Koniec wrzesnia przyniosl ze soba dosc ladna pogode i o ile w sobote bylo pochmurno, choc cieplo, tak w niedziele pokazalo sie nawet slonce. Mialysmy pojsc z corka na swieto Gesiarki. Dla nowych Czytelnikow: to taki symbol mojego miasta i najczesciej calowana dziewczyna na swiecie. Kazdy bowiem swiezy doktorant po obronieniu pracy, jest wieziony na wózku pod Gesiarke, musi wspiac sie na dosc wysoko polozony cokól i pocalowac nasza Gänselisel. Co roku tez wybierana jest "ludzka" Gesiarka, ktora przez nastepny rok pelni role reprezentacyjna (podobnie jak Miss). Wlasnie na takim swiecie Gesiarki jest przedstawiana mieszkancom, a przy okazji dzieja sie wokolo rozne atrakcyjne rzeczy, gra muzyka, dzieciaki albo skacza na tych dmuchanych ustrojstwach, albo jezdza na karuzelach, maluje sie im buzki, wszedzie stoja stragany z pamiatkami i przekaskami, a do tego sklepy maja otwarte. Wszystko to wabi tlumy na stare miasto, a ja, choc tlumow nie lubie, poswiecam sie dla dzieci.
Nie tym razem jednak, co bylo mi nawet na reke. Córka zadzwonila, ze musi sie pakowac, po poludniu przyjedzie jej kolega z pracy i beda przekladac siedzenia dla dzieci oraz dopakowywac auto, bo o 3.00 w nocy ma po nia i po dzieci przyjechac, wiec zeby wszystko bylo juz gotowe na tip-top, zeby nie robic tego w nocy. Córka bowiem zabiera sie z tymze kolega F. i jego synem na urlop do Francji. Kolega ma tam dwutygodniowa delegacje, a ze zawsze wynajmuja im tam mieszkanie Airbnb, to zmieszcza sie wszyscy, dojazd tez maja na koszt firmy. Corka bedzie opiekowala sie cala trójka dzieciakow, bedzie gotowala dla wszystkich i posiedzi z chocholami dwa tygodnie w cieple, a F. bedzie sobie pracowal. Takie tam przyjemne z pozytecznym. Ja tu bede kwiatki podlewac, skrzynke na listy oprozniac i ogolnie pilnowac chalupy zdalnie.
Poszlam wiec robic przyjemnosc Toyce, wybralysmy sie znow na Dransfelder Rampe (to nieczynna juz stara trasa kolejki waskotorowej do Dransfled), ale tym razem zeszlysmy z niej trzecim zejsciem prowadzacym po bardzo stromych schodach do gory. Jakims cudem wczolgalam sie i gdyby to byl koniec wspinaczek, to nie byloby dramy, ale dojscie stamtad do ulicy jest tez pod gorke, wprawdzie nie jakos stromo, ale kilkaset metrow. Cale szczescie, ze przy ulicy stoi lawka, jest gdzie odpoczac i zlapac oddech. Zrobilysmy ok. 10 kilometrow, wiec chodzic moge, ale wspinaczki jeszcze mnie wyjatkowo mecza.
Po drodze odkrylam wiele drzew gruszkowych, pod ktorymi bylo sporo spadow, ale nie mialam w co ich zapakowac, wiec w poniedzialek, kiedy jeszcze mialam wolne, poszlysmy z Toyka z torba i plecakiem na gruszki. Tym razem zeszlysmy z Rampy wczesniejszym zejsciem, wprawdzie tez pod gorke, ale krótki odcinek. Dobrze nie jest, ten spacer mnie lekko wykonczyl, sapanie wrocilo, dodatkowo zarzucalo mna jakbym byla lekko pijana. A juz droga do domu z plecakiem pelnym klapsow (ponad 7kg) dokonal reszty, dorznal mnie tak, ze prawie nie moglam wejsc po tych moich siedmiu schodkach do mieszkania.





Gęsiarka jest cudowna i cała tradycja związana z nią. No i dobrze że nie jest żywa, bo tego całowania zdecydowanie za dużo 💋
OdpowiedzUsuńNo i fajnie maja chochoły że znowu wakacje we Francji, przecież całkiem niedawno tam byli, każdy by tak chciał i jeszcze do tego piękna jesień. Ja mogę sobie pomarzyć, założyłabym sombrero i śpiewała La Cucaracha. Wiem wiem ze to Francja a nie Meksyk.
Wczoraj dowiedzialam sie, ze wybrana zostala nowa Gesiarka i zostala nia dziewczyna na wozku inwalidzkim. Polityczna poprawnosc wkroczyla nawet tam. Juz nawet nie skomentuje, pewnie jakas dzialaczka mlodziezowki.
UsuńChocholy lataja w kapielowkach, brodza w morzu, corka troche odpoczywa, a troche ma roboty z cala trojka.
Jak te gruszki pięknie pospadały na to podłoże miękkie jakby specjalnie przygotowane, sama bym się tam położyła i jadła, jadła, jadła,…patrzyła w niebo i zasnęła…rozmarzyłam się.
OdpowiedzUsuńTo sa klapsy, o ile pamietasz ich smak z Polski, teraz juz sie takich nie hoduje, zostaly nieliczne stare drzewa posadzone jeszcze za normalnych czasow. Ich smak jest nie do podrobienia, w sklepach nie znajdziesz.
UsuńOczywiscie ze klapsy pamiętam, ja jestem wykarmiona na sadach poniemiecki, wiec miałam taka grusze we własnym ogrodzie. Poza tym wyprawy dziecięce były w pola a tam rosły takie grusze jak ta Twoja.
UsuńWszystko, na czym czlowiek sie wychowal, jablka papierowki, kosztele i wiele innych, gruszki klapsy - wszystko nagle okazuje sie nieoplacalne, wymyslaja jakies nowe odmiany, niektore nawet dosc smaczne, ale gruszek lepszych smakowo od klapsow jeszcze nie wymyslili.
Usuńciasto wygląda obłędnie :-)
OdpowiedzUsuńbym zjadła. nie umiem piec i jestem zniechęcona po kilku nieudanych próbach w moim życiu.
no i przypomniałam sobie, jak brałam taczkę i chodziłyśmy z Erną w pola, bo tu BYŁY dzikie jabłonki z obłędnymi jabłkami ale już nie ma...wycieli, pod deweloperke .
To ciasto na pewno by Ci wyszlo, bo zawiera tylko cztery skladniki plus dowolne owoce na wierzch, robie ze sliwkami, jablkami, gruszkami, brzoskwiniami, nawet kiedys z porzeczkami, kiedy dostalam wieksza ilosc od kogos w prezencie.
UsuńTo czyste barbarzynstwo wycinac drzewa, ale bogaty ma prawa, my obowiazki.
Mogę Ci tylko zazdrościć tych gruszek... Ja żeby pojeść dobrych gruszek, to muszę jechać na Górniak, bo w sklepach i na ryneczku, na Dąbrowie, mają okrutne ceny i do tego, klapsa jest fatamorganą. Ostatnio, jeden z handlarzy, próbował mi wcisnąć inne gruszki, zamiast klapów... Fajnie, że wnuczki mogły wyjechać, na dodatkowe wakacje. 😘
OdpowiedzUsuńSzczesliwie sie sklada, ze ten kolega z pracy corki ma az dwa tygodnie tych prezentacji, bo na ogol wyjazdy sa tygodniowe.
UsuńTak jak napisalam u Teresy pod komentarzem, znikaja odmiany owocow, na ktorych sie wychowalismy, na ich miejsce wchodza inne, ale z pewnoscia nie lepsze.
Zazdroszcze moznosci spaceru w Twej pogodzie i przyrodzie. I energii tez bo moje nogi by dluzszego nie zniosly.
OdpowiedzUsuńWciaz narzekam na moj obecny klimat ale musze skoro mam jaki mam a jest meczacy. Wyglada ze w moim zyciu faza spacerowa jest przeszloscia - uzywaj dopoki sie da.
Z gruszek najlepiej lubilam "ulegalki" choc one nie nadawaly sie na placek. Z owocowych ciast najbardziej lubie sliwkowe i z rabarbarem.
Ja tez lubie rabarbar, ale nie powinnam go jesc, bo zawiera duzo szczawianow, a te szkodza mi na nerki, podobnie szczaw. Czasem jednak zgrzesze, ale rzadko. Fakt, mamy pogodowo z jednej strony lepiej, ale np. w zimie wolalabym byc na Florydzie, a nie w Europie.
UsuńUlegalek nigdy nie lubilam, dla mnie byly one jakies takie zgnile.
Ja zrobiłabym na zimę kompot z gruszek z goździkami i gruszki w occie.
OdpowiedzUsuńJa bym tez zrobila, ale 1. nie chce mi sie, 2. nie mam sily, 3. nie mam czasu. Ja mam naprawde wiecej obowiazkow niz sie komukolwiek wydaje.
UsuńJa to wiem. Sama nie nadążam z życiem, chociaż nie mam nikogo do opieki. Ty masz praktycznie dwie osoby, to jest obłęd.
UsuńA w ogóle tak lubię gruszki, że zjadłabym sama te 7 kg na jedno posiedzenie. No, może na dwa 😁
UsuńJa chwilowo rozdaje gruszki, bo nie mam czasu sie nimi zajac.
UsuńMam pod opieka dwie dorosle osoby, psa i dwa koty.
UsuńMoja babcia miała gruszę klapsę, pamiętam że tata przywoził nieraz po 20-30 kg gruszek. Mama układała je na balkonie i codziennie sprawdzała, czy któreś już doszły. A jak już dojrzały, to trzeba było jeść w śliniaku, bo sok po brodzie kapał 😉😁 Pamiętam, że wielkie były, chociaż może nie? Może to ja miałam mniejsze dłonie? 😉
OdpowiedzUsuńU nas najczęściej kończyły w słoikach jako kompoty, część zjadana na bieżąco, dużo też ciast tata piekł.
Fakt, że wiele starych odmian owoców odeszło w zapomnienie. Mnie najbardziej żal papierówek i polskich truskawek, ciężkich i soczystych, nie takich jak dziś, przypominających styropian...
Ale to że nie są już uprawiane wynika chyba też z tego, że nowsze odmiany są bardziej plenne, odporne na choroby czy szkodniki. Chociaż zupełnie nie rozumiem tworzenie dziwolągów np. jabłka o smaku gruszki albo coś w ten deseń. 🤦♀️🤷♀️
Kiedys Lucja Prus spiewala: "na mym stole wegorz z drobiu w opakowaniu zastepczym". Tak i jablka o smaku gruszek, ogorki o smaku brzoskwin - swiat staje na glowie. Rolnikom i plantatorom nic sie nie oplaca, liczy sie zysk, nic wiecej. Nie wiem jak jest w Polsce, ale tu klapsy w sklepie nie kupisz, mozna tylko zbierac spod przydroznych drzew owocowych, ktorych jeszcze nie zniszczono.
UsuńTeż nie wiem, czy są sprzedawane w Polsce. Tutaj nie, chociaż udało mi się kilka razy trafić "u Turka" gruszki, które też ładnie dojrzewają po kilku dniach w domu - robią się miękkie, soczyste, ale nie gniją. Zauważyłam, że tutaj popularne są gruszki małe, twarde, ze skórą jak na wołu. I one najczęściej szybciej zgniją niż staną się zjadliwe. Blee...
UsuńTu tak samo, ja praktycznie nie kupuje tutaj gruszek, czasem skusze sie na te azjatyckie gruszki nashi, sprzedawane w takich siateczkach, sa okragle jak jablka i dosc smaczne. Ale i tak nasze klapsy najlepsze.
UsuńNo to się pochwalę - u mnie na Manhattanie "u Wypycha" są klapsy :) I inne pyszne gruszki i jabłka też, jak z mojego dzieciństwa. Bo Manhattan to jest raj :) A dlaczego rolnikom się nie opłaca? Bo za kg ziemniaków dostają w skupie 20-50 gr. W markecie te same ziemniaki kosztują już ponad 3 zł. A wiadomo, ziemniaki same nie rosną, trzeba pole przygotować, nawóz też jest konieczny, bardzo często nawadnianie przy obecnych suszach. Potem desykacja (mechaniczna albo chemiczna - żeby łęciny pozasychały, bo inaczej wyciągają z ziemniaków to, co wartościowe i cała para idzie w gwizdek. Potem wykopki i nie ma zmiłuj, nikt już nie zbiera ręcznie). Kombajn do ziemniaków kosztuje ok. miliona zł, o ile dobrze pamiętam. A przechowywanie? Już nie kopce, ale specjalne przechowalnie, w których wszystkim, łącznie z temperaturą i wentylacją steruje komputer. Niemieckim bauerom też się to nie opłaca, odkąd brakuje Polaków do pracy. I tak jest w każdej uprawie. Klient chce tanio, rolnik dostaje ochłapy za ciężką pracę, która czasem pada w jednej chwili - wystarczy przymrozek, susza, grad, deszcz nawalny - i rok pracy w plecy.
UsuńLepiej już było. Ja sama na zagonku rodziców latałam z butelką z naftą i zbierałam tego wroga, co nam Amerykanie na spadochronach zrzucali. A potem, już w licealnych latach, chodziłam do bambra na wykopki, bo ojciec mi powiedział, że jak chcę mieć nowe ciuchy, mam sobie zarobić. No to zarobiłam, choć gospodynie robiły zakłady, że nauczycielskie chuchro padnie na polu. Nie padło, ma się do dziś nieźle :) No ale Ty nie słuchasz zaleceń, sama się forsujesz. Zwolnij. Przystopuj, będziesz dłużej w dobrej kondycji. :)
Chyba za bardzo zyje zgodnie z zasada, ze albo wszystko, albo nic, ja nie umiem sie oszczedzac, siedziec, byc na diecie, ja chce zyc, a jesli nie moge tak na 100%, to nie chce. Bo i po co? Jednak czuje, ze nie powinnam, ze przegielam i teraz czuje te swoja wyrywnosc.
UsuńUnia z jednej strony niszczy rolnictwo, z drugiej niby doplaca, ale wszystko na swoich warunkach, pozbawia rolnikow samodzielnosci decydowania, co beda sadzic i hodowac, bo zbija ceny skupu. Tu jest to samo, nic sie nie oplaca i ja juz nie wiem, jak to w ogole jeszcze wszystko funkcjonuje.
No ja w tym siedzę, i kurwica mnie bierze. Jak koreckę o traktorach, o tych wspaniałych maszynach, o Rolnictwie 4.0, gdzie wszystko idzie ku cyfryzacji, to chciałabym być rolnikiem w następnym życiu. Jak spojrzę realnie, to podziękuję. A Ty uważaj na się, bo z kim będę koty darła? Też nie lubię swojego niedołęstwa, ale dziś, grzejąc się w promieniach jeszcze ciepłego słońca, wlokąc się noga za nogą - czułam się znów młoda. Choć jako młoda tę trasę przeleciałabym w 20 minut, a wlokłam się prawie godzinę. Ale kasztany zbierałam :)
UsuńHe? To my drzemy jakies koty??? Pierwsze slysze! Do tej pory zylam w przekonaniu, ze nas przy porodzie rozdzielili, bosmy prawie syjamskie o jednakowych pogladach, a tu taka niespodzianka. Trzeba bylo mnie uprzedzic o tych kotach. :)))))
UsuńSometimes. Sometimes się nie zgadzamy. Jak nie słuchasz, że masz zwolnić... I nawet nie mogę Ci kijem przyłożyć, bo GG zdechło... I nie ma takich ikonek :P
UsuńTo moze tylko skop mi tylek. Od kija drzazga moglaby mnie skaleczyc.
UsuńTęsknię za tymi starymi odmianami jabłek, pamiętam że uwielbiałam malinówki i pierwsze papierówki oraz kosztele - wtedy każda odmiana miała jednak inny smak, a teraz po smaku nie rozpoznasz co to za jabłko. A potem gdy mi się chciało tych starych odmian to się jeździło na obrzeża Warszawy bo w przydomowych ogródkach ludzie mieli jeszcze te stare odmiany jabłoni. Anusia - nie szarżuj z tym wysiłkiem fizycznym bo zamiast polepszyć to Ci się pogorszy. No chyba , że Ci się spieszy by sprawdzić "co jest potem". Tyle tylko, że nie sprawdzisz tego od tak, zaraz, ale przedtem będziesz egzemplarzem okazowym na kardiologi i na Twoim przykładzie inni będą pouczani czego nie wolno pacjentom kardiologicznym mającym rozrusznik robić.
OdpowiedzUsuńWyobraziłam sobie Panterę na kardiologii i oplułam monitorek :)
Usuń@ Stara Jedzo, tu nie ma nic do smiania, to jest, qrna, bardzo powazna sprawa. Przeciez juz bylam na kardiologii. No!
Usuń@ Anabell, chyba wlasnie przeszarzowalam, czuje sie tak podle, ze zastanawiam sie, czy nie pojsc wczesniej do tego kardiologa i nie czekac do grudnia. Dzisiaj bylam na krotkim spacerze, to ledwo dowleklam sie do domu, zadnych gorek ani innych przeszkod.
UsuńIdź, nie zastanawiaj się. Nie chcesz być wytykana palcami na kardiologii jako niezdyscyplinowany pacjent. Czasem trzeba przystopować. Trzymam kciuki.
UsuńPewnie znow bede musiala przymilic sie do mojego swietego Michasia od Kardiologii, inaczej nie dostane terminu.
UsuńIdź koniecznie, ukorz się i zrozum, że nikt nie jest wieczny, a skoro poddałaś się leczeniu to musisz przestrzegać zaleceń. No że chyba to nowy z Twojej strony takie Twój ukryty sposób na samobójstwo.
OdpowiedzUsuńAnabell, ja wiem, ze latwo jest z daleka udzielac porad, ale powiedz mi, kto to wszystko za mnie zrobi? Ja nie moge sobie pozwolic nawet na sanatorium, bo nie moge zostawic domu bez dozoru. A do lekarza pojde w grudniu, bo taki mam termin.
UsuńTo zupełnie jak w Polsce nim wyjechałam - z tymi terminami. Wiesz - znam taką, która też tak uważała i przedziwnym trafem gdy wylądowała w szpitalu pewna, że cały dom legnie w ruinie a mąż kaleka (miał amputowaną jedną nogę) zginie marnie , dzieci brudem zarosną i na pewno pomrą z głodu, ze zdumieniem po powrocie stwierdziła, że nie dość, że wszyscy żyją to jeszcze jej chłop całkiem oprzytomniał bo ......musiał.
UsuńMialam przedsmak, kiedy tydzien mnie nie bylo, bo mialam jakies nieplanowane durne komplikacje po woreczku. Zdaj sobie sprawe, ze choroba slubnego dosc szybko postepuje, mama jest tez coraz slabsza i stan, w jakim jeszcze byli dwa miesuace temu, juz sie pogorszyl.
UsuńFajna tradycja z tą Gęsiarką. Chciałabym na własne oczy zobaczyć kiedyś to święto pełne gwaru, muzyki i kolorowych atrakcji. Ciasto wygląda pysznie! Wydaje mi się, że jego zapach dosłownie doleciał do mnie i aż ślinka cieknie:-) Ale przyznaję, że czytając o tym plecaku pełnym gruszek, aż mnie zabolały plecy. Dbaj o siebie, bo żadne owoce nie są warte takiego zmęczenia. Życzę Ci, żeby następnym razem gruszki same wskoczyły do torby, a najlepiej prosto do auta.
OdpowiedzUsuńJeszcze tych wszystkich gruszek nie zagospodarowalam, nie mam ani sil, ani czasu, sa wazniejsze rzeczy do zrobienia, a poza tym niespecjalnie sie czuje. Leza wiec gruchy na balkonie i moze uda mi sie ich nie wyrzucic, choc chwilowo wszystko na to wskazuje.
UsuńAle Ci się trafiły te gruszki! Jak ślepej kurze ziarno! :) A ja akurat zasiadłam do komputera z kawą – Twoje ciasto byłoby do niej jak znalazł! Szkoda, że nie dla psa kiełbasa.
OdpowiedzUsuńWy macie Gęsiarkę, a my mamy "cudowny" kamień, znajdujący się na samiutkim szczycie zamku Blarney. I to w dodatku w tak trudno dostępnym miejscu, że trzeba się położyć na plecach i mocno odgiąć głowę do tyłu, żeby w ogóle można było go pocałować. Po co te wygibasy? Żeby pozyskać dar krasomówstwa – tako rzecze irlandzka legenda ;) Byłam, zamek zwiedziłam, ale kamienia nie całowałam, bo mnie to obrzydza :) Ale tysięcy innych turystów już nie, bo to bardzo popularna atrakcja w hrabstwie Cork. Chodzą słuchy, że miejscowi "dowcipnisie" kiedyś sikali na ten kamień, a teraz turyści go całują...
Tu dwuminutowy instruktaż, gdybyś kiedyś zechciała tego dokonać (choć nie wiem, po co miałabyś to robić, bo dar elokwencji już masz):
https://www.youtube.com/watch?v=4gRS-IIjRrw
Wczesniej tez kiedys zbieralismy te gruszki, ale nie zawsze chcialo nam sie taki kawal drogi chodzic. W sumie o nich zapomnialam i przypadkiem na spacerze z Toyka wzielam jedna do zjedzenia i przypomnialo mi sie, wiec nastepnego dnia polecialam tam z plecakiem.
UsuńTyle lat tu zyje i tylko raz udalo mi sie trafic na calowanie Gesiarki, jesli masz ochote:
https://dezinformacjeikonfabulacje.blogspot.com/2022/07/to-byly-piekne-dni.html