09 października 2023

Nie zna zycia, kto...

 ... choc raz nie zalatwial sie w slawojce za stodola. Ta niewatpliwa przyjemnosc w oparach nieludzkiego smrodu i strachu, ze wpadne do srodka swoim niewielkim dzieciecym tylkiem, spotykala mnie niejednokrotnie podczas przeroznych pobytow na wsi, jak nie podczas spedzania koncowki wakacji u dalszej rodziny, to znow podczas letniska w roznych lesniczowkach, ktore udostepnialy pokoje goscinne pracownikom roznych firm wspolpracujacych z lasami. Mama pracowala wtedy w Zjednoczeniu Przemyslu Przetworow Papierowych i Materialow Biurowych i w tamtym czasie najczesciej spedzalam wakacje w lesniczowkach. Dla dzieci byl to raj, dla doroslych niespecjalnie, bo lesniczowki uzyczaly jedynie pokojow do spania, wyzywienie bylo juz na wlasna reke. Po zakupy albo jezdzilo sie PeKaeSem, do ktorego trzeba bylo dotrzec na piechote z glebi lasu, albo popylalo sie do sklepu na piechote, a pozniej wracalo z pelnymi siatami. Trzeba bylo napalic pod kuchnia i ugotowac. W sumie matki meczyly sie bardziej niz w domu, ale wczasy byly tanie, wiec nikt nie grymasil. Ale wracajmy do tematu. Ja bardzo balam sie slawojek, patrzylam w dol, ledwie powstrzymujac odruch wymiotny i zastanawialam sie, co by bylo, gdybym tam wpadla? Graniczy z cudem, ze udalo mi sie nie dostac jakichs permanentnych obstrukcji i traumy. Nalezalam do niewielkiej grupy szczesliwcow, ktorzy mieli od urodzenia lazienke w domu i klozet ze spuszczana woda, co w tamtych czasach nie bylo takie zrozumiale samo przez sie. Na mojej ulicy mieszkalo wiele kolezanek ze szkoly, ktore wprawdzie zajmowaly mieszkanie w kamienicy, ale zalatwiac sie chodzily na podworkowy kibelek, ktory najczesciej byl dziura w podlodze. Dlatego dzieci mialy przywilej nocnika, dorosli niestety musieli cwiczyc akrobatyke nad dziura, a najgorzej mialy osoby starsze i mniej sprawne. Nawet w mojej kamienicy tylko czesc lokatorow miala lazienki, reszta musiala biegac na dwor, co w nocy czy w zimie nie nalezalo do szczegolnych przyjemnosci, wiec sikalo sie najczesciej do nocnika i wylewalo zawartosc do zlewu. Pozniej zaczeto modernizowac domy, choc mysle, ze w takiej Lodzi sa jeszcze mieszkania bez WC. 
 To wszystko to maly pikus. Najwiekszy hardkor to zerdz nad latryna na obozach harcerskich. Prywatnosci ZERO, zawsze ktos stal na czatach, by s*ac mogl ktos, a dziewczyny ze swoimi babskimi sprawami mialy spore problemy z utrzymywaniem odpowiedniej higieny. Bo mycie sie tez bylo karkolomne. Cud, jesli oboz byl na terenie, ktory dysponowal obozowa lazienka, czyli cynkowym korytem z kilkoma kranami, najczesciej jednak za lazienke sluzylo jezioro, w ktorym tuz obok mylo sie okopcone kotly z kuchni. I nikt nie chorowal,  nie szerzyla sie zaraza, choc jak sobie pomysle o warunkach sanitarnych, to az mnie wszczonsa z obrzydzenia. Wtedy jednak mi to zupelnie nie przeszkadzalo, a i rodzice nie mieli zadnych zastrzezen. 
 Patrze sobie na dzisiejsza wies, gdzie w wiekszosci domow, jesli nie we wszystkich, sa lazienki, zas slawojki albo dawno rozebrane, albo sluza za podporke dla bluszczu czy innego pnacza, jako relikt minionej epoki i nadziwic sie nie moge obecnym obostrzeniom sanitarnym dla dzieciakow na obozach. Dla dzisiejszych dzieci, z ktorych znaczna czesc uwaza, ze mleko pochodzi ze sklepu, a jajka rosna na drzewie, mieso zas hoduje sie na szkielku laboratoryjnym, tamte nasze wakacje bylyby nie do zaakceptowania. Te dzieci nie umialyby skorzystac z latryny, potopilyby sie w nieczystosciach, a bez lazienki nie wyobrazaja sobie zycia, nie miesciloby im sie w glowach wyplukac usta po myciu zebow woda z jeziora. 
 Te wszystkie dzisiejsze delikatniutkie osobniki nie przetrwalyby dnia w warunkach, w jakich wielu z nas wychowywalo sie na co dzien, a na wakacjach to juz w ogole.

38 komentarzy:

  1. No to ja nie wiedzialam ze taka toaleta nazywa sie slawojka. Od dziecka WC bylo w domu i lazienka tez. Na zachodzie poludniowym, na Ziemiach Odzyskanych domy mialy ten luksus, nawet nie wiedzialam ze moze byc inaczej w miescie. Pamietam jaki szok przezylam juz jako dorosla osoba, jak dotarlam pociagiem do pewnego miasteczka w centralnej Polsce, wysiadlam, chodze, szukam toalety a tu nie ma, dopiero mily czlowiek pokazal mi ten przybytek na zewnatrz i pomogl przy studni umyc rece.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysle, ze jeszcze w niektorych miejscach chodzi sie za stodole, choc juz na wsiach coraz wiecej domow ma biezaca wode i lazienki. O kanalizacjach nie ma mowy, ale szamba spelniaja swoja role.
      A tu masz o slawojce i skad ta nazwa:
      https://pl.wikipedia.org/wiki/S%C5%82awojka

      Usuń
    2. No widzisz a moje rodzinne miasteczko mialo piekna kanalizacje. Zawsze mnie to fascynowalo, jako dzieciak podziwialam te studzienki przy ulicy, probowalam do nich zagladac. Ulica byla tez piekna, kostka drogowa, porzadny chodnik i te otwory po bokach gdzie woda splywala jak deszcz padal.

      Usuń
    3. Farta mieli ci, ktorych po wojnie osadzono na ziemiach zachodnich, zastali tam niemiecki porzadek i gospodarke o dekady do przodu w stosunku do sciany wschodniej.
      I pomyslec, ze teraz niemiecka gospodarka to jeden wielki burdel i okradanie obywateli z ich wlasnych podatkow oraz uszczesliwianie calego swiata. Niemieckego emeryta czesciej spotkasz stojacego w kolejce pod dobroczynna jadlodajnia niz opalajacego sie pod palmami.

      Usuń
    4. Poczytalam o slawojce, ladne sa, ale najbardziej zafascynowal mnie wzor matematyczny na pojemnosc dolu kloacznego.

      Usuń
    5. A wiesz, ze nawet nie wiedzialam, ze byly jakies normy i wzory. Na wsiach chlopi sami wywozili zawartosc dolu kloacznego, kiedy sie zapelnial i tyle. Kto by tam obliczal :)))

      Usuń
  2. A dziecinstwo, caly dzien na powietrzu, kto by tam biegl do domu wysikac sie, krzaczek, trawka, czesto razem z kolezanka. A potem harcerstwo i latryna i mycie sie w jeziorze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli znasz zycie, bo latryna byla jeszcze wiekszym hardkorem od slawojki :)))))

      Usuń
  3. Ja, na szczęście, jako rodowita warszawianka, której dom nie był zburzony i przetrwał nawałę niemiecką, miałam pełen komfort, chociaż centralne jeszcze nie działało zaraz po wojnie, ale funkcjonowała elektrownia i gazownia. Byłam dwa razy w życiu na koloniach, raz gdy szłam z I do II klasy i raz gdy szłam z VI do VII. I to były właśnie wakacje ze sławojkami, czyli koszmar - każda z nas wolała "zaczekać" aż do wyjścia poza teren i zasilać okoliczne lasy i krzaki niż korzystać ze sławojki, sporym powodzeniem cieszyło się również pole nim skoszono zboże,więc dobrze wiem o czym piszesz. Na tych pierwszych koloniach "kąpiel" i mycie odbywało się na podwórku przy korycie metalowym, nad którym było z 8 kranów z lodowatą wodą. I raz była "ciepła kąpiel", w miejscowej pralni, połączona z myciem głów, polewanych na koniec octem. I na tych koloniach , które były dla mnie pierwsze w życiu przepłakałam i przegłodowałam całe 28 dni. Na te drugie kolonie to mój ojciec, który nagle przypomniał sobie, że ma córkę, wysłał mnie podstępem wciskając mnie i babci, (u której się hodowałam), że to on zabiera mnie w góry, co dopiero na miejscu okazało się kłamstwem. Za to poznałam doskonale drogę ze Skawy do Rabki, bo nas codziennie tam gnano, bo w tejże Skawie nie było co robić na podwórku szkoły, w której urządzone owe kolonie. Zaskoczyłaś mnie tym, że w 15 lat później były jeszcze tak złe warunki sanitarne w Łodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ide o zaklad, ze w Lodzi i pewnie nie tylko tam do dzisiaj sa domy, w ktorych nie ma lazienek, a za potrzeba chodzi sie na podworko, gdzie jest jeden kibelek na kilka rodzin, a jak dom mniejszy, to na caly dom. W kamienicy po pradziadku lokatorzy "frontowi" mieli lazienki, oficynowi i jeden z lokalu posklepowego z przodu musieli korzystac z ubikacji na podworku. I, jak pisalam, w kamienicach wzdluz calej ulicy byla wprawdzie woda w mieszkaniach, ale nie bylo ubikacji, prawdopodobnie z racji zbyt waskich rur, nie przystosowanych do innej "zawartosci" niz wylacznie plynna. W Warszawie tez nie wszedzie staly domy z lazienkami, to wszystko przerabiano po wojnie, kanalizowano ulice po ulicy.
      Dzisiejsze pokolenie nie docenia komfortu, jaki jest im dany od urodzenia, lazienki w domach to standart, a nie cos wyjatkowego.
      Ja uwielbialam kolonie i zadne niewygody nie byly dla mnie odstraszajace, zreszta kolonie to byl i tak luksus w porownaniu z obozami pod namiotami, to byl dopiero survival :)))))

      Usuń
  4. hmm ja nienawidziłam kolonii, byłam dwa razy, i obozów harcerskich byłam chyba tylko raz. jeździłam na obozy sportowe i plenery plastyczne ale warunki były straszne, szkoła i namioty...Teraz za diabła by mnie nikt do namiotu nie wsadził, podobnie jak never ever bym nie spała w szkole podczas festiwalu teatralnego, co robiłam latami, jako już dorosła osoba...sale gimnastyczne potem bursy i akademiki i i owszem pokoje ale sracze na korytarzach. Przez lata mieszkałam w takich akademikach ZERO PRYWATNOŚCI i kłopoty z wypróżnianiem,nerwice...szkoda gadać. Gdybym miała wybierać NIGDY w życiu bym nie chciała tego przeżyć, podobnie jak wychowywać się w komunie. serio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja bardzo lubilam jezdzic na kolonie, bywaly wakacje, ze z jednych jechalam od razu na drugie, a odkad bylam starsza, to na obozy harcerskie czy sportowe. Wolalam to od wczasow, ktore mnie nudzily, a na obozach i koloniach zawsze cos sie dzialo i czlowiek poznawal tylu fajnych ludzi.
      Ale masz racje, na dluzsza mete juz bym nie chciala mieszkac na kupie, w jakichs bursach czy akademikach, za bardzo cenie sobie moja prywatnosc. Ale na krotko, na 3-4 tygodnie to z wielka checia.

      Usuń
  5. E tam. Ja tez z domu z lazienka i wc ale pamietam rozne te przybytki raczej pachnace niemalowanym drewnem, lasem, zielskiem, przewiewne i z gwozdziem (w programie) na prase do ... czytania. Moj Ojciec stal sie super uczniem w zakresie geografii w klasie. Znalazl na takim gwozdziu podrecznik do geografii, ktory co nasiadowka to podczytywal. Tak, ze nie ma tego zlego coby na dobre nie wyszlo. Zerdzi nie zaliczylam bom na zuchach harcerstwo skonczyla. Kolonistka bylam czynna, lubilam jezdzic ale tam byly zawsze warunki bardziej niz dobre, z prysznicami i ciepla woda. Mialam szczescie choc uwazalam to za normalke bo innych warunkow nie znalam. Szok przezylam w ... Kijowie, w metrowej ubikacji z wielka dziura i na kucki a drzwi takie malutkie z dolu podciete i z gory uciete na wysokosci piersi . Takich klitek bylo dziesiatki. Jeszcze nie naciagnelam niewymownych i nie otrzasnelam sie z wrazenia zaskoczenia niezmiernego a taka sprzataczka-babuszka skierowala weza z woda na dziure stojac przed tymi czesciowymi drzwiami. Mloda bylam wiec odskoczylam. Ale muzyka glosna i calkiem dobra grala, zapachy "perfuma" unosily sie wszedzie i tez mocno. Kilka dziesiatek lat pozniej potrzeba zmusila mnie na stacji w Kaunas/Kownie na Litwie i przezylam powtorke z rozrywki. :)))). Wyczytalam pozniej, ze to najbardziej optymalny sposow zalatwiania potrzeb fizjologicznych. :))))) Tutaj zapisalam sie do klubu kibelkow suchych :/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozwin prosze temat klubu kibelkow suchych, co to za twor?
      Takie dziury w podlodze, zwane nie wiedziec czemu kibelkiem tureckim (znaczy wiedzic, wiedziec) sa podobno najzdrowsze ze wzgledow fizjologicznych, bo najzdrowiej jest sie zalatwiac w kucki, ale czlowiek wyewoluowal kibelek siedzacy, tylko zapomnial sam wyewoluowac, zeby sie do niego dopasowac i ponoc to siedzace pokolenie zalatwia sie wbrew naturze. Podobnie rzecz sie ma z porodami, kobiety powinny rodzic w kucki, a nie na lezaco, ale to taka mala dygresja, nie zwiazana z tematem.

      Usuń
    2. To taki wynalazek ekologiczny. Nazywa sie to "kuivakäymälä" czyli ubikacja bez doplywu wody i bez rur odprowadzajacych scieki. Najczesciej stosuje sie w miejscach takich jak domki letniskowe. Kupuje sie takie "wiorka", ktore przyjmuja nieczystosci tak, ze nie smierdza. Sa rozne rodzaje; takie, ktore sie kompostuje lub pali. Takie wklady latwo jest wymienic. Zwykle domki sa nad jeziorami co powoduje, ze ubikacje wodne zbieraja scieki w wodzie (jeziora sa nizej polozone), w ktorej milej sie kapac gdy ta jest czysta, brzeg nie zarasta trawa wodna i ryby nie plywaja do gory brzuchami. Powstal tez taki klub (ja go tak nazywam) czyli strony internetowe, ktore informuja o mozliwosciach takich ubikacji, cenach, sklepach, poradach itp. Spotyka sie takie ubikacje gdzies na szlakach, campingach i sa tez alternatywa (i ratunkiem) na warunki trudne ze wzgledu na wode czy odplywy.

      Usuń
    3. Czyli cos w rodzaju slawojki, tyle, ze nie zalatwia sie do dolu kloacznego, a na trociny. No i roznica jest w zapachu. Fakt, na kempingi nadzwyczaj praktyczna sprawa, pewnie tez takich uzywa sie w kamperach.

      Usuń
    4. Mozna. Pewnie. W kamperach. Nie widzialam ale zajmuja jakis metr kwadratowy przestrzeni. Mozna tez normalnie w domach np na stryszku czy w saunianej rozbieralni lub w budynku dodatkowym bez wody typu garaz, warsztat, stodola :)))). Mozna w wolnym budyneczku lub domku do zabaw. Na dzialkach... wszedzie. W namiocie ! Tez.

      Usuń
    5. Praktyczne, ale czy rzeczywiscie da sie wyelimonowac odorek?

      Usuń
    6. Da sie! Cos tak jak "piasek" dla kotow plus szczelny pojemnik i dobra klapa. To nie sa zwykle trociny ale jednak bio.

      Usuń
  6. Sławojki są fajne. Można się rozsiąść, zapalić papierosa i przez szpary w deskach podglądać świat zewnętrzny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i co ja mam biedna zrobic, kiedy rzucilam juz palenie? A bez papierosa mozna nie wytrzymac smrodu ze slawojki, wiec ja zrezygnuje z tych widokow i pozostane na moim water closecie :)))

      Usuń
  7. Mam zupelnie podobne wspomnienia o tych wiejskich slawojkach bo tez bywalo ze odwiedzalam rodzine w czasach gdy nie mieli pradu ani kanalizacji, biezacej wody tylko studnie (ktorej sie tez balam) dach slomiany i kierat. Tam slawojka nazywala sie wychodek no bo byla miejscem do ktorego wychodzilo sie na zewnatrz. Obok byla gnojowka, tam kolekcjonowano odchody koni, krow i swin a celu pozniejszego nawozenia pol. Trudno powiedziec ktore gorzej smierdzialo i bylo rojowiskiem much. Ale przyjmowalo sie za wiejska normalke .
    W pierwszym miejskim mieszkaniu jakie pamietam, cale pietro mialo wspolna toalete, nigdy super czysta i w zimie oczywiscie zimna jak lod. W nastepnym mieszkaniu mielismy lazienke i toalete co dalo nam poczucie iz jestesmy krolami :)
    Lubilam kolonie a mialam ich za soba chyba 5. Kazda byla w atrakcyjnym miejscu i chociaz nie pamietam szczegolow zaplecza higienicznego musialo byc niezle skoro dobrze calosc wspominam. Natomiast wlasne dzieci poslalam jeden raz i w polowie musialam odbierac bo tak nie lubily.
    Ta wiejska rodzine odwiedzilam pozniej by przedstawic swoje blizniaki - i oczy mi na wierzch wyszly - duzy, nowoczesny dom z pradem biezaca woda, kanalizacja, wygodna duza lazienka/pralnia, zamiast wozu konnego ktory pamietalam dwa Fiaty, a zamiast uprawy pol przerzucili sie na hodowle krow. Wtedy to byly dzieci tych wujkow - czyli w ciagu jednego pokolenia dokonala sie u nich rewolucja techniczno-kulturalna a mym dzieciom nie moglam pokazac np tego kieratu bo zniknal.
    A do toalety w formie dziury w posadzce zalatwialam sie w Turcji, nie w samej Ankarze lecz zwiedzajac okolice. Wyszlo ze istnieje ich jeszcze bardzo duzo a starsze pokolenie to nawet woli ta forme bo do niej przyzwyczajeni, tak jak do kapieli dwa razy w...roku. Jestem pewna ze te dziury istnieja do dzisiaj w wielu krajach trzeciego swiata.
    Bardzo unikam publicznych toalet chociaz na ogol sa czyste i dobrze wyposazone a od czasu pandemii jeszcze bardziej uzywajac gdy koniecznie musze i tylko nr 1 i na stojaco choc moglabym podlozyc podklad a czego sie w nich dotykam to przez papierowy recznik.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, ze ja zawsze bardzo lubilam i lubie ten "zapach wsi" czyli obornik, odchody zwierzat domowych roslinozernych. Nie wiem, czy wiesz, ale dzieci chore na krup wynoszono do obory, zeby wlasnie inhalowaly ten pelen amoniaku zapach, ktory ponoc mial znakomity wplyw na drogi oddechowe. Dla odmiany zapachu wychodka nie cierpialam, czlowiek bowiem jest miesozerca i jego odchody cuchna, podobnie wszystkich innych drapieznikow.
      Teraz nie mialabym najmniejszej szansy zalatwic sie w tureckiej toalecie, bo z racji artrozy w kolanie mam gigantyczne problemy z wstawaniem z kuckow. W normalnych warunkach schodze do kleku i z kleku sie podnosze, ale w takiej ubikacji nie uklekla bym, ani nie podparla sie o podloge. No chyba, ze bylyby jakies porecze, na ktorych moglabym sie podciagnac recznie :)))
      Ja opanowalam sikanie na stojaco do perfekcji, nigdy nie siadam na obcych lub publicznych kibelkach, a korzystac niestety musze. Siadam u siebie w domu i u dzieci oraz u bardzo zaprzyjaznionych osob, ktorych zamilowanie do czystosci znam.

      Usuń
  8. Och, wprawdzie od urodzenia wychowana w domach z lazienkami, ale na niektórych koloniach zdarzalo sie miec kontakt z wychodkami, a najgorszy hardkor to rzeczywiscie byly obozy harcerskie i do tej pory az mnie otrzasa na samo wspomnienie.
    Jeszcze jakies 20 lat temu, na "hektarach", które mama kupila na obrzezach Bolimowskiego Parku Krajobrazowego byl wychodek i wyczyniala istne cuda, zeby ten przybytek nie smierdzial. Bardzo lubilam go uzywac, w pelni lasu i daleko od sasiadów. Pózniej, kiedy juz zbudowali nowoczesny dom, sprawa przestala miec ten sam urok :D. A system kucania nad dziura w podlodze opanowalam w szatniach basenu Palacu Kultury i, ku mojemu absolutnemu zdumieniu, odkrylam go na nowo w grajdolku, w pobliskiej kafejce :o.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym ja nad dziura ukucnela, nie wstalabym o wlasnych silach, przez te artroze mam bardzo oslabione kolano. Na szczescie nie spotykam dziur na swojej drodze, a kiedy musze na spacerze z Toyka, robie to prawie na stojaco :))) Bo ktoz by mnie zbieral z ziemi, Toya jest na to za slaba.

      Usuń
  9. Przypomniałaś mi kolonie z zimną wodą i kibelkiem na dworze, ale tak było zawsze, gdy kolonie urządzano w wiejskich szkołach. Ja wychowałam się do 11 roku w budynku, gdzie mieliśmy wspólną toaletę na parterze, ale również część mieszkańców miała ją w podwórku. Na obozach harcerskich latryny zawsze budowaliśmy z zadaszeniem i bocznymi osłonami i nigdy nie były to żerdzie. Teraźniejsze dzieci, gdy jadą na obóz nie mają nawet ogniska, bo rodzice potrafią zabronić, bo ognisko jest niebezpieczne dla dzieci. Harcerze obozy najczęściej robijają teraz w stałych miejscach, gdzie mają wybudowane toalety, prysznice i kuchnie, bo musi być stetylni... Brrr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zatraca sie tym samym idea harcerstwa, uczenie dzieci radzenia sobie w trudnych warunkach, budowania wlasnego zycia od podstaw w dziczy, z dostepnych tamze materialow i przezycie kilku tygodni wtym, co zbudowalo sie wlasnymi rekami.

      Usuń
  10. Mam zupełnie inne wspomnienia z obozu harcerskiego, sikania w latrynie i mycia w jeziorze... I naprawdę popieram, że na obozach harcerskich teraz dziewczynki mają przynajmniej dostęp do wody z kranu i wody pitnej.
    Gdy byłam jako dziecko na obozie harcerskim, poważnie zachorowałam. Rodzice odbierali mnie odwodnioną (upały i brak picia) i z poważną infekcją dróg moczowych. Skończyło się bardzo długim leczeniem nerek.
    Nigdy więcej.
    Uwielbiam wakacje pod namiotem, podróżowanie, mogę mieszkać w spartańskich warunkach, ale to co przeżyłam na obozie harcerskim przypominało raczej obóz przetrwania...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biednas. Mialas po prostu pecha. Ja wspominam wszystkie moje obozy z nutka nostalgii, mimo strasznie prymitywnych warunkow, choc teraz juz bym sie na to nie pisala, jestem za stara i za wygodna, ale wtedy... wyjezdzac sie nie chcialo.

      Usuń
    2. Kalina, wspolczuje ze tak chorowalas przez oboz harcerski. Ja bylam chorowitym dzieckiem, ale udalo mi sie przezyc obozy bez chorowania. Mam cudne wspomnienia ze wszystkich harcerskich obozow, lubilam wszystko, latryne i mycie sie w jeziorze traktowalam ze tak musi byc na obozie, nawet jak sie troche balam tej latryny pierwszego dnia, to kolezanka umiala mnie przekonac ze to jest takie normalne.
      Noce przy ogniskach, harcerskie piosenki, nocne warty i nocne pobudki zeby gdzies uciekac przez las, albo podchodzic inny oboz, sa nie do zapomnienia. A zasypianie w namiocie z mrugajacymi swietlikami w lesie, mrugajacymi do mnie na dobranoc to bylo bajeczne.

      Usuń
    3. Ja tez mam takie wspomnienia, zadne wczasy all inklusiv nie moga sie rownac z romantyzmem obozow harcerskich.

      Usuń
  11. Mam bardzo podobne wspomnienia z wakacji na wsi, ale ja chodziłam po prostu za stodołę lub do lasku (był na terenie gospodarstwa, wujek sadzili z ciocią go posadzili). Kiedy ciocia wydębiła w końcu zbudowanie drewnianego wychodka, uznałam załatwianie się w nim za komfort; drewno, normalna deska sedesowa, przez szpary świeciło słońce i wiaterek powiewał, usuwając smrodek. Poza tym ciocia zachowywała czystość, często tam sprzątała. Najgorzej wspominam wychodek u cioci z Warszawy. Tam były podwórkowe wychodki, dla każdego mieszkania osobne, z kluczem, ale to były takie betonowe bunkry (tak to nazywaliśmy), w których śmierdziało niemożebnie i bałam się tam usiąść. Na koloniach, a jeździłam na nie każdego roku, zawsze były normalne toalety i umywalnie, choć z zimną wodą, a kąpiel pod prysznicem odbywała się raz w tygodniu. Na obozy harcerskie nie jeździłam, ale na biwaki owszem i trzeba było sobie radzić w warunkach polowych. Nie bałam się załatwiać w lesie, dopóki nie rozmnożyły się w nich kleszcze, pierwszego złapałam właśnie w takiej intymnej sytuacji, kiedy miałam dwadzieścia parę lat.
    Wychowałam się w domu, w którym toalet nie było, jedyne "wodne" urządzenie to był zlew kuchenny. Dopiero po przeprowadzce do nowego mieszkania miałam toaletę i łazienkę na co dzień, choć w łazience funkcjonowała tzw. "kolumienka" - piec do podgrzewania wody ze zbiornikiem w formie metalowej kolumny z paleniskiem na dole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedys czlowiek zyl sobie w lesie podczas obozow, tarzal sie w trawach, eksplorowal krzaczory i nic sie nie dzialo, teraz wystarczy spojrzec na zielen, a juz masz kleszcza w sobie. Strach jezdzic nawet na grzyby, strach siknac na spacerze z Toyka. :)))
      Moi znajomi mieli taka lazienke w spolnie z sasiadami i kiedy raz u nich nocowalam, napalili mi w kolumience, zebym sie mogla wykapac. Troche to bylo upierdliwe, ale lepsze niz nic.

      Usuń
  12. Odpowiedzi
    1. Juz sie odnalazl, blogger zeswirowal i dal go do moderacji. Dobrze, ze spytalas, bo wprawdzie zagladam do smietnika ale rzadko.

      Usuń
  13. To chyba dlatego mam przez cale zycie odruch wymiotny jak tylko pomysle slowo "gowno" :-)))) Ja wychowalam sie w mieszkaniu w bloku z lazienka ale pamietam wychodek w domu babci, zreszta u drugiej babci w centralnej Polsce tez. Pamietam warunki kolonijne (okropne ale dalo sie zyc) i obozowe - skandaliczne wrecz. Jak wrocilam do domu po trzech tygodniach to mama mnie godzine chyba szorowala, bo nie mylam sie przez cale trzy tygodnie (mylam chyba tylko twarz). Ale dzieki temu wiem, ze nawet dzis dalabym rade przetrwac jakis czas w dziczy. Naszym dzieciakom chyba byloby trudno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to właśnie chodzi organizatorom obozów, o umiejętności przetrwania w trudnych warunkach, zbudowania sobie szałasu i pryczy z gałęzi, rozpaleniu ognia, może nawet upolowania czegos do zjedzenia. Obecne pokolenie nie przetrwałoby pol dnia.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Leniwie

  Swieta sobie trwaja, dzisiaj mamy dzien wolny od siebie i tradycyjnie bedziemy podjadac to, co zostalo z wczoraj. Zeby przygotowania potra...