09 września 2024

Pod pociag

 Zmeczona jestem, choc ostatni tydzien w przewadze spedzilam w lozku, lezac sobie wygodnie i przesypiajac wiekszosc czasu. Pozornie, bo musialam dopilnowac wielu spraw, moj mozg ani przez chwile nie odpoczywal, stale byl na najwyzszych obrotach. Slubny sobie rozkosznie chorowal, a ja mimo maligny organizowalam pomoc dla mamy, jej wyjscie ze szpitala bez mojego udzialu, wydzwanialam po kasach chorych, zalatwialam i musialam pilnowac slubnego, zeby znow w szkode nie wlazl. Jak pamietacie, krotko przed zachorowaniem mial operacje na stope, raz zdazyl byc u rodzinnej na zmianie opatrunku i mial pojsc za dwa dni. I on chcial pojsc! W dupie tam, ze pratkowal covidem, to go najmniej obchodzilo, wazny byl opatrunek i jego stopa. Z najwiekszym trudem przekonalam go, ze jednak nie powinien i dalam jalowe plastry, zeby sam sobie zmienial w domu. A on strzelil focha, bo on tego nie umie, qrwa, plastra nie umie jednego odkleic, a drugiego przykleic??? No to ma pecha, niech mu ta rana zgnije, mnie juz to przestalo obchodzic. Zreszta pozniej uslyszalam, ze to moja wina, ze nie ma zmienionego opatrunku, zreszta moja wina jest wszystko, pewnie to ze zachorowal i sprzedal mi ten covid tez. Tak, moglabym mu pomoc zmienic ten opatrunek, ale nie poprosil mnie o to, zreszta dla zasady raczej bym tego nie zrobila, bo uwazam, ze czynnosc jest tak prosta, ze nie potrzeba do niej pomocnikow, a postepowanie wedlug slynnego "na zlosc mamie odmroze sobie uszy,  a wina obarcze innych" nie przemawia do mnie jako srodek nacisku, mam to gdzies. I tak ostatnio ten czlowiek tak bardzo psuje mi krew i zatruwa zycie, a powinien byc wylacznie wdzieczny, ze nie zostawiam go w chorobie i robie to kosztem wlasnego zdrowia psychicznego. Nie oceniajcie mnie zle, ten czlowiek w ostatnim czasie tyle krwi mi napsul, ze dawno powinnam spakowac walizki, moze gdyby pozyl sam, docenilby moje wysilki. I niby wiem, ze to choroba, niby wiem, ze nie powinnam brac tego osobiscie, ale te ciagle pretensje i obarczanie wina za wszystko mnie, ta agresja i wrogosc wykanczaja mnie i bardzo obciazaja psychike. Rozwazam, kiedy mamy zabraknie, spakowanie sie i wyprowadzke, bo juz nie wytrzymuje, juz nie chce, bo takie zycie popchnie mnie w koncu pod pociag.
 Mam szczerze dosc pilnowania doroslego czlowieka, zeby nie poszedl w szkode, wychowalam praktycznie sama troje dzieci, bo szczegolnej pomocy z jego strony nie bylo, stad tez dzieci nie maja z nim jakiejs wiezi, jak to corki z ojcem, nad czym ubolewam, ale pewnie taka uroda naszej rodziny, bo ja tez z ojcem nie mialam dobrych relacji, wlasciwie zadnych, odkad stalam sie niezalezna od jego tresury. Moze pod koniec nieco sie zmienil, kiedy odwazylam sie napisac do nich list, w ktorym otwarcie wylalam wszystkie swoje zale, moze to dalo mu do myslenia i troche sie zmienil. Za to ojciec moich dzieci traci z nimi jakikolwiek kontakt i chyba trudno mu sie dziwic, bo on nie nadaza. Corki klepia po niemiecku, bo tak im wygodniej, on nie rozumie, to go denerwuje, one ani mysla mu ulatwiac. Oddalaja sie od siebie na dystans, ktory uniemozliwia ponowne zblizenie. Ale to ja zostaje na placu boju, one wracaja do wlasnego zycia. 
 A u mnie nie tylko coraz mniej sily, ale i checi pomagania czlowiekowi, ktory mnie nie szanuje. Tyle lat przezylismy, a na koniec mysle tylko, jak od niego uciec, jak sie uwolnic, bo na dluzsza mete tego nie wytrzymam. Nie chce juz wytrzymac.

28 komentarzy:

  1. Trudna sytuacja. Podobno człowiek powinien myśleć najpierw o sobie, ale to chyba jednak od ludzi zależy. No i smutne że takie życie robi się na stare lata. Ludzie kochają się, pobieraja, są długo razem i taki smutny koniec, że można mieć się dosyć.
    Niby rozumiem Cie, rozumiem że chcesz uwolnić się od tego, zresztą jest to logiczne, poza tym ja cenie w życiu spokój, bardzo nie lubię jak ludzie kłócą się, dokuczają sobie, ale zal mi i też jego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tez byloby go zal, gdyby zachowywal sie jak czlowiek chory, a nie jak zlosliwy agresor. I niby znam przyczyne, niby wiem, ze on nad soba nie panuje, ale zaczynam go nienawidziec i zyczyc mu wszystkiego najgorszego. To jest silniejsze ode mnie.

      Usuń
    2. Myślę że to nie jest złośliwość, tylko agresja jest częścią choroby, ale masz racje że trudno to wytrzymać i jak masz tego dość to najgorsze życzenia przychodzą do głowy.
      Slubny musi też zdawać sobie sprawę, że trudno jemu w niektórych sprawach, bo przecież sam przestał prowadzić samochód, ale bunt też w nim jest i to też można zrozumieć, ja tam nie zatrzymywałabym go z pójściem do lekarki ze stopa, a jednak nie poszedł.

      Usuń
    3. To niech z rozpedu walnie glowa w mur, moze mu rozum wroci na miejsce i przestanie sie buntowac, bo czemu ja jestem winna, ze wyzywa sie na mnie? Tylko to, ze jestem akurat pod reka?
      Wtedy nie poszedl, bo jakos wytlumaczylam, ze jego stopa jest mniej wazna od ewentualnych zarazonych przez niego innych pacjentow, ale poniewaz wciaz lezy i spi, sama go wyslalam, zeby rodzinna zrobila mu jakies dokladniejsze badania, bo jak na covid, to wszystko trwa u niego za dlugo. Nie uwierzysz! Poszedl, kazal sobie zmienic plasterek i wrocil do domu dalej chorowac, calymi dniami lezy i spi.

      Usuń
    4. Nie podejrzewałam Cie z tym rozpędem… no, no, wcale by rozum nie wrócił tylko byłoby pogorszenie albo śmierć na miejscu.
      Każdy choruje inaczej, poza tym był weekend wiec sobie leżał.

      Usuń
    5. Ale on lezy przez caly czas, nie tylko w weekend, wiekszosc dnia przesypia, to nie jest normalne, nic w domu nie pomaga, tyle ze jeszcze wychodzi z psem, choc najchetniej i to by na mnie scedowal.

      Usuń
  2. Aniu, mogę Ci tylko współczuć, bo życie z osobą, a raczej z osobami chorymi jest trudne. Dobrze w tym wszystkim, jest to, że Twoja Mama wstaje i już trochę chodzi. Męża już nie zmienisz i nie możesz zacząć leczyć, bo sam musiał by chcieć to zrobić, a paskudna choroba - starość - postępuje... My też, już nie mamy po trzydzieści lat i coraz mniej sił, więc następuje kumulacja i krótkie nerwy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauwazylam u siebie bardzo niski prog wytrzymalosci przed wybuchem. Kiedys moglabym posmiac sie z roznych dziwnych zachowan slubnego, teraz mam ochote go zamordowac, wrzeszcze z najbardziej blahych powodow, nie wytrzymuje tego napiecia, sama siebie zaczynam sie bac.

      Usuń
  3. Opieka nad chorą osobą to cholernie ciężka robota. Naprawdę współczuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i ja tak mysle Aniu, ze to jest dramat. A jest jakieś inne rozwiązanie? miejsce gdzie chora osobę można umieścić, zamiast Ty uciekać z domu?

      Usuń
    2. Ja mam opieke nad dwiema chorymi i naprawde nielatwymi osobami.

      Usuń
    3. Teatralno, tak sie nie da, pacjent musi troche bardziej zglupiec, zanim da sie go przymusowo zamknac, na razie slubny jest za madry, a nikogo nie interesuje, ze powoli wykancza czlonkow rodziny.

      Usuń
  4. Przytulam. Przerabiałam, nie w tak drastycznej formie, ale przerabiałam przez lata. Jego odejście było dla nas wszystkich olbrzymią ulgą. Ty także powinnaś pomyśleć o jakiejś formie terapii dla siebie w tej sytuacji, bo to nie jest do udźwignięcia przez jedną osobę. Ja miałam o tyle łatwiej, że dzieci zawsze były ze mną i po mojej stronie. Przytulam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten moj nie odejdzie za szybko, bo cielesnie jest zdrowy jak ryba, wiec podejrzewam, ze predzej mnie wykonczy, zwlaszcza ze nie mam ani ochoty, ani czasu zadbac o wlasne zdrowie.
      Jedna z corek sie obciela, przyszla i posprzatala nam gruntownie mieszkanie, druga przywiozla babcie ze szpitala. Trzecia nie pofatygowala sie zadzwonic.

      Usuń
  5. Najgorsze jest to, że jesteś w tym wszystkim sama. Twoje córki mają bardzo mało empatii - nie obraź się, ale ten wniosek łatwo wyciągnąć z faktów, które opisujesz. Ja wiem, że dzieci nie są po to, aby podać przysłowiową szklankę wody na starość, że mają swoje życie, ale choćby to, że córki nie zadają sobie żadnego trudu, żeby ojciec je rozumiał, o czymś świadczy.
    Kurde, najgorsze, że z Twoim mężem może być tylko gorzej, chyba że zdarzy się cud i medycyna da nam lekarstwo na takie choroby i to już.
    Potrafię się postawić w takiej sytuacji i aż mnie wszystko boli w środku na samą myśl.
    Mocno cię przytulam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak pisalam wyzej Starej Jedzy, jedna z corek obudzila w sobie empatie, za co jestem jej niezmiernie wdzieczna, bo sama nie mialabym sily posprzatac. Mam wiec zastrzezenia tylko do jednej. Kiedy ona sprzatala u nas, ja bylam z chocholami na placu zabaw, zeby sie nie plataly po chalupie pod nogami. Ciekawi mnie, czy byl to zryw jednorazowy, czy ta pomoc bedzie czestsza.
      Najgorsze jest dla mnie to, ze sama siebie zaczynam sie bac, z byle powodu wybucham, nawet bez powodu, a to bardzo zly znak.

      Usuń
  6. Wiesz, tak mi się przypomniało, że kilka dni przed odejściem w inny wymiar mój mąż to niemal ciągle podsypiał, nawet oglądając swój ulubiony sport. Faceci się jakoś szybciej i brzydziej starzeją niż my. Po prostu wszystkie ich przywary robią się bardziej uciążliwe dla nas. Wyobraź sobie, że u mnie dziś tylko 18 stopni i nawet deszcz padał!!!! I ponoć jeszcze będzie padał.
    Przytulam mocno;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie rob mi nadziei, on pewnie sie wyspi i wyzdrowieje z tego covida, za to pogorszy mu sie w innych dziedzinach i predzej mnie wykonczy niz uczyni wolna. :)))

      Usuń
  7. Nie bede nawet probowac filozofowania czy doradzania bo zwyczajnie nie widze rozwiazania problemu z mezem dopoki jego kondycja nie zakwalifukuje go do umieszczenia w jakiejs instytucji opieki.
    Bardzo wspolczuje Ci, zwlaszcza ze z kazdej strony spotyka Cie rozczarowanie, brak pomocy, koniecznosc radzenie sobie samej i trzymania zycia domowego pod kontrola. To za duzo na jednego a ten brak empatii jest dodatkowa przykroscia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to wlasnie chodzi, on jeszcze sie nie kwalifikuje do zamknietego osrodka. Kiedy policja zacznie mi go przyprowadzac do domu, moge zaczac o tym myslec, ale poki sam jeszcze trafia, to zapomnij.
      Corki troche sie zmitygowaly, co prawda nie wszystkie, ale lepiej niz nic.

      Usuń
  8. japiernicze to już drugi blog, gdzie nie ma mojego porannego komentarza ???

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu, podczytuję Cię trochę i chcę podzielić się taką refleksją: wydaje mi się, że masz fajne córki, zawodzi jednak komunikacja. Mam na myśli to, że nie informujesz ich o konkretnych potrzebach wsparcia. Mają na głowie swoje obowiązki, swoje życie. Oczekujesz, że się domyślą. Miałam bardzo trudną relację z mamą, oprócz innych problemów, często się obrażała, że nie pomogłam w tym czy tamtym, bo "powinnam była się domyślić". Jeśli zawsze byłaś tą, która "sobie radzi", to mogą się nie domyślić jak jest Ci trudno i że potrzebujesz pomocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie tak. Kiedy byly in formowane, nie wykazywaly checi pomocy, przestalam wiec prosic o cokolwiek. Nie obrazam sie, nie jestem moja matka, ktora rzeczywiscie plawi sie w manipulacjach i szantazach emocjonalnych. A moje corki chyba rzeczywiscie uwazaja mnie za robota nie do zdarcia.
      Napisalam wyzej w ktoryms komentarzu, ze w koncu jedna z nich lekko sie opamietala i bez proszenia zaproponowala pomoc, ktora z wdziecznoscia przyjelam. Sama nigdy wiecej o nic nie poprosze, zeby nie uslyszac znow odmowy. Ale kazdy kij ma dwa konce i kiedys one beda potrzebowaly pomocy, a mnie odmowa przyjdzie wtedy z latwoscia.

      Usuń
  10. Może nie doczytałam, a może nigdy o tym nie pisałaś, ale czy Twój mąż nie ma jakichś kolegów, znajomych, sąsiadów? No, kogoś z kim mógłby pogadać, iść na mecz, bingo, na ryby albo posiedzieć u kogoś na działce/w ogródku? Przykłady od czapy, ale chodzi mi o ideę ;-) Wiesz, żeby może raz na kilka dni wyszedł z domu popołudniami, a Ty miałabyś mieszkanie dla siebie i przynajmniej przez kilka godzin zszedłby Ci z oczu :-) I nie chcę nikogo bronić czy oceniać, ale może Jemu brakuje kogoś z kim mógłby pogadać o czymś innym niż tematy poruszane z żoną. Ty piszesz bloga, co drugi dzień wrzucasz post na który masz po kilkanaście czy kilkadziesiąt odpowiedzi - to jest swego rodzaju rozmowa. Czasem ponarzekasz, czasem pośmiejesz się, ktoś to czyta. Jeden coś poradzi mniej lub bardziej mądrze, inny napisze chociaż że współczuje. Do tego masz kontakt z ludźmi w pracy. A Twój mąż z tego co piszesz poza wyjściem z psem nigdzie nie chodzi...
    I jeszcze jedno - z tego co się orientuję to przy pewnych schorzeniach nowotworowych występuje swego rodzaju nerwowość czy wręcz agresja, poirytowanie itp. To że mąż wygląda zdrowo jak ryba może być mylne. Wiek i demencja to jedno, ale może jednak by Go przycisnąć do zrobienia jakichś kompleksowych badań?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomysl przedni, ale niewykonalny, bo slubny to samotnik i nie to, zeby siedzial w domu, teraz ostatnio wiecej, bo chory, ale normalnie to go nie ma calymi dniami, bo lazi na spacery z psem albo czesciej sam, a tym samym schodzi mi z oczu. A ja czekam dnia, kiedy po raz pierwszy nie bedzie umial wrocic i przyprowadzi go policja. A porozmawiac sie z nim nie da, dzieki jego nastawieniu potracilismy znajomych, dlugo by opowiadac.
      Przymusilam go w koncu, zeby poszedl na kompleksowe badania, rodzinna pobrala mu hektolitry krwi i zobaczymy, co z tego wyniknie. Cos za dlugo tapla sie w tym covidzie, ja juz dawno na nogach, chociaz zachorowalam kilka dni po nim, a ten wciaz przesypia cale dnie.

      Usuń
  11. Tak siedzi mi głowie ten Twój wpis. Bardzo to smutne. I nawet nie wiem, jak Cię pocieszyć. Trzymaj się, Pantero:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszyscy sa mocno skupieni na wlasnych chorobach, dzieci widza wiek i choroby ojca i babci, tylko moja choroba jest taka niewidoczna, o niej wszyscy zapomnieli.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Powolutku

  Ostatnie tygodnie, miesiace wlasciwie byly pelne stresu, nerwow, chorob i przykrych wydarzen, niesprzyjajacej pogody, bo albo saczyl sie z...