29 września 2024

Nieodrodna wnuczka bapci

 Jak wspomnialam w ktoryms z poprzednich postow, w niedziele bylam z corka, wnukami i Toyka u dzikow i danieli, a wczesniej corka z przychowkiem powedrowala schodami na wieze Bismarcka, gdzie jeszcze nigdy nie byla, a my z Toyka poczekalysmy sobie pod wieza na lawce. Hexa miala ze soba mala dziecieca torebke, a w tej torebce klucze od mieszkania. Corka wprawdzie odradzala jej, bo wiadomo, ze dzieciom zabrane z domu rzeczy w ktorejs chwili zaczynaja przeszkadzac, ale Hexa zapewnila, ze bedzie torebki pilnowala. Lazilysmy wkolo wybiegu dla danieli, dzieci je karmily kupiona w automacie specjalna karma, torebka wisiala u Hexy na ramieniu, jak pozniej wypatrzylysmy na robionych tam zdjeciach. W pewnej chwili dziecku zachcialo sie siusiu, wiec weszla troche w las, w krzaki i tam sobie ulzyla. Pozniejsze nasze sledztwo i ogladanie zdjec wykazalo, ze od tego czasu chodzila juz bez torebki. No nic, tylko torebke zgubila w krzakach przy sikaniu. Corka oczywiscie wkurzona do bialosci, "a nie mowilam" tez bylo, ale bapcia dzielnie zglosila sie do dobrowolnych poszukiwan i jechania kawal drogi przez cale miasto. 
 Bo bapcia miala podobna przygode. Byla sobie z Toyka na spacerze, w kieszeni spodni miala klucze od mieszkania i smartfon. Kiedy wrocila ze spaceru, nagle okazalo sie, ze nie ma czym otworzyc drzwi, klucze zniknely. Wziela wiec slubnego do pomocy i oboje pognali snuc sie ta sama droga raz jeszcze i szukac zguby. Trzeba Wam bowiem wiedziec, ze zgubione klucze to wielkie urwanie glowy, nie mozna sobie ich dorobic, bo sa numerowane i zaden slusarz nie odwazy sie takiego klucza dorabiac. No ja wiem, w Polsce nie bylby to zaden problem, ale tu jest. Mus zglosic do spoldzielni, a ze jeden z kluczy byl od drzwi wejsciowych do budynku, to trzeba w takim przypadku zmienic zamek i wszystkim lokatorom dorobic nowe klucze, kupa roboty i zamieszania oraz koszty, choc w moim konkretnym przypadku koszty pokryloby ubezpieczenie mieszkania, ale i tak po co mi to. Byly dwa miejsca, gdzie te klucze mogly mi wypasc, w dosc wysokiej trawie, bo tam wyjmowalam  telefon, zeby zrobic zdjecie i w kukurydzy, gdzie korzystalam z toalety pod chmurka. Szukalismy naprawde dlugo, w zadnym miejscu nie udalo nam sie znalezc. Ale nastepnego dnia znow bylam tam z Toyka na spacerze, znow mnie przycisnelo i wlazlam w kukurydze w tym samym miejscu. I co powiecie, podczas podlewania kukurydzy cos mi zablysnelo w kacie oka. Byly to zgubione dzien wczesniej klucze.
 Tak wiec bardzo rozumialam Hexe, bo w przypadku sikania pod chmurka i gubienia przy tym kluczy od mieszkania to MOJA KREW! Jechalam co kon (mechaniczny) wyskoczy, prawie bieglam dokola wybiegu dla danieli, ale juz wczesniej rozgladalam sie, czy moze ktos torebki nie znalazl i nie powiesil w widocznym miejscu, bo nie na 100% bylo pewne jej zgubienie podczas siusiania. Ja wiedzialam tylko tak mniej wiecej, w ktorym miejscu Hexa poszla w krzaki, a wiec troche to trwalo, zanim znalazlam wlasciwe, w koncu las wszedzie taki sam. I co powiecie? Torebusia lezala sobie spokojnie, klucze byly na swoim miejscu. Zaraz zadzwonilam do corki, zeby przestala sie martwic, bo jak powiadali starozytni Asyryjczycy, Ende gut, alles gut.

27 września 2024

Chcialabym...

... miec obok siebie kogos, kto tak mocno by mnie trzymal, zeby wszystkie polamane kawalki we mnie znow sie polaczyly i zrosly. Stale czuje sie zagrozona, na Ukrainie i Bliskim Wschodzie wrze i nie byloby to moje zmartwienie, ale zagrozenie, ze stamtad rozleje sie konflikt dalej, jest niezwykle realne. Pomagamy zaatakowanej Ukrainie, ale jest to posrednio atak na Rosje, mieszanie sie w cudze zatargi. Dlaczego zawsze trzeba sie opowiadac po czyjejs stronie? Do tego kraj napadniety wymaga coraz wiecej, a jego obywatele, zamiast walczyc, zyja na uchodzctwie na cudzy koszt i nie byloby w tym nic zdroznego, gdyby nie ich stan posiadania, np. luksusowe i bardzo kosztowne samochody, ale to niemiecki podatnik jezdzacy rozklekotanym Volkswagenem utrzymuje tych roszczeniowych dezerterow, ktorzy ani mysla wracac do siebie, choc oczywiscie czasem wybieraja sie do starego kraju na wakacje. I nikt ich tam nie chce zabic? To co oni u nas w takim razie robia?
 Podobnie z awantura na Bliskim Wschodzie. Nie mozna bezkarnie bombardowac cywilow czy wolontariuszy, pod pretekstem, ze tam mogli byc terrorysci Hesbollahu, nie mozna faszerowac pagerow czy krotkofalowek materialem wybuchowym, skoro uzywaja ich rowniez cywile albo dokonywac zamachu na przywodce wrogich sil na terenie panstwa nieuwiklanego w zadna wojne, nie mozna odciac cywilow od dostaw zywnosci i lekarstw pod pozorem walki z terroryzmem.  A pozniej glosno lamentowac aj-waj bija Zydow. Musza byc zachowane pewne granice, i zeby byla jasnosc, nie jestem "za Palestyna", ale moja etyka nie przyjmuje zabijania czy glodzenia cywilow.
 Denerwuje mnie ten przymus opowiedzenia sie za ktoras ze stron konfliktu, bo nie zawsze to, co oficjalnie widac z daleka, jest takie, jak sie je przedstawia, choc dla wielu jest to wygodna opcja przyjac punkt widzenia, chocby nieprawdziwy, jednej ze stron i kurczowo sie go trzymac, nie zwazajac na racje strony przeciwnej. A tam nie wszystko jest czarno-biale czy zerojedynkowe.
 Bardzo mnie rowniez doluje powodz, te ludzkie dramaty, straty nie tylko materialne, ale bliskich czy zwierzat domowych i hodowlanych. I jakby tym nieszczesnikom malo bylo dramatu w zyciu, to uaktywnili sie zlodzieje mienia, oszusci wszelkiej masci, ktorzy organizuja zbiorki "na powodzian", no i bydlaki z pisu i okolic pisowsko-przykoscielnych probujace ugrac jakies korzysci kosztem ofiar zywiolu, oczerniajac obecna ekipe rzadowa, ktora dwoi sie i troi, zeby zapanowac nad wszystkim, a konca powodzi nie widac, fala przemieszcza sie zalewajac kolejne miejscowosci. Zlodzieje z wiadomej partii lansuja sie jak moga, udaja, ze zbieraja, inni zlodzieje realnie zbieraja, ale do potrzebujacych trafi niewielka tego czesc, reszta potrzebna jest  na viagry, przebrania i meskie prostytuty, bo show must go on na plebaniach. Dobrodzieje dali powodzianom dyspense, raz wolno bylo im nie pojsc do kosciola (czytaj: nie dac haraczu na tace).
 Ten swiat coraz mniej mi sie podoba, coraz bardziej rozpadam sie na kawalki, bo ogolocono mnie z poczucia bezpieczenstwa, co sobie cenilam najbardziej na swiecie. Nie srebro i zloto, to nic, chodzi o to, by bezpiecznym byc, wiecej nic. Ja po prostu umieram ze strachu o rodzine. A moje dzieci coraz czesciej mowia o emigracji z Niemiec, bo tu powoli nie da sie dalej zyc. Zniszczono panstwo do cna.


25 września 2024

Wedrowki

 Pogoda sie skiepscila, co bylo zreszta do przewidzenia wedlug prognoz, ale co wykorzystalam resztke lata, to moje i to mimo spuchnietego obolalego kolana. Pomyslalam sobie, niech sie dzieje co chce, na reperowanie popsutego stawu bede miala czas podczas niepogody, zreszta moze sam sie naprawi, kiedy nie bede go tak intensywnie uzywac. Ale jak tu siedziec w domu przy bezchmurnym niebie i temperaturze 23-25°C, kiedy dusza sie wyrywa do wyjscia i wykorzystania tej pieknej koncowki lata. Bo niektorzy juz w sierpniu zaczeli swirowac z dekoracjami dyniowymi, a nawet z takimi sugerujacymi swieta. A ja nic, uparcie nie zzuwalam z nog sandalkow nawet wtedy, kiedy temperatura dosc drastycznie spadla, bo skoro jest lato, to jest lato i nie bede zaklinala rzeczywistosci i dostosowywala sie do temperatur, niech one dostosowuja sie do mnie. Pomoglo, lato wrocilo, babie chyba bylo, ale co tam, jak zwal. 

Kiessee

 Toyka z wielka radocha towarzyszyla mi w tych pozegnaniach lata, na samym poczatku wozilam Zoske, ale pozniej dzieciaki wyjechaly z mama na Krete i tam Junior swietowal swoje trzy latka. Trudno uwierzyc, ze tak szybko to zlecialo, dopiero co odwozilam corke do szpitala, tak niedawno hucznie swietowalismy jego roczek, potem dwa latka na placu zabaw, teraz to juz przedszkolak pelna geba, od pazdziernika oboje z Zoska beda uczeszczac do placowki, a ich mama od listopada do pracy. Skonczyla sie laba i urlopy rodzicielskie, pora do kieratu.

Przy Kiessee

 Dzisiaj towarzystwo wraca z Krety i w weekend bedziemy nadrabiac swietowanie Juniorowych urodzin. W zaleznosci od pogody albo znow gdzies na placu zabaw, bo bardzo nam sie spodobalo zeszlorocznie, albo w mieszkaniu, co oczywiscie jest dla mamy solenizanta mniej wygodne. 

Wlóczegi po okolicy

  Podczas spaceru z najstarsza corka, ktora pracuje w szpitalu, dowiedzialam sie, ze to nie moj lekarz gastrolog winien jest temu, ze po raz drugi nie udalo sie wyhodowac odpowiednich kultur do wykonania antybiogramu. Powinnam sama na to wpasc, ze nie lekarz sie w tym babrze, a zleca wykonanie laboratorium, tej samej firmy, w ktorej pracuje wlasnie moja corka. A tam... lepiej nie mowic. Zwolnili co najmniej jedna trzecia pracownikow, bo redukcja itp. Ale ktos przeciez musi pracowac, wiec zatrudnili gromade ludzi z firmy wypozyczajacej pracownikow. Kilka lat temu powstalo sporo takich firm, wysylaja do firm zastepstwa dlugotrwalych chorob, urlopow macierzynskich itp. Ci "wypozyczeni" sa oplacani nie przez zaklad, w ktorym pracuja, a wlasnie przez te firme wypozyczajaca ich do pracy i nie maja przyslugujacych normalnym pracownikom praw, np. odprawy po zwolnieniu, premii swiatecznej czy urlopowej, poza tym mozna ich zwolnic z dnia na dzien. 

Moja pierworodna

 Ci ludzie nie maja wyksztalcenia, sa jedynie jako tako przyuczeni, co firmie uslug medycznych i tak bardziej sie oplaca, bo kosztuja mniej od zatrudnionych tam na stale pracownikow wyksztalconych w fachu. Ale oczywiscie ten pracowniczy balagan odbija sie na jakosci uslug laboratoryjnych, m.in. moich antybiogramow. Bo takim wypozyczonym pracownikom nie zalezy, sa slabo oplacani, nie maja ochrony pracowniczej, wiec i prace wykonuja po lebkach i na odwalsie. Taka to jest tajemnica moich nieudanych antybiogramow, ktora poznalam jedynie dzieki corce, inaczej bym sie nigdy nie domyslila.

Okolice, gdzie mieszka Najstarsza

 Takie okolicznosci przyrody panuja wokol miejsca zamieszkania najstarszej corki, ktora de facto mieszka na wsi, do ktorej trzeba dojechac, ale od niedawna to jest czesc naszego miasta. Tam od niej jest bardzo blisko do miejsca, gdzie hoduje sie daniele i dziki, a o rzut beretem jest wieza Bismarcka, gdzie Boguska dzielnie sie wspiela na wyzyny, choc ma lek wysokosci.
 
Z Toyka nad Baggersee

Z wnukami i corka u dzikow

Na lodach u "Rózowej Krowy" (Pinke Kuh)

 

 Jak wiec widzicie, moje weekendowe dni byly bardzo aktywne, korzystalam z pogody babioletniej i wyzyskiwalam ja do cna, wyciskalam jak cytryne oraz zaciesnialam relacje rodzinne.
 I nie wiem, czy przesadzilam z ta aktywnoscia, czy inny czort, ale po serii dobrych dni i dobrze przespanych nocy, z poniedzialku na wtorek przyszla noc, znow pelna bolu calego czlowieka, nieprzespana, niespokojna, dolujaca, meczaca, zakonczona tabletka przeciwbolowa zamiast sniadania.

23 września 2024

Cenzura hula po internetach

 Mam jakies niejasne wrazenie, ze pewne grupy ludzi dzialaja  na zastraszenie. I nie, nie tylko w Polsce, to zatacza sporo wieksze kregi, wydaje mi sie, ze dotyczy calej unii europejskiej, usilujacej wcisnac kazdego z nas w wymyslona odgornie matryce i niedajbóg wystawac z nalozonych ram chocby o milimetr. Najgorsze, ze pole do popisu maja donosicielskie kanalie, ktore, jesli ktos zajdzie im za skore, ze zlosliwa satysfakcja pisza donosy do administracji. W samym moim otoczeniu mam kilka-kilkanascie takich przykladow, na FB grupa Jackow (rozne nazwiska, ta sama osoba), ktorym wciaz likwidowane byly konta, bo jechali bez trzymanki po przekretach pisu. Ja, jak wielu innych fejsbukowiczow, udostepnialam jego posty, za co wielokrotnie bylam ostrzegana przez administracje, ale jakos mnie oszczedzono przed zamknieciem mojego konta i wyrzuceniem z fejsbuka na zbity ryj. 
 Wielu z Was zna sprawe Malgosi prowadzacej dom tymczasowy glownie dla kotow, ale i psy dzieki niej znajdowaly domy. Od niej wlasnie mam Bulke i dzieki niej Toyke. No i nagle grom z jasnego nieba, jej konto na fb zostalo zamkniete i usuniete, rzekomo za "nielegalny handel zwierzetami" czy cos w tym rodzaju. Profil z setkami czy nawet tysiacami followersow, dzieki ktorym udawalo sie dosc szybko te zwierzaki wyadoptowac. Taki to byl "handel", ze osoby, ktore braly zwierzeta od Gosi, czesto dostawaly jeszcze wyprawki czy zabiegi weterynaryjne w prezencie. Komus widac bardzo zaczelo przeszkadzac, ze Gosce rosly zasiegi, ze byla popularna, no nie wiem, co kierowalo ta kanalia, ze doniosla i to nie tylko raz. Bo Gosia zalozyla nowe konto, pisala protesty do administracji, probowala odtworzyc to stare - nic nie pomoglo, nowe konto rowniez zostalo zamkniete przez administracje, a o ile mi wiadomo, sama administracja ma gleboko w dupie, co ludzie maja na kontach, jednak wystarczy donos i juz leniwa administracja sie uaktywnia. Nie patrzy, czy donos zgadza sie z rzeczywistoscia, zamyka konto i tyle. Chociaz akurat w tym przypadku sprawa nie jest tak przejrzysta, jakby wielu chcialo, zeby byla, ale to sprawa drugorzedna.
 Trzeci przypadek to wielokrotnie opisywany przez pewna blogerke, najazd policji na jej mieszkanie, zarekwirowanie wszystkich nosnikow, czyli komputerow, laptopow i chyba smartfonow, bo jakas kreatura doniosla na nia juz nie tylko do administracji platformy, na ktorej sie udzielala, ale rowniez na policje. Sprawa w koncu sie wyjasnila, urzadzenia zostaly zwrocone, ale babsko nie odpuszcza, dalej zneca sie wirtualnie nad ta kobieta. 
 I ostatni przypadek pewnej bardzo spokojnej i wazacej slowa blogerki, w przeciwienstwie np. do mnie, pyskatej i przeklinajacej oraz majacej w glebokim powazaniu cala te hucpe z poprawnoscia polityczna i zielonym ladem, ktorej to blogerce usunieto post, ktory ani troche nie byl niewlasciwy, nie kalal zadnych swietosci, nie ponizal nikogo, nie zawieral slow powszechnie uznanych za obrazliwe czy niecenzuralne, a dodatkowo blogger pogrozil jej demonicznie palcem i zapowiedzial, ze jeszcze raz, a bloga zamknie. 
 Nie wspomne juz o pomysle naszej nieocenionej ministerki spraw wewnetrznych, ktora na skutek swoich nieprzemyslanych dzialan juz dawno wielokrotnie powinna podac sie do dymisji, zeby za niepoprawne politycznie publikowane tresci karac wiezieniem. Czyli ruki pa szwam, wykonywac i pysk zamkniety trzymac, wzglednie tylko bic brawo, bo w przeciwnym razie tiurma. Ja w ogole mam wrazenie, ze cala ta unia to jedna wielka dyktatura i zamordyzm. Chyba tylko jeden Orban jeszcze sie nie ugial przed ich totalitaryzmem, cala reszta polozyla uszy po sobie i piluje pracowicie galaz, na ktorej wszyscy siedzimy.
 Czyli jak widac, ten zamordyzm rozlewa sie powoli po calym internecie, fejzbuk stal sie qrwidolkiem pelnym reklam, gdzie wolno sobie jedynie pic z dziubkow,  przynalezec do towarzystwa wzajemnej adoracji i nie wychylac sie przed szereg, bo inaczej usuna profil i wiecej nie wpuszcza. A przy okazji promuja sqrwialych donosicieli. Ja juz raz w zyciu taki ustroj przezylam, urwalam sie stamtad i wydaje mi sie, ze wpadlam z deszczu pod rynne.


 Odkad bowiem tu zyje, nigdy nie spotkalam sie z taka cenzura w mediach, z tak nachalna propaganda mediow politycznie poprawnych, z tyloma klamstwami, niedopowiedzeniami, oszczerstwami, bagatelizowaniem zbrodni, przeklamaniami, grozbami i pogarda w stosunku do zwyklego obywatela, co w ostatnim czasie. Jak to bywalo kiedys w Polsce, gdzie trzeba bylo uwazac na kazde slowo.


21 września 2024

Czesci zamienne

 Chyba nie ma Polaka, ktory nie slyszalby o aferze lowców skór w Lodzi i o jej nastepstwach, kiedy zwykly czlowiek bal sie wzywac karetke do chorego czlonka rodziny. Lekarze, sanitariusze i zaklady pogrzebowe zarobily na tym procederze niemala kase, ale stracili zaufanie ludzi, pacjentow. Odzyskiwanie tego zaufania trwalo latami, w koncu sytuacja sie unormowala, przepisy pozmienialy, zaufanie do ratownikow medycznych wrocilo. Ale w Polsce nie moze byc za dlugo normalnie, zreszta nie tylko w Polsce, ale wlasnie tam zdarzyl sie kolejny przypadek, ktory prawdopodobnie znow bardzo zaszkodzi calej sluzbie zdrowia. 
 Chodzi o ludzkie czesci zamienne i zgode na ich pobieranie, w Polsce przepisy mowia, ze jesli nie wyrazi sie woli skreslenia z listy dawcow narzadow, to nalezy uznac, ze KAZDY obywatel Polski wyraza niema zgode na pobieranie. Niemniej niektorzy lekarze w szpitalach pytaja rodzine, czy taka zgode wyraza, choc i bez niej mogliby narzady pobierac. O taki przypadek wlasnie chodzi. 
 W 2018 roku pacjent poczul sie zle, trafil do szpitala w Pruszkowie, gdzie jego stan dalej sie pogarszal, w efekcie trafil na intensywna terapie, gdzie podlaczono go do aparatury podtrzymujacej zycie i gdzie po kilku dniach lekarz stwierdzil smierc mózgu mezczyzny. I tu zaczyna sie wlasciwa opowiesc, zona zostala poproszona o zgode na pobranie narzadow od meza, ale tej zgody nie wyrazila, malo tego, zorganizowala przeniesienie meza do innego szpitala, gdzie z kolei smierci mozgu nie stwierdzono, za to przeprowadzono operacje ratujaca zycie. Dzisiaj pacjent funkcjonuje samodzielnie, z niewielkimi niepelnosprawnosciami i oboje z zona zastanawiaja sie, na jakiej podstawie lekarz wydal na niego wyrok smierci, bo nie oszukujmy sie, gdyby pobrano od niego narzady, z pewnoscia by zmarl (czytaj: zostalby ZABITY przez lekarzy w szpitalu). 
 Naglosniono sprawe, ktora moze miec roznorodne nastepstwa, wszystkie szkodliwe, jesli nie dla samych zainteresowanych, to dla innych pacjentow czekajacych na organy do przeszczepu. Moze ruszyc lawina zastrzezen o nie pobieraniu w razie smierci dobrych i nadajacych sie do uzytku czesci zamiennych, bo sami pacjenci albo ich rodziny beda odmawialy pobierania w obawie, ze ich drogi bliski nie do konca jeszcze umarl, bez wzgledu na opinie lekarska, bo przeciez w powyzszym przypadku rowniez lekarz opiniowal o smierci mozgu. Polska transplantologia i tak bardzo kuleje, po takim przypadku bedzie kulala jeszcze bardziej, moze dochodzic do naduzyc, kiedy lekarze przestana pytac rodzine o zgode, bo wedlug przepisow brak zastrzezenia juz jest zgoda, a nieprzytomny pacjent nie jest w stanie zaprotestowac. Moze tez dojsc do masowych usuniec wlasnego nazwiska z listy dawcow, kto bowiem chcialby ryzykowac pobieranie wlasnych narzadow, kiedy zachodzilaby mozliwosc, ze lekarz sie pomylil albo zechcial dokonac naduzycia.
 Oczywiscie pacjent zwrocil sie do prokuratury o zbadanie tej karygodnej decyzji lekarza i mozliwosci popelnienia przestepstwa, ale sprawa zostala umorzona. Brawo prokuratura, to otwarcie dla lekarzy do popelniania takich "pomylek", zacheta poprzez bezkarnosc. Ja zas zycze i lekarzom rwacym sie do usmiercania jeszcze zywych pacjentow oraz prokuratorom umarzajacym te skandaliczna sprawe, zeby kiedys sami potrzebowali czesci zamiennych i zeby ich nigdy nie dostali.

19 września 2024

Umknelo

 Przez czas, kiedy nie chodzilam na spacery, natura nie proznowala i nie przejmujac sie moja nieobecnoscia, realizowala swoje wegetacyjne procesy. A mnie tyle umknelo, tylu kwitnacych kwiatow nie widzialam, tylu owadow na nich. Nawloc juz przekwita, w wiekszosci jej kwiaty sa zbrazowiale, brzydkie. Wielka laka za centrum logistycznym zostala skoszona, od ziemi odbily nieliczne koniczynki, a tam zawsze bylo tyle pieknych lakowych kwiatkow, a na nich liczne gatunki trzmieli, pszczoly, jakies zuczki, ktorych nazw nie znam, motyle. Teraz panuje tam cisza, owady nie maja po co przylatywac.
 A najgorszy widok to wyschniety na kamien zbiornik retencyjny. Tam zawsze Toya namietnie uwielbiala sie kapac, bo woda byla dla niej bezpieczna, nigdy nie tracila tam gruntu pod lapkami. Bardzo lubila, kiedy rzucalam jej pileczke, chetnie ja przynosila, rzucala mi pod nogi i zachecala do rzucania. Stalam nad tym wyschnietym stawikiem i dumalam nad niesprawiedliwoscia natury. Jedni narzekaja na niespotykana susze, zasiewy zolkna, rolnicy zmartwieni, nieurodzaj nieuchronny. Gdzie indziej wody po kokarde i wyzej. Ludzie dobrej woli pomagaja jak moga, wplacaja na zbiorki, przynosza dary do punktow zbiorczych, sami staja w szeregu ochotnikow napelniajacych lub przenoszacych worki z piaskiem. Sa tez koscielno-pisowskie kanalie. Gdzies tam powodz dotknela kosciol, a te scierwa juz zebrza wsrod powodzian o pieniadze na renowacje kosciola, dla tych kanalii nie ma empatii, prob pomocy ludziom dotknietym takim dramatem, u nich jest wyciagnieta lapa po datki. Oczywiscie zlodziejski Caritas tez juz zbiera, a kosciol oglosil dzien zbiorki na powodzian, ale jak znam zycie i mentalnosc kosciola, to do powodzian trafi jedynie czesc, reszta pojdzie na meskie prostytutki, viagre i kostiumy kroliczkow na plebaniach. No i fala hejtu, znacznie wieksza od fali powodziowej, pis i jego przydupasy, przykoscielne niedoje*ane wasate babska wyrzyguja wlasne frustracje. Pis zaluje forsy, ktora przechodzi im kolo nosa, gdyby to oni rzadzili, ich pociotki i kochanki mogliby sie nachapac jak w czasie pandemii, nie dajac nic wzamian. Stad ten jad saczacy sie  z ryjow plaszczakow i jemu podobnych, rozlewajacy sie po blogach niekochanych babusów. Jedyna wlasciwa decyzja byl zakaz wstepu na konferencje prasowe premiera pracownikow szczujni o nazwie republika. Scierwa zostaja za drzwiami.
 A w ogole to dowiedzialam sie, ze zmarl moj brat cioteczny, z ktorym wprawdzie kontakty byly zadne, bo tak sie nasze zycie ulozylo, ale mimo to jego smierc nas lekko zszokowala. R. byl chrzesniakiem mojej mamy i pamietam te jego chrzciny, mialam wtedy juz 8 lat. Nie umiera sie przed 60-tka. 
 Ale jeszcze bardziej nie umiera sie bedac corka jednej z nas, bedac mloda mama, majaca przed soba cale zycie, tyle do zrobienia, do zrealizowania. O tej smierci dowiedzialam sie z informacji na profilu jej mamy, wciaz tam wracam, wciaz czytam od nowa i nie moge uwierzyc, no  nie moge! Za kazdym razem mam jakas irracjonalna nadzieje, ze tej informacji tam nie bedzie, ze mi sie tylko wydawalo, ze to nie jest prawda. Jest niestety. Ta strata wyjatkowo mocno mna wstrzasnela, nie moge sie pozbierac i nie wyobrazam sobie bezmiaru bolu jej matki i reszty rodziny.

17 września 2024

Powolutku

 Ostatnie tygodnie, miesiace wlasciwie byly pelne stresu, nerwow, chorob i przykrych wydarzen, niesprzyjajacej pogody, bo albo saczyl sie z nieba zar nie do wytrzymania, albo lalo i pizdzilo. Fejsbukowe przypominajki wywolywaly we mnie ciezkie wyrzuty sumienia, bo ubiegloroczny wrzesien stal pod znakiem codziennych wedrowek z Toya, podczas gdy tegoroczny opanowal wielki niechciej. Glupio mi bylo, kiedy Toya patrzyla na mnie proszaco, zebym z nia poszla na spacer, ale albo wlasnie bylo za goraco, albo ja za slaba, albo wymyslalam jakies z du*y wziete usprawiedliwienia, zeby tylko nigdzie nie pojsc. Zaniedbalam mieszkanie, siebie, psa i wlasciwie wszystko, bylo mi bardzo obojetnie. Nie bylo nikogo, kto by podszedl, objal, zapytal czy pocieszyl. I z jednej strony wiedzialam, ze spacer dobrze by mi zrobil, bo zawsze dziala na mnie kojaco i przywraca rownowage, ale nie bylo takiej sily, ktora zmusilaby mnie do aktywnosci.
 Az do dnia, kiedy corka poprosila mnie, zebym pouwazala na Zoske, bo ona z Juniorem ida do dentysty. Pomyslalam sobie, ze mala dobrze bedzie spala na spacerze, na swiezym powietrzu i poszlam z nia trasa przez cmentarz, wzdluz Leine i dokola jeziorka, nasza czesta trasa z Toyka. Szlam tak sobie i rozmyslalam, dlaczego wlasciwie zarzucilam te spacery, skoro tak dobrze dzialaja na moja skolatana dusze. A moze wlasnie potrzebowalam takiej przerwy od zycia i spacerow? Moze tak musialo byc, zebym od nowa za tym zatesknila? Bo wrocila mi nagle chec do walesania sie po okolicy z psem.
 Nastroj poprawil mi tez pewien zakup. Nasza stara szafka lazienkowa juz od dluzszego czasu nie wygladala dobrze, a i warunki, w jakich przyszlo jej przebywac od blisko 30 lat, nie posluzyly jej wygladowi, bo wilgoc nie sluzy nikomu i niczemu. Ale wciaz byly jakies wazniejsze wydatki. Jednak kiedy ktoregos dnia dostrzeglam, ze szafka sie rozlazi, uznalam, ze nadeszla pora na nowa, zanim ta spadnie wraz z zawartoscia na umywalke, wtedy wydatki beda o wiele wieksze. No to zamowilam, przyslali, ale wiadomo, ze slubny nie dotknie sie do montazu, zreszta nie chcialam wysluchiwac jego mendzenia. Poprosilam zatem corke, ktora wraz z jej "dochodzacym" wpadli ktoregos popoludnia, poodlaczali pradowo stara szafke, szybciutko zmontowali te nowa, przylaczyli do pradu i nareszcie nie tylko w lazience wyglada lepiej, ale drzwiczki otwieraja sie normalnie, bo w tej starej bardzo sie juz haczyly. Do tego mam dodatkowa powierzchnie do przechowywania, bo stara szafka dysponowala tylko dwoma schowkami, czesc srodkowa to bylo samo lustro, ta nowa ma trzy schowki, wiec czesc klamotow, ktore zdobily pralke, jest juz pochowana, co tez cieszy i mniej sie kurzy. No to sie pochwale.


 To okragle male lusterko przyklejone (przyssane) do drzwiczek szafki, jest 10krotnie powiekszajace, w nim moge sie swobodnie pindrowac bez okularow. Gorzej, ze w nim kazda najmniejsza zmarszczka wyglada jak row marianski.
 Powolutku wracam wiec do zywych, boje sie tylko, ze w tej nielatwej podrozy cos mi zastapi droge i znow wpadne na dno dna, skad nielatwo bedzie wypelznac. "Dochodzacy" bardzo u mnie zapunktowal, nie tylko sympatyczny i dobrze wychowany, ale tez utalentowany majsterklepkowo, a na koniec polecil sie na przyszlosc, gdybym czegos potrzebowala. Juz go lubie. 😏
 Znacie zapewne powiedzonko "rzucic sie jak szczerbaty na suchary"? No wiec sie rzucilam po dluzszym czasie biernosci ruchowej. Wystarczyl jeden dzien 10-kilometrowki z Zoska i nastepny z Toyka, zebym wieczorem miala dwa razy wieksze objetosciowo kolano, to, w ktorym zdiagnozowano mi artroze. No i caly misterny plan aktywnosci i uszczesliwiania Toyki poszedl sie bujac. Musze przystopowac, bo boli przy kazdym kroku, a kiedy opuchlizna zejdzie, zaczne od krotszych dystansow i bede je powoli zwiekszac, zeby znow nie zrobic sobie krzywdy nadmierna nachalnoscia.

15 września 2024

Zostac z niczym

 W Poznaniu wybuchl pozar w starej kamienicy, zgineli w nim dwaj mlodzi strazacy, ale nie bylo ofiar wsrod mieszkancow, zdazyli sie szczesliwie ewakuowac. W Lodzi trwaja odwierty tunelu srednicowego, z tego powodu zawalila sie oficyna XIX-wiecznej kamienicy. I znow szczescie w nieszczesciu, ze mieszkancom nakazano wczesniej ewakuacje, tak na wszelki wypadek. Kiedy jeszcze mieszkalam w  Polsce, w Lodzi doszlo w latach 80-tych do wybuchu gazu na skutek rozszczelnienia instalacji gazowej przez koparke, blok zlozyl sie jak domek z kart, dwie osoby poniosly smierc, reszta mieszkancow byla w tym czasie w pracy lub szkole. Rozne zywioly czy wypadki losowe pozbawiaja ludzi dachu nad glowa i mozna mowic o niebywalym szczesciu, kiedy ich ofiary pozostaja przy zyciu, ale jednoczesnie nie maja nic, bo nierzadko z rumowiska/pogorzeliska nie da sie niczego uratowac, bo albo caly dobytek ulegl zniszczeniu, albo ratowanie resztek jest zbyt niebezpieczne i sluzby odmawiaja dostepu do miejsca katastrofy. 
 Wielokrotnie w takich przypadkach zastanawialam sie nad losem tych biednych ludzi, ktorzy dzielic musieli emocje miedzy wdziecznoscia za ocalenie zycia, a niepowetowana strata wszystkiego, czego ci ludzie dorobili sie przez cale zycie. Jasne, ze panstwo spieszy z pomoca, choc nie jest to pomoc latwa, trzeba na cito organizowac mieszkania, ktorych jak wiadomo, nie ma w nadmiarze, trzeba te mieszkania jakos umeblowac, wyposazyc w drobiazgi niezbedne do zycia, dac podstawowe ubrania, ale im bardziej poszkodowani sa wyposazani, tym wieksza maja swiadomosc strat, ktorych zadna miara nie da sie zastapic. Zdjecia, pamiatki, bibeloty, drobiazgi, twory wlasnych rak, rysunki dzieci, ich pierwsze wlosy, mleczne zabki... mozna wymieniac bez konca. Dokumenty rodzinne, swiadectwa, dyplomy - tego nie da sie odzyskac, zduplikowac. 
 Ja nie jestem minimalistka, zbieram rozne rzeczy, pamiatki, dokumenty i zupelnie nie moge sobie wyobrazic sytuacji, gdyby by mi to wszystko z zycia zniknelo, o np. moj caly ksiegozbior, ktory przewozilam tutaj z Polski. Wiem, ze teraz moglabym sobie kupic prawie wszystkie te ksiazki na nowo, ale to juz nie bylyby te moje zaczytane, tylko nowe, obce. 
 Mysle o tych ludziach, ktorym za ocalone zycie odebrano wszystko inne, co kiedys bylo dla nich cenne i ukochane. Oczywiscie, nie ma nic cenniejszego od zycia, ale nie wiem, czy to ocalone zycie byloby dla mnie tyle samo warte, co zycie przed katastrofa.
 

13 września 2024

Po domu

 Kiedy bylam mala, ojciec zawsze kazal mi sie przebierac w ciuchy "po domu", a byly to ciuchy tak okropne, ze od poczatku probowalam sie buntowac. Pamietacie te paskudne barchanowe dresy, zawsze powyciagane, bo wtedy nie dodawalo sie zadnych domieszek z elastanu, zeby trzymaly ubranie w jako takiej formie. Inna rzecz, ze w tamtych warunkach, w starej kamienicy opalanej weglem, cieplo bylo jedynie w pokojach, gdzie te piece staly, lazienka i kuchnia byly pomieszczeniami bardzo chlodnymi, wiec barchanowe dresy i grube welniane skarpety byly koniecznoscia. Ale nastalo nowe, czyli bloki, gdzie wszedzie bylo cieplo, jednak stare przyzwyczajenia pozostaly, przebieranie sie w domowe ciuchy. Sama idea przebywania we wlasnych czterech scianach w wygodnym ubraniu jest wiele warta, pod warunkiem, ze te domowe ciuchy sa estetyczne. Jednak czesto jest zupelnie inaczej, po domu donasza sie jakies porwane i sprane podkoszulki, ktore niespecjalnie nadawalyby sie na szmaty do podlogi. Kapcie domowe bywaja tak znoszone, ze czesto zagrazaja bezpieczenstwu noszacego. Ale co tam, po domu mozna je jeszcze donosic, wyrzucic szkoda. 
 Nasze mieszkanie jest pelne zwierzecej siersci, kocioklakow i Toykowlosow, wszystkie meble sa w siersciowej panierce, wiec wystarczy usiasc na chwile, by wstac z tylkiem oblepionym klaczyskami, dlatego zawsze zmieniam spodnie na dresowe, ale te sa ladne, czarniutkie i trzymajace fason, niekoniecznie wygladajace na takie po domu, przy czym takie sprytnie sliskie, ze ich sie siersc nie czepia.
 Czego natomiast nigdy bym nie zaakceprowala, to brak hamulcow w fizjologii, jakies glosne bekanie czy puszczanie wiatrow w obecnosci rodziny, wedlug zasady, ze we wlasnych czterech scianach mozna sobie folgowac do woli. Dla mnie do elementarny brak szacunku dla partnera/meza/zony/dzieci, sa bowiem czynnosci, ktore wykonuje sie, a wlasciwie powinno sie wykonywac, w samotnosci, w zamknietym pomieszczeniu. Nawet najblizsze zzycie nie daje prawa do popuszczania hamulcow. Nawet w stosunku do kilkudziesiecioletniego wspolmalzonka trzeba trzymac klase i pewne intymne czynnosci nalezy realizowac w izolacji.
 Pisalam kilka dni temu, ze wyslalam slubnego do rodzinnej, ktora pobrala mu krew na wszystkie badania i znow wyszlo, ze jest cieslesnie zdrowy jak kon, jeszcze tylko za pare dni ma zostac przeswietlony, ale podejrzewam, ze jak zawsze jego wyniki moga konkurowac z wynikami 16-latka.
 
 A dzisiaj mamy:



11 września 2024

Z telefonem przy uchu

 Mama wyszla ze szpitala wczesniej niz sie spodziewalismy, a to dlatego, ze kasa chorych dala pozwolenie na 17 dni tej rehabilitacji, a nie na trzy tygodnie, jak wnioskowal szpital. Jeszcze kiedy mama byla w szpitalu, skontaktowala sie ze mna pracownica socjalna, czy nie bedzie potrzebna poszpitalna opieka, ale odpowiedzialam, ze mamy juz te opiekunki pomagajace mamie przy toalecie, te ktore zalatwila po poprzednim pobycie w szpitalu. W dniu, kiedy mama wrocila do domu, przyszlo poczta wymowienie uslug pomocowych, bo firma zbankrutowala i opiekunki beda przychodzic tylko do konca wrzesnia. No to zaraz w poniedzialek zadzwonilam do tej socjalnej ze szpitala, ale nie miala dla mnie pocieszajacych wiesci, bo z chwila, kiedy mama opuscila szpitalne mury, ona juz nic nie moze zalatwic, musze sie sama troszczyc o inna firme, ktorej zlece pomoc mamie. 
 Siadlam wiec w poniedzialek po pracy do lapka i zaczelam szukac. Na pierwszy ogien wzielam firme, ktora byla chyba czwarta na liscie w internetach, a to tylko dlatego, ze podobala mi sie nazwa Diakonie, no wiem, ze brzmi przykoscielnie, ale to slowo jest takie ladne. Okazalo sie, ze kierowala mna jakas nadprzyrodzona intuicja, przeciez nie moglam wiedziec tego, co za chwile uslyszalam. Mowie wiec, ze firma opiekujaca sie mama zbankrutowala i szukam dla niej nowych opiekunek. Zostalam zapytana o nazwisko mamy, mowie wiec Tak-i-tak, a wzamian slysze: imie Cofia? (no bo Niemcy Z czytaja jak C). Zaniemowilam, no bo skad obca firma mialaby znac imie mojej mamy. Okazalo sie, ze ta firma bankrutujaca popodsylala nazwiska pacjentow innym firmom opiekunczym i tam wlasnie mama jest juz na liscie nowych pacjentow, zostala plynnie przejeta i nie bedzie przestojow. Jeden problem z glowy i oszczedzono mi wydzwaniania do innych z tej listy.
 W miedzyczasie dostalam od kasy chorych powiadomienie, ze mamie przyznano drugi stopien niepelnosprawnosci (tu jest odwrotnie niz w PL, pierwszy jest najslabszy) na wniosek pani socjalnej ze szpitala, ale bedziemy miec jeszcze wizyte rzeczoznawcy w domu i niewykluczone, ze ten stopien zostanie podwyzszony do trojki, a to beda wymierne korzysci. Na razie wypelnilam i wyslalam formularz, teraz czekam na powiadomienie o terminie wizyty rzeczoznawcy. Poprzednim razem rzeczoznawca wystawial decyzje jedynie po rozmowie telefonicznej, bo trwala jeszcze pandemia, teraz ma pojawic sie osobiscie i sprawdzic warunki, w jakich mama zyje i ewentualnie wydac decyzje o ulepszeniach czy przebudowie. 
 Przywrocilam rowniez uslugi fizjoterapeutyczne, zawieszone na czas pobytu mamy w szpitalu. Mam wiec te sluchawke prawie przyklejona do ucha i wciaz cos zalatwiam telefonicznie. I dobrze, ze sie da, to ogromne ulatwienie. 
 Slubny poszedl w koncu do rodzinnej, bo juz mnie zezloscil tym wiecznym spaniem i marudzeniem, kazalam mu sie przebadac doglebnie, na razie rodzinna pobrala mu krew na wszystkie mozliwe badania, mocz tez i wyslala na przeswietlenie. Zobaczymy, co z tego wyniknie.
 Pocieszajace, ze troche zelzaly te florydzkie wilgotne upaly, spadl deszcz, chmury szczelnie przykryly slonce, bo juz robilo sie nie do wytrzymania. Poniedzialek nie zaczal mi sie zbyt szczesliwie, dlugo kwitlam w poczekalni ratusza miejskiego, a jak przyszlo co do czego, to okazalo sie, ze brak jakiegos swistka i nic nie zalatwilam. Kiedys to sie szlo do ratusza, czekalo i zalatwialo, teraz wprowadzili nowoczesnosc i trzeba robic terminy onlajnowo. Przez trzy ostatnie dni dostawalam mailowe przypominajki, ze mam ten termin w poniedzialek, a dosc dlugo na niego czekalam. Juz sie balam, ze znow przyjdzie mi czekac co najmniej tydzien albo i dluzej, ale urzedniczka wyznaczyla mi juz nastepny dzien. Nienawidze niemieckiej biurokracji, niby wszystko maja scyfryzowane, ale jak przychodzi co do czego, to wymagaja papierowego swistka na dowod. I nic im nie zrobisz.
 Pracuje nad soba, zeby nie wybuchac tak latwo, czesto jeszcze uwalnia mi sie jakas qrew spomiedzy zebow, ale staram sie liczyc zanim sie odezwe. No, nie od razu Krakow zbudowano, ale robim, co mozem.
 Dostalam liscik milosny od lekarza, ktory robil mi gastroskopie. Mysle, ze dlugo moglibyscie zgadywac, co mi napisal, i nie zgadlibyscie. No wiec znow nie udalo mu sie wyhodowac odpowiednich kultur, zeby zrobic antybiogram, wiec poleca mi zglosic sie na kontrole i ponowna gastroskopie gdzies za pol roku. Ja sie tylko zastanawiam, po kiego grzyba (choc chetniej uzylabym innego sformulowania, ale sie odzwyczajam bluznic). Bo to, ze mam w sobie te helikobakterie i ze ich obecnosc moze doprowadzic do raka zoladka - wiem juz dawno. Co on chce kontrolowac? Ma nadzieje, ze same sie wyniosa? One sa jak nasi migranci, dobrze im u mnie, dobrowolnie nie znikna, a deportowac ich nie mozna, bo lekarzowi juz po raz drugi nie udalo sie zrobic antybiogramu, wiec nie beda w zwiazku z tym niczym zwalczane. Wiele lat temu w Lodzi moim dzieciom laborantka brala z gardla wymaz i za trzy dni mialam gotowy antybiogram. Niemiecki lekarz po licznych gastroskopiach nie jest w stanie dobrac dla mnie odpowiedniego antybiotyku, zeby te bakterie zlikwidowac. Chyba czeka na narodziny gwiazdy raczyska, wtedy dokona resekcji zoladka razem z bakteriami i bedzie git. I to ma byc tzw. PD.

09 września 2024

Pod pociag

 Zmeczona jestem, choc ostatni tydzien w przewadze spedzilam w lozku, lezac sobie wygodnie i przesypiajac wiekszosc czasu. Pozornie, bo musialam dopilnowac wielu spraw, moj mozg ani przez chwile nie odpoczywal, stale byl na najwyzszych obrotach. Slubny sobie rozkosznie chorowal, a ja mimo maligny organizowalam pomoc dla mamy, jej wyjscie ze szpitala bez mojego udzialu, wydzwanialam po kasach chorych, zalatwialam i musialam pilnowac slubnego, zeby znow w szkode nie wlazl. Jak pamietacie, krotko przed zachorowaniem mial operacje na stope, raz zdazyl byc u rodzinnej na zmianie opatrunku i mial pojsc za dwa dni. I on chcial pojsc! W dupie tam, ze pratkowal covidem, to go najmniej obchodzilo, wazny byl opatrunek i jego stopa. Z najwiekszym trudem przekonalam go, ze jednak nie powinien i dalam jalowe plastry, zeby sam sobie zmienial w domu. A on strzelil focha, bo on tego nie umie, qrwa, plastra nie umie jednego odkleic, a drugiego przykleic??? No to ma pecha, niech mu ta rana zgnije, mnie juz to przestalo obchodzic. Zreszta pozniej uslyszalam, ze to moja wina, ze nie ma zmienionego opatrunku, zreszta moja wina jest wszystko, pewnie to ze zachorowal i sprzedal mi ten covid tez. Tak, moglabym mu pomoc zmienic ten opatrunek, ale nie poprosil mnie o to, zreszta dla zasady raczej bym tego nie zrobila, bo uwazam, ze czynnosc jest tak prosta, ze nie potrzeba do niej pomocnikow, a postepowanie wedlug slynnego "na zlosc mamie odmroze sobie uszy,  a wina obarcze innych" nie przemawia do mnie jako srodek nacisku, mam to gdzies. I tak ostatnio ten czlowiek tak bardzo psuje mi krew i zatruwa zycie, a powinien byc wylacznie wdzieczny, ze nie zostawiam go w chorobie i robie to kosztem wlasnego zdrowia psychicznego. Nie oceniajcie mnie zle, ten czlowiek w ostatnim czasie tyle krwi mi napsul, ze dawno powinnam spakowac walizki, moze gdyby pozyl sam, docenilby moje wysilki. I niby wiem, ze to choroba, niby wiem, ze nie powinnam brac tego osobiscie, ale te ciagle pretensje i obarczanie wina za wszystko mnie, ta agresja i wrogosc wykanczaja mnie i bardzo obciazaja psychike. Rozwazam, kiedy mamy zabraknie, spakowanie sie i wyprowadzke, bo juz nie wytrzymuje, juz nie chce, bo takie zycie popchnie mnie w koncu pod pociag.
 Mam szczerze dosc pilnowania doroslego czlowieka, zeby nie poszedl w szkode, wychowalam praktycznie sama troje dzieci, bo szczegolnej pomocy z jego strony nie bylo, stad tez dzieci nie maja z nim jakiejs wiezi, jak to corki z ojcem, nad czym ubolewam, ale pewnie taka uroda naszej rodziny, bo ja tez z ojcem nie mialam dobrych relacji, wlasciwie zadnych, odkad stalam sie niezalezna od jego tresury. Moze pod koniec nieco sie zmienil, kiedy odwazylam sie napisac do nich list, w ktorym otwarcie wylalam wszystkie swoje zale, moze to dalo mu do myslenia i troche sie zmienil. Za to ojciec moich dzieci traci z nimi jakikolwiek kontakt i chyba trudno mu sie dziwic, bo on nie nadaza. Corki klepia po niemiecku, bo tak im wygodniej, on nie rozumie, to go denerwuje, one ani mysla mu ulatwiac. Oddalaja sie od siebie na dystans, ktory uniemozliwia ponowne zblizenie. Ale to ja zostaje na placu boju, one wracaja do wlasnego zycia. 
 A u mnie nie tylko coraz mniej sily, ale i checi pomagania czlowiekowi, ktory mnie nie szanuje. Tyle lat przezylismy, a na koniec mysle tylko, jak od niego uciec, jak sie uwolnic, bo na dluzsza mete tego nie wytrzymam. Nie chce juz wytrzymac.

07 września 2024

Sponiewieranie absolutne

 Jak pewnie niektorzy z Was wiedza z fb czy mailowych zrodel, dopadl nas oboje covid. To nie pierwszy covid w moim zyciu, wiec nie zaprzatalam sobie na poczatku tym glowy, ale wraz z rozwojem sytuacji, doszlam do wniosku, ze tym razem byla to jakas wyjatkowo zlosliwa mutacja koronawirusa. I co dziwne, slubny nie mial goraczki, a moja dochodzila momentami do 40°, no maligna. Zarlam aspiryne i tabletki przeciwbolowe na kilogramy, bo tak mnie bolal caly czlowiek, ze nie bylam w stanie przekrecic sie w lozku z boku na bok. Plakalam z bolu i bezsilnosci. 
 Slubny zachorowal pierwszy, wlasciwie zaraz po tej operacji na stope, mnie przybylo oczywiscie obowiazkow z wyprowadzaniem Toyi trzy razy dziennie i przejeciem wszystkich innych jego powinnosci.  Juz w ostatnia sobote sierpnia nie poszlam do mamy, bo jakos tak niewyraznie sie czulam, a w niedziele test okazal sie pozytywny, wiec w ogole nie bylo mowy o odwiedzinach, zeby nie zawlec zarazy na ten oddzial geriatryczny, gdzie przebywaja ludzie z niska odpornoscia. Co prawda na oddziale juz wczesniej zanotowano dwa przypadki covida, rozdano pacjentom maseczki i nakazano je nosic poza pokojem, w ktorym spali. 
 A moje chorobsko przez weekend pieknie sie rozwinelo, dogorywalam w lozku, spiac calymi dniami, za to slubny, mimo ze jeszcze nie do konca wydobrzal, musial wstawac i wyprowadzac psa. Spytacie zapewne, a co z naszymi dziecmi? Nie dzwonily, choc jedna poinformowalam o naszej chorobie z mysla, zeby odwiedzala babcie, wiec tez nie uznalam za stosowne dzwonic do nich i prosic o jakakolwiek pomoc, niech sie bujaja, przyjdzie czas, ze one beda czegos potrzebowaly. I co powiecie, jedna ktoregos dnia zadzwonila, czy mam czas wpasc dzieci popilnowac, wtedy sie dowiedziala, a jedyne, o co ja poprosilam, to zeby odwiedzila babcie w szpitalu. Dla siebie nie chcialam niczego.
 Slubny jak zwykle wqrwial mnie dodatkowo do bialosci. Kiedy wychodzil z psem, wkladal na fizys maske i chwala mu za to, ale po powrocie polozyl te zawirusowana maske na blacie w kuchni, gdzie przygotowuje sie jedzenie i to strona wewnetrzna, przylegajaca do twarzy, na blacie. Grzecznie zwrocilam uwage, blat zdezynfekowalam spirytusem i uznalam, ze dotarlo. Niestety jeszcze dwa razy zrobil to samo, za drugim razem tak sie wydarlam, ze chyba zapamietal, bo pozniej juz nosil te maski do sypialni i kladl na swoim stoliku nocnym. No czy mnie sa w chorobie potrzebne takie atrakcje, zebym jeszcze musiala pilnowac lekkomyslnego onego? Bardzo sie boje, co bedzie, kiedy mama wroci ze szpitala, a ma to byc dzisiaj. Pamietacie, ze pierwszy covid zlapal mnie, kiedy opiekowalam sie mama w Polsce, po jej zlamaniu nogi. Nikt nie mogl mnie w tym zastapic, bylysmy na siebie skazane, zamkniete w jednym mieszkaniu. Dobrzy ludzie pomagali z zakupami i przynoszeniem obiadow z Wigoru, ale poza tym cala obsluga lezacej chorej osoby spadla na mnie. Zlewalam sie obficie spirytusem, zawsze zakladalam podwojne maski, kiedy wychodzilam ze swojego pokoju i mialam zblizyc sie do mamy. Osiagnelam cel, nie zarazilam jej. No ale stosowalam zelazna autodyscypline, a ze slubnym to wiadomo, tu ciepnie zawirusowana maske, tu wylezie bez niej na mieszkanie, zblizy sie do mamy, z nim wszystko moze sie zdarzyc, bo on juz nie mysli i ma w dupie srodki zabezpieczajace. 
 Jedyna pociecha w tej mojej chorobie to to, ze zwierzaki "leczyly" mnie na wyscigi. Najczesciej okladaly mnie Toya i Bulka, a Miecka dochodzila, kiedy teren byl wolny od wrogow, wiec rzadko.



 


 A na zewnatrz temperatury okolo 30°C, wiec czlowiek chetnie by sie odkopal i tylek przewietrzyl spod koldry, a tu sie nie da, bo inwentarz ma misje i leczy mnie swoimi sposobami, tj. lezac na mnie i grzejac jak kaloryfer. W zimie nie mialabym nic przeciwko temu, przeciwnie, ale teraz... no niespecjalnie bylo mi z ta terapia po drodze, ale docenialam, a jakze, ich poswiecenie, moich oddanych trzech lekarzykow.

05 września 2024

Gównoburza...

 
... w sieci sklepow Edeka. Musze Wam o tym napisac, bo normalnemu czlowiekowi nie miesci sie taka akcja najnachalniejszej propagandy w glowie. Niedlugo przed wyborami w Turyngii i Saksonii siec sklepow Edeka zamiescila w wielu gazetach, m.in. w Die Zeit, Frankfurter Allegemeine Zeitung i w mediach spoelcznosciowych calostronicowy apel o wiele mowiacym tytule "Dlaczego kolor niebieski nie wchodzi w gre w Edece", ktora nota bene ma logo... ale moze ja sie nie znam na kolorach, moze jestem daltonistka...
No niewazne. W kazdym razie bylo to wyrazne nawiazanie do AfD, ktora w chwili powstania wybrala sobie kolor niebieski jako swoj partyjny kolor. W owej reklamie pojawiaja sie liczne owoce i warzywa, m.in. ogorki, brokuly, banany, wisnie, truskawki. "W dziale warzyw i owocow panuje roznorodnosc" - czytamy w tekscie - "Ewolucja nauczyla nas, ze niebieski to zly wybor. W Niemczech niebiescy juz teraz stanowia najwieksze zagrozenie dla zroznicowanego spoleczenstwa". Ale na zdjeciu sa, o dziwo!, czarne jagody (Niem: Blaubeeren)
 
 
 Wielu, jesli nie wiekszosc szefow sklepow tej sieci zdecydowanie odciela sie od tej nachalnej propagandy, podkreslajac, ze pracuja zgodnie z zasada sztandarowego sloganu reklamowego sieci Edeka "Wir lieben Lebensmittel" (Kochamy jedzenie) i tylko to, po czym umieszczala powyzsza propagande przekreslona czerwonym kolorem na krzyz na drzwiach wejsciowych swoich filii. 
 Siec zalaly memy, bo spoleczenstwu rowniez nie podobala sie taka wazeliniarska nachalnosc sieci, ktora sama jest czesciowo niebieska. Ten podobal mi sie szczegolnie:
 

 Podpis nad zdjeciem: Na calym obszarze Niemiec Edeka zakrywa okna wystawowe, zeby "niebieskie niebo" nie bylo widoczne.
 W koncu chyba ktos normalny w tej Edece doszedl do wniosku, ze nastapilo przegiecie, bo nagle z ich strony na FB zniknelo doslownie wszystko, co dotyczylo tej przedziwnej reklamy, ale ja zdazylam jeszcze dojrzec prawdopodobny powod znikniecia tych zalosnych wybzdzin. Pieprzu tejze kampanii dodaje fakt, ze w niechlubnych czasach III Rzeszy Edeka z wielkim entuzjazmem wyrazala swoje poparcie dla rodzacego sie ruchu, a jej urzedujacy dyrektor generalny Fritz Borrmann wstapil do NSDAP w 1933 roku i odtad firma dzialala wedlug tzw. zasady Führera. Po wlaczeniu Saary i Austrii do Cesarstwa Niemieckiego Grupa Edeka rozszerzyla swoje oddzialy rowniez na te obszary. Paul König zastapil Fritza Borrmanna na stanowisku dyrektora generalnego w 1937 roku i pelnil te funkcje do roku... 1966. Te drazliwa historie przypomnial Münchener Merkur: "Najwieksza niemiecka siec spozywcza interweniuje w kampanii wyborczej w Saksonii i Turyngii. Mowi sie o "naturalnym wrogu". Taka jest rzeczywistosc, w Niemczech 2024 roku siec supermarketow chce reedukowac swoich klientow i narzucac im, kogo maja wybierac. A wszystko pod pretekstem, ze chodzi o obrone demokracji, trudno jednakowoz o wieksze wypaczenie koncepcji demokracji.
 A zeby bylo jeszcze zabawniej, szef filii Edeka w Regensburgu wielokrotnie zglaszal na policje przypadki kradziezy sklepowych, ktore w jego przypadku mialy miejsce codziennie i, jak twierdzil, narazaly jego sklep na straty 300-500 euro dziennie. Sprawcy byli dobrze znani, jako ze w bliskim sasiedztwie owego supermarketu znajdowal sie osrodek azylancki, zasiedlony tymi wlasnie osobnikami, ktorych tak glupio usiluje bronic dyrekcja generalna sieci sklepow. Bo jej sie nagle zamarzyla roznorodnosc i parcie na pouczanie klientow. A w Regensburgu nadal kradna i policja juz nie interweniuje.
 Niemcy nie potrzebuja zewnetrznego wroga, sami sie pokonaja.
 

03 września 2024

Nie ma jak...

 ... idioci w rzadzie, dzialajacy przeciw panstwu i obywatelom. To ma nawet swoja nazwe, zdrada stanu sie nazywa i podlega karze. Bo politycy, choc wydaje im sie, ze sa grupa uprzywilejowana, musza rowniez stosowac sie do obowiazujacego prawa, nie moga pozostac bezkarni za szkodliwa polityke i okradanie panstwa ze wspolnych pieniedzy podatnikow. Panstwo jest zadluzone jak nigdy dotad, bankructwa firm albo przenoszenie ich za granice sa na porzadku dziennym, zaniedbania oswiaty, sluzby zdrowia i wszystkiego, na co powinny isc pieniadze z budzetu to smutna codziennosc, ale za to rozdawanie lekka reka tychze pieniedzy na caly swiat i osiadlych w kraju bandytow i terrorystow to nowe hobby tego popierniczonego rzadu. 
 Pozorna polityka proekologiczna doprowadzila do  zniszczenia wszystkich obiektow produkujacych czysta i tania energie czyli elektrowni atomowych, w ich miejsce stawia sie lasy gigantycznych wiatrakow, betonuje podloze ze szkoda dla srodowiska i wydaje bezsensowne postanowienia, pograzajace panstwo w jeszcze wiekszym chaosie. Przy czym nie mowi sie prawdy o jedynie pozornych efektach tej niszczycielskiej polityki, o krotkim zyciu wiatrakow, o zawodnosci aut elektrycznych, o gigantycznym problemie pozbywania sie nierecyklingowalnych resztek wiatrakow, aut, o krotkim zyciu baterii litowych i zbyt czestych samozaplonach, no a przede wszystkim o rosnacych cenach "paliwa" do tych aut, ktore czynia je drozszymi w eksploatacji od aut spalinowych.

 
 Nieraz pisalam o karygodnych praktykach ministerki spraw zagranicznych, rozdajacej na prawo i lewo wizy, zeby przestepcy mieli latwiejszy wjazd do Niemiec i bardziej utrudniona deportacje. Poza tym to durne babsko nie ma pojecia o prowadzeniu polityki, wciaz popelnia jakies gafy dyplomatyczne, prawie wypowiada wojne Chinom, ma chyba ADHD i sieczke w glowie.
 Niespecjalnie lepsza jest ministerka spraw wewnetrznych, rowniez zielona jak i tamta, co zreszta malo dziwi, bo do zielonych wstepuja sami idioci. To ona samozwanczo ocenzurowala i zakazala wydawania pisma opozycyjnego, ktore sad najwyzszy przywrocil do dzialalnosci, bo jeszcze na razie panuje w Niemczech wolnosc slowa, oczywiscie w ramach panujacego prawa, pisma neonazi byly i sa zakazane, podobnie jak rasistowskie, co nie znaczy, ze ich sie nie wydaje, ale kraza w obiegu podziemnym. Jednak zakazana przez nia czasopismo  nie bylo tego typu, za to jechalo po tym dyletanckim rzadzie jak po lysej kobyle. Kazdy inny minister po wyroku sadu najwyzszego podalby sie do dymisji, ale do tego trzeba miec honor, a zielonym go brak.
 Ostatnio rozgorzala dyskusja o posiadaniu w miejscach publicznych nozy. Ta idiotka wpadla na pomysl, zeby pozwalac na noze o ostrzu nie dluzszym niz 6 cm. Nie wiem, dlaczego taka dlugosc mialaby byc bezpieczna dla przypadkowych ofiar, w koncu i takim ostrzem mozna poderznac gardlo i dzgnac prosto w serce, ktore umiejscowione jest dosc blisko pod skora. To dzialania pozorne, zeby sie nazywalo, ze wladza cos w ogole robi, a w gruncie rzeczy to bezproduktywne bicie piany. Wezmy przyklad piratow drogowych rozbijajacych sie po drogach publicznych wielkimi SUVami. Jak przywali takim SUVem, to pewna smierc. I teraz ministerka spraw wewnetrznych, zamiast powsadzac towarzystwo do wiezienia i odebrac prawa jazdy na zawsze, kaze im sie przesiasc do Smartow, po czym dalej moga sobie hulac po drogach. Czy inni uzytkownicy beda w tym przypadku bezpieczni? Smartem nie da sie przywalic i zabic? Ano da sie, calkiem skutecznie. Mniej wiecej taki sam efekt ma zezwolenie na krotsze ostrza nozy. Ale nawet gdyby ta polglupia baba wydala pelny zakaz noszenia ze soba nozy w miejscach publicznych, to jak Wam sie wydaje, czy nasi nieproszeni goscie ze swoja pogarda dla naszych praw, kultury i zwyczajow beda sie do takiego zakazu stosowac? Kto to sprawdzi? Policja? Dopoki kogos nie zrania lub zabija, nie ma podstaw do rewidowania takiego swinskiego cyca na ulicy. 
 I jeszcze babsko na sam koniec powie, ze najwiekszym zagrozeniem dla tej jej demokracji, bo przeciez nie dla demokracji w pelnym jej slowa znaczeniu, jest partia AfD i magazyn Compact, ktorego wydawania nie udalo sie jej zakazac.

01 września 2024

Ostrzegaja

 Doszlo juz do tego, ze rzad USA i Japonii, choc moze i innych panstw rowniez, ale o tych dwoch jest mi wiadomo, ostrzegaja swoich obywateli przed podrozami do Niemiec, przed niebezpieczenstwami, na jakie podrozujacy moga byc narazeni. Czaicie? Kiedys ostrzegano Europejczykow przed wyjazdami do Meksyku czy Kolumbii, gdzie preznie dzialaja mafie narkotykowe, do Indii, gdzie porwania turystow sa na porzadku dziennym, do Afganistanu, gdzie byle czym mozna sie narazic policji obyczajowej, czy tez do Singapuru, gdzie mozna dostac baty za posiadanie gumy do zucia i  kare smierci za narkotyki. A teraz panstwa cywilizowane ostrzegaja przed podrozami do Niemiec! Do Niemiec, niegdys pierwszej gospodarki w Europie i jednej z pierwszych na swiecie, panstwa w czolowce najbezpieczniejszych na ziemi, ostrzegaja przed utrata zdrowia czy zycia za sprawa holubionych pupili rzadu niemieckiego. Bo nastaly czasy, kiedy czlowiek nie zna dnia ani godziny, kiedy moze zostac dzgniety nozem przez jednego z ponad 200 tysiecy swinskich synow wiadomego wyznania, ktorzy wszyscy juz dawno powinni zostac deportowani. Tak, lista osob, ktore nie maja najmniejszego prawa pobytu i ktorzy doja niemiecki system socjalny, tyle wlasnie wynosi. Ten Syryjczyk z Solingen po przekroczeniu granic unii zameldowal sie w Bulgarii i zgodnie z umowa dublinska, tam powinien zostac. Ale nie, Bulgaria nie tylko nie placi tak dobrego socjalu, ale jest bardziej czula na czyny przestepcze, a delikwent ani mysli stosowac sie do przepisow i praw dzialajacych w unii, on kieruje sie naukami koranu i szariatem, chce byc w Niemczech i bedzie w Niemczech. Niewykluczone, ze specjalnie popelnil takie przestepstwo, bo raz - bedzie mu to zaliczone w niebie, a dwa - bedzie mogl zostac dluzej, chocby po to, by odsiedziec kare w wiezieniu. W niemieckim wiezieniu.
 Tymczasem ten zielono-socjalistyczny odpad, ktory ostatnio nami rzadzi i sprowadza przestepcow na skale masowa do Niemiec, falszywie lamentuje, sklada kondolencje rodzinom, pochyla sie nad ofiarami, ba, nawet solennie obiecuje, ze no juz teraz to miarka sie przebrala, wdrazamy program "zero tolerancji", "migracyjni przestepcy do deportacji" i takie tam slogany, ktore gawiedz chce w takich momentach slyszec. Tyle tylko, ze oni to powtarzaja za kazdym razem, kiedy nastapi jakis akt terrorystyczny, kiedy jakis arabski albo czarny smiec zgwalci i zabije kolejna kobiete, wjedzie ciezarowka w tlum na jarmarku swiatecznym czy dokona jakiegos podobnie odrazajacego przestepstwa. Obietnic jest zawsze duzo ze strony rzadu, duzo swietego oburzenia ze strony opozycji, ale po kilku dniach sprawa sie rozmydla i rozrzedza, inne wydarzenia staja sie wazniejsze, "obiektywne" czynniki nie pozwalaja na deportacje chocby kilku z tych ponad 200 tysiecy i sprawa przycicha. Chociaz 30 sierpnia wszystkie tuby propagandowe  obecnego rzadu rozszczekaly sie w glos, ze DEPORTOWANO PRZESTEPCOW Z POWROTEM DO KABULU !!! Tak, to prawda, nagle sie dalo, ale tych szczesliwcow bylo 28 (z listy ponad 200 tysiecy!) i kazdemu dano kieszonkowe na otarcie lez w wysokosci 1000 euro, oczywiscie z pieniedzy podatnikow.
 Do nastepnego razu, tyle tylko, ze te nastepne razy zdarzaja sie coraz czesciej i narod powoli ma dosc. Zwlaszcza po probach  usprawiedliwien rzadu i zarzutach wobec AfD, ze to dla nich woda na mlyn. Czaicie? AfD jest winna, ze te bydlaki morduja niewinnych ludzi, bo prowadzi polityke antymigracyjna i pewnie tamtym obrazaja ich uczucia azylancko-religijne czy cus w ten desen, wiec posrednio zmuszaja ich do przestepstw. Do zludzenia przypomina mi to wine Tuska za cale zlo, jakie odbywa sie w Kato-pato-polandii.
 Pierwszego wrzesnia maja odbyc sie wybory landowe w Turyngii i Saksonii, rzad juz szczeka, ze ten zamach jest dla AfD jak dar niebios, choc jeszcze daleko przed tym wydarzeniem AfD miala, wedlug sondazy, w Turyngii wiekszosc (zieloni 3%, wiec nawet sie nie zalapia do Landtagu), a w Saksonii jest druga po CDU. Czekam az rzad zarzuci AfD zorganizowanie tego zamachu, zeby miala jeszcze wieksze poparcie. Zreszta nie ma juz dnia bez jakiejs jatki
 Za to wszyscy, ktorzy jak ja maja dosyc tej polityki, tego braku bezpieczenstwa na ulicach, tego mydlenia oczu, czczych obietnic, pogardy dla frajerow placacych podatki, ktorymi szasta sie po calym swiecie i uszczesliwia bandziorow we wlasnym kraju, ci wszyscy stemplowani sa jako rasisci, faszysci i nazisci. Partie, ktora dzieki tej bandyckiej polityce rosnie w sile, chce sie jedynie zdelegalizowac, a obywatelom radzi sie przyzwyczajac do przestepczosci.
 A poza tym? Lato sie konczy, mija kolejna rocznica wybuchu drugiej wojny swiatowej, zaczyna sie w Polsce szkola. Dla mnie wszystkie dni sa takie jednakowe, jestem zamknieta w tej twierdzy, potrzebowalabym zmiany otoczenia, oddechu, odpoczynku, ale nie ma tak dobrze, niewola zobowiazuje, nie ma od niej ucieczki. A ze opatrznosc uznala, ze mam za malo w zyciu atrakcji, to slubny przywlokl mi do domu covid. Strach teraz chodzic w odwiedziny do mamy do szpitala, no i obawa, ze mogl mnie te gangrene sprzedac. Ale to nic w obliczu jego utyskiwania i uskarzania sie, jak to on umiera, a ja nie wiem, w co rece najpierw wsadzic, zeby wszystko ogarnac.

Wiosenne emocje

  Szczesliwie doczekalismy konca marca, jutro prima aprilis, wiec uwazajcie i nie dajcie sie zaskoczyc i oszukac. Mnie raz udalo sie pieknie...