Z wiekiem coraz bardziej boje sie wysokosci i coraz niepewniej wchodze na cos, a to w kuchni na stolek, zeby siegnac cos z gornych polek, a to na drabine, zeby zawiesic ptaszkom jedzenie na zime. Pewnie, ze moglabym zawieszac kulki czy karmniki na nizszych galeziach, ale nie mam sumienia pozbawiac kotow ich kociej telewizji. No bo kiedy wyleguja sie na zapiecku parapecie, zeby ogrzac futerka, pewnie nudziloby im sie bez ptasiego ruchu za oknem. A tak maja zajecie i az cwierkaja z podniecenia, ze od potencjalnego obiektu polowan dzieli je szyba, dlugosc balkonu i kocia siatka. Ptaki niczym sie nie przejmuja i tak szybko spozywaja, ze musialam juz dosypywac fistaszki do karmnika i wymienic kuleczki w siatkach. A do tego niestety potrzebuje drabiny, bo z ziemi tak wysoko nie siegam. No i za kazdym razem zastanawiam sie, kiedy zlece, zwlaszcza, ze drabina stoi na trawniku i nierownym terenie, wiec nie jest szczegolnie stabilna.
Ehhh... te moje koty! Nie chca sie cholerniki zaprzyjaznic, to chociaz moglyby sie bardziej tolerowac. Zra z jednej miski, a Bulka dodatkowo dostaje mokre jedzenie w
drugiej, ktora stawiam obok tamtej na samodzielnie przez nas zrobionym kocim drzewie. Nie mam jakichs stalych godzin dawania kotom pokarmu, miska stoi pelna do dyspozycji przez caly czas, na wyzszej polce stoi doniczka z kocia trawa. Dbam o to, zeby miska zawsze byla pelna, a koty juz sie same obsluguja. Ale mylilby sie ten, kto by myslal, ze kiedy chwytam miske w reke, koty nie reaguja, nie! One zachowuja sie, jakby od tygodnia nie zarly, a wszystko ma taki mniej wiecej przebieg:
Bulka spi gleboko w lupince albo na parapecie, podczas gdy Miecka leci za mna na zlamanie karku do kuchni i wskakuje na plyte grzewcza kuchenki, bo w szafce powyzej miesci sie magazyn kocich i psich artykulow spozywczych, smaczkow i innych ciekawych rzeczy. I nie to, ze w ich misce swieci dno, tam zawsze cos zostaje na gorsze czasy, ale zdaniem Miecki to juz nie nadaje sie do jedzenia, wiec trzeba to wyrzucic i dac nowe. Zmieniam miseczke na czysta, sypie, no troche to trwa, a Miecka siedzina kuchence i przebiera nogami. Biore miseczke i niose ja na kocie drzewo, a tam... juz wyczekuje Bulka i teraz umierajaca z glodu Miecka czasem z rozpedu wskoczy na nizsze polki, ale musi wlaczyc hamulec, bo na polce z zarciem siedzi wrog i juz pluje w jej miske. Schodzi wiec z fochem gigantem i zapowiedzia strajku glodowego idzie obrazac sie pod lozko w sypialni. No gdybym przewidziala, ze tak to sie skonczy, dalabym jej juz w kuchni, ale wtedy Bulka daremnie grzalaby chudym tylkiem polke na drzewie i nie dostala jedzenia. Ktoregos jednak razu bylo odwrotnie, Miecka siedziala na gorze i posilala sie niespiesznie, a ja akurat donioslam miske z mokra karma Bulki, bo nie wiedziec czemu Miecka mokrego w ogole nie jada, probowalam wszystkiego, w koncu poleglam i juz jej nie daje. Chcialam wrocic z ta miska Bulki do kuchni, zeby tam jej podac, ale ona juz wskoczyla i oczekiwala na drapaku, wiec postawilam pietro nizej i zdazylam sfocic rzadka scene, kiedy obie jadly jednoczesnie.
I jeszcze krotko o Toyce, zeby nie bylo jej przykro, ze pisze tylko o kotach. Ktoregos
dnia wybralismy sie na dosc dlugi spacer, a wiadomo, ze kiedy my zrobimy 10 km, to Toya spokojnie pokonuje dystans kilkukrotnie wiekszy, bo stale wybiega przed nas albo zostaje w tyle, zajmuje sie znalezionymi patykami i zacheca nas do ich rzucania albo cos ja zainteresuje w polu, wiec odbiega gdzies w bok, albo dostrzeze czarnowrony, wiec uznaje, ze trzeba im pogonic kota, albo jakas mysz przemknie w trawie, wiec w Toyce budzi sie traper-morderca i w jednym przypadku na 100 uda jej sie gryzonia zlapac, trzeba wyciagac sila z paszczy. Latem ma jeszcze jaszczurki do polowan, ale z nimi wlasciwie nie ma szans, sa za szybkie. Tak wiec lata ta nasza Toyka i wydawaloby sie, ze ma w tylku zainstalowane perpetuum mobile, mechanizm samonapedzajacy, bo nie widac po niej zadnego zmeczenia, ale po przyjsciu do domu pada. A ze chce odpoczywac w ciszy i spokoju, zakrada sie do sypialni i tam w ciemnosci i ciszy oddaje sie relaksowi. Kiedys ja na tym nakrylam.
dnia wybralismy sie na dosc dlugi spacer, a wiadomo, ze kiedy my zrobimy 10 km, to Toya spokojnie pokonuje dystans kilkukrotnie wiekszy, bo stale wybiega przed nas albo zostaje w tyle, zajmuje sie znalezionymi patykami i zacheca nas do ich rzucania albo cos ja zainteresuje w polu, wiec odbiega gdzies w bok, albo dostrzeze czarnowrony, wiec uznaje, ze trzeba im pogonic kota, albo jakas mysz przemknie w trawie, wiec w Toyce budzi sie traper-morderca i w jednym przypadku na 100 uda jej sie gryzonia zlapac, trzeba wyciagac sila z paszczy. Latem ma jeszcze jaszczurki do polowan, ale z nimi wlasciwie nie ma szans, sa za szybkie. Tak wiec lata ta nasza Toyka i wydawaloby sie, ze ma w tylku zainstalowane perpetuum mobile, mechanizm samonapedzajacy, bo nie widac po niej zadnego zmeczenia, ale po przyjsciu do domu pada. A ze chce odpoczywac w ciszy i spokoju, zakrada sie do sypialni i tam w ciemnosci i ciszy oddaje sie relaksowi. Kiedys ja na tym nakrylam.
Jakie fajne kocie i psie historie, cudnie sie czytalo. I tak jest najlepiej czytam i widze wyobraznia nie musze miec filmu.
OdpowiedzUsuńA z tej drabiny to rzeczywiscie spadniesz, dlatego slubny musi trzymac chwiejna drabine jak wchodzisz na nia, nie chce sobie wyobrazac jak spadasz z drabiny.
Az tak daleko nie polece... no i jak spadne, to na mientkie :))) A temu lubieznikowi nie dam trzymac drabiny, bo zamiast niej bedzie mnie za tylek lapal :))))))
UsuńNo dobra, przyznam sie ze moja wyobraznia tez tak widziala to trzymanie drabiny przez slubnego 😃🤣
UsuńJak Ty go dobrze znasz... :))))
UsuńMnie też cudnie się czytało, taki oddech przemiłej, optymistycznej codzienności, ja wczoraj też montowałam ptasie stołówki, przed oknem w kuchni, bym miała dobry punkt obserwacyjny i możliwość pstrykania zdjęć. Zjawiły się natychmiast sikorki bogatki ale czekam na większą ptasią różnorodność.
OdpowiedzUsuńFajna jest ta Wasza Toya!...no dobrze koty też ale ja kocham psy!
Burek sie ucywilizowal w porownaniu z tym, jaka byla na poczatku, teraz to fajny stwor, choc miewa jeszcze czasem odpaly, ale rzadko ;)
UsuńU mnie na swierku przewaga bogatek, trafiaja sie czasem grubelki czy tam mazurki, nie odrozniam.
u mnie bogatki i delikatne modraszki. Grubelki i mazurki łaywo odroznić, mazurki maja ciemną plamkę na białym policzku! U mnie duzo wiecej mazurków, ale wolą podjadać u sąsiadki..do mnie przylatują sikorki.
UsuńJa slepa, a one wiercipiety, musialabym rolnetke, a w obserwacji dodatkowo przeszkadza siatka dla Bulki. Ledwie w ogole cos widac.
UsuńA sikorki za oknem objadajace sie sloninka to byl moj telewizor w dziecinstwie.
OdpowiedzUsuńja mam taki telewizor do dzis!
UsuńBo wlasnie Twoj wpis przypomnial mi moje sikorki.
UsuńMialam sie wizej podpiac pod Ciebie, ale cos nie wyszlo.
Prawda? najlepszy telewizor.
Musze kupic sloninke i jeszcze wbije jablko na galazke forsycji, szpaki bardzo to lubia.
UsuńNo z tym jablkiem to przebilas nas, od takiego telewizora koty oczu nie oderwa.
UsuńPomylilam ptaki, nie szpaki lubia skubac jablka, ale kosy. Szpaki przeciez odlatuja. :)
UsuńDla mnie wszystko jedno, dla kotow tez.
UsuńNo podobne sa troche i wciaz je myle.
UsuńTeż mam taki "telewizor" , wnuczka u siebie jeszcze większy, u nich jakby ptaków dużo więcej:)) Bardzo lubimy oglądać.
UsuńU mnie tylko koty maja porzadny i wygodny lounge, zeby ogladac ptasia telewizje, a z racji wzajemnej wrogosci moga wylacznie pojedynczo :)))
Usuńno i można ?? można ;-)
OdpowiedzUsuńja odwrotnie, panika gdy zamknięcie - klaustrofobia sięga mount everestu, przez to żadnych badań zrobić nie mogę...za wyjątkiem rentgena.
Ale ze co mozna? Jesu, nie chwytam. :)))
UsuńAle tak przy okazji, tez mam strachy i kiedy robili mi rezonans glowy, czyli musialam wjechac do rury glowa w przod, to musieli mnie uspic, bo popadlam w histerie i chcialam uciekac.
Można się odciąć i pisać o przyjemnych sprawach. I że są przyjemne sprawy.
UsuńAaa, no tak. Tak postanowilam i na razie czymam sie jak pijany plota. Nie wiem, jak dlugo wytrzymam, bo sie dzieje. Moge zreszta nie dozyc, bo Niemcy staly sie swiatowym liderem w covidzie.
UsuńEch, te kocie charakterki ;) A psy to chyba wszystkie tak mają; latają pozornie bez zmęczenia, a w domu padają i śpią.
OdpowiedzUsuńJa już coraz ostrożniej podchodzę do wszelkich wysokości i dlatego kilka lat temu kupiłam wygodną drabinkę. W przedpokoju mam szafę wnękową do sufitu i kiedyś, żeby się dostać do górnych półek, wchodziłam na dwa ustawione jeden na drugim stołki. Któregoś razu jednak górny stołek mi się wyśliznął spod nóg i dobrze, że trzymałam się krawędzi półki, bo udało mi się zeskoczyć na podłogę i nic się nie stało. Od tego czasu wolałam wywlec ławę z pokoju i na niej stawiałam stołek - bardzo to było wygodne, choć upierdliwe, na szczęście rzadko tam sięgam, bo są tam rzeczy mało używane. Mam jednak w łazience suszarkę, taką podciąganą do sufitu. Ona ma ze 20 lat i sznurki często się blokują. Wtedy włażę na wannę i poprawiam. Trochę się boję, bo kiedyś spadłam z wanny (innej i w innym mieszkaniu), bo nie chciało mi się wziąć stołka, a sznurki na pranie były na stałej wysokości. Miałam wtedy około trzydziestki i chyba pękło mi żebro, bo bolało mnie ze trzy czy cztery tygodnie. Suszarka już niedługo zostanie zlikwidowana, ale póki co bardzo uważam.
No moja drabinka tez wygodna, zagraniczna w koncu :))) ale z wiekiem jest ze mna coraz gorzej. Na wanne wlaze, kiedy musze zdejmowac zaslonke do prania, ale tez coraz niepewniej sie czuje, bo ta wanna taka sliska. Tu na szczescie mam wysokosc standartowa i do mycia okien nie potrzebuje nawet stolka, ale w Lodzi mieszkalismy w starym budownictwie, wiec krzeslo stalo na stole, zeby moc dosiegnac gornych okien albi zawiesic firanki.
UsuńMam szczescie, ze w piwnicy, gdzie stoi piec odpowiedzialny za ciepla wode i kaloryfery, mamy suszarnie, wiec w mieszkaniu nie susze.
Świetne antidotum na to wszystko,co wokół..Tez dokarmiamy ptaki,zreszta sikorki musza być dokarmiane zimą,inaczej nie przetrwają.Z karmnikow wyjadają głownie wroble,a te jak wiadomo, zawsze wpadają w gości gromadnie i oprożniają karmniki blyskawicznie.Bardzo lubię na nie patrzeć
OdpowiedzUsuńDawno już porzucilam skakanie po stołach i stolkach,mam dwie przyzwoite stabilne drabiny,jedna w piwnicy,a druga nizszą w mieszkaniu, ciagle sie przydaje.
Przyjemnego weekendu wszystkim!
Niech grubelki jedza, jest ich coraz mniej na swiecie, to ginacy gatunek, wiec nie bede im zalowac.
UsuńMoja drabina tez jest stabilna, ale pod balkonem grunt do najstabilniejszych nie nalezy, krzywy jakis i trzeba dobrze poprobowac, zeby drabina sie nie chwiala. :)))
Obserwowanie kocich podchodów lepsze niż telewizja. I można odpocząć od codzienności. A na drabinę może swojego pana zaproś?... ;)
OdpowiedzUsuńA widzialas faceta, ktory zrobi cokolwiek co najmniej tak dobrze jak Ty sama? Bo ja nie, a stac na dole, wkurzac sie i probowac tlumaczyc, o co mi chodzi, to ponad moje sily. Wole ryzykowac upadek. Zreszta on dobiega 80-tki. ;)
UsuńNo tego nie wzięłam pod uwagę. ;)))
UsuńWprawdzie nadal jest niby bardzo sprawny, ale ja jednak zauwazam to, co dla innych jeszcze niezauwazalne.
UsuńWcięło mi komentarz, więc pisze po raz drugi. Musiałam przysięgąć, że nie będę wchodziła na stołki, krzesła i drabinę, chociaż fakt, że się połamałam w 2019r nie był związany wcale z włażeniem na jakieś wysokości. Wygrzmotnęłam się bo się poślizgnęłam na śliskiej podłodze- po prostu sama siebie podcięłam. Całymi latami miałam w domu wszystkie podłogi wyłożone wykładzinami dywanowymi, a tu nagle wyślizgane dechy. Trochę mi brak tu moich ptaszków z osiedla warszawskiego- a przylatywały nie tylko 3 rodzaje sikorek i wróble, przylatywały dzwońce, rudziki, a nawet dzięciołek, sójki i drozdy. Ostatni raz na drabinie to stałam, gdy szykowałam rzeczy do przeprowadzki, czyli już 4 lata temu.
OdpowiedzUsuńSerdeczności;)
A nie probowalas wystawiac karmnika i wieszac kulki w obecnym mieszkaniu? Przeciez jakos by sie zwiedzialy i przylatywaly do stolowki. A kiedy raz by sie nakarmily, przylatywalaby juz zawsze, one trafiaja do jedzenia jak po sznurku.
UsuńNadchodzi moment w zyciu, kiedy nie wolno nawet pomyslec o drabinie, ze nie wspomne o wspinaczkach, trzeba sie z tym pogodzic i ewentualnie poprosic o pomoc.
Tu się nie karmi ptaków na balkonach - na podwórku jest karmnik dla ptaków.
UsuńW Warszawie tylko dlatego miałam karmnik, że mieszkałam na parterze, więc ptaszory nie wadziły nikomu. Tu jestem na wysokim piętrze. Na bocznych uliczkach, jeżeli tylko są przy budynkach trawniki to jest pełno karmników.
Nie przesadzaj, sikorki to nie golebie, zeby brudzily balkony, maly karmniczek mozesz sobie zainstalowac, u nas ludzie na balkonach maja karmniki, bez wzgledu an pietro. Nie ma przepisu zakazujacego.
UsuńNie dokarmiam ptaków, bo obok są działki i tam mają dużo jedzenia, a gołębi nie zamierzam karmić.
OdpowiedzUsuńNa drabinę od czasu zachorowania boję się wchodzić, mimo, że mam stabilną podłogę, ale chyba będę musiała, bo firanki niedługo będą sztywne. Dobrze, że nie palę, to choć dłużej wiszą czyste...
U mnie nawet podczas palenia byla czyste, bo palilismy wylacznie na balkonie. W Polsce to rzeczywiscie strach karmic ptaki, bo wabi sie golebie, a to straszna plaga, moja mama walczy z nimi i stale przegrywa.
UsuńZamyśliłam się... Jeśli lęk wysokości potęguje się z wiekiem, to w przyszłości będę się bała wejść na krawężnik ;-).
OdpowiedzUsuńKraweznik to pikus, ale z wanny to nie wyleziesz :)))
UsuńMuszą przemyśleć, po której stronie będzie mi wygodniej: wewnątrz czy na zewnątrz :-)
UsuńO to to! Wejscie tez laczy sie z ryzykiem ;)
Usuń