27 grudnia 2020

Wielkie marnowanie

 I po swietach... Pewnie znow zapelnia sie smietniki nadmiarem jedzenia, ktorego nie dalo sie juz wcisnac w pelne brzuchy domownikom i gosciom. Co powoduje, ze w okolicach swiat wiekszosci z nas odbiera rozum i przygotowujemy na te kilka dni industrialne ilosci jedzenia?  Mozna by podywagowac, ze taka jest polska tradycja, gosc w dom i takie tam. Ale i tutaj, a podejrzewam, ze wszedzie na swiecie w krajach wysoko rozwinietych ta tendencja jest jednakowa, przed swietami kupuje sie w nadmiarze, a po swietach ten nadmiar laduje w smietniku, bo ile mozna zjesc. 
Swieta to czas odwiedzin, spotkan rodzinnych, folgowania sobie i wlasnym kubkom smakowym, ale... o ile pierwszego dnia wielkiej wyzerki, czyli w wigilie, czlowiek rzuca sie na te rzadkie smakolyki i zjada ich wiecej niz zjadlby kazdego innego dnia, tak w dni nastepne zoladek juz protestuje, jest pelny, rozleniwiony i choc oczy smieja sie do genialnych makowcow tesciowej czy pasztetu babci, to tresc zoladkowa konczy sie gdzies tak na koncu przelyku. A przeciez wszystkie panie domu panicznie boja sie wizji, ze czegos mogloby na stole zabraknac i choc z wieloletniego doswiadczenia wiedza, ile mniej wiecej jedzenia "schodzi", zawsze szykuja za duzo. A po swietach sie dojada, ja tam uwielbiam dojadac te wszystkie przysmaki, rzadko nawet je podgrzewam, dojadam sobie na zimno i ciesze sie, ze nie musze gotowac swiatecznych obiadow. Jednak w innych rodzinach do wigilijnej wyzerki dochodza rodzinne swiateczne obiady i kolacje, z ktorych oczywiscie tez duzo pozostaje. Pol biedy, kiedy potrawe mozna zamrozic, gorzej kiedy jest to niemozliwe.
U mnie w domu jedzenie sie nie marnowalo, dziadkowie byli z pokolenia, ktore przezylo wojne, zaznalo glodu, wiec wyrzucenie chocby okruszka chleba poczytane byloby za niewybaczalny grzech. Moi rodzice zaczynali wspolne zycie od zera, to bylo studenckie malzenstwo, nie mieli nic, wiec i jedzenie sie ograniczalo do niezbednego minimum. Pamietam, ze mama zawsze przed obiadem pytala, na ile ziemniakow mamy apetyt i tyle ich obierala, nie pamietam, zeby po obiedzie zostawaly jakies resztki, ktore trzeba by bylo wyrzucac. W moim gospodarstwie juz jest inaczej, nie zmuszalam dzieci, zeby wyjadaly z talerza do czysta, ale nie wyrzucalismy duzych ilosci, jakies niewielkie resztki. 
Dziwi mnie polityka dotyczaca zmarnowanego pozywienia, podczas gdy w tych naszych panstwach rozwinietych nie brakuje ludzi glodnych. Pierwszy z brzegu przyklad, kiedy w Polsce jakis piekarz oddawal niesprzedane pieczywo na rzecz biednych, juz nie pamietam, czy byl to jakis sierociniec, czy inny dom opieki. Oddawal calkiem za darmo, jeszcze dowozil, a panstwo obarczylo go jakims gigantycznym podatkiem. Teraz wyrzuca niesprzedany chleb do smieci. Pogratulowac!  U nas kilka osob zostalo juz ukaranych grzywnami (lub wiezieniem, jesli nie mieli z czego placic) za wziecie sobie ze sklepowego smietnika jakichs wyrzuconych artykulow spozywczych. Fakt, ze wiekszosc, ktorych data przydatnosci do spozycia dopiero sie konczy, jest przekazywana do dobroczynnych jadlodajni, jednak czesc nie wiedziec czemu laduje w smietniku. Ale nawet, jesli przekroczona zostala data przydatnosci do spozycia, to przeciez ta data jest wielce umowna i praktycznie mozna spozywac daleko po jej uplywie. Znamy to z wlasnego doswiadczenia lodowkowego, prawda? Ja nie wyrzucam przeterminowanego jedzenia, sprawdzam i jesli sie nadaje, zjadamy je.
Boli mnie, kiedy widze wyrzucane jedzenie, bo mam przed oczyma zdjecia umierajacych z glodu ludzi.

 

55 komentarzy:

  1. Sluszne bardzo uwagi, takie zwyczaje trzeba koniecznie zwalczac, jedzenia nie mozna marnwac! na widok glodujacych ludzi we wszystkich szerokosciach geograficznych, dzieci o wielkich oczach i wychudzonych cialkach przerazenie mnie ogarnia, potem ide do naszego blokowego wysypiska na smieci a tam chleb w ilosciach wielkich, przynajmniej skladany w pojemniku pewnie potem wywozony dla trzody.wiec nie calkiem sie marnuje.
    Wenezuela, ktora byla krajem miodem i mlekiem plynaca gloduje, ludzie chodza po smietnickach szukajac resztek, zawsze o tym pamietam, ze tam kazdy gram mąki jest na wage zlota. Ja nie marnuje,mam dobrze zaplanowane co kupuje i ile..ale jak piszesz, na swieta jakis amok opanowuje nasze umysly,, tez za duzo upichcilam, sama nie wiem dlaczego, troche z nudow, siedze w domu to gotuje, ale wszystkie nadmiary zamrozilam i bede jesc , nawet makowiec poszedl do zamrazarki.
    Ja nie wyrzucam jedzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci dostarczyly nam tyle dobra, ze wiekszosc pozamrazalismy i bedzie na wiele obiadow. W dni swiateczne w ogole nie gotowalam, dojadamy wigilijne resztki, sa pyszne. Chyba jednak kupilismy za duzo chleba, ktorego w ogole teraz nie jemy. Dawniej, kiedy jeszcze nie bylam taka swiadoma, kroilam stary chleb w drobna kosteczke i zanosilam kaczkom na zieziorko. Myslalam, ze czynie cos pozytecznego, az dowiedzialam sie, ze to dla ptakow moze byc smiertelne. Trudno, chleb pojdzie do smietnika, bo predzej czy pozniej nam splesnieje, a w zamrazarce nie ma miejsca, zeby go tam upchnac.

      Usuń
  2. Ja uwielbiam dojadać wigilijne potrawy, więc raczej się nie popsują. Wędliny w tym roku kupiłam sporo mniej, ale i tak część zamroziłam. Co, do pieczywa, to ktoś się ze mnie ostatnio śmiał, że do sklepu, gdzie jest smaczne pieczywo, potrafiłam po nie jechać o szóstej rano. To pieczywo można zamrozić i jest bardzo dobre, po odmrożeniu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zeby zamrozic, to trzeba miec miejsce w zamrazarce, a jak dzieci zarzucily nas jedzeniem, to miejsce sie skonczylo, wiec pewnie niezjedzony chleb wyladuje w koncu na smietniku :( Te moje corki w tym roku poszly po calosci z iloscia jedzenia.

      Usuń
    2. A smazony chleb lubisz? absolutnie nizdrowy i tlusty, ale taaaaki dobry! a najlepszy jest ten najciemniejszy, litewski, na targu Na Dolku na Ursynowie jesy stoisko z roznymi specjalami, m.in. smazony na chrupko chleb, akurat ten nie wymaga dodatkow, ale zwykly moglby byc np z czosnkiem i ziolami. Ten litewski ze stoiska pogryzalam przez cale lazenie po targowisku i przypomnialy mi sie dawne czasy, dziecinstwa, kiedy smazony chleb to dopiero byl przysmak. a jak chleb taki tostowy to zrobic tzw tosty francuskie czyli pain perdu - obtoczony i nsiakniety jajem, usmazony na zloto i z dzemem - lu! albo - tez z tostowego - zrobic bread and butter pudding - to sa wszystko formy zuzycia czerstwego pieczywa. Jest tez cos , co sie zwie bread pudding i jest niby ciaste, przerazliwie ciezkim, ale wilgotnym i aromatycznym, ktorym to zwalczylam glodomora - mojego starszego bratanka z zoladkiem bez dna. Zjadl dwa kawalki tego specjalu na deser i padl!

      Usuń
    3. Bo wszystko, co niezdrowe, jest na ogol bardzo dobre, a smazony chlebek nalezy do smakowitych przekasek. Choc pajn pierdu nie brzmi zbyt apetycznie, ale pewnie tez smakuje bosko :)))
      My zuzywamy na ogol pieczywo, ale ten niemiecki chleb lubi szybko plesniec, a tego juz nie zaryzykuje, nawet jako najbardziej wyrafinowane pajn pierdu, bo mi zaszkodzi.

      Usuń
    4. Kazdemu zaszkodzi! Ptaszkom i inej zwierzynie tez, jesli ma te penicyline.

      Usuń
    5. Dlatego laduje w smieciach, nawet nie w bio-odpadach.

      Usuń
    6. O, uwielbiam smażony chleb, ale moja wątroba go nie lubi, więc pozwalam sobie na ten przysmak rzadko, wspomagając się przy tym jakimiś verdinami lub czymś w tym stylu :)

      Usuń
    7. Ja tam tfarda jestem, nie mientka i robie watrobie wbrew, obzerajac sie smazona cebula czy chlebem. Potem przez caly dzien mi sie to przypomina, ale co tam. Jam czlowiek pozoltaczkowy, wiec watrobe mam nie do konca sprawna, ale sie nie poddaje dietom, w koncu raz sie zyje.

      Usuń
    8. Ja teżpożółtaczkowa jestem.

      Usuń
    9. No ale Ty Verdinami sie wspierasz, a ja biere wszystko na klate. :)))

      Usuń
  3. Niczego nie szykowałam na wigilię, to zmartwienie zaś dotyczy wielu z rodziny. Z kolei moi rodzice już dawno wyszli z założenia, że nie ma sensu gotować nadmiarów, bo i tak nie ma opcji by ktokolwiek się nie najadł do syta. Wystarczyłoby przecież nawet jedno danie + ciasto i każdy będzie zdrowo najedzony.
    Żyjemy w poczuciu "musi być perfekcyjnie / nie może niczego zabraknąć". Nie tylko po świętach wyrzuca się jedzenie, co nie będzie wcale odkrywcze – po każdej imprezie się wyrzuca, bo zawsze jest za dużo. To są moje obserwacje, mam zły przykład. ;]
    Z obu rodzin teraz dają nam jedzenie, a my to pewnie wyrzucimy, bo dla nas jest za dużo. Np. dostaliśmy obiad na dzisiaj, ale go nie zjemy, bo zostaliśmy zaproszeni na obiad przez tych samych ludzi. Widzisz tu logikę bo ja nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie doszukuj sie logiki u rodzicow (w moim przypadku dzieci), ktorzy postawili sobie za cel nie dac umrzec z glodu biednym dzieciom (rodzicom). :))) My, widzac te gastronomiczne ilosci, od razu popakowalismy w pudelka i do zamrazarki, bo wiedzielismy, ze i tak nie zjemy. A tak bedzie prawie na pol stycznia obiadow :)))

      Usuń
  4. Staram się nie wyrzucać jedzenia . Jesli zostaje mi bułka , suszę i mielę, jeśli zostaje chleb albo resztki mięsno- wędlinowe- oddaję dla zwierząt na wsi. Do nas na targ przyjeżdzają gospodarze, którzy chętnie takie resztki zabierają.
    Pozdrawiam poświątecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak napisalam w komentyrzu dla Grazyny, kiedys karmilismy chlebem kaczki, nie wiedzac o wielkiej jego szkodliwosci. Teraz niestety wyrzucamy, bo i ten chleb jest jakis dziwny, szybko plesnieje. niegdysiejszy polski chleb wysychal, a nigdy nie plesnial, a to cos, co tu sprzedaja, szybko obrasta kulturami penicylinowymi.

      Usuń
  5. Ja nie znoszę dojadać. Po kolacji wig. do pierogów zaglądałam bardzo rzadko. czyli wystarczyło mi na cały rok taka byłam objedzona, już nie mówiąc o kapuście z grochem i innych atrakcjach... na szczęście mam to już za sobą. żadnych wigilii i żadnych innych fanaberii. teraz bardzo muszę dbać o dietę. w moim dom się nie wyrzucało jedzenia i nie wyrzuca. to jest masakra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zaczne dbac o diete, kiedy dojem do konca, a zanosi sie gdzies tak do polowy stycznia albo lepiej, zanim uda nam sie oproznic lodowke i zamrazarke. Dziecka oszalaly z ilosciami, a wyrzucac szkoda, wiec trza sie bedzie przemeczyc.

      Usuń
    2. ojesooo współczuje, po raz pierwszy NIC nie włozyłam do zamrażalnika. a w lodówce jest jeszcze luzzzzz ale taki był plan, bo muszę ją rozmrozić, to jeszcze będziemy mrożonki wywalać...niestety. nie zdążyliśmy przed świętami tych porządków ale też był za ciepło.

      Usuń
    3. Nie ma czego wspolczuc, ja tam sie ciesze, ze mam jeszcze w odwodzie takie frykasy jak pierogi z kapusta i grzybami i kiedy Wy juz dawno od nowa zatesknicie za potrawami wigilijnymi, to ja je sobie wyjme i bede sie rozkoszowac :)))

      Usuń
  6. W wielu miastach, może nawet w całej Polsce jest poświąteczna zbiórka zywnosci, zwykle organizowana w centrum miasta, ale jak trzeba, to podjada pod dom. Oczywiście można oddać żywność nadająca się do jedzenia, niesplesnila oraz wszelkie puszki, serki,soczki itp., żywność fabryczne zapakowana. Ja nie mam tego problemu, nigdy mi się nie zdarzyło wyrzucić jedzenia, jestem z natury oszczędna, kupuje z głową😊Nie chomikuje,nie mroże żywności, w sklepach jest wszystko, kupujemy na bieżąco. Nie jadam chleba, ani ciast, żadnych macznych, ani słodkich, nie lubię tak "kultowych" w niektórych domach potraw jak np. pierogi😊nie robię wyjątków z powodu świat czy innych okazji😊pozdrawiam i zycze dobrego poświątecznego czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo dobry pomysl ze zbieraniem zywnosci dla ludzi ubogich i potrzebujacych. Cos mi sie obilo o uszy, ze i u nas ktos zbiera, ale poniewaz juz zagospodarowalam (zamrozilam) nadmiary, to nie skorzystam. A chleb bedzie jedzony dopoki bedzie jadalny.
      Pierogi zas uwielbiam, ale robic mi sie nie chce, wiec korzystam, kiedy ktos je dla mnie ulepi :)))

      Usuń
  7. W moim domu wyrzucenie chleba to było niemal świętokradztwo. Do dzisiaj to mam, że niespleśniałe resztki zbieram i zostawiam, bo przychodzą tacy, którzy zabierają dla zwierząt . Ziemniaki, które zostały z obiadu odsmażało się na kolację z kwaśnym mlekiem były pyszne. Nie wiem czy w moim mieście też ale modne są teraz lodówki , do których można wstawić nadmiar jedzenia w pojemniku czy słoiku i kto potrzebuje, może sobie zabrać.
    Też przerażał mnie zawsze widok wyrzuconych do śmietnika całych bochenków chleba.
    Smacznego dojadania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tu niestety chleba nikt nie zbiera dla zwierzat, a jest on taki, ze dosc predko plesnieje. Moge zrozumiec wyrzucanie splesnialego chleba, ale bywa, ze te piekarnicze giganty wyrzucaja calkiem dobry niesprzedany chleb. Jest u nas sklep, gdzie mozna kupic "pieczywo z wczoraj" za pol ceny, ale pewnie nie wszedzie sa takie sklepy, wiec sie wyrzuca. Te lodowki dla potrzebujacych to genialny pomysl, u nas mozna na przykoscielnym plocie powiesic torby z jedzeniem i bierze, kto potrzebuje. Tam tez ludzie wieszaja okrycia i inne ciuchy dla bezdomnych.

      Usuń
  8. Ja tez nie znosze marnowania jedzenia, dlatego jak cos zostaje to zamrazam i mam na kiedys tam. Mamy taki sklepik na osiedlu, ktory wystawia jedzenie z konczaca sie data waznosci po znacznej przecenie i my to czesto kupujemy, nie widze problemu w zjedzeniu pomidora po "dacie waznosci", a czesto tez bywa to gotowe jedzenie, na przyklad pizza, ktore od razu wstawiam do zamrazarki i tez jest na kiedys tam, kiedy trzeba zjesc na szybko. Czasami maja tez przecenione mleko niehomogenizowane, z ktorego wychodza wspaniale sery i nawet maslo, kupuje kilka litrow i od razu przerabiam, cena jest dziesieciokrotnie nizsza wiec i mnie sie oplaca i sklep nie musi wywalic na smietnik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli mozna? Mozna! Dlatego dziwi mnie, ze w Niemczech, gdzie jest sporo osob bezdomnych i jeszcze wiecej zyjacych w ubostwie, wyrzuca sie calkiem dobre jedzenie do smieci, choc w wiekszych sklepach tez sa takie stoiska z mocno przecenionymi produktami w okolicach daty waznosci. Pewnie ma to jakis sens, ktory nie jest mi znany. Wkurza jedynie fakt, ze siegajacych po te wyrzucone produkty karze sie wiezieniem jak za zwykla kradziez.

      Usuń
  9. Melduje, ze u nas nadmiaru nie zaobserwowano. Jedzonka tyle, jak na dluzszy weekend. Po doswiadczeniach z dzicinstwa, kiedy babcia wlosy z glowy rwala, co zrobic z nadmiarem, nigdy nie szaleje z iloscia i juz mi sie zdarzylo, ze po swietach mialam problem, bo w sklepach nowe dostawy np miesa dopiero po 2-3 dniach, wiec zawsze mam cos zamrozonego na czarna godzine.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauwazylam, ze kiedy przygotowuje sie wigilie na mniej osob, jakos latwiej trafic w ilosc jedzenia, nie robi sie za duzo. Ale im wieksza rodzina, im wiecej gosci ma byc na swieta, tymwieksze szalenstwo ogarnia gospodynie, pewnie w obawie, ze mogloby zabraknac jakiejs potrawy. No i potem pakuje sie dla wszystkich w pudelka, a i tak duzo zostaje. :))

      Usuń
  10. No to napisze z duma, ze wszelkie slady po jedzeniu wigilijnym i pierwszodniowym sa zatarte, czyli zjedzone. Dzis pieczemy szynke, bo fizycznie nie dalo rady w same swieta (choc czesto zaczynamy szynke PRZED swietami. takze pasztet. ) i bedzie z kartofelkami, moze sosem pietruszkowym, salata z ogrodu i pomidorami ze sklepu (odstaly swoje, to powinny smakowac prawie jak pomidory). Na razie tez nie interesuja nas zakupy jedzeniowe, dzis upieczemy chleb i tyle. Nawet mandarynki jeszcze mamy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lojezu, szinkie pieczecie? Jeszcze Wam malo tych orgii jedzeniowych? :))) A my dalej konczymy salatke, bo ja jakos nie umiem zrobic jej malych ilosci, musi byc pelna miska od noguf, polowe daje dzieciom, a my dojadamy przez tydzien. Ale szkody nie ma, bo lubimy bardzo salatke jarzynowa. Ale zjadloby sie cos innego, np. pasztet w sosie pietruszkowymmmmm.... mmmmnnnniammmm....

      Usuń
    2. Szynka byla wspaniala! chrupka na wierzchu, ponabijana cwiekami gozdzikowymi a na ostatnie 20 minut pomazana tym razem marmelado pomaranczowo. tak na swiatecznie. U nas salatka jarzynowa kwasnieje po paru dniach, no np 3, a siedzi w lodowce niepomajonezowana. Ktos mi powiedzial, ze to przez cebule. bez cebuli, taka gola, dluzej posiedzi, a cebule mozna dodac w ostatniej chwili.
      Pasztet z sosem to srednio.... pietruszkowy jest tak jak serowy, czyli na bazie bialego (ja robie na luzno pojetej bazie sosu do fondue), ciut ciut dobrego sera dla ostrosci i duzo posiekanej natki na sam koniec. do szynki cudnie pasuje.

      Tesciowa mojego synka na wigilie (Berlin) robi...raclette. baaardzo fajny pomysl, ale mi nie pozwalaja....

      Malych ilosci sie ucze co roku coraz lepiej ;), rybki wywalilismy tylko poltora kawalka! zdziczala.....

      Usuń
    3. Bo tego naprawde trzeba sie uczyc, jakos tak z domu mamy, ze na stole musza byc wielkie ilosci, trza sie reformowac i robic mniej. Nie zostana zadne resztki, a i w tylek mniej wejdzie.
      Niemcy to w ogole na wigilie jedza najczesciej kartofelsalat i bratwurst na goraco i zawsze sie dziwuja, ze my tyle na te kolacje szykujemy. Za to w swieta musi byc ges. Nigdy sie nie zniemcze!

      Usuń
  11. I ja staram się nie wyrzucać, a zrobiłam dużo sałatki jarzynowej. Jest pyszna, z porem zamiast cebuli nie kwaśnieje. I też dojadamy. Dobrze nam to idzie. Na szczęście nic się nie zmarnuje. Ciągle ćwiczę przygotowywanie mniejszych ilości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My jemy salatke jak malpy kit i nie zdazy skwasniec, tak szybko znika :))) Nie jest latwo przyzwyczajac sie do tych mniejszych ilosci, chyba mamy to we krwi, ze musi byc duzo. :)))

      Usuń
  12. Też nie marnuję jedzenia, posiadam w domostwie "odkurzacz", który pochłania wszystko. To, co gotuję na wigilię, jemy przez świąteczne dni, tak, że moje 171 pierogów topnieje bez zamrażania. Kapuchy z grochem i grzybami, też nagotowałam dużo, dziś zagotowałam i włożyłam wrzątek do słoików (nigdy nie mrożę). Mięs żadnych nie piekłam, a chleb wyczaiłam pyszny i kupuję po 3 bochenki i mrożę, ale u mnie dziennie idzie prawie bochenek, bo Bezowy do wszystkiego musi mieć kromkę, a do pracy bierze 6 kromek. Sałatę jarzynową też robiłam i jeszcze na dwa dni mamy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i powiedz mi, Ania, gdzie tu sprawiedliwosc dziejowa? Taki Bezowy i moj slubny tak samo, wciagaja jedzenie jak odkurzacze i im to w tylek nie wchodzi, a ja od samego patrzenia tyje :(((

      Usuń
  13. W Polsce od wielu lat łatwo bardzo oddać nadmiarowe jedzenie. Można też samemu się włączyć i wozić je od tych co mają za dużo do tych co im brakuje. Bez opłat


    Jaś mię mam za dużo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez nie mialam, ale dzieci zrobily nam dywersje. Ale nic to, mamy zapas zamrozony, wiec nie wyrzucony ;)

      Usuń
    2. My przez najbliższy tydzień możemy co najwyżej kupić kawałek chleba;)

      Nic nie zmarnuje

      Usuń
    3. Od wigilijnego sniadania nie zjadlam ani okruszka chleba :D

      Usuń
  14. Pewnie mógłbym poszukać bardziej podniosłych powodów, dla których staram się nie marnować jedzenia (i jeśli mi się zdarzy, to są naprawdę wypadki przy pracy, gdy mi coś zasłoni produkt i znajdę go dopiero po terminie ważności), ale dla mnie takim prostym i bezpośrednim powodem jest poczucie bezsensu kupowania w celu wywalenia do kosza. Nie lubię robić rzeczy nie mających sensu. I nie chodzi tu o pieniądze, bo przecież chętnie wydaję kasę na swój relaks, n.p. wycieczki w góry. Chodzi o sens. Relaks go ma, kupowanie, by wyrzucić go nie posiada.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! I tu Cie mam! Nigdy nie byles polska pania domu, do ktorej schodza sie goscie, a Ty nie wiesz, jaki przyniosa ze soba apetyt i szykujesz tyle, zeby nie zabraklo. A oni akurat najedzeni w poprzednie dni swiateczne i nie zjedli prawie nic. Zart oczywiscie, ale czasem tak wlasnie bywalo, w tych zamierzchlych czasach, kiedy wolno bylo gosciom przemieszczac sie od domu do domu i z miasta do miasta ;)

      Usuń
  15. U mnie w domu, jak w Twoim, też nigdy nie wyrzucało sie jedzenia. Wszystko można było jakoś wykorzystać, przetworzyć. Grzechem i głupotą było marnowanie jedzenia w czasach niedoborów wszystkiego. A i dzisiaj jest grzechem, gdy wszystkiego jest nadmiar. Ten nadmiar sprawia, że ludzie jedzenia nie szanują, że chleb nie jest już dla nich świetością i podstawą życia. Ale to w miastach tak się porobiło, gdzie nie wytwarza sie niczego i nie hoduje (co łączy sie z ciezka pracą i odpowiedzialnoscią za wytworzony produkt) a po prostu nabywa produkty żywnosciowe w sklepach. Jakież to proste! I jak prosto pozbyc sie czegoś do śmietnika, jak nam przestaje odpowiadać. Na wsi nadal niczego sie nie wyrzuca. Tu, jesli ludzie czegoś nie zjedzą, to zawsze przyda sie dla zwierząt. A jakieś odpadki typu obierki ,kości czy zlewki nadają sie na obornik, z którego powstaje świetny nawóz do ogrodu.
    My, tak jak Ty, dojadamy sobie po świetach to, co zostało, ciesząc się, że nie trzeba gotować. Jeszcze na parę dni starczy!:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj "miastowe" dzieci sa przekonane, ze mleko pozyskuje sie z jakiegos drzewa czy tez pompuje spod ziemi. Malo kto miewa dziadkow czy rodzine na wsi, zeby moc obejrzec na zywo dojenie, zabieranie kurom jajek spod kupra czy jakakolwiek inna czynnosc sluzaca pozyskiwaniu jedzenia, oni sa przekonani, ze to jedzenie jest ze sklepu, ale jak do niego trafilo, to juz nie. :))
      Na wsi latwiej jest nie marnowac jedzenia, zawsze moga sie pozywic jeszcze zwierzeta, gorzej z tym w miastach, ale przy odrobinie staran mozna.

      Usuń
  16. Czyżby na Twoim blogu spotkali się ludzie, których łączy wspólne podejście do szanowania żywności?
    Nie lubię, gdy coś się marnuje, nie lubię wyrzucać jedzenia, staram się, by to się nie zdarzało. Oczywiście, nikt nie jest doskonały i czasem jakaś pomarańcza od dołu zaczyna pleśnieć, czy inny podstępny owoc.
    Po świętach zostały tylko pierogi, które zamroziłam i się kiedyś zje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ba, ja zadaje sie tylko z takimi, co zywnosci nie marnuja :)))
      A kiedy swieta pojda dawno w zapomnienie, ja wyciagne sobie z zamrazarki pyszne pierogi z kapusta i grzybami albo krokiety, ktore zrobila corka i bede sie napawac od nowa. ;)

      Usuń
  17. Nigdy nie miałam problemu z nadmiarem jedzenia, bo robię tyle, ile mi potrzeba. Czasem tylko jakiś drobiazg zapodzieje się w kącie lodówki i niestety, trzeba go wyrzucić, np. resztka śmietany, ale to bardzo rzadko. Dużo zamrażam, również pieczywo. Siostra czasem coś wyrzuca, ale uczę ją, żeby mnie spytała, czy mi się nie przyda. Z kolei moja (już nieżyjąca) ciotka, kiedy nie zjadła np. połowy drugiego dania, to wszystko lądowało w koszu na śmieci, co dla mnie było kompletnie niezrozumiałe. Taki np. kotlet schabowy jest świetny na zimno na kanapkę, a ziemniaki też można odsmażyć. I po cholerę nakładać górę jedzenia; nie lepiej wziąć sobie dokładkę?
    A dawno temu, kiedy jeszcze wszystko pakowano w papier, "zapodział się" w lodówce kawałek kiełbasy, zwyczajnej. Kiedy w lodówce się przerzedziło, ktoś, chyba ojciec, znalazł tę kiełbasę już suchą i mówi do mamy: skąd masz taką dobrą kiełbasę? Bo smakowała jak myśliwska :DDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moj tato jezdzil czesto sluzbowo "na zachod", wiec zeby oszczedzac diety i moc kupic dla nas jakies drobiazgi, bral ze soba suszona kielbase i konserwy, ja bardzo lubilam te zwyczajna smakujaca jak mysliwska.
      Oraz tez nie znosze ludzi, ktorzy laduja na talerz cala gore zarcia i polowe zostawiaja, moglabym tym polpelnym talerzem glupi leb rozbic.

      Usuń
  18. Jak zaczęłam czytać o tym jedzeniu, to znów polazłam do lodówki. Tym razem trafiłam na grzyby w cieście, bo dziś robiłam u Mamci obiad, więc była grzybowa z makaronem, kapusta z grochem - oczywiście u mnie zamrożony pojemnik wylądował w zamrażarce plus grzyby, jeszcze raz przesmażyłam.
    Największy problem z jedzeniem, a raczej z wędlinami miałam po weselu córki i w poniedziałek przerobiła je na pasztety. Dziś Mamcia wspominała ich smak, bo wyszło mi osiem keksówek i trzeba było je zagospodarować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W zasadzie zagospodarowywaniu resztek poswiatecznych sluzyl bigos, tam pchalo sie wszystko, co zostalo ze swiat. Teraz bigos robi sie przed swietami, na swieta, ale zawsze mozna dolozyc, jesli cos pozostanie, bo bigos przyjmie wszystko :)) Ale i pasztet to niezly pomysl.

      Usuń
  19. Nie lubię starego jedzenia i przerabiania, itp. Kupuje , gotuje, zjadam. Salatka na dwa gora 3 dni, to samo z zupami. Czasami cos zamroze jesli jest to potrzdbne, teraz zamrozilam symboliczna ilosc uszek i pierogow dla corki. BarsCz ugotuje swiezy. Resztę, czyli ryby i pieczone miesa zjedlismy, ciasta też, ale nie przygotowywalismy zbyt dużo, więc i nic nie zostało. Nie lubię wyrzucać.
    Goscie czesto sami przynoszą cos co mają ochotę zjeść, traz kazdy ma swoje preferencje, ja czestuje owocami, herbatą,kawą, czasem ciastkami. W wyjatkowych sytuacjach czyms konkretnym, bo zwyczajnie nie mam, a nie umawiamy sie na objadanie tylko gadanie. Mało goscinna jestem😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, kto lubi zlezale jedzenie. Nasze dojadanie powigilijne trwa przez dwa dni swiat, ale w tym roku dziewczyny zarzucily nas pierogami i krokietami, wiec wszystko czeka grzecznie zamrozone na lepsze czasy i apetyt na te potrawy albo na dzien, kiedy nie bedzie czasu gotowac. :)

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Maja nas za idiotow?

  Polska swietuje rocznice przystapienia do unii, no ja mysle, skoro ma same korzysci z tego przystapienia, gorzej z tym u nas, ja wolalabym...