26 lipca 2022

Zycia kawalki

 I ona, i maz pochodzili z rodzin wielodzietnych, wiec zrozumiale bylo samo przez sie, ze oni rowniez beda mieli duzo dzieci, zreszta co ona mogla wiedziec o antykoncepcji. Rodzili sie synowie i corki, maz ciezko pracowal, zeby wyzywic powiekszajaca sie rodzine, ona miala ogrom pracy w domu. Nie wystarczalo jednak na zycie, podjeli wiec decyzje o emigracji. Niewiele sie zmienilo, ona nadal tyrala w domu, on pracowal ciezko, ale juz za euro, byl zasilek na dzieci, wiec bylo lzej. 
Rodzily sie kolejne i wreszcie on, ten najmlodszy. Starsze dzieci poszly do szkol i pilnie skorzystaly z danej im szansy, pokonczyly szkoly, znalazly partnerow, porodzily im sie dzieci, pobudowaly wlasne domy. I tylko maly brat, ktory w miedzyczasie dorosl do prawie doch metrow i wagi 120 kilo, pozostal mentalnie dzieckiem. Owszem, chodzil do szkoly specjalnej, a pozniej codziennie odbierano go z domu na warsztaty i cos tam pozytecznego robil, a matka miala chwile oddechu, ale na codzien miala to wieczne dziecko w opiece do konca zycia. Czesto zastanawiala sie przy pracy, dlaczego takie nieszczescie musialo dotknac wlasnie jej syna. Gdzies tam intuicyjnie wiedziala, to bylo zle spojrzenie tamtej sasiadki. Jasne, ze chodzili z nim po roznych lekarzach, ale ona nie bardzo wiedziala, o czym do niej mowia, bo do dzisiaj nie nauczyla sie jezyka, a maz znal tyle, co najpotrzebniejsze w pracy. Kontakty ograniczali do rodziny i osob z ich stron, mieszkali w dzielnicy, gdzie nie potrzeba bylo znac niemieckiego.
Synek bywal na ogol lagodny, ale miewal czasem odpaly i to takie, ze musiano wzywac karetke i serwowac mu zastrzyk uspokajajacy, wystarczajacy na kilka nastepnych miesiecy. Byl bardzo niesamodzielny, ale szczesliwie mogl chodzic, wiec odpadalo dzwiganie, ale juz sam nie umial sie wykapac, podetrzec czy prawidlowo wkladac czesci garderoby. Rodzenstwo ofiarnie pomagalo rodzicom, kochali na swoj sposob uposledzonego braciszka. Niestety matka sie starzala i sil bylo coraz mniej, ale  przez te lata jej syn nie bardzo chcial, zeby obslugiwal go ktokolwiek inny. 
Grom z jasnego nieba uderzyl calkiem niespodziewanie. Maz nalezal do gatunku, ktory nie szlaja sie po lekarzach i dopiero, kiedy jest juz za pozno, zwraca sie do nich o pomoc. Nigdy sie nie badal, wiec nie mial pojecia, ze zdazyla sie u niego rozwinac cukrzyca i to na tyle, ze mial juz cukrzycowa stope, ktora nadawala sie jedynie do amputacji. Najpierw nie chcial w ogole dac zgody na amputacje, dopiero dzieci jakos zdolaly go do tego przekonac. W domu zas zaczelo sie pieklo, stal sie tyranem, to byl jego protest na brak samodzielnosci. To prosty czlowiek i swojej niezgody na powstala sytuacje nie umial wyrazic w inny sposob. Komu innemu przydzielono by psychologa, by pomogl mu pogodzic sie z tym dramatem, w jego przypadku bariera jezykowa uniemozliwila pomoc psychologiczna. Synek tez sie zmienil, zaczal byc zazdrosny o zabierany mu czas i mame. Obaj nie dopuszczaja, by przyslano do opieki jakichs pomagierow, a matka ma coraz mniej sil i wysiada psychicznie, stale dolowana przez meza.  Facet ani mysli pojechac do sanatorium czy zajac sie czymkolwiek innym, obrazil sie na caly swiat za swoja krzywde, do ktorej w koncu sam sie przyczynil. Synek coraz czesciej ma napady.
Rodzenstwo pilnie pomaga, ale tez debatuje nad rozwiazaniem dlugodystansowym. Ojciec odrzuca przeprowadzke do ktoregokolwiek z nich, bo ma wlasny dom i tu zostaje, oni zas tez maja wlasne domy, rodziny i dzieci, czesto w innych miejscowosciach, wiec wprowadzenie sie do rodzicow to naprawde krok do przemyslenia, bo stawia im zycie na glowie. Zreszta nie czarujmy sie, wtedy obowiazki spadlyby na tego, kto zamieszkalby u rodzicow na stale.
Obaj sa coraz gorsi dla tej jedynej istoty, ktora sie nimi opiekuje i im usluguje, a ta ostatnia juz tylko placze, wysiadla cielesnie i psychicznie. Sytuacja niezwykle ciezka i chyba bez wyjscia.

40 komentarzy:

  1. Biedna kobieta, biedni oni wszyscy - cala rodzina. Jakie zycie moze byc okrutne, ze tyle nieszczesc spadlo na tych ludzi. No i jak tu wierzyc w Boga, ze tak duzo cierpienia dal jednej rodzinie, a chcieli przeciez tylko zyc, calkiem zwyczajnie, duzo nie wymagali, ciezko pracowali, na zadne luksusy nie czekali i co ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Inni z gory przyjezdzaja pobierac socjal, kreca, kombinuja i takim sie powodzi, inni uczciwie tyraja i nigdy do niczego nie dochodza. Czyzby uczciwosc byla w tych czasach nieoplacalna?

      Usuń
    2. Tez czasami mysle ze uczciwosc sie nie oplaca, bo tak czesto to wyglada. Tyle ze jak juz jestes uczciwy to taki bedziesz i juz, uczciwy nie bedzie myslal takimi kategoriami, bo jak wybierze co mu sie oplaca to juz nie jest uczciwy. No nafilozofowalam. Rodzina ta powinna zaczac od nauki jezyka i wtedy taki social edukacyjny jest uczciwy. Nie dopilnowali tez dbania o wlasne zdrowie, przeciez to nic nie kosztuje widziec lekarza od czasu do czasu.

      Usuń
    3. Wszystkie dzieci, nawet synek, mowia perfekcyjnie po niemiecku, tylko rodzice, a szczegolnie matka, nie radza sobie. Ojciec sie dogada, ona juz nie.
      Ja nawet rozumiem ich wstret do lekarzy, sama taka jestem i ide dopiero, kiedy juz z bolu nie wytrzymuje.

      Usuń
    4. Dzieci szybko ucza sie nowego jezyka, ojciec musial w pracy podlapywac, najgorzej ta kobieta, bo jej praca byla w domu. Dla mnie od poczatku jezyk byl najwazniejszy, nie wyobrazalam sobie zeby nie rozumiec nawet co wokol gadaja, a do tego szykowalam sie do pracy gdzie trzeba mowic. Ale wiem ze jest mnostwo ludzi, nie tylko starszych ale i w srednim wieku, nie znajacych angielskiego.

      Usuń
    5. To dla mnie rowniez byl priorytet, choc radzilam sobie nienajgorzej, bo znalam jako tako angielski, ale niektorzy przyjechali tu bez znajomosci jakiegokolwiek jezyka i ze wszystkim byli skazani na tlumaczy, w tym niejednokrotnie wlasnie mnie :))) Niestety nieuzywany jezyk ulatuje i teraz ta moja znajomosc angielskiego jest bardzo kulawa.

      Usuń
    6. U Ciebie niemiecki, u mnie angielski, co ja bym zrobila bez niego jak ksiazki sa dla mnie teraz najwazniejsze, czytam tylko po angielsku, w ogole nie ciagnie mnie do czytania po polsku. A wiesz jak ja znalam dobrze rosyjski, a teraz ani be ani kukuryku.

      Usuń
    7. Zapomina sie bardzo szybko, kiedy sie jezyka nie uzywa. Ja tez dobrze znalam rosyjski, a wtedy z Ukrainkami w autobusie ledwie dukalam, ale jakos sie w koncu dogadalysmy.

      Usuń
    8. Szkoda kobiety :(
      Oj, jezyk codziennie nie uzywany szybko wyparowuje :(. Z ruskim juz bardzo slabo sobie radze, choc na uniwerku przerylam ladnych kilka tomów dziel Lenina, zeby sie wybronic na wymagane minimum. Za to tutaj 3 miesiace pracy z tubylcami nie wladajacymi angielskim wystarczyly, zebym sie mogla bez przeszkód dogadac. A jako ze tubylczy tez szeleszczacy i bez deklinacji, wiec latwo poszlo. Ale gdybym sie musiala niemieckiego uczyc, to chyba bym sobie w leb strzelila.

      Usuń
    9. Niemiecki to ta sama grupa jezykowa co angielski, wiec jest duzo podobienstw, z tym, ze angielski jest znacznie latwiejszy. Ja do dzisiaj nie znam niemieckiego perfekcyjnie, ale jakos tam sie dogaduje :))) Za to niestety angielski bardzo ulecial.

      Usuń
  2. nie zamienia bym się na życie ... nawet za wieczność w puchach ;-) ale jednak dzieci jakoś w końcu odciążą matkę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieci robia naprawde duzo, ale zmuszone sa dojezdzac do rodzicow, bo dla ojca przeprowadzka nie wchodzi w gre. Stal sie zreszta bardzo apodyktyczny i niemozliwy we wspolzyciu. Najbardziej dotyka to matke, bo ma ja pod reka i na codzien. Synek nie jest specjalnie zadowolony z tego ruchu w domu, on ceni sobie spokoj.

      Usuń
  3. Jestem złośliwym stworzeniem i uważam, że dzieci powinny zgarnąć matkę z domu, coć na tydzień lub dwa, żeby tamci panowie zostali skazani na siebie. Któreś z dzieci lub opiekun w formie męskiej powinien prxyjść do nich na dwie, trzy godziny i podejrzewam, że tym urlopie matki byłaby inna sytuacja w domu. Tatuś i syn daliby sobie radę i może tatuś zgubiłby swoją złośliwość.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo splaszczasz problem. Wytlumacz to temu dwumetrowemu dziecku, ze matka przestanie sie nim zajmowac, bo musi odpoczac. Znow moze dostac tego ataku i oczywiscie przyjedzie karetka i go uspokoja zastrzykiem, tylko na jak dlugo? Poza tym przekonaj te prosta kobiete, ze nalezy jej sie urlop i ze ma rzucic robote, meza i niepelnosprawne dziecko, zeby odpoczac. Moze oni bez niej daliby sobie w koncu rade, ale ona bez nich juz nie.

      Usuń
  4. Byliśmy całą rodziną w DE (wtedy 2+1) w czasie stanu wojennego. Namawiano nas usilnie na zostanie, ale zdawałam sobie sprawę z tego, że będę tam obywatelem II, a może i III kategorii, nauczenie się czynne (bo bierne to nie problem) obcego języka przerastało mnie. Może i nauczyłabym się szprechać, ale moje wykształcenie tam nic nie znaczyło. (Na mopie w PL też jeździłam, na czarno, żeby nie było, jak mus to mus.) Mąż nie był z tych wyrywnych do czegokolwiek, a już na pewno nie do pracy. Więc wróciłam do PL i choć było i pod górkę, i pod wiatr, od pewnego momentu sama wychowując dwójkę dzieci z jednej pensji - poradziłam sobie. I nie, nie żałuję tamtej decyzji. Ta matka biedna jest, bo ani w PL, ani w DE nie wyszła poza 3 razy K (no może bez tego trzeciego K, nie wiem). Życie nauczyło mnie, że żeby sobie dać radę, nie można zamykać się w domu. Trzeba wyjść. Wtedy i w PL można zdobyć góry, taka prawda. Inna bajka, że z chorym dzieckiem to wszędzie bardzo ciężko. Ale tamte dzieci, znające język, kilkunastoletnie, powinny już umieć zaopiekować się matką, chociażby idąc z nią po pomoc i pełniąc funkcję tłumacza. W UK, w towarzystwie moich dzieci, czułam się komfortowo, bo wiedziałam, że zawsze mi przetłumaczą :) Bardzo smutna jest Twoja historia... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani ja sie nie czuje obywatelem gorszej kategorii, ani nikt nigdy nie dal mi do zrozumienia, ze jestem gorsza. To sa typowo polskie kompleksy. a ja zawsze czulam sie obywatelem Europy i wlasciwie jest mi wszystko jedno, gdzie bede mieszkac. Na opinie o sobie zarabiam sama i mam taka, jaka sobie wypracowalam. Co prawda na poczuatku nie znalam niemieckiego, ale z angielskim swietnie sobie tu radzilam, nawet zalatwialam sprawy urzedowe. Nie wstydze sie kraju pochodzenia, nie milkne mowiac po polsku, kiedy ktos sie zbliza, nie mam nic do ukrycia.
      Jesli ktos, jak ta opisywana przeze mnie rodzina, nie ma ochoty uczyc sie jezyka kraju, z ktorym zwiazali swoje zycie, to ich pech. Dla mnie byl to priorytet.

      Usuń
  5. Cynicznie powiem, że matka w końcu tego nie wytrzyma i dopiero wtedy zadyma się zrobi. Nie zazdroszczę sytuacji i podejmowania w przyszłości koniecznych wyborów. Lepiej byłoby zadziałać teraz, ale i to jest bardzo trudne.
    Swoją drogą, ciekawa jestem w jakim wieku matka urodziła tego syna. Pewnie sporo po czterdziestce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiam sie, ze tak to wlasnie moze sie skonczyc, ze matka albo nie wytrzyma silowo, w koncu wiek i ciezka praca przez cale zycie robia swoje, albo wyladuje u czubkow.
      Nie wiem, w jakim wieku go urodzila, ale on nie ma uposledzenia typowego dla dziecka osoby po 40-tce. Przypuszczam, ze albo chodzilo o niedotlenienie, albo to jakas wada genetyczna, ktora tylko u niego wystapila.

      Usuń
  6. Cukrzyca to nie tylko nogi, to rownie 'brzydka' choroba, ktora ma wplyw rowniez na caloksztalt zachowanie sie chorego; stany rozdraznienia to tylko jeden z objawow. Wymaga duzo pracy ze strony lekarza aby ustawic odpowiednio leki jak i chorego, ktory powinien trzymac chorobe w ryzach poprzez zmiane trybu zycia. Rowniez potrzebne jest mocne wsparcie osob trzecich. Cukrzyk nie jest latwy we wspolzyciu. Dodatkowo drugie duze dziecko do opieki. Nie piszesz o ich wieku, co tez ma znaczenie jak rozwiazac sytuacje. Trudna sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On musial chorowac na cukrzyce juz dluzej, skoro doprowadzil sie do takiego stanu, ze tylko amputacja pozostala, i wczesniej nie byl tak zlosliwy i niedobry. Dopiero kiedy stal sie w pelni zalezny od wlasnej zony, zaczal sie na niej wyzywac. Na dzieciach, ktore przyjezdzaja pomagac tez.
      Nie przetlumaczysz, ze powinien zmienic tryb zycia, on jest na razie na etapie buntu i pretensji do calego swiata, amputacja miala miejsce na poczatku lipca, wiec to dosc swieza sprawa.

      Usuń
    2. Aaa, to inna inkszosc! Ja w takim przypadku tez bym wpedzila w stan zalamania polowe rodu a reszte wyslala w zaswiaty. Nalezy im pomoc w jakis sposob. U nas po amputacjach zalicza sie takie kilkumiesieczne przystosowanie do zycia to znaczy ucza jak sobie radzic w codziennym zyciu. Potem nastepuje przygotowanie do protezy i nauka chodzenia.... Ciezko jest samemu przejsc bez klopotow ten okres.

      Usuń
    3. Widzisz, tu wlasnie jest pies pogrzebany, bo taka pomoc w Niemczech to rutyna, ale trzeba jeszcze dac sobie pomoc, trzeba umiec dogadac sie z psychologiem, z rehabilitantami, protetykami i calym sztabem wszystkich mozliwych pomagierow. A facet jest jak male dziecko nie znajace jezyka, bedzie obwinial za wszystko zone, bo ma ja pod reka. On wie, ze to jego wina, ze nie zna dobrze jezyka, nie chcialo mu sie uczyc, nie musial, ta dobra znajomosc nie byla mu do niczego potrzebna, radzil sobie w robocie bez tego, a po robocie mial wokol towarzystwo gadajace w jego jezyku.
      Tak wiec ta pomoc jest, jest nawet zastepstwo dla osob opiekujacych sie niepelnosprawnymi, zeby mogly odpoczac na urlopie, wzglednie wspolne sanatorium dla opiekuna i podopiecznego. Tylko co z tego? Trzeba chciec i umiec sie w podstawowym stopniu dogadac.

      Usuń
    4. Ojej, przeciez sa jakies biura tlumaczy ... albo na migi. Potrzeba tez czasu. Reszta jest wlasnym wyborem tak dlugo jak czlowiek ma prawo decydowania o sobie. Doopa zbita!

      Usuń
    5. Ôczywiscie, ze sa biura, sa rowniez dzieci mowiace biegle w obu jezykach, ale trzeba jeszcze CHCIEC, a z tym najtrudniej.

      Usuń
    6. To nie ma problemu. Nie chca pomocy i juz. Nic na sile.

      Usuń
    7. Potrzebuja jej tak bardzo, a nie chca przyjac. Choc moze i chca, ale cos stoi na przeszkodzie, chyba ich mentalnosc, moze zle pojeta duma? Strasznie trudny przypadek.

      Usuń
  7. Dlaczego mnie to nie dziwi, że wielodzietność idzie w z parze z tumaństwem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak daleko bym nie szla w wydawaniu opinii. To sa tylko prosci ludzie, ktorzy wyemigrowali za chlebem. Zobacz, taki Kaczynski, bezdzietny, po studiach, a nawet podobno z tytulem doktora i co? Nie zna nawet dobrze polskiego, ze nie wspomne o jezykach obcych. Ale mentalnosc ta sama, jakis strach przed odezwaniem sie, zeby sie nie zbalmowac czy nie powiedziec czegos z bledem. A skutkiem jest wlasnie obcojezyczna niemota. Bo zawsze ktos sie znajdzie, kto przetlumaczy, pomoze, zaprowadzi, zalatwi za onego.

      Usuń
    2. To wszystko jednakowoż z jednego pnia się bierze. A poza tym Kaczyński jest bezdzietny, bo nie ma chętnej do podłożenia. Tak czy siusiak, jak ktoś mnoży się wzorem królików, nie bacząc na realia i przyszłość rodziny, to szalenie mądry nie jest.

      Usuń
    3. Ale ta akurat rodzina zapewnila sobie nienajgorsza przyszlosc, kazdy ma zawod i pracuje, dzieciaki pobudowaly sobie domy, rodzice tez maja wlasny dom. Jak wiec widzisz, przyszlosc zapewnili sobie nienajgorsza i mimo wielodzietnosci nie siedzieli na panstwowym cycku, a pracowali, oszczedzali i te przyszlosc zapewniali, sobie i dzieciom.

      Usuń
    4. A ta stopa cukrzycowa wzięła się z kosmosu czy z nadmiaru rozumu?

      Usuń
    5. Wiesz, ja juz tez przestalam robic badania profilaktyczne, zycie nie jest tego warte, zeby je na sile przedluzac. I tak juz zostalam idiotka, bo nie czytam noblistki, wiec moge z jeszcze innych powodow, choc wydawalo mi sie, ze nie brak mi rozumu, ale moge sie mylic.

      Usuń
  8. nic tylko dyżury pozostałych dzieci, a w tym czasie matka gdzies odpoczywająca,...boszsz jak niektórzy maja trudno!
    Aniu a Ty czasem nie masz dzis imieniny? wszystkiego najlepszego!!!!! sciskam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, niby mam imieniny, ale wlasciwie nie obchodze od lat, bo tu urodziny sa najwazniejsze. Ale z przyjemnoscia przyjmuje wyrazy pamieci i zyczenia wszelkie. Dziekuje.

      Usuń
    2. hA ha ha...to tak jak ja..dzisiaj jest Anny, Grażyny...trzy osoby sobie mnie skojarzyły. miło, ale też nie obchodzę

      Usuń
    3. Ale zyczenia przyjmiesz, cooo...? Najlepszego!

      Usuń
  9. Ponoć kazdy nosi swoj krzyż,ale niektorzy jakby cięższy.I to znacznie..Poza wspołczuciem ,ci ludzie potrzebują konkretnej pomocy,moze jakis ośrodek dziennego pobytu dla niepelnosprawnego syna,zajecia na miarę jego mozliwosci...Nie znam się,ale cukrzyca z tak groźnymi powikłaniami nie wzięła się z dnia na dzień.Plaga chorob metabolicznych zalewa świat,czesto ludzie nie wiedzą,ze są chorzy i to nie tylko ludzie prości.Groźne jest to,ze te choroby przewaznie nie występują samodzielnie ,zwykle calymi zespołami.W Polsce podobno co czwarta osoba dorosła ma insulinooporność-cukrzycę typu II,co bardzo widać na plaży i na ulicach.A tymczasem ludnośc mocno ubolewa podobno nad brakami w dostawach cukru..:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektorzy nosza ten swoj ciezszy krzyz na wlasne zyczenie, nie inwestuja w siebie, nie wykorzystuja szansy, jaka dal im los.
      Syn jezdzi na warsztaty, ma zajecia, to juz jest chwila oddechu dla matki. Ale teraz doszedl ojciec, i to wyjatkowo nieprzyjemny i wymagajacy. Dzieci ofiarnie pomagaja, obcej pomocy nie chce ani ojciec, ani tym bardziej niepelnosprawny synek. A tatus... gdyby poddawal sie badaniom okresowym, cukrzyce odkryto by wczesniej i leczono. Ano taka to rodzina, a i tak ojciec obwinia caly swiat, tylko nie siebie.

      Usuń
  10. Ech, siły i madrości trzeba dzieciakom, bo rodziców już się nie zmieni. Jeśli faktycznie dali sobie radę i stoją dobrze na swoich nogach to jakąś sensowną pomocą byłoby wspólne finansowanie opiekuna, który od czasu do czasu odciąży ich matkę. Ale nigdy tzw. pomaganie czyli zostawanie z którymkolwiek z nich, bo "biedne". Ma to moc perfekcyjnego skłócania rodzeństwa i nastawiania przeciwko sobie, a taka atmosfera przeżyje i matkę, i ojca, i niepełnosprawnego brata.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem polega na tym, ze ani ojciec, ani brat nie zaakceptuja obcej pomocy, ktora oczywiscie sfinansowaloby pozostale rodzenstwo. Wszyscy mamy nadzieje, ze kiedy ojciec okrzepnie i przyzwyczai sie do wlasnej niepelnosprawnosci, wroci mu rozsadek i sam dojdzie do tego, ze pomoc z zewnatrz jest jednak potrzebna. Teraz wszystko jest bardzo swieze, amputacja miala miejsce na poczatku tego miesiaca. Trzeba czasu.
      Ja i tak podziwiam rodzenstwo, jak ofiarnie i sprawiedliwie dzieli sie nowymi obowiazkami.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Nakarmili, napoili

  W Polsce szykuje sie przewrot majowkowy, pewnie przez tydzien zalatwienie czegokolwiek bedzie graniczylo z cudem, ale kto bogatemu zabroni...