Moja teoria wzglednosci ma sie nijak do tej, jaka opublikowal Albert Einstein, choc czas odgrywa w niej niemala role. W moim zyciu bowiem czas biegnie z predkoscia dowolna, w zadnym razie nie jest to predkosc stala.
Wezmy dzeicinstwo, wtedy maly czlowiek nie moze sie doczekac. Wszystkiego nie moze sie doczekac. W fazie blogiej nieswiadomosci, kiedy jego zycie polega glownie na spaniu, pochlanianiu i wydalaniu, nie moze sie doczekac cycka i suchej pieluchy, tyle mu do szczescia potrzeba. Pozniej juz robi wszystko, zeby przewrocic sie z plecow na brzuch, usiasc, ukleknac, pojsc, zlapac, dostac, powiedziec, a w przerwach dalej pochlaniac. Bo wie maly cwaniak, ze bez tego sie nie rozwinie. Potem marzy mu sie przedszkole, zerowka, szkola i w tej fazie czas biegnie mu jakos opieszale, a to za sprawa rodzicow, ktorzy go nie rozumieja, wiec wyglada tej swojej pelnoletnosci jak kania dzdzu, bo wydaje mu sie, ze kiedy odbierze dowod, to swiat sie zatrzyma albo stanie na glowie, a jego zycie bedzie zupelnie inne. Tymczasem nie zmienia sie nic, bo niby jest pelnoprawnym obywatelem, moze glosowac, prowadzic samochod i pic alkohol, ale od rodzicow dalej slyszy "poki zyjesz pod naszym dachem i jestes przez nas utrzymywany...", wiec kladzie uszy po sobie i musi sie dostosowac. W koncu zaczyna zarabiac, ale o samodzielnosci nadal moze jedynie pomarzyc. I tak spedza sobie ten czas na kolejnych oczekiwaniach i marzeniach.
Wreszcie kiedys wszystkie te jego wyczekiwane z utesknieniem marzenia spelniaja sie, choc zamiast ksiecia na bialym koniu czy ksiezniczki ma na codzien pierdzacego i bekajacego piwosza, czy nie smierdzacego groszem rezydenta w szpitalu albo innego asystenta na uczelni. Konczy sie sielanka z chwila przyjscia dzieci na swiat, a wtedy czas tak przyspiesza, ze zycie przelatuje przez palce jak piasek na plazy czy woda z jeziora. Ledwie te dzieci wyszly z pieluch, a juz przyprowadzaja do domu sympatie i pytaja, czy moja z nim/nia pojechac pod namiot na wakacje. Ja naprawde nie wiem, kiedy to u mnie minelo, dopiero przyjechalam do Niemiec, a jestem tu juz ponad 32 lata, zas najstarsza corka dobiega czterdziestki.
Kilka dni temu rozmawialysmy z moja nadmorska psiapsia i wspominalysmy sobie jej 50-tke, ktora hucznie swietowala w wynajetej sali. Ja mialam wtedy 45 i moja 50-tka wydawala mi sie tak odlegla, mialam do niej tak daleko i tak duzo czasu, ze nie wiem. Teraz mam 20 lat wiecej i naprawde nie wiem, kiedy to przelecialo. A psiapsia bedzie niedlugo swietowac 70-tke i moze uda nam sie spedzic ten dzien razem, choc na razie jestesmy obie ostrozne w planach, bo pandemia moze je calkiem pokrzyzowac. W normalnych czasach juz byl miala zarezerwowany bilet na pociag, bo im wczesniej, tym taniej. A tak musze czekac i placic drozej, o ile w ogole pojade na te urodziny, bo i to nie jest do konca pewne. Ale umowione jestesmy, ze jak nie na urodziny, to pozniej, ale pojade. Mamy juz wielkie plany zwiedzania i roznych wycieczek.
Tak wiec, o ile kiedys ten czas uplywal dosc niemrawo, tak teraz przyspieszyl jak powalony. Mija 11 rok, odkad zajelam sie blogowaniem, 9 lat jestem na fejsuniu, poltora odkad nie widzialam mamy, rok jak widzialam wnuki na zywo, 12 odkad tu mieszkamy po przeprowadzce i tyle samo jak maz jest na emeryturze, a 40 jak jestesmy malzenstwem. Naprawde nie wiem, kiedy to przelecialo.
Ile mi jeszcze zostalo? Najbardziej przykre w tym uplywie czasu jest to, ze czlowiek coraz bardziej samotnieje, traci bliskie osoby z rodziny, choc kiedys nie przeszloby mu przez mysl, ze odejdzie ukochana babcia, a po niej po kolei rodzice, bywa ze i wspolmalzonek. Ale taka jest kolej rzeczy, duzo gorzej, gdyby ta kolej zostala zaklocona i trzeba byloby odprowadzac na miejsce spoczynku wlasne dzieci. Coz, blizej mam niz dalej, ale co dziwne, ani sie nie boje, ani nie chcialabym zyc ponad norme kosztem samodzielnosci i mozliwosci samostanowienia.
Sama kiedyś zastanawiałam się nad tą szybkością. Moje najstarsze dziecie skończyło już 38, w sierpniu obchodziłabym 39 rocznicę ślubu, minęło sześć lat odkąd nie ma Małża. Czas nam bardzo przyśpieszył po urodzeniu dzieci, a jeszcze szybciej zapitala po urodzeniu wnuczek. 😘
OdpowiedzUsuńTo prawda! A ludzie zachowuja sie, jakby mieli zyc wiecznie, jakby czasu na wszystko mieli nieograniczona ilosc. A tu trzeba spieszyc sie kochac ludzi, bo za szybko odchodza.
UsuńIm człowiek starszy, tym czas szybciej biegnie!
OdpowiedzUsuńJa pożegnałam już dużo osób z rodziny, przyjaciół... Cóż, nieuchronność rozstań...
Coraz wiecej odchodzi z tzw. mojej polki. Uswiadomilam sobie, ze rowniez przezylam swojego dziadka, ktory zmarl w wieku 62 lat, brakuje tez kilku osob z mojej klasy...
UsuńMoja mama zmarła, gdy miałam 16 lat. Mój starszy syn w tym roku będzie miał 41. Ja mam 66, przeżyłam całą moją najbliższą rodzinę. Żeby nie dzieci i wnuki, byłabym sama jak ten palec. Mąż też nie żyje. I tak, w środku człowiek ma wciąż 18 lat, ale z dozą rozsądku życiowego już, tylko mijając lustro, kuśtykając, bo tyłek boli od lockdownu i home office, z przerażeniem patrzę na to stare babsko w nim...
UsuńJakie stare babsko? Uwazaj sobie, bosmy prawie rowiesnice i ja w lustrze widze kobiete, ktora wcale nie jest stara, tylko dawno urodzona. Ja mam od lat 25 lat i w takim wieku zejde z tego swiata. Bo w sercu ciagle maj i zielono w glowie. W tym wieku moja mama byla juz stara, a babcia to w ogole, tylko ja zatrzymalam sie w wieku 25 i tak mi zostalo :)))
UsuńPrzybij piatke Pantero, tez mi tak zostalo :).
UsuńNooo, i tak trzymac! My zostaniemy na zawsze mlode. :)))
UsuńTeż przeżyłam obydwie babcie, miały po 48 lat, tacie brakło pół roku do 62 urodzin, natomiast Mama przeżyła 91. Ile mi jeszcze zostało nie wie nikt i nawet nie jestem ciekawa. Czas i u mnie zapitala, już w lipcu minie 2 lata na emeryturze. Staram się nie patrzeć za często w lustro, by czar nie prysł, mając w duszy tyle lat, co Ty...25.
OdpowiedzUsuńI tak trzymajmy, Bezowo! Najgorzej sie poddac i przestac sobie podobac. A wiec patrzymy w to lustro i zachwycamy sie, jak dobrze jestesmy zakonserwowane. Inni w naszym wieku wygladaja znacznie starzej.
UsuńNo cóż, przed moim przyjazdem tu odeszła na zawsze jedna przyjaciółka, gdy tu przyjechałam druga, w 2019 mój mąż, w listopadzie ub.roku męża i mój serdeczny przyjaciel. Dziecię już dawno po czterdziestce, młodszy wnuczek ma 10, starszy 12 lat. Z tym, że i ja i córka bardzo późno zdecydowałyśmy się na posiadanie potomstwa. Prawdę mówiąc to już nie oczekuję niczego, raczej tylko takiego spokojnego zaśnięcia jak mój mąż. No ale podobno na takie odejście trzeba sobie zasłużyć, tylko nie wiem jak. Już dawno "odkryłam", że najważniejsze to mieć do wszystkiego dystans, ciągłe denerwowanie się, przejmowanie i tak nie ma sensu - tak naprawdę co ma być to będzie. Może tylko szkoda, że nie wiedziałam o tym gdy dopiero wchodziłam w życie.Miałbym może mniej stargane nerwy.
OdpowiedzUsuńMiłego, mentalna dwudziestopięciolatko;)
Wszystko ma swoj czas, nabieranie dystansu rowniez, choc to rzeczywiscie szkoda, ze nie ma sie tego rozumu i doswiadczenia majac 20 lat, pewnie czlowiek inaczej poukladal by sobie to zycie. Moja babcia czesto powtarzala: "Gdyby mlodosc umiala, a starosc mogla". Ale ten swiat tak juz jest skonstruowany, ze kiedy umiesz, to nie mozesz.
Usuńano leci, porami roku, ciepłem, zimnem, wakacjami, remontami, zwierzetami... ale co dziwne rok zarazy jakoś tak zleciał szybciej i go nie pamiętam, bo mało się działo.
OdpowiedzUsuńLogicznie rzecz biorac, powinien ten rok sie dluzyc, wlasnie dlatego, ze niewiele sie dzialo, wszyscy mniej lub bardziej siedzieli zamknieci w domach, nie bylo wakacji, wyjazdow (chociaz ja akurat zaliczylam dwa).
Usuń