Z moja najstarsza pociecha nielatwo sie umowic, raz ze wyprowadzila sie na wioske, ktora co prawda administracyjnie znalazla sie niedawno w obrebie miasta, ale trzeba jednak wyjechac troche za rogatki, zeby do niej dotrzec. Juz od dosc dawna probujemy sie skoordynowac spacerowo, ale jak nie pogoda plata rozne figle, to znow mojemu dziecku cos niespodziewanego wypada. Pracuje w szpitalu i czasem z nagla jest wzywana na jakies zastepstwa. No i tak nam schodzilo, az wreszcie pyklo, calkiem spontanicznie, bo wcale sie wczesniej nie umawialysmy. Dostalam od niej krotka wiadomosc na WA: "Heute?" (dzisiaj?), moja odpowiedz byla "Why not". Jakie my poliglotki, co nie? 😁
A zaczelo sie od tego, ze kiedys dawno, dawno snulismy sie spacerowo ze slubnym i jedna znajoma po terenie, gdzie sa wybiegi dla dzikow i danieli, zas niedaleko strzela w niebo Wieza Bismarcka, na ktora zawloklam strachliwa Boguske, zeby mogla sobie z gory na miasto popatrzec. Runda dokola wybiegow dla zwierzat trwa nie tak dlugo, wiec skrecilismy sobie w jakas lesna droge, nie wiedzac wtedy, dokad nas zaprowadzi. A ona ta droga zawiodla nas na skraj pola, gdzie w dolinie ukazalo nam sie miasteczko, a wlasciwie wies. Dalej juz nie szlismy, pozniej w domu na mapie dopatrzylam sie, co to za osada. Tam wlasnie mieszka teraz moja najstarsza latorosl i bardzo sobie chwali te cisze i boski spokoj, zwlaszcza ze do pracy do szpitala ma piec minut samochodem. Pomyslalysmy wiec, ze skoro stamtad doszlismy do jej wioski, to teraz mozemy z wioski dobrnac do dzikow. Ona sama niestety boi sie wedrowac po lasach i polach, co innego we dwie z pitbulem-killerem u boku. No tosmy powedrowaly, ale wiadomo, ze droga z jednej strony wyglada calkiem inaczej niz z tej drugiej, a poza tym, o czym nie wiedzialysmy, tych drog w te i nazad jest w pip. No i my wybralysmy sobie te najdalsza, zrobilysmy takie kolo, zeniewiem. Znalazlysmy sie w lesie, spocone i zmachane wspinaczkami, bo wioska lezy w dolinie, a dziki sa bardzo na gorze. Oczywiscie wszystkie zyjace w tym lesie komary natychmiast sie skrzyknely i dalej nas atakowac. Wilgotno bylo w tym lesie i blotniscie po ostatnich opadach, parno, choc temperatura byla w sumie przyjemna, nieco ponad 20°C, to te komary ruszyly na nas, jak nie przymierzajac ruskie na Ukraine. Ojesujesu! W tym lesie o malo nie zabladzilysmy, bo poki droga szla prosto, tosmy tez prosto szly, ale od czasu do czasu wystepowaly krzyzowki i juz wtedy nie wiedzialysmy, gdzie isc dalej. Na szczescie spotykalysmy innych spacerowiczow, wiec bylo kogo spytac.
I co powiecie? Doszlysmy w koncu do plotu ogradzajacego wybiegi, ale okazalo sie, ze to calkiem po drugiej stronie w stosunku do tej drogi, ktora pamietalam sprzed lat, jak wspomnialam, zrobilysmy olbrzymie kolo, ale okazalo sie, ze wszystkie drogi prowadza do dzikow. Wracalysmy skrotem, co zajelo nam pol tego czasu, co droga wspinaczkowa. Moja apka liczaca kroki pokazuje tez zmiany wysokosci, tym razem wyszlo jej 10 pieter, tak wysoko sie wspinalysmy, bo choc to teren mocno juz pagorkowaty, nie myslalam, ze jest az taka roznica poziomow.
Tego wieczoru bylam tak sponiewierana, ze zasypialam na siedzaco przed telewizorem, wiec poszlam spac wczesniej, za to nastepnego dnia mialam w lydkach takie zakwasy, ze prawie z lozka wstac nie moglam. Ale nie zaluje, juz umowilysmy sie z corka, ze trzeba bedzie to powtorzyc i wyprobowac wszystkie drogi, bo jak wspomnialam, jest ich cale mnostwo.