13 września 2024

Po domu

 Kiedy bylam mala, ojciec zawsze kazal mi sie przebierac w ciuchy "po domu", a byly to ciuchy tak okropne, ze od poczatku probowalam sie buntowac. Pamietacie te paskudne barchanowe dresy, zawsze powyciagane, bo wtedy nie dodawalo sie zadnych domieszek z elastanu, zeby trzymaly ubranie w jako takiej formie. Inna rzecz, ze w tamtych warunkach, w starej kamienicy opalanej weglem, cieplo bylo jedynie w pokojach, gdzie te piece staly, lazienka i kuchnia byly pomieszczeniami bardzo chlodnymi, wiec barchanowe dresy i grube welniane skarpety byly koniecznoscia. Ale nastalo nowe, czyli bloki, gdzie wszedzie bylo cieplo, jednak stare przyzwyczajenia pozostaly, przebieranie sie w domowe ciuchy. Sama idea przebywania we wlasnych czterech scianach w wygodnym ubraniu jest wiele warta, pod warunkiem, ze te domowe ciuchy sa estetyczne. Jednak czesto jest zupelnie inaczej, po domu donasza sie jakies porwane i sprane podkoszulki, ktore niespecjalnie nadawalyby sie na szmaty do podlogi. Kapcie domowe bywaja tak znoszone, ze czesto zagrazaja bezpieczenstwu noszacego. Ale co tam, po domu mozna je jeszcze donosic, wyrzucic szkoda. 
 Nasze mieszkanie jest pelne zwierzecej siersci, kocioklakow i Toykowlosow, wszystkie meble sa w siersciowej panierce, wiec wystarczy usiasc na chwile, by wstac z tylkiem oblepionym klaczyskami, dlatego zawsze zmieniam spodnie na dresowe, ale te sa ladne, czarniutkie i trzymajace fason, niekoniecznie wygladajace na takie po domu, przy czym takie sprytnie sliskie, ze ich sie siersc nie czepia.
 Czego natomiast nigdy bym nie zaakceprowala, to brak hamulcow w fizjologii, jakies glosne bekanie czy puszczanie wiatrow w obecnosci rodziny, wedlug zasady, ze we wlasnych czterech scianach mozna sobie folgowac do woli. Dla mnie do elementarny brak szacunku dla partnera/meza/zony/dzieci, sa bowiem czynnosci, ktore wykonuje sie, a wlasciwie powinno sie wykonywac, w samotnosci, w zamknietym pomieszczeniu. Nawet najblizsze zzycie nie daje prawa do popuszczania hamulcow. Nawet w stosunku do kilkudziesiecioletniego wspolmalzonka trzeba trzymac klase i pewne intymne czynnosci nalezy realizowac w izolacji.
 Pisalam kilka dni temu, ze wyslalam slubnego do rodzinnej, ktora pobrala mu krew na wszystkie badania i znow wyszlo, ze jest cieslesnie zdrowy jak kon, jeszcze tylko za pare dni ma zostac przeswietlony, ale podejrzewam, ze jak zawsze jego wyniki moga konkurowac z wynikami 16-latka.
 
 A dzisiaj mamy:



40 komentarzy:

  1. Zawsze zmieniam ciuchy na "domowe" kiedy skądś wracam. Dla wygody. Nie wyobrażam sobie siedzieć wygodnie na kanapie, z nogami podwinietymi pod zadek i mieć na sobie dopasowane jeansy. Ale mam awersję do nienoszenia kapci po domu, a już w szczególności do biegania zupełnie boso, bez skarpet, zwłaszcza w takich pomieszczeniach jak kuchnia czy WC. No i nie daj Boże żeby mi ktoś takie gołe giry właśnie na kanapie czy fotelach kładł. Że już o traktowaniu ławy niczym podnóżka nie wspomnę! Nic, tylko odrąbać! 😈🤡

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Domowe ciuchy tak, ale nie podarte i znoszone lachmany na donoszenie, w ktore mozna bezkarnie glosno i bez zenady popierdywac siedzac w salonie przy telewizji. Wybor ciuchow domowych jest tak wielki, ze mozna cos estetycznego wybrac.

      Usuń
    2. No moje ciuchy akurat są "na donoszenie", bo ja najzwyczajniej w świecie nie niszczę ubrań... Tzn. że jeżeli przeznaczam coś na ciuchy "po domu", to jest to nadal ciuch w stanie bdb. :-) I takie rzeczy jak getry (latem) czy spodnie dresowe (zimą) owszem, kupuję nowe, ale tylko dlatego, że nie wyszłabym w takich na ulicę, więc muszę nabyć. Wszelkiego rodzaju koszulki, swetry, bluzy itp. stają się "domowe" kiedy już najzwyczajniej w świecie jestem nimi zmęczona, ale nadal są w stanie idealnym. No nie wiem, tak mam i już, że rzeczy kupuję dobre jakościowo i o nie dbam, a do tego nie należę do ludzi, którym ciągle coś się podrze, poplami itp.
      Co do ręczników u ludzi, to prawda, czasem myję ręce i czekam aż wyschną, bo strach dotknąć ;-) Za to szmat do podłogi nigdy nie piorę. Metodą mojej Mamy idę do lumpeksu (albo Mama idzie), kupujemy pościel flanelową, tniemy na odpowiednie kawałki i po użyciu w kubeł. Szkoda mi czasu, prądu i wody na pranie takich rzeczy ;-)

      Usuń
    3. Ja mam mopy i scierki bardzo dobrej jakosci, bo wychodze z zalozenia, ze one myja lepiej, wiec nie szkoda mi prac za kazdym razem. U mnie scierki do sprzatania wygladaja naprawde lepiej od niektorych recznikow do twarzy. W takich okolicznosciach wycieram sie o wlasne spodnie, zeby nie musiec dotykac tych "recznikow".

      Usuń
    4. Ja metodą babci zarzucam ścierkę na szczotkę do zamiatania i lecim z koksem :-) Ostatnio zaczął za mną "chodzić" mop parowy, ale te ścierki właśnie trzeba prać po każdym użyciu, więc się wstrzymuję z zakupem.

      Usuń
    5. Mam mopa parowego, ale dupy nie urywa, rzedko go uzywam, choc czasem sie przydaje. Oraz nie lubie szmat na miolte, mam mopa Leifheita i piore te nakladki po kazdym uzyciu.

      Usuń
    6. W UK mam coś na kształt gówno-leum i płytki PCV, więc szmata na szczotce daje radę. W PL mam deskę bambusową w całym mieszkaniu z kuchnią włącznie, tylko w łazience kafle, więc tam niestety lecim na kolankach, szmatką wykręconą niemalże do sucha.

      Usuń
    7. Ja tam lece mopem po calosci, wszedzie mam laminat, a w lazience plytki, nie ma nic lepszego. Ja juz jestem za stara na sprzatanie na kolanach.

      Usuń
    8. Ja też nie dzierlatka i to mycie czasem bokiem wychodzi, ale polska podłoga zbyt dużo mnie kosztowała, więc póki mogę to tak to wygląda. A jak już całkiem nie będę mogła, to sobie jaką Tamarę, Tatianę czy inną Irinę wynajmę ;-)

      Usuń
    9. One zhardzialy, juz nie chca sprzatac, za dobrze im sie wiedzie bez pracy, zeby chcialo im sie wysilac.

      Usuń
  2. Ale chyba te barchany z dzieciństwa były zdrowe bez tych sztucznych elastycznych domieszek, a teraz masz ładne spodnie dresowe z poślizgiem i może dlatego cierpisz na bóle nóg.
    Zawsze muszę się przebrać jak wrócę skądś, bo muszę pozbyć się podwieszaka i ogólnie musi być luz. Nie mam dziadostwa w ubraniach, bo lubię wyrzucać i mieć nowe. To samo dotyczy ręczników i pościeli, tym bardziej że to idzie do przytułków dla zwierząt.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moze i barchany byly zdrowe, ale nienawidzilam ich z calej duszy, bo byly ohydne. Poruszylas tez kwestie recznikow i rzeczywiscie w niektorych lazienkach wisza szmaty, ktorych ja nie uzylabym do mycia podlogi, sprane i stale wygladajace jak brudne. U mnie w lazience mam dla gosci malenkie reczniczki "na raz", potem ida do prania, podobnie zreszta jak wszystkie szmatki, mopy i sciereczki po sprzataniu, wszystko jest prane po jednorazowym uzyciu.

      Usuń
  3. Zawsze miałam zwyczaj przebierać się w wygodne ciuchy, gdy wracałam do domu. Przez długie lata uwielbiałam chodzić w domu, w męskich dużych koszulach, z rękawami podwiniętymi do łokci. Teraz mam sukienki w których chodzę w domu, bo nie lubię w domu chodzić w spodniach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja spodni z tylka nie sciagam, mam domowe i wyjsciowe. Sukienek nie lubie, w zadnym wydaniu, czasem zakladam, ale po domu nie zrobilabym sobie takiego aua.

      Usuń
    2. Wracając z pracy zawsze zrzucałam z siebie wszystko od proga. Teraz, na home office, latem w sukienkach (mam 4, oversize, cieniutkie, przewiewne, żyć nie umierać). Reszta roku w dresowych porteczkach, cieplutkich, sama bawełna, nieważne, że powypychane, muszą być luźne, nienawidzę, jak mnie coś pije. Oczywiście, gdy spodziewam się gości, ogarniam się ubraniowo :) I zawsze strasznie współczuję tym w amerykańskich filmach, które po domu zasuwają w wyjściowych kieckach i na szpilkach (zwłaszcza te gospodynie domowe z Mad Mena) - masakra. Tak samo jak panowie w garniakach. I oni zawsze chodzą po domu w butach, nawet na łóżko wskakują w butach :P Carramba. Na ciepłe dni mam klapki, takie dobre dla nóg, a na zimniejsze zakopiańskie z futerkiem :)

      Usuń
    3. Ja mam klapeczki Birkenstock, latem i zima, jak mi nuszki marznom, to zakladam grubsze skarpety, ale nie wlozylabym futrzanych kapci i nie pytaj, nie wiem dlaczego. Za to kiedy siedze przy telewizorze, stopy wkladam pod kocyk, bo podczas siedzenia jakos bardziej marzne w stopy.

      Usuń
  4. A że dzisiaj piątek to wiedziałam, ale że 13 to dużo później zauważyłam. I o dziwo mój piątek 13 był szczęśliwy, bo sprawdziłam konto bankowe a tam dużo pieniędzy, tydzień temu miałam włamanie do moich pieniędzy i ukradziono dużo, bank od razu powiedział że to ‘scam’ i że odzyskam pieniądze ale że może potrwać do 48 dni, a tymczasem kilka dni i pieniądze wróciły jakby z nadwyżka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko!!! Strasznie sie boje takich akcji, dlatego nie place nigdy online, nie ma sladu w sieci moich danych bankowych. Najczesciej place za posrednictwem KLARNA, a potem przelewam im klasycznym przelewem, slubny niesie papierek do banku. Nie chce zadnej nowoczesnosci, zbyt to dla mnie ryzykowne.

      Usuń
    2. Też się boję, myślałam że jestem ostrożna, nic nie kupuje online, bo lubię w sklepie, ja ciągle lubię robić zakupy, oglądać, dotykać. Mam tak że pieniądze mnie coraz mniej obchodzą, ciągle przybywają, wiec nawet jak stracę, to wiem że za chwilę coś wplaca, strata pieniędzy nie zabolała mnie, tylko bardzo dotknęło mnie że jest człowiek który może tak paskudnie oszukać, okraść. Ale tak naprawdę wcale tego nie przeżyłam, ani trochę nie dręczyłam się, tylko takie rozczarowanie i uświadomienie sobie że nie wiem jak bardzo będę ostrożna i tak coś takiego może wyskoczyć, tak losowo.

      Usuń
    3. Mowie Ci, Terenia, tylko gotowka i zadnych sladow platnosci, ktore pozostawia placenie karta czyli wirtualnymi pieniedzmi. Po sladach mozna dojsc do konta i je sobie przeszukac oraz sie samemu obsluzyc. Masz porzadny bank, ktory bierze odpowiedzialnosc za takie zlodziejskie ekscesy, ale co maja robic klienci gorszych bankow?

      Usuń
  5. 13-ty- fajny dzień, ja się urodziłam właśnie 13-tego ale kwietnia a na dodatek w okupowanej przez hitlerowców Warszawie. Ale to był nie piątek ale wtorek. Taaak, strój domowy - obowiązywał i dorosłych i dzieci. U mnie polegał głównie na tym, że po przyjściu ze szkoły zdejmowałam szkolny fartuch, którego zresztą nienawidziłam bo był z takiej mięsistej, błyszczącej jasno granatowej materii i jakoś mi się kojarzył ze....szlafrokiem. Marzyłam o takim fartuszku jakie nosiły małe Rosjanki w swej szkole, która była niedaleko naszego domu. Matowy, czarny, na szeleczkach ozdobionych plisowana falbanką. Doczekałam się takiego pod koniec podstawówki. A teraz mój strój jest uniwersalny - dżinsy i jakąś "góra" stosowna do pogody- okrutnie nie lubię się ciągle przebierać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie przebranie sie jest koniecznoscia z racji tej wszechobecnej siersci. Kiedy dzieci do nas przychodza, przed wyjsciem musza sie czyscic taka klejaca rolka, bo cale sa w klakach, taki urok domow, gdzie zyja zwierzeta. Mnie to nie przeszkadza, a jak komu zawadza, nie musi tu bywac i tyle.

      Usuń
    2. Mój "nie kłaczył" bo jego sierść wymagała trymowania, więc wszystko co się kiepsko trzymało na skórze było co miesiąc usuwane a poza tym to był codziennie szczotkowany. Nabrałam takiej wprawy w trymowaniu i szczotkowaniu oraz " w praniu" łapek i brzuszka po każdym spacerze mokrym spacerze, że aż szkoda, że nie otworzyłam salonu psiej pielęgnacji. On tylko z początku bał się suszarki do włosów, ale potem ilekroć któreś z nas suszyło własny skalp to zaraz przybiegał do łazienki. Ciągle za nim tęsknię.

      Usuń
    3. Dawno temu mielismy psa rasy pundel, czyli letko skundlony pudel, to tez jest praktyczna rasa, nie sieje siersci, ale trzeba regularnie szczotkowac, bo inaczej skoltunieje. Ta praktyczna na pozor krotkowlosa Toya okrutnie gubi siersc, w domu jest najwiecej jej klakow, wiecej niz oba koty gubia razem. W samochodzie mimo tego ochronnego brezentu, wszedzie mam powbijane jej klaki.

      Usuń
  6. Wszystko jest kwestią nawyku. Przebieram się po pracy w wygodniejsze stroje (strój "roboczy" od razu wędruje do prania, bo ja zakładam koszulę tylko raz), ale te wygodniejsze stroje też nie są jakimiś łachmanami. Gdy wyjeżdżamy z Kochanym gdzieś na zakupy, sporo czasu poświęcamy na dopasowanie ubrań. Gdy pracowałam w Polsce i miałam bardzo długie włosy, miałam taki zwyczaj, że włosy były rozpuszczone w robocie, ale jak tylko przestępowałam próg domu zaczynały mi przeszkadzać i zbierałam je w warkocz. Teraz się odzwyczaiłam, ale mam inną korbę, po powrocie z wyjazdu ściągam zawsze najpierw zegarek :D Wiem, że to nawyki, pojawiają się i znikają. Ostatnio byliśmy z Kochanym trzy tygodnie w innym domu (opiekowaliśmy się psem) i pokłosiem tej zmiany jest próba chodzenia po naszym domu na bosaka (odkryłam, że stopy mnie mniej po tym bolą). Poza tym nogi opieramy na krzesłach i biurkach, tak oboje mamy z małżonkiem .... coż :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Calkiem boso pozwalam sobie chodzic wylacznie po plazy albo gdzies po trawie, po domu jednak nosze klapki Birkenstocka, to prawie jak boso, ale bardziej higienicznie.
      I, jak widze po komentarzach, wszyscy maja nawyk przebierania sie w wygodne ubrania, a nie jak na mydlanych operach w wyjsciowych kieckach i na szpilkach :))))) No ale oni maja sluzbe, wiec moga sobie na takie kaprysy pozwolic. ;)

      Usuń
  7. Chociaz zdarzylo mi sie zrobic blogowy wpis na temat "wspolnoty rodzinnej" recznikow a nawet szczoteczek do zebow zmiana ciuchow wyjsciowych i roboczych jest dla mnie tak oczywista jak to ze po nocy nastepuje dzien - dla wygody i higieny - wiec nawet nie przyszlo mi do glowy robic z tematu sprawy. W moim wypadku, jako ze do niedawna posiadalam ogrod, mialam rowniez ubrania ogrodowe, przeznaczone tylko do prac w nim. Bedac technikiem laboratoryjnym pracowalam w kilku zakladach chemicznych wiec ten fakt sam narzucal aby ubrania w ktorych bylam w pracy zaraz po przyjsciu do domu zmienic na inne.
    Piatek 13 - jakiekolwiek zle wydarzenia mnie spotkaly to nigdy w ten dzien wiec chociaz jego nadejscie przywodzi mi na mysl jego "fatalnosc" w mym wypadku nie sprawdza sie .
    "Po domu" - zwiewna i lekka sukienka jako ze wciaz mieszkam w goracych klimatach, albo legginsy i cienka gora.
    A o kocich klakach to nawet nie chce mi sie pisac bo tez mam je wszedzie ale odwrotnie do Ciebie wciaz czyszcze i dbam by goscie nimi nie oblezli, by sofa czy fotele nadawaly sie do bezszwankowego uzytku co zarazem zaspokaja moje poczucie porzadku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama piszesz, ze sie nudzisz, wiec mozesz bez konca czyscic i odkurzac wszystkie meble z kociej siersci, mnie tam nie przeszkadza, a goscie musza sie dostosowac, przy wyjsciu sluze rolka do sciagania siersci z gosci i jakos to idzie. :)))
      A w moim poscie mniej chodzilo o samo przebieranie sie, bo jak widac po komentarzach, wszyscy to robimy, a bardziej o estetyke ubran domowych i folgowanie wobec rodziny odruchom fizjologicznym, co uwazam za totalny upadek obyczajow. Niestety wielu uwaza, ze rodzina nie zasluguje na chocby cien szacunku.

      Usuń
  8. :)))) Nie mam siersci, mam cieplo rowno w calym mieszkaniu i nie nosze pantofli (co to takiego) ale mam ubrania dla odpowiednich zajec, wyjsc czy domowego odpoczynku przy... sprzataniu, gotowaniu. Domowe stroje kupuje juz z ta mysla tak jak stroje wyjsciowe pozostaja takimi nawet po 30 latach (jesli sie w nie jeszcze mieszcze :). Kazde hobby tez wymaga wlasnego odziewku, ktory czeka spokojnie, oczyszczony po uzyciu, na nastepna okazje. Na szczescie mieszkanie ma przewidziane pomieszczenie garderobowe z polkami, wieszakami, nawet stolkiem i lustrem. Inne zsady "wspolnoty rodzinnej" pozostaja w tej wspolnocie :). One nie podlegaja dyskusji, ocenom czy popularyzacji. Moze jedna zasada: w saunie pachnie tylko sauna! Reszta wg mantry; w naszym domu obowiazuja nasze wspolne zasady wypracowane latami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tak ma byc, cieplo (lub przewiewnie w innej porze roku), wygodnie i adekwatnie do wyzwan. Ale nadal jestem zdania, ze nawet, a moze szczegolnie, najblizsza rodzine trzeba w pewnych sytuacjach traktowac jak obcych, bez zle pojetej poufalosci.

      Usuń
    2. ... ale z wyrozumialoscia :)))

      Usuń
  9. Oczywiście, przebieram się w ciuchy "po domu". najczęściej noszę leginsy i koszulkę, najlepiej taką za tyłek i w ostateczności da się w tym wyskoczyć w sytuacji alarmowej do pobliskiego sklepiku. No ale to są rzeczy estetyczne i niezniszczone. Co do czasów peerelu, to też się przebierałam, nauczyły mnie tego mama i babcie, obie, które zwykle przebierały się w jakieś bezrękawniki lub podomki - nigdy w spodnie. U nas się niestety nie przelewało, a że długo nie mieliśmy pralki, to własne rzeczy prałam ręcznie i te "po domu" nie zawsze były tak zadbane, jak te wyjściowe. Tyle że była to wina mojego własnego lenistwa, a nie przykład z góry, bo mama zawsze wszystko miała czyściutkie. Mam też domowe dresy i sukienki (bo w ogóle sukienki lubię), jednak te ostatnie noszę rzadko, bo jednak spodnie są wygodniejsze.
    A jeśli chodzi o fizjologiczne faux-pas, to czasem nie da się ich powstrzymać i zdarzają się takie niezamierzone, ale wtedy się grzecznie przeprasza. Poza tym też uważam, że to sprawy bardzo intymne i powinny się odbywać w odosobnieniu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestes pierwsza osoba, ktora zauwazyla i skomentowala "drugie dno", nie tylko przebieranki domowe. Jak sie wypsnie, to nie ma na to wplywu, ja mialam na mysli celowe kontrolowane wiatry i zasmiewanie sie z nich do lez, podobnie jak glosne oblesne bekanie. Takie przypadkowe chcialoby sie zatuszowac, jak onegdaj Pan Rotmistrz na balu u Hrabiny. Wypslo sie nieszczesnikowi, oblal sie purpura i zaczal szurac krzeslem w nadziei, ze da sie zatrzec zle wrazenie. Na co Hrabina: "Panie Rotmistrzu, tonu pan nie dostroisz, a mebel tylko zniszczysz".

      Usuń
    2. Zawsze bardzo lubilam dowcipy o Panu Rotmistrzu.

      Usuń
  10. A, i jeszcze ten nieszczęsny piątek trzynastego! Dawno już temu doszłam do wniosku, że ewentualny pech może mnie dopaść bez względu na to, czy coś zrobię, czy właśnie, mając na względzie pechową datę nie zrobię, więc po prostu robię, co mam zrobić i tyle. Tak sobie to zracjonalizowałam, a poza tym staram się nie wierzyć w przesądy.
    Najbardziej podoba mi się podejście realisty, świetne :D:D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mam zadnych zlych skojarzen, wycinano mi wyrostek robaczkowy w piatek 13.go i jak widac - przezylam i mam sie nienajgorzej. Mam wiec zdanie podobne do realisty, ciesze sie na weekend.

      Usuń
  11. Kurcze jak lubię domowe ciuchy. Są przytulne miękkie i ciepłe. I rozwleczone 😅

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozwleczonych nie lubie, maja byc przytulne, miekkie i cieple (w zimie) oraz przewiewne w lecie.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Powolutku

  Ostatnie tygodnie, miesiace wlasciwie byly pelne stresu, nerwow, chorob i przykrych wydarzen, niesprzyjajacej pogody, bo albo saczyl sie z...