieckim, czy nie ma jak w angielskim? Z komentarza zrozumialam, ze wszyscy sa na luzie i sie tykaja, ale czy istnieje forma dystansujaca?

      Usuń
    2. Jest tzw. "teitittely" czyli forma "Wy"=Te). Stosuje sie do osob uznanych za starszych, wazniejszych czy cos takiego. Jest tez forma Herra (pan) i Rouva (pani) - zwrot dotyczny wysokiego szczebla (prezydent, minister, pastor ale i gospodarz i gospodyni domu, w ktorym sie gosci (troche na wyrost), lub w stosunku do zony (zolzy pewnie :)). Reszta to na "ty" leci a sympatyczniej po imieniu. Dzieci w przedszkolu juz mowia po imieniu do personelu, w szkole to samo, w pracy, w miejscach publicznych. Przedstawiajac sie zwykle mocniej akcentuje sie imie a nazwisko gdzies znika (zmienne jest). Ostatnimi czasy w sklepach zaczynaja wlasnie mowic przez liczbe mnoga. Tak samo w bankach (szczegolnie jak sie ma ladne konto). Ja sobie tlumacze to, ze nareszcie zrozumieli, ze klient nasz pan! Choc to chyba wplyw angielskiego.

      Usuń
    3. No to u nas tez przedszkolaki mowia do wychowawczyn na ty, ale juz w szkole przechodza na pani. To angielskie you wlasciwie tez pelni forme WY, a ze przypadkiem brzmi tak samo jak TY, to wydaje sie, ze wszyscy wszystkich tykaja.

      Usuń
    4. To "tykanie" to tu ma jeszcze jeden aspekt. Istnieje slowo ""tykkää" co znaczy miedzy innymi: lubiec, doceniac, nawet kochac :)))

      Usuń
  12. Ciężar rodzicielskiego wychowania, jaki przez lata nosimy na swoich plecach, bardzo, ale to bardzo wpływa na nasze przyszłe życie. Dzieci, które doświadczały tego "wyjątkowego" traktowania, są naznaczone traumą. Moim zdaniem, to, że rodzic miał podobnie w domu, nie jest argumentem go broniącym. Ponieważ jako rodzic nie jest już dzieckiem i ma swój rozum, więc wie czy postępuje dobrze czy źle, wobec własnego dziecka. Szczególnie, że wychowanie swojego dziecka "trenuje" latami.
    Kobitki w kolejkach i gdzie indziej, które biorą na celownik młode kobiety w ciąży, mające swoje niezbywalne przywileje, zapomniały, jak same były kiedyś młode. Takich szczególnie nienawidzę.
    Co do zwrotów na TY, kiedyś uważałam, że powinny zachować się zwroty typu Pan Pani, ale zmieniłam zdanie, nie na 100%, ale zmieniłam. Dzisiaj nie przeszkadza mi ta forma. Oczywiście zależy, z kim mam do czynienia. Mój zięć mówi mi po imieniu i jakoś korona mi nie spadła. Z tym, że swego czasu palnęłam mówkę o szacunku i tylko raz, i... zrozumiał. Do dzisiaj lubimy się i pewnie już tak zostanie.
    I tak, zgadzam się z powiedzeniem, że na szacunek trzeba sobie zapracować. A jeżeli chodzi o osoby publiczne, kimkolwiek by nie były, MUSZĄ być świętsze od żony Cezara. Jeżeli popełnia taka osoba jakiś błąd, to popełnia o ten jeden błąd za dużo. Wyjątkowo szczególnie, gdy chodzi o sukienkowych.
    Pozdrawiam serdecznie Pantero...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak czlowiek sam sie nie szanuje, to nie powinien oczekiwac szacunku od innych i nie pomoze tu tytulowanie, paniowanie ani nic innego. Na ogol ludziom o niskiej samoocenie tak bardzo zalezy na tym pozornym szacunku.
      Sukienkowi maja moja stala i niezmienna pogarde, wlacznie z tym swoim bozkiem z Wadowic, ten szczegolnie mnie brzydzi.

      Usuń
    2. Dokładnie jak powiedziałaś. :)

      Usuń
    3. U nic im wieksza kanalia, tym swietsza. Juz nie powiem, o czym to swiadczy.

      Usuń
  13. Moja mama miała na pieńku ze swoją eksprzyjaciółką, obie nauczycielki, na wsi, lata 50., mieszkały w tym samym budynku. Nie darowała jej, że mama wyszła za mąż, a ona była wciąż starą panną. Przecinała sznury z pieluchami. Mnie uczono, że mam jej mówić dzień dobry, na które nigdy nie odpowiadała. Ale mówiłam. W 5.klasie miałam same piątki, tylko z gegry, którą ona uczyła - dwóję. Matka nauczycielka - komisyjny w powiecie, zdałam na piątkę (szóstek wtedy nie było). Od 6. klasy dojeżdżałam do szkoły w mieście powiatowym (matka nauczycielka, miała chody). Ale dzień dobry wciąż mówiłam kobiecie, która zniszczyła moje dzieciństwo (a może i nie?). Moja mama zmarła, gdy miałam kilkanaście lat. Ta pani wyszła za mąż za mena, który kopał rowy melioracyjne - oficjalna wersja brzmiała - mój mąż geolog. Facet z wyrokiem, po kłótni z moim ojcem zabił gwoździami drzwi na podwórko, po wodę do pompy musiałam chodzić okrężną drogą. I wciąż mówiłam "dzień dobry", bo tak mi wdrukowano. Nie oceniam dziś, dobrze, czy źle. Ale moja czarna duszyczka rechoce na myśl o tym, jak musiało tę panią boleć moje bezlitosne "dzień dobry". Takie beznamiętne, wyuczone, idealne... Czasem tresura czyni cuda. Co nie zmienia faktu, że w którymś momencie życia nauczyłam się wszystko - przepraszam za słowo - pierdolić - i robić po swojemu. I postawiłam się nawet teściowej. A dziś jestem wolnym człowiekiem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ladniej by zabrzmialo "nauczylam sie asertywnosci" :))) , ale "pierdolic" jest mocniejsze w wydzwieku. Ja tesciowej stawialam sie od pierwszego dnia, w jej wlasnym domu, bo tam zamieszkalismy po slubie. Ja nie pozwalalam sobie w kasze dmuchac i pouczac, nie znosze tego jak dzumy. I nie jestem pokornym cieleciem. No ale tesciowa bardzo dawala mi sie we znaki, wiec ja jej po prostu odplacalam. Juz wtedy bylam wprawdzie uprzejma i dobrze wychowana, ale nie frajerka pozwalajaca sobie jezdzic po glowie.

      Usuń
  14. Moje synowe mówią do mnie po imieniu, bo tak się składa, że moi znajomi (oprócz pracowych) mnie tykali. Gdy już doszło do ślubów, głupio było odwoływać. Mnie też nie kręciłoby, gdyby mówiły do mnie teraz mamo, tym bardziej że raczej nie nadajemy na matczynocórkowych falach :) Zaś moja niedoszła ulubiona synowa mówi do mnie mamciu, co mnie kiedyś wkurwiało, bo mamcia z Plebanii, ale teraz miód na moje serce. Zakręcone to jest, bo ja, starowinka, wciąż lubię netykietę, czyli tykanie, ale mam jedną zasadę: w pracy muszę być do ostatka pewna tykającego. Tam wolę formę pan-pani... Dlatego dupek z Auschwitz mówił do mnie per pani i nigdy nie mówił do mnie: kurwa. Trudno mówić: kurwa pani B. A, nie dodałam go do fejsa, choć się prosił... Bo jestem pani B. :P Mógł się nawet na kolanach prosić... :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)))))))))) No nie da sie lacina rzucac do proszepani, to fakt niezaprzeczalny, choc dla mnie nie ma rzeczy niemozliwych. Ale faktycznie trudniej przez gardlo przechodzi.
      No i jaka Ty starowinka? Wez!

      Usuń
  15. Też jestem dzieckiem tresowanym w szacunku do wszystkich starszych osób, ale również dzieckiem, które było nauczone, że żadna praca nie hańbi, tylko hańbę przynosi pogarda, dla prac ciężko fizycznych. Mąż zawsze do moich rodziców mówił mamo, tato, jak ja również do jego. Moja mama zawsze traktowała go jak syna. Zięć i synowa, też mi mówią mamo, ale już brat zięciai jego żona mówią mi po imieniu i zupełnie mi to nie przeszkadza. Fakt niezaprzeczalny, że w ostatnich kilkunastu latach zmienił się sposób odzywania do ludzi. Jako ciekawostkę, powiem Ci, że ja nigdy nie pozwoliłam, jak i również mój zmiennik tykać się graczom w zakładach. Mógł powiedzieć, Pani Bogusiu, ale nie wolno mu było zwracać się do mnie po imieniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To to cos zupelnie innego, ja tez na Waszym miejscu bym nie pozwolila sie spoufalac, ale po pierwsze to obszar pracy, a po drugie specyficzna klientela, ktora zawsze trzeba trzymac na dystans.

      Usuń
  16. Dla mnie mówienie na "ty" to wyłącznie zwrot, nie mający przełożenia na szacunek lub jego brak.Ot,taka konwencja.W mojej szacownej Alma Mater bylismy że wszystkimi wykładowcami na "ty",no,prawie że wszystkimi.Ale raczej wszyscy po tej stronie katedry wiedzieli,że owo "tykanie" do niczego nie uprawnia,nie świadczy o żadnej zażyłości czy poufałości.I nikt nie oczekiwał ulgowego traktowania z tego powodu.
    Ja jestem zwolenniczką prostych form - lubię formę "ty",ale to nikogo nie może uprawniac do przekraczania granic prywatności, traktowania mnie poufale czy też "z góry"(to oczywiście działa w obie strony) Szacunek to jednak coś więcej niż forma,te formę musi wypełniać treść.Na codzien wystarcza życzliwość, uprzejmość,empatia w odniesieniu do innych.
    Ps.lubie Beatę Scibakowne..za "całokształt",też za to jak wygląda,jak dba o siebie..Odbieram ja jako bardzo pozytywna osobe,to z jej inicjatywy opiekują się razem była żona Englerta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Beatka troche zyskala w moich oczach za te opieke, poza tym powinna usunac ten kij, bo to w sumie fajna kobita.
      Tykajac mozna okazywac wiecej szcunku osobie, ktora na niego zasluguje, mozna tez dotrzymywac form grzecznosciowych okazujac widoczna pogarde, wiec to nie tykanie ten szacunek odbiera.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Wiekszosc ludzi...

  Wiekszosc ludzi nie zawraca sobie glowy samodzielnym mysleniem - bo nie moze albo nie chce - i w rezultacie latwo pada ofiara zbiorowych s...