Nie wiem, czy wszyscy tak maja, ale ja mam. Bardziej przejmuje sie innymi niz soba sama. Piszac "innymi" mam na mysli po pierwsze najblizszych czlonkow rodziny, ale to chyba logiczne, jak rowniez przyjaciol. Jak moge, to pomagam, a jak nie bede mogla, to nie pojde z kominem na bank, zeby móc. Moje dzieci sa juz dorosle i kazda ma wlasne zycie, ale kiedy cos sie u nich nie tak dzieje, to ja jestem od zamartwiania sie, bo one wszystko przyjmuja jakos tak na luzie. Mnie ich zmartwienia kosztuja zdrowie, bo spac nie moge, wymyslam czarne scenariusze i sposoby wyjscia z klopotow, a w koncu skoro znalazly sie w niekomfortowej sytuacji, to chyba maja to do zawdzieczenia same sobie i swoim decyzjom. Kazdy jest kowalem... itd. No ale matki tak majo i co poradzisz, jak nic nie poradzisz.
Chocholy jak wiadomo, zaczely w pazdzierniku ubieglego roku przedszkolno-zlobkowa edukacje, a ich mama wrocila do pracy. Ja zas tylko czekalam, kiedy sie zacznie. Chorowanie znaczy, bo wiadomo. I wszystko byloby fajnie, gdyby nie to, ze za czas opieki nad chorym dzieckiem dostaje sie niestety tylko 70% zarobkow, wiec w interesie corki nie lezy siedziec z nimi w domu. No ale choruja, zarazaja sie, ledwie wyzdrowieja, a corka wroci do pracy, juz dzwonia z przedszkola czy zlobka, zeby odbierala dziecko, bo niewyrazne. Na szczescie ona ma ruchomy czas pracy, wiec zaproponowalam, ze moge do niej isc zaraz po mojej pracy i siedziec z nimi tak dlugo, az ona skonczy swoja. No ale ja wlasciwie nie o tym chcialam.
Kiedy jeszcze corka byla na urlopie wychowawczym, wnioskowala o sanatorium dla matki z dzieckiem i liczyla na to, ze dostanie termin zanim zacznie pracowac. Niestety to nie wyszlo i termin ma na koniec lutego, do 20 marca, ona wolalaby termin letni albo poznowiosenny/wczesnojesienny. Nastepne niestety to lokalizacja, miasteczko 8-tysieczne u zbiegu granic Niemiec, Austrii i Czech, na glebokiej Bawarii, szmat drogi, dobre 600 km. Wiadomo, jak sie jezdzi z dwojgiem tak malych dzieci i to w pojedynke. Mysmy wprawdzie podrozowali z trzema, ale bylo nas dwoje, ja zawsze moglam sie odwrocic i jakos tam dzieci obsluzyc, corka bedzie musiala robic postoje.
I tu wlaczyl sie duch ratowania dziecka i dziecków u bapci Pantery. Zamowila natentychmiast pomoce naukowe:
Do tego nowe zabawki, troche przekasek, slodyczy, nakazala matce chocholow zaladowac bajkami i piosenkami tablet, zeby dziecka mogly sobie ogladac telewizje podczas jazdy. Mam jeszcze w zanadrzu kilka pomyslow, ktore wdroze lub zlece do wdrozenia, zeby droga do sanatorium przeszla gladko, zeby dziatwa sie nie zanudzila, a corka mogla w spokoju prowadzic auto.
Fantastyczne rozwiązanie problemu nudzących się dzieci w czasie długiej podróży. Szczególnie te zawieszone kieszenie i co mogą trzymać dla dzieci. Bajki chyba najlepsze, oczywiście butelki z woda takie specjalne dla dzieci, że łatwo otworzyć, no i drobne żarełko.
OdpowiedzUsuńTy tak bardzo angażujesz się w ich podróż, że będziesz sama czuła się jakbyś jechała tam.
Robie to dla ich bezpieczenstwa, zeby corka nie musiala za duzo sie odwracac i obslugiwac dzieciaki, one powinny miec wszystko pod reka. Rzeczywiscie, gdybym mogla, to pojechalabym z nimi. :)))
Usuń600km z maluchami rany boskie. nie mogli jej dać bliżej tego sanatorium. przecież to jest hardkor. owszem wszystko to pomoże i fajnie, ze jest. ale i tak podziwiam
OdpowiedzUsuńOna lubi jezdzic, jest naprawde doskonalym kierowca, przeciez kiedy mieszkala jeszcze kolo LImburga, to czesto jezdzila w te i z powrotem z dzieciakami, ale to bylo 250 km, za to dzieci mniejsze i bardziej wymagajace. Teraz bedzie po prostu czesciej stawala. No nie dalo sie nigdzie blizej, a i tak dobrze, ze nie musi tam dojechac pociagiem, bo mialaby z dzieciakami przesiadki.
UsuńOdważna jest ta Twoja córcia, z tak długą, samodzielną jazdą z dzieciakami. Ja teraz, za skarby świata nie odważyłabym się. Podziwiam Ją.
OdpowiedzUsuńJa tez ja podziwiam i nie tylko za to, jest przebojowa, bardzo samodzielna, nie potrzebuje na nikim wisiec, zeby sobie ulatwiac zycie. Miala luksusowe zycie, mogla tam zostac, ale woli meczyc sie sama niz byc z czegos niezadowolona.
UsuńDobra babcia z tej Pantery, dobra, że hej! I w ogóle babciowanie jest strasznie fajne:) Ja mam tylko jednego wnuka, wcześnie mi się trafił, w tym roku będzie kończył osiemnaście lat! Fajny chłopak, mamy super kontakt.
OdpowiedzUsuńLomatko! Moje najstarsze wnucze, niejaka Hexa, niedawno skonczyla 8 lat, chodzi do drugiej klasy. Jej brat Gapcio do pierwszej. Chocholy od najmlodszej corki maja: Junior 3,5, a Zoska 2,5 i to dla nich wlasnie te wszystkie zakupy, zeby sie nie nudzily podczas podrozy.
UsuńZazdraszczam tej ilości wnucząt! Swego czasu bardzo marzyłam o wnuczce, ale musiałam się z tego marzenia wyleczyć, żeby po próżnicy nie cierpieć:)
UsuńMiędzy chochołami jest tylko rok różnicy, miała córka w swoim czasie pełne ręce roboty, prawda? Z resztą teraz chyba też ma sporo, bo to jednak drobiazgi, te dzieciaczki.
Te starsze urodzone sa w jednym roku, Hexa w styczniu, Gapcio w grudniu, wiec srednia corka tez miala roboty po kokarde. Miedzy chocholami jest rok i 3 miesiace roznicy. Kazda corka ma parke, chlopca i dziewczynke. Tylko moja najstarsza jest bezdzietna.
UsuńPrzy Waszych autostradach 600km to jakies 5-6h jazdy, teoretycznie :-) Ale wiadomo, pecherz nie sluga, no i nogi trzeba rozprostowac, a i dzieciaki w fotelikach przez taki dlugi czas nie powinny siedziec. Jesli corka dobrze jezdzi, to da rade. Najlepiej byloby wybrac taka pore, zeby dzieciaki sen zmorzyl, ale z tym roznie bywa, no i zapewne musi sie tam stawic w jakichs konkretnych godzinach?
OdpowiedzUsuńDorzuc do zakupow jeszcze lusterko wsteczne, takie jak to dla kierowcy, tylko skierowane na tylna kanape. Chociaz, domyslam sie, ze juz cos takiego ma, skoro wczesniej sporo z nimi jezdzila :-)
Oczywiscie, ze da rade, ale lekko nie bedzie. Planuje duzo postojow, na tych duzych stacjach benzynowych, gdzie sa motele i restauracje, sa tez na ogol place zabaw, wiec podroz potrwa zapewne znacznie dluzej niz te 5-6 godzin. Wyjedzie z domu tak, zeby na te konkretna godzine pojawic sie w sanatorium.
UsuńMyslalam o tym lusterku, masz racje, trzeba dokupic.
Rzeczywiscie olaboga! Nie mysle ze wybralabym sie w dluga samochodowa podroz z malymi dziecmi, samolotowa to owszem. Bralabym pod uwage wiele czynnikow, nawet taki co by bylo gdyby samochod po drodze zepsul sie?
OdpowiedzUsuńObecna technologia faktycznie ulatwia zabawianie czyms dzieci w czasie podrozy. Nie majac do czynienia osobiscie z tym samochodowym problemem moge tylko powiedziec co widze na samolotach - mniej placzu, fochow, wiecej ciszy co jest blogoslawienstwem dla reszty pasazerow, nawet ogladanie przez nich tabletow to dobry usypiacz.
A Ty , bedac wspaniala matka i babcia oczywiscie zadbalas by ulatwic. Dobry wybor zrobilas wyszukujac praktyczne i takie mogace sluzyc na przyszlosc.
Zycze corce bezpiecznej podrozy i milego wypoczynku.
Samolotem byloby chyba trudniej, w takiej dziurze nie ma lotniska, wiec musialaby z najblizszego duzego miasta dojechac pociagiem, a ze soba ma dwoje dzieci, bagaz i wozek, bo Zoska jeszcze jezdzi, wiec w sumie samochod najpraktyczniejszy. W Getyndze tez nie ma lotniska, znow musialaby gdzies dojechac, dwie godziny przed odlotem odprawa, to zbyt skomplikowane w jej przypadku. A odmowic nie chciala, bo musialaby na nastepna okazje za dlugo czekac.
UsuńWłaśnie sobie uświadomiłam, że ani ja druga babcia nigdy nie byłyśmy włączane do opieki nad dziećmi. Co prawda nasz przyjazd do Berlina był pod hasłem, że Starszego trzeba trzeba wstawiać do szkoły(gimnazjum) i odbierać, bo on ma szkołę daleko od domu a jest za młody by sam mógł tam dojeżdżać metrem i jeszcze kawałek popylać piechotą. No bo ten geniusz poszedł do szkoły w wieku lat pięciu (przedszkole go wyrzuciło do szkoły po badaniach) i w każdej klasie jest te 2 lata młodszy od reszty. W styczniu tego roku skończył 16 lat a w maju zdaje maturę i potem na studia. Na szczęście ten młodszy poszedł we właściwym wieku do szkoły. Ale naprawdę to nigdy ani ja ani druga babcia nie byłyśmy wykorzystywane do opieki nad małolatami. Co prawda druga babcia to mieszka daleko, bo w okolicy Kolonii ale nie miała problemu by tu przyjeżdżać na dłuższy pobyt, no ale my mieszkaliśmy od córki w odległości 450metrów, ale na palcach jednej ręki mogę policzyć "przypadki opieki nad wnukami." Między chłopcami jest dwa lata różnicy, ale nawet gdy urodził się młodszy nie korzystali z pomocy którejkolwiek z babć- szalenie samodzielni i samowystarczalni byli Młodzi od samego początku.Obaj chłopcy to "żłobkowicze , przedszkolaki i świetlicowcy". Może to efekt tego, że ja też nigdy nie korzystałam z pomocy jakiejś babci w opiece nad córką. Nie wiem.
OdpowiedzUsuńJa tez bylam samodzielna i samowystarczalna, bo jedna babcia juz dawno nie zyla, a druga mieszkala od nas 750 km, we dwojke dawalismy sobie swietnie rade. Ale slowo-klucz jest "we dwojke". Nie zapominaj, ze obie corki sa z dziecmi same, mimo to daja sobie na ogol same rade, choc czasem nie mozna inaczej jak poprosic o pomoc. Kiedy Wy przyjechaliscie do Berlina, chlopcy chodzili juz do szkol i byli znacznie starsi od moich. Od biedy mogli juz sami zostac na troche w domu, moje sa na to za male, nawet te starsze. Ja tez nie mam zamiaru opiekowac sie nimi przez cale zycie, dorosna, to beda musialy sie usamodzielnic. Dzieci sredniej tez siedza dlugo na swietlicy, zanim ona je odbierze ze szkoly, inaczej sie nie da. Moze gdybym byla niepracujaca, moglabym wiecej czasu poswiecic dzieciom.
UsuńMoi też siedzieli zawsze długo na świetlicy- normalne, bo pracę moi zaczynali o 9,00, więc do 17,00 byli w pracy. I z tego co pamiętam to głównie zięć ich odbierał ze świetlicy, co córka w któreś dni tygodnia miała zajęcia właśnie późnym popołudniem.
UsuńJunior akurat sie rozchorowal, a ze wczoraj mialam wolne, to z nim siedzialam. Dzisiaj corka przywiezie go do nas i zanim wroce z pracy, bedzie pod opieka dziadka i prababci.
UsuńJa też tak mam, niestety, matki takie właśnie są. Moją córkę spotkało ostatnio coś bardzo niemiłego (to eufemizm) i przez dwa dni nieprzerwanie płakała. A ja miałam tak spierdzielony humor, że nie do opowiedzenia. I martwię się teraz, choć ona (chwilowo?) przestała płakać. Doprawdy, macierzyństwo jest popierdzielone.
OdpowiedzUsuńCzlowiek rodzi dziecko i glupio mysli, ze cos sie zmieni, kiedy zacznie chodzic, mowic, sikac na nocnik, kiedy pojdzie do szkoly, skonczy szkole, zacznie pracowac, zalozy rodzine. Wszystko gowno prawda, matka sie jest dozywotnio, a ja dodatkowo musialam podjac sie matkowania kulejacym zdrowotnie mezowi i matce. I to mnie juz lekko przerasta.
UsuńNo i wielodzietna jesteś.
UsuńJak człowiekowi jeden strup z głowy spadnie, to robią się dwa następne... i tak w kółko patataj. Do grobowej deski.
Zebys wiedziala! Jak nie dzieci, to wnuki albo rodzicow czy meza. I tak przez cale zycie.
UsuńBo macierzyństwo, zwłaszcza w świetle tego, że trzeba być Matką Polką, jest stanowczo przereklamowane. Powodzenia córce w dojechaniu :) Ja bym oszalała, dziś mnie dobiła wyprawa do Warszawy po kundla. Ale dojechali, więc mogę spokojnie spadać spać :)
OdpowiedzUsuńTez bede sie denerwowac, zanim dostane wiadomosc, ze szczesliwie dotarli na miejsce i potem kiedy beda wracac. Dlatego staram sie o jak najwiecej ulatwien, zeby ta droga przebiegla w miare szybko i bezbolesnie.
UsuńZatem trzymam kciuki, żebyś się nie zestresowała do końca. Moi sami obczaili te wszystkie samochodowe udogodnienia, mnie by nawet do głowy nie przyszło czegoś takiego szukać. No ale ja w maluchu w koszu do bielizny dzieci woziłam, maluch dożył sędziwego wieku, sama nie mam prawa jazdy, więc mnie to nigdy nie interesowało. Ale po podróży z Łobuzami do K. - lekko ponad 100 km - wiem, jak upierdliwe są takie dzieci w samochodzie, chociaż Ł. już odchowane są. Twoja córka jest dzielna :)
UsuńMoje dzieci mialy wprawdzie foteliki samochodowe, ale takie proste w konstrukcji. Te, ktore maja moje wnuki, to ja ich nie umiem pozapinac, takie hajteki, ze bez kija nie podchodz. Czasem uda mi sie poskladac te lamiglowki, wtedy chodze taka dumna z siebie, ze nie pytaj. Najczesciej jednak po kilku probach mowie do corki, zeby sobie sama te cuda zapinala, bo ja nie umiem. :)))
UsuńJa moje wnuki wożę zbiorkomem :) Wyluzowana bapcia ze mnie. Rzucam je na wolne miejsca w każę siedzieć na dupie i animrumrać :) Działa :) Ty jesteś bapcia bohaterka :)
OdpowiedzUsuńUsuń
Jakbym miala je wozic, mam na mysli te male, bo te starsze maja swoje poddupniki i sa latwe w obsludze, to najpierw musialabym przelozyc od corki te foteliki, ktorych nie umiem obslugiwac, wiec pewnie tez wsiadlabym do miejskiego autobusu.
Usuń