06 lutego 2023

Mam zakwasy

 Doszlam do wniosku, ze przez lenistwo moich corek i odkladanie rodzenia dzieci na "po trzydziestce", ja jestem juz za stara na bapciowanie. Moja babcia miala 45 lat, kiedy sie urodzilam (choc wtedy wydawala mi sie strasznie stara), moja mama zostala babcia w wieku 50 lat, wiec obie mialy zdrowie i sily do zabaw czy pilnowania wnukow. Ja doczekalam sie pierwszej wnuczki po 60-tce, ale pierwsza skonczyla juz 6 lat, natomiast dwoje najmlodszych jest nie na moje sily.
Corka przyjechala do Getyngi celem zalatwienia konkretnych spraw urzedowych, tyle tylko, ze w piatek po poludniu niewiele da sie zalatwic, a wracac musiala juz w poniedzialek, wiec wlasciwie tylko ten dzien pozostawal na dzialanie, ale tez kosztowal duzo stresu, bo wszystko szlo na chybcika. Na szczescie mialam akurat w poniedzialek wolne, wiec moglam sie poswiecic pomocy przy dzieciach i w opanowaniu sytuacji. Sama z pewnoscia nie dalaby rady.
Corka miala m.in. termin w ratuszu (od czasow pandemii mozna  zalatwiac sprawy wylacznie po uprzednim zrobieniu terminu online) na wyrobienie Zosce paszportu. Poszlysmy wiec do fotografa, bo zdjecie musi byc biometryczne. Junior mial robione zdjecie do paszportu na lezaco, fotograf w Limburgu zrobil jedno i wyszlo od razu. Miejscowa fotografka wiedziala lepiej, nie zgodzila sie na lezaco, corka musiala Zoske trzymac na kolanach, a przeciez dziecko w tym wieku nie utrzyma jeszcze glowki, wiec podpierala jej te glowke ramieniem. Juz sama fotografka watpila, czy zdjecie zostanie zaakceptowane. Noszszsz... jesli widzi, ze cos moze byc nie tak, to powinna probowac do skutku, a dziecko tez po chwili ma dosyc, kreci sie, placze, nie chce. Nie bedzie niespodzianka, jak powiem, ze w poniedzialek oczywiscie urzednik NIE ZAAKCEPTOWAL zdjecia z matki ramieniem w tle. Byla godzina 11.00, a w poludnie Junior musi sie przespac, bo inaczej bedzie marudny i placzliwy. 
Przed ratuszem zawadzilysmy jeszcze o bank, ja przy okazji nabilam patrony do drukarki, a wszystko w biegu, zeby zdazyc. Urzednik w ratuszu chcial dac nowy termin w przyszlym tygodniu, ale corka ublagala go, zeby dal na popoludnie, a my w tym czasie skoczymy zrobic nowe zdjecia. Tym razem wymusilysmy na fotografce zdjecie na lezaco, dlugo jej zeszlo, bo wciaz nie pasowalo do tego biometrycznego schematu, ktory miala w komputerze, wreszcie udalo sie! Aleee... moje dziecko sobie zapomnialo wziac ze soba aktu urodzenia Zoski, wiec i tak nici z paszportu, musi przyjezdzac jeszcze raz. W banku zreszta tez wymagany jest termin do sprawy, ktora chcialysmy zalatwic, a chodzi o upowaznienie, nie dalo sie w biegu.
Stamtad ledwie zdazylysmy do dentysty, gdzie corka miala profesjonalne czyszczenie zebow i kontrole. Ja mialam zamiar zabrac towarzystwo do wozka i udac sie pieszo do domu, ale niestety lal deszcz, wiec musialam zrobic zlobek z poczekalni u dentysty. Corka wsciekla, no ale tylko sobie moze podziekowac, ze chciala wyrobic dziecku paszport bez metryki.
Zeby zyskac na czasie miedzy jednym przystankiem a drugim, nie rozkladalysmy juz tego podwojnego wozka, bo trwa to dobre 5 minut, wiec musialam nosic Juniora, podczas gdy corka dzwigala to niewygodne maxi cosi z Zoska. Junior mial sliska kurtke, ja tez, wiec ciagle mi zjezdzal, a poza tym zaslanial swoim malym jestestwem droge, co poskutkowalo wbiciem sie w metalowy slupek. Dobrze, ze choc dziecka nie upuscilam. Podczas dwoch pobytow w ratuszu musialam za Juniorem latac, bo postanowil sobie zwiedzic budynek, w ostatniej chwili zlapalam za kaptur, kiedy chcial mi zniknac w otwartych drzwiach windy. Odkad nauczyl sie chodzic, w tylku zainstalowalo mu sie perpetuum mobile i lata po swiecie jak zeimer o polnocy. A bapcia za nim. Qrna, za jakie grzechy???
Po raz pierwszy w zyciu nie moglam sie doczekac, kiedy wsiada w auto i pojada do domu, Junior mnie tak sponiewieral, corka zreszta tez, bo na jeden dzien zaplanowala zrealizowanie planow, ktore wystarczylyby na tydzien, wszystko w pospiechu i z dziecmi na rekach, z przerwami na ich spanie i karmienie, bo jak Zoska glodna, a Junior zmeczony - to nie ma przepros, potrafia drzec paszcze w stereo. Kiedy to pisze, jest wtorek, a ja nie moge ruszac rekami, takie mam zakwasy od dzwigania tego slodkiego ciezaru.

36 komentarzy:

  1. Co za dzien!! Ale tak pieknie i dowcipnie opisalas ze nie wiem czy Ci nie zazdroszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo "potem" to juz jest co wspominac, ale "podczas" to nie ma zartow. Z przerazeniem mysle, ze kiedy Zoska bedzie w jego wieku i tak oboje rozbiegna sie w dwie strony, pozostanie bapci tylko szybko sie rozdwoic.

      Usuń
    2. Dasz rade, no musisz byc sprawna fizycznie, wygimnastykowana, zwinna. Powoli przygotowuj sie do biegania za dwojka, na razie trenuj z Toya.

      Usuń
    3. Nie no, tak to jeszcze daje rade, ale rozdwoic sie i pobiec w dwie rozne strony to jeszcze nie umiem. :)))

      Usuń
    4. Jakos pomyslam ze maluchy beda biegly w tym samym kierunku. No nie nie rozdwoisz sie, moze Toye trzeba wytrenowac do pomocy.

      Usuń
    5. Wezme towarzystwo na smycz, to mi sie nie rozbiegna. Teraz modne sa smycze dla dzieci, choc niektorzy bardzo je krytykuja, ale moim zdaniem dzieci na smyczy sa bezpieczniejsze, przynajmniej w miescie.

      Usuń
    6. No to tutaj sie pieknie zgadzamy ze smycza, zupelnie nie rozumiem tej krytyki. Jakis czas temu proponowalam znajomym uzycie smyczy, ale oni mysleli za ja zartuje, a przeciez chodzilo o bezpieczenstwo dziecka. Ich chlopczyk kiedy byl dwu- i trzyletni byl nie do upilnowania. Bylam kiedys z nimi centrum handlowym, no i my trzy osoby a on sprytnie uciekl, o malo co my w trojke nie stracilismy zmyslow, zanim malec wrocil dokladnie tam skad uciekl.

      Usuń
    7. To prawda, taki maly "odkrywca" moze przyprawic o zawal, a w duzym miescie bardzo latwo o zgubienie sie, porwanie, wpadniecie pod samochod. Dlatego uwazam, ze te smycze to genialny wynalazek, szczegolnie kiedy ma sie wiecej niz jedno dziecko pod opieka.

      Usuń
    8. Dziecko na smyczy to czesto jedyne wyjscie. Bardzo sobie ten wynalazek chwalilam, choc ponad 30-ci lat temu w grajdolkowym królestwie nasluchalam sie tyle obelg, ze na reszte zycia starczy 🤣.

      Usuń
    9. A spodziewalas sie czegos innego po katolikach? Tam wszystko jedno, bog dal, bog wzial, nie bedzie to, to sie zrobi i urodzi nastepne, a nie tam, zeby dziecko boze jak psa na smyczy prowadzac :)))))

      Usuń
  2. Styczeń roku 1990 lotnisku Frankfurt nad Menem. Już wtedy ogromne jak nie wiem co. Wracałam z Ameryki z dwuletnim wtedy synem i miałam ze sobą smycz dla dzieci, bardzo już wtedy popularną w Stanach. Nie byłam do niej przekonana, no bo smycz... Po tym jak mi Dominik zaginął na pół godziny i latałam w przerażeniu po całym lotnisku, bez znajomości języka zaalarmował wszelkie możliwe służby i szukała go chyba setka ludzi, jak już się odnalazł, zapiekamy go w szelki i smycz i nawet mi oko nie drgnelo. Smycz dla małych uciekinierów to super sprawa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podziwiam, ze nie umarlas ze strachu, no ale przed smiercia musialas przeciez odnalezc uciekiniera. Uwazam, ze smycz jest po prostu niezbedna w przypadku niektorych dzieci, moje dwie zachowywaly sie jak male damy i nie bylo z nimi zadnych atrakcji, ale Owsik... ojesu, ze ja wtedy nie mialam takiej smyczy, bo przywiazalabym do kaloryfera i miala swiety spokoj, a tak bede zyla kilka lat krocej przez te cholere.

      Usuń
  3. Dzięki takim perypetiom masz co wspominać, a my chociaż możemy się z tego pośmiać. Taka smycz przydałaby mi się, jak moje chłopaczysko miało okres uciekania mi. Zrobił, to tylko trzy razy, ale do dzisiaj wspominam pierwszą jego ucieczkę, w stronę ulicy. Ja z ogromnym brzuchem nie mogłam Go dogonić, dobrze, że ówczesny piesio przegonił Go i ten widząc psa stanął. Nikt się nie zainteresował, że Go gonię. To była makabra, bo końcówka ciąży, a ja biegi uskuteczniałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mialam podobne przeprawy z Owsikiem, tez kiedys na urlopie sasiad z domku obok przyniosl ja z powrotem na teren, bo polazla do lasu, kiedy robilam pranie. A gdybym juz wtedy dysponowala smycza, przywiazalabym do drzewa i nigdzie by nie polazla.

      Usuń
  4. Dwa dni ledwo łaziłam.
    Znajomej syn, jak skończył półtora roku, nauczył się zwiewać z wózka, ale rodzina, czyli małż i mamuśka twierdziła, że szelki są niepotrzebne dziecku i można je upilnować. Starsze dziecko miało około trzech lat. Podczas, gdy ona robiła coś przy starszym, na spacerze, młody wydostał się z wózka i prysnął przez ulicę, do lasku. Akurat wracał autem jej małż, gdy młody mu mignął koło drogi. Zdążył go dorwać i od tej pory młody nie dosyć, że miał specjalnie przerobione szelki di wózka, żeby nie mógł ich odpiąć, to jeszcze tatuś załatwił specjalne szelki i smycz dla dzieci i młody tak był prowadzany jeszcze przez ponad rok. Oburzenie bab osiedłowych było gromne, ale życie dziecka było ważniesze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taaa, qrna, mamuski, zawsze madrzejsze od wlasciwych matek, zawsze wszystko lepiej wiedzace. Moja tesciowa taka byla, nie brala pod uwage, ze czasy sie zmienily, a dzieci sa inaczej wychowywane/przewijane/karmione niz w czasach, kiedy slubny byl niemowleciem.

      Usuń
  5. nooo masz teraz ciekawy okres w życiu , pomiędzy mamą a wnukami jprd. ja bym nie dała rady.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiec i ja nie daje rady. Na szczescie corka mieszka w pewnym oddaleniu i tego typu atrakcje miewam tylko wtedy, kiedy przyjezdza do Getyngi cos zalatwic.

      Usuń
    2. na szczęście. a zakwasy mam też nie tylko, gdy fizycznie się utyram ale przede wszystkim, gdy mam spinkę psychiczną, stres, to mi się pięknie na bieżąco odkłada...że hocho.

      Usuń
    3. Mnie przy stresie najwyzej leb boli, na miesnie mi sie nie rzuca i po spince psychicznej nie mam zakwasow.

      Usuń
  6. Wczoraj był obiad rodzinny u brata który mieszka nade mną były jego wnuki..mniejszy ma dwa latka, dziewczynka 6 lat i sa bardzo ruchliwi, tluką sie, kłócą..ojej byłam zadowolona, że moje wnuki już odchowane. Ale było ruchu, które opanowywała babcia 70 letnia, ich mama i tata a dziadek, mój brat , z usztywnionym całkowicie kregoslupem , taka ma chorobę, się zwolnił, ja nie mieszałam się do rejwachu...ufff..trzeba mieć zdrowie
    fajnie to wszystko opisujesz, bardzo lubie Twoje rodzinne relacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam tak samo, kiedy nawiedzaja nas starsze wnuki, dostaje bialej goraczki od tych wrzaskow i latania po calej chalupie. To juz wole z nimi pojsc na plac zabaw, ja sobie siadam i patrze w telefon, a one rzadza na hustawkach. W domu sa nie do zaakceptowania, ale co najmniej juz na tyle kumate, ze pod samochod nie wleza.

      Usuń
  7. Przepraszam, ale ubawiłam się. Ja też się nie spieszyłam do posiadania dziecka i wyprodukowałam dziecię w wieku 33 lat, co mi moje dziecię wypominało. Ale to widocznie "dziedziczne" bo poszła w moje ślady i została mamą w wieku lat 32. Ale od samego początku nie włączała do pomocy ani mnie ani drugiej babci - wszystko przy dzieciakach robili sami-fakt, że zięć bardzo solidnie jej w tym pomagał od samego początku i bez problemu zostawał w domu sam z dwójką maluchów- między chłopcami jest 2 lata i 40 dni różnicy- gdy szanowna małżonka wyjeżdżała służbowo lub miała inne, "ważniejsze niż dzieci" sprawy do załatwienia. Jak się z mężem śmieliśmy to byli wzorem w pełni świadomego macierzyństwa i ojcostwa. Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje tez zabraly sie za prokreacje po 30-tce, teraz takie tryndy, ze najpierw chca pozyc, pozwiedzac, popracowac i odlozyc troche grosza, a na dziecko zostawiaja sobie czas na pozniej. Tutaj moga, bo nie ma ryzyka, ze urodza uposledzone dziecko, badania prenatalne i ewentualna mozliwosc usuniecia chorego plodu sa dostepne dla wszystkich na kase chorych, podobnie jak in vitro. Teraz wlasciwie wszyscy ojcowie nie widza w opiece nad dziecmi niczegfo uwlaczajacego, nie tylko w przypadku podrozy sluzbowych zony, ale tez jej wyjscia na paznokcie czy do fryzjera.

      Usuń
  8. Dziewczyny są rozbawione - cóż, ja nie. Kompletnie nie mam w takiej sytuacji dystansu, ja stawiam się natychmiast na miejscu narratora, czyli Twoim w tym przypadku i już mam przerąbane, bo wręcz czuję to zdenerwowanie. Ale opisałaś sytuację jak zwykle po mistrzowsku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy musialam latac za Juniorem, nie bardzo bylo mi do smiechu, choc jeszcze na razie jestem od niego szybsza, wiec spoko doganiam delikwenta, ale juz jego noszenie, kiedy mi sie wyslizguje, nie jest szczegolnie przyjemne. Ciezki jest facet, a moze to ja juz stara i slaba? Teraz mozna sie posmiac z tego.

      Usuń
  9. Smycz to nie jest zły pomysł.Jeszcze teraz ciarki mnie przechodzą,gdy przypomnę sobie jak niespełna dwuletnia wnuczka wybiegła spod furtki wprost pod auto..I jak hamowal kierowca,na szczęście jechał bardzo wolno na bocznej drodze prowadzącej do posesji.Ja o mało nie zeszłam na zawał.W wózku,owszem, była mocno przypięta szelkami,a i tak potrafila jakimś cudem się uwolnić:)) Ja nie mam wprawy ,ani cierpliwości do małych dzieci, myślę,że natura mądrze wymyśliła obdarzając dziećmi ludzi młodych.Uważam,że współczesne dzieci to jakieś nadaktywne ruchowo,przebodźcowane są,może z nadmiaru zabawek,ale też z fatalnego,przepełnionego sztucznymi dodatkami jedzenia.
    Zawsze mi było strasznie żal tych dziewczyn,ktore wychodziły za mąż i rodziły dzieci w wieku
    20 lat czy ciut później.Często pod wpływem i naciskiem rodziny,chęci wyjścia z toksycznego domu,katolickiej"tradycji",swoistej mody tamtych czasow..W mojej rodzinie takich "tradycji" nie było,na szczescie,dziewczyny najpierw zdobywały wykształcenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Male dzieci to wbrew pozorom duze cwaniaki, uwalniaja sie z wszelkiej niewoli, czy to wozkowej, czy jakiejkolwiek innej. Zwlaszcza my babcie mamy przechlapane, bo trzesiemy sie znacznie bardziej niz przy wlasnych dzieciach.
      A za maz w wieku lat 20 to najczesciej wychodzi sie, bo brzuch rosnie. Miedzy nogami swedzi, dziewoja daje "dowod milosci", bo inaczej facet by ja zostawil, no a potem trzeba zapobiegac wstydowi na wsi czy na dzielni.
      Dla mnie jako babci, najgorszym wiekiem jest wlasnie czas, kiedy mlodziez umie juz chodzic, a nie bardzo rozumie, czego sie od mlodziezy chce. :)))

      Usuń
  10. Ja się szczęśliwie wymigałam od tak aktywnego babciowania. Bardzo podziwiam zaangażowanie, ale nie zazdroszczę. Opieka- nawet krótkotrwała- nad małymi dziećmi to ciężka harówa!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zebys wiedziala! A ja do tego jeszcze jestem aktywna zawodowo i do tego latam z psem, wiec aktywnosci mam po kokarde. Na szczescie corka tylko bywa w Getyndze, wiec tak rzadko to moge sie poswiecic.

      Usuń
  11. Moje starsze było stateczne, za to młodszy szatan. Prowadziłam go na takim dłuuugim szalu, do dziś go mam. Co ja się nasłuchałam: pani, jakie to dziecko nieszczęśliwe. Olałam, dziecko szczęśliwie żyje, ma swoje dzieci, które prowadzane były na smyczy i na specjalnej sprężynie. Ja się z wnukami bez smyczy nie ruszałam, zwłaszcza z tymi trzema "egzemplarzami", czwarty spokojny był. A noszenia, bo noszone były non stop, odmawiałam stanowczo po 5 minutach, bo nawet taki noworodkowy słodki ciężar to za dużo dla kręgosłupa, a nie mam ochoty latać po ortopedach. Teraz moje wnuki są już wszystkie "odnoszone", opieka okazyjna, jak trzeba, cóż, babcia chce jeszcze pożyć, a takie babciowanie na cały etat wykańcza jednak. Doskonale rozumiem Twoje stanowisko i Twój ból. Niech Ci dalsze babciowanie lekkie będzie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabrzmialo prawie jak "niech ci ziemia..." :))) Cale szczescie, ze nie pisalam sie na zadne "etatowe" POMAGANIE; ZRESZTA KIEDY, skoro pracuje. A takie okazyjne pomaganie mozna przezyc, nawet z noszeniem. Mam swiadomosc, ze beze mnie corka nie poradzilaby sobie, a w kazdym razie na pewno nie w tak ograniczonym czasie.

      Usuń
  12. Widze tutaj jakies dziwne założenie, że babcia ma obowiązek babciowania. Ja nie miałam babci do dziecka, bo rodzice byli młodzi i pracowali, a teściowie w innym mieście. I nawet przeżyłam, choć z trudem, ale to nie wina mojej mamy, tylko macierzyństwa samego w sobie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdzie znalazlas takie zalozenie, ze babcia powinna babciowac? Ja nic nie musze, czasem pomagam, ale to mnie musi pasowac, a jak nie moge, to nie moge i tyle. Nawet jesli przejde na emeryture, to nic sie w tej kwestii nie zmieni.

      Usuń
    2. Nie obowiązek,a wielka przyjemność.I jako taka musi być racjonalnie dozowana:))

      Usuń
    3. Przyjemnosc dosc meczaca starsze bapcie, ale to nadal przyjemnosc.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Maja nas za idiotow?

  Polska swietuje rocznice przystapienia do unii, no ja mysle, skoro ma same korzysci z tego przystapienia, gorzej z tym u nas, ja wolalabym...