Jakies trzy tygodnie temu udostepnilam na fejsbuku apel policji dotyczacy poszukiwan pewnej zaginionej kobiety, Polki mieszkajacej od kilku lat niedaleko mnie, w pobliskiej wiosce. Jej meza kiedys poznalam u P., ale teraz chyba nie rozpoznalabym go na ulicy, wiec powiedzenie, ze sie znamy, byloby lekkim naduzyciem. Jej nie poznalam nigdy, za to P. byl z nimi w dosc dobrej komitywie, zwlaszcza, ze ich syn przyjaznil sie z Guciem i to na tyle, ze w ubieglym roku oni zabrali Gucia ze soba na urlop na Balkany.
Z opowiadan P. wiedzialam, ze w ich malzenstwie nie bardzo sie ukladalo, ona od dosc dawna zachowywala sie dziwnie, bywalo, ze niegrzecznie i arogancko, rowniez w stosunku do niektorych obcych. S., jej maz, zalozyl tu firme i ciezko pracowal, ona tez podjela prace. Pod koniec ubieglego roku S. wyprowadzil sie z domu, gdzie sytuacja stala sie nie do wytrzymania. Chwilowo zamieszkal u jakiegos kumpla, ale po pracy remontowal sobie wlasne lokum. Syn zostal z nia, jako ze w tej samej wiosce zyla jej matka z niemieckim mezem, wiec pomoc byla na miejscu.
Ona za wszelka cene chciala S. sklonic do powrotu, starala sie, ale on nie byl zainteresowany. Popadla w depresje, troche sie leczyla, do czego zreszta namowil ja sam S., bo nadal pozostawali w poprawnych stosunkach ze wzgledu na wspolne dziecko.
Trzy tygodnie temu jej pracodawca zawiadomil policje, ze kobieta nie przyszla do pracy, a juz wczesniej zauwazyl, ze zachowywala sie bardzo dziwnie, byla zalamana, dawala do zrozumienia, ze ma dosc zycia. Poszukiwania nie daly zadnych rezultatow, kamien w wode! Nie miala ze soba dokumentow, pieniedzy, telefonu, ale pojechala na rowerze meza matki. Psy policyjne nie podjely tropu. Zajeto sie jej telefonem, polaczeniami, ale i to nie poskutkowalo ani krokiem do przodu w dochodzeniu. Wlaczono do pracy polska policje, bo nie mozna bylo wykluczyc, ze udala sie wlasnie tam. Jednak ani znajomi, ani rodzina w Polsce nic o niej nie wiedzieli. Przesluchiwano wszystkich, glownie meza, bo jak wiadomo, kiedy ktos ginie, nie mozna wykluczyc zabojstwa, a w takim przypadku pierwszym podejrzanym jest wlasnie maz.
S. przeprowadzil sie z powrotem do ich domu, zeby moc zajac sie synem. Sledztwo trwalo, brane byly pod uwage wszystkie, nawet najmniej prawdopodobne warianty, z handlem ludzmi wlacznie, zabojstwem, ucieczka, milosnym watkiem. W Polsce rodzina zaczela zbiorke srodkow na zatrudnienie pewnego znanego detektywa o smiesznej fryzurze.
Kilka dni temu znaleziono jej cialo w szopie, w dosc oddalonej innej wiosce w okolicach mojego miasta. Najprawdopodobniej sie powiesila, ale dopiero szczegolowa autopsja pozwoli miec pewnosc. Miala 38 lat.
Powiedzcie, czy czlowiek powinien sie zmusic do pozostania w toksycznym zwiazku, bo w przeciwnym razie moze dojsc do nieszczescia? Ona nie dawala S. jasnych znakow, ze chce odebrac sobie zycie, nie szantazowala go, nie straszyla. Ale widocznie nie wyobrazala sobie zycia bez niego. Teraz on chodzi zalamany, nie moze sobie znalezc miejsca, czuje sie winny jej smierci. Nie chce wiedziec, co czuje jej syn, za to chyba moge sobie wyobrazic dramat jej matki.
😟
OdpowiedzUsuńAno, maja ludzie problemy, glownie ci, ktorzy pozostali.
UsuńŻycie w tak toksycznym związku jest katorgą dla każdej ze stron, a już najbardziej paskudne dla dziecka, które na to wszystko patrzy. Z drugiej strony nie wiemy, jak wyglądało ich życie wcześniej. Czy to małżeństwo, od początku nie miało problemów, czy wcześniej, dużo wcześniej nie wystąpił jakiś punkt zapalny, że tak się zaczęła zachowywać, a może po prostu, była to choroba nie leczona, nie koniecznie depresja, tylko choroba, której następstwem była depresja. Nie mogę winić żadnej ze stron, bo nie znamy wszystkich faktów. Jesteśmy tylko biernymi obserwatorami. Czasami głupia myśl przeradza się w czyn.
OdpowiedzUsuńZ tego, co mi wiadomo, wynika, ze problemy zaczely sie gdzies tak 5 lat temu, wczesniej bylo wszystko normalnie. Ja podejrzewam u niej zaburzenia psychiczne, ktore w komplecie z rozstaniem doprowadzily ja do samobojstwa. Tak wiec nie jego odejscie wywolalo odebranie sobie przez nia zycia, a tylko bylo kropla przepelniajaca miare.
UsuńTo chyba najgorszy ruszaj śmierci. Do końca życia bliscy będą myśleli, czy mogli coś zrobić...
OdpowiedzUsuńZnow sie smartfonik znarowil? :)))))
UsuńNo niestety, a najgorzej chyba ma jej maz.
Myślę, że człowiek nie powinien się zmuszać do pozostawania w toksycznym związku. Zazwyczaj przeceniamy smutek dzieci w przypadku rozpadu relacji i nie bierzemy pod uwagę, że toksyczność relacji też je krzywi a nawet zabija.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Bardzo trudne to wszystko, bo z jednej strony tez jestem zdania, ze z toksycznego zwiazku trzeba jak najpredzej uciekac, z drugiej zas, jesli poskutkuje to samobojstwem, ma sie do konca zycia rany na sumieniu. Nikt tak naprawde nie spodziewa sie podobnej reakcji i mysli, ze gdyby dawala do zrozumienia... ale kiedy daje, to najczesciej jest to jedynie krzyk rozpaczy, a nie prawdziwe zagrozenie. Znacznie gorzej, kiedy najpierw prosi, a potem milczy, bo knuja wlasnie ci milczacy.
UsuńO tym jak niewielki mamy wpływ na utrzymanie kogoś przy życiu wiedzą najlepiej ci, których członek rodziny dokonywał wielokrotnych prób samobójczych. Któraś próba w końcu się uda. To nie jest tak, że osobie takiej jak, powiedzmy, Tomasz Beksiński, można coś wytłumaczyć, czy udowodnić, że warto żyć. Utrzymujemy się tutaj mocą własnej chęci i wyobraźni. Są oczywiście targnięcia się na życie pod wpływem nagłego wydarzenia, ale w przypadku, gdy osoba od lat daje dowody niestabilności umysłowej nic nie jest w naszych rekach i nasze sumienie nie ma nic do tego.
UsuńPsychiatrzy podkreslaja, ze ci, ktorzy glosno mowia o odebraniu sobie zycia, jedynie prosza o uwage i pomoc, nie chca tak naprawde sie zabic. Zabijaja sie ci, ktorzy na pozor nie maja powodow, vide Robin Williams.
UsuńMasz racje, nie ma bata na tych, ktorzy od dawna knuja pozegnac sie z tym swiatem, ale mimo to ci, ktorzy zostaja, zarzucaja sobie brak reakcji i tona w wyrzutach sumienia.
nie powinien mieć ... ale kobieta potrzebowała pomocy prawda? chyba już od dłuższego czasu potrzebowała... przede wszystkim ona sama powinna zglosic sie po pomoc.
OdpowiedzUsuńPotrzebowala i on jej nawet zalatwil jakiegos psychologa czy psychiatre, bo mimo wszystko dbal o nia nawet po rozstaniu. Ale ona przerwala terapie, okazuje sie przedwczesnie i co doprowadzilo do jej smierci.
UsuńMyślę, że teraz należałoby wspierać męża, żeby mógł się uporać z trudną sytuacją i zająć dzieckiem.
OdpowiedzUsuńWszyscy znajomi daja mu naprawde duze wsparcie, probuja co najmniej wybic mu z glowy poczucie winy, ale to wszystko potrzebuje czasu. teraz zmagaja sie z organizowaniem pogrzebu w Polsce w czasach pandemii. Jutro ma przyjechac auto zakladu pogrzebowego z Polski, oni sami musza sie testowac, zeby uniknac w PL kwarantanny. Nie jest im latwo, a tu jeszcze dodatkowe utrudnienia.
UsuńWiesz co powiem. Toksyczny czy nawet nie, ale związek, w którym nie ma już miłości, może doprowadzić jedną ze stron do takiego czynu. Także rozłąka dla jednej ze stron może oznaczać koniec. To są niezwykle delikatne sprawy i nie ma na to remedium.
OdpowiedzUsuńAniu, nie powiedzialabym, ze tam nie bylo milosci. Byla tez jednak ciezka choroba psychiczna, ktorej wagi najblizsi nie rozpoznali. On bardzo jej pomagal po rozstaniu, ale nie chcial wrocic, ona tez raczej go kochala swoja chora miloscia. Bardzo smutne to wszystko...
UsuńMimo wszystko uwazam, ze nie mozna zmusic do bycia w zwiazku z osoba toksyczna. Bardzo, bardzo to tragiczne i jest, ona powinna podjac terapie zaraz na poczatku, ale latwo mi sie mowi, nie jestem w ich skorze.
OdpowiedzUsuńS. co najmniej probowal zalatwic jej leczenie, nie wiem, dlaczego je przerwala. Pewnie byla bardziej chora niz mozna bylo zauwazyc, niz ktokolwiek sie domyslal. W sumie biedni oboje.
UsuńMąż sobie poradzi. Faceci to samo zło.
OdpowiedzUsuńOj, Errata, chyba sie zapedzilas w uogolnianiu albo zle doswiadczenia prowadza Cie zla droga. Ale z jednym masz chyba racje, oni sa bardziej odporni, a moze wlasnie przeciwnie?
UsuńRóżne historie plecie życie, mimo to dzisiejsze czasy dają dużo więcej możliwości, niż to było choćby 200 lat temu. Wtedy odejście od toksycznej osoby mogło rzeczywiście być przyczyną jej śmierci (pamiętajmy, jak małe szanse na utrzymanie siebie miały wtedy kobiety lub osoby kalekie, czy zaburzone psychicznie). Dzisiaj jest inaczej, przynajmniej w państwach wysoko rozwiniętych. Absolutnie nie uważam, by jedna osoba dorosła była odpowiedzialna za decyzje drugiej dorosłej osoby. Jedyny wyjątek, to udzielenie pomocy w nagłym wypadku (choroba, uszkodzenie ciała, katastrofa, n.p. drogowa). Wszystkie inne scenariusze, to świadome decyzje dorosłych osób, na które nie mamy wpływu.
OdpowiedzUsuńJa wiem i pewnie S. tez w koncu zrozumie, ze niczemu nie mogl zapobiec i to, co sie stalo, to wina zaburzen, a nie jego. Zreszta przypuszczam, ze jej zmiany w zachowaniu, ktore doprowadzily do jego wyprowadzki, tez mialy cos wspolnego z rozwijajaca sie choroba, a nie z jej zla wola. No ale S. nie jest lekarzem.
Usuńto jest zawsze trudny temat. Uważam jednak, że nie można poświęcić siebie dla komfortu i życia drugiej osoby.
OdpowiedzUsuńSa sytuacje, ze nie tylko mozna, ale nalezy, pisze o tym w jednym z nastepnych postow. Mysle, ze przyznasz mi racje.
Usuń