09 października 2022

Sniadanie nie u Tiffany´ego

 ... a w szpitalu. Bo wyobrazcie sobie, pozwolono mamie zjesc, zanim pojdzie do domu, choc juz na dlugo przed sniadaniem bylo wiadomo, ze wychodzi. Tak sobie porownalam to, co mama dostawala do jedzenia w szpitalu w Polsce, kiedy operowano jej zle zlozona przez gipsiarza reke, z tym, co daje sie chorym tutaj. Przede wszystkim nie swiruje sie z setkami ton odpadow plastikowych, bo w PL kazdy posilek dostaje sie na nowym plastikowym talerzu i dodaje jednorazowe platikowe sztucce (sprobujcie tym przekroic bulke lub posmarowac ja twardym maslem) i na to nie szkoda pieniedzy, oszczedza sie na jedzeniu. Tutaj jedzenie serwowane jest na normalnym talerzu, ktory pozniej sie myje, podobnie z klasycznymi metalowymi sztuccami - wszystko jest wielokrotnego uzytku. 
Do jedzenia mama dostala: dwie bulki, dwie kostki masla, jednorazowe porcje marmolady, miodu i twarozku, jedno jajko, plaster sera zoltego, wedliny i jogurt. Do picia jest do wyboru kawa i wszystkie mozliwe rodzaje herbat, od czarnej, przez zielona, owocowa, mietowa, rumiankowa i bukwi co tam jeszcze. 
 
 Picie stoi przez caly dzien na korytarzu, mozna korzystac do woli. Sa dwa wielkie termosy, jeden z kawa, drugi u wrzatkiem, a obok leza torebki herbaciane, torebeczki z cukrem  i pojemniczki z mlekiem do kawy. Dzien wczesniej na obiad miala slynny niemiecki eintopf (bardzo gesta sycaca zupa), jogurt i gruszke. Nie wiem, co dostala na kolacje, bo juz mnie tam nie bylo, ale prawdopodobnie cos podobnego do sniadania, moze zamiast bulek byl chleb. Jak sie lezy dluzej, to dietetyczka chodzi i pyta, co sie chce na obiad, bo jest kilka opcji do wyboru.
 Widywalam niestety zamieszczane w internecie zdjecia posilkow w polskich szpitalach i nie wiem, jak na takiej "diecie" mozna w ogole wracac do zdrowia, szczegolnie np. matkom karmiacym. Jak rodzina nie dokarmi, to nielatwo, ale co robic, kiedy nie ma sie rodziny albo nie stac jej na dokarmianie.
 Na deser dla Was szpital, gdzie mame "przetrzymano", teraz to wlasnosc sieci centrow medycznych, kiedys podlegal kosciolowi i nazywal sie Neu Bethlehem. W tymze szpitalu przyszly na swiat moje trzy wnuczeta, ja tez mialam okazje pomieszkiwac tam i nocowac na jego lozkach. Zbudowany w 1896 roku, stale modernizowany, na jego terenie znajduje sie centrum serca i krazenia, gdzie mialam robiona koronarografie, a takze osrodek okulistyczny, gdzie miala byc operowana mama. W innym budynku przyjmuja chirurdzy, ktorzy operuja w szpitalu. Ma on jedynie ok. 100 lozek i 250 pracownikow, ale wole taki kameralny szpitalik od uniwersyteckiego molocha, z calymi tabunami profesorow i nie mniejsza liczba studentow, rezydentow i innego personelu. Tam, lezac tydzien w szpitalu, mozna nie trafic na te sama osobe z personelu, taka tam rotacja.

Wkleje tez zdjecie z ptasiej perspektywy, ZRÓDLO

Te kilka budynkow na samym dole, takich "ucietych" to wlasnie centrum serca i krazenia, zabiegowy okulistyczny, a przy ulicy po prawej - chirurdzy i inni lekarze. Ten bialy budynek ze spadzistym dachem i balkonami to ginekologia i poloznictwo, tam rodzily sie moje wnuki. Mama zas lezala w budynku stojacym wzdluz ulicy po lewej stronie zdjecia, ten z szarym dachem.
 

46 komentarzy:

  1. O szpitalne jedzenie to moja specjalnosc, jakby nie bylo sluzylo mi przez pol roku z malymi przerwami. Tez bylo podawane na normalnych talerzach i sztucce metalowe. Sniadanie wygladalo u mnie podobnie, te male opakowania, jak ktos chcial mogl zamiast masla miec margaryne, nie bylo twarozku, bo my mamy specjal ‘Vegemite’ smarowidlo w kolorze czekolady, slone z witaminami B, niestety nie buleczki tylko chleb albo grzanki chllebowe, jogurt byl, ale bylo tez mleko w malej buteleczce bo byly sniadaniowe chrupki w pudeleczkach, a ja najczesciej zamawialam owsianke - dla mnie szpitalna owsianka najlepsza na swiecie, a i byl owoc do wyboru, banan, pomarancza,, jablko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierzysz, ze przy takim karmieniu sa ludzie, ktorym tego za malo albo nie smakuje? Co prawda rzeczywiscei kiedys to jedzenie bylo znacznie lepsze, bo wszystkie szpitale mialy wlasne kuchnie, teraz zas wszystko polega na cateringu, ale ja nigdy nie narzekalam, bo nawet ten catering jest smaczny. Kiedy daja cos, czego ja nie lubie, zawsze mialam wybor, mozna bylo wybrac cos weganskiego, muzulmanskiego albo jeszcze innego.

      Usuń
    2. Nigdy za malo, a wybor jest. Twoja mama byla tylko jeden dzien, a jakby byla dluzej to by codziennie dostawala liste-menu i wybierala, to byla atrakcja dnia pacjenta, przynajmniej dla mnie, na obiad byly dwie zupy do wyboru a drugich roznych dan more 5 no i desery tez byly rozne.

      Usuń
    3. U nas wybor byl miedzy normalnym, dietetycznym i halal dla innoziemcow, naprawde bylo z czego wybierac nawet, jesli czegos sie nie lubilo. Do kazdego obiadu deser i owoc.

      Usuń
    4. Oprocz trzech glownych posilkow: sniadanie, lunch, obiad, bylo male cos pomiedzy sniadaniem a lunchem, a potem taka skromna kolacja. Ja jako pacjent onkologiczny mialam dodatkowa liste roznych fajnych dan, wiec zamiast standardu wybieralam jeszcze lepsze ciekawsze jedzenia i dwa razy dziennie dostawalam drinki wzmacniajace, moglam tez miec sportowe drinki, nawet w puszkach rozne slodkie gazowane koszmary, nie bylo nudy jedzeniowej.

      Usuń
    5. Fuj! Nie ma nic gorszego od gazowanych przeslodzonych drinkow w puszkach bleee... Kiedys sprobowalam taki energy drink i myslalam, ze zwymiotuje, ohyda.
      Jedno jest pewne, lepiej byc zdrowym.

      Usuń
    6. Zgadza sie lepiej byc zdrowym, ale jak mus to mus i szpital trzeba polubic i jesc trzeba tak jak pisze nizej Boguska. Mialam pokoj dwuosobowy, ja bylam ciagle a inne sie zmienialy, raz byla taka mloda kobietka co nie chciala nic jesc tylko lody, wiec dostawala lody, postawili jej mala lodowke przy lozku i dostala karton lodow.

      Usuń
    7. W tutejszych szpitalach sa pokoje 2 i 3-osobowe, mnie raz trafila sie jedynka, wprawdzie bez lazienki, ale i tak bylam zadowolona i samiutka, lubie tak, bo denerwuja mnie niektorzy wspolpacjenci, szczegolnie gadatliwi.
      A lody w szpitalu to dostawala corka, kiedy miala migdalki usuwane :)))

      Usuń
    8. Czesto bylam w jedynce czyli izolatce. Pielegniarka mi powiedziala, chcesz byc sama zacznij kaszlec w nocy i przeszkadzac, no i poszlam do izolatki z ladna lazienka tylko dla mnie, lodowke mialam, ale czasami izolatka byla potrzebna naprawde wiec musialam wracac do dwuosobowego, mialam troche urozmaicenie.

      Usuń
    9. Ja na szczescie nigdy nie musialam lezec dlugo w szpitalu, wiec nigdy nie zdazylam sie znudzic. Jak mnie nosilo, to popylalam kilometry po korytarzu, bo szczesliwie moglam, nie bylam lezaca. Sporo czytam, duzo slucham podcastow, czasem poogladam telewizje. Rzadko mam chec rozmawiac z innymi, bo najczesciej gadaja o chorobach, a to nie jest moj ulubiony temat.

      Usuń
  2. Doskonałe śniadanie! W PL-u jest różnie, zależy od szpitala; w jednych (mówię o państwowych) całkiem nieźle karmią, w innych za to można ładnie schudnąć. Wiem, wiem. chorzy nie powinni głodować...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wlasne oczy widzialam, co mama dostala na kolacje, kiedy zawiozlam ja dzien wczesniej przed operacja do szpitala. Na plastikowym talerzu kromka chleba, twarda jak kamien kostka masla, jeden plasterek jakiejs mortadeli i pol rzodkiewki, do tego plastikowy nozyk.
      Moze w stolicy jest lepiej, w miescie Uc nie slyszalam, wszedzie tak samo, wszyscy narzekaja.

      Usuń
    2. Pół rzodkiewki???? Co za rozpusta!

      Usuń
    3. Prawda? Ale to juz nawet nie jest smieszne, to dramat.

      Usuń
  3. Jedzonko wygląda na smaczne. Leżałam ostatnio dobrych parę godzin...żadnego jedzenia, bo przed i po zabiegu w narkozie a nawet picia. wszystkie miałyśmy własne wody. więc nie wiem, jak to wygląda. wierzę na słowo, że kiepsko. Choć dwie dekady lat temu Naczelnik wylądował na zapalenie płuc w nieistniejącym już szpitalu i się nie skarżył na jedzenie...a i tak Matkajadwiga mu tm donosiła codziennie owoce, warzywa...ale to było dawno i nieprawda. Natomiast ja chyba bym zeszła z powodu śmierci głodowej, bo i tak nic nie mogę przełknąć...w szpitalu. mnie tak przygnębia że natychmiast dostaje depresji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedys to w Polsce bylo inaczej, a szpitale zywily pacjentow nawet nienajgorzej, ale potem trzeba bylo zbierac na haracz dla wiadomokogo , no i samemu krasc ile wlezie, wiec dla szpitali nie wystarczalo. A swoja droga to chyba te jednorazowe naczynia i sztucce trzy razy dziennie wiecej kosztuja niz kosztowalaby przemyslowa zmywarka i komplet naczyn.

      Usuń
    2. owszem i jakie to w chuj nieekologiczne.

      Usuń
    3. Bogusia pisala, ze jest to motywowane obawami przed covidem. Dziwne, ze w Niemczech tez jest covid, a pacjenci jedza z porcelany i normalnymi metalowymi sztuccami. I jakos mamy mniej zakazen szpitalnych niz Polska.

      Usuń
  4. O rany! pięknie! a ja jeszcze widzę szpitale wenezuelskie to dopiero jest koszmar, chyba ,że jest się w prywatnych.
    Jak dobrze, że wzięłaś mamę do siebie..będziesz całe życie wdzięczna sobie za tę decyzję. Wiem .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie! To byla jedna z lepszych decyzji w moim zyciu, przynajmniej mam wszystko pod kontrola, a mama ma lepsza opieke medyczna, co w jej wieku nie jest bez znaczenia. Z tym, ze mama jest odmiennego zdania i caly czas marudzi.

      Usuń
  5. Ja na szpitalnym żarciu wylądowałam w zeszłym roku i to wspominam jako koszmar. Jeszcze śniadania i kolacje, to jakoś można było przeżyć, to obiady dla mnie były koszmarem. Zupa, nie wiadomo co to było, ale zawsze wpakowane w nią była ogromna ilość pieprzu cayenne, drugie danie, to breja ziemniaczana, a najgorsze, to była jarzynka z marchwi gotowanej, startej na dużych oczkach plus do tego cebula razem gotowana, trochę tak startego selera i pietruszki. Było to obrzydliwe i do tego gorzkie. Jedyną smaczną rzeczą był chleb. Wszystko pakowane w jednorazowe naczynia - covid. Ja jadłam to przez rozsądek, bo chciałam żyć, a rodzina nic do jedzenia, oprócz słodyczy, piżamy i wody mineralnej nie mogła dostarczyć, słodycze miałam dozwolone, bo miałam takie spadki cukru, a szpital nie miał nic, co mogło by go podnieść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No patrzaj, u nas tez covid od dwoch lat bez przerwy, a naczynia sa wielokrotnego uzytku i jakos ludzie sie w szpitalach od tych naczyn nie zarazaja, ani od sztuccow. Zreszta kiedy mama byla z reka w szpitalu, nikt o covidzie jeszcze nie slyszal, a juz wszystko bylo jednorazowe, wiec to raczej nie covid jest przyczyna.
      Jak to, to rodzina dostarczala pacjentom wode do picia? Przeciez to powinno byc w szpitalu w ilosciach nieograniczonych.
      Tu dajesz w szpitalu rozpiske, jakie leki przyjmujesz i juz oni sie martwia, zeby je regularnie podawac, nie musisz brac z domu wlasnych.

      Usuń
    2. Oj tak tego chleba polskiego to zazdroszcze, wlasnie w czasie mojej chemii duzo marzylam zeby zjesc pajde chleba polskiego, moglo byc ze smalcem.

      Usuń
    3. Na szczescie niemiecki chleb jest bardzo podobny do polskiego, wiec nie mam takich tesknot, ale psiapsia z USA bardzo sie skarzy na brak dobrego pieczywa.

      Usuń
    4. Mam tutaj podobne chleby do polskich, wiec na codzien nie narzekam, sa nawet polskie piekarnie w Melbourne, ale jak jest szpital, chemia to marzy sie dokladnie o pajdzie chleba swiezego jedzonego dawno temu w Polsce. tak jak marzylam w nocy w szpitalu o mlodych ziemniaczkach tak jak moja mama to robila.

      Usuń
    5. Kocham te proste letnie obiady, mlode kartofelki wielkosci orzecha, ze skorka, bo co tu obierac? Nieco podsmazone na masle, z koperkiem, a do tego zimne zsiadle mleko i nic wiecej.

      Usuń
    6. No dobra, nie bede juz skrobac tych ziemniaczkow i podsmaze na masle, koperku odrobine bo jakis inny niz ten polski, na szczescie jest dobry kefir w sprzedazy.

      Usuń
    7. A nie ma u Was zsiadlego mleka? Wprawdzie kefir jest tez bardzo smaczny, ale tu mozna kupic w sklepie rewelacyjnie dobre zsiadle mleko, ktore nazywa sie Dickmilch (jakby "grube" mleko).

      Usuń
    8. Chyba nie ma ale ten kefir jest jak mleko zsiadle,bo sa rozne kefiry ale znalazlam taki jak trzeba.

      Usuń
    9. Kefiry tez mamy pyszne, czesto robie koktajle truskawkowe w sezonie.

      Usuń
  6. Jeszcze do tego nikt ci nie pomógł z jedzeniem. Stawiano na stoliku i nie obchodziło nikogo, czy będziesz sama mogła zjeść. Zapomnij o tym, żeby zrobić coś sobie gorącego do picia. Nie było wolno i koniec. Czajnik był dopiero na tzw ozdrowieńcach, ale co z tego, gdy nie mogli ci podać, ani kawy, ani herbaty, nie wspomnę o cukrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przy tym wszystkim braki spozywcze to naprawde male piwo w obliczu stosunku personelu medycznego do pacjentow i ich rodzin. Wszyscy sa traktowani protekcjonalnie i z gory, jak intruzi zaklocajacy swiety spokoj jasnie pielegniarek, ktore zachowuja sie, jakby robily laske, ze zyja i w ogole tam sa.

      Usuń
    2. Rozpiska leków??? Swoje przynosisz lub rodzina dostarcza i musisz pilnować, żeby "łaskawe" panie ci je podały w odpowiednich porach. Przy wyjściu musisz się dobrze upominać o zwrot takowych, a najczęściej i tak ich nie dostajesz, bo okazuje się, że je już skończyłaś... Nigdy nie myślałam, że będę tak źle wyrażała się o szpitalu i pobycie w nim...
      Acha, znów podtytuł z ogromnymi czerwonymi literami 🤣🤣🤣

      Usuń
    3. Nie mam zadnego wplywu na duze czerwone litery, ale ze podtytul? Nie ma u mnie na blogu zadnego podtytulu, jest tytul, a potem tresc.
      Mnie wystarczyla ta krotkotrwala obecnosc na oddziale, kiedy mame tam dostarczalam i pozniej odbieralam. Personel traktowal nas obie jak intruzow.

      Usuń
  7. Ja też mam te wielkie czerwone litery.
    Strach mnie bierze na sama myśl o szpitalu. Dotąd w naszym mieście było przyzwoicie, ale wiadomo; inflacja, kryzys, po prostu strach się bać. Jacek podczas chemii nie narzekał, prosił tylko o pomidory, ogórki i owoce. I miał zawsze ze sobą własny nóż, bo te szpitalne były do niczego. A wyboru nie było, tylko diety. Inna dla sercowców, inna dla cukrzyków itd.
    Z posiłków szpitalnych pamiętam jeden. Kiedy w 85 rodziła się moja córka, wypisano mnie do domu w sobotę wielkanocną, więc dostałam przed wyjściem śniadanie. Było jajko na twardo. Jedno. Gotowane zbyt długo, z tą charakterystyczną, zieloną powierzchnią żółtka. Tak się turlało po talerzu i dostałyśmy totalnej głupawki. Nie pamiętam dokładnie, co jeszcze dostałam, ale musiało coś być, choćby chleb i jakieś masło czy inne smarowidło. Jednak pamiętam tylko to turlające się po talerzu jajko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Juz kiedys pisaliscie, ze u Was wystepuja takie czerwone litery, u mnie ich nie ma, tylko w telefonie, ale nie sa wielkie, tylko czerwone. :)))
      Mamie tez sie jajko turlalo, choc nie za bardzo, bo zakryte bylo widoczna na zdjeciu szklanka, pewnie po to, zeby nie wystyglo za szybko. I bylo wprawdzie na twardo, ale w sam raz do jedzenia.

      Usuń
  8. Nie mam żadnych (odpukać) szpitalnych doświadczeń, a z porodów nic nie pamiętam, wiałam ze szpitala w podskokach zaraz po nich :) Więc się nie wypowiem. Wnuczka leżałam nowo otwartym centrum zdrowia dziecka w mojej wiosce, miała "jedynkę" z własną łazienką, jedzenie (obiad) też źle nie wyglądało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziewczyny pisza, ze nie w kazdym szpitalu w Polsce jest tak dramatycznie z jedzeniem, ja moge tylko potwierdzic to, co sama widzialam, kiedy towarzyszylam mamie przed i po operacji lub na zdjeciach z internetu. Moze sa szpitale, ktore nie borykaja sie z problemami finansowymi i wyborem, czy ma zabraknac materialow medycznych, czy zaoszczedzic na jedzeniu. Wyboru nie ma.

      Usuń
  9. W 2019 leżałam 18 dni tu w szpitalu - primo- mogłam wybrać dietę, więc wybrałam swoją, bezglutenową. Jedyne na co mogłam bardzo narzekać, to na mój brak języka, ale podsyłano mi lekarkę znająca biegle rosyjski i nie miałam problemu by się dogadać. Gdy szło o coś bardziej skomplikowanego to telefonowano do córki. Panie pielęgniarki wynalazły na oddziale starszą panią, też połamaną, Polkę i tak przemeblowano na oddziale, że leżałyśmy razem w jednym pokoju, we dwie w trzyosobowej sali z łazienką. Obiady były zawsze super, gorące, faktycznie bezglutenowe i smaczne,śniadania i kolacje też smaczne. Na normalnej zastawie. Gdy w Polsce mój mąż leżał w Instytucie Kardiologi (wiodąca placówka) to ja mu codziennie przywoziłam z domu obiad i kolację, bo to tam serwowali było jego zdaniem niejadalne. Ostatni raz gdy w Polsce leżałam po operacji pęcherzyka żółciowego to nie wiem jakie tam było jedzenie, bo wyszłam na 3 dnień po operacji i nic nie dostawałam do jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Polsce bylam w 1972 roku przez tydzien w szpitalu na wyrostek robaczkowy, bo kiedys to byla calkiem duza operacja, nie to co teraz. I pamietam, ze jedzenie bylo no moze nie takie jak w domu, ale powiedzmy jak na wczasach FWP, w sumie dosc smaczne. Potem bylo juz tylko gorzej, kiedy szpitale zaczely sie same finansowac i placic niemale haracze szamanom, ktorzy pod pozorem pociechy duchowej znosili najgorsze zarazki do sal szpitalnych. Pacjent znalazl sie przy tym na ostatnim miejscu razem ze swoim jadlospisem.

      Usuń
    2. Jedzenie w szpitalu mogło być nie najgorsze, pod warunkiem, że mieli dobrych kucharzy, zaplecze kuchenne i potrafili w okresie profitu warzyw i owoców zrobić zapasy, zawekować je. Niestety, ktoś na górze doszedł do wniosku, że kuchnie są niepotrzebne, że jedzenie może robić katering zewnętrzny, że będą oszczędności na wynagrodzeniu i tak się popierdzieliło do końca z żarciem w szpitalach

      Usuń
    3. Ano tutaj teraz jest dokladnie tak samo, tez jest zewn etrzny catering, bo to bardziej oplacalne i juz chyba tylko duza klinika ma wlasny blok kuchenny, reszta szpitali korzysta z uslug kuchni zewnetrznych. Co nie przeszkadza, ze jedzenie nadal jest smaczne i gorace dostarczane pacjentom, na porcelanowych talerzach i z metalowymi sztuccami. A wiec mozna oszczedzac bez strat na smaku czy jakosci.

      Usuń
  10. Cztery razy byłam w szpitalach i to w trzech różnych. Jedzenia nie pamiętam, bo i tak jeść mi się po operacjach nie chciało. Jedno co zapamiętałam z ostatniego pobytu, to przyniesiono mi grysik, a ja leżałam akurat pod kroplówką i pani powiedziała, że jak zejdzie kroplówka, to mi go odgrzeje w mikrofali i przyniesie ciepły. Był to mały szpital, poza moim miejscem zamieszkania. Podejrzewam, że w moim szpitalu, zostawiła by mi ten talerz na szafce, a może się mylę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Duzo zalezy od personelu, ja mam z Polski bardzo zle wspomnienia. Nie dosc, ze pielegniarki maja irytujaca maniere odzywania sie do starszych osob per babciu, to jeszcze o malo mamy nie okradly z obraczki, ktora musiala zdjac do operacji, a potem glupio pytaly, czy ja w ogole miala. O jedzeniu juz pisalam, tragedia.

      Usuń
  11. Calkiem przyzwoicie to wyglada.
    Tylko raz, bardzo dawno temu, mialam bardzo watpliwa przyjemnosc poznac zywienie w tubylczym szpitalu publicznym i mam nadzieje, ze tak szybko nie bede musiala tego powtarzac, bo horrory to ja tylko na ekranie lubie ogladac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli u Was jak w Polsce? Ja nie moge narzekac, tutaj i jedzenie, i opieka sa wzorcowe, choc nie brakuje narzekajacych, ale ja sie do nich nie zaliczam.

      Usuń

Zostaw slad, bedzie mi milo.

Maja nas za idiotow?

  Polska swietuje rocznice przystapienia do unii, no ja mysle, skoro ma same korzysci z tego przystapienia, gorzej z tym u nas, ja wolalabym...