21 czerwca 2024

Cyrk z tym cyrkiem

 Jak juz wiecie, bylam z rodzina w cyrku, po raz pierwszy od... miedzy 35 a 40 lat, jakos tak. Wtedy bylam z moja najstarsza corka, a wczesniej bywalam z mama jako dziecko. Mieszkalysmy niedaleko miejsca, gdzie rozbijaly swoje namioty trupy cyrkowe, dla lodzian: bylo to obok Górniaka na placu Niepodleglosci. Czesto bywalysmy z mama, obie lubilysmy wystepy pod namiotem. Zwlaszcza, ze duze miasta odwiedzaly naprawde dobre cyrki, takie z wyzszej polki. Do dzisiaj pamietam cyrk ze Zwiazku Radzieckiego, ogromny namiot, wystepy wszystkich mozliwych rodzajow artystow, rowniez zwierzat, a poziom ich wystepow byl swiatowy. No coz, wtedy jeszcze nie mialam tej swiadomosci, ze dzikie zwierzeta nie maja czego szukac w cyrkach, szczegolnie koty drapiezne, foki czy malpy. Nie jestem pewna daty, ale chyba dopiero niedawno organizacje prozwierzece osiagnely cel swoich wieloletnich batalii o zakaz "zatrudniania" w cyrkach dzikich zwierzat, wlasnie drapieznych kotow, sloni, fok i wielu innych. Dozwolone sa zwierzeta udomowione, konie, kuce, lamy, wielblady, psy, koty i chyba golebie dla iluzjonistow. I bardzo dobrze, bo teraz nie moglabym juz patrzec na krzywde tych zwierzat w cyrkach. A kiedys moglam i nawet bardzo mi sie podobalo. 
 Po cyrkach, ktore odwiedzaja moje miasto nie spodziewam sie zadnych wypasow, my nawet nie mamy dobrego miejsca na rozbicie porzadnego wielkiego namiotu cyrkowego, a gdzie reszta, te wszystkie TIRy, w ktorych przewozi sie sprzet, domy mieszkalne na kolkach i stajnie dla zwierzat. Kiedys wszystko odbywalo sie na placu, gdzie kilka lat temu zbudowano Arene, hale sportowa i od czasu tej budowy nie ustaja znaleziska niewybuchow z II wojny swiatowej, kto jest ze mna dluzej, wie o licznych akcjach ewakuacyjnych, detonacjach, ale rowniez ofiarach smiertelnych wsrod saperow. Tam wiec juz zaden cyrk ani wesole miasteczko nie moze miec lokalizacji. Zas miejsce, gdzie moga, jest niewielkie, wiec i cyrki musza byc mniejsze. Co nie przeszkadza w dosc wygorowanych cenach, choc musze oddac honor, bo tak: chcielismy loze, dla doroslego bilet kosztowal 28 euro, dla dziecka (2-15 lat) 26, czyli byloby dwoje doroslych i czworo dzieci, w tym Zoska za darmo, bo ponizej 2 lat. Tymczasem pani w kasie dala nam premie, bo od czworga dzieci jedno wchodzi gratis, zaplacilysmy wiec za dwoje doroslych i dwoje dzieci, a miejsca byly najlepsze. Przemilcze juz te wszystkie popcorny, lizaki, zelki i inny badziew w puszkach do picia, nie dalam sie tylko namowic na jakies takie swiecace zabawki, bo te razy cztery puscilyby mnie w skarpetkach.
 Cyrk, jaki ogladalysmy, to typowa firma rodzinna, dwie siostry z mezami, ich dzieci (7-latka pieknie giela sie na obreczy pod kopula, a 13-latek wystepowal z konmi) i jeszcze jakies pociotki. Wszyscy zgodnie pracowali na wszystkich mozliwych stanowiskach, sprzedawali bilety, prowadzili kiosk z przekaskami, sprzatali, przestawiali, wystepowali w roznych scenach, pokazywali swoje rozne umiejetnosci. No dobra, nie zachwycali, wszystko bylo lekko prymitywne, ale muzyka byla swietna, technika oswietleniowa  i efekty specjalne tez, oni wszyscy naprawde przesympatyczni, na koniec zaprosili wszystkie dzieci na arene, zeby poskakaly z nimi w takt muzyki, pozniej byly przejazdzki na kucykach (platne osobno), a podczas przerwy mozna bylo w stajni (platne osobno) poglaskac konie, kuce, lowiecki, ale od wielbladow nalezalo trzymac sie z dala, bo gryzly. Najgorsze, ze nie bylo ubikacji, a mnie tak sparlo, ze ledwie wytrzymalam do przerwy i w desperacji polecialam za ich wozy w krzaki, a Hexa razem za mna. Rodzice wysadzali dzieci gdzies na trawie.Ale to byl jedyny feler, poza tym wszystko sie dzieciakom podobalo, wciaz byly wciagane przez artystow do wspolnej  zabawy i to w zupelnosci rekompensowalo niedobory artystyczne. 
 Kilka migawek i filmikow.

Trzynastolatek z koniem

Klaun, ktory bawil dzieciarnie do lez

Kucyki i dzieci cyrkowcow

Czarodziejskie pudlo, niewiasta byla przeszywana szpadami

Siedmiolatka na obreczy, na dole jej mama

Balwanek przybija piatke Gapciowi

Hexa nie boi sie dromadera, a ten kombinuje, jak odgryzc jej reke

Konskie maskotki

Zlosliwiec z garbem

Polykacz ognia

Miotacz nozy



 I to by bylo na tyle, najwazniejsze, ze dzieciaki byly zadowolone, choc te mlodsze ledwie dotrwaly do konca, tak byly wymeczone, bo to ich pora spania. 
 

30 komentarzy:

  1. Co tam ich występy cyrkowe, cały ten ‘fun’ dla dzieci to było cudne, jak zobaczyłam Gapcia na koniu oniemiałam, wzruszyłam się i podziwiałam, no ale Hexa przebiła Gapcia, tak zgrabnie wskoczyła na konika, jak by jeździła od zawsze, pięknie wyglądała i popisowo trzymała konia jedna ręka, no zaimponowała, odważna jest.
    Piękny dzień mieliście, szczególnie dzieci. No i nakręciłaś przecudne filmiki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I gdyby nie ten brak slawojek, byloby jeszcze piekniej :))) Ale ogolnie dzieciaki byly bardzo zadowolone i mam mocne postanowienie, ze kiedy znow jakis cyrk zawita do nas, to poswiece te pare groszy... hmmm..., bo widok ich radosnych buziek jest wart kazdej ceny.

      Usuń
  2. Przypomniała mi się historia rodzinna: mój brat i jego syn poszli do cyrku. Bilety drogie okropnie. Weszli do namiotu, usiedli na miejscach. Jako pierwszy na scenę wbiegł klaun, żeby wszystkich rozśmieszyć. Mój bratanek przestraszył się klauna, zaczął tak strasznie płakać, że... musieli wyjść. Ich pobyt na spektaklu trwał zatem jakieś 2 minuty 🤣

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boszszsz... biedny brat i jego portfel :))))) Ale klauni potrafia wystraszyc, zwlaszcza spotkani w nocy w lesie albo przy drodze. Ale w cyrku? Ten byl dosc zabawny, taka ofiara losu, wiec dzieciom od poczatku go bylo szkoda ;)

      Usuń
    2. O, kurczaki, miałam prawie taką samą sytuację, kiedy pierwszy raz poszłam z dziećmi do cyrku! Mój syn przestraszył się klaunów i mąż musiał z nim wyjść, ale na szczęście, traf chciał, że w tym cyrku pracował jego (tzn. męża) kolega z wojska i poszli razem do wozu cyrkowego, a po spektaklu dołączyłam do nich z córką. Miałam niepowtarzalną okazję odwiedzenia wozu cyrkowego :)

      Usuń
    3. Teraz te "wozy cyrkowe" to full-wypas i hajtek, takie wielkie amerykanskie domy na kolkach ze wszystkimi szykanami i udogodnieniami. Kosztuja majatek, wiec chyba ten cyrkowy geszeft jest dosc oplacalny.

      Usuń
    4. To chyba teraz. Wtedy był to taki zwykły "wagonik"; mało miejsca, podstawowe sprzęty i tyle. Jakaś kuchenka na gaz z butli - niewiele zapamiętałam, ale też nie spodziewałam się niczego niezwykłego.

      Usuń
    5. No wlasnie pisze, ze teraz. Bo kiedys to bylo romantycznie, tak po cygansku, domki drewniane ciagniete przez kunie, pozniej przez ciezarowki albo jako naczepy. Tym razem dokola namiotu staly takie wypasione kampery, ze glowa mala.

      Usuń
  3. Dzieci miały wspaniałą zabawę. Filmiki cudne. Ja ostatni raz w cyrku byłam jako dziecko, gdy jeszcze mieszkaliśmy na Piotrkowskiej, bo tam wszędzie było blisko. Później nie było okazji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to musialas byc na Gorniaku w tym cyrku, bo w tamtym czasie cyrki rozbijaly swoje namioty wlasnie tam. Ale ze nie bywalas w cyrku ze swoimi dziecmi, to dziwne.

      Usuń
    2. Moje dzieci w cyrku cyły z tatą, ja nie mogłam siedzieć na tych ławeczkach, pod którymi była ogromna dziura. Mój lęk przed wysokością

      Usuń
    3. No fakt, te laweczki sa troche niebezpieczne, trzeba bardzo uwazac, gdzie sie stawia stope, bo mozna wpasc i sie polamac.

      Usuń
  4. w dzieciństwie oczywiście uwielbiałam ale juz nie, owszem sprawność ludzka, doceniam, sztuczki cyrkowe tak nadal bywają świetne. i oczywiście cyrk bez zwierząt. Cyrkulacje bardzo bawią dzieci :-)
    na szczęście cyrki mojego dzieciństwa poszły w sina dal...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cyrki przyjezdzaja do nas nie za czesto, moze bylo z 10-15 razy, odkad tu zyje, czyli przecietnie raz na dwa-trzy lata. Wczesniej jakos bylo nam nie po drodze, w koncu powiedzialam sobie: teraz albo nigdy.

      Usuń
    2. Dla dzieci to jest sztos przecież widzę na zdjęciach

      Usuń
    3. Fakt, wszystko wyglada bardzo czarodziejsko i nie jest w telewizorze, a w realu, to dla nich cos calkiem nowego i nieznanego do tej pory. Te zachwycone dzieciece buzie sa warte kazdego wydanego centa.

      Usuń
  5. To się dzieciaki dobrze bawiły dzięki babci ♥
    Ja też byłam w cyrku ponad trzydzieści lat temu i także nie wiedziałam dokładnie, z czym wiąże tresura. Dzieci mogły wtedy odbyć przejażdżkę na podrośniętych słoniętach, a ja przy okazji pogłaskałam takiego delikwenta, fajne uczucie! Wkrótce zaczęło być głośno o tym, jak opresyjna jest sytuacja zwierzęcia w cyrku. mnie się podoba cyrk bez zwierząt - akrobacje, żonglerka, iluzjoniści, mniej klauni, bo nigdy mnie nie śmieszą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pomysle, ile radosci mi dawalo ogladanie popisow fok czy malp, wielkich kotow drapieznych czy sloni, wszystkiego, co na szczescie teraz jest slusznie zakazane, to ze wstydu moglabym plakac. Czlowiek jednak rodzi sie taki nieswiadomy, na szczescie nabiera z wiekiem empatii. Albo i nie.

      Usuń
  6. Cenię pracę ludzi cyrku, podziwiam ich wytrwałość w osiąganiu doskonałości ruchowej, ale dla mnie bycie na widowisku cyrkowym było masakrą, bo w tym samym stopniu było mi żal i tych zwierzaków i tych ludzi - może dlatego, że miałam w życiu epizod ze szkołą baletową i dobrze wiedziałam, że każda perfekcja jest okupiona godzinami trudnego treningu i życiem w odpowiednim reżimie treningowym.I nigdy nie zaprowadziłam dziecka do cyrku - widziała występy cyrkowców w TV i raz program właśnie o treningach zwierząt. Jej dzieci też nigdy nie były w cyrku. A gdy miałam psa to nie uczyłam go jakiś zabawnych sztuczek w rodzaju
    "żebrania" na dwóch łapach o kawałek psiego przysmaku.Wiem, byłam i jestem dziwna.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje psy tez nigdy nie "sluzyly", to takie straszne okreslenie, ale podstawowe komendy musialy umiec, dla ich bezpieczenstwa i ujarzmienia, kiedy jest taka potrzeba. Nie mozna bowiem puscic psa na zywiol, musi przyjac dobre psie wychowanie. Ale pies to zwierze udomowione, w przeciwienstwie do meczonych w cyrkach dzikich zwierzat, ktore nic tam nie maja do szukania.

      Usuń
    2. Mój nigdy nie chodził bez smyczy, ale podstawowe komendy doskonale znał i w ogóle wiele słów z ludzkiej mowy kojarzył, bo ja ciągle z nim "rozmawiałam" - wszak od chwili urodzenia dziecka przestałam pracować poza domem i byłam cały czas w domu- wpierw z dzieckiem, a potem z psem.

      Usuń
    3. Oj, psy rozumieja nadspodziewanie duzo slow, to tylko nam sie wydaje, ze poprzestaja na rozumieniu podstawowych komend. Trzeba zatem uwazac przy rozmowach, co sie wypowiada, bo psie gumowe ucho jest nastawione na odbior :)))))

      Usuń
  7. Wspaniale ze byl cyrk, ze dzieciom podobalo sie, ze zaznali troche nietypowej rozrywki, innej niz te codzienne. Wyglada ze i Ty wyszlas zadowolona co dobrze.
    Jak zwykle i jak kazdy nie moge nie wtracic wlasnych odczuc na temat cyrku - wcale nie lubilam a przeciez w czasie mego dziecinstwa cyrki byly czeste i popularne i takim gwozdziem sezonu. W cyrkach tylko na ekwilibrystyke patrzylam z podziwem gardzac reszta i wspolczujac zwierzetom. Przy okazji spektaklu zawsze odbywalo sie zwiedzanie ich zwierzynca, klatek z czesto ze zwierzetami typu tygrysy, slonie. Bylo mi ich bardzo zal - z powodu zycia w klatkach, przewozenia, tresowania - i ten zal spowodowal ze nie, nie lubilam cyrkow i pewnie po dwoch czy trzech razach odmowilam uczestnictwa a moj brat zrobil podobnie.
    Ale jednego razu, juz w mym doroslym zyciu, gdy corka mieszkala w Miami, a my byliszmy u niej w odwiedzinach, uraczyla nas wyprawa do cyrku, tyle ze innego rodzaju - Cirque du Solei - na ktory poszlam "z grzecznosci" a tymczasem bardzo mi sie podobal bo byl cyrkiem innego rodzaju - bez klownow, zwierzat, czysta ekwilibrystyka wprawiajaca w podziw a tak wykonywana ze sprawialo wrazenie baletu w powietrzu.
    Gdy sie ma dzieci lub wnuki czesto nalezy sie poddac ich zachciankom, zapewniac im rozrywki ktore niekoniecznie podzielamy - i to zrobilyscie tworzac im wspanialy wieczor i cos nowego do wspominania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tego akurat Ci zazdroszcze, znaczy Cyrku Slonca, to legenda wsrod cyrkow, gigantyczny namiot i specyficzne strakcje, ale juz w nowoczesnym stylu, bez zwierzat, za to z przytupam. Znam ten cyrk z publikacji i telewizji. No nijak ma sie do tego, cosmy tydzien temu ogladali, ale najwazniejsze, ze dzieciaki byly zadowolone.

      Usuń
  8. Bałwanek to chyba Olaf z "Krainy Lodu" :) Wcale się nie dziwię, że dziatwa zadowolona, kiedy mnie samej po obejrzeniu krótkiego clipu zrobiło się jakoś weselej na duszy (tym bardziej, że chwilę wcześniej czytałam o kolejnych hiobowych wieściach ze świata polityki...) I chyba też po raz pierwszy doszłam do wniosku, że język niemiecki może brzmieć ładnie. Nigdy nie lubiłam go słuchać, na szczęście też nie musiałam nigdy uczyć.

    Byłam w cyrku chyba z 10 lat temu, tu w Irlandii, ale nie było w nim dzikich zwierząt - nie mam nic przeciwko, by popatrzeć sobie na utalentowanych wykonawców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przestalam ogladac ksiezniczki Disneya, odkad moje corki z nich wyrosly, wiec nie jestem z balwankami na biezaco, a wnukom telewizji nie wlaczam, bo uwazam, ze sa pozyteczniejsze zabawy. Ale dziekuje za informacje :)))))
      No patrz, ja przez cale polskie zycie uczylam sie angielskiego, zaczelam juz w wieku przedszkolnym, chodzilam na takie zajecia, gdzie uczylismy sie piosenek po angielsku. Wprawdzie przydalo mi sie tu na poczatku, bo urzednicy tez poslugiwali sie takim szkolnym angielskim, wiec rozumielismy sie dobrze, w przeciwienstwie do np. Australijczyka, do ktorego zawolano mnie na tlumaczenie, bo niby tak dobrze znalam angielski. Nie zrozumialam prawie nic :))) A teraz juz tak duzo zapomnialam, bo od ponad 35 lat uzywam tylko niemieckiego, ktorego tez nie lubilam, nie lubie i chyba nigdy nie polubie.

      Usuń
  9. Ostatni raz byłam w cyrku jeszcze jako nastolatka i szczerze mówiąc, nie pamiętam czy były w nim jakieś "groźne" zwierzęta, ale chyba nie, bo te pamiętam z czasów kiedy byłam dzieciakiem i wiązało się to z montowaniem specjalnego ogrodzenia wewnątrz areny, żeby nie było tragedii w razie czego. Kiedyś cyrk, poza ZOO i wesołym miasteczkiem, było jedną z nielicznych i wyczekiwanych atrakcji. O ile we W-wiu mieliśmy całoroczny dostęp do ZOO, o tyle sezonowo pojawiający się cyrk czy wesołe miasteczko powodowały niezłą ekscytację :-) Jedyne czego nie lubiłam to te nieszczęsne ławki, a im wyżej się siedziało, tym bardziej działało na wyobraźnię "co by było gdyby..." :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamietam te ogrodzenia przeciwlwowe, ale ja zawsze mialam obawy, ze dzikie koty sie zbiesza, pokonaja jakos to ogrodzenie i zjedza kogos z publicznosci, najbardziej pod reka (lwia lapa) byli ci z lozy, ale wlasciwie nikt nie byl na 100% bezpieczny, bo nie wiadomo, co takiemu do lba wpadnie. Nazarty nie mogl byc, bo by spal i nie chcial sie popisywac na arenie, a glodny to... wiadomo. Z tego powodu nie lubilam wystepow dzikich kotow.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Chcialabym...

... miec obok siebie kogos, kto tak mocno by mnie trzymal, zeby wszystkie polamane kawalki we mnie znow sie polaczyly i zrosly. Stale czuje ...