15 kwietnia 2023

Dopadlo mnie

 Dopadlo mnie jakies xujowe przeziebienie, glowa mi peka, boli w klatce z piersiami, katar tez mam, ale lekki, idzie wytrzymac. Oczywiscie natychmiast zrobilam sobie test na covid, bo podobnie czulam sie podczas pobytu w Polsce, kiedy dopadla mnie ta zaraza. Szczesliwym zbiegiem okolicznosci test wyszedl negatywny. W przeciwnym bowiem razie musialabym stawiac cale swoje kwietniowe zycie na glowie. Mam bowiem w nadchodzacy poniedzialek termin na gastroskopie, na ktory czekam juz dosc dlugo i gdybym sie dzisiaj rozchorowala, musialabym znow go przekladac.
 A nie powinnam, bo wszystko sie juz za dlugo ciagnie, a ataki bolu nie ustaja. Stad zreszta byla robiona juz jedna gastroskopia, ktora wykazala wrzody na zoladku i dwunastnicy, dostalam na to bardzo mocny antybiotyk i teraz lekarz ma kontrolnie ogladac moje bogate wnetrze. Woreczek czeka na wyciecie, ale moje ataki sa tak nietypowe dla woreczka, ze postanowiono mnie obejrzec od srodka. Niestety, nawet po kuracji antybiotykowej bole nie ustaly, wiec nie wrzody sa ich przyczyna. Ergo: jestem w punkcie wyjscia, czyli mam pelny kamieni woreczek, ktory sobie czeka az chirurg zadecyduje, zeby go wycinac, mam tez nietypowe ataki, stad skierowanie na gastro, ktore to badanie wprawdzie wykazalo wrzody, ale po leczeniu ataki nie ustaly. No moglabym wyc. Nie, nie z bolu, bo taki ataczek trwa ok. godzine i da sie ten bol wytrzymac, ale z niewiedzy, co mi naprawde jest i dlaczego tak boli. Mam oczywiscie wlasne podejrzenia, ale kiedy zasugerowalam je lekarzowi, odparl, ze w spisie takiej choroby nie ma. A ja podejrzewam, ze to jest ciezka nerwica, bo jak wiecie, od ponad roku zyje w naprawde ogromnym stresie. 
 I raczej nie zanosi sie, zeby ten stres ustal. Matka zywi sie nim i chyba jest szczesliwa mogac stosowac swoje zagrywki i jezdzac mi po wyrzutach sumienia. Bo otoz juz dwa razy narazili jej sie niemieccy lekarze, raz kardiolog, ktory po zrobieniu echa serca stwierdzil, ze wszystko jest w porzadku (oczywiscie stosownie do wieku) i na nastepne badanie ma przyjsc za dwa lata. Byl foch, bo ona w Polsce chodzila co roku i w ogole jest bardzo chora na serce. Drugi raz mial miejsce niedawno, obie mianowicie poddalysmy sie badaniu na gestosc kosci. Jak wiecie, mama choruje na osteoporoze, stad te zlamania jak nie reki, to nogi, ale bierze jakies czarodziejskie lekarstwo, ktore ma proces rzeszotnienia kosci zatrzymac, bo cofnac sie go nie da. U mnie szczesliwie wszystko w pasmie zielonym, nawet lekarz pochwalil, ze lepiej niz "stosownie do wieku", mama w pasmie zoltym, ale najwazniejsze, ze nie czerwonym. Ma dalej brac te swoje tabletki i na kontrole za 3 lata, ja za 5. Kiedy jej to przekazalam, znow foch, bo przeciez w Polsce miala takie tragiczne wyniki pomiarow na takiej samej maszynie, wiec cos tu nie tak, bo osteoporozy nie da sie wyleczyc, a w ogole to na takie badania chodzila co roku. Zazartowalam, ze pobyt w Niemczech dobrze jej robi, bo i serce zdrowsze, i kosci lepsze. No i zaczelo sie, ze mam odmowic wszystkie wizyty, na ktore czekamy, bo jak ona taka zdrowa, to juz nie bedzie chodzic do zadnych lekarzy. Grzecznie jej przypomnialam, zeby nie stosowala wobec mnie szantazy emocjonalnych, bo na mnie to nie dziala, a tylko wqrwia. Awantura skonczyla sie moim naprawde dlugim atakiem placzu. Nie mam juz sily na te kobiete, zamiast sie cieszyc, ze badania nie wykazuja niczego nieprawidlowego, ona jest zawiedziona i rozzloszczona.
 Znow tlumaczylam, ze tu my wszyscy musimy isc na kompromis, ze ja tez chora, nie tylko ona jedyna, ze mam w sumie ich oboje pod opieka, ze nie ma taryfy ulgowej i nie bedzie ona jedna w centrum dramatu, bo powinna tez troche o nas pomyslec i zwazac na nasze dolegliwosci. Dowiedzialam sie znow, ze ona bardzo zaluje przeprowadzki do Niemiec i powinnam ja zostawic w Polsce, jakos by sobie poradzila. A wystarczyloby, zebym zaczela za nia latac i dopytywac oraz zorganizowac wszystko tak, zeby sie wokol niej krecilo, to bylby spokoj. Ale ja tak nie zrobie, bo mna sie nikt nie martwi, a najmniej ona, moja wlasna matka.

48 komentarzy:

  1. Rzeczywiscie z sercem mamy wcale nie jest dramatycznie jak kontrola za 2 lata, osteoporoza zatrzymala sie, nawet gestosc kosci polepszyla sie, niepojete dla mnie to zachowanie mamy. A ten foch mamy na Twoj zart (a w zasadzie to prawda) ze pobyt w Niemczech poprawil jej zdrowie, to bym sie smiala gdybym nie doczytala ze plakalas. Do diabla tego sie balam jak organizowalas przeprowacke mamy, ale wszyscy na blogu zachwycali sie jak dobrze robisz, dobra corka tak postepuje, wiec cicho siedzialam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oczywiscie ‘przeprowadzke’

      Usuń
    2. Matka wolalaby, zeby jej choroby byly dramatyczne i zeby wszyscy jej wspolczuli i bali sie o nia, dlatego sie obrazila, ze jej sie polepszylo, bo chyba jej zdaniem lekarze sie nie znaja, lekcewaza jej ciezki stan. W Polsce chodzila sama do lekarzy i na badania, to pozniej mogla sobie opowiadac co chciala i przedstawiac swoj stan jako bardzo ciezki. Tu niestety z lekarzami rozmawiam ja, slysze od nich prawde i przekazuje ja dalej. No ale to pewnie niemieccy lekarze sie nie znaja, bo jej stan ma byc ciezki.

      Usuń
    3. O to to, to ja boli ze nie moze lekarzowi przedstawic dramatycznie swoich dolegliwosci i potem dalej dramatyzowac. Czyli lubi teatrzyki.

      Usuń
    4. Lubi, oj lubi. Jak wtedy w Polsce z tym sniadaniem, kiedy Halinka wpadla ratowac ja od smierci glodowej.

      Usuń
  2. Poczytalam o roznych bolach brzucha, zoladka na tle nerwowym, no i wyszlo ze tak, a przeciez jest nerwica zoladka, wiec bardzo mozliwe ze Twoje bole sa z nerwow, stresu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak przypuszczam, wiec nawet wyciecie pecherzyka zolciowego niewiele wniesie. No ale nie ma takiej jednostki chorobowej w madrych niemieckich ksiegach lekarskich.

      Usuń
  3. Dbaj o siebie bo najważniejsze jest zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jakos sie staram, ale wiesz jak jest przy ponad 90-letniej narcystycznej matce i 80-letnim slubnym z poczatkami demencji, no i czlowiek tez martwi sie o wlasne dzieci i ich dzieci, tak ze nie ma czasu zajmowac sie soba. Ale robie co moge.

      Usuń
    2. Twoje zdrowie i dobre samopoczucie powinno być na pierwszym miejscu. Nie zamartwiaj się na zapas, pamiętaj "martw się kiedy musisz a nie kiedy możesz"

      Usuń
    3. Latwiej powiedziec niz wdrozyc w zycie, ale robim co mozem.

      Usuń
  4. taaak nie ma to jak polska służba zdrowia ))))) Ty Pantero musisz być zdrowa, żeby to wszystko wytrzymać, ogarnąc i zadbać ale przede wszystkim, żeby jak najdłużej sobie pracować(nie za ciężko) uciekając z domu, z pola rażenia. Współczuje ci bardzo. No cóż nerwice som. Stres podstawą wszelkich choróbsk. Całe lata mnie leczono na wrzody, których nigdy nie miałam...gastroskopia wykazała. a bóle i objawy przecież były. Gdy tak ciebie czytam, to powoli się we mnie krystalizuje przekonanie, że Matkijadigi do domu nie mogę zabrać. bo Dramat. chyba będę kombinować z jej mieszkaniem gdzieś bliżej. Dbaj o siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym ja mieszkala w Polsce, to na pewno nie chcialabym zyc z moja mama pod jednym dachem i zrobilabym wszystko, zeby albo jej zapewnic opieke, albo z doskoku sama sie nia opiekowac, ale wiesz jak bylo, wyrwalam sobie dwa miesiace z zyciorysu, matce bylo tak wygodnie, ale nie moglo trwac na dluzsza mete. Na dom opieki nie bylo nas stac, ani na prywatna opiekunke, a ja z tak daleka nie moglabym kontrolowac, czy jest odpowiednio zaopiekowana. W naszym przypadku nie bylo innego wyjscia. Ty masz wyjscie, mozesz w ostatecznosci znalezc dla MJ placowke opiekuncza w Twoim poblizu albo opieke tam u niej na miejscu i wpadac co weekend na kontrole. Taki los jedynakow, ze wszystko na Twojej glowie.

      Usuń
    2. A co do polskiej sluzby zdrowia, to nie do konca trzeba ja krytykowac w czambul. Tu jest wprawdzie lepsza opieka i organizacja, ale ja nie do konca ufam umiejetnosciom tutejszych lekarzy, ktorzy pozostawieni bez swoich czarodziejskich urzadzen diagnostycznych, maszyn, narzedzi i skomputeryzowania, nie umieliby zdiagnozowac pacjenta. A Polacy umieja, bo nie dysponuja tym calym szmelcem.

      Usuń
    3. W przypadku MJ tak właśnie zrobię. jakbyco. czyli blisko.
      Natomiast ja nie potępiam lekarzy tutejszych, tylko system, i bardziej mi chodzi o to, że czasami można nie do cze kac !! badań operacji. poza tym przewlekle chory musi walczyć z tym systemem, żeby przeżyć, serio. w głowie się nie mieści kurewa...mam koleżankę z rakiem piersi. co ona opowiada...w kraju tutejszym NIKT nie może czuć się zaopiekowanym i bezpiecznym. Upokorzenia na każdym kroku i że zawracasz ludziom głowę. i że koniec leczenia za darmo po roku, nie wyleczyłaś się? ojak nam przykro, wypad z systemu.
      Zastanawiałam się, czy mając taką diagnozę nie popełniłabym samobója.

      Usuń
    4. No fakt, system zdrowotny w Polsce jest dla ludzi zdrowych o anielskiej cierpliwosci, dla chorych, ktorym sie spieszy - juz nie. A dla starych to juz w ogole, oni maja zdychac, a nie sie leczyc.

      Usuń
    5. Bo my,chyba nie tylko w Polsce, nie jesteśmy systemowo wychowani w kulturze szanowania zdrowia.Naprawiamy(lub chcemy naprawieć) dopiero jak się zepsuje i to bardzo mocno..Niestety.

      Usuń
    6. Wiesz jak jest, Ewa, "jako smakujesz, az sie zepsujesz". Kto mlody i zdrowy mysli o starosci, chorobach i smierci?

      Usuń
    7. Nie o starości i smierci,a przeciwnie - o życiu w dobrej kondycji i zdrowiu:))

      Usuń
    8. Mlodzi zyja ekscesywnie i wydaje im sie, ze w takiej kondycji pozostana na zawsze. Kto by w tym wieku przejmowal sie mysleniem o dalekiej przyszlosci i faktem, ze to ich zycie moze doprowadzic do jakichs chorob. To i tak sie zmienia, modne stalo sie uprawianie sportu, mlodzi wylewaja siodme poty na silowniach, biegaja czy jezdza na rolkach, modne jest niepalenie, weganizm, ale i tak znaczna czesc mlodych zyje jakby jutra mialo nie byc.

      Usuń
  5. Moja mama podobnie działała, zmarła 10 lat temu a ja ciągle o niej myślę i takie we mnie wzbudziła poczucie winy, że jeszcze teraz czasem mną trzęsie. Z perspektywy czasu myślę, że niektóre sprawy rozwiązywałabym inaczej, zdarza nam się z bratem warszawskim te sprawy roztrząsać, Kanadyjczyk był daleko, ja jednak z tej Wenezueli zjeżdżałam a po emeryturze na długie miesiące...ale nigdy nie było dobrze i wystarczająco wg. opinii mamy. wynik taki, że ja do moich córek nie mam żadnych pretensji ani żądań, ale wiem, że one kiedy zajdzie tego potrzeba będę pomocne.
    a nerwice żołądkowe to fakt, u mnie kiedy mam stres zaczyna się brak apetytu i biegunka.
    oddalaj stres, hahaha jakby to było tak łatwo...i dbaj o siebie...wiem, łatwo mówić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matka chyba obciela sie, ze wczoraj posunela sie za daleko i dzisiaj przyszla mnie przeprosic, co z jej strony uwazam za nie lada wyczyn, bo to nie czlowiek, ktory przeprasza za cokolwiek i kogokolwiek. Ciekawe na jak dlugo wystarczy, ale chwilowo zaczynamy od nowa. W takich przypadkach chyba dobrze miec rodzenstwo, bo mozna sie jakos dograc, podzielic koszty, a ja ze wszystkim samiutka, choc wczoraj maz sie wykazal i bardzo mnie pocieszal, kiedy tak plakalam.

      Usuń
    2. OOOO...moja mama nigdy nie przepraszała..nikogo...więc u Ciebie jest światło w tunelu a Twój Ślubny...to następne...OOOO...pięknie, nie jest źle

      Usuń
    3. Cud sie stal, a moje lzy wyzwolily w nich jakies resztki czlowieczenstwa. :)))

      Usuń
  6. Ania,wspieram dobrymi myslami..tak sobie myślę,że człowiek aby nie zgorzknial,nie zwariował.nie uszkadzał się np.używkami,lekami..musi pewne rzeczy zaakceptować.Nie można bez końca od siebie wymagać,siebie obciążąć..wiem,ze czesto opieka nad starszym rodzicem to tytaniczna,wykanczająca praca..ale wciaz wiele bym dała by moi jeszcze byli... mieszkać pod jednym dachem na pewno byloby trudno.Dbaj o siebie,przede wszystlim,przytulam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym zyla w tym samym kraju co mama, na pewno nie mieszkalybysmy nigdy pod jednym dachem, mialybysmy wiecej opcji do wyboru. W naszej sytuacji opcja byla jedna jedyna, a i tak wdzieczna bylam, ze nawet taka byla mozliwa dzieki obecnosci Polski w unii, w przeciwnym razie nawet to nie wchodziloby w gre. I mimo wszystkich roznic i wiedzy, ze bedzie bardzo ciezko, nie zdecydowalabym nigdy inaczej, to w koncu moja matka i mam wobec niej zobowiazania.

      Usuń
    2. Dlatego nie rozumiem pozostawiania rodzicow/dziadkow bez pomocy, wyjawszy oczywiscie wszystkie patologie.

      Usuń
  7. Jedyna rada- mamy nie zmienisz,bo Ona jest taka a nie inna od urodzenia. Zmień po prostu siebie- OLEWAJ matczyne gadanie. Bardzo mi Twoja mama przypomina moją babcię (to ona mnie wychowała, nie rodzice), która trzęsła całą rodziną a gdy już jej brakło argumentów to dostawała ataku histerii. Jeden przetrzymałam, drugi też, a przy trzecim jej powiedziałam, że zaraz ją uderzę, jeśli nie przestanie histeryzować, bo na mnie te ataki nie robią wrażenia. I przy mnie już swych ataków nie miała.A miała wtedy chyba 88 wiosenek. Odstaw kawę, mocną herbatę, pij herbatkę z melisy i bierz coś na uspokojenie. Wymyśl dla mamy jakieś zajęcia "praktyczne", niech się czymś zajmie. Nie wiem- może niech coś szydełkuje, robi na drutach, wyszywa czy może niech robi kartki okolicznościowe. Ona jest "wybita z uderzenia" i sama nie potrafi sobie z tym poradzić. Przytulam cię;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie, ze olewam, bo gdyby bylo inaczej, juz dawno popelnilabym samobojstwo, nie wytrzymalabym jej fochow. Jednak chcialabym miec w domu lepsza atmosfere, zebym mogla po pracy odpoczac zamiast sie irytowac. A juz tym bardziej nie poddam sie szantazom emocjonalnym i nie pozwole na fanaberie odwolywania terminow lekarskich, bo matka ma akurat faze na obrazanie sie na caly swiat, bo okazuje sie, ze nie jest tak chora jak to przedstawia.
      Ale dzisiaj rano mnie przeprosila, widac przemyslala w nocy, jak bardzo mnie krzywdzi.

      Usuń
  8. Odpowiedzi
    1. Sa jednak matki, ktore az tak bardzo nie daja sie we znaki.

      Usuń
    2. Wszystkie daja nam juz od niemowlecia we znaki. Najwazniejsze jak to odbieramy i czy przypadkiem sami nie jestesmy tacy sami jak nasze matki. Relacje rodzinne zwykle nigdy nie kreca sie jak w tancu ale jak w kieracie. Duzo sily potrzeba aby sie to zycie toczylo chocby z przystankami...

      Usuń
    3. No coz, bywaja matki, ktorym los dzieci jest wazniejszy od wszystkiego i takie, ktore martwia sie wylacznie o siebie, a wobec dzieci stosuja szantaze emocjonalne.

      Usuń
    4. Nie daj sie emocjonalnie, popieraj tylko faktami. Doczytalam, ze jakies porozumienie miedzy Wami nastapilo. Docieracie sie przez scieranie sie wzajemne. :D

      Usuń
    5. Namowilam mame na przeprowadzke, zeby sie nia opiekowac, ona tu przyjechala walczyc o swoje wyimaginowane prawa i nie przyjmuje do wiadomosci, ze inni tez chcieliby z wlasnych praw korzystac. Egoisci tak miewaja.

      Usuń
    6. To moze jakas konstytucje proklamujcie na domowy uzytek? :))) Prawa i obowiazki rowniez dla ogonow kocich i Burka. Jestescie bardzo interesujaca zbieranina na kilkudziesieciu metrach kwadratowych! Razem i indywidualnie. Na dobre i na zle. Hehehe. Takie rady, wiem, lubisz najbardziej!...

      Usuń
    7. Wprost uwielbiam, choc zdaje sobie sprawe, ze niektorzy pozostana niereformowalni.

      Usuń
  9. Są takie matki, co nie dają w kość, ale za to gorsze bywa rodzeństwo...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli mam nie zalowac, ze jestem jedynaczka?

      Usuń
    2. Masz nie żałować, bo rzadko się zdarza, że rodzeństwo wspólnie przejmuje opiekę nad matką, czy ojcem. Najczęściej robi to jedna osoba. 😘😘😘

      Usuń
    3. A druga, zacierajac chciwe lapki, czeka na schede.

      Usuń
  10. Wygląda na to, że ja miałam toksycznego męża, a Ty toksycznych rodziców...

    OdpowiedzUsuń
  11. Aniu, odwykłyście od mieszkania ze sobą. Ja całe życie mieszkałam ze swoją Mamą, chociaż byłam tą "gorszą" córką. Przed śmiercią powiedziała mi, że dobrze, że to ja zostałam w domu, chociaż nigdy nie lubiła Bezowego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie tylko odzwyczailam sie (od 1981 roku) mieszkac z rodzicami, ale nasz kontakt byl mocno ograniczony z racji odleglosci. Wprawdzie czesto dzwonilismy, ale bywalo, ze nie widzielismy sie latami. To sie zmienilo po smierci taty, wtedy juz jezdzilam do Lodzi dwa razy do roku, wyjawszy okres pandemii. No i teraz nagle wyladowalysmy pod jednym dachem. Ale nie bedzie tak, ze to my bedziemy musieli dostosowac sie do fanaberii i fochow jednej osoby, nie wymagam tez, zeby tylko mama sie zmieniala, jednak obopolne kompromisy byly konieczne. Jednak mama ani myslala uginac sie, stad nieporozumienia.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Maja nas za idiotow?

  Polska swietuje rocznice przystapienia do unii, no ja mysle, skoro ma same korzysci z tego przystapienia, gorzej z tym u nas, ja wolalabym...