Nie tak dawno podejrzalam u Bezowej jakies takie wypieki podobne do pasztecikow, no i wzrosl mi apetyt na taka wlasnie potrawe. Slubnego wyslalam po polski czerwony barszczyk, a osobiscie kupilam gotowe surowe ciasto francuskie. Wolalam sama kupic, bo wiadomo, jak to bywa z zakupami produktow, ktorych mezczyzna w zyciu na oczy nie widzial, nie tylko moglby nie znalezc, to pewnie kupilby cos innego albo oglosil, ze w ogole nie ma.
Przygotowalam farsz z kiszonej kapuchy, grzybow, smazonej cebuli i mielonego i doczekac sie nie moglam, zeby sprobowac gotowych pasztecikow. Ale potem wszystko poszlo nie tak jak powinno. Farszu bylo chyba za duzo, a ja chcialam pojsc na skroty i zamiast dlubac kazdy pasztecik osobno, postanowilam zawinac farsz w ciasto jak to sie robi w przypadku makowca, a potem pokroic i wtedy piec. Ale, jak wspomnialam, farszu bylo za duzo, zdolalam odkroic dwa paszteciki, stwierdzilam, ze nie da sie tego zrobic w zaplanowany sposob, wiec wrzucilam do piekarnika calosc. No trudno, paszteciki beda jedzone nozem i widelcem. Kiedy sie piekly, przygotowalam barszcz i potem ruszylismy do ataku. Wygladac to to nie wygladalo, ale smakowalo wysmienicie, tyle tylko, ze nie dalo sie tego duzo zjesc, zostal kawal tego tworu, ktory trudno nazwac pasztecikiem, pasztetem tez nie, no farszu owinietego ciastem francuskim. Mial byc na kolacje, bo i barszczu mielismy nadmiar, a jak cos smakuje, to chetnie zje sie jeszcze raz.
Odlozylam na talerz, postawilam go na kuchence, zeby wystygl, i na chwile poszlam do lazienki. Nie bylo mnie moze 10 minut, a kiedy wrocilam, na kuchence znalazlam kilka okruchow, za to talerz byl pusty. Rece oraz biust z glosnym plasnieciem opadly mi na podloge... I nie dlatego, ze Burek nam to pozarl, ale pozarl produkty, ktore psom moga bardzo zaszkodzic, grzyby, cebula i kapusta oraz cale mnostwo przypraw. Co o cebuli pisza fachowcy:
Cebula raczej nie jest warzywem, które chętnie jedzą psy. I bardzo dobrze, ponieważ w swoim składzie zawiera ona tiosiarczan sodu. Ta toksyczna dla psów substancja spowodować może anemię, rozpad krwinek czerwonych, a także zaburzenia ze strony układu pokarmowego. Groźna dawka cebuli dla psa, który waży 10 kilogramów, wynosi zaledwie 50 gramów. Po ugotowaniu warzywo to nadal jest dla zwierzęcia niezwykle groźne. Zatrucie tiosiarczanem sodu często przebiega bezobjawowo, jeżeli pies je małe dawki cebuli lub czosnku. Wówczas zatrucie jest widoczne w badaniu laboratoryjnym krwi za sprawą delikatnej anemii.
Nie wiem, ile tego wciagnela, trudno mi okreslic. Sprawdzilam grzyby, podobno nie sa dla psow szkodliwe, choc rownie ciezkostrawne jak dla ludzi. Pozostalo nam juz tylko obwiesia obserwowac i w razie czego szukac pomocy weterynaryjnej, ale na szczescie ten hultaj wydawal sie byc w dobrej formie. Bylismy nawet przygotowani na ewentualne nocne spacery, gdyby zaczely sie jakies sensacje zoladkowe, ale i tu nic sie nie wydarzylo, moglismy w spokoju przespac do rana. Gdyby nie ten strach o mozliwe nastepstwa zdrowotne tego wykroczenia, to pomijajac lekka nasza irytacje, ze taki smakolyk przeszedl nam kolo nosa, rechotalismy sie z tego psiego szatana. Bo trzeba bylo widziec jej mine, z jednej strony pelna winy i przeprosin, a z drugiej promieniejaca satysfakcja, z oczami pelnymi psotnych iskierek i paszcza ze zbojeckim polusmiechem.
No, nie zaprosiliście do stołu, to sama wyegzekwowała poczęstunek ! :)))
OdpowiedzUsuńJak zapraszac sucz na cebule? :)))
Usuń😂😂😂😂😂
OdpowiedzUsuńKocham tego piesa
A barszcz pani Aniu trzecia samemu sobie ukisić. No!
A bo to mi sie chce? Wole wrzucic proszek do wody i juz mam barszczyk gotowy. Kto by sie trudzil kiszeniem. :)))
UsuńMua
UsuńOdkąd pierwszy raz zrobiłam to się nie dotkne do sklepowego
Bo to się bardzo łatwo robi
Pewnie masz racje, ale ja nie znosze gotowania, wiec staram sie isc po linii najmniejszego oporu i robie tylko to, co naprawde musze.
UsuńA wciągając zakazany pokarm psina cały czas myślała: "noooo, nareszcie pańcia ugotowała coś fajnego"!.
OdpowiedzUsuńBez przesady, od jednorazowego pożarcia nic się psu nie stanie. Sucz mego ojca (seterka irlandzka) zawsze podkradała surową kapustę kiszoną.
Ta potrawa wydzielala naprawde bardzo kuszacy zapach, wiec nie ma sie co dziwic, ze powiodl sucz na pokuszenie i sprowadzil ja na zla droge. Ona jest wiecznie "niedojedzona", bo bardzo pilnujemy, zeby nie tyla, a jako kastratka teoretycznie ma wieksza szanse od niekastrowanej suni. Zdarzalo jej sie juz krasc jajka na twardo lezace na stole.zezarla razem ze skorupka :)))
UsuńWapń też przecież psu potrzebny i jak fajnie w ząbkach chrupało!;)
UsuńPrawie jak kosc wolowa, co nie? :)
Usuńachacha Aniu, toż to norma, choć oczywiście niebezpieczna. bo szkodliwa zdrowotnie a czasami i poważniej. Wczoraj mieliśmy spotkanie ze znajomymi na świeżym powietrzu i oni wzięli psa-dwumiesięczną sunię, która z wielkim apetytem wcinała pety ...z popielniczki. Nie ciasto z talerzyka ale pety!! podrap łobuza za uszkiem )))
OdpowiedzUsuńTu nie ma nic do smiania, moja droga Teatralno. Wiesz, jak to jest, kiedy rodzice pala, dzieci na ogol tez, rowniez te czworonozne. Ja rzucilam fajki i przerzucialm sie na jedzenie, wiec Toyka nie zre petow, a tylko dba o moja figure ;)
UsuńBurek sam sobie mikolajki urzadzil :D. Nie posiadajac burka tylko miesko musze skrzetnie chowac. Temu Zolza nie przepusci, czego juz raz doswiadczylam, znajdujac na podlodze rozmemlany plaster wolowej poledwicy. Jedyne, co sie uchowa, to kozlina, bo tej kocica nie tknie.
OdpowiedzUsuńW zyciu nie jadlam kozliny i baraniny, wiec jakby bardzo Twoja Zolze rozumiem, tez wole wolowine, a zwlaszcza poledwice. :)))
UsuńJagniecine Zolza kocha calym swoim jestestwem, a za takie wieksze krewetki zdradzila by mnie natychmiast. Co roku dostaje mlodego koziolka i musze powiedziec, ze miesko delikatne i capem absolutnie nie jedzie.
UsuńNawet za doplata nie wezme do ust, dla mnie jezeli w ogole mieso, a jadam coraz rzadziej, to tylko wolowina i wieprzowina, klasycznie.
UsuńA to łobuzica łakomczuszka. Zastanawia mnie jedno, natura wiele rzeczy mądrze urządziła, nie nauczyła zwierzaków nie ruszać tego co im szkodzi. Może te dzikie tak mają, ale domowe lubią ludzkie jedzenie. Kiedyś kot mi umył zapomniana patelnię z oleju. Na szczęście nic mu nie było.
OdpowiedzUsuńNo niestety, lakomstwo zwycieza u zwierzakow instynkt samozachowawczy i zdrowy rozsadek. Zrozumialabym, gdyby to byl pies uliczny, wiecznie glodny i niedozywiony, ale Toya ma regularne posilki. Moze to jakas zaszlosc z zycia bezdomnego?
UsuńTo taka historia, że z jednej strony jest wesoło, a z drugiej strach jakiś jest. Wydawało mi się, że to raczej koty są takie do próbowania wszystkiego pierwsze. Hmmm...
OdpowiedzUsuńW Łodzi nie byłem. Tak samo jak we Wrocławiu, miastach na Śląsku i jeszcze w wielu, wielu miastach i miasteczkach w Polsce. :)
Pozdrawiam!
Mozaika Rzeczywistości.
Piotrus, Lodz polecam nie tylko z powodow patriotyzmu lokalnego, ale to miasto naprawde warto teraz zobaczyc, bardzo sie zmienilo na lepsze, odkad Polska jest w unii. Macie rzut beretem od Warszawy, wiec na weekend mozna wyskoczyc. Wroclaw tez wart jest zwiedzania, piekne miasto.
UsuńCieszę się, że narobiłam Ci smaku, ale ja szłam na skróty i nie chciałoby mi się aż tak przykładać do roboty.
OdpowiedzUsuńDobrze, że nic Burkowi nie było, ale jak stare indiańskie przysłowie mówi "kradzione nie tuczy i nie szkodzi".
Jak sie okazalo, kradzione tym razem nie zaszkodzilo, ale ja jestem nadwrazliwa po tych wszystkich przygodach z Kira. Mam nauczke, zeby nie zostawiac jedzenia chocby na sekune, bo wiecej Buras nie potrzebuje. ;)
UsuńPies, jak to pies, zobaczy kreta, kłapnie paszczą i kreta nie ma, nim pies się zorientuje, że nie lubi kretów (to autentyk z przygód jednego z piesków moich teściów). Kot pod tym względem jest bardziej racjonalny: testuje najpierw węchem, wibrysem, poliże, zastanowi się, czy mu smakuje....
OdpowiedzUsuńZwlaszcza pies, ktory poznal bezdomnosc i glod, choc od kilku lat ma u nas dach nad glowa, miejsce obok nas w lozku i regularne posilki
UsuńOj, ten Twój sprytny, ale kochany Burek! Uchichrałam sie do łez czytając o Waszych pasztecikowych perypetiach!:-)
OdpowiedzUsuńA z tymi zakazanymi dla psów produktami spożywczymi, to chyba nie jest tak źle jak piszą i straszą ( w ogóle w wieloma rzeczami nie jest tak źle jak piszą, zdaje mi się, że media lubują sie wręcz w straszeniu nas i epatowaniu grozą na każdym kroku!). Moje psy bardzo lubią chleb z smalcem (on ma w sobie sporo cebuli). Jedzą i nic im nie jest! To samo z winogronami. Mam w ogrodzie odmiane ciemnych, niezbyt duzych, ale słodziutkich winogron. Psy je uwielbiają, choc wiadomoże jeśc ich nie powinny, bo to dla psów bardzo niezdrowe i ponoć trujace. Cóż poradzić jednak skoro winogronowe kiście jesienia zwisają aż do ziemi psy obsługują sie same i częstują nimi, gdy nikt nie patrzy. I co? Psiska nadal zdrowe i zadowolone z życia!:-))
Ojej! Ja bym chyba wyciela winorosl, gdyby moja sie sama obslugiwala. Po tych wszystkich perypetiach z Kira jestem chyba przesadnie nadwrazliwa i boje sie o zdrowie psa. Wasze pieski sa bardziej z natura za pan brat, przez co chyba odporniejsze, a Toyka wypieszczona i spiaca z nami w lozku, choc pochodzenie ma uliczne ;)
UsuńZagapiłam się i ostatnio nie zaglądałam, dzisiaj nadrobiłam zaległości, nie komentowałam, odniosę się tylko do szczepionek. Jestem za, bo przechorowałam odrę, świnkę i Heine. Pamiętam rozpacz rodziców, kiedy to przez tydzień leżałam sztywna jak kołek, ani usiąść, ani ruszyć głową. Cudem z tego wyszłam. Szczepień dzieci już pilnowałam i wnuki też szczepione. Obiecuję poprawę, bo przecież zawsze lubię do Ciebie zaglądać.
OdpowiedzUsuńEwus, masz na glowie tyle innych problemow, nawet bym nie smiala miec pretensji, ze nie masz czasu albo glowy do odwiedzania innych blogow. Sa rzeczy wazne i wazniejsze, ale zdrowie na pierwszym miejscu.
UsuńA nie pisali o...surowej cebuli? Ta przetworzona jest insza;) Spróbuj kiedyś podetkać pod nos Toyki surową cebulę:)
OdpowiedzUsuńW tym zacytowanym przeze mnie urywku stoi, ze i surowa, i przetworzona cebula sa dla psa rownie szkodliwe. Nie probowalam dawac jej surowej, ale przypuszczam, ze sama by nie chciala ze wzgledu na intensywny zapach.
UsuńHa ha ha ha ha ha :-)))) Widzialam zdjecie na zbuku :-))))
OdpowiedzUsuńZdjecie bylo robione jakies trzy dni przed zdarzeniem z pasztecikami.
Usuń