Siedze glownie w domu. Bo pada i samej mi sie wychodzic nie chce, a Toyka deszczu nie lubi, jeszcze bardziej zas nie lubi swojego plaszczyka przeciwdeszczowego, ktory kupilam jej za piec dych, bo co bede dziecku zalowala. Slubny nie umie go jej nalozyc, pies wraca mokry i brudny, a wychodzi tylko w poblize, bo musi, jeszcze nie nauczylam jej korzystania z toalety. Kotow zreszta tez, a zwirek coraz drozszy. Ehhh... fajnie by bylo, gdyby futra umialy sie zalatwiac jak czlowieki, ale niestety, wiec trzeba wyprowadzac psa w deszczu. Teskni mi sie za sloncem, choc wiem, ze niedlugo bede je przeklinac za nadmiar, za upaly i koniecznosc siedzenia w domu, bo nie sposob na dworze wytrzymac. Powiadaja, ze nie ma zlej pogody, jest tylko nieodpowiednio dobrane ubranie. No moze wiosna, jesienia i zima, ale nie latem, kiedy zar leje sie na glowe i poza domem nie sposob wytrzymac. Czlowiek to taka istota marudna, zawsze znajdzie jakis powod, zeby postekac na okolicznosci, w zimie teskni do slonca, latem szuka cienia i ochlody, z tkliwoscia wspominajac snieg. No a ja to juz szczegolny przypadek malkontenctwa.
Dzieci nam rosna tak szybko, ze czlowiek nadazyc nie moze. Zoska konczy dzisiaj cztery miesiace, jej brat w kwietniu rok i siedem miesiecy, we wrzesniu bedzie mial dwa latka. Hexa pojdzie w tym roku do pierwszej klasy, bedzie duzo wydatkow, bo jak sie tak rozejrzalam po cenach wyprawki, to zwatpilam, kogo bedzie na to stac. Tornistry po 250-300 euro, czasem maja juz w pakiecie piornik, worek na buty, pudelko na drugie sniadanie i butelke, a czasem to wszystko trzeba osobno dokupic. Te slynne rozki ze slodyczami tez skoczyly w gore, a postanowilam kupic dwie sztuki, jedna duza dla Hexy i mala dla Gapcia, zeby mu nie bylo smutno, ze nic nie dostal i ze tylko siostra jest tego dnia dla wszystkich najwazniejsza. Rozki tez trzeba napelnic, bo sprzedaja puste, a i to tez niemaly wydatek. Dobrze, ze rodzina jest spora, to jakos to wspolnie ogarniemy. Rozki sa w roznych cenach, takie byle jakie oscyluja w granicach 15-20 euro plus zawartosc, ale znalazlam tez taki:
"Od 94 euro", nawet nie zajrzalam, od czego ta kosmiczna cena jest zalezna, moze od wielkosci, nie chce mi sie juz szukac, ale litosci, od biedy mozna sobie samemu uwiklac to cos, bez czego nie ma tu pierwszego dnia szkoly, a pozniej przybrac wlóczka. Nie no, stówa za rozek to juz przesada. Ale beda tacy, ktorzy to kupia.
Ferie letnie koncza sie w tym roku w naszym landzie 16 sierpnia, 17 jest poczatek roku szkolnego, ale nie wiem, czy dla pierwszakow tez, bo zawsze starsze dzieci przygotowuja dla nich powitanie, wiec moze byc kilka dni pozniej. No nic, jest jeszcze troche czasu, choc wyprawke mozna zaczac powoli zbierac, zeby nie bylo naraz wielkich wydatkow.
Pogoda jest fajna do narzekania. Nie lubie deszczu kiedy musze wyjsc, bo jak nie musze to lubie sluchac jak pada, patrzec na deszcz, albo po prostu lezec i czytac. Najbardziej lubie deszcz jak jest cieplo i mam pootwierane okna, drzwi i pachnie eukaliptusowo.
OdpowiedzUsuńKiedy jest deszcz, Toya bije wszelkie rekordy szybkosci zalatwiania sie i to, co normalnie zajmuje jej sporo czasu, bo przeciez nie tylko musi "przeczytac" wszystkie pozostawione przez psy z calego osiedla listy, to jeszcze musie sie nastroic. My tez przeciez nie lecimy od razu po wstaniu oprozniac kiszki. Tymczasem deszcz pozwala jej zalatwiac sie bez tego wszystkiego, byle szybciej do domu wrocic.
UsuńEukaliptusowy zapach moge sobie tylko wyobrazic po syropach na przeziebienie, bo w naturze nigdy go nie wdychalam.
Czy kiedy Toya załatwia w deszczu swoje potrzeby, trzymasz nad nią wielki parasol? Mam nadzieję, że tak. Bo jakże by inaczej?
UsuńNo nie, nie trzymam, musi sie bidulka zalatwiac w deszczu. Dbamy jednak o to, zeby nie wyprowadzac jej w czasie najwiekszej ulewy, zreszta sama by nie wyszla. Jak juz troche mniej pada, to sie idzie, ale i tak wszyscy cierpia katusze.
UsuńU nas w kwiaciarniach jest eukaliptus jako zielone do kwiatów i wcale nie pachnie syropem. Przyjemny zapach, słodkawy.
UsuńTo moze syrop eukaliptusowy pachnie jakims dodatkiem, a nie samym eukaliptusem, jak myslalam. Czyli musze sie z tym pogodzic, ze nie znam jego zapachu.
UsuńA rozki sa piekne a ja zupelnie nie znam takiej tradycji, ani z przeszlosci, ani z terazniejszosci.
OdpowiedzUsuńW Polsce tego nie bylo, do mojego wyjazdu, pozniej zaczeli chyba wprowadzac, bo ludzie jezdzili na saksy i sprowadzali ten zwyczaj. W Niemczech to dosc dluga tradycja.
UsuńPoczytaj sobie: https://en.wikipedia.org/wiki/Schult%C3%BCte
Na Śląsku opolskim zwyczaj był od zawsze, ja mam zdjęcie z dość dużych rozmiarów tytką, warkocze zaplecione, sukieneczka, stoję z innym dziećmi na zdjęciu pamiątkowym, a było to w roku 1954...
OdpowiedzUsuńtutaj też pada ale w nocy minusowe temperatury, jadę na wieś mazowiecką do Reksia, który lubi chłód a mój brat nie musi go wyprowadzać na spacery więc wszyscy szczęśliwi, tenże Reksio siedzi sobie na ganku i kiedy chcę idzie w ogród. od czasu do czasu wchodzi do domu robi przegląd i wychodzi.
Sezon wiejski zaczęty...
Faaaajnie masz, tez bym sobie do jakiegos Reksia pojechala, ale zadnego nie mam na podoredziu.
UsuńNo tak, na Slasku to tytki byly, ale wiadomo, tam glownie Niemcy i ich wplywy. Zreszta to chyba zwyczaj typowo niemiecki i nie wiem, czy wystepuje gdziekolwiek indziej.
Jejku jaka ja poszkodowana, przeciez jestem z opolskich stron i czy ja umie liczyc ? bo tez chyba 1954 i zadnego rozka nie mialam, ani zadna moja kolezanka, nie pamietam zadnego dziecka z rozkiem. Takie to byly niesprawiedliwosci komunistyczne.
UsuńNo popatrz, nie wiem, od czego to zalezalo. Niby z tych samych stron, a jedne dzieci mialy rozki, drugie zas nie. Faktycznie niesprawiedliwosc dziejowa!
Usuńa to dziwne, może Tereso Ty miastowa jesteś. jam ze wsi podkozielskiej o nazwie Większyce i u nas tytki były że hej...gdzieś jest zdjęcie tylko nie wiem gdzie, może zawiozłam do wenezueli.
UsuńNie wiem dokladnie, skad pochodzi Teresa, ale trzeba z tym poczekac do jutra, bo teraz na pewno juz spi.
UsuńReksio siedzi sobie na ganku, ale już obeszliśmy teren ogrodowy, do domu nie chce wchodzić...
UsuńReksio nalezy do gatunku szczesliwych psow.
UsuńMoje miasteczko male, moze 10 tysiecy luda, stare historycznie, rozne wojny przeszlo wiec burzone, ale odbudowywane, piekne architektonicznie, mnostwo zieleni. A z tymi rozkami to moglo byc roznie, moze po prostu moich rodzicow nie bylo stac na nie, ale tez nie widzialam u innych.
UsuńNo patrz, niby z tych samych stron, a inne zwyczaje.
UsuńŁódź nigdy nie miała tego zwyczaju, ale to świetna tradycja osłodzenia dziecku pierwszego dnia szkoły.
OdpowiedzUsuńGustawowi, też nie za bardzo po drodze z ubrankami, ale czasami zupełnie mu nie przeszkadza deszcz i wędruje dłużej, a czasami przejdzie dwadzieścia metrów i cce wracać.
Ja ze swoich czasow szkolnych to pamietam, ze nie bylo rozkow, ale myslalam, ze teraz cos sie w tej kwestii zmienilo, bo przeciez wszyscy sa tak bardzo tym zachodem zachwyceni, ze nie tylko swietuja walentynki, halouiny, ale zamiast de-fau-de juz mowia po amerykansku di-wi-di. A tu patrzajta, nie przyjeli rozkow na pierwszy dzien szkoly. :)))))
UsuńCóż, ja przynajmniej jestem stabilna w narzekaniu, bo mnie jest ZAWSZE gorąco :-)
OdpowiedzUsuńMnie jest na ogol tez zawsze cieplo, ale kazda pora roku powinna miec odpowiednia pogode, a nie zeby w kwietniu snieg padal.
UsuńWłaśnie wali u nas od rana taka zadyma, że samochodu z łopatą i kompasem szukałam pod śniegiem.
UsuńNiemozliwe!!! No sama widzisz, ze to nie jest normalne. Ja dzisiaj wprawdzie samochod od razu znalazlam, ale za to musialam skrobac szyby.
UsuńMozliwe. Tak kitowało, że gdy poszłam po zakupy, to zanim wyszłam ze sklepu, znowu był zasypany. No to dawaj, kompas i łopata... Potem płaciłam mamie za mieszkanie i od początku ta sama polka. Pada bez przerwy.
UsuńU nas ma zaczac padac od jutra, ale deszcz. Tak to jest, kiedy mieszka sie na dalekiej Ukrainie, to calkiem niedaleko Syberii, gdzie zimno jak w psiarni.
UsuńO rożkach dowiedziałam się już w czasach internetowych, u nas nie było takiego zwyczaju. Deszcz lubię tylko w maju, taki ciepły, majowy, kiedy ziemia pachnie z daleka, albo po burzy. Wtedy mogę iść zupełnie jak w Deszczowej piosence. Właśnie łażenie po deszczu było jednym z minusów na liście mania kundla. Nie obrażając oczywiście Toyki, Gustawa i innych znajomych piesełów :) A dobił mnie pies koleżanki, który na spacerze na pustkowiu, spuszczony ze smyczy, wytarzał się z rozkoszą w końskim gównie. Nie, jestem istotą bez serca... :)
OdpowiedzUsuńKońskie gówno to nic. Lisie, to jest dopiero hardcore.
UsuńZgadza sie konskie gowno nie jest zle a nawet pozyteczne. Pamietam z dziecinstwa sasiadke z naprzeciwka, ktora tak jakby czekala kiedy przejedzie nasza ulica jakas furmanka (a praktycznie bylo to codziennie, bo piwo do kioskow tak rozwodzili) i zbieralam guano na hodowle pieczarkowa.
Usuń@SJ - Toyka sie namietnie i nagminnie tarza w przeroznych smrodach, a robi to tak sprawnie, ze i obroza, i smycz tez sa cale w gownie. Najgorsze jednak byly kilkudniowe resztki ryb, ktore ktos oprawial nad woda, ona sie w tym wytarzala, a ja z trudem powstrzymywalam odruch wymiotny. Gowno (nawet lisie) to przy tym suar de pari.
Usuń@Agniecha - patrz wyzej, sa jednak gorsze rzeczy od lisiego gowna.
@Teresa - kupy przezuwaczy i koni sa znakomitym nawozem i wierzcie mi lub nie, ale ja bardzo lubie zapach stajni i obory. Zreszta kiedys dzieci chore na gorne drogi oddechowe zabierano do obory, zeby wdychaly ten amoniak, bo jest zdrowy.
O tak bardzo lubilam zapach stajni. Byly czasy ze ranki, takie bardzo wczesne, bo bylam zwykle pierwsza, spedzalam wlasnie w stajni, szczotkowalam konia i prosilam go zeby byl dobry dla mnie i nie zrzucil mnie w czasie jazdy.
UsuńJa tam sie kuni boje, bo to zwierze z przodu gryzie, z tylu kopie, z gory zrzuca. Jest wielkie i niebezpieczne, wole na nie patrzec z daleka i podziwiac, bo jest piekne. A zapach stajni jest naprawde fajny. Jesu, to brzmi jak wybzdziny jakiegos fetyszysty.
Usuńi to są te momenty kiedy się cieszę, że nie mamy dzieci. serio. i wnuków mieć nie będziemy. Drogi to przecież kawałek życia. i odpowiedzialny i zajmujący a jak się ma pecha to może być brzemienny w konsekwencjach(dziecko upośledzone, chore). Wczoraj rozmawiałam ze znajomą matka, mojego teatralnego dziecka. I ta kobieta już prawie siedemdziesięcioletnią powiedziała ze łzami w oczach, że gdy patrzy na swoje życie, to ona go dla siebie nie miała...najpierw córka zachorowała na raka i się nią opiekowała do śmierci, potem ojciec zachorował i umarł wreszcie kilka dobrych lat opiekowała się matką na wózku a gdy umarła to ciotką...a teraz mężem. Smutno mi się zrobiło. Pieniądze odkłada na ewentualne czarne godziny. Zawsze chciała podróżować. nic z tego. A była dyrektorką przedszkola i całkiem dobrze im szło do pewnego czasu.
OdpowiedzUsuńpoza tym jest dobrym człowiekiem. nie odmawia pomocy, teraz pomaga synowi, bo ma dwie wnuczki...
Niektorym to rzeczywiscie zawsze pod gorke i wiatr w oczy, innym zas byk sie cieli.
UsuńDzieci sa naprawde droga fanaberia, znacznie drozsza od psow czy kotow. Ktos kiedys wyliczyl, ze koszt doprowadzenia dziecka do doroslosci to koszt awionetki albo auta z najwyzszej polki. Ale ja nie zaluje mimo wszystko.
no ba, jeszcze czego, gdybym miała też bym nie żałowała )) a wręcz przeciwnie.
UsuńNielatwo bylo wychowac wlasne, ale teraz moge rozpieszczac ich dzieci.
Usuńpodobno tak to właśnie działa ))
UsuńTo mile, bo juz nic nie musze, za nic nie biore odpowiedzialnosci, a wszystko robie dla przyjemnosci.
UsuńZapach stajni lubię, zapach gnoju też, bo kojarzy mi się z dzieciństwem. Jechałam z moim "asfaltowym" dzieckiem na prowincję i umierało od zapachu, a dla mnie to były najlepsze perfumy. Ale myć kundla z gówna czy innych pieskich delicji? Nie, tego nie ogarnę za Chiny Ludowe. Wystarczyło mi nocy po zestresowanym sierściuchu, który został ze mną, bo pańcia rodziła. Smród jego klocka prześladuje mnie po latach wciąż. Nie do dowietrzenia było mieszkanie, a była zima i małolat na stanie jeszcze. A propos dzieci: obliczyliśmy, że lekko dwa nowe mercedesy utopiłam w tych bachorach, więc padła propozycja, by next time kupić sobie dwa luksusowe merce, a bachory topić bez litości :) W następnym życiu tak zrobię. Wnuki to też w sumie worek bez dna, ale tu mogę, a nic już nie muszę, nie muszę się martwić o wikt i opierunek :)
OdpowiedzUsuńDokladnie! Mozesz dofinansowac jak masz, ale przymusu nie ma. Zreszta cztery sztuki z rosnacymi z roku na rok zachciankami to nie w kij dmuchal.
UsuńU mnie dziś od rana słońce - mam nadzieję, że tak już będzie do listopada ;-)
OdpowiedzUsuńU nas tez sie rozpogodzilo, ale ten wyz przyniosl ze soba niestety mroz. Dobrze, ze tylko w nocy, ale co rano mam gimnastyke przy skrobaniu auta.
UsuńO rożkach dowiedziałam się dawno temu z... Burdy :) Był tam też sposób wykonania takiego rożka, nawet chciałam, żeby zrobić dzieciom, ale u nas nie funkcjonuje i wtedy też nie funkcjonował ten zwyczaj.
OdpowiedzUsuńTu bez rozka nie obejdzie sie wejscie w zycie szkolne, dzieciaki dostaja po kilka(nascie) rozkow, jesli maja duza rodzine, bo kazdy cos ze soba przynosi. Ja tez tego zwyczaju nie znalam i o malo nie przegapilam, kiedy najstarsza szla tu do pierwszej klasy.
Usuń