Pierwszy maja, swieto pracy, kiedys hucznie obchodzone w Polsce, dzisiaj darzone obrzydzeniem i utozsamiane z komuna, no ale tak moga myslec wylacznie katofaszysci, niech im bedzie na zdrowie. Ciekawe, kiedy usuna to swieto z kalendarza w ogole, choc akurat w tym roku przypada na sobote, ale chyba w Polsce jest tak, ze jesli swieto przypada na dzien wolny, to mozna je sobie "odebrac" innego dnia. Czy sie myle?
Dla mnie ten dzien ma jednak rowniez inne znaczenie, to dzien urodzin mojej babci, w tym roku obchodzilaby 110-ta rocznice. Przyszla na swiat jako drugie dziecko z czworga Marcina i Tekli 1 maja 1911 roku. Starsza byla Celina, po niej doszedl Czeslaw i Henryka. Ojciec babci, moj pradziadek, ktorego mialam szczescie jeszcze poznac, postawil w Lodzi kamienice, w podworku zas funkcjonowala piekarnia, jako ze byl piekarzem z zawodu. Interes szedl nienajgorzej, stac go bylo na wyksztalcenie wszystkich swoich dzieci, wprawdzie wszyscy poprzestali na maturze, ale przed wojna to bylo cos, bo malo kogo stac bylo na dosc wysokie czesne.
Najlepiej za maz wyszla Celina, bo za adwokata, babcia wybrala sobie oficera (pisalam o jego ekscesach na poprzednim blogu), Czeslaw ozenil sie z kobieta, o ktorej wiem niewiele, bo wstydliwa rodzinna tajemnica byl ich rozwod, pozniej poslubil Jadwige. Henryka nigdy nie wyszla za maz, chodzily legendy, ze podobal jej sie dziadek, ale babcia jej go sprzatnela sprzed nosa albo ze miala jakies inne zawody milosne.
Babcia wlasciwie nigdy nie pracowala, z wyjatkiem okresu, kiedy dziadka aresztowal UB i nie wiadomo bylo, czy w ogole wroci, a tu trzeba bylo utrzymac rodzine, w tym rodzicow czyli moich pradziadkow, ktorzy po wojnie zostali wywlaszczeni bez prawa do emerytury i pozostawali na utrzymaniu wlasnych dzieci, to jest glownie moich dziadkow, bo Celina owdowiala i sama musiala wychowywac i utrzymywac syna, Henryka tez groszem nie smierdziala, a z synowa Jadwiga nie mieli najlepszych relacji.
Pisalam juz kiedys, ze babcia nie miala latwego zycia, dziadek byl nie tylko bawidamkiem, ale mial zapedy socjopatyczne. Ta jej pelna finansowa zaleznosc tez nie pomagala, z ulga wiec przyjela jego smierc. Wtedy sama odzyla, nareszcie.
Zmarla w 1991 roku przezywszy 80 lat, zabil ja wylew. Moja najstarsza corka troche ja jeszcze pamieta, srednia nie, a najmlodsza zostala prababci przedstawiona w 1990 roku jako 3-miesieczne niemowle, pozniej juz sie nie widzialy.
Babcia jako ostatnia w rodzinie nie ruszala sie z domu bez kapelusza i rekawiczek, latem byl to kapelusz ze slomki albo usztywnianej koronki, rekawiczki skladaly sie z samych otworkow, ale byly.
Bardzo za nia tesknie, choc minelo juz 30 lat od jej smierci.
Cztery pokolenia, po prawej prababcia Tekla, po lewej babcia, z tylu mama, posrodku ja |
Babcia zawsze wydawala mi sie stara, a przeciez kiedy sie urodzilam, miala tylko 45 lat, ja w jej wieku mialam jeszcze male dzieci i bylam taka mloda przeciez. Mojej mamie sprezentowalam pierwsza wnuczke, kiedy miala 50 lat. Ja sama zostalam babcia po 60-tce, a i wtedy nie czulam sie ani troche staro.
Jak Ty duzo wiesz o swoich przodkach, zdjecie super cztery pokolenia razem to jest cos, na zdjeciu same kobiety, mezczyzni mniej sie fotografuja.
OdpowiedzUsuńJa wlasciwie nic nie wiem, tak jak bym troche pamietala babcie, ale nie moge sobie przypomniec jej imienia, moja mama nie byla chetna do takich rozmow a ja tez za bardzo nie pytalam.
Mam takie samo zdjecie z pradziadkiem Marcinek, dziadkiem i ojcem, robione tego samego dnia, ale wlasnie z mezczyznami. Zamieszczalam je kiedys na starym blogu. Mialam szczescie miec caly komplet dziadkow i jeszcze czworo pradziadkow, pierwszy odszedl Marcin, a ostatnia prababcia ze strony mamy zmarla, kiedy mialam 19 lat. Znam dosc dobrze historie rodziny, moi duzo opowiadali, mam tez sporo zdjec, a moja mama postarala sie wyrysowac drzewa genealogiczne ze strony jej rodziny i rodziny taty.
UsuńSwietnie ze masz tez zdjecie z pokoleniowa linia meska. To byl bardzo dobry pomysl zrobic wlasnie takie zdjecia. Ja mam doslownie jedno zdjecie tato mama i ja kilkumiesieczna, kilka zdjec ja brat i mama (ja i brat w wieku przedszkolnym) .
UsuńCzasami czytam blogi po angielsku i wlasnie dzisiaj zajrzalam do jednego pana a on przedstawil 7 zdjec tak po kolei pradziadek, dziadek, ojciec, on, jego syn i 2 zdjecia wnukow.
Niektorzy maja szczescie, ze choc na zdjeciach moga sobie rodzine poogladac, pamiec jest taka zawodna, obrazy z niej ulatuja, czlowiek zapomina twarze. A co na zdjeciach, to zostaje na pokolenia.
UsuńŚwietne zdjęcie!
OdpowiedzUsuńWidywalam podobne zdjecia, na ktorych byly nie marne cztery pokolenia, ale piec i wiecej. No bo jak panny sie postaraja i kazda urodzi dziecko w wieku 16 lat, to babcia sie zostaje majac 32, prababcia 48, prapra 64, a praprapra 80, od biedy przy dlugowiecznej rodzinie mozna jeszcze prapraprapra majac 96. :))))
UsuńPiękne zdjęcie- pokoleniowe. Tyle wiesz o swojej rodzinie, ja- tylko strzępy. Pamietam tylko jedną babcię i rodzinę ze strony mamy. Z rodziną ojca nie mieliśmy kontaktów. Dlaczego- nie wiem. Podobnie jak Teresa nie byłam zaznajamiana z rodzinnymi historiami. Może szkoda... człowiek byłby w jakimś sensie bogatszy, pełniejszy...
OdpowiedzUsuńWiesz, nie rozumiem, dlaczego niektorzy rodzice czy dziadkowie skapia dzieciom tej wiedzy, przeciez to takie wazne wiedziec jak najwiecej o swoich korzeniach, jakie by nie byly. Ja wiem, bo zdazylam dopytac tate przed jego smiercia, ze ojciec mojego dziadka, tego oficera bawidamka, popelnil samobojstwo, bo pozyczyl pieniadze... nie zgadniesz... samemu Reymontowi, TEMU Reymontowi i ten ich nie oddal, przez co pradziadek popadl w wielkie finansowe problemy. Teraz, poki zyje jeszcze moja mama, korzystam i wypytuje ja o wszystko. Wyrysowala mi drzewa genealogiczne, wiec bede miala dla swoich dzieci ich historie i koligacje rodzinne.
UsuńJakiś czas temu / pewnie kilkanaście lat.../ usiłowałam stworzyć drzewo genealogiczne od pokolenia rodziców , jako że o wcześniejszych przodkach niczego nie wiedziałam, ale i to zarzuciłam, bo rodzina zaczęła się rozrastać i w którymś momencie się pogubiłam.Trochę żałuję, bo dobrze byłoby, żeby pokolenia po nas chociaż na drzewku rodzinę poznawały, jeśli nie byłoby bliższych kontaktów.
UsuńA historia z Reymontem ogromnie dramatyczna!
Nie mysl sobie, ze nasza rodzina sie nie rozrosla przez ten czas, odkad mama skonczyla tworzenie drzewa. Czesc dzieciakow zostala dodana, ale nie ze wszystkimi czlonkami mamy kontakt, wiec tez nie o wszystkich narodzinach wiemy. W miedzyczasie doszlo juz nastepne pokolenie, dzieci tych dzieci, tych nie mamy juz na naszym drzewie, nie sposob dojsc, bo rodzina sie porozjezdzala po swiecie.
UsuńOtóż to! Kontakty się rozluźniają, potem zanikają... samo życie! ;(
UsuńTo naturalna kolej rzeczy, rodzina jest jak drzewo, rozrasta sie, rozgalezia i w koncu nie sposob ogarnac wszystkich jego koncowek.
UsuńNajlepsze historie niesie życie.
OdpowiedzUsuńOjesu! Dopiero po zdjeciu Cie poznalam. :)))
UsuńA ja zacznę od innych wspominek, o Pierwszym Maja właśnie. Zawsze lubiłam to święto, bo, po pierwsze, nie było lekcji, a po drugie, jak się już odbębniło pochód, zbieraliśmy się całą gromadą i szliśmy w miasto albo w plenery, a wieczorem była dyskoteka na "Karolku", czyli placu Świerczewskiego. Teraz wrócono do dawnej nazwy Targ Rybny i odbudowano Dom Gazety Olsztyńskiej, więc miejsca jest mniej, ale koncerty, nawet z tańcami, dalej się tam odbywają. A kiedy jeszcze byłam dzieckiem, po pochodzie szliśmy na spacer, często z pierwszymi w roku lodami; to dopiero było święto!
OdpowiedzUsuńAle ad meritum: Miałam czworo dziadków i prababcię ze strony ojca, która zmarła tuż przed swoimi sto pierwszymi urodzinami, w latach siedemdziesiątych (musiałabym poszukać dokładnej daty) Wiem, że pradziadek (jej mąż) jeszcze żył na początku lat sześćdziesiątych, ale on wyjechał do USA, już wcześniej, i nie wiem, kiedy umarł. Pantero, jesteś słodka na tym zdjęciu :)
Ożeszkurkawodna; coś nacisnęłam, a nie skończyłam pisać, a komentarz mi się opublikował, na dodatek uciekła mi spacja, wrrr...
UsuńNo to dalej; Pradziadek ze strony mamy zginął podczas wojny, ale... w pożarze stodoły. Razem z nim zginął brat babci. Ogień prawdopodobnie zaprószono od papierosa. Mam gdzieś zapisane, kiedy zmarła prababcia, ale mąż siostry zabawia się aktualnie drzewem genealogicznym naszej rodziny, więc niedługo będę miała wszystko w jednym miejscu.
Babcię, matkę mojej mamy, kochałam i bardzo podziwiałam za odwagę, pracowitość, zdolności i wiele innych rzeczy. Skończyła tylko cztery klasy szkoły powszechnej, a kiedy miała wolną chwilę, zawsze czytała książki.
Ja tez bardzo lubilam swieto majowe, najpierw chodzilam z mama na pochody organizowane przez jej miejsce pracy, pozniej sama ze szkola albo z harcerzami. Nie wiem, na czym to polegalo, ale w przewadze byla tego dnia piekna pogoda, choc jednego roku pamietam snieg. Przeciwnicy tamtego ustroju sugeruja, ze byly to spedy (spendy) przymusowe, ale mnie nikt do niczego nie zmuszal. A kiedy odechcialo mi sie, to nie chodzilam i nikt mnie nie "pociagal za konsekwencje".
UsuńJa mialam bardzo dobre relacje wlasnie z ta babcia, mniej z ta ze strony mamy, w koncu to u niej wychowywalam sie przez kilka lat.
Widać niezwykłe podobieństwo babci i prababci...
OdpowiedzUsuńTak, to prawda, sa do siebie bardzo podobne, ale wiesz, ja to podobienstwo dostrzeglam dopiero na zdjeciach, kiedy bylam dorosla, wczesniej mialam wrazenie, ze Celina to zywy obraz swojej matki, podobienstwa do mojej babci nie widzialam.
UsuńJa tam lubiłam pochody pierwszomajowe. Wciąż widzę ten pierwszomajowy, słoneczny dzień, kiedy idę ulicą, zalaną słońcem, po gazety do kiosku. Nie chodziłam jeszcze wtedy na pochody, byłam w podstawówce, a w mojej wsi pochodów nie było, były w mieście powiatowym. Wciąż mam w głowie zapach tamtego dnia, kwitnących ogródków i sadów, ten spokój, radość i melodia piosenki "Dziś nasza szkoła już od rana świeżą zielenią jest przybrana, barwne w ogródku kwiaty ścięto, w majowe święto" i słowa wiersza, który dumnie recytowałam na akademii: "to święto ojca górnika, ojca tokarza i cieśli, kiedyś na stokach barykad walczył o dzień ten, o pieśni"... Jakież to wszystko kruche i ulotne. Zdjęcia też mam, tak samo jak Ty boleję, że o wiele rzeczy nie dopytałam, a teraz albo już nie ma kogo, albo każdy inaczej pamięta.
OdpowiedzUsuńWszystko jest tak kruche i tak ulotne... To boli.
Czlowiek sobie wyobraza, ze rodzice beda zyli wiecznie, ze ma sie nieograniczony czas ich o wszystko wypytac, a zreszta w pewnym wieku kogo obchodza historie rodzinne. Kiedy jednak zaczynaja obchodzic, czesto bywa juz za pozno na pytania, ktore na zawsze pozostana nie zadane.
UsuńBedac w Lodzi ostatni raz za zycia taty i wiedzac, ze to choroba smiertelna, zdazylam go jeszcze o wiele rzeczy wypytac, ale co najmniej drugie tyle zapomnialam. Teraz juz nie ma kogo spytac...
Nie lubiłam pierwszego maja- musieliśmy zawsze w szkole brać udział w pochodzie- tylko do dziś nie wiem po co. Historię rodziny mam dość dobrze odtworzoną opisowo a z ksiąg wieczystych parafialnych tak lekko do XVI wieku- najzabawniejsze - nawet sporo było wtedy dzieci nieślubnych, co mnie, wychowywaną b. "ostro" ubawiło setnie, ale o tym to się dowiedziałam mając już własne, dorosłe dziecko.
OdpowiedzUsuńSerdeczności,:)
Czlowiek uwaza swoich rodzicow czy dziadkow za osoby bez wad, pozniej zaczyna zauwazac, robi sie coraz bardziej krytyczny, dowiaduje o mniejszych lub wiekszych grzeszkach rodzinnych. Czesto okazuje sie, ze nasza rodzina odbiega i to daleko od najwczesniejszych wyobrazen, sa w niej osobnicy zli, majacy wady i nalogi. Ale o tym na ogol sie milczy wobec dziecka, dowiaduje sie albo przypadkiem kiedy jest starsze, albo wcale.
UsuńMasz rację, Pantero. Dziecko wybiela rodzinę, nastolatek oczernia, dorosły ma szansę zobaczyć wszystko w odcieniach szarości...
UsuńBardzo trafnie to podsumowalas.
Usuńcudownie trafne Kalino )) oraz uwielbiam takie zdjęcia. Mam całkiem sporo do powieszenia we własnym domu. Czas już to zrobić.
UsuńPamiętam i bardzo kiedyś lubiłam Święto majowe. Elegancko ubrana w białą plisowaną spódniczkę lub uszytą specjalnie na tę okazję nową sukienkę, szłam dumna obok Taty w pochodzie. Później panowie szli na piwo i kiełbaski, a dzieci pierwsze w sezonie lody. Później pochody z harcerstwa, szkoły średniej. To była wielka, ogromna majówka, kończąca się zabawą taneczną na Placu Wolności. Śmiech, zabawa - a teraz smutek
OdpowiedzUsuńTeraz nawet i to swieto zawlaszczyl sobie kosciol jako swieto Jozefa rzemieslnika, zeby czasem ludzie sie nie "skomunili" za mocno, bo to swieto jednak kojarzy sie z poprzednim ustrojem.
UsuńU nas na 1 maja jest zawsze zadyma w duzych miastach, lewackie bojowki mlodziezowe i inne bezmozgie antify wyzywaja sie na sklepach, samochodach i wszystkim, co na drodze. Najwieksze sa w Hamburgu i Berlinie. Durne wandalskie szczyle.
Od zucha brałam udział w pochodach. Też nikt mnie nie zmuszał, szłam bo chciałam, aż do końca.
OdpowiedzUsuńNiestety, już pisałam, że wychowałam się bez dziadków i babć, ale coś tam Mama mi opowiadała, chociaż bardzo niechętnie. Moje babcie zmarły bardzo młodo, obie miały po 48 lat, jedna w czasie wojny, a druga dwa lata przed moim urodzeniem. Patrząc w przyszłość, to moja rodzina zaginie, wielu jej członków nie przedłużało gatunku, zmarli bezdzietnie, ja też nikogo nie pozostawię. Jedynie moi pradziadkowie płodzili potomstwo.
A bo to jakis obowiazek miec dzieci? Jedni chca, inni albo nie chca, albo nie moga i nikomu nic do tego.
UsuńLudzie tak niby utyskiwali, ze MUSZA brac udzial w pochodach pierwszomajowych, a dzisiaj wszyscy wspominamy je z sentymentem i malo kto mowi, ze musial, wiekszosc twierdzi, ze bylo fajnie, ze lubili. Ludzie wtedy chetniej przebywali razem, chodzili na pochody, jezdzili na wczasy, a dzieci na kolonie, sasiad sasiadowi pomagal, bylo wiecej zyczliwosci. Nie to, co teraz, kiedy czlowiek czlowiekowi wrogiem, gorszym sortem. Ten karzel (rowniez moralny) skutecznie sklocil caly narod.
Masz rację. Pamiętam z dzieciństwa, jak sąsiadka z tego samego domu przychodziła do mojej Mamy ze słowami " Stefka pożycz jajko, czy szklankę cukru"...odkąd tu mieszkam, prawie 50 lat nie odważyła bym się pójść do sąsiada po cokolwiek.
UsuńEhhh, Ania, sasiad nie tylko pozyczal, ale czesto dziecka przypilnowal, w chorobie pomogl. Ludzie sie znali, bywali u siebie, latem przesiadywali razem na zewnatrz. Teraz "ten to komuch", a "tamten oszolom radiomaryjny".
UsuńPod tym wzgedem, grajdolkowa spolecznosc nadal funkcjonuje i miedzysasiedzka pomoc ma sie dobrze, choc druga strona tego medalu to wszechobecne plotki, a jak czegos nie zwiedza, to wymysla i w obieg puszcza. Czasami az sie kulam ze smiechu, jak mi cos o nas w uszy wpadnie. Natomias w duzych maistach zagonione ludziska czesto nawet sasiadów z tego samego bloku nie znaja.
UsuńJa mam tutaj fajnych sasiadow, no moze oprocz tej wariatki, ale to chora kobieta, wiec sie nie liczy. :)
UsuńLeciwa, u nas grajdołkowa społeczność też ma się dobrze w plotach. Już parę lat temu dowiedziałam się, że mąż mnie zostawił, bo go nigdzie ne widać, a może siedzi?, albo na jakimś odwyku? Ubaw miałam, bo te ploty doszły do teściowej, a ona mi je przekazała.
UsuńBezowa, taaa... ubilas Bezowego, a naiwni sasiedzi mysla, ze Cie zostawil... :)))
Usuń
UsuńHa ha ha
No co? Tu nie ma nic do smiania.
UsuńAleż podobna jesteś do siebie, no i do Mamy jakoś też. Babcia ładna. Wszystkie one w dzieciństwie jawiły nam się jako strasznie stare. Tak zastanawiam się, jak mnie postrzegać będą kiedyś wnuki. Bądź co bądź wcale tak młodo babcią nie zostałam.
OdpowiedzUsuńNasze babcie byly inne niz my teraz, powazniejsze, dojrzalsze, ubieraly sie "odpowiednio do wieku i statusu" i moze dlatego wydawaly sie znacznie starsze niz byly. Ja w wieku 45 lat czulam sie i zachowywalam jak nastolatka :)))
UsuńWszystkie piękne kobiety:) Ja też postrzegałam babcie jako strasznie stare, chociaż takie nie były. I też też tęsknię za swoją babcią. Zmarła za wcześnie.
OdpowiedzUsuńTamtej drugiej babci nigdy mi tak bardzo nie brakowalo jak tej wlasnie, byla dla mnie matka przez pierwsze lata zycia, pozniej zawsze bylam z nia bardzo zwiazana, czesto jezdzilam do Warszawy. Chcialabym moc jeszcze raz sie do niej przytulic.
Usuń