W Krulovej Miecce dokonala sie na starosc taka metamorfoza, ze nie poznaje wlasnego kota. Zaczarowal ja ktos czy jak? Z niedotykalskiej i plujacej na odleglosc jadem na wszystko i wszystkich, z kota o spojrzeniu bazyliszka, z zolzy nad zolzami i czarnej zarazy wyewoluowal przytulas, ktory sam wlazi na kolana albo mosci sie na stole miedzy lapkiem a mna i domaga glaskow i miachania. Malo tego, wylazi spod lozka, kiedy obcy ludzie sa w domu!!! To jej sie nigdy nie zdarzalo. No wiem, zaraz Boguska zaoponuje, ze kiedy byla u mnie, to Miecka wylazla. No wylazla, bo ile mozna pod lozkiem siedziec? A to brzuszek burczy z glodu, a to z kuwetki mus skorzystac, wiec przy takich "dluzszych" gosciach w koncu wylazila z nory, bo nie miala innego wyjscia. Tymczasem kilka dni temu wyszla podczas obecnosci guru u nas w domu, co jej sie NIGDY wczesniej nie zdarzalo, nawet sam guru mocno sie zdziwil, bo nigdy jej nie widzial bedac u nas, Krulova zawsze czekala, az wszyscy goscie pojda sobie, a i wtedy wystawiala nosek przez szpare w drzwiach sypialni i dlugo upewniala sie, czy na pewno wszyscy juz sobie poszli.
Jak wiecie, jakis czas temu zostala zdiagnozowana na nadczynnosc tarczycy, wiec bierze lekarstwa. Nie wiem, moze ta jej wscieklica i upiornosc byly spowodowane choroba, a kiedy zaczela brac leki, stala sie normalnym kotem? Moze tak jest, w kazdym razie na poczatku brania lekarstwa, musielismy na Miecke polowac, zeby nie udalo jej sie przedostac do sypialni, bo tam nie wyciagnelibysmy jej spod lozka. Kiedy wiec zblizala sie pora podawania leku, zamykalismy sypialnie na klucz i ganialismy uciekajaca Miecke dokola stolu. Ale wpadlam na pomysl i po kazdym podaniu kropelek ze strzykawki, Krulova dostaje cukiereczki (tak nazywam kocie chrupki), w koncu wiec w okolicach godzin podawania leku, Miecka sama juz kreci sie po kuchni i wzywa do mobilizacji, nie trzeba jej lapac, wystarczy haslo CUKIERECZKI, przybiega w podskokach.
Niestety te 18 lat widac po niej, nie pielegnuje juz tak intensywnie futerka, wiec troche straszy wygladem, ma je nieco skoltunione na grzbiecie, pomagam troche i ja szczotkuje, ale to nie to samo. Nie wskoczy juz z podlogi na stol, robi to za posrednictwem krzesla, ale czasem na tym krzesle spi Bulka. No ZONK! Bo jedno sie nie zmienilo w Miecce: wielka nienawisc do Bulki. Toczy wiec piane z pyska, syczy i prycha, pluje jadem, ale nie ma innego wyjscia, wiec wskakuje tuz obok zblazowanej i nie reagujacej na zaczepki Bulczyka. W sama pore zainstalowalismy polki na scianie w charakterze kociego drzewa, sa na tyle blisko siebie, ze Miecka swobodnie wskakuje na sama gore, skad lubi ogladac swiat czyli salon, na prawdziwym kocim drzewie odleglosci miedzy poziomami bylyby dla niej za duze.
I jeszcze jedno sie u niej zmienilo, stala sie wyjatkowo gadatliwa, a trzeba Wam wiedziec, ze glos ma naprawde donosny, taki gardlowy, ze wydaje sie, jakby mowila ludzkie wyrazy, no na pewno nie jest to miauczenie kota. Najgorsze, ze z gadka przylazi czasem w srodku nocy. Ale wystarczy, ze spytam ja, czy chce oberwac kapciem, zeby obrazona wrocila spac na poslaniu Toyki, bo tam sobie upatrzyla spedzac noce.