... naprawde ciezki kawalek chleba, jak juz kiedys przyuwazylam.
Chocholy byly przez trzy tygodnie z mama w sanatorium, tu mozna raz na dwa lata wnioskowac o sanatorium z dziecmi. Progenitura ma w czasie dnia jakies przedszkolne zajecia, a matki moga sobie odpoczywac, maja jakies pogadanki z psychologiem czy zabiegi, jesli ich potrzebuja, a dom, w ktorym mieszkaja, jest przystosowany dla dzieci w roznym wieku. Wrocili wiec po tych trzech tygodniach i corka obawiala sie, ze moga byc niewielkie problemy z ponownym przyzwyczajeniem ich do zycia przedszkolnego i dlatego spytala mnie, czy nie odebralabym ich tego pierwszego dnia wczesniej. No nie ma problemu, ale oczywiscie problemy sie pietrzyly, bo po pierwsze Zoska jeszcze spala, poszlam wiec odbierac Juniora, byl z grupa na wybiegu, bo pogoda byla przepiekna. Ale nie ma tak latwo, poniewaz nie wszystkie wychowawczynie jeszcze mnie znaja, musialam sie legitymowac, czy ta osoba na liscie uprawnionych do odbioru dzieci to ja. W miedzyczasie Zoska sie obudzila, ale zula jakies jablko czy ogorka, zagryzajac jogurtem, wiec troche trwalo i musialam czekac, az przezuje wszystko. W miedzyczasie Junior wyskoczyl z butow, bo niby mial tam jakies kamyczki, wytrzasnelam kamyczki, wzulam mu buty, uciekl. Zoska skonczyla, ubralam ja, znalazlam Juniora, wzielam kurtki, pamietalam o lunchboxie Zoski, ale w tym chaosie zapomnialam o plecakach i lunchboxie Juniora, wiec nastepnego dnia switem corka dzwonila, ze nie moze ich znalezc. Ups! Zaprowadzilam towarzystwo do domu, przewinelam, zmienilam buty z zimowych, jakie mieli zalozone przez mame rano, bo w nocy byl przymrozek, zabralam wode do picia, ktora mi sie malowniczo wylala w torebce (nie ma, zeby zatyczka czy zakretka byla jakas normalna, tu wszystko na jakies pokrecone patenty, a bapcia nie nadaza), i pomaszerowalismy na plac zabaw. Jeden jest w poblizu, ale dosc ubogi, wiec zarzadzilam pojscie na ten lepszy i bardziej wypasiony, ale no w pewnym oddaleniu. Dla mnie oczywiscie to pestka, ale chocholy przyzwyczajone przez matke, ze wszedzie je dowozi, jak nie autem, to wozkiem, juz mi po drodze marudzily, ze nogi bola, wiec troche Zoske nioslam, a zmeczylam sie jakbym maraton przebiegla, bo nie jestem przyzwyczajona chodzic tak wolno i juz wtedy ze zgroza myslalam, jak to bedzie w drodze powrotnej. Wreszcie doszlismy, a w chocholy wstapila nowa energia (ja sie tak szybko nie regeneruje, one maja w tyleczkach perpetuum motorki), za to bapcia musiala bujac na hustawkach i asekurowac na zjezdzalniach. Zdjecia wgraly sie dokladnie od tylu do przodu, po tym unowoczesnieniu blogera umieszczanie zdjec stalo sie problematyczne, nie dziala jak powinno.
Tak jak przypuszczalam, droga powrotna byla nieco meczaca, bo chocholy byly wymeczone dreptaniem na plac zabaw i samymi zabawami, wspinaczkami, zjezdzaniem, babraniem sie w piachu i ganiatykami, wiec marudzily i oba chcialy na rece, a przeciez bapcia wielbladem nie jest. Nie chcialam wiec brac Zoski, zeby Juniorowi nie sprawiac przykrosci i tak ciagnelismy sie z powrotem do domu, a po drodze chocholy na przemian usilowaly na mnie wymusic noszenie i mglaly na srodku drogi, probowaly dac mi do zrozumienia, ze juz ani kroku dalej i tam zostaja, gdzie siedza. A ja brnelam dalej, wiec kiedy sie obcinaly, ze bapcia znika za horyzontem, zmartwychwstawaly i doganialy. Jakos sie dowleklismy, a zaczynalo sie juz robic troche chlodno i balam sie, ze sie w koncu poprzeziebiaja, bosmy poszli bez kurtek. Oddalam towarzystwo mamie i z ulga wrocilam do siebie, wzielam prysznic i spalam potem ponad 8 godzin, tak mnie wykonczyly. Aleee... musze sie pochwalic, ze na dowidzenia Zoska sama podleciala do mnie, zeby dac mi buzi. Dlugo jakos bylam w nielaskach caluskowych, nie chciala i juz, no przeciez zmuszac nie bede. O ile Junior kocha ze mna przytulaski i buziaczki, tak Zoska ledwie czasem mi pomachala raczka i powiedziala bajbaj. Czyli mam nadzieje, ze wrocilam do lask na dluzej.
Pokaze Wam jeszcze kilka fajnych fotek z muzeum iluzji w Pradze, gdzie chocholy byly z mama w wolny weekend, bo z miejsca, gdzie byli w tym sanatorium, do Pragi bylo tylko ok. 200 km, wiec jak nie skorzystac z okazji, bedac tak niedaleko.
Kto by pomyslal, ze Zoska ma tak dlugie konczyny. No a niektore zdjecia jasno dowodza, ze co najmniej jeden chochol wyklul sie ze smoczego jaja, za to obydwa sa nawiedzone (pobyt na suficie) i trzeba im egzorcyzmow. No i fajnie by bylo, gdyby byly takie male jak na tym krzesle, mozna by je bylo schowac do kieszeni i czlowiek by sie nie nadzwigal od noszenia. No ale zawsze mozna je zamknac w klatce jakby co, przynajmniej nie wejda w szkode, a w ostatecznosci mozna za pomoca armaty wyslac na ksiezyc, niech zawracaja glowe Twardowskiemu.
I to by bylo na tyle.
Jak pięknie i ciekawie piszesz o wnuczętach, kochanej Zośce i kochanym Juniorze. No miło czytało się. Ten cały odbiór dzieci z przedszkola jest skomplikowany żeby o wszystkim pamiętać, plecaczki, lunchbox, kurteczki, no i oczywiście dzieci, wiec najważniejsze pamiętałaś 😃
OdpowiedzUsuńTeraz juz bede pamietala o plecaczkach, kurteczkach i lunchboxikach, no wlasnie, obym tylko chocholow z tego przedszkola nie zapomniala. :)))
UsuńDla mnie z muzeum iluzji najlepsze jest to pokazanie zadowolonej mamy, kiedy jej maleństwa (dosłownie) sa ujarzmione na wysokim krześle.
OdpowiedzUsuńFajnie byloby miec takie malutkie dzieci az do samej doroslosci, niechby sobie urosly dopiero na 18-tke. O ile latwiej byloby matkom ogarniac towarzystwo. :)))
UsuńNo i takie małe łatwo byś doniosła z placu zabaw do domu. Trochę ta powrotna droga z placu zabaw zaniepokoiła mnie, że szłaś sobie do przodu, one tam biedne przycupnięte na chodniku.
UsuńSzlismy przez park, wiec nie na chodniku, a w alejce i ja jednak wciaz zezowalam do tylu, czy im sie jakas krzywda nie dzieje, ale z drugiej strony nie moglam pozwolic sie zaszantazowac. :)))
UsuńNo jak w parku to lepiej to wygląda, chyba że wilki tam są, albo niedźwiedzie.
UsuńNo nie, nie ma takich potworow, sa tylko male ptaszki i wiewiorki. A najwiekszym zagrozeniem sa niegrzeczne dzieci :)))
UsuńUśmiałam się z Twoich przejść z Chochołami. Naprawdę dobrze by było, żeby do 18 były takie malutkie, bo łatwiej by było sobie dać radę z nimi 😁😁😁
OdpowiedzUsuńNo wlasnie, schowalabym je do kieszeni i bylby swiety spokoj, a gdyby zaszla taka potrzeba, latwiej byloby je spacyfikowac, bo takie male nie uciekalyby za szybko.
UsuńJak zwykle napiszę, ze uwielbiam Twoje bapciowanie i relacje z nimi związane, jestem w takim wieku, dużo starszym niż Twój, ze wybieram sobie zdarzenia miłe i nie mortyfikujące mnie zanadto. Bardzo mi się spodobało muzeum iluzji w Pradze, będę o nim pamiętała..moze kiedyś, może dla mojej Sofi , bylaby zachwycona. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńJaka szkoda, ze Sofi juz wyrosla z Fofi, to bylo takie slodkie, i ani sie czlowiek obejrzy, jak wyjedzie gdzies studiowac, a potem zalozy rodzine. Dzieciaki stanowczo za szybko rosna i dojrzewaja. Lubie z nimi byc i korzystam poki one jeszcze lubia byc ze mna.
UsuńTak, wnukami należy się cieszyć póki są małolatami, potem zaczynają swoje życie i niekoniecznie babcie w nim maja miejsce, ale ciągle dobrze dobre babcie wspominaja i przesyłaja serduszka i czasem coś miłego powiedzą, niedawno moja wnuczka 18 letnia taką miłą rzecz mi powiedziała, że jestem dla nie wzorem...wzruszyła mnie... Fofi Sofi jest przesympatyczną dziewczynką, bardzo czułą ale juz zaczyna być nastolatką...
UsuńPamietam ja malutka, szybko sie zawinela w nastoletniosc. Dlatego dbam, zeby jak najwiecej czasu spedzac z wnukami poki chca ten czas spedzac ze mna. Ja do mojej babci zawsze chetnie jezdzilam, nawet kiedy mialam juz swoja rodzine, to z wlasnymi dziecmi. Ale moja babcia byla dla mnie matka, wiec moze dlatego.
UsuńNielatwa praca ale ile przyjemnosci i przyszlych wspomnien! Cieszy mnie widzac Zosie bez smoczka poza tym nagle zrobila sie jakos doroslejsza, aktywniejsza.
OdpowiedzUsuńPantero - nalezy sie cieszyc tymi chwilami z malymi wnukami bo gdy dorosna zaczna unikac babciowania, beda samodzielni i zainteresowani zupelnie innym swiatem. Tak sie stalo u mnie (jeden prawie 20, drugi 17 i pol i bardzo zakochany)- ani slychu ani dychu, przestali dzwonic, pisac, przyjezdzac a co chce sie dowiedziec o ich zyciu to tylko od syna a i on widuje sie z nimi rzadko jako ze oba chlopaki niezmiernie zajeci.
Fajne te iluzjonistyczne zdjecia.
Masz racje, wnuki za szybko rosna i traca zainteresowanie dziadkami, chociaz to wina matki, ona powinna przypilnowac, zeby przez caly czas zachowaly kontakt z dziadkami, skoro sami o tym nie pamietaja. Ja rozumiem, sa daleko, maja swoje zycie, ale zatelefonowac raz na jakis czas powinni.
UsuńSama jestem zdziwiona tym brakiem smoczka, zapomnialam spytac corke, czy to juz tak na stale, czy jeszcze przed snem korzysta.
Ja tylko raz niańczyłam Starszego gdy miał z 10 miesięcy, bo córka była z nim wtedy w Warszawie chyba prawie 3 tygodnie - oczywiście była służbowo. A gdy wróciła do siebie to mały zaraz do żłobka był oddany. A potem to bywałam głównie w wakacje. Między moimi jest dwa lata różnicy i gdy urodził się młodszy starszy zaraz stracił prawo do bycia noszonym na rękach i musiał dreptać sam na własnych nóżkach. Z czasem opanował sztukę pedałowania i dowoził się do żłobka rowerkiem. Moja córka była mistrzynią w przyuczaniu dzieci do faktu, że życie nie jest lekkie.
OdpowiedzUsuńJak widac, moja corka ulatwia dzieciom zycie wozeniem i ja ja troche rozumiem, bo wozenie jest szybsze, a chodzenie z nimi pochlania mnostwo czasu i skoro jest sie samotnie wychowujacym i pracujacym dodatkowo rodzicem, to ten czas jest bardzo cenny. Ale bapcma czas miala, wiec chocholy kopytkowaly do domu.
UsuńNo niestety samotne wychowywanie dzieci nie jest ani proste ani łatwe. Ale i tak łatwiejsze chyba tu niż w Polsce, takie mam wrażenie. Poza tym to moja i mój zięć dobrali się jak w przysłowiowym korcu maku - jednakowe poglądy na życie , te same wartości wyniesione z domów rodzinnych. Od samego początku zięć stał się dla mnie drugim dzieckiem, teściowa traktuje moją córkę tak , jakby była jej własnym dzieckiem.
UsuńZresztą jest niesamowicie dobrą z natury osobą. Może dlatego, że nieźle dostała w kość od swojej teściowej, zresztą podobnie jak i ja od swojej.
Ja tam do tego ziecia od najmlodszej nic nie mam, to oni sie nie dogadywali, dla mnie on nadal jest dobrym ojcem dla moich wnukow i bardzo fair w stosunku do mnie. Z tym drugim od sredniej tez nie mialam nigdy zadnych utarczek, wiec nadal traktuje ich obu jak czlonkow rodziny, zreszta corki tez sie z nimi teraz dogaduja w sprawie dzieci itp.
UsuńMówiem Tobie, Anuśka, one urosną i pójdą precz, a Ty będziesz tęsknić...
OdpowiedzUsuńŚliczne są oba i i takie maluśkie, przytulaśne! Fajnie, że młoda polubiła buziaczki z bapcią, to bardzo miłe z jej strony:) Niech tylko trochę urosną i na nuuuuszkach popitalają, bo bapcia dżwigać raczej nie powinna, skoro jest jej tak ciężko.
Mój prawie osiemnastak rzadko już u mnie bywa, relacje mamy bardzo fajne, ale jego wizyta to święto, mówię Ci. Ma swoje życie, swoją ukochaną, swoje plany. Ukochana jest bardzo bardzo, normalna dziewczyna, osiemnastak takoż normalny.
Gdybym ja mogla byc taka klasyczna babcia, niepracujaca, mogaca brac dzieci na weekend (teraz nie moge z braku miejsca), to pewnie spedzalabym z nimi jeszcze wiecej czasu, ale tu praca, w domu nastepna, obowiazkow mi przybywa, a sil niestety ubywa, wiec jest jak jest, nie moge brac na siebie jeszcze opieki nad dziecmi.
UsuńNie, nie, nie. Żadnych wnuków.
OdpowiedzUsuń:)))))))))) Bedziesz miala swoje, to zmienisz zdanie. :))))))))))
UsuńNie ma obawy, nie będę miała.
UsuńNie mow HOP.
UsuńO Pani toż Ty hirołem jestes normalnie. Serio szapoba. Oraz muzeum iluzji sztos. Zdjęcia damy z gronostajem i zoski baletnicy wymiatają. Cały czas też jestem pod wrażeniem tego sanatorium dla mam. To rewelacja.
OdpowiedzUsuńTo rzeczywiscie swietny wynalazek takie sanatorium dla rodzica z dzieckiem/dziecmi, bo tatowie tez korzystaja z takich udogodnien, choc rzadziej. Moja druga corka tez juz korzystala z takiego sanatorium, ale ona byla nad morzem.
UsuńO ja :) Jesteś bapcią, którą ja nominuję do Nobla. Twoja bajka z Zośką jest jak moja z Kalafiorkówną - dziewczynki są grymaśne, u mnie wyłamuje się Mała Wiedźma :) Tak, bapciowanie to nielekki kawałek chleba, ale Ty dla mnie jesteś miszczynią, której nigdy do pięt nie dorosnę. Wciąż pamiętam Twoją wyprawę do Łodzi z Hexą... Chapeau bas... A muzeum w Pradze podrzucę moim dzieciom, może coś zorganizują. No i nie narzekaj na niemiecką służbę zdrowia, o takim wypasie jak sanatorium dla matek z dziećmi to w PL nigdy nie słyszano :P
OdpowiedzUsuńDzietnosc mamy nie za dobra, wiec rozpieszcza sie rodzicow, chociaz teraz ta dzietnosc jakby wzrosla, tyle tylko, ze rosnie armia zasilkowcow, do roboty sie jakos nie garna, za to wyksztalceni Niemcy uciekaja gdzies za granice, gdzie ich tak nachalnie nie beda okradac z podatkow.
UsuńDoskonale rozumiem. Dziś Inżynier mówił mi o kolegach z pracy, Niemcach, którzy nie chcą dalej tyrać, idą na emeryturę, nawet wcześniejszą, jeśli mają taką opcję, twierdząc, że życie jest za krótkie na tyranie bez sensu... Szczęściarze, że mają taką opcję, co nie? Ale i tak super, że Twoja córka mogła skorzystać z tego dobrodziejstwa i że wróciła do domu cała i zdrowa. Wiem, poniekąd, ile Cię to kosztowało :*
UsuńW sumie to nerwy mialam podczas podrozy w te i z powrotem, a tak to na biezaco wiedzialam, co sie tam dzieje, bo bylysmy w stalym kontakcie, rowniez na "videle". ;)
UsuńSzukając muzeum w Pradze odkryłam, że w Koziołkowie mamy swoje :) Więc nie wyślę ich do Pragi, bo po co? ;)
OdpowiedzUsuńPowaznie? Nawet nie wiedzialam, zreszta Ty na miejscu, a tez nie wiedzialas. :)))
UsuńNo i widzisz, jak blogowe kontakty czasem kształcą :) https://muzeumins.pl/
UsuńChyba sama to wnukom zafunduję, choć to wcale nie jest tania zabawa :)
A co dzisiaj dostaniesz tanio? Chyba tylko w zeby. Dwa lata temu wstep do lodzkiego ZOO kosztowal ponad 7 dych, a Hexa nie zalapala sie nawet na ulgowy, bo tylko do 3 lat.
UsuńFajnie to wszystko opisujesz, zresztą nie ma się co dziwisz, masz dobre pióro. Zdjęcia z muzeum iluzji bardzo zabawne :D
OdpowiedzUsuńNie wyobrażam sobie, żeby zostać babcią na pełen etat, jestem za wygodna. Na razie mi to raczej nie grozi ;) a im dalej, tym mniej będę się do tego nadawać. Co prawda moja prababcia ze strony ojca opiekowała się mną i siostrą, kiedy miała już ponad 80 lat, ale przedtem opiekowała się całą czeredą swoich wnucząt i prawnucząt, nie wspominając o dzieciach. Zresztą i tak nie sadzę, żebym miała opiekować się wnukami (o ile się trafią, hrehrehre) zbyt często, przecież moje dzieci nie mieszkają w moim mieście.
Nie, na pelen etat nie przyjelabym sie za nic w swiecie, ja jestem nie tylko za wygodna, ale i za stara, za chora i za zmeczona zyciem. Ale popilnowanie ich od czasu do czasu czy pojscie z nimi na pajaki i lody miesci sie w moich mozliwosciach. I sprawia mi przyjemnosc, choc nie powiem - meczy.
UsuńNo i moge sie spelniac jako bapcia tylko dlatego, ze corka wrocila do domu, bo na tamta wies tez mialam za daleko.
Kurde, dziwić! Czego mi się tu dziwisz plącze?! Chyba z czystej złośliwości :D:D:D
OdpowiedzUsuńGlodnemu dziwisz na mysli :)))))))))))
UsuńBeautiful post
OdpowiedzUsuńPlease read my post
OdpowiedzUsuń