W okolicznosciach, w jakich przyszlo mi zyc, przy takiej "zalodze", z ktora przyszlo mi mieszkac pod jednym dachem, chyba niedlugo zostane beatyfikowana, a zaraz potem kanonizowana. I nic nie szkodzi, ze jestem ateistka, moje zaslugi z pewnoscia dotra do odpowiednich czynnikow, ktore rozdaja koscielne honory. Skoro Wojtyle uznano za swietego, a przeciez to zwykly przestepca ukrywajacy zbrodnie pedofilii, to tym bardziej mnie powinni szybko uhonorowac. A moze jestem zbyt uczciwa na te koscielne zaszczyty? Chyba tak, tam tylko kanalie zostaja swietymi.
Ale do rzeczy! Zdarzylo sie to jeszcze przed moim wyjazdem do Polski, nawet nie 13-go w piatek, a dzien wczesniej. W czwartek, w zwykly i niczego groznego nie zapowiadajacy czwartek. Nic nie zwiastowalo armagiedonu, jaki spadl na ten spokojny dom i na mnie. Slowem wyjasnienia, nasze domy sa dosc stare i na dobra sprawe wymagaja juz od dluzszego czasu generalnej wymiany rur wodnych i kanalizacyjnych na calym osiedlu. Bo te rury maja tendencje do zapychania sie. Hydraulik byl u nas bodaj juz trzy razy, co na blisko 15 lat mieszkania tu nie jest jakims wyczynem. Hydraulik potwierdzil zreszta, ze u nas to jeszcze nic, ale sa mieszkania, ktore odwiedza bardzo czesto, tak raz na dwa tygodnie, bo u nich wciaz sie cos zapycha. My dbamy, zeby do rur nie dostawaly sie wieksze kawalki czegostam, wszedzie w odplywach mamy sitka, wiec jakos to idzie, inni juz tak nie dbaja, szczegolnie ci spoza Europy (to opinia hydraulika, nie moja).
No wiec w ten czwartek nic nie zapowiadalo nieszczescia, az tu nagle po poludniu, kiedy puscilam wode, przestala w zlewie kuchennym splywac. Zanim zaczelabym martwic sie i wzywac pomoc z zewnatrz, postanowilam sprobowac domowych sposobow, wsypalam do odplywu sode, polalam esencja octowa i wrzatkiem. Bulgotalo obiecujaco, ale nieszczegolnie pomoglo. Powtorzylam wszystko raz jeszcze i popompowalam tym takim czyms gumowym. Nic. Postanowilam wiec z tym poczekac do nastepnego dnia i jak zwykle zdac sie na pomoc fachowca. Umywalka w lazience jeszcze w tym czasie dzialala, choc jest jakos polaczona ze zlewem kuchennym i najczesciej zapchane sa oba.
Na to wkroczyl najwiekszy znaffca i ekspert od zatkanych zlewow na swiecie, oznajmiajac, ze TERA QRNA ON! Wyszlam do pokoju i oddalam sie rozmowie telefonicznej z Boguska. Wolalam nie patrzec, nie byc swiadkiem. A szkoda, bo moze w pore zapobieglabym nieszczesciu, widzac, do czego ten domorosly hydraulik zmierza. A zmierzyl do odkrecenia kolanka w zlewie, po nieudanych probach przepchania go od gory. Rozkrecic rozkrecil, potem skrecil, ale widocznie nie wetknal rury tak jak powinien. Po czym zamknal szafke i puscil wode. Woda splywala, wiec popadl w samozachwyt, ze udalo mu sie zreperowac. Tyle tylko, ze woda leciala do szafki, a z niej na kuchnie. Ekspert sie obcial dopiero wtedy, kiedy poczul mokre skarpetki. Podniosl sie wrzask, ja musialam szybko konczyc rozmowe z Boguska i leciec ratowac kuchnie. Tego dnia wyczerpalam caly repertuar znanych mi przeklenstw, a chyba nawet udalo mi sie wymyslic na poczekaniu wiele nowych, ale nie pomne, bo po spokojnosci nie jestem juz taka kreatywna.
Zapierniczalam ponad godzine zbierajac wode z podlogi, bo tego juz domorosly hydraulik sie nie podjal.Wszystko do miski wyciskalam, bo zlew nieczynny. Po wysuszeniu podlogi z kazdym byleczym trzeba bylo latac do lazienki, np. zeby wylac wode z pojemniczka spod automatu kawowego. Zeby mylam nad wanna, rece tak samo, co wbrew pozorom takie latwe nie jest z racji stojacej od strony waniennego kranu pralki. Najwazniejsze jednak, ze choc kibel dzialal! Najgorsze, ze wstawilam pranie, a odplyw z pralki jest polaczony z odplywem umywalki w lazience. Kiedy zobaczylam, ze podczas odpompowywania w umywalce te popluczyny wybijaja do gory, zatrzymalam pranie i na jego zakonczenie trzeba bylo czekac az odplyw sie udrozni.
Kiedy tylko w piatek rano wybila godzina 9.00 zadzwonilam do spoldzielni, pracownica przyjela moj meldunek, ale udraznianie rur musiala zlecic firmie zewnetrznej. Mialam czekac na telefon od nich celem dogadania godziny, kiedy przyjda. Zadzwonili, ale prosili o wyrozumialosc, bo maja roboty w pip i ich przyjscie moze sie opoznic, ale na pewno nie zostawia nas na weekend z nieczynnymi umywalkami i zlewami. Tak i kwitlam w chalupie w oczekiwaniu, wdzieczna, ze obiecali w ogole wpasc.
I oto ok. 15.00 wpadl rosly facet i juz od progu zarzekal sie, ze nie ma czasu a tu trzeba bylo nie tylko udroznic rury, ale i zlozyc do kupy rozmontowane przylacze pod zlewem w kuchni. Slubny dawal mu dyspozycje i zawziecie instruowal, jak ma to poskladac, wiec w koncu spytalam, czy skoro tak dobrze wszystko wie, nie powinien sam tego zainstalowac, a nie zawracac glowe komus, kto spieszy sie do domu. Na szczescie trafilismy na hydraulika z poczuciem humoru, ktory grzecznie stosowal sie do wytycznych slubnego i na koniec jeszcze dodal, ze bez niego w zyciu by tych rur nie poskladal. Smiesznie bylo, wszyscy rechotalismy w glos, a i mnie qrwica jakos przeszla. Skonczylam pranie lezakujace w pralce od poprzedniego dnia, posprzatalam caly balagan i moglam w spokoju oddac sie przedwyjazdowym zabiegom spa.
E tam. Normalka. Pamietam, choc nie chce pamietac, podobna sytuacje, choc to tylko raz sie zdarzylo gdy patyczki do uszow sypnely sie do umywalki i niektore wpadly do rury odplywowej i ponoc zatrzymaly sie w kolanku. Moj slubny tez rozkrecil rury pod umywalka ale wczesniej nie usunal z szafki wszystkich stojacych, lezacych i ustawionych w pieterka przydasi i rezerw papierowo-watowo-rekawiczkowo-jakichstam itp. Wszystko zatonelo w niekoniecznie czystej wodzie. Wylanie sie wody na podloge bylo najmniejsza z najmniejszych szkod. Szczeka mi opadlo na ten widok, przez co nawet nie pislam slowa. Mialam ochote tylko na wykrecenie i wycisniecie chlopa z lazienki. Potem wstawilismy sitko do umywalki, pudelko z patyczkami jest przytwierdzone na stale w szafce nad umywalka i staramy sie zapomniec o zdarzeniu, nigdy wiecej takich powtorek!
OdpowiedzUsuńJa tak sie zastanawiam, dlaczego niektorym myslenie sprawia tak wielka trudnosc. I sa to przewaznie mezczyzni. Bo taka kobieta mysli za siebie, dzieci, zwierzeta domowe podstarzalych rodzicow i moglaby oczekiwac jakiegos wsparcia od wlasnego chlopa. Tymczasem musi myslec rowniez za niego i to najwiecej, jak sie okazuje.
UsuńPantero, oni mysla jedna mysla: ja to naprawie! No i, fakt, nie mysla, ze ich naprawa nosi inna nazwe - spartaczenie. :)))). Wiesz co, jednak ja wtedy ani teraz nie powyslalam o tym wywniesieniu mnie do niebios. I dobrze, bo bym spadla niedajboze na te nieszczesna umywalke lub inna muszle. Ciesze, ze ze przy zyciu sie ostalam, nie tylko wtedy ale i przy innych okazjach. Spokoj nas tylko uratuje od szybkiego wniebowziecia.
UsuńStaram sie byc spokojna, ale tylko wobec dzieci mi sie to udaje, przy doroslych coraz blizsza jestem uzycia sily i zabicia na smierc. Coz, cierpliwosc wystawiana za czesto na probe traci na mocy. :)))
UsuńNo widzę, że nastąpił powrót do matczyzny :-) szczęśliwy jak mniemam. Rozumiem, że zachowujesz chronologię zdarzeń czyli teraz będzie o wyjeździe cały cykl? :-)
OdpowiedzUsuńI rozumiem twe problemy aż nadto. Kupiliśmy , jak wiesz stara chałupę no i wszystko tu musiało zostać wymienione(cała chałupa musiała zostać wymieniona)) ale zanim to sie stało i zanim do tego doszliśmy, my kompletni idioci w kwestii starych chałup, to nam się narobiło parę razy tak rozkosznie, śmierdząco w łazience, że jak sobie przypomnę...wyobraź sobie, że zatajono przed nami brak kanalizacji tak tak takie ludzie są uczciwe.
w kwestii kk i papieża no i teraz to się sprawa zakończy raz na zawsze, bo inaczej być nie może, zmiana konstytucji, wypowiedzenie konkordatu...religia ze szkół von. i na koniec zmiana nazw ulic. Odjaniepawlanie nastąpi.
Wrocilysmy dzisiaj srana, wiec zanim troche odespalam, zanim sie wypakowalam, zeszlo troche czasu i dopiero w porzte obiadowej moge zasiasc przed lapkiem. Albowiem post zaplanowalam jeszcze przed wyjazdem.
UsuńU nas nie byloby sprawy, bo nastepnego dnia zglosilabym w spoldzielni, przyszedlby hydraulik, przepchal zatkane i spokoj. Ale nie, znaffca bedzie sam reperowal. Nie wiem, jak zniose pogarszajacy sie jego stan. Albo zabije, albo pojde zywcem do nieb:
a jak u ciebie z lękiem wysokości?
UsuńZnaczy w sprawie wniebowziecia? Dam rade! A tak w zyciu to troche mam leku wysokosci, na drabinie dostaje zawrotow glowy.
UsuńMoje dramatyczne przejścia z hydrauliką to miałam w latach 1973-75. W 73 "dostaliśmy" po 9 latach czekania mieszkanie. Euforia szybko minęła za sprawą hydrauliki-głównie- notorycznie byliśmy "zalewani" przez sąsiadów, bo z uwagi na moje zgruzowane kolano wzięliśmy parter w bloku czteropiętrowym. Widać takie moje przeznaczenie, bo tu też mnie sąsiedzi zalali- nie pomógł w niczym fakt, że to III piętro a nie parter, bo budynek 5-piętrowy. I wiesz- ogromnie mi się powiększył repertuar przekleństw dzięki tym kontaktom hydraulicznym.
OdpowiedzUsuńtRUDNO MI SOBIE WYOBRAZIC cIEBIE PRZEKLINAJACA W OGOLE; A JUZ 2REPERTUAROWO2 TO WCALE: ))) Qrde, dzisiaj ponoc swieto capsloka, to nie bylo przewidziane, ale samo jakos sie wbilo, wybacz.
UsuńRzeczywiscie masz pecha do zalewajacych sasiadow, ale to chyba wszyscy kiedys przezyli. Moich rodzicow tak zalali, ze w kloszach od zyrandola stala woda, nasze ze slubnym mieszkanie w Polsce tez sie nie uchronilo, fornir na zabytkowym kredensie falowal jak ocean, przeszlo nawet do sasiada pod nami. To bylo w nocy, wiec nie zauwazylismy, dopiero rano, a szkody zdazyly byc naprawde duze. Tu zalali nas w poprzednim mieszkaniu, tu jeszcze nie (tfu, tfu na psa urok!!!)
Bedziesz uswiecona, bedziesz, i nie tylko z powodu tej szczegolnej przygody.
OdpowiedzUsuńZatkane rury to jedna z gorszych katastrof domowych, tym bardziej ze sa czescia naczyn polaczonych a sprzatanie wylewu to niezmiernie nieciekawa robota.
Nie pamietam by kiedykolwiek mi sie zdarzyla az w takim stopniu bo przy pierwszych lekkich objawach zaraz wolalismy specjaliste. Maz "czul" ze moglby sam naprawic ale jednak wolelismy fachowca bo on lepiej przetka, polaczy, uszczelni. W innym domu jakim mieszkalismy zatkalo sie oproznianie pralki i dobrze ze sie nie tknal tego bo okazalo sie iz rure odplywowa uszkodzil rozrastajacy sie korzen bliskiego domu drzewa - to byla duza naprawa i nie dla amatora.
U nas mamy przy kuchennym zlewie - kazdy dom i apartament tak ma - mlynek. Gdy sa wiec odpadki zalacza sie go i nastepuje zmielenie tego cokolwiek sie splukuje z talerzy czy garnkow. To jest niezmierna pomoc nie tylko w ich pozbywaniu sie drobnych odpadkow ale zapobiega zatykaniu . Sitka wylapuja ale jednak te mlynki robia lepsza robote. Co pare dni wrzucam wen pastylke czyszczaco-zapachowa, przemielam ja, by rury nie obrastaly tluszczem czy szlamem.
Wczoraj wyczytalam cos czego pierwszy raz w zyciu zazdroszcze Niemcom - ze u was nastapi zmiana w przepisch emigracyjnych. Chcialabym by i u nas ktos poszedl po rozum do glowy i zrobil podobnie .
Dobrej niedzieli zycze, mimo iz u Ciebie juz polowe ucieklo.
Zaczne od konca, czyli emigracji. Niemcy, a z nimi cala Europa, to male panstwa i choc ich potencjal przyjmowania darmozjadow na socjal zostal juz dawno przekroczony, wciaz naplywaja nowi, a wiekszosc z nich pcha sie glownie do Ger-money, bo tu najwiecej daja i najbardziej cackaja sie z kolorowymi przestepcami. Poza tym po aferze z polskim handlem wizami, bardzo zaczeli pilnowac granic. Nas tez w drodze powrotnej do Niemiec dokladnie kontrolowali, z naszego autobusu aresztowano jedna osobe, z drugiego wysiadla cala rodzina z dwojgiem dzieci. I oby tak dalej, bo wszyscy maja dosc, czego objawem jest rosnace poparcie dla partii skrajnie prawicowej. Inne partie moze wreszcie walna sie w te zakute lby, ze jeszcze troche, a bezpieczenstwo panstwa zostanie nieodwracalnie naruszone, jak to ma miejsce w Szwecji.
UsuńWracajac do zapchanych zlewow, Wy jako wlasciciele domu, sami musicie ponosic koszty reperacji, u nas koszty spadaja na spoldzielnie, ja tylko melduje awarie, oni reperuja na swoj koszt, wiec proby wlasnorecznychj reperacji sa nonsensem, ale wytlumacz to komus, komu sie zdaje, ze wszystko umie, a rozkrecenie kolanka to bulka z maslem.
Wniebowzięcie musi być bolesne, ale skoro przeżyłaś tyle, łącznie z podróżą z Hexą, (chapeau bas za tyle godzin w podróży, bapcia z Ciebie na medal, ja bym wymiękła),to i wniebowzięcie przeżyjesz bez szwanku :) U mnie w życiu się nic nie zatkało (odpukać), poza pierwszym kibelkiem jakoś wkrótce po wprowadzeniu się. Jako że spirala nie pomagała, przyszedł kiblotłuk (bo u nas w spółdzielni nie ma fachowców, są kiblotłuki, long story). Okazało się, że budowlańcy, zamiast gruz wynosić, wrzucili go do kibla. U mnie NIC nie wylewa się ani do zlewu, ani do kibelka, nawet Ex nie zdołał tego przeforsować, w pompie mam też uwagi ludzi, że fusy czy to od kawy, czy od herbaty czyszczą rury. Od tego jest kubeł na śmieci. Co jakiś czas, jak sobie przypomnę, krecika używam (rzadko, bo to chemia jednak) i (odpukać) nie znam klęsk zatkaniowych :) A przy wymianie sprzętów zawsze wołam fachowca, to i spokojniej śpię :) Miłego powrotu do rodzinnego grajdołka <3 Sierściuchy pewno oszalały z radości :)
OdpowiedzUsuńJestem totalnie wymieknieta i smiertelnie zmeczona, nie tylko fizycznie, ale ta odpowiedzialnosc za dziecko zrujnowala mi tez psychike. Zwlaszcza dziecko dosc trudne i niechetne do wspolpracy.
UsuńJakbys przy tym byla! Toya cala w spazmach i tancach, zaraz po powrocie zwalilam sie do lozka z nia w objeciach i tak sobie spalysmy po tej strasznej nocy. Miecka tez przyleciala sie witac i pozwolila nawet sie pocalowac, zas Bulka jak zwykle ma na wszystko i wszystkich wywalone, ale podejrzewam (mam nadzieje), ze tez sie ucieszyla.
Bułka na pewno się cieszyła tak jak pozostałe siercie, ale jest bardzo zdystansowana w okazywaniu uczuć :) Tak, odpowiedzialność za wnuki to całkiem inna bajka niż za własne dzieci i to bardzo męczące jest, przytulam i zregenerowania życzę :*
UsuńBulczyk taki jest, lgnie do wszystkich, to takie cyganskie dziecko. Pewnie mnie nawet lubi, ale nie czuje sie wyrozniona, jak w przypadku Miecki, nie wspominajac o Toyce, bo dla niej jestem calym swiatem.
UsuńPsychicznie to ja sie bede dlugo regenerowac, a juz brat Hexy, niejaki Gapcio, dopomina sie wyjazdu do Polski z bapciom. Qrna, po moim trupie!!!
O ja, zabierz go na wycieczkę po DE... O ile Cię na to stać bez dofinansowania...
UsuńOn jest wprawdzie grzeczniejszy od Hexy, ale sa problemy z jedzeniem, niczego nie lubi. Nol moze oprocz czekolady, a przeciez trudno, zebym go karmila czekolada przez kilka dni, nie wyproznilby sie do konca zycia.
UsuńTo chyba przeze mnie tak się stało, bo jak zwykle zaczęłyśmy wieczorną gadkę. Ja załatwiłam kretem w proszku, tak, że odpadło kolanko w umywalce. Dobrze, że miałam i mam szybką pomoc w banku, czyli dodatkowe ubezpieczenie i zostało naprawione następnego dnia rano. Od tej pory, kret, tylko w płynie. Współczuję tej powrotnej podróży z przygodami
OdpowiedzUsuńAle wiesz, nawet az tak zla nie bylam, bardziej zalezy mi na tym, zeby niemiecka policja graniczna nie wpuszczala i wylapywala nielegalnych, zwlaszcza tych z polskimi wizami za 5 kola dolkow. Gotowa jestem znosic utrudnienia.
UsuńJacek umiał zrobić niemal wszystko, a ja teraz muszę wydawać kasę na fachowców, bo moje mieszkanie wykupiłam i większość napraw leży w mojej gestii. Kolanko pod zlewem to pestka, sama umiem odkręcić, oczyścić syfon i skręcić. Ale kilka lat temu, jeszcze przed podłączeniem ciepłej wody z sieci miejskiej i wymianą rur kanalizacyjnych w całym bloku, załatwiłam się na cacy, wylewając do zlewu wodę z dużego wazonu, w którym stały gałązki świerkowe. Okazało się, że było w niej pełno opadniętych igiełek, które wesolutko spłynęły z wodą i nie zatrzymały się bynajmniej w syfonie, tylko zatkały starą, żeliwną, prawie niedrożną, jak się później okazało, rurę odpływową. Jacek był już wtedy w złej formie, akurat wrócił do domu po kolejnej chemii, więc posadziłam go w kuchni na krześle komputerowym, bardzo wygodnym, i wg jego instrukcji zrobiłam co trzeba. Teraz wodę po świerkowych gałęziach przelewam przez sitko, mimo że rury są wymienione.
OdpowiedzUsuńTzn. rozkręciłam wszystko do wlotu tej rury i dopiero tam lałam kreta a potem wrzątek.
UsuńNinko, zaimponowalas mi i to bardzo! Ja sporo umiem sama zrobic, ale nie wszystko, a rzeczy "wodnych" po prostu sie boje, bo mam obawy zalac mieszkanie. Az tak mocno sie na tym nie znam, zreszta niech sie spoldzielnia martwi, dosc im placimy, wiec mozemy wymagac. My w kazdym odplywie mamy sitka, poza tym regularnie czyszcze odplywy taka szczotka-wyciorem, zalewam soda z octem i wrzatkiem na biezaco. Ale jak widac, czasem i to nie pomaga, bo wszystkie rury powinny byc wymienione juz dawno.
UsuńW moim zyciu na moim to takich sensacji nie mialam, ale pamietam z dziecinstwa i ojciec jakos zawsze to ogarnial, naprawial. Zreszta wszystko co trzeba bylo to naprawial, nie ze sie znal na tym, ale chyba stosowal metode prob i bledow, a matka sie nie wtracala, no i jakos udawalo sie.
OdpowiedzUsuńMoj ojciec tez wszystko sam naprawial, do niedawna jeszcze nawet slubny dawal rade, ale jak widac, juz nie daje. Wczoraj wieczorem jeszcze sasiad z gory nas troche zalal, na suficie mamy zacieki i dobrze, zesmy to od razu zauwazyli, bo gdyby tak lecialo przez cala noc, to szkody bylyby znacznie wieksze.
Usuń