Jak wspomnialam w ktoryms z poprzednich postow, w niedziele bylam z corka, wnukami i Toyka u dzikow i danieli, a wczesniej corka z przychowkiem powedrowala schodami na wieze Bismarcka, gdzie jeszcze nigdy nie byla, a my z Toyka poczekalysmy sobie pod wieza na lawce. Hexa miala ze soba mala dziecieca torebke, a w tej torebce klucze od mieszkania. Corka wprawdzie odradzala jej, bo wiadomo, ze dzieciom zabrane z domu rzeczy w ktorejs chwili zaczynaja przeszkadzac, ale Hexa zapewnila, ze bedzie torebki pilnowala. Lazilysmy wkolo wybiegu dla danieli, dzieci je karmily kupiona w automacie specjalna karma, torebka wisiala u Hexy na ramieniu, jak pozniej wypatrzylysmy na robionych tam zdjeciach. W pewnej chwili dziecku zachcialo sie siusiu, wiec weszla troche w las, w krzaki i tam sobie ulzyla. Pozniejsze nasze sledztwo i ogladanie zdjec wykazalo, ze od tego czasu chodzila juz bez torebki. No nic, tylko torebke zgubila w krzakach przy sikaniu. Corka oczywiscie wkurzona do bialosci, "a nie mowilam" tez bylo, ale bapcia dzielnie zglosila sie do dobrowolnych poszukiwan i jechania kawal drogi przez cale miasto.
Bo bapcia miala podobna przygode. Byla sobie z Toyka na spacerze, w kieszeni spodni miala klucze od mieszkania i smartfon. Kiedy wrocila ze spaceru, nagle okazalo sie, ze nie ma czym otworzyc drzwi, klucze zniknely. Wziela wiec slubnego do pomocy i oboje pognali snuc sie ta sama droga raz jeszcze i szukac zguby. Trzeba Wam bowiem wiedziec, ze zgubione klucze to wielkie urwanie glowy, nie mozna sobie ich dorobic, bo sa numerowane i zaden slusarz nie odwazy sie takiego klucza dorabiac. No ja wiem, w Polsce nie bylby to zaden problem, ale tu jest. Mus zglosic do spoldzielni, a ze jeden z kluczy byl od drzwi wejsciowych do budynku, to trzeba w takim przypadku zmienic zamek i wszystkim lokatorom dorobic nowe klucze, kupa roboty i zamieszania oraz koszty, choc w moim konkretnym przypadku koszty pokryloby ubezpieczenie mieszkania, ale i tak po co mi to. Byly dwa miejsca, gdzie te klucze mogly mi wypasc, w dosc wysokiej trawie, bo tam wyjmowalam telefon, zeby zrobic zdjecie i w kukurydzy, gdzie korzystalam z toalety pod chmurka. Szukalismy naprawde dlugo, w zadnym miejscu nie udalo nam sie znalezc. Ale nastepnego dnia znow bylam tam z Toyka na spacerze, znow mnie przycisnelo i wlazlam w kukurydze w tym samym miejscu. I co powiecie, podczas podlewania kukurydzy cos mi zablysnelo w kacie oka. Byly to zgubione dzien wczesniej klucze.
Tak wiec bardzo rozumialam Hexe, bo w przypadku sikania pod chmurka i gubienia przy tym kluczy od mieszkania to MOJA KREW! Jechalam co kon (mechaniczny) wyskoczy, prawie bieglam dokola wybiegu dla danieli, ale juz wczesniej rozgladalam sie, czy moze ktos torebki nie znalazl i nie powiesil w widocznym miejscu, bo nie na 100% bylo pewne jej zgubienie podczas siusiania. Ja wiedzialam tylko tak mniej wiecej, w ktorym miejscu Hexa poszla w krzaki, a wiec troche to trwalo, zanim znalazlam wlasciwe, w koncu las wszedzie taki sam. I co powiecie? Torebusia lezala sobie spokojnie, klucze byly na swoim miejscu. Zaraz zadzwonilam do corki, zeby przestala sie martwic, bo jak powiadali starozytni Asyryjczycy, Ende gut, alles gut.